Skocz do zawartości

Buon giorno pomidory!


Loczek

Rekomendowane odpowiedzi

Rewanżowa potyczka zbiegła się w terminie z operacją kręgosłupa matki Prudencio. Patrizia uszkodziła odcinek krzyżowo-lędźwiowy niesiona falą emocji jaką wywołała informacja, że w Sydney będzie panował nieurodzaj cukrowy. Sklepy serwowały promocje przekraczające granice normalności i ludzie wywozili całe wózki paletek białego proszku. Patrizia postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i gramoląc się wąskim korytarzem na tyły supermarketu wyrżnęła orła na mokrej posadzce, którą pozostawiła starsza pani popuszczając mocz po udach.

- Ty, Gavalas, powiedz mi skąd bierzesz tą herbatę? – spytał McFlynn racząc się małą filiżanką świeżo zaparzonego trunku. Czuł jak przyjemna strużka ciepła spływa mu po plecach wprowadzając niecodzienny stan relaksu. Ptaszki fruwające nad głowami powoli zaczynały zataczać coraz większe kręgi, a trąbiące samochody przestawały hałasować.

- A takie tam, wyroby z domowej spiżarni. Sam suszę. To wyciąg z niezwykle egzotycznych roślin uprawianych na południu Ameryki Północnej. Suszone listki mieszam z suszkami dzikiej róży, liścia bananowca i koperku, dodaję do tego kropelkę miodu i soku z ananasa.

McFlynn wykrzywił usta w grymasie obrzydzenia, a później ściągnął buty i wystawił dziurawe, wilgotne skarpetki na publiczny widok. Emanując szczęściem pozdrowił przechadzających się studentów środkowym palcem, a później zatopił go w małżowinie usznej wyciągając ze środka pełzającą larwę tropikalnego motyla.

 

Rewanżowy mecz z irańskim gościem oblepił trybuny nowymi pośladkami. Oprócz rodzin przybyły też pielgrzymki Aborygenów z plemienia Great Spear zamieszkujące ostatni wolny obszar nie-cywilizacyjny na wschód od miasta. Wysłano specjalną delegację z kurii biskupów ze wschodniej Europy, studentów językoznawstwa i komunikacji społecznej, watahę najlepszych bejsdżamperów a także cały zastęp harcerzy, który koczował w Sydney od zeszłego tygodnia na polu namiotowym, na którym aż roi się od śmiertelnie jadowitych pająków.

- A wiesz, słyszałem ciekawą opowieść od mojej sąsiadki.

- Tej co jest gościnna w kroku?

- Nie ważne. Ona złapała węża jak był mały. I wiesz, karmiła skurczybyka latami, a jak puszczała go na wolność, to właził jej do łóżka i kładł się obok niej wyciągnięty jak struna. Na początku śmiała się z tego, ale z czasem, jak wąż był upierdliwy, poszła do weterynarza. Jak się później okazało to było normalne zachowanie zwierzaka.

- Każdy się kładzie do wyrka?

- Nie. On się kładł latami do łóżka bo chciał sprawdzić, czy już jest odpowiednio wielki by ją połknąć. Czaisz?

 

Składy obu zespołów nie uległy zmianie. Cabron zastanawiał się czy aby na pewno dobrym rozwiązaniem będzie niezaskakiwanie rywala domieszką włoskiego cattenachio, ale ostatecznie postanowił postawić na swoim i nastawił ekipę niezwykle ofensywnie. Gdy arbiter główny meczu zadął w gwizdek po raz pierwszy obie ekipy rzuciły się do frontalnego ataku kosząc równo z trawą wszystko i wszystkich. Kibice mieli tego dnia spektakl przepełniony brutalnością i ofiarnością. Już w pierwszej minucie meczu Ali Eslami ujrzał żółty kartonik bo brutalnym wślizgu od tyłu na nogi Ryalla. W 27 minucie Grant opuścił murawę na noszach. Interweniując przy linii autowej został wypchnięty przez rywala w stronę trybun i wpadł prosto na dwóch kibiców pochłaniających właśnie gorącą, pięciokilogramową golonkę – na spółę. Poparzony Grant został odwieziony do szpitala, a mecz toczył się w najlepsze dalej. W 77 minucie zdobywca pierwszej żółtej kartki dołączył do kolegi z Sydney. Panowie od noszy znieśli chłopa z kolanem zgiętym w drugą stronę, a z trybun zdało się słyszeć głośne szepty „ Patrz, ma teraz syrę jak u żyrafy ”. 82 minuta meczu to kontuzja Jasona Culiony. Rosły Australijczyk padł jak rażony piorunem po uderzeniu z łokcia i umarł na moment. Po spotkaniu w szpitalu stwierdził, że widział jasne światełko na końcu tunelu i, że ktoś do niego szeptał „ Kruca fuks, nie tędy leziesz debilu ”. Po 90 minutach meczu wynik nie uległ zmianie, a bezbramkowy remis promował do finału ekipę Prudencio Nelsona Cabron.

Liga Mistrzów Półfinał Rewanż

24.10.2012, kibiców 30095

Sydney FC 0:0 Sepahan

Odnośnik do komentarza

Dzień finału Azjatyckiej Ligi Mistrzów był dniem magicznym. Na samym początku, nim pierwszy kur zapiał Prudencio po raz pierwszy od kilkunastu lat uklęknął przed wizerunkiem Matki Boskiej i ze złożonymi rękoma na piersi modlił się o wsparcie. Kiedy wymawiał pierwsze słowa pacierza poczuł, jak niewidzialna siła naciska na jego plecy, jak obraz przed jego oczyma powoli zaczyna nabierać trójwymiarowych kształtów. W powietrzu zaczął się unosić zapach spalonego ciasta.

- To już dziś? – spytał Prediccion siadając na krawędzi łóżka. Aktualnie miał na sobie seledynowy dres z archaicznym logo Adidasa, moherową czapkę rodem z domu polskich decydentów i długie, szare kalosze.

- Co masz na myśli?

- No dzisiaj będziesz kimś? Od dziś do za rok minie tyle czasu ile średnio poświęcasz na ulżenie sobie drapiąc głowę.

Prudencio nie rozumiał o czym stwór do niego mówi. Siła naporu tej niewidzialnej siły powoli przysuwała go do lustra, które wisiało po lewej stronie, nieopodal kominka.

- Czujesz? To zapach zwycięstwa i porażki. Pachnie zupełnie tak, jak przypalony marchewkowiec Patrizi, nie sądzisz? A, właśnie – Prediccion wydobył z kieszeni wielką, zakurzoną księgę. Na jej wierzchniej stronie znajdowały się cztery pozłacane runy.

- Dzisiaj gramy z Chinami – zakomunikował Cabron unosząc się z kolan.

- Tu jest zapisane to, co powinienem wypowiedzieć przenosząc się w inny wymiar. Chcesz zacząć żyć w pełnym znaczeniu tego słowa? Bo w Australii jest to niemożliwe.

-Kiedy mi tu dobrze.

- Tak? A co tutaj takiego masz czego mieć nie możesz gdzie indziej? Babę masz?

- Nie.

- Bo boisz się podejść i zagadać.

- Może.

- Jak nie wiesz co powiedzieć to podejdź, chwyć ją po prostu za rękę i powiedz „ A co mi tam. Gorsze ruchałem ”.

Prudencio parsknął śmiechem i natychmiast znalazł się na Sydney Football Stadium, przy ławce trenerskiej, na której siedział on sam. Wybałuszył oczy i cofnął się przecierając oczodoły pięściami.

- To ty – rzekł Prediccion – zaczęło się!

- Ale co się zaczęło?

Ponad czterdzieści pięć tysięcy kibiców zgromadzonych na trybunach tworzyło niezapomniany widok. Sydney Stadium od dawien dawna nie widział tylu ludzi, przez co piłkarze czuli nieprzyjemny stres.

- Zaraz wprowadzisz ludzi korytarzem na boisko. Zwykle robi to kapitan, ale dzisiaj postanowiłeś zrobić to samemu. O, popatrz, zaczęło się. Cholera, Gavalas nie gra?

- No mówił, że ma problem z rzeczywistością. Widzi duchy zmarłych ludzi, jarał z Beniaminem Franklinem i Judaszem, a później mówił, że dostał misję od Hana Solo – upalić i zgwałcić Borynę z Dziadów jakiegoś Mickiewicza. I teraz leży w domu, z wysoką gorączką.

Prediccion pokręcił z niedowierzaniem głową.

 

Sydney :

Necewski – Jamieson, Griffiths, McFlynn, Cole – Carle, Antonis, Petratos, Lum – Bridge, Del Piero.

 

Guangzhou

Yang Jun – Xiong Jilong, Wang Chenglong, Kotev, Jianhua – Chen Weidong, Conca, Yang Hao, Job – Barrios, Cleo.

 

Finał Ligi Mistrzów był dreszczowcem. Pierwsze i drugie czterdzieści pięć minut nie dało żadnego gola, przez co obie ekipy musiały rozegrać dogrywkę. Predicion dokonał zmiany. Za zmęczonego Del Piero na murawę wszedł szesnastoletni Sebit El Fatih – filigranowy chłopak z anoreksją i krzywym zgryzem, który w Sydney pojawił się pół roku wcześniej, gdy podczas jednego z treningów zwinął piłkę i ze schowaną pod pachą próbował czmychnąć przez ogrodzenie. Jeden z ochroniarzy dogonił chłopaka, przyprowadził do trenerów i tak oto El Fatih ( syn saudyjskiego przemytnika i australijskiej pani kominiarz ) został pełnoprawnym członkiem drużyny. W 103 minucie Necevski skapitulował po raz pierwszy. Dario Conca potwornie mocno huknął pod poprzeczkę z najbliższej odległości i niemal całe Guangzhou wbiegło na murawę. W 116 minucie Sebit El Fatih na pełnej prędkości wpadł w pole karne, zamarkował uderzenie z woleja i z chirurgiczną perfekcją lekkim pyknięciem wrzucił piłkę nad wyłożonym bramkarzem. Mecz miały rozstrzygnąć karne, w których Australijczycy okazali się lepsi. Wszyscy bezbłędnie wykonywali swoje jedenastki, natomiast u gości pomylił się Kirii Kotev pakując piłkę pół metra obok bramki.

Liga Mistrzów FINAŁ

17.11.2012, kibiców 45004

Sydney FC (5) 1:1 (3) Guangzhou

( Sebit El Fatih ) ( Dario Conca )

 

- Niesamowite. Wygraliśmy? Prudencio zwrócił się w kierunku Predicciona, któremu wyrósł na środku czoła barani róg. Starzec usiłował go odkręcić z czaszki, ale gdy przekręcał go w lewo z tyłka wyrastał mu ogon, a gdy przekręcał w prawo z tyłu głowy wyrastała mu twarz Billa Cosbyego.- Pierdolone runy. Wiedziałem, że coś przekręcę. Dawaj tu Catharzis, bo zaraz zamienię się w jakiegoś kozojeba.

Prudencio zamknął oczy i wytworzył dwie prostopadłe niewidzialne ściany.

- Bardzo dobrze. Uczysz się. Teraz pomyśl co chciałbyś w życiu osiągnąć, następnie wyciągnij obie ręce przed siebie i pozwól Catharzis zanurzyć się w twoim ciele. Gdy poczujesz przyjemny chłód i zapach spalonego marchewkowca przywołaj w myślach obraz człowieka sukcesu. Takiego człowieka, który według ciebie posiada wszystkie atrybuty potrzebne do tego, żeby być kimś.

Cabron skinął głową na znak, że rozumie.

- Zatem wskakuj w czasoprzestrzeń! I pamiętaj, myśl pozytywnie! POZYTYWNIE!

Przed Cabronem wyrosła ogromna dziura przypominająca wir. Pęd powietrza wciągnął go do środka i zniknął w czeluściach.
Odnośnik do komentarza

Było wilgotno i parno. Nad głowami krążyły pięciooczne stworzenia przypominające bumerangi które wybałuszały wielgachne ślipia na Predicciona i Prudencio. W powietrzu unosiła się woń palonego ciasta, a wschodni wiatr nawiewał na pędzących w powietrzu płatki ciepłego śniegu. Bezwładne ciała mknęły z prędkością drepczącej staruszki wzdłuż dziwnie wyglądającego korytarza. Pomieszczenie było wypełnione ze wszystkich stron krzywymi zwierciadłami.

- O w mordę! – ryknął Cabron strącając pacnięciem dłoni czyjąś rękę.

- Nie wolno ci myśleć o tym co było. Masz myśleć o tym co jest, co powinno być. W przeciwnym razie porwą cię i rozszarpią na kawałeczki zmieniając na zawsze bieg historii. Widzisz ich? – Prediccion wskazał na górną część korytarza. Tysiące ludzkich nienaturalnie powyginanych ciał uprawiało seks. Kobiety wsuwały w pochwy nogi, głowy, ręce, mężczyźni wsuwali penisy we wszystkie otwory na ciele swoich kompanek i kompanów. Porozrywane ciała broczyły krwią. Z głów wypływały mózgi pożerane przez ludzi leżących obok. W dziury na ciele po kulach, po ostrzu miecza wsuwano języki, wygryzano kawałki mięśni i wsuwano w te otwory penisy, palce, nosy. Wydłubywano oczy, łamano kości, wypruwano żyły.

- Kim są ci ludzie?

- To niewolnicy z prehistorii. Ci z dziurami na ciele zginęli na polu bitwy cięci mieczem, nożem, zastrzeleni, albo po prostu popełniali samobójstwa. Są tu wszelkie plugastwa – geje, lesbijki, biseksualni, mormoni, politycy i ludzie aseksualni. Coraz częściej zdarzają się osoby, które nie odnalazły swojej drogi w życiu, osoby niespełnione, wiecznie niezadowolone, samobójcy i ci, którzy zaprzedali dusze diabłu.

Po tych słowach wyrósł przed nimi Osama Bin Laden trzymający w dłoniach dwie głowy przepięknych blondynek. Spojrzał na mężczyzn po czym wsunął w otwory w głowach, w miejscu gdzie powinna znajdować się szyja, garść i wydobył ze środka mózg wsuwając całą zawartość w usta.

- Szybko! Myśl o tym kim chcesz być!

Prudencio w myślach wykreował postać dobrze ubranego biznesmena, który zasiada na czele zarządu dobrze prosperującej firmy. Za oknem rozpościerał się widok na kilka perfekcyjnie przystrzyżonych, zielonych boisk do piłki nożnej.

- Spójrz!

Bin Laden zaczął się obrzydliwie głośno rechotać i po chwili został wciągnięty przez szczeliny w lustrach i rozdarty na drobne kawałki, które po chwili zostały pożarte.

- Przed nami jeszcze długa droga.

- Co się tu właściwie dzieje?

- Podążamy w przyszłość. Spójrz w te lustra, ale broń Boże nie zaglądaj na te ptaszyska. One wypatrują w tobie najgorsze cechy, a później wytwarzają potwory jak ten przed momentem.

- To mam myśleć wyłącznie o przyjemnościach?

- Wyłącznie! W przeciwnym razie w czasie rzeczywistym nigdy się nie narodzisz. A tego byśmy nie chcieli?

Prudencio skinął pojednawczo głową, a później odwrócił się w prawo. W jednym ze zwierciadeł widział siebie podążającego parkową alejką, w towarzystwie pulchnej brunetki pchającej wózek z małym dzieckiem. Trawniki były zielone, uliczki pedantycznie zadbane, na ławkach siedziały pary staruszków wtulone w siebie jak za czasów młodości.

- Kim jest ta kobieta?

- To zwykła uliczna dziwka do której przylepiłeś się zaraz po wygraniu Ligi Mistrzów. Wracałeś do domu zatrzymując się na obrzeżach miasta. Zrobiła ci loda za darmo, a ty w ramach podziękowania zaprosiłeś ją na spacer.

- To po co to wszystko?

- Ta kobieta zginie pod kołami wielkiego Jeepa dwa dni po tym, jak po raz ostatni widziano cię w jej towarzystwie. Policja będzie cię podejrzewać o morderstwo, wylądujesz w areszcie na trzy tygodnie. To początek twoich problemów w Sydney.

- Problemów?

- Spójrz tam! – Prediccion wskazał miejsce w którym jedno ze zwierciadeł drgało jak galareta.

Cabron przecierał oczy ze zdumienia siedząc na ławce trenerskiej. Po prawicy szaleli kibice, po lewej stronie piłkarze ciskali z nerwów bidonami o murawę. A na niej rozgrywał się mecz w Klubowych Mistrzostwach Świata. Po jednej stronie Sydney FC, po drugiej sławny Real Madryt.

- Zła polityka transferowa, lekkomyślne kontraktowanie, bajońskie gaże. A nie miało to przełożenia na rezultaty osiągane na międzynarodowym podwórku. Problemy w domu, odejście ojca, postawiono ci zarzuty morderstwa, a później prezes przywołał cię do swojego pokoju i zrównał z ziemią, bo Sydney poległo z Realem Madryt.

- No ale co w tym dziwnego?

- Dziwne były rozmiary porażki. Sydney FC 0:13 Real Madryt! Po tej porażce na własnym stadionie doszło do starć pomiędzy kibicami z Hiszpanii a kibicami z Australii w wyniku których pasierb prezesa Sydney został posłany na wózek inwalidzki a dwóch jego przyjaciół wącha kwiatki od spodu. Prezes szalał, ale póki miałeś ważny kontrakt nie był w stanie wywalić cię z drużyny. Rozumiesz do czego zmierzam?

Prudencio odwrócił wzrok i oczom jego ukazały się dwie mogiły z australijskimi flagami, przy których klęczało kilkanaście osób pogrążonych w czarnej rozpaczy.

- To moja wina?

Po tych słowach w korytarzu zgasło światło.

- No nie. Co tym razem?

Raz po raz ciemność była przecięta bladym światłem gasnącej jarzeniówki. W ich stronę podążała mała dziewczynka ubrana w biały, zakrwawiony fartuszek. Miała dwie dusze, dwa serca, a paszczę szpecił podwójny szereg zębów.

- To strzyga! Pomyśl o jakiejś miłości, szybko!

Za każdym razem gdy blade światło przecinało ciemność dziewczynka była coraz bliżej. Prudencio czuł nieprzyjemny odór padliny.

- Masz! – Preddicion wsunął mu w dłoń drewniany trzonek od łopaty. Prudencio wziął zamach i z całej siły przebił malutką pierś kilkuletniej dziewczynki. Ta parsknęła śmiechem i rozmyła się w powietrzu, a zaraz po niej pojawiło się na nowo światło.

- Ile jeszcze będziemy tu tkwić?

- Póki nie zrozumiesz o co w tym wszystkim chodzi Cabron.

Odnośnik do komentarza

Na końcu korytarza było wyjście na wielki dziedziniec zamkowy. Liczne stragany serwowały najdziwniejsze produkty : szczurze czaszki nawleczone na bydlęce, suszone jelita; jądra walenia podawane w sosie tysiąca wysp, w panierce z kolendry, marihuany i skórki z marchewki; cudowny eliksir po którego zażyciu człowiek staje się niewidzialny; a nawet samo-duplikujące się kartki papieru do których się mówiło stwierdzając jaki dokument mają same z siebie stworzyć i kto ma na tym dokumencie figurować. Prediccion zatrzymał się na moment przy stoisku z żywymi skorpionami, chwycił za żyletkę i odciął jednemu kolec z jadem.

- Ile płacę? – spytał młodego mężczyznę odzianego w coś na styl worka po kartoflach.

- Jedną zmarszczkę i trzy mrugnięcia powieki – odparł ziewając w najlepsze.

- Co to za waluta? – zaśmiał się Cabron. Zmrużył oczy i przez moment wpatrywał się na walkę białej myszki z śmiercionośnym ogonem.

- Płacisz w naturze. Każda zapłata pozbawia cię czegoś, czego nigdy już nie odzyskasz. Spójrz – Prediccion wskazał na zagłębienie pod lewym okiem – oto obiecana zmarszczka. Takie prawa panują w życiu między wczoraj a dzisiaj.

- Kiedy dotrzemy do celu?

- Już niebawem. Na razie delektuj się widokiem sił nadprzyrodzonych, bo w życiu codziennym tego nie zaznasz. Spójrz – wskazał na niewielki różowy namiot z którego wnętrza wydobywały się turkusowe kłęby dymu – to ulubione miejsce tubylców. W środku mieszka Czycz – stwór, który na zawołanie przybiera wymarzone kształty i wciela się w różne postacie. Często odwiedzam skurczybyka jak jestem w okolicy. U was to się nazywa … - Prediccion zmarszczył czoło usiłując przywołać w pamięci odpowiednie określenie – burdel. Tak, agencja towarzyska.

- Słucham?

- Idziesz do Czycza, mówisz, że masz dzisiaj ochotę przelecieć Mię Farrow, Sandrę Bullock czy Królową Elżbietę i on zamienia się w tą właśnie postać. Najczęściej za godzinne dymanko chce w zamian kilka uśmiechów i miłosnych uniesień, ale cena zawsze należy do negocjacji. Ostatnio ledwo dałem radę tej wariatce od Hiltonów. Mówię ci – stwór otarł czoło dłonią, a później wsunął truciznę skorpiona między dwa przednie zęby, zamknął oczy i z ekstatyczną miną wciągnął całą zawartość w płuca.

- To dobre na wrzody żołądka, zaparcia i cholesterolowe złogi. Gówniane życie na waszej planecie kosztuje mnie mnóstwo zdrowia!

- Ja chcę już być u siebie!

- U siebie? Czyli gdzie? Bo chyba nie w Sydney? O czym marzysz Włochu? O życiu w dostatku? Jeśli chcesz uczynię cię najbogatszym człowiekiem na całym świecie. Będziesz pierdział kasą i podcierał sobie nią odbyt, odpalał od dolarów cygara. Będziesz miał haremy, plantacje kokainy i drogie samochody.

- Gdzie jest kruczek?

- Nigdy nie będziesz kochał. Niestety to częsta cena jaką płacą próżni ludzie za kilka uciech cielesnych. Są bogaci, mają liczne firmy, petrodolary, lubują się w markowych ciuchach i sportowych samochodach. Niestety gubią się gdzieś między wytryskiem a kreską dobrego towaru i umierają w samotności przekazując swoim dzieciom trylionowe kontrakty które nierzadko doprowadzają do bratobójczej walki o stołek. Czy tego chcesz?

Cabron schylił się by pogłaskać ganiającego swój ogon owczarka niemieckiego. Pies spojrzał czerwonymi ślipiami na Włocha, rozdziawił paszczę i ich oczom ukazały się cztery szczęki wyposażone w ostre jak brzytwa zęby. Każdy z nich obracał się dookoła własnej osi. Pies warknął jak tygrys, ale po chwili dostał porządnego kopniaka w dupę od kuśtykającego staruszka, który wędrował po całym bazarze prowadząc przed sobą szafkę z butami na czterech dużych kółkach.

- Poszoł won! – syknął wypluwając sztuczną szczękę. Pies zapiszczał i puścił się pędem wzdłuż alejki, a gdy skręcał w prawo został rozjechany przez pędzący bezdrożem walec za którego sterami zasiadał dwugłowy Jose Mourinho. Jedna z głów była młoda, druga stara. I obie dyskutowały zażarcie ze sobą waląc się raz po raz otwartą dłonią.

Prediccion zarechotał na widok stworzenia i rzekł :

- Chyba powoli nadchodzi nasza godzina.

- To znaczy?

- Musimy iść w stronę wschodzącego słońca.

- Ale którego? – Cabron wskazał na płaszczyznę prostopadłą do lokalnej osi pionu. Na horyzoncie pojawiło się sześć słońc i dwanaście księżyców. Wszystkie krążyły dookoła niewielkiej planety w kolorze spleśniałej śliwki.

- To orbita ambiwalencji. Każde słońce kumuluje w sobie pozytywną energię, pozytywne myśli, sukcesy zawodowe i naukowe. Księżyce są tak jak by hotelem dla tych gorszych czynów. Ten ostatni po prawej zamieszkują wyłącznie myśli o gwałcie, morderstwie i napadach.

- Po co go w takim razie trzymają? Nie można go wysadzić?

- To zachwiałoby równowagą czasoprzestrzeni. Przecież gdyby ludzie nie popełniali błędów świat szybko by zniknął. Bo skoro nie ma złych decyzji to wszyscy są bogaci, mądrzy, piękni. Piłka nożna przestałaby istnieć. Bramkarze nie puszczali by bramek, napastnicy strzelali by za to ich mnóstwo, ale obrońcy by nie pozwalali im na strzelenie ani jednej.

Prudencio pokręcił z niedowierzaniem głową i zauważył przepiękną rudowłosą dziewczynę ubrana w kusą hebanową spódniczkę. Miała na sobie długie i ostre szpilki a jej potężny biust spinał skórzany gorset najeżony ćwiekami.

- A to kto?

- To jest właśnie Czycz. Idzie teraz do tego kupca od gotowanych głów. Widzisz? O tam, po lewej stronie, zaraz za straganem z ludzkimi wnętrznościami jest stoisko w którym możesz zjeść całą głowę. Polują na ludzi którzy się powoli zatracają w pracy, w miłości, w swoich pasjach. To są ludzie straceni, dla których już nie ma ratunku. W świecie rzeczywistym odcinają im głowy, a gdy ciało zaczyna obumierać szybko w miejsce łepetyny wszczepiają implant. Człowiek żyje i funkcjonuje tak samo jak wcześniej, z tym, że już nigdy nie przestaje być szaleńcem. Żywą głowę wsadzają do kociołków napełnionych sosem grzybowym, albo zwykłą pomidorową z ryżem. Gotują je całymi dniami, a później podają na drewnianych talerzach tym, którzy pragną wzmocnić swoje postanowienia. Jak zjesz głowę kogoś, kto zatracił się w miłości do mężatki, już nigdy nie będziesz kochał w ten sposób. Jeśli zjesz głowę kogoś, kto nie widzi świata poza koszykówką, już nigdy nie poświęcisz swojego życia na równie durnowatą pasję.

- A ten Czycz?

- Nie, on nie je głów. Dzisiaj zamienił się w Rihannę z cyckami Pameli Anderson. To normalne w tego typu przypadkach. Widzisz, to w co się zamieni możesz ingerować. Na przykład – tors Di Caprio, twarz Dacascosa a dłonie Gibsona. Rozumiesz?

Cabron przytaknął spoglądając na cztery parujące kotły.

- Możemy spojrzeć co tam gotują?

Prediccion wzruszył ramionami i ruszyli w stronę ostatniego stoiska. Kilkanaście kotłów było przepełnione przeróżnymi głowami.

- Czego sobie życzycie przybysze? – zagaił sprzedawca obierając z futra koci ogon.

- Co tam macie?

- A przeróżne łepetyny. Tutaj po prawej gotuje się Joseph Fritzl, ale jego nie polecam. Łykowaty. O, tutaj mamy Luciano Moggiego i George Besta. To są rarytasy, ale kosztują kilkanaście wzwodów. Więc jak sobie życzycie. Mogę do tego dorzucić jedną z tych mniejszych głów – Saddama Hussajna albo jakiegoś żołnierza z czasów wojny w Wietnamie?

- Nie, dziękujemy. Nie mamy czasu na tak wykwintny posiłek. Może innym razem! Chodź Prudencio, chodź, pora na nas.

Ruszyli truchtem wzdłuż alejki wiodącej do stalowej bramy w kształcie kowadła. Na samej górze siedziało dwóch krasnoludów z brodami po kostki. Na głowach mieli pirackie czapki, a każdy w dłoni trzymał księgę z runami.

- Szybko, powiedz kim chciałbyś być!

- Ja?

- No a kto?

Krasnoludy zeskoczyły z wysokości i otwarły księgi na samym środku. Z ich wnętrza wyleciało kilka iskier, a później niebo przeszyły wielkie kolonie jednonogich kaczek, które z maniakalnym uporem zaczęły srać niezwykle rzadkim gównem na cały bazar.

- Chcę być menedżerem z prawdziwego zdarzenia! Chcę coś osiągnąć w życiu, by moi najbliżsi byli ze mnie dumni!

Pierwszy z Krasnoludów otwarł parasolkę w kolorze tęczy i podał ją drugiemu. Drugi krasnolud polizał zielone gówno które splamiło mu czapkę, a później rzekł :

- Smakuje zupełnie jak zupa cebulowa z Pizza Hut!

Prediccion chwycił Prudencio za dłoń i kazał się odwrócić tyłem do bramy. Przed nimi stali wszyscy sprzedawcy ze straganów, a rozjechany przez walec pies zaczął powoli nabierać pierwotnych kształtów. Nagle obaj poczuli silny podmuch powietrza.

- To już czas. Lecisz tam, gdzie cię wysłałem. Pamiętaj, jak będziesz czegoś potrzebował przywołaj Catharzis! Żyj pełnią życia Cabron! I na Boga, zostaw ten pieprzony faszyzm w spokoju!

Prudencio odwrócił się plecami do stwora i został wciągnięty w ogromny wir powietrza.

 

 

- Rusz dupę kochany. No ileż można leżeć w tym wyrku? Nażarłeś się wczoraj kebabów i puszczasz takie wiatry, że od piątej spałam na fotelu przy otwartym oknie.

Prudencio otwarł oczy i ujrzał drobną, niebieskooką blondynkę która w najlepsze malowała na czerwono paznokcie u nóg. Była całkiem naga.

- Przepraszam, ale czy my …

- Nie wypiłeś aż tak dużo, więc chyba pamiętasz? Najpierw ja ciebie, potem ty mnie. If You Know What I mean?

- Eee.

- Roger Blackmore, burmistrz naszego miasta mówił, że przyjdzie dzisiaj na mecz. Więc nie dajcie dupy. No, a teraz weź mnie jeszcze raz tak jak lubię!

Odnośnik do komentarza

- Ruchy ruchy. Co ty trener taki dziwny dzisiaj? – spytał Schmeichel mijając Prudencio na chodniku.

- My się znamy?

- Nie poznajesz? A z kim wczoraj piłeś w pubie pod Pękniętym Zębem? Mówiłem tym Czechom żeby nie lali ci tego zielonego gówna. Ale nie, oni swoje. Słowiański temperament. Naprawdę nic nie kumasz?

Cabron potarł czoło otwartą dłonią i klepnął Kaspera w bark.

- Muka? Za co?

- Co jest dzisiaj?

- Wtorek.

- A miesiąc?

Schmeichel zmierzył Włocha od góry do dołu, pokręcił z niedowierzaniem głową i parsknął śmiechem.

- Trener, mamy lipiec 2013 roku. Wszyscy wrócili już z urlopów, nikt już pił nie będzie. Obiecuję. Vydra miał wszczepić sobie kliny, więc nie będzie już inicjatorem.

- Dobra, to idziemy. Na trening?

- No a jakżeby inaczej – wyszczerzył zęby, rozejrzał się dookoła i puścił cichego, furczącego bąka.

 

Trzy zielone boiska treningowe naszpikowane sprzętem do ćwiczeń były przepełnione piłkarzami. Pierwszy i drugi zespół kopał na dwóch po lewej, juniorzy na mniejszym po prawej. Dookoła grających krążyli trenerzy i władczym tonem serowali kolejne zestawy ćwiczeń.

- Ja lecę do swoich. Sulivan musi przegrać tę pieprzoną rywalizację. Wiesz co mam na myśli?

- Taaa, yhym, wiem. Leć.

Cabron stanął przy szóstym rzędzie trybun i nabrał powietrza w płuca.

- A więc Prediccion wysłał mnie aż tutaj. W pizdu. Ciekawe kim była ta laska?

Odnośnik do komentarza

- Leicester? Dlaczego Brytole? Nie znoszę tego żarcia!

Prediccion wsunął rękę do kosza na śmieci i wydobył z wnętrza butelkę z winem. Odkręcił zębami plastykową nakrętkę i wlał resztkę cydrowego napoju w przełyk.

- I kim jest ta blondyna? To moja żona?

- Prudencio Prudencio Prudencio. Słuchaj chłopcze, bo powtarzać dwa razy nie będę. Ojciec chciał, żebyś wyszedł na ludzi.

- Który?

- Prawdziwy ojciec. Zdobyłeś w Australii wszystko, co było możliwe do zdobycia. W Klubowych Mistrzostwach Świata poległeś z kretesem z Kurewskimi … ekhm tfu! – z Królewskimi. Po powrocie do Sydney zakontraktowaliście jeszcze kilku młokosów z australijskim paszportem. Prezes poszedł po rozum do łba i zatrudnił pięciu nowych szkoleniowców. Nakłoniłeś go do skorzystania z możliwości pozyskania klubu filialnego. Wszystko rozrastało się systematycznie, tak jak powinno.

- No więc co ja tutaj robię?

- Z czasem zacząłeś drążyć tematy finansowe. Klub wypłacał ci pokaźne kwoty za sukcesy; te podwórkowe i te międzynarodowe. Piąłeś się po szczeblach popularności dając tym samym mediom pożywkę do płodzenia nowych reportaży, dokumentów i felietonów. A logicznym jest, że krwiopijcy jak złapią motyw to będą go drążyć póki nie wyssą z ciebie ostatniej złotówki. Otworzyłeś restaurację z włoskim żarciem na rogu dwóch ulic. Knajpa prosperowała dość dobrze przez pierwsze trzy miesiące, ale gdy odwiedzili cię ludzie pokroju Ramireza, to zamiast im płacić za tak zwaną ochronę, pozbawiłeś jednego z opryszków dwóch przednich zębów. W odpowiedzi rozpędzona ciężarówka bez kierowcy wpadła w twoją knajpę zabijając na miejscu dwie kelnerki i ochroniarza emeryta, którego syn jest politykiem, czy kim tam.

- I co było dalej?

- Na półmetku rozgrywek mieliście pierwsze miejsce i z czasem obroniliście mistrza w Azjatyckiej Lidze Mistrzów. Zostałeś wybrany honorowym obywatelem Sydney a kibice wręczyli ci klucz do bram stadionu przy których postawili twój pomnik. Pech chciał, że akurat w tym czasie twój przybrany ojciec przypomniał sobie o swoim Prudencio i dał obszerny wywiad do jakiegoś gównianego tabloida. Prasa prześcigała się w cytowaniu jego słów. Walił prosto z mostu o tym jak się do niego odwróciłeś plecami pomimo pomocy jakiej ci udzielił. Wspominał o twoich przyjaciołach z więzienia, o przestępczym życiu dzieciaka dla którego ostatnią deską ratunku była kariera trenerska.

- Nie wytrzymałem presji?

- Kazałeś asystentowi w konspiracji ubiegać się o stołki menedżerów na całym świecie. Turlał się biedak od tłumacza do tłumacza usiłując przetłumaczyć podania. Ostatecznie otrzymałeś propozycje z Kataru, Singapuru i Kazachstanu, ale że żadna ci nie odpowiadała postanowiłeś wyjechać z Australii jeszcze przed zakończeniem sezonu. Tułając się po północnej Francji …

- Gdzie u licha wylądowałem?

- Twoja matka oświadczyła, że w regionie Nord-Pas-de-Calais, w departamencie Pas-de-Calais mieszka jej kuzynka z mężem i trójką dzieci. Nie czekając na ponowienie zaproszenia spakowałeś walizki i wyleciałeś do Francji. W prasie pojawiły się pogłoski, że możesz być zamieszany w morderstwo kelnerek i tego gościa z ochrony, ale twój prezes dał ci zajebiste alibi na to gówno które się wtedy wydarzyło. W miejscowości Boulogne-sur-Mer mieszkałeś przez trzy tygodnie i pomagałeś rodzinie w uprawie konopi siewnych a w wolnych chwilach remontowałeś pobliską kapliczkę którą spalono na wiosnę. Tam poznałeś Michelle Delacroux, sąsiadkę rodziców Francka Ribery’ego, który zresztą pochodzi z tej małej, portowej wioski. Któregoś dnia zaprosili cię na herbatę, pokazali zdjęcia Jean-Pierre Papina który mieszkał dwa budynki dalej. Upiłeś Michelle, spędziłeś z nią noc, a nad ranem targany wyrzutami sumienia chciałeś opuścić Francję. Na szczęście w przerwie wakacyjnej do rodziców przyjechał Ribery w towarzystwie Vichai Raksriaksorna. Niesieni falą emocji, którą podsycały mikrofony, kamery i nowe twarze pismaków spotkaliście się w piątek, przed północą w portowym barze o nostalgicznej nazwie „ Rycząca proteza ”. Nigel Pearson wyleciał z Leicester za fatalne wyniki, a Raksriaksorn podpity dobrą, szkocką whisky postanowił dać ci szansę. Zalaliście pałę z Riberym, zamówiliście kilka nastoletnich prostytutek i później przez tydzień w mediach pojawiały się zdjęcia dziewczyn, które oskarżały was o gwałt.

- Masakra. To wszystko wydarzyło się w jeden rok? W JEDEN ROK?

Prediccion pokiwał pojednawczo głową i obgryzł paznokieć w dużym palcu lewej dłoni. Na niebie chmury wspinały się po nieboskłonie coraz wyżej, a później z uporem maniaka sikały na ziemię topiąc wszystko i wszystkich.

- I tak zostałem trenerem Leicester?

- Nie. Menedżerem. A to różnica.

- A ta blondyna?

- To właśnie Michelle Delacroux.

- Piękna jest.

- Piękna i szalenie niebezpieczna. A swoją drogą, wiesz, że zakontraktowałeś już kilku grajków? Po przyjściu do Leicester wszem i wobec oświadczyłeś, że teraz ty tu rządzisz i lekką ręką pozbyłeś się kilku dobrych chłopaków. Twój włoski temperament dał się we znaki również Chrisowi Ramseyowi.

- A to kto?

- Asystent. Obciąłeś mu pensję za to, że pozwolił odejść z klubu Davidowi Nugentowi. Ale zdążyłeś zakontraktować na dzień dzisiejszy :

 

1. Jose Baxter – 4,9 mln euro z Evertonu. Mówią o nim, że jest drugim Gascoinem. Uważaj, chłopak lubi dziewczynki i drogie alkohole. Temperuj póki młody.

2. Davino Verhulst – 1,9 mln euro. Belgijski golkiper mający papiery na bramkarza światowej klasy. Powinieneś stawiać na niego lub na Schmeichela, aczkolwiek sugerowałbym zakontraktowanie kogoś większego kalibru. Chociaż na jeden sezon.

3. James Hurst – 1,8 mln euro z Bournemouth. Dobry chłopak, ułożony, praktykujący prawosławny. Ma zadatki na dobrego, reprezentacyjnego obrońcę. Trzeba go odpowiednio oszlifować.

4. Milan Baros – w Galatasaray wygasł mu kontrakt. Turcy nie bez kozery nie chcieli mu dać zarabiać, bo Czech olewał treningi a w meczach grał na pół gwizdka. Nie wiem czy dobrze robisz dając mu szansę, ale skoro przyszedł za darmo, może będzie jakimś tam guru dla młodszych.

Odnośnik do komentarza

Niesiony falą emocji Prudencio sprowadził do klubu kolejnych piłkarzy :

  1. Matej Vydra – 2,8 mln euro z Udinese.
  2. Davide Petrucci – 250 tys. euro z Sydney FC.
  3. Kris Commons – 925 tys euro z Celtic Glasgow.
  4. Kevin Jacob –za darmo z INF Clairefontaine.
  5. Ryan Tunnicliffe – z Manchesteru United za darmo.
  6. Jaroslav Drobný – z HSV Hamburg za darmo.
  7. Bruno Montelongo – z AC Milan za darmo.
  8. Bogdan Stancu – za 7 mln euro z Orduspor.
  9. Felipe – za 525 tys euro z Fiorentiny.
  10. Luca Marrone – za 1,5 mln euro z Modeny.

 

Wydatki na transfery pochłonęły cały budżet transferowy. Nowy opiekun, nowi piłkarze, nowy styl gry. Kibice zaciskali pośladki z podniecenia. W międzyczasie z klubem pożegnało się kilku piłkarzy : Tom Kennedy, Ben Marshall, Wes Morgan, Mario Mutsch, Tomas Micola, David Nugent, Paul Konchesky, Josh Lillis, John Sulivan i Richie Wellens.

Problemem była sprzedaż piłkarzy, którzy na przełomie ostatnich dwóch sezonów nie pokazali zupełnie nic. Ale żeby odciążyć budżet płacowy Cabron postanowił korzystać z każdej możliwej okazji i tych, których nie można było sprzedać wypożyczał.

Ostatecznie skład Leicester City prezentował się następująco :

 

Skład 1

Skład 2

 

Jaroslav Drobný BR

John Sullivan BR

Kasper Schmeichel BR

Davino Verhulst BR

Sean St. Ledger LB, O (PŚ

Felipe LB, O (LŚ)

Danny Simpson O (P)

Ritchie De Laet O (PLŚ)

James Hurst O (PL)

Ismaël Gace O (LŚ), WO (L)

Rafael Santos O (Ś)

Philip Haglund O (Ś), DP, P (Ś)

Bruno Montelongo O/WO (P), DP, P (P)

Santiago García O/WO (L)

Arnaud Sutchuin DP, P (P

Luca Marrone DP, P (Ś)

Dean Whitehead P (Ś)

Ryan Tunnicliffe P (Ś)

Danny Drinkwater P (Ś)

Davide Petrucci P/OP (Ś)

Paul Gallagher OP (PLŚ), N

Matej Vydra OP (PŚ), N

Jose Baxter OP (PŚ), N

Kris Commons OP (LŚ), N

Jiri Jeslinek (L), N

Bogdan Stancu OP (LŚ), N

Milan Baros N

Jermaine Beckford N

Odnośnik do komentarza

@ W sensie - za tanio, czy za drogo za Stancu?

@ Grał w najmłodszej kadrze Francji to chłopa ściągnąłem.

-------------------

 

Przybycie czeskiego golkipera zrujnowało morale wszystkich bramkarzy. Do odstrzału poszedł Sulivan którego chciano oddać za 50 tysięcy euro, byle by zwolnił budżet płacowy. Drobny był człowiekiem ekscentrycznym i przebojowym pomimo trzydziestu czterech lat na karku i już na samym starcie fantastycznie spisywał się na wszystkich treningach.

- Ach Sydney. Gavalas i długo, długo nikt. Tam nie miałem takiego problemu. A dziś? – Cabron mówił sam do siebie wykopując trzy piłki spod reklamowej bandy.

- Masz kilka sparingów do rozegrania. Wyłuskaj najlepszych i stwórz z nich dwie równorzędne jedenastki. A później odpowiednio szafuj między pierwszym a drugim zespołem. Nie zapominaj, że liga angielska to nie Australia. Tutaj każdy mecz grasz na maksymalnych obrotach. Tutaj tych meczy do rozegrania jest ponad dwa razy więcej! – Prediccion w spodenkach od Lacosty paradował przez środek murawy z pomponami w dłoniach.

- Ty tak tutaj?

- Widzisz mnie tylko ty. Pamiętaj, nie takie majty się ściągało. Dasz radę!

Sparingi :

 

Beroe 1:2 Leicester

( Trifonov ) ( Sutchiun, Beckford )

 

West Brom 3:0 Leicester

( Faubert, Martensson, Roberts )

 

Hinckley 0:3 Leicester

( Garcia, Petrucci, Beckford )

 

Stevenage 0:5 Leicester

( Jeslinek, Nugent 2x, St. Ledger, Beckford )

 

Leicester 2:3 Man Utd II

( Evans sam., Gace ) ( Bebe, Welbeck 2x )

Odnośnik do komentarza

Ja sie zastanawiam, co takiego w sobie ma INF Clairefontaine, że tam zawsze grają niezli piłkarze a to przecież amatorski klub. :-k

 

Clairefontaine, to przede wszystkim centralny ośrodek szkolenia piłkarskiego we Francji do którego trafiają najbardziej perspektywiczny piłkarze.

Odnośnik do komentarza

@ Nie uważam, że to jakoś specjalnie drogo. Tym bardziej, że o Rumuna zabiegało City i Fiorentina.

----------------

 

Delacroux była szczupłą, niewysoką blondynką z małymi piersiami, które swobodnie mieściły się w dłoniach. Włosy zwykle spinała w koński ogon odsłaniając tym samym tatuaż w kształcie kodu kreskowego, umieszczony na karku. Uwielbiała muzykę country, gotować tłuste potrawy i pieprzyć się z każdym, kto postawił jej drinka. W Leicester była znana ze swoich zamiłowań do starszych mężczyzn, którzy pod wpływem jej wdzięków tracili pieniądze, domy, rodziny. Prudencio nie wiedział, że owa Michelle to Czycz którego Prediccion zesłał na ziemię by strzegł bezpieczeństwa swojego podopiecznego.

Tego dnia Cabron wrócił później do domu. Po drodze zrobił małe zakupy, a że nie posiadał jeszcze samochodu to przybył pod drzwi budynku taksówką. Nie potrafił zrozumieć dlaczego – debilna w jego mniemaniu – ludność Wysp Brytyjskich jeździ pod prąd.

- Najgorsze są te brytyjskie śniadania. Fasolka po bretońsku, tłuste kiełbaski w których zawartość mięsa to zaledwie 10%, a reszta to papier.

- Nikt nie nakazuje ci jeść akurat tego, co serwują te małe bary.

- Ale jak można do cholery mieć tak durne gniazdka? A co z prysznicami? Próbowałaś umyć ręce w umywalce?

- Tak Prudencio. Mieszkamy tu od trzech miesięcy, więc wyobraź sobie, że próbowałam. – Michelle piłowała w najlepsze paznokcie, które co kilka sekund odrastały do poprzedniej długości. W mieszkaniu panował nieład artystyczny. Majtki z brązową drachą dyndały w towarzystwie na w pół sztywnych skarpet na drewnianym oparciu stołka. W kuchni leżakowała nieskończona chińszczyzna w tłustej, osmalonej patelni, a na stole muchy odstawiały ostatnią wieczerzę w towarzystwie pleśniejących kromek z pasztetem.

- Może być ogarnęła? Co robisz całymi dniami jak mnie nie ma?

- A takie tam, damskie pierdółki. Kosmetyczka, fryzjerka, zakupy.

- Darmozjad!

- Męska szowinistyczna świnia! Tfu! – Michelle splunęła kwasem siarkowym na dywan. W miejscu śliny stopniały włókna tworzywa ukazując nagą powierzchnię panelowej podłogi.

Odnośnik do komentarza

Debiut w roli menedżera przypadł na arcytrudne spotkanie z Evertonem Liverpool, które otwierało cały sezon angielskiej Premier League. Taktycznie Cabron postanowił postawić na przetrzymywanie piłki i kąsanie rywala licznymi kontratakami. Jeslinek miał grać fałszywego napastnika i przy każdej nadarzającej się okazji musiał schodzić do środka pola by walczyć o piłkę.

 

Everton:

Howard

Voser – Squillaci – Jagielka – Hibbert

Pienaar – Osman – Larsen – Coleman

Piatti – Privat

 

Leicester:

Drobny

Konchesky – Rafael Santos – Felipe – Simpson

Commons – Haglund – Petrucci – Sutchuin

Beckford – Jeslinek

 

Everton ruszył z kopyta niczym Aston Martin na suchym torze i już przy pierwszym ostrym zakręcie zaatakował dwoma strzałami ponad poprzeczką Drobnego. Pięć minut później Osman próbował uderzenia z daleka, ale golkiper Leicester wzrokiem odprowadził futbolówkę przy lewym słupku. W 35 minucie meczu Kay Voser zagrał piłkę ręką i został ukarany przez pana Dowda, który wlepił mu żółty kartonik. Do wolnego podszedł Felipe, ale kropnął siedem metrów od bramki wprawiając kibiców w obstrukcję z radości. 63 minuta wstrząsnęła Goodison Park. Simpson podał na skrzydło do Sutchuina, ten balansem działa zmylił Vosera, wysunął piłkę wprost na nogę Anglika Beckforda, a ten nie czekając na zaproszenie huknął pół metra nad ziemią przy lewym słupku. Howard wyciągnął się jak struna, ale piłka zdołała wpaść do siatki.

 

Premier League 17.08.2013

Goodison Park, kibiców 38428

Everton 0:1 Leicester

( Beckford )

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...