Skocz do zawartości

Królowa głupców


TheDoctor

Rekomendowane odpowiedzi

X

 

- Maciek! Wstawaj, patrz! - krzyknęła Majka jednocześnie potrząsając chłopakiem na wszystkie strony, którego na chwilę opuściły wszelkie myśli i mógł nareszcie zmrużyć oczy na kilka chwil. - Czy tu nie jest pięknie?!

 

Rzeczywiście - było, a on nie zamierzał temu zaprzeczać, będąc jeszcze na wpół śpiący. Jego częściowo zapadłe powieki ograniczały mu możliwości, ale nie mógł nie dostrzec przedzierającego się słońca spomiędzy białokamiennych budynków. Ten widok przypominał Maćkowi jego całogodzinne "randki" z grami komputerowymi, w których główny bohater wcielał się w architekta jednego z polis w starożytnej Grecji i dążył do stworzenia największej potęgi na Adriatyku, a może i jeszcze większej.

Nie zdał sobie sprawy z tego, że podróż powoli dobiega końca, ponieważ przezwyciężyły go potrzeby fizjologiczne. To, co zauważył po całkowitym przebudzeniu przeszło jego najśmielsze oczekiwania.

 

- O matko... - cicho wyszeptał nie znajdując innych słów, które mogłyby określić piękno tego terenu.

- Miasto tysiąca kolorów... Tak się mówi na to miejsce. - przybyła z pomocą dziewczyna, która ani na moment nie oderwała wzroku od niesamowitych szczytów, u podnóża których znajdowały się setki typowych dla Grecji domów. Piękno krajobrazu dopełniała płynąca środkiem niewielka rzeczka, można byłoby powiedzieć - strumień, a nad nim skromny, betonowy most. Natomiast całość osłonięta była wysokimi drzewami, które o tej porze fantastycznie zieleniły się. "Tak, ten opis jest trafny jak żaden inny" - pomyślał Maciek.

 

Autokar mijał kolejne obiekty. Z kolei niedoszły biznesmen zaczął coraz intensywniej zastanawiać się nad zbliżającymi się dniami, godzinami, a nawet minutami, gdyż spotkanie z nieznajomym było coraz bliższe. Popadał ze skrajności w skrajność, chęć rezygnacji przeplatała się z przyrostem ambicji i myślą, że mógłby dać radę sam - bez pomocy Majki i koleżki Rexa.

 

W końcu nastał kres podróży. Bus zaparkował w niedalekiej odległości od "noclegowni". Budynek wyglądał jak każdy inny w okolicy, tyle że na nim znajdował się sporej wielkości szyld napisany w języku greckim, który do tamtej pory pozostawał Maćkowi nieznajomy, choć spodziewał się, że to oznacza "hotel" bądź coś w tym rodzaju Wyjął dużą torbę i plecak ze schowka nad podwoziem i zaczął kierować się do środka domu.

 

- Ej, stój. - Maciej usłyszał głos, ale nie za bardzo wiedział, z której strony. Jak gdyby nigdy nic zaczął iść dalej nie mogąc odnaleźć osoby, do której owy głos należał. - No nie słyszysz, czekaj! - tym razem chłopak stanął i zauważył siedzącego na ławce mężczyznę. Na oko miał ponad 30 lat, a już na pewno wiek studencki miał za sobą.

- Sorry, nie zauważyłem... pana. - jako młodszy czuł się skrępowany, nie wiedział, w jaki sposób zwracać się do mężczyzny, którego znakiem charakterystycznym wydawał się kraciasty kaszkiet.

- Mów mi Duke. To pewnie ty jesteś Maciek, co nie? - powiedział, po czym wstał z ławki jednocześnie podnosząc lekko do góry swoje nakrycie głowy, które lekko zapadało mu na czoło nie pozwalając dokładnie przyjrzeć się studentowi. - Przez jakiś czas będziemy na siebie skazani, bo mam przysługę u Dominika. Chciał, żebym ci pomógł... Nie lubię takich młokosów jak wy. Jesteście jeźdźcami bez głowy, każdy z was chce osiągnąć jak najwięcej, jak najmniejszym nakładem. Na dodatek myślicie, że to takie proste i normalne.

 

Maciek po tych słowach przełknął ślinę i zaczął się nerwowo rozglądać, poszukując wzrokiem Majki. Obiecała być przy nim, ale w tamtej chwili akurat jej zabrakło.

 

- Dobra, moje zdanie na wasz temat jest nieważne. Jestem człowiekiem honorowym i muszę spłacić dług. Od dziś jesteś, nazwijmy to, moim wspólnikiem. Bardziej pasowałoby tu "przełożonym", ale skoro ty też masz mieć z tego zysk, to stawiajmy się w miarę na równi. Biorę ćwiartkę ze wszystkiego co uda się wyjąć. Trochę nietypowe to "spłacanie", ale ja narażając się też chcę coś z tego mieć, jasne? Liczba nie jest do negocjacji. Myślę, że wszystko jasne?

 

Chłopak tylko pokiwał głową, w której sprytnie obliczył, że z tego całego interesu nie zostanie mu zbyt dużo. Bał się jednak sprzeciwiać, ponieważ Duke był człowiekiem ponad dwumetrowym. Może i niezbyt zbudowanym, ale jego wzrost i przy tym niski głos powodowały, że po plecach przechodziły dreszcze.

 

- Ok, skoro wszystko zrozumiałeś, to teraz posłuchaj mnie jeszcze przez chwilę. Jutro z rana przyniosę ci paczkę. Zaprowadzę cię w pewne miejsce, gdzie zrobimy pierwszy deal. Bądź przygotowany.

- Słuchaj, ale ja jutro mam ćwiczenia z grupą. - przypomniał sobie nagle Maciek, choć przez ostatnie dni w ogóle się nimi nie przejmował.

- Chcesz robić interes czy się uczyć, co? - uniósł się Duke. - Jak ci zależy, to znajdziesz wyjście. Ja już spadam, trzymaj mój numer - podał numer zapisany czarnym długopisem na skrawku papieru - i w razie co dzwoń, do jutra.

 

Wysoki jak tyczka facet szybko zniknął z oczu Maćka, a ten stał jeszcze przez chwilę, jakby został przygwożdżony do ziemi i wpatrywał się w poobdzieraną kartkę. "Rex, ja cię dorwę, zobaczysz" - pomyślał chłopak, po czym ruszył z walizami do ośrodka, gdzie większość już dawno zdążyła się rozgościć...

_______________________________________________________________________________________________________________________________________________

@Super_Cwikla: Jeszcze trochę do sedna, czyli gry, ale będzie ciekawie. :)

@bacao: Jak teraz przejdę do FM, to opowiadanie straci baaardzo na wartości, więc proszę o cierpliwość. :)

@MoA111: No kilka to na bank, zobaczę jak się z tym wszystkim zmieszczę. :)

Odnośnik do komentarza

XI

 

- Coś ty tak długo robił?! - Majka podniosła głos na Maćka wychodząc ze swojego pokoju. - Nie mogłeś się odnaleźć w ośrodku?

 

Ten nie odezwał się ani słowem. Milczał jak grób i mozolnie wnosił walizkę na wysokość trzeciego piętra, traktując przyjaciółkę jak muchę, która brzęczy nad uchem i siada na nosie przeszkadzając w śnie.

 

- No odezwij się, mówię do ciebie!

- O co ci chodzi? Kontrolujesz mnie, jakbym był twoim synem! Dasz mi odrobinę prywatności?

- Chyba zapomniałeś, że chcę ci pomóc!

- I dlatego musisz śledzić każdy mój krok?! Przyszedłem później, ale to wcale nie oznacza, że od razu robię coś bez twojej wiedzy! W ten sposób wcale nie pomagasz! - grzmiał Maciek pokonując ostatnie stopnie.

- A może rozmawiałeś z tym facetem i teraz reagujesz tak agresywnie, co?

- Nie, nie pojawił się. - chłopak opuścił trochę głos jednocześnie wpadając w zakłopotanie. - Szukałem torby w autokarze, bo gdzieś mi się zawieruszyła. Daj mi trochę więcej spokoju, dobra?! - Maciek trzasnął drzwiami od pokoju nr 70. Tam leżał na łóżku Ales ze słuchawkami na uszach oraz nierozpakowanym bagażem. Huk i wrzask dobiegający z korytarza wcale nie zrobił na nim wrażenia.

- Sorry, nie wiedziałem, że już jesteś.

 

Czesiek nie zareagował na te słowa, jakby czuł jeszcze jakąś urazę do kumpla. Odwrócił jednak na chwilę wzrok ze ściany w kierunku drzwi i podskoczył na łóżku, jakby wybudził się momentalnie z najgorszego koszmaru.

 

- Boże, prawie zawału dostałem. Długo już tu tak stoisz? - zaśmiał się ze swojej reakcji, po czym zmienił pozycję na siedzącą.

- Nie, dopiero wszedłem. Myślałem, że mnie ignorujesz... - Maciek rzucił torbę na ziemię i rozłożył się na drugim z łóżek. - Nie słyszałeś tego hałasu z zewnątrz?

- A co się działo? Nie słyszałem nic poza melodią na słuchawkach.

- W sumie to nic ciekawego... - szybko zmienił temat. - Myślę, że będzie się tu dobrze mieszkać.

- Oszalałeś? Mamy dwie szafki, które i tak się rozpadają, półki ledwo trzymają się na kołkach, a na dodatek pod twoim materacem... -momentalnie rozległ się trzask połamanej deski - jest pęknięta płyta - dokończył Ales jednocześnie wpadając w szaleńczy śmiech turlając się na jedynym "sprawnym" tapczanie w tych czterech ścianach.

 

Jego współlokator nie był już tak bardzo zadowolony, ale chichot kumpla spowodował reakcję łańcuchową i już za chwilę obaj wydawali dźwięki podobne do tych dochodzących z chlewu. - No nie, dziś wszystko układa się przeciw mnie. - powiedział ocierając jeszcze łzy z oczu.

 

- Jak to wszystko?

Maciek poczuł, że posunął się za daleko. - Mam problemy z moim biznesem, wszyscy chcą mi pomagać i kontrolują mnie jak gówniarza. Jakbym nie miał mózgu albo nie był w stanie samodzielnie myśleć.

- Wszyscy? To znaczy kto?

- Majka mówi, że mi chce pomóc, ale myśli tylko o kasie...

- ... dokładnie jak ty - przerwał Ales.

- No dobra, ale ona chce mi pomóc, a nie dość, że wziąć większość zysku to jeszcze patrzy na mnie tak, jakby nie chciała, żebym kręcił coś na boku. No i jeszcze Rex przysłał mi tu jakiegoś faceta, który traktuje mnie jak śmiecia.

- Rex? A co on ma do tego? Grzeje dupę w Polsce przecież.

- No tak, ale stwierdził, że pośle mi kogoś do współpracy, bo w końcu to on jako pierwszy wpadł na pomysł interesu. Jutro rano muszę wstać i do tego czasu wymyślić coś, żeby żaden z profesorów nie miał pojęcia o mojej nieobecności na zajęciach.

- Masakra. Mówiłem ci, że to wszystko to jedna wielka ściema. Masz szansę się jeszcze wycofać, zastanów się dobrze.

- Nie, już podjąłem decyzję i muszę brnąć w to dalej. Jestem ciekawy czy Majka będzie taka sprytna jak jej powiem, że i ona musi zerwać się z zajęć. Skoro chce mi pomagać, to niech też ponosi tego koszty.

Ales tylko pokiwał głową wyrażając swoje niezadowolenie z powodu decyzji przyjaciela. Patrzył uważnie na jego twarz, która mimo wszystko wyjawiała ogromny stres, który miotał Maćkiem na wszystkie strony. - Dobra, jeśli chcesz już topić się w tym bagnie, rób to na własną rękę. Ona i tak ci nie pomoże, wyczuła, że jesteś naiwny, a teraz jeszcze chce ci odebrać kasę za pomysł. Myślisz, że jutro będzie chciała wstawać i cię wspierać? Zaśmieje ci się w twarz, a potem powie, żebyś przyniósł jej pieniądze na złotej tacy lub najlepiej w zębach. Powiedziałeś jej o tym facecie?

- Mówiłem jej wczoraj, ale dziś wspominałem, że jednak się nie pojawił.

- No i gra. Lubię cię, dlatego ja pomogę ci w wymierny sposób. Jutro postaram się kryć cię jak tylko będę potrafił. Mam nadzieję, że nikt z kadry nie będzie chciał jutro zbyt mocno wykorzystywać twojej wiedzy, to może i uda się w jakiś sposób zamaskować twoją nieobecność. Nie chcę maczać palców w twoich minerałach, ale to jestem w stanie dla ciebie zrobić. Spotkaj się z tym typem, koniecznie sam, on na pewno jest rozeznany w różnych branżach, w końcu to człowiek Rexa. Tylko nie zaufaj mu za mocno, bo to pewnie kuglarz, jakich mało, wrobi cię jeszcze w coś i zostaniesz na lodzie. Zrozumiano?

 

Maciek czuł się jak w wojsku, kiedy starszy stopniem żołnierz nakazuje wykonywanie zadań młodym kotom, ale tym razem uwierzył w dobre zamiary kolegi. - Jasne, dzięki wielkie za to, na pewno nie pozostanę dłużny.

- Martw się lepiej o swój tyłek. Dobra, chyba czas w końcu wstać z łóżek i wyjąć rzeczy z torby. Swoją drogę spakowałeś się jak baba... Co ty tam wsadziłeś?

 

...

Odnośnik do komentarza

XII

 

- Szósta rano?! Kto do cholery robi interesy o tej porze?! - pomyślał Maciek, kiedy monotonny i irytujący dźwięk budzika zbudził go o porze, która zazwyczaj jest zarezerwowana na błogi sen. Miał szczęście, że to było lato i w związku z tym wszystkie z latarni powoli gasły, aby ustąpić miejsca naturalnemu światłu.

 

Chłopak ze stresu nie spał zbyt mocno, więc zerwanie się na nogi o tak wczesnej godzinie okazało się nie być dla niego żadnym kłopotem. Po cichu wziął ręcznik, szczoteczkę, pastę do zębów i udał się do toalety w celu powierzchownego odświeżenia się. Łazienka w tego typu ośrodkach nie należy do pomieszczeń luksusowych, a grzybicę złapać łatwiej niż Ratatę w "Pokemonach" na game-boy'u. Ciepła woda natomiast jest towarem deficytowym i zazwyczaj trzeba czekać pewien czas zanim spłynie po wodospadzie zimnej wody. Tym razem chłodny prysznic był wskazany, choć na pewno nie przyjemny. Maciek stanął pod jego strugami i przez kilkadziesiąt sekund pozostawał w bezruchu. Uważał, żeby nie obudzić nikogo w innych pokojach, a w szczególności Majki. Liczył, że uda mu się przemknąć niezauważonym, ale tym razem ta sztuka nie udała mu się.

 

- Cześć, już na nogach? Szybko... - zaczęła ironicznie dziewczyna.

- Hej, no jakoś tak się składa, że już się wyspałem. Szkoda dnia, żeby tracić go na sen. - odpowiedź utrzymana była w podobnym tonie.

- No i co teraz masz zamiar robić?

- A nic ciekawego, pewnie posłucham muzyki, ewentualnie pójdę chwilę pobiegać, zanim się wszyscy obudzą.

- No popatrz, a co z twoim genialnym planem? Już cię tak nie pochłania?

- To moja sprawa, już ci mówiłem, żebyś za bardzo się nie interesowała, bo już zaczyna mnie to irytować! Naprawdę jesteś aż tak zachłanna na kasę, że teraz będziesz mnie kontrolować? A mówią, że to ponoć ja jestem taki... Poza tym to nie jest rozmowa na teraz, pobudzisz wszystkich. - powiedział Maciek i nie oczekując na odpowiedź udał się do swojego pokoju. Usiadł na łóżku, aby przez moment ochłonąć po czym wziął najbardziej przydatne przedmioty i wyszedł z domu, tym razem niezauważony przez dziewczynę, ale za to chwilę spóźniony.

 

...

 

- Siema młody, pięć minut spóźnienia, wisisz mi browar za stracony czas. Lubię Budweisera. Tylko koniecznie czeskiego! - Duke przywitał Maćka zza kierownicy nowiutkiej skody. - Wsiadaj, jest mała zmiana planów. Jedziesz robić pierwszy deal, już dziś poczujesz smak świeżutkich dolarów.

Chłopak wybałuszył oczy, które stały się nagle wielkości pięciozłotówek, co znacznie bardziej zmotywowało go do działania i utwierdziło w przekonaniu, że jednak podjęte przez niego czyny są jak najbardziej słuszne.

- Masz szczęście, jedziemy do niezłej szychy, w bagażniku mam pewien skarb, a jego zawartość pokażę ci jeszcze jak dotrzemy na miejsce. - tłumaczył Duke, podczas gdy jego nowy wspólnik zajmował miejsce pasażerskie. - Zapinaj pasy i jedziemy!

 

...

 

- A więc to tak? Nie myśl, że ci odpuszczę...

__________________________________________________________________________________________________________________________

@MaKK - no na razie staram się nie spieszyć i myślę, że nadal tak pozostanie. :) Dzięki.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...
  • 2 tygodnie później...

XIII

 

- Lubisz country? Pięć kilometrów stąd jest szosaaaa! - zanucił Duke nie oczekując na odpowiedź. - Ihaaaa! Uwielbiam ten kawałek. Powiem ci, że mam stajnię, kilka koni... - uciął w tym momencie, orientując się, że otworzył się za bardzo.

 

- Nie wyglądasz jak klasyczny kowboj. Gdzie twój kapelusz, ostrogi... - nieśmiało, niby pod nosem, odpowiedział Maciek.

 

- Wiesz, to że słucham country i mam kilka zwierzaków nie oznacza, że latam z rewolwerem po miastach, piję browar w saloonie, mam utarczki z szeryfem i przemierzam prerię wzdłuż i wszerz...

Duke nie otrzymał odzewu na te słowa. Najwyraźniej uznał, że młody przyznał mu rację albo nie chciał kontynuować, bądź co bądź, jałowej rozmowy na temat dzikiego zachodu.

 

- Skąd twoja nietypowa ksywka? Taka... nie bardzo... polska - niepewnie zagaił Maciek po dłuższej, krępującej ciszy.

 

Znów nastała cisza. Pytany, jakby nie usłyszał pytania, dalej trzymał jedną ręką kierownicę, a drugą od czasu do czasu zmieniał swoje ulubione kawałki. Próba odczarowania partnera okazała się bezskuteczna, gdyż ten przy ponowieniu swoistego sondażu przez Maćka po prostu przerwał mu wpół słowa, zmieniając temat na totalny banał. Być może uznał, że żółtodziób nie powinien znać wszystkich szczegółów wziętych z jego życia, choć to owemu żółtodziobowi wydało się podejrzane, że geneza pseudonimu stanowiła dla Duke'a tajemnicę, której ani myślał przekazywać komukolwiek.

 

Czarna skoda przeszywała gęste powietrze. Robiło się duszno, choć klimatyzacja działała bezusterkowo. Duke od czasu do czasu przecierał tylko pot z czoła, podczas gdy jego pasażer niesamowicie męczył się w tych warunkach. Patrzył na zielone korony drzew i w myślach tworzył apokaliptyczne, aczkolwiek normalne w tych rejonach, wizje. Wyobrażał sobie jak wszystkie liście zostają pochłonięte przez ogień. Płomienie zamieniają zieleń w spopielałą masę, a później zaczynają dobierać się do rozgałęzionych pni aż w końcu piekielny pożar ogarnia całą łąkę, polanę, las...

 

- Ku*wa mać! - wrzask wyciągnął Maćka ze swojego chorego rozumu. - Pieprzony skur*iel, prawie bym mu wjechał w dupę, kto takim idiotom daje prawo do kierowania samochodem?! - nie przebierał w słowach Duke. Towarzysz podróży nie odważył się na skomentowanie sytuacji (tym bardziej, że jej nie obserwował) w stylu - "mogłeś zachować odstęp". Drażnienie partnera nie było w tym momencie najlepszym pomysłem, gdyż nadal uważał go za nieobliczalnego i nie wiedział czy nie postanowi go zostawić samego w lesie, przywiązanego do drzewa.

 

- Na szczęście nie wjechałeś, olej to, jedźmy dalej - ostrożnie zasugerował Maciej.

 

- Łatwo ci mówić... Masz prawko? - spytał i robiąc zaledwie kilkusekundową pauzę kontynuował dalej - Jeśli tak, to pewnie wiesz jak bardzo irytują takie wypindrzone baby za kółkiem, które malują się, gadają przez telefon zamiast patrzyć się na pieprzoną drogę. Albo z innej beczki - staruchy, które jadą po 40 kilometrów na godzinę, zgarbieni i skupieni tak bardzo, że gdyby ktoś przy nich się odezwał, choćby słowem, to tak by się przestraszyli, że ich autko wylądowałoby na słupie albo drzewie razem z ich ciałami.

 

Maciek zauważył, że Duke mimo wszelkich starań, aby nie ujawniać swojej ekstrawertycznej twarzy jednak nie mógł się powstrzymać przed rzuceniem od czasu do czasu ciekawej historii, bądź jak tym razem - narzekaniem na niedzielnych kierowców. W każdym razie podobało mu się, że mężczyzna w końcu zaczynał traktować go jak partnera biznesowego, ba, nawet kolegę!

Po około dwudziestu minutach jazdy oczom obu chłopaków ukazał się pokaźnych rozmiarów budynek z częściowo widoczną kolumnadą, która tworzyła szare arkady. Całość nie była jeszcze za dobrze widoczna, bo posesję ogradzał półtorametrowy żywopłot, który tylko gdzieniegdzie prześwitywał tak, że można było chwilowo napawać się niesamowitym dobytkiem człowieka. Maciek instynktownie zrozumiał, że to właśnie jest ich cel podróży jeszcze zanim partner zdążył o tym wspomnieć.

 

- Wiesz do kogo przyjechaliśmy? - zapytał Duke jednocześnie zamykając drzwi samochodu.

 

Maciek odpiął pasy, wysiadł z auta i z impetem trzasnął drzwiami, że Duke odruchowo przymrużył oczy, a dreszcze przeszły mu po plecach. - Nie, nie mam bladego pojęcia, ale biedy to on nie klepie - powiedział.

 

- W takim razie na razie nie musisz wiedzieć. Z resztą na pewno on sam ci się przedstawi. - Duke udał się w kierunku bagażnika, z którego wyjął skórzaną torbę, a w niej kilka, może kilkanaście kilogramów świecącego się metalu...

 

- Złoto?! - niemal na całe gardło wykrzyknął Maciek nie mogąc wyjść z zachwytu.

 

Samozwańczy biznesmen tylko mrugnął okiem i uśmiechnął się. Nagle do bramy, pod którą zatrzymała się czarna skoda podszedł nowoczesny kamerdyner - wysoki, atletycznie zbudowany, odziany w modny garnitur mężczyzna, z kolczykiem (pewnie diamentowym) w uchu, w ręku trzymający smycz, a na niej psa, który pewnie mógłby odgryźć nogę i połknąć ją w całości.

 

Duke wypowiedział jakieś zdanie po grecku, po czym kark tylko skinął głową i uchylił lekko stalowe wrota wpuszczając gości do środka. - Zachowuj się poważnie, jesteś teraz biznesmenem. - Maciek ubiorem bardziej przypominał jednak licealistę, który przyjechał ze szkolną wycieczką, a teraz wychowawczyni dała mu wolny czas na zakup pamiątek. Panowie w dość szybkim tempie przemierzali aleję, wokół której znajdowało się wiele drzew, a gdzieś w oddali, niedaleko ogrodu, stała altana, pod którą właściciel domu w tej porze pewnie często wypoczywał. Do drzwi prowadziła para wielkich, kamiennych schodów. Natomiast same drzwi wyglądały tak, jakby Grecy sprowadzili je wprost z katedry gnieźnieńskiej. Były ornamentowane w florystyczne wzory, które Maćkowi nie przypominały czegoś konkretnego, ale na pewno robiły wrażenie. Lokaj otworzył je przed nim, ukazując wnętrze tego pałacu.

 

- Matko Boska!

 

...

____________________________________________________________________________________________________________________________

Oczywiście, będę kontynuował, ale byłem w domu na święta i nie miałem tam czasu, a nawet możliwości, żeby coś napisać. Teraz będę starał się coś dodawać, choć jak pisałem na początku tej kariery - mogą być problemy z regularnością, bo nie zawsze mam czas. Zobaczymy jak to będzie. :)

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...

XIV

 

Panowie powoli wsunęli się do środka pałacu. Na pierwszy plan wysuwał się wielki, kilkupoziomowy żyrandol, który zapewne wykonany z mieszanki najbardziej drogocennych kamieni. Maciek, jako że posiadał zboczenie związane z jego kierunkiem studiów, zaczął dokładnie oglądać błyszczące się kryształy i starał odgadnąć budowę owego żyrandolu. Duke wyglądał, jakby to był jego dom. Nic nie było w stanie go zaskoczyć. Partner pomyślał, że pewnie nieraz miał do czynienia z takimi ludźmi, więc widoki przepychu nie były dla niego obce, a jedyną rzeczą, nad którą mógł się zastanawiać to ilość papierków, jakie musiał w to włożyć właściciel domu.

 

Maciek odwracając wzrok od żyrandolu nagle pogrążył się w swoich myślach. Skutecznie przeszkadzały mu w tym poręcze wysadzane złotem, schody obite czerwonym płótnem i ogromna ilość purpury. Pomimo tego udało mu się stwierdzić, że czuje się tutaj jak karaluch, mały, nikczemny robak, który nijak pasuje do otaczającego go bogactwa. W tym momencie wyobraził sobie, że niedługo i on będzie miał wielkie pieniądze, więc kupi sobie żyrandol, wszystko wykończy czerwienią i purpurą - będzie żył jak król. Szeptem z marzeń wybudził go Duke.

 

- Uśmiechaj się i zachowuj się spokojnie. W końcu nasz kupiec musi wiedzieć, że jesteśmy poważnymi ludźmi. - Duke zmierzył wzrokiem kolegę, po czym powiedział. - Po prostu się nie odzywaj, on i tak cię nie zrozumie. Z drugiej strony możesz być spokojny, że nie dostaniesz żadnego niewygodnego pytania.

 

We trójkę, razem z ochroniarzem, ostrożnie, jakby nie chcąc czegoś uszkodzić i to nie z obawy przed gniewem właściciela, tylko raczej, aby nie zniszczyć żadnego z tych sprawiających ogromne wrażenie przedmiotów, stąpali po kolejnych stopniach prosto do drzwi, na których widniała tabliczka - "Gabinet", a na klamce zawieszka - "Pracuję, nie przeszkadzać." To zdanie, przetłumaczone przez Duke'a, bardzo zdziwiło Maćka. Oznaczałoby to, że w domu jest znacznie więcej ludzi, choć poza karkiem i jego psem nikogo jeszcze nie spotkali. Co prawda droga od drzwi wejściowych do tego pomieszczenia nie była długa, ale Maciek wydedukował, że jeśli mieszkałaby tu tylko jego rodzina, to ona chyba wiedziałaby, kiedy mąż, ojciec, dziadek - aktualnie pracuje. Ochroniarz, jakby nieprzejęty uwagami zapisanymi na wejściu, zapukał trzy razy, po czym wsunął głowę w szparę między futryną i drzwiami. Po paru przytłumionych zdaniach ubrany w garnitur "kamerdyner" skinął głową w kierunku Duke'a i wskazał ręką, że panowie mogą wejść. Ten odważnie otworzył drzwi, za którymi kryła się siedziba starszego, aczkolwiek niewyłysiałego ani siwego pana. Zsunął okulary na nos, po czym wyprostował się, spojrzał na swoich gości, po czym wstał z krzesła i ze szczerą radością uścisnął dłoń Duke'a, a później Maćka. Wydawało się, że nie zwrócił nawet uwagi na podejrzany ubiór młodszego z nich.

 

Gabinet zajmował około 20 metrów kwadratowych i był pomalowany na błękitny kolor. Niewiele jak na tak bogatego człowieka. Miejsce pracy tego człowieka - drewniane biurko - znajdowało się na wprost drzwi. Na prawej ścianie, patrząc od strony wejścia, była wywiercona (?) duża dziura, która została później oszklona. W niej rzucał się w oczy sporej wielkości puchar, jakby za jakieś zwycięstwo sportowe. Poniżej znajdowały się dwie półki, na których znajdowały się różne medale oraz mniejsze trofea. Maciek pomyślał sobie: "Sportowiec? I tego wszystkiego dorobił się na sporcie?", po czym odwrócił głowę w kierunku drugiej strony pokoju, gdzie stały sporych rozmiarów szafy, a w nich pewnie dużo papierków. Tym razem oświetlenie nie było takie ozdobne, ot, kilka zwykłych żarówek przykręconych do mimo wszystko nowoczesnego żyrandolu. Okno, podobnie jak biurko, znajdowało się naprzeciw drzwi wejściowych. Maciek uznał to za niezwykle niepraktyczne, w końcu słońce musiało mu świecić wprost w monitor, kiedy prezes, jak to powiedział o nim kark, pracował na komputerze. Później jednak dowiedział się od Duke'a, że najczęściej pracuje w papierkach, a od spraw komputerowych ma asystentów, sekretarki i całą masę ludzi. "To mogłoby tłumaczyć skąd ta wywieszka, ale czy w takim razie pracują oni u niego w domu? Jeśli tak, to przynajmniej ma sporą kontrolę nad wszystkim." - pomyślał nadal zaciekawiony młokos.

 

Rozmowa Duke'a z prezesem ,zamiast biznesowej, przypominała pogaduchy przy kawie, której przez dłuższy czas nie zaproponowano gościom, ale właściciel orientując się, że popełnił gafę w pośpiechu przywołał do siebie atrakcyjną kobietę, która 10 minut później przyniosła trzy filiżanki kawy, na co Duke zareagował grymasem na twarzy. Prezes szybko domyślił się o co mu chodzi, dlatego z jednej ze swoich szafek wyjął flaszkę z bliżej nieznanym gatunkiem alkoholu. Maciek w tej chwili przypomniał sobie o Rexie, który chciał, aby przywieźć mu miejscowy specjał. Dlatego szturchnął za ramię Duke'a i spytał:

 

- Co to jest? - wskazał głową Maciek na butelkę.

- Ouzo. - odparł ze wzrokiem znawcy Duke. - Coś jak wino, ale mocniejsze i mocno przyprawiane. Nie każdemu smakuje, ale Grecy sobie chwalą.

- Kupię to gdzieś na mieście?

- No pewnie, że tak, a czemu się pytasz? Jak chcesz to załatwię ci taką butelkę...

 

Zanim Maciek zdążył powiedzieć, że nie chce takich prezentów to zadowolony prezes wyciągnął z barku jeszcze jedną butelkę i wręczył ją chłopakowi. Ten tylko podziękował i przez następne minuty znów zamilkł, no bo jak miałby włączyć się do rozmowy. Przynajmniej ucieszył się trochę, że partner zaczął wspominać o nim prezesowi, ponieważ ten co chwila na niego spoglądał - czasami z uśmiechem, innym razem z podziwem, a jeszcze czasami zwracał się do niego po grecku, na co ten tylko odpowiadał zażenowaniem.

 

Sam przebieg transakcji zaskoczył trochę Maćka. Nie tak sobie wyobrażał biznes. Wiadomo - w filmach i na teledyskach amerykańskich raperów wygląda to bardziej oficjalnie. Tutaj dwóch ludzi, którzy jeszcze na dodatek zachowują się, jakby się znali (może tak jest?) piją sobie alkohol i w międzyczasie przekazują sobie "towar" i pieniądze bez zbędnych ceregieli i rozmawiają dalej. Obyło się bez obstawy, stresu i innych niepotrzebnych rzeczy. Po godzinie miłej rozmowy panowie się ciepło pożegnali, prezes uścisnął też dłoń młodszego "biznesmena", a kamerdyner odprowadził ich do bramy. Po drodze Maciek zauważył coś, na co wcześniej dziwnym sposobem nie spojrzał. Było to popiersie jakiegoś starożytnego filozofa, wodza lub wojownika. Nie mógł jednoznacznie stwierdzić kto to, ponieważ nie rozpoznał twarzy.

 

- Wiesz kogo przedstawia ten posąg? - spytał Duke'a

- Wyglądam ci na znawcę? - odparł tamten nie spoglądając nawet w kierunku owej rzeźby.

 

Ochroniarz zamknął bramę pozostawiając Maćka oraz Duke'a z samochodem i starą walizką, w której jak ciężko się domyśleć - znajdowały się pieniądze.

 

- Tak w ogóle po co było mu to złoto? - spytał młody.

- Bo ja wiem? Widziałeś jego dom - pewnie potrzebuje materiału do wykończenia jakiejś rzeczy czy coś.

- A kto to w ogóle był?

- Mój stary przyjaciel Christos. Już nieraz robiliśmy biznesy, robi w cargo, importuje i dystrybuuje auta. To od niego mam to cacko, którym masz przyjemność ze mną jeździć. Dobra, wsiadaj, odwiozę cię do domu. Aha, zapomniałbym - przypomniał sobie Duke i otworzył walizkę, a następnie przekazał Maćkowi dwa sporej grubości pliki. - To dla ciebie. To nie wszystko, za kilka dni przywiozę ci jeszcze coś, ale musisz być cierpliwy, bo mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.

 

Maciek wziął te pliki w ręce i patrzył w nie przez całą drogę powrotną do domu. Z drugiej strony zastanawiał się czy właśnie kończy się jego długa i mało owocna kariera biznesmena? Czy to był tylko jednorazowy wypad, dzięki któremu zarobił trochę pieniędzy, a teraz musi wrócić do codzienności i znów mierzyć się z przyziemnymi problemami. Bardzo polubił tę "robotę" i chciał częściej odwiedzać domy bogaczy, mimo że nie poznał tak naprawdę wszystkich wad i zalet takiego życia. Przez te myśli droga powrotna do ośrodka wydała się Maćkowi krótką chwilą i już za parę momentów mógł już obserwować czarną skodę odjeżdżającą w bliżej nieznanym mu kierunku razem z dwoma plikami banknotów i butelką ouzo.

 

- Do następnego! - krzyknął jeszcze Duke i jego auto pomknęło gdzieś do przodu.

 

Te słowa wlały otuchę w serce chłopaka...

Odnośnik do komentarza

XV

 

Zegarek elektroniczny na nadgarstku Maćka wskazywał godzinę wpół do piątej. Pogoda była bardzo dobra - nie padało, obecność słońca nie była też nadmiernie odczuwalna. Ot, zwykłe lipcowe popołudnie. Chłopak nie zdziwił się, kiedy zastał pusty ośrodek. Kucharki zobaczywszy studenta w pośpiechu zaczęły się organizować do gotowania obiado-kolacji, ale ten uspokoił je słowami, że przyszedł wcześniej, bo źle się poczuł, i żeby nie denerwowały się. Panie otarły pot z czoła i wróciły do rozwiązywania krzyżówek, słuchania radia oraz przebijania się historiami z życia wziętymi.

 

Maciek powoli pomaszerował w kierunku pokoju, ale zorientował się, że nie posiada klucza, aby się dostać do środka. - Cholera! Musiałem go zapomnieć! - pomyślał i usiadł w korytarzu, na ziemi, tuż obok zamkniętego wejścia. Wyjął pliki, które podarował mu Duke i przeszedł do operacji przeliczania. - Sto, dwieście, trzysta... - liczył na głos - ... tysiąc dziewięćset, dwa! - Wykrzynął tak, że o mało tynk nie spadł ze ścian. Spojrzał na drugi stosik i wydarł się jeszcze głośniej. - Cztery tysiące euro?! Jestem bogaty! - Wziął jeszcze raz pieniądze do dłoni i z wielką starannością porachował papierki, by upewnić się, czy aby nie zapodział mu się jakiś banknot. Lekko zawiedziony, ale nadal oszołomiony utwierdził się w przekonaniu, że nie popełnił żadnego błędu. Od razu przypomniał mu się fragment teledysku, gdzie czarni raperzy ze złotymi łańcuchami na szyi wyrzucają kasę, jadąc nowiutkim, srebrnym Lamborghini. Tym razem poprzestał na dzikich krzykach i podskokach, bo szkoda było mu potem zbierać pieniądze z podłogi.

 

Chłopak nagle zerwał się do pionu, słysząc jak po schodach wchodzi cała grupa, robiąc hałas niczym stado bizonów biegających po prerii. Postanowił schować się na chwilę w toalecie, aby nie wzbudzać zainteresowania wśród innych, ponieważ wiedział, że skończyłoby się to pytaniami w stylu: "Gdzie byłeś?" lub "Dlaczego nie było cię na zajęciach?". Po paru minutach wyszedł, myśląc, że chmara już wróciła do swoich pokojów. Jak się okazało, jednak niezupełnie.

 

- Ooo, kogo mu tu mamy? - ironicznie i retorycznie zapytała Majka, która jakby czekała przed tymi drzwiami na wyjście Maćka. - Pan Maciej w końcu raczył się pojawić. A gdzie był?

- Co mam zrobić, żebyś w końcu przestała się interesować się moim życiem? Czy twoje jest tak bardzo nudne?

- Już się nie wykręcisz. Widziałam jak rano wsiadałeś do jakiegoś samochodu. Albo mówisz gdzie byłeś, albo możesz pożegnać się ze studiami. - zagroziła dziewczyna.

Maciek popatrzył wielkimi oczami na Majkę i wpadł w śmiech. Kiedy się już uspokoił, powiedział. - I co? Poskarżysz się? Będziesz się zachowywała jak w podstawówce? Chcesz się w to bawić?

- To ty zachowujesz się jak dziecko! - krzyknęła gniewnie. - Najpierw zawiązujesz jakąś umowę, a potem traktujesz mnie jak śmiecia!

- Moment. Umowa miała obowiązywać, kiedy ty mi w czymś pomożesz, tak? A z tego, co pamiętam nie kiwnęłaś nawet palcem, więc nie wiem czego się domagasz... Chociaż jak tak bardzo chcesz... - Maciek wyjął z kieszeni plik pieniędzy, rzucił 200 euro pod nogi Majki i skierował się do swojego pokoju.

- Rzucasz mi kasę jak jakiejś dziwce! Myślisz, że jestem taka tania?! Możesz już się pakować i wracać do domu!

- Pieprzę to! Teraz mam studia serdecznie w dupie! - wykrzyknął zdecydowanie za głośno chłopak, bo z niektórych pomieszczeń zaczęły wychylać się głowy studentów, które i tak od dłuższego czasu nasłuchiwały wieści z korytarza.

 

Dziewczyna jeszcze posłała wiązankę w kierunku Maćka, ale ten nawet się nie obejrzał. W pokoju czekał już spocony Ales, który nie miał siły nawet podnieść się z łóżka.

 

- Cześć, i jak poszło? - zapytał Maciek.

- Ale co? - nieprzytomnie odpowiedział jego współlokator.

- No miałeś mnie kryć dzisiaj!

- Aaa... nie drzyj się na mnie. Głowa mi już pęka. Poszło chyba całkiem dobrze, bo jakoś nikt specjalnie cię nie szukał. Chociaż z tego, co słyszałem, to Majka nie ułatwia sprawy... Ona wie, że cię nie było?

- Niestety wie... - usiadł na częściowo połamanym łóżku Maciek. - Ale teraz to już mało ważne. Niedługo będę miał kupę kasy, teraz nic innego nie jest istotne.

- Czy ty słyszysz co mówisz?! - nagle Ales zmienił pozycję na siedzącą. - Znowu przemawia przez ciebie ten chciwy człowiek! Opanuj się, a co z nauką? Wiem, że obiecałem cię kryć, ale nie mam zamiaru robić tego do końca tego wyjazdu.

 

Maciek ponownie wyjął z kieszeni plik i odliczył z niego kilka banknotów. Ales popatrzył na niego z otwartymi ustami, zmarszczył brwi i bez słowa opuścił pokój.

 

- Wiesz co? Ty jednak się nie zmienisz. Przestałeś myśleć, nie wiesz w co się pakujesz, głupcze...

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

XVI

 

Wydarzenia ostatnich dni spowodowały, że Maciek zapomniał o tym, że nie jest na wczasach i powinien bardziej skupić się na nauce. Poranek nie ocieplił i nie rozrzedził atmosfery pomiędzy zwaśnionymi przyjaciółmi, którzy niepierwszy raz w niedługim okresie czasu byli ze sobą skłóceni. Wybudzenie się o godzinie siódmej rano było nie lada wyzwaniem dla Maćka, który poczuł się rozpieszczony przez wczorajszy dzień i nie spodziewał się, że ktoś, a raczej coś - rzeczywistość, będzie go chciała brutalnie przywrócić do porządku. Ocierając oczy, spojrzał na wyświetlacz telefonu, który nieubłaganie wskazywał mu, że pora odpoczynku minęła. Z utęsknieniem wyczekiwał, że ekran wskaże mu nieodebrane połączenie od Duke'a, ale to marzenie mogło pozostać jedynie snem na jawie. Mimo to nie chciał się pogodzić z losem i niezmiennie wierzył, że jego kariera biznesmena ziści się w realnym świecie, a nie tylko w głowie.

 

Każda upływająca minuta zaczynała pozbawiać Maćka kolejnych cząstek nadziei wraz z zajęciami, które nie miały w sobie ani krzty nadzwyczajności. Co więcej, wizja przymusowej nauki w terenie przerażała go coraz bardziej, jakby był dopiero świeżo po poznaniu pierwszych uroków studenckiego życia. Zachłysnął się przygodą, złotem, purpurą, i pomimo tego że poklepanie po plecach trochę złagodziło tego skutki, to prawdziwe, zwyczajne powietrze nie dotleniało jego mózgu w dostateczny sposób. Został psychicznie sparaliżowany, a krew w żyłach krążyła znacznie wolniej, powodując drgania łydek przy każdym kroku, które jakby bały się przybliżać do nadchodzących chwil.

 

Stan chłopaka nie przeszedł bez zainteresowania Alesa, który uświadomił sobie, że jego słowa tym razem zadziałały na współlokatora. Miał nadzieję, że Maciek otrzeźwiał i w końcu zrozumiał co w tej chwili powinno być dla niego najważniejsze. Mimo to nie zamierzał poświęcać czasu kumplowi, postanowił w pełni zająć się sobą. Wyszedł z pokoju, zostawiając przyjaciela sam na sam z myślami. Ten z kolei siedział na swoim doprowadzonym już do stanu używania łóżku. Bał się. Bał się spotkania z codziennością. Bał się świadomości porażki. Bał się, że nie będzie już mu dane spotkać się z Dukem, którego polubił, choć ten momentami traktował go jak pionka. Wreszcie bał się spojrzenia Majki, która czyhała na potknięcie chłopaka i to w obawie przed nią Maciek do ostatniej chwili postanowił nie wychylać nosa poza cztery ściany, w których się znajdował.

 

- Czas się zbierać. - powiedział do siebie i zerwał się z łóżka, ale w równie błyskawicznym tempie osunął się z powrotem na nie. Jego nogi były jak z waty i nie zdołały utrzymać w pionie całego ciała. Przed oczami zawirowało i pojawiły się mroczki. Chłopak podjął jeszcze jedną próbę, aby dostać się do toalety. Chwiejnym krokiem, niezauważony, dotarł do celu i kilkakrotnie przemył oczy lodowatą wodą. Udało się przywrócić częściową sprawność, ale nadal nogi stanowiły niestabilny fundament dla konstrukcji, jakim było ciało Maćka. - Trzydzieści po siódmej, serio czas się zbierać.

Wrócił do pokoju, spakował najpotrzebniejsze rzeczy - kilka butelek wody, gdyby samopoczucie się nie poprawiało, ręcznik, czapkę i kilka "gadżetów", które były niezbędne do ćwiczeń w terenie. Westchnął głęboko, spojrzał ostatni raz na wyświetlacz telefonu i niechętnie udał się na zewnątrz, gdzie musiał się zmierzyć z kolejnymi przeciwnościami.

 

Oczywiście najpierw przeszkodą okazało tłumaczenie się Majce, która jak zwykle nie omieszkała skomentować sytuacji Maćka w swój irytujący sposób. Chłopak pomyślał, że najrozsądniejszym rozwiązaniem będzie po prostu ignorowanie dziewczyny, aby nie pogrążać się jeszcze bardziej. Każde słowo było w tym momencie na wagę złota, bo przecież kobieta posiadająca choćby najmniejszą poszlakę, zbiera informacje szybciej niż FBA. Cały czas powtarzała, że jest w stanie zamilknąć, jeśli tylko Maciek włączy ją do biznesu. On natomiast nie był w stanie zachować dumę i jednocześnie przyznać się, że biznesu już nie ma...

 

Inni ludzie patrzyli na niego jak na zapomnianego rozbitka, który utknął na jednej z niezaludnionych wysp Pacyfiku oraz po latach rozłąki ze zwyczajnym pokarmem i maszynką do golenia wrócił do cywilizowanego świata. Ich oczy wyrażały zdziwienie, że ten człowiek jeszcze istnieje. Jak widać jego nieobecność została zauważona u wszystkich poza wykładowcami. Chociaż nie do końca...

 

Cała grupa zebrała się na placu przed budynkiem. W sumie określenie "pole" byłoby w tym przypadku bardziej trafne, ponieważ poza piachem, gliną oraz gdzieniegdzie wyrastającymi spod gleby pojedynczymi źdźbłami trawy nie było nic. Zazwyczaj studenci stali tam około pięciu, góra dziesięciu minut, aby poczekać aż wszyscy zdążą zejść na dół. Tym razem zatrzymali się na dłużej, ponieważ ktoś puścił farbę na temat sytuacji z poprzedniego dnia. Maciek nie miał wątpliwości, kto to zrobił, lecz nie miał na to odpowiednich dowodów. Jeden z prowadzących zajęcia zaprosił go do siebie, aby wyjaśnić pewną sprawę. Już sama pauza przy wyczytywaniu jego nazwiska wywołała u niego ponowny atak mdłości, ale gdy jego strach okazał się uzasadniony, nogi nie chciały nieść go do przodu.

 

- Maciej... może wyjaśnisz mi i innym, dlaczego jakimś cudem zabrakło cię na wczorajszych zajęciach, hm? Przyznam - podziwiam cię za to, jakim cudem udało ci się ominąć nasz wzrok i oszukać czujność, ale przyszedł czas na wytłumaczenia. - powiedział starszy mężczyzna. Młodzieniec spocił się niemal od stóp do głów. Początkowo szukał w swojej głowie jakiegoś sensownego wytłumaczenia, ale czasu miał niewiele, i gdy mina profesora robiła się coraz bardziej marsowa poprzestał na wymyślaniu mało wiarygodnej historyjki i postanowił podać prawdziwe powody absencji. Nie pozwolono mu jednak tego zrobić.

 

Niemal w tym samym momencie z piskiem opon wjechał sporych rozmiarów terenowy samochód. Z niego wysiadł pospiesznie mężczyzna w garniturze, który zobaczywszy, że jest obserwowany przez około pięćdziesiąt osób, z zakłopotaniem poprawił swój czarny jak smoła krawat i coraz pewniejszy podszedł do profesora. Już z pokerową twarzą i ze stoickim spokojem ogłosił pewną sprawę.

 

- Szukam Macieja Olszewskiego. - poprawna polszczyzna dała do zrozumienia, że nie będzie problemu z dogadaniem się. - To ty? - spojrzał na oczy chłopaka, któremu oczy świeciły się jak lampki choinkowe w święta. Zanim ten wykrztusił z siebie choćby słowo, mężczyzna już złapał go za rękę i z szerokim uśmiechem rzekł do wykładowcy - Porywam go. - Po tych słowach szybko skierowali się z powrotem do auta.

 

- Eeeeej! Weźcie też mnie, jestem jego dziewczyną! - wykrzyknęła na cały głos Majka, co wzbudziło wielkie zainteresowania i szepty wśród grupy. Maciek poczuł się zaskoczony do tego stopnia, że oczy niemal "wyszły mu z orbit". Nie miał wątpliwości, że zrobiła to dla czystego zysku. Mężczyzna odwrócił wzrok i tylko skinieniem głowy dał do zrozumienia, że zaprasza ją do siebie.

 

- Co ty do cholery robisz, głupia?!

__________________________________________________________________________________________________________________________________________________

@Super_Cwikla i inni czytelnicy - Tak, zamierzam pograć w FM'a. Tak naprawdę już zacząłem, jestem po sparingach, a w samej treści już praktycznie dobiegam do końca i myślę, że następny odcinek wyjaśni wszystkie wątpliwości, jeśli chodzi o klub. Ci, którzy potrafią wyłapywać niektóre zdania, słowa, mogą już wiedzieć, jaki klub zamierzam objąć. Biorąc pod uwagę, że znacie kraj, w jakim będzie toczyła się akcja - wydaje się to zadaniem banalnym. :) W każdym razie tych mało spostrzegawczych zachęcam do przeczytania następnej części. Tyle ode mnie. :)

Odnośnik do komentarza

XVII

 

Kierowcę samochodu Maciek doskonale znał - był to ochroniarz faceta, u którego był razem z Dukem. Ten fakt znacznie go rozluźnił po niespodziewanym wtargnięciu Majki. Chłopak nadal uważał, że nie ma potrzeby spowiadać się dziewczynie, choć ta zadawała coraz to więcej pytań. Zainteresowanie, tym bądź co bądź, monologiem wyraził nieznany nadal mężczyzna siedzący na fotelu pasażera.

 

- Niezła z was parka. Fantastycznie się dogadujecie. - powiedział, nie odwracając głowy w kierunku tylnej kanapy.

- Zaszło nieporozumienie... - Maciek starał się szybko wyprostować sytuację.

- Dokładnie tak samo myślę. Dlatego dostałem zlecenie, aby cię odnaleźć. Mamy z tobą do pomówienia.

- Czy ktoś mi powie o co chodzi?

- To twój kochaś ci nie powiedział? Pasujecie do siebie jak spojler do Jelcza. - po tym wyszukanym żarcie nawet Maciek się rozpromienił, lecz dziewczynie nadal nie było do śmiechu. - Dobra, powiem ci. Twój chłopak jest nam winien trochę pieniędzy.

- Jak to?! - chórem odpowiedzieli młodzi.

- Szokujące, prawda? Wyobraź sobie - odwrócił się w kierunku Majki - że niedawno mój szef robił z nim pewien interes. W sumie to bardziej z jego kumplem. Sprzedawali nam pewną ilość kruszcu, który okazał się czymś zupełnie innym, znacznie mniej drogocennym. - Mężczyzna podchodził do tematu bardzo tajemniczo, przez co nawet sam Maciek był zdezorientowany, a co dopiero Maja. - Podsumowując - tym razem spojrzał na chłopaka - to nie złoto. - uśmiechnął się i wrócił do swojej pierwotnej pozycji.

 

Paraliż ogarnął Maćka jeszcze bardziej niż na początku dnia. Miał dwie możliwości - zdać się na los eleganta na przednim siedzeniu albo wyskoczyć z pędzącego samochodu wprost na asfalt licząc, że się nie zabije i zdąży uciec przed pogonią. Druga opcja wydała mu się zbyt ryzykowna, więc zwiesił głowę i do końca podróży nie reagował na żadne bodźce z otoczenia. Natomiast Majka odczuwała w końcu skutki swojej głupiej decyzji. Podróżowała właśnie z dwoma facetami wyglądającymi na gangsterów, którzy na dodatek mają niezdrowe porachunki z jej znajomym. Ten z kolei nie chce się do niej odzywać od dni, nie rozmawia na żaden temat i chyba sam nie ma pomysłu jak wybrnąć z patowej sytuacji.

 

- Zawróćcie! Zawieźcie mnie z powrotem! - krzyk dziewczyny nie zrobił wrażenia na żadnej obecnej osobie w samochodzie.

- Mogę zaproponować ci tylko wysadkę na środku ulicy, a nie wiem czy byłoby to dla ciebie takie dobre. Chyba, że byłaś harcerką... Wtedy może uda ci się dojść w kilka... kilkanaście godzin. A może i więcej, sam nie wiem. - rozgadał się facet z przodu.

- Tak w ogóle, jak się pan nazywa? - zainteresował się w końcu Maciek.

- Nie mam zamiaru się z tobą spoufalać. Dostałem zadanie, aby dowieźć cię tam, gdzie trzeba, a moje imię i tak niewiele zmieni. Lepiej zacznij się zastanawiać, w jaki sposób masz zamiar spłacić dług, bo mniemam, że nie posiadasz pieniędzy szefa.

 

Mężczyzna w wielu aspektach przypominał Duke'a. Wydawał się kolejnym samotnikiem, człowiekiem, który nie liczył się z innymi ludźmi, a już na pewno nie z takimi młokosami jak Maciek. Chłopak, mimo że nie poznał blisko tego człowieka, wyciągnął kilka różnic między ludźmi, których ostatnio spotkał. Przede wszystkim Duke nie przywiązywał wielkiej wagi do swojego wyglądu, z kolei ten mężczyzna był ewidentnie zafascynowany stylizacją gangsterską, ponieważ mało kto ubiera się tak szykownie tylko po to, aby przetransportować parę smarkaczy. Po drugie - gabaryty. Duke był wysoki, aczkolwiek chudy. Głos miał potężny, czego nie można było powiedzieć o nowo poznanym włoskim mafiozo, który pomimo niskiego wzrostu był dobrze zbudowany.

 

Maciek nie zdziwił się, kiedy po pewnym okresie zobaczył ponownie tę samą bramę, ten sam ogród i tę samą ścieżkę prowadzącą do tego samego domu, który nie tak dawno miał okazję zwiedzić z Dukem. Tym razem Kamerdyner (Maciek właśnie tak zaczął go nazywać) nie prowadził, a szedł za wszystkimi, aby mimo wszystko zlikwidować głupie ruchy ze strony młodego chłopaka. W środku pałacu nie zmieniło się nic. Chociaż wnętrze ponownie zrobiło na nim wrażenie, a w szczególności popiersie, które przedstawiało mu nieznaną postać. Niechętnie, ale młodzi wdrapali się po schodach prowadzących do gabinetu "szefa", "prezesa"... Maciek sam nie wiedział, w jaki sposób się go niego zwracać. Po chwili stwierdził, że w sumie to mało ważne, ponieważ i tak nie jest w stanie z nim porozmawiać.

 

Prezes miał mieszane uczucia, kiedy ujrzał w drzwiach oczekiwanych gości. Z jednej strony zadowolenie, że nareszcie się pojawili, z drugiej strony gniew, że w ogóle musi ich widzieć. Zdziwiło go również fakt, że pojawiła się nieproszona osoba w postaci Majki. To jednak w tym momencie schodziło na dalszy plan, ponieważ po głowie chodziła mu chęć wyjaśnienia sprawy, a chyba bardziej odzyskania pieniędzy. Z resztą uwierzył w zapewnienia swoich ludzi, że dziewczyna nie jest tu przez przypadek. Maciek osunął się na to samo krzesło, na którym miał już przyjemność siedzieć. Teraz ten sam obiekt nie wydawał się już tak samo wygodny, a wydawał mu się zimny i niewygodny jak plastikowe siedzenia w przedziałach PKP. Przez pewien czas przez głowę przeleciała mu myśl, że będzie torturowany przez dłuższy czas do momentu, w którym nie wycisną z niego wszystkich informacji jak wody z gąbki. Prezes wraz z jego ludźmi wydawali się niewiarygodnie spokojni co mogło być przysłowiową ciszą przed burzą. Okazało się jednak, że wraz z upływem czasu hipoteza chłopaka okazała się niesłuszna. Po krótkiej wymianie zdań "starszyzny" przyszła kolej na "przesłuchanie" młodego.

 

- Ok, nie chciałbym przedłużać - odezwał się mężczyzna w garniturze - więc przejdźmy szybko do sedna sprawy. Powiedz nam co zrobiliście z pieniędzmi.

- Nic. To znaczy ja nic nie zrobiłem. Duke ma praktycznie wszystko, mi dał tylko dwa nieduże pliki, jakieś cztery tysiące euro. W sumie teraz to już trzy... - z zakłopotaniem podrapał się w tył głowy Maciek.

- Kto? Duke?

- No tak. To on był ze mną i robił ten interes.

- Niezły pseudonim sobie wybrał. Słuchaj, ten człowiek nie jest żadnym Dukem. Wymyślił sobie jakąś ksywkę na poczekaniu, jego imienia pewnie nie znasz, co? Z resztą my też na razie nie, podawał się jako Giorgios. Wiedział, że łatwiej nam będzie znaleźć ciebie niż jego. Chciał zyskać na czasie, a teraz pewnie już go nie ma w Grecji. To nie pierwszy raz, kiedy robi coś takiego. Bierze "pod skrzydła" zafascynowanych biznesem głupków, a potem ich wykorzystuje znacznie bardziej niż ciebie. Uważaliśmy go za uczciwego człowieka, bo już nieraz robiliśmy z nim interesy, choć nie miał dobrej opinii. Nadużył naszej dobroci, a teraz gdzieś spieprzył. Powiem szczerze, że mimo wszystko masz szczęście, że nie wmieszał cię w nic więcej. Może dlatego, że prezes to spokojny człowiek, a nie członek jakiejś mafii. No dobra. Wiesz w takim razie, gdzie może się znajdować ten twój Duke?

- Nie bardzo. Ale mam do niego numer! - zafascynowany chłopak sięgnął do kieszeni, aby wyjąć kawałek papieru z kontaktem do Duke'a.

- Możesz go schować z powrotem, pewnie nieprawdziwy. Znając życie nawet nie zadzwoniłeś, prawda? Gdybyś to zrobił, to wiedziałbyś, że włącza się poczta głosowa. Potem zawsze może się wytłumaczyć, że miał rozładowany telefon czy coś...

 

Maciek poczuł się oszukany. Oczywiście nie wierzył na słowo człowiekowi, którego niedawno poznał, ale uświadomił sobie, że nie miał prawa również zaufać Duke'owi. W końcu zabrał pieniądze i nawet się do niego nie odezwał, no bo niby jak miał to zrobić? Chłopak był zdezorientowany, ale ze względu na swoje położenie postanowił trzymać obecnie z prezesem i jego ludźmi, aby odnaleźć kompromis. Powoli zaczęła mu przemijać chęć na robienie wielkiej kariery biznesmena. Zrozumiał natomiast, że będzie musiał ponieść konsekwencje za nadmiar fantazji. Po ponownym przekazaniu informacji szefowi tajemniczy mężczyzna z powrotem wrócił do Maćka.

 

- Rozmawiałem z prezesem już wcześniej i spodziewaliśmy się, że nie będziesz miał tych pieniędzy. Szef jest jednak zdeterminowany, aby je odzyskać, więc przygotowałem dla ciebie propozycję. Jest ona nie do odrzucenia, niestety dla ciebie. Chociaż może będziesz szczęśliwy, kto wie. Do rzeczy. Trzy sprawy. Po pierwsze, zwrócisz nam te pliki, które dostałeś od Duke'a. Po drugie, co najważniejsze, pomożesz nam odszukać tego cwaniaczka. Miałeś z nim kontakt, może wskażesz nam kilka poszlak. Ty pomożesz nam, a my tobie. No i po trzecie... Musisz jakoś spłacić dług prezesowi. Nie mamy na razie kasy, więc do tego czasu będziesz skazany na robienie czegoś innego - zaciekawił Maćka. - Nie bez powodu nazywamy szefa "Prezesem". Jest właścicielem klubu piłkarskiego, pierwszoligowego. Interesujesz się w ogóle piłką nożną?

- Oczywiście, że tak. - odpowiedział chłopak, nadal nie wiedząc co to ma do rzeczy.

- No to bardzo dobrze się składa. Ostatnio prezes miał pewne problemy z trenerem, co zmusiło go do wypieprzenia go na zbity pysk. Z resztą zarabiał dość dużo, a szef mimo że nie należy do skąpych, to szanuje pieniądz i zna jego wartość. Ty będziesz opcją znacznie bardziej ekonomiczną, nie będziesz drogi w utrzymaniu. Poprowadzisz zespół przez nieokreślony bliżej czas. Zaraz powiesz - przecież ja się nie znam. Prezes też nie. Klub generuje środki, a on futbolu ma fachowców. Ty też takich dostaniesz. Może to nie będzie najwyższy poziom, ale z pewnością ci pomogą. To chyba wszystko, co powinieneś wiedzieć. Zaraz dostaniecie klucz do mieszkania, a z tobą - zwrócił się do Maćka - zobaczymy się jutro na treningu. Jasne?

- Ej! A co ze mną!? - zapytała ignorowana Majka.

- Ty... ty będziesz parzyła kawę dla prezesa. W związku z tym, że raczej przesiaduje on tutaj, w domu, a nie w swoim gabinecie klubowym to na razie będziesz przychodziła tutaj. Rozumiem, że już wszystko wiecie. Trzymajcie klucz, a jutro widzę was punktualnie - Maćka o 11 w klubie, ciebie dziewczyno o 9 u prezesa. Dobra, idźcie już.

 

Szok ogarnął zarówno Maćka jak i Majkę. Chłopak przeżywał apogeum stresu począwszy od poranka, a informacja od mężczyzny, którego imienia nadal nie poznał, wcale nie pomogła w uspokojeniu. Z kolei dziewczyna szczerze żałowała swojej decyzji o przyłączeniu się do nieswojej przygody. Nie wyobrażała sobie również mieszkania pod jednym dachem z facetem, który w ogóle się do niej nie odzywa i traktuje ją jak powietrze... Za to przed chłopakiem otworzyły się dwie nowe przygody - detektywa i trenera piłkarskiego.

 

...

 

- Głupi ma zawsze szczęście.

 

 

Wersja: FM 2008 + łatka 8.0.2

Ligi: Anglia (1-4), Bułgaria (1), Francja (1-3), Grecja (1-2), Hiszpania (1-3), Holandia (1-2), Niemcy (1-3), Polska (1), Portugalia (1-2), Rosja (1-2), Słowenia (1), Włochy (1-2)

Baza danych: duża

Klub: Skoda Xanthi

Odnośnik do komentarza

XVIII

 

Miasto leżące u podnóża Rodopów i nad niewielką rzeką Kosynthos. Zabudowane kamienicami, które wyglądają niemalże identycznie - w tym samym kolorze, tworzone na tej samej zasadzie. Klasztor wznoszący się w najwyższym punkcie miasta, skąd rozciąga się niesamowita panorama na całe pasmo gór. Nic dziwnego, że miasto robiło niesamowite wrażenie na Maćku i Majce. W szczególności na dziewczynie, ponieważ chłopak był zajęty raczej zastanawianiem się nad swoją nową rolą. Myślał u Duke'u, który okazał się zwykłym oszustem, co mógł podejrzewać, ale był zbyt zaślepiony. Poważni ludzi otworzyli mu jednak drogę, która mogła jednak zapewnić mu przynajmniej częściowo niespełnione ambicje. Miała to być spłata długu, ale ciężko wyobrazić sobie bardziej przyjemną regulację zaległości. Życie w pięknym mieście, pełne utrzymanie i wyżywienie, praca w klubie piłkarskim na czołowym stanowisku - to wszystko miało prawo zakręcić w głowie. Na razie jedyne co odczuwał Maciek, to wielki stres. Miał nadal mnóstwo pytań, na które nie dostał odpowiedzi i przez to obecna sytuacja wydawała mu się złudna. Obawiał się, że ten sen pryśnie jak mydlana bańka i wróci do rzeczywistości, od której chwilowo się oderwał i to dość znacznie.

 

Oprócz klucza do nowego mieszkania młodzi otrzymali również dojazd na miejsce oraz mapę całego miasta, aby zaprzyjaźnić się z nowym miejscem. Ich dom nie wyróżniał się kompletnie niczym spośród reszty budynków. Było to mieszkanie na pierwszym piętrze niskiej kamienicy. Ulica prowadząca do niej była bardzo wąska i wybrukowana co tworzyło niesamowity klimat. Całość dopełniało słońce, które nie dawało odetchnąć mieszkańcom nawet przez jeden letni dzień. Wnętrze było bardzo zadbane, choć nieco ciasne. Oboje cieszyli się z tego, że otrzymali od prezesa dwa pokoje z łazienką i malutką kuchnią. Pomieszczenia były w pełni umeblowane, a wszelkie brakujące przedmioty zostały im obiecane na samym końcu rozmowy, którą odbyli nie tak dawno. Majka stwierdziła, że z pewnością brakuje jej ubrań i damskich akcesoriów, które zostawiła w Polsce i częściowo w ośrodku. Mężczyzna również zapewnił, że ich ciuchy zostaną niedługo dostarczone, a na ten czas dostali tymczasową odzież. Maciek nie zastanawiał się nad brakami w mieszkaniu, a tym razem rozmyślał o Rexie. Zastanawiał się skąd znał Duke'a i czy przypadkiem sam nie jest zamieszany w tą całą sytuację. Na razie postanowił nie wyjawiać nikomu z nowego otoczenia o genezie poznania tego faceta. Przynajmniej do momentu skontaktowania się z Dominikiem.

 

"Kiedy wrócisz do Polski, powiedz Rexowi, że interes się udał, ale nie wspominaj o dzisiejszej sytuacji. Ja zostaję." Taką wiadomość przesłał Maciek Alesowi, który ostatnio nie był zadowolony z postawy najlepszego przyjaciela. Liczył, że mimo ostatnich kłótni będzie on w stanie trzymać język za zębami przy Dominiku, który na razie nie mógł znać szczegółów. Po tej chwilowej refleksji chłopak zaczął się zastanawiać nad rolą trenerską. Nie wiedział jeszcze, jakich zawodników będzie miał do dyspozycji, ponieważ nigdy nie interesował się ligą grecką. O taktyce i treningu też nie miał wielkiego pojęcia, lecz jak prawie każdy dzieciak miał okazję zetknąć się z klubem piłkarskim. Wiadomo, że to nie ten poziom i nie to samo podejście do futbolu, ale w tym momencie to był jego jedyny punkt podparcia poza w miarę regularnym oglądaniem spotkań. Jedyne, czego był pewien to chęć stawiania na ofensywny futbol, choć ze względu na swoje pojęcie o piłce był otwarty na wszystkie propozycje od pomocników, których miał poznać następnego dnia.

 

- Maciek, możesz mi powiedzieć o co w tym wszystkim chodzi? Jacyś obcy ludzie opowiadają historie o jakimś oszuście, pieniądzach, a ja nic o tym nie wiem. - Majka wyrwała z rozmyślań nowego trenera. - Nie uważasz, że obecny stan rzeczy powoduje to, że powinnam dowiedzieć się czegoś więcej? Odezwiesz się w ogóle do mnie?

- Nie teraz. Muszę pomyśleć nad paroma sprawami, bo jutro w końcu ważny dzień. - niechętnie wycedził Maciek, który udawał, że na kartce wypisuje swoje pomysły.

- Nie rozumiesz, że ja też teraz jestem w to zamieszana? Nie tak wyobrażałam sobie ten cały biznes. Myślałam, że znasz tych ludzi.

- A kto kazał ci krzyczeć, że jestem twoim chłopakiem? Czy ktoś ci powiedział, że coś się udało?

- No nie... - przyznała Majka - No, ale skądś masz tę kasę! Przecież jej nie ukradłeś!

 

Maciek nie skomentował tych słów. Po krótkiej pauzie dodał tylko:

 

- Idź, odpoczywaj. Ty też jutro masz coś do zrobienia i najlepiej, jakbyśmy dziś nie wchodzili sobie w drogę. Na pogaduchy przyjdzie czas.

 

Majka oburzona trzasnęła drzwiami od pokoju Maćka. Choć częściowo rozumiała zachowanie chłopaka i po jego słowach liczyła, że niedługo dowie się czegoś więcej na temat zaistniałej sytuacji. Tymczasem ten na poważnie zajął się przygotowywaniem się do spotkania z piłkarzami i asystentami. Zgrywać obeznanego człowieka? Przecież kłamstwo ma krótkie nogi i w końcu wyjedzie, jaką naprawdę ma wiedzę. Może już na początku dać do zrozumienia wszystkim, że nie jest wielkim taktykiem i stać się lekceważonym przez drużynę? Żadne z rozwiązań nie było dobre, więc postanowił zdać się na intuicję. Bał się również spotkania z mediami, które postanowił potraktować utartymi sloganami. Spodziewał się mimo wszystko instrukcji od ludzi, którzy podpowiedzą mu co ma mówić przed kamerami i mikrofonem. Postanowił dłużej się nie męczyć z tymi myślami. Położył się na łóżku i czekał aż zmorzy go sen.

 

...

 

"Widzę, że jednak ci się udało. Będę tęsknił. Kiedyś na pewno cię odwiedzę. Powodzenia, odzywaj się czasem."

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...

XIX

 

- Panowie! Cztery, cztery, dwa, szerzej, szybciej! Wyżej pressingiem! Nie stój tak, ruszaj się! - ciskał hasłami Maciek, nie będąc do końca pewny, co tak naprawdę oznaczają. - Kwadrans do końca, dość opieprzania się!

 

Pogoda nie rozpieszczała. Deszcz nie był sprzymierzeńcem ani jednej osoby na niezadaszonym boisku. Sędzia był umorusany, jakby sam uczestniczył w niejednym ostrym starciu z napastnikami obu drużyn, chcąc aby spotkanie nabrało rumieńców, bo rzeczywiście patrzenie na poczynania zawodników nie należało tego dnia do najprzyjemniejszych zajęć. Żółty mundurek arbitra był splamiony błotem połączonym ze śladową ilością trawy, która nie dość, że ustępowała ziemi na tym kartoflisku, to jeszcze zdawało się, iż jej ostatni wylądowały właśnie na rozjemcy tego spotkania. Maciek zza linii bocznej obserwował poczynania zawodników ze znacznie większym zaangażowaniem i zwiększonym poziomem adrenaliny. Do Ligi Mistrzów było daleko, ale przecież ligowa szarówka i walka w takich warunkach to największy zastrzyk pozytywnych emocji. Trener spojrzał na zegarek - trzynaście minut. Liczby też nie okazywały się sprzymierzeńcami.

 

- Dobra, zmiany! - spojrzał w kierunku ławki rezerwowych i jego twarz nie wyglądała na rozpromienioną. - Leser, słabiak, cykor, popierdółka, ledwo wyleczony, nerwus i bramkarz - wyliczył w myślach Maciek i na kolejną minutę odwrócił swój wzrok z powrotem na murawę. Zaczął żałować, że odesłał balangowicza na trybuny, który na ostatni trening przyszedł z "odrobinę" cięższą głową. Zegarek znów przypomniał mu o upływającym czasie, więc powrócił do tematu zmienników. - Przecież nie wezmę wystrachanego, zjedzą go zanim ostygnie. Tamten zaraz znów mi się połamie i przez kolejne miesiące będzie przykuty do łóżka. Ten chudy niby szybki... Tylko przydałaby się siła. Nerwus złapie kartkę. Może to i dobrze? Bramkarza? O czym ty do cholera myślisz?! Dobra, uprzykrzymy im grę... - Maciek po walce z samym sobą przywołał walczaka do siebie. - Słuchaj, postaraj się nie złapać kartki. Zostało nam dziesięć minut z okładem, wchodzisz by stanowić wzmocnienie, a nie osłabiać drużynę. Bierzesz ósemkę. Trzymaj go krótko, gdy sędzia nie widzi kop go po kostkach i wbijaj łokieć w żebra. Dawaj, dawaj!

 

Walczak wszedł, a że Maciek motywatorem był niezłym, lecz autorytetem żadnym, to piłkarz skupił się nie na treści, a na ładunku emocjonalnym wypowiedzi menago. Dryblas wyleciał po sześćdziesięciu sekundach gry, a trener o mało co nie trafił swojego podopiecznego plastikową butelką. - O co chodzi kołczu? Przecież wbijałem mu ten łokieć! - Powiedział zawodnik, a to nie spodobało się sędziemu technicznemu. - Oho, jeszcze mnie zawieszą - wyszeptał pod nosem Maciek i skrył się pod budką nad ławką rezerwowych i postanowił się nie wynurzać do końca. - Pieprzone patałachy - dodał i jego nadzieja na korzystny wynik ulotniła się niczym gaz z nieszczelnej instalacji.

 

Pięć minut. Maciek począł obgryzać paznokcie i szykować plan wypowiedzi na konferencję prasową. Rozpisał sobie konspekt jak przed prezentacją maturalną i z pamięci wygrzebywał truizmy, banały, które zapewniały, że czołówki jutrzejszych gazet nie będą zawierały jego nazwiska połączonego ze słowami "nieroztropność", "agresja", "głupota" oraz "porażka modowa". Obawiał się jednak, że fotoreporterzy wychwycili tę niefortunną butelkę. Złamał wcześniejsze postanowienia i jeszcze raz wynurzył się na murawę, rozejrzał się dookoła i ujrzał puste trybuny, które jeszcze chwilę temu zapełnione były okrzykami, szalikami i gołymi klatami. Pozostały tam tylko puste opakowania po słoneczniku, niedopite kubki z colą oraz utracone nadzieje. Nawet pan Stanisław od hot-dogów rozpoczął pakowanie manatków nie przewidując większych zysków tego dnia. Mógłby się narazić tylko na wandalizm resztki fanów z młyna, którzy zamiast palić szaliki odwiecznego rywala, palili się do wtargnięcia na plac gry.

 

Trzy minuty. Stewardzi ochraniający młyn liczyli, że sędzia okaże miłosierdzie i nie postanowi dorzucić dodatkowych minut katorgi dla każdej osobie znajdującej się na tym obiekcie sportowym. Chyba on sam zdawał sobie sprawę, że atmosfera jest tak gorąca jak Adriana Lima na rozkładówce magazynu dla panów, więc nie ma co jeszcze bardziej rozsierdzać zirytowanego byka. Maciek stawał coraz bliżej tunelu, gdyż obawiał się nie tyle bluzgów pod swoim adresem, co raczej flegmy skierowanej na jego zamszowy płaszcz.

 

Ostatnie fragmenty meczu. Akcja gości. Długie podanie od bramkarza na lewe skrzydło, gdzie zawodnik przyjezdnych bez problemu przechodzi dwóch zawodników, którzy rozłożyli się przed nim jak nogi 20-letniej dziewicy w klubie po wypiciu kilku drinków. Skrzydłowy dobiega do końcowej linii, centruje, a tam napastnik o wzroście metr sześćdziesiąt osiem w kapeluszu przeskakuje dwóch wyrośniętych, aczkolwiek oszczędnie obdarzonych techniką obrońców i pakuje piłkę głową do siatki. Maciek nie czekał na końcowy gwizdek. Karki z młyna tez nie. Spiker jeszcze gwoli ścisłości z niezachwianym emocjami głosem rzekł:

 

- Strzelcem gola Krystian Malinowski. Dla snajpera gości jest już ósma...

 

Już ósma...

 

Już ósma...

 

Ósma...

 

- Wstawaj! Maciek! Już ósma! Przecież nie chcesz się spóźnić, prawda?!

 

________________________________________________________________________________________________________________________________

Mam nadzieję, że nie zabrzmi to jak przemówienie po wręczeniu Oscara za "najlepszy scenariusz", ale chcę podziękować za tytuł menago miesiąca. :) Nie lubię lutego, choć teraz cieszy mnie, że ktoś docenił "Królową...". Dzięki też Wengerowi za wytknięcie błędu, który się często powtarzał - to oznacza, że czytasz regularnie, co dodatkowo mnie motywuje. Zapraszam do lektury kolejnej części. :)

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

XX

 

- Telefon... jest. Klucze są, notatnik mam, długopis chyba też. Po cholerę mi notatnik?! - krzyczał na siebie Maciek, w pośpiechu szykując się do wyjścia. - Majka, tak w ogóle co ty jeszcze tu robisz?

 

- Postanowiłam, że pojadę z tobą, a nie do tego całego prezesa. Chcę, żeby załatwili mi coś lepszego. Nie będę tylko parzyła kawy!

 

Maciek nie poczuł się specjalnie szczęśliwy z tej wiadomości, ale tym razem był dla dziewczyny bardziej wyrozumiały, bo w końcu uchroniła go od zaspania przed pierwszym dniem w nowej pracy. - No dobra, niech ci będzie. Tylko pamiętaj, mnie w to nie mieszaj! - Ostrzegł chłopak i po kolejnym przegrzebaniu kieszeni, w celu sprawdzenia kompletności swojego "ekwipunku", udał się do wyjścia. Spojrzał jeszcze raz na kartkę z adresem, którą otrzymał w domu prezesa i zorientował się, że ma pojęcia jak ma dostać się na miejsce, mimo że poprzedniego dnia wertował mapę jeszcze przed zaśnięciem. Ratunek przyszedł jeszcze zanim zdążył pomyśleć o poczynieniu jakichkolwiek kroków.

 

- Dawaj, dawaj! Spodziewałem się, że możesz nie trafić, ale żebyś grzebał się jak baba!? Wsiadaj i jedziemy! A co tu ona robi? Nie miała być u prezesa? - powitał młodych ten sam facet, z którym rozmawiali poprzedniego dnia. Maciek był niezmiernie zaskoczony i jednocześnie zadowolony, że mężczyzna o nim pomyślał. - Dobra, skoro mam z wami pracować, to mogę w końcu przedstawić się. Mówcie mi Przewodnik - powiedział i wysunął rękę w kierunku chłopaka, który wygodnie rozsiadał się na przednim siedzeniu. - Jak tam? Jest stres? - spytał i uśmiechnął się w kierunku nowego współpracownika. Zachowywał się inaczej niż przy poprzednim spotkaniu. Zamiast rozkazywać zaczął pytać, ton jego wypowiedzi również uległ złagodzeniu. Zachowywał się jak człowiek i to pozwoliło Maćkowi trochę się rozluźnić. Z drugiej strony zaczął się zastanawiać czy może to nie jest tylko zagrywka, aby nie powodować jeszcze większego strachu u młokosa.

 

Stadion Skody był umiejscowiony na obrzeżach miasta, więc Maciek miał czas, aby obgryźć wszystkie paznokcie i zacząć zastanawiać się nad tym jak zyskać szacunek wśród zawodników, bowiem spodziewał się, że większość z nich znacznie przewyższa go wiekiem i pewnie też piłkarską wiedzą. Każdy detal nadal pozostawał tajemnicą dla młodego trenera - o ile można go tak nazwać. Chłopak wyjął notatnik i zaczął rysować abstrakcyjne znaki, aby choć przez moment zapomnieć o stresie.

 

W końcu cała trójka dotarła na miejsce. Jako ostatni z samochodu wynurzył się Maciek, który chciałby pozostać w wozie jeszcze trochę, aby złapać z gęstego powietrza resztki odwagi. Przewodnik nie odzywał się do niego, ponieważ był świadomy, że stan psychiczny nowego współpracownika powoduje, że nie byłby w stanie wykrztusić z siebie choćby słowa, a co dopiero jakiejś sensownej wypowiedzi. Chcąc oszczędzić mu większych nerwów, mężczyzna zabrał go od razu w kierunku gabinetu, który jak się okazało należał właśnie do Przewodnika.

 

- Dobra, siadaj na krześle, bo widzę, że ledwo stoisz - powiedział mężczyzna i jednocześnie wyjął z szuflady przygotowane wcześniej papiery. - Pewnie domyślasz się co to jest? W każdym razie wyjaśniam - twój kontrakt. Wszystko musi być dokładnie uregulowane, nie chcemy mieć żadnych problemów, w końcu od teraz będziesz twarzą naszego zespołu. Musimy załatwić z tobą kilka spraw. Po pierwsze, dostaniesz od nas nauczyciela, który nauczy cię greckiego przynajmniej w stopniu podstawowym. Dowiesz się o nim w odpowiednim czasie, dziś nie będzie ci potrzebny, w końcu to ja cię oprowadzam. - W tej chwili kamień spadł z serca chłopaka. - Na konferencji, którą zwołamy dziś po południu nie odzywasz się ani słowem. Powód prozaiczny - nie znasz języka. Wszystkie pytania od mediów spoczywają na moich barkach, a ty się niczym nie martw.

 

Maciek poczuł się o wiele bardziej rozluźniony po słowach Przewodnika. Jedyną rzeczą, jaka należała do niego to zrobienie dobrego wrażenia na pierwszej drużynie, a i to stało się w głowie chłopaka sprawą banalnie prostą, gdy usłyszał, że z pewnością znajdzie z nimi wspólny język. Dosłownie.

 

- Jeszcze kilka spraw, które z pewnością powinny cię zainteresować. - Rozpoczął Przewodnik. - Mówiliśmy ci, że chcemy oszczędzić na trenerze, prawda? Pensja dla ciebie nie będzie nam nadwyrężała tak bardzo budżetu, a i ty na pewno nie będziesz narzekał. Czternaście i pół tysiąca na miesiąc, odpowiada ci? - Maciek niemalże zakrztusił się swoją śliną, a oczy zrobiły mu się dwa razy większe. Reakcja chłopaka wyrażała na tyle dużo, że mężczyzna mógł dalej kontynuować swoją wypowiedź, nie czekając na reakcję rozmówcy. - Oczywiście dostaniesz kilku współpracowników, ale na razie jesteśmy na etapie wybierania odpowiednich kandydatów, czyli najlepiej młodych, tanich i uzdolnionych. Jeszcze dziś poznasz szefostwo, dyrektorów. Na tym etapie pracy staraj się raczej przybiegać z problemami do mnie. Oni nie są raczej pozytywnie nastawieni na politykę prezesa, więc twoją nieporadność będą wykorzystywać przeciwko niemu w czasie ewentualnych wyborów. Tak poza tym to całkiem fajni ludzie - uśmiechnął się, starając się nie przerazić chłopaka na samym starcie. - Ok, jeśli wszystko jasne - podpisuj. Chyba, że masz ochotę zapoznać się z kilkustronicowym kontraktem napisanym po grecku? - zażartował.

 

Nowy trener Skody nie miał żadnych wątpliwości, o czym w głównej mierze zadecydowały zarobki. Nie zastanawiał się nad ewentualnymi haczykami czy innymi niejasnościami w umowie. Z resztą nawet nie miał fizycznej możliwości, żeby się z nimi zapoznać, dlatego z uśmiechem na ustach złożył parafkę w odpowiednim miejscu. Uśmiech zagościł na ustach wszystkich w tym pokoju, nawet Majki, która nie chciała się wtrącać w sprawach, nie ma co oszukiwać, typowo męskich.

 

- Bardzo cieszę się z twojej stanowczości - mężczyzna poklepał po plecach Maćka. - Dobra, teraz nadszedł czas, abyś zapoznał się z dyrektorami, tam dowiesz się jeszcze kilku rzeczy. A co do ciebie - Przewodnik spojrzał na Majkę - to jeszcze się zastanowię. Na razie masz tu siedzieć, a na wszelki wypadek zamknę cię w pokoju, żebyś mi się nigdzie nie wywinęła. Możesz pooglądać sobie obrazy na ścianach, podlać kwiatki czy coś... - Te zdania mocno zdenerwowały dziewczynę, ale liczyła na to, że słowa "zastanowię się" oznaczają perspektywę ciekawszego zajęcia, więc z pokorą usiadła na krześle.

 

...

 

"Tak, udało mi się. Może to nie jest złoto, ale uwierz mi - jest równie dobrze. Będę dalej opłacał mieszkanie. Trzymaj się. Aha... głupi ma zawsze szczęście."

Odnośnik do komentarza

XXI

 

Korytarze w budynku klubowym nie były długie i kręte. Maciek po pierwszej i jedynej do tej pory przechadzce uważał, że byłby w stanie trafić do każdego gabinetu w tym miejscu. Okazało się, że gabinety szefostwa znajdowały się na piętrze. Jeden zajmował dyrektor zarządzający, którego akurat w tym momencie nie było. Z kolei drugi - większy - należał do dyrektorów sportowych. Zajmował więcej metrów kwadratowych, ponieważ był miejscem pracy dwóch ludzi. Maćkowi, jak również Przewodnikowi, wydawało się to dziwne, że na tak ważnym stanowisku obsadzono dwójkę ludzi, którzy mogli mieć odmienne zdania, a co za tym idzie - ten niewielki pokój, przed którym stali mógł być pomieszczeniem, w którym powietrze było gęstsze niż zazwyczaj, a atmosfera bardziej zaogniona. Rzeczywiście, twierdzenie było prawdziwe.

 

Panowie po zapukaniu grzecznie wsunęli się do środka, a raczej tak postąpił Maciek, bo Przewodnik mało powiedzieć, że wszedł, a raczej bezpardonowo się wepchnął. To samo doradził chłopakowi, lekko klepiąc go po plecach. Dyrektorzy od razu uśmiechnęli się, ponieważ zorientowali się, że znaleziono nowego trenera. Nie zwrócili nawet uwagi na jego wiek. W tej chwili liczyło się to, że okres bezkrólewia właśnie się zakończył, a najcięższa robota właśnie została odciążona z ich barków.

 

- Ok, zapamiętaj - Przewodnik zwrócił się na chwilę do Maćka zanim rozpoczął rozmowę z dyrektorami - blondyn to Hannes, brunet to Stelios. - Okazało się, że pochodzili z innych krajów. Hannes Bongartz był Niemcem, o niegdyś bujnej fryzurze, który był kilkukrotnym reprezentantem RFN, a później nawet trenerem piłkarskim. W klubie pracował zaledwie miesiąc, dołączył w maju i już na samym początku chciał przeprowadzić rewolucję, której uległ Prezes. Przede wszystkim zależało mu na oszczędnościach. Jako Niemiec wiedział doskonale o wartości pieniądza, szanował go i potrafił nim dysponować. Stelios Katrakylakis był kilka lat młodszy, choć dopiero dobijał do pięćdziesiątki w przeciwieństwie do Hannesa. W przeszłości trenował nawet pierwszą drużynę, ale w pewnym wieku zdecydował, że praca na znacznie wyższym stołku przynosi o wiele większe profity. Reprezentował typową "grecką szkołę" - wydawać, wydawać i jeszcze raz wydawać, aby stworzyć w zespole grono znakomitych zawodników. Dlatego właśnie bardzo dobrze kontaktował się z poprzednim szkoleniowcem drużyny. Tym razem wydawało się, że Maciek nawiąże trwalszą więź z Hannesem, który, z resztą podobnie jak on, nie znał języka greckiego. Panowie gorąco się przywitali, po czym "inicjatywę" w rozmowie przejął Przewodnik, a z kolei chłopak stosował się do wcześniej udzielonej mu zasady - nie odzywać się za dużo. Z tego powodu tylko się uśmiechał i przytakiwał w niektórych momentach.

 

Wymiana zdań trwała około dziesięciu minut. W tym czasie Stelios zdążył kilka razy pokręcić głową, co Maciek odczytał jako przytyk w jego stronę. Przez tak krótki czas dyrektorzy zdążyli pokłócić się w sprawie jakiejś rzeczy, której chłopak nie był w stanie rozumieć. Później wraz z Przewodnikiem opuścił zwaśnionych panów i mógł spokojnie przedyskutować temat rozmowy.

 

- W sumie nie musisz za bardzo się rozpakowywać. Właśnie dostałem od Hannesa dokładny rozkład naszego sezonu przygotowawczego, a w szczególności terminów sparingów. Było wiadomo, że wyjedziemy na krótki obóz do Turcji, ale żadna konkretniejsza wiadomość aż do dziś. Masz - Przewodnik wręczył kartkę Maćkowi - i zapoznaj się. Z pewnością się ucieszysz.

 

Okazało się, że najpóźniej za dwa dni drużyna musi już wylecieć do Turcji, gdzie miała spędzić tydzień. Od drugiego do dziewiątego lipca Skoda miała rozegrać trzy sparingi z tamtejszymi drużynami - Sivassporem, Eskisehirsporem oraz Sakarayasporem. Później miał nastąpić szybki powrót do Grecji i wyjazd na górzystą wyspę Korfu, gdzie czekał Skodę mecz z tamtejszą ekipą, a na sam koniec ostateczne przygotowanie już na własnym stadionie, a w ramach tego dwa spotkania towarzyskie - z Legią Warszawa oraz Galatasaray. Maćka szczególnie ucieszył przyjazd podopiecznych Jana Urbana. Każdy polski akcent na obczyźnie był w tym momencie ważny dla nowego szkoleniowca greckiej drużyny z Xanthi. W końcu najważniejsza jest aklimatyzacja w nowym otoczeniu, a to z pewnością przychodzi łatwiej w otoczeniu bliskich, a przynajmniej tych, którzy porozumiewają się w zrozumiały sposób.

 

- Czyżby przeznaczenie? - zażartował Przewodnik, widząc, że uśmiech zagościł na twarzy Maćka. - To nie wszystko, uśmiech pewnie jeszcze ci się rozszerzy. Zawodnicy pewnie powoli zjeżdżają na trening, więc teraz migiem do szatni, tam się poznasz z zawodnikami, przebierzesz się w coś bardziej sportowego, a potem na boisko. Niedługo pierwsze spotkania, więc ten czas powinien być dla ciebie bezcenny. Aha, wskażę ci drogę, a ja dołączę do ciebie za chwilę. Mam pomysł na zajęcie dla twojej dziewczyny.

 

- To nie jest moja...

 

- Tak, tak. Mówiłeś. - Przerwał w pół zdania Maćkowi.

 

...

Odnośnik do komentarza

XXII

 

Wygląd i wielkość szatni nie zaskoczyła Maćka. Nic dziwnego - kilkanaście szafek z naklejonymi numerkami zawodników, na niektórych poprzypinane były zdjęcia, a to rodziny, a to trofeów, a to jeszcze innych znaczących momentów z życia piłkarzy. Na jednej z ławek leżał w pełni wyposażony strój sportowy, co należało, jak domyślił się, do niego. Na samym końcu rzędu metalowych skrzynek stała jeszcze jedna - właśnie dla trenera. Zazwyczaj człowiek na tak wysokim stanowisku posiada swój gabinet, ale skoro Maciek jeszcze nic nie wiedział o takowym, to schował swoje rzeczy właśnie w tamto miejsce. W pełni gotowy, choć nadal zestresowany, postanowił się dokładniej przyjrzeć zdjęciom zawodników. Szczególnie jedno ze zdjęć przy numerze "19" przykuło wzrok chłopaka. Był przekonany, że kojarzy twarz na fotografii, ale nie był w stanie sobie przypomnieć, kto to jest.

 

- Rafał Grzelak - powiedział Przewodnik, którego Maciek nawet nie usłyszał. - Mówiłem, że to nie wszystko. Będziesz miał w drużynie krajana, a on na pewno będzie starał się być twoim pupilkiem - zażartował. - Rafała ściągnął jeszcze twój poprzednik w obecnym okienku. Przyszedł za ćwierć miliona i można powiedzieć, że równocześnie będziecie wchodzić do drużyny. Skoro jesteś przebrany, to wyjdźmy na chwilę, dajmy w spokoju ogarnąć się zawodnikom. Są powiadomieni o tym, że mają nowego szkoleniowca. Jestem ciekaw ich min, gdy zobaczą, w jakim jesteś wieku. W tym czasie pokażę ci twój gabinet.

 

Gabinet Maćka znajdował się przy tym samym korytarzu, co pomieszczenie dyrektorstwa, ale na samym jego końcu. Pokój niczym się nie wyróżniał, poza tym, że nie znajdowało się w nim wiele rzeczy - kilka szafek, biurko i komputer. Sam chłopak nawet nie miał pomysłu na to, czym jeszcze może udekorować te kilka metrów kwadratowych. Kilka kwiatów, jakiś obraz i w sumie to wszystko. Zarabiając tyle pieniędzy, nie musiał się za bardzo zastanawiać nad wystrojem, to nie było ważne. Panowie nie zagościli długo w tym gabinecie, więc sprawnie opuścili go zmierzając z powrotem w kierunku szatni. Chłopak niezmiernie ucieszył się z obecności Grzelaka w drużynie i nie przestawał zadawać pytań Przewodnikowi na temat reszty zawodników, ale ten nie chciał zdradzać mu wielu szczegółów, ponieważ, po pierwsze, nie chciał mu psuć niespodzianki, a po drugie - wszystko miało przyjść w swoim czasie.

 

- Jesteś gotów? - spytał Przewodnik i w tym samym momencie szarpnął za klamkę drzwi wejściowych do szatni, ponownie nie czekając na odpowiedź Maćka. W środku było już wiele osób, ale chłopak szybko zauważył, że to nie cała drużyna. W pomieszczeniu przebywało około 15 zawodników, którzy z niecierpliwieniem oczekiwali na nowego sternika. Nagle nastąpiła cisza spowodowana wejściem Przewodnika wraz z chłopakiem, którego kompletnie nie rozpoznawali. Spodziewali się raczej staruszka, doświadczonego taktyka, który wstrząśnie zespołem w ciężkich momentach, a w odpowiednich chwilach podzieli się radą, którą może wygłaszać przez co najmniej kilkunastoletni staż. Szok to chyba najlepsze słowo, aby opisać sytuację. Część zawodników pomyślała, że to nowy transfer drużyny, utalentowany młodzik, więc podeszła do niego i przybiła z nim piątki. To rozbawiło całą ekipę łącznie z Maćkiem, ale już później przeszli do poważnych rzeczy. Przewodnik wybełkotał parę słów, z których chłopak tylko zrozumiał swoje imię i nazwisko. Po tej przemowie niemal od razu dwóch zawodników ruszyło szturmem do Maćka. Jednym z nich był oczywiście Grzelak, który ciepło przywitał nowego trenera, a za nim, bardziej doświadczony, Tomasz Radziński. Kanadyjczyk, który jednak urodził się w Poznaniu i język polski znał znakomicie. Maciek w tym momencie poczuł ulgę. Najstarszy zawodnik popiera o wiele młodszego szkoleniowca. Czuł się fantastycznie, choć z drugiej strony przez głowę przewijała mu się myśl, że może robi to tylko dlatego, żeby zapamiętał kogo ma wystawiać w pierwszej jedenastce.

 

W kącie siedziała południowoamerykańska "koalicja" z jednym Portugalczykiem, która uśmiechem, szczerym lub szyderczym, kwitowała zatrudnienie Maćka na pozycji trenera. Ich temperament pozwalał na wywieranie presji na trenerze, więc ci nie obawiali się o swoje miejsce w składzie. Przynajmniej na razie, czyli do pierwszego odesłania na ławkę rezerwowych. Ową koalicją przewodził gwiazdor, ulubieniec kibiców, Peruwiańczyk - Piero Alva. Za nim murem stali jego, starsi o rok, koledzy z Argentyny - silny i waleczny Gaston Esmeraldo oraz skrzydłowy Diego Quintana. Z tą grupą trzymała się również "młoda gwardia" pochodząca również z kraju Diego Maradony. 25-letni skrzydłowy, Mauricio Poy oraz o dwa lata młodszy napastnik - Sebastian Penco. Wszyscy, poza Quintaną, byli nowi w drużynie, co świadczy, że drużyna była budowana od podstaw. Owym Portugalczykiem, który trzymał się z łacińską częścią ekipy, był Chiquinho - "zapchajdziura", dla którego rozpoczynał się już trzeci sezon w Skodzie.

 

Spóźniony do szatni wparował prawie dwumetrowy kolos, który na samym wejściu "poczochrał" po głowie Maćka, co wywołało kolejną salwę śmiechu, i dopiero wtedy, gdy powiedziano mu kim jest jego ofiara, przeprosił i grzecznie przywitał się z arbitrem. Michael Gspurning - bramkarz oraz czołowy żartowniś drużyny, ochroniarz mniejszych i poszkodowanych. Wielki i ciężki, aczkolwiek mało sprawny. Rywalizację o miejsce między słupkami prowadził z 26-letnim Ivanem Turiną - kolejnym ze "świeżo" ściągniętych zawodników z Dinama Zagrzeb i na dodatek w pakiecie z rozgrywającym - Ante Tomicem. Z tą różnicą, że ten drugi przebywał w Ksanti na zasadzie wypożyczenia. Poza tymi graczami Maćkowi rzucił się w oczy jeszcze jeden zawodnik, i nie tylko dlatego, że był czarny. Zuela - reprezentant Angoli wyglądał jak prawdziwy gladiator. Potężnie zbudowany, mierzący 183 centymetry. Defensywny pomocnik, który mógł również uzupełniać dziury w środku obrony. Chłopak wiedział, że ten zawodnik będzie mu bardzo przydatny w układaniu taktyki. Tak wyglądał skład w komplecie:

 

 

___________________________________________________________________________
|Nr.|Nazwisko.....................|Pozycja............|Wiek....|Kraj......|
|1..|Ivan TURINA..................|BR.................|26 l....|Chorwacja.|
|33.|Sortis LYBEROPOULOS..........|BR.................|30 l....|Grecja....|
|24.|Michael GSPURNING............|BR.................|26 l....|Austria...|
|___|_____________________________|___________________|________|__________|
|25.|Spyros VALLAS................|LB / O Ś...........|25 l....|Grecja....|
|5..|Giannis PAPADIMITRIOU........|O PL...............|31 l....|Grecja....|
|14.|Pantelis RIZGOGIANNIS........|O P / DP...........|19 l....|Grecja....|
|28.|Thanasis KOSTOULAS...........|O Ś / DP...........|31 l....|Grecja....|
|32.|ZUELA........................|O Ś / DP...........|23 l....|Angola....|
|16.|Stavros LABRIAKOS............|O Ś / N............|31 l....|Grecja....|
|31.|Stavros TZIORTZOPOULOS.......|O / WO L...........|28 l....|Grecja....|
|23.|Mikael YOURRASOWKSI..........|O / WO L...........|24 l....|Belgia....|
|___|_____________________________|___________________|________|__________|
|6..|Angelos DIGOZIS..............|WO P / DP / P PŚ...|33 l....|Grecja....|
|21.|Kostas FLISKAS...............|DP.................|26 l....|Grecja....|
|7..|Gaston ESMERALDO.............|DP.................|29 l....|Argentyna.|
|17.|Antonis RIKKA................|DP.................|21 l....|Grecja....|
|8..|Ante TOMIC...................|P Ś................|24 l....|Chorwacja.|
|9..|Diego QUINTANA...............|OP P...............|29 l....|Argentyna.|
|13.|Tomasz RADZIŃSKI.............|OP P / N Ś.........|33 l....|Kanada....|
|38.|CHIQUINHO....................|OP PŚ / N Ś........|26 l....|Portugalia|
|10.|Mauricio POY.................|OP PL / N..........|25 l....|Argentyna.|
|77.|Piero ALVA...................|OP P / N...........|28 l....|Peru......|
|19.|Rafał GRZELAK................|OP L...............|25 l....|Polska....|
|99.|Marius MITU..................|OP / N Ś...........|30 l....|Rumunia...|
|___|_____________________________|___________________|________|__________|
|12.|Pabos PITTAKAS...............|N Ś................|26 l....|Cypr......|
|15.|Sebastian PENCO..............|N Ś................|23 l....|Argentyna.|

 

Maciek przejrzał profile zawodników, które zostały dla niego przygotowane, aby jak najlepiej poznał podstawowe cechy zawodników. Resztę musiał ustalić sam na podstawie swoich obserwacji, ewentualnie z pomocą sztabu, którego jeszcze nie poznał, ale Przewodnik zapewniał, że już następnego dnia pozna najbliższych współpracowników, a już na pewno przed wylotem do Turcji. Oczywistym było, że pierwszy trening w większości nie był zarządzany przez Maćka, a raczej przez jego towarzysza, który wykrzykiwał po grecku polecenia, które niby kierowane były z ust trenera. Chłopak zastanawiał się, z jakiego powodu zdecydowano się na niego, skoro równie Przewodnik mógłby zająć się prowadzeniem drużyny. Wysnuł swoją własną opinię, że być może jest zbyt bliskim kompanem Prezesa, który często potrzebuje jego wsparcia w biznesie. Czas spędzony na murawie z zawodnikami był bezcenny dla Maćka. Nauczył się pewnych podstaw treningu oraz pewnych zagadnień taktycznych, które miał nadzieję wykorzystać w praktyce.

 

- No dobra, to by było na tyle - powiedział Przewodnik, po czym jeszcze raz zebrał drużynę, powiedział kilka słów i odesłał ich do domu. - Fajna robota, co nie?

- Fajna, fajna... Tylko muszę jeszcze poznać zawodników, wielu nie znam. Tak w ogóle czuję się głupio, że tak naprawdę to ty kierowałeś całym treningiem... - opowiedział Maciek, zwieszając głowę. - Myślisz, że się zorientowali?

- Nie, bądź spokojny. Na razie wiedzą, że nie znasz języka, z resztą wielu z nich również nie posługuje się greckim. Dlatego trzeba do nich po angielsku... chyba jesteś w stanie wydukać kilka słów?

- Jasne! - wykrzyknął chłopak.

- No to super. Jutro widzimy się o tej samej porze, zrobimy dwie sesje, poznasz pewnie pierwszych członków sztabu, bo z tego co wiem, to Hannes znalazł kilku utalentowanych trenerów. Nie przejmuj się, zaśnij w spokoju, bo przede wszystkim musisz mieć energię! Czas zintegrować się z zawodnikami! Aha, na parkingu czeka na was podwózka do domu, twoja dziewczyna też tam jest.

 

Maciek na te słowa już nie odpowiedział, a słowa, które miały go uspokoić, stały się powodem do stresu. - Ok, trzymaj się! Do jutra! - Przewodnik uścisnął dłoń chłopaka i odszedł w swoim kierunku. Pierwszy dzień w klubie - szybko upłynął, był bardzo przyjemny, ale najlepsze miało dopiero nadejść.

 

...

_______________________________________________________________________________________

@Super_Cwikla - dużo nie miałeś do nadrabiania. ;)

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...