Skocz do zawartości

Królowa głupców


TheDoctor

Rekomendowane odpowiedzi

I

 

 

- Proponuje wznieść toast! - krzyknął Maciek na cały pokój, aby choć na chwilę przerwać gorącą atmosferę, która udzieliła się wszystkim uczestnikom imprezy. - Oczywiście za zdaną sesję!

- A jakżeby inaczej! - wrzasnął Dominik, który głowę do picia miał niezmiernie mocną, po czym jednym ruchem ręki wlał w siebie sporo ponad 50 ml czystej wódki, gdyż jako jedyny nie pił z kieliszka, tylko ze szklanki.

 

Ludzie z niedowierzaniem patrzyli na niego i zastanawiali się, gdzie on może magazynować takie ilości płynu i przy tym czuć się jak nowo narodzony. Jedni mówili, że to spowodowane jest jego inteligencją, a raczej częściowym jej brakiem, przez co alkohol dociera do mózgu, lecz zamiast zadziałać to zostaje w środku, ponieważ nie znajduje szarych komórek, które mógłby zaatakować. Rzeczywiście, Dominik głowę miał dużą, choć czasami miało się wrażenie, że mózg miał rozmiary odwrotnie proporcjonalne. Inni z kolei uważali, że to spowodowane jest jego masą. Jeśli ma się ponad 100 kg wagi przy zaledwie 175 centymetrach wzrostu, to nic dziwnego, że można przychodzić na popijawę bez uprzedniego stołowania się w McDonaldzie. Chociaż Rex owego stołowania nigdy sobie nie odmawiał. Dlaczego Rex? Z bardzo prostej przyczyny... a raczej dwóch. Po pierwsze, miał na nazwisko Król, więc skojarzenie było automatyczne. Jego pseudonim stawał się jeszcze bardziej oczywisty, kiedy na niego się spojrzało. Duża masa, krótkie ręce... Tuż po toaście rozległ się dzwonek do drzwi:

 

- Siema! Spóźniłeś się, wiesz co cię czeka? - z uśmiechem na twarzy zapytał retorycznie Rex po otworzeniu wejściowych drzwi, gdyż nowo przybyły gość jak i cała reszta uczestników imprezy zapewne wiedziała co Dominik ma na myśli.

- Ok, tylko nie lej za dużo, bo nie chcę poskładać się przed północą. - odrzekł pogodzony z ciężkim losem Ales, który nigdy do alkoholowych gigantów nie należał, a zwykle był obiektem ataku ze strony ludzi charakterem zbliżonym do Rexa, którzy upodobali sobie upijać niewinne ofiary, a potem uwieczniać ich na zdjęciach, pozastawianych wszystkimi gratami, jakie w domu posiadał gospodarz.

 

Czech, Czesiek, Czesław czy bardziej pogardliwie - Knedliczek, bo tak nazywano Alesa, jak można się domyślić pochodził zza południowej granicy Polski. Jego matka była rodowitą mieszkanką Pragi, a swojego męża, ojca Alesa, poznała podczas studiów, które oboje kończyli w tym mieście. Tuż po narodzinach dziecka postanowili przeprowadzić się do Wrocławia, gdzie naukę na uczelni wyższej podjął ich syn. Trzeba przyznać, że z dobrymi wynikami, ponieważ już od podstawówki Czesiek był prymusem. Speak English, parle français, to wszystko nie było mu obce, a gdy dodało się do tego znajomość języka polskiego i czeskiego oraz stan konta rodziców - można było być pewnym, że nie skończy na ulicy ani nie będzie pracował za 1400 brutto w jednym z dyskontów. Był również obiektem zainteresowania wielu dziewczyn. Mierzył ponad 185 cm, posiadał czarne kręcone włosy, które opadały mu na ramiona, był dobrze zbudowany, a do tego wykształcony. Jego rodzice biedy nie klepali, wręcz przeciwnie, więc nic dziwnego, że płeć przeciwna byłaby gotowa rozwieszać jego plakaty na ścianach, gdyby tylko chciał zostać znanym artystą... Ale nie chciał. Nigdy nie pragnął być numerem jeden, cechowała go nieśmiałość, nie chciał brać na siebie odpowiedzialności. Wolał raczej powierzać sprawy w ręce innych ludzi, jeśli było to możliwe, a gdy coś osiągał swoją ciężką pracą - bagatelizował swoje czyny, aby w oczach ludzi nie być postrzegany jako snob. Krótko mówiąc - nie odziedziczył cech po rodzicach, dla których Ales był obiektem do tego, aby móc się pochwalić swoim niezwykle urodziwym i utalentowanym potomkiem.

 

- Oj tam, wypiję razem z tobą. - uspokajał kumpla Rex, który nie był w stanie odmówić sobie kolejnej kolejki, nawet gdy była to kolejka karna. - Tylko nie popijamy!

- Dobra, dobra, bez takich! - Czesiek był świadomy tego, że Rex dąży do tego, aby zapisać go na listę swoich "zdobyczy".

- No przestań, przecież nic ci nigdy nie zrobiłem

- Tak? Mam ci przypomnieć co działo się tydzień temu w klubie?A może mam wspomnieć o domówce sprzed niecałego miesiąca? Tobie źle z oczu patrzy, poznają te iskrzące się ślepia i te wielkie łapska, które tylko czekają na okazję, aby zrobić z kogoś obiekt drwin!

- Nie rozumiem o co ci chodzi... Zaczynasz pieprzyć, pij!

 

Panowie przechylili kieliszek, Ales skrzywił się niemiłosiernie, po czym szybko sięgnął po sok jabłkowy i przepił ten ohydny smak. Wszystkiemu przyglądał się Maciek, który podczas swojego ponad 20-letniego egzystowania nie uzyskał żadnego pseudonimu. Był to po prostu Maciek. Był to średniego wzrostu i równie średniej wagi człowiek, można powiedzieć przeciętny. Zwyczajny chłopak, który ani nie wyróżniał się na tle innych, ani nie był na tyle odizolowany, żeby nie mieć żadnych przyjaciół. Lubił pograć w bilarda z kumplami przy piwie, pokopać piłkę na boisku, spacerować wieczorami po mieście, słuchał dobrej muzyki - kiedyś ktoś powiedział, że szary jak beton w PZPN-ie. Chyba miał rację, choć w tej swojej zwyczajności był jednocześnie niezwyczajny. Pośród tylu ludzi, którzy na siłę chcieli się czymś wyróżniać - ubiorem, zachowaniem, zainteresowaniami - on nie wyróżniał się niczym. Dlatego był postrzegany w ich oczach jako obcy.

 

- A wiecie co jeszcze przed nami? - rozpoczął Rex, w międzyczasie polewając kolejną kolejkę gościom – Ćwiczenia terenowe!

- No właśnie! Szykuje się niezła balanga, coś czuję, że będę musiał wziąć dodatkową robotę, żeby sprostać wymaganiom tych ćwiczeń. - wykombinował Czech w nieswoim stylu.

- Zaczynasz myśleć poprawnie chłopcze, za to się z tobą napiję... - wymamrotał trochę niewyraźnie gospodarz imprezy - Dominik, co było oznaką walki jego ostatnich szarych komórek, które i tak już można byłoby uznać za gatunek chroniony, po czym dodał: - Chłopaki, można zebrać trochę minerałów, a potem opchnąć je na jakiejś giełdzie ciemniakowi, który będzie myślał, że to jakiś drogocenny kamień, wiecie o czym mówię?

- Taaak - uśmiechnął się szeroko, jakby nieobecny do tej pory Maciek - złoto głupców...

 

__________________________________________

 

Słowo od autora: poszczególne części mogą być dodawane nieregularnie z tego względu, że mam sporo zajęć i ciężko będzie z czasem od początku następnego tygodnia. W sumie to chyba dobrze, bo jak miałem za dużo czasu na FM-a to dość szybko nudził mi się. Myślę, że teraz będzie inaczej.

Odnośnik do komentarza

II

 

- Aaaa, moja głowa! - obudził Maćka przeraźliwy hałas – Ales! Co ty robisz?!

- Jem. Kac morderca – nie ma serca, co? - odpowiedział Czesiek z pełnymi ustami. - Godzina 12., wstawaj już, bo trzeba się powoli pakować, przecież jutro wyjeżdżamy.

- Wiem, wiem... Nie wierzę, że to już jutro. Rzuć mi tę butelkę z biurka, muszę się czegoś napić.

- Zabawne, wczoraj mówiłeś dokładnie to samo. “Rex, podaj mi tę butelkę, muszę się napić, bo schodzi ze mnie”. Potem sam zszedłeś, a potem kto musiał cię doprowadzić do domu?

- Żartujesz?! Nie pamiętam jak wróciliśmy do domu. Sorki Ales, że musiałeś to robić, odwdzięczę ci się za to.

- Tak, tak, słyszałem to wiele razy. Podnoś dupsko, ogarniaj się, a potem spakujemy torby.

 

Obaj znali się od liceum. Nie chodzili co prawda do jednej klasy, ale byli w jednej grupie z wychowania fizycznego. Szczyt swojej przyjaźni przeżyli podczas jednej z imprez tak zwanych – plenerowych. Wśród towarzystwa przyjęła się nazwa “puszcza”, albo bardziej dosadnie “dżungla”, ponieważ wtedy odzywały się w nich pierwotne instynkty i zachowywali się często nie lepiej niż szympansy w klatkach. Miejscem na owe “dżungle” był stary poligon. To właśnie tam nastąpiło stworzenie czegoś na rodzaj umowy, a nazwano to “Paktem Tygrysów”. Miejscem zebrań owego paktu był właśnie las, a konkretnie zniszczony mur, który był świadkiem najlepszych momentów z życia Cześka, Maćka i reszty grupy. Pakt nie był do końca oficjalny, nie było żadnego braterstwa krwi, ani innych zaprzysiężeń. Za to nie przyjmował nowych członków, należeli do niego tylko ci, którzy byli przy jego założeniu.

 

Maciek na pewno czasy „paktu” zapamiętał znakomicie. Przypomina mu to blizna na powiece. Podczas pierwszej „dżungli” to on był głównym bohaterem, gdyż zaproponował „najazd” na obcy obóz, ponieważ poligon był miejscem powszechnie znanym i odwiedzanym przez licealną młodzież. Niczym spartański wojownik rozpoczął natarcie i jak na prawdziwego woja przystało – wrócił z tego ze szramami na ciele. Zwyciężył bitwę z krzakiem, który zostawił wspomnianą wcześniej szramę na powiece. Przez to nie dotarł nawet do obozu, ponieważ zapał Paktu opadł, a i on sam stracił ochotę do wojowania. Skończyło się na wspaniałomyślnych planach. Mniej więcej w tym samym czasie razem z Alvesem postanowili, że będą kontynuować naukę w tym samym mieście.

 

Tak też się stało, co więcej – mieszkali w tym samym pokoju i uczęszczali na ten sam kierunek studiów – geologię. Końcówka czerwca miała być dla nich wielkim odpoczynkiem – wyjazd na ćwiczenia terenowe. Wiadomo, belfrowie utrzymywali, że nie można sobie odpuszczać, że nie będzie czasu na odpoczynek, ale i tak kirzyli jeszcze bardziej niż studenci albo co jeszcze lepsze – ze studentami. W szczególności w weekendy, kiedy do domów się nie wraca, a przecież jedni z drugimi muszą wytrzymać przez dwa tygodnie widząc te same, parszywe, znienawidzone twarze i jednocześnie nie pozabijać się.

 

- Ales! Pamiętasz, co wczoraj mówiliśmy o planie na nasze ćwiczenia? – wykrzyknął jeszcze w przedpokoju Maciek wychodząc jeszcze mokry z łazienki.

- Coś kojarzę... Mówisz o tym przekręcie? Myślisz, że to przejdzie? Poza tym musimy jeszcze znaleźć tego kilka kostek. Centymetrowa bryłka to tylko niewiele ponad 4 zł. Wyobrażasz sobie ile tego byśmy musieli uzbierać?

- Niekoniecznie. Pomyśl, że laikowi taką bryłkę opchniesz za kilkadziesiąt, o ile nie kilkaset razy więcej! Co szkodzi nam spróbować? Chodzisz na zajęcia, więc wiesz ile razy M. wspomina o giełdach, wiesz ile na tym można zrobić i jesteś doskonale świadomy, że idioci dają się na to nabierać. - Maciek już zacierał ręce na samą myśl o nowym pomyśle na biznes.

- Przestań. Kto uwierzy dwójce młodych chłopaków stojących przy drewnianym stole z garścią regularnych, jakby wyszlifowanych kostek? Co, powiemy, że wróciliśmy świeżo z Johannesburga Który ciul na to się nabierze? Przecież ludzie nieraz widzieli złoto i wiedzą jak wygląda.

- Głupiec Ales, tylko głupiec... Dobra, pomyślimy jeszcze nad tym. Pakujmy się. Widziałeś moje okulary przeciwsłoneczne? Na bank będzie gorąco...

 

____________________________________________________________________________________________________________________________________________________

@Vulture - Mam nadzieję, bo tym razem wydaje mi się, że złapałem jakieś chęci. Jeśli będę miał mniej czasu, na pewno z większą przyjemnością będę wracał do gry. :)

Odnośnik do komentarza

III

 

Blask przydrożnych latarni zbudził Maćka z krótkiej i zarazem lekkiej drzemki. Sama myśl o teoretycznie łatwych pieniądzach skutecznie spędziła mu sen z powiek. Nie wiedział do końca w jaki sposób zdobędzie te symetryczne, regularne kostki, które doprowadzały go niemal do gorączki, ale był przekonany, że problem sam się rozwiąże, a on zbierze plony. Wiedząc, że już nie uśnie, poszedł do kuchni zaparzyć wodę na herbatę i przygotować prowiant na podróż. Kilka minut później w kuchni zjawił się Ales z zaklejonymi oczami i nieprzyjemnym oddechem.

 

- Już wstałeś? Jeszcze godzina do pobudki. - spytał zaskoczony Maciek.

 

- To samo pytanie mógłbym zadać i tobie. Mnie też zrób kawę skoro już podniosłem się z łóżka. - odparł Czesiek, wyraźnie zaspany oraz z "kogutem" na głowie.

 

- Sorry, że cię obudziłem.

 

- Spoko, też nie spałem, ale mam wrażenie, że z innych powodów niż ty. Uprzedzając twoją ciekawość - jestem podekscytowany wizją wyjazdu na dwa tygodnie, zobaczeniem tylu nowych miejsc... A ty myślisz tylko o kasie. Nie bez kozery ludzie mówią "złoto głupców"...

 

- Sugerujesz coś? - Maciek zirytował się widząc, że przyjaciel nie podziela jego pomysłu, co więcej ma do niego wyrzuty.

 

- Tak, sugeruję ci, że oczy zrobiły ci się jak pięciozłotówki robisz się strasznie zachłanny. - odpowiedział Czesiek, zachowując nadzwyczajny spokój.

 

Nastała chwilowa cisza, po której niespodziewanie gniewem uniósł się Maciek:

 

- Wiem, że twoi rodzice mają pieniędzy jak lodu i nie musisz się martwić o to, że nie będziesz miał z czego żyć, bo kochany tatuś zawsze ci wszystko załatwi, podczas gdy ja chomikuję każdą złotówkę, by mieć na cholerne jedzenie, a ty mi zarzucasz zachłanność? Może i masz inne problemy - dziewczyna cię rzuciła, potrzebujesz nowej pary butów, bo siedem ci nie starczy, ubrudziłeś sobie koszulę kawą ze Starbucksa czy jakiegoś innego gówna, ale pomyśl sobie, że na tym świecie ktoś ma inną hierarchię potrzeb.

 

Ales był zdumiony. Po pierwsze tym, że Maciek miał odwagę zarzucić mu coś takiego, ale bardziej tym, że otworzył się. W końcu wyłonił się z niego potwór, pokazał, że nie jest tylko szaraczkiem, pachołkiem, pionkiem. Wyrzucił z siebie to, co tłamsił w sobie od długiego czasu, coś co właśnie było powodem jego nijakości. Pomimo szoku, Ales chciał mieć ostatnie słowo i wtrącił swoje kolejne trzy grosze, kiedy jego współlokator cały czerwony, z furią opuszczał kuchnię.

 

- Pieniądze to nie wszystko...

 

Maciek usłyszawszy te słowa cofnął się i z pogardliwym uśmiechem parsknął:

 

- Co ty możesz o tym wiedzieć? Jeszcze będziesz mnie prosił, żebym cię w to wciągnął. Nie dla kasy, a dla przygody... bo twoje życie jest nudne jak urugwajska telenowela. Powiesz, że chcesz poczuć adrenalinę, moc. Będziesz miał ochotę na szaleństwo, a nie tylko durnowate spotkania ze swoimi psiapsiółami i koleżkami - równie bananowymi jak ty.

 

Po tych słowach z hukiem trzasnął drzwiami, a Ales pozostał w kuchni w ciężkim szoku. Powiedział w myślach, - "a jeśli on ma rację?" - po czym starał się to tłumaczyć - "nie, po prostu mi zazdrości". W tej samej chwili drzwi od pokoju otworzyły się z piskiem:

 

- Aha, zrób sobie kawę, bo chyba chciałeś...

 

________________________________________________________________________________________________________________________________________________

@ZachowajDystans - może i nie pierwszy raz, ale szczerze powiedziawszy nigdy konkretniejszej fabuły nie udało mi się napisać. Myślę, że po prostu teraz mam na to pomysł i jak nie pogubię pewnych rzeczy, pewnych wątków to powinno być ok. Dzięki :)

@Loczek - super, że mogę liczyć na takiego czytelnika, dziękuję. Mam nadzieję, że nie zawiodę.

@Miki088 - powiem ci, że jeśli tamte rzeczy podobały się tobie, to teraz powinieneś jeszcze bardziej polubić ten tekst, ponieważ z założenia to ma być znacznie ciekawszy "projekt" niż te poprzednie. :)

Odnośnik do komentarza

IV

 

"Nie zapomnijcie przywieźć jakiegoś miejscowego specjału" - Maciek początkowo nie zrozumiał o co może chodzić Rexowi w tym smsie, ale później przypomniał sobie, w czym lubuje się jego puszysty kolega. Nie miał jednak czasu, aby sprawdzić w internecie co mogłoby okazać się najlepszym prezentem, więc postanowił, że pójdzie na żywioł i zda się na swój smak - wszak miał się tam dobrze zabawić. Ostatnia kłótnia z przyjacielem zmusiła również i jego do refleksji nad własnym postępowaniem. Było mu głupio, że zbyt wcześnie wybuchł, choć cały czas trzymał się swojego pomysłu i nie zamierzał z niego rezygnować. Tak samo nie było mu spieszno do przepraszania współlokatora. Uważał, że ten potraktował go niesprawiedliwie i częściowo właśnie tym starał się usprawiedliwiać swój gniew. W końcu skończył czytać wiadomość, porzucił wszystkie myśli, schował telefon do kieszeni, wtem usłyszał krzyk Alesa z przedpokoju:

 

- Możesz być na mnie zły, nie odzywać się do mnie, ale wyłaź z pokoju, musimy wychodzić, bo się spóźnimy.

 

Maciek usłyszawszy te słowa ubrał buty, zabrał torbę i w milczeniu opuścił dom razem z Cześkiem. Perspektywa wyjazdu dla obu zrobiła się mniej ekscytująca i ciekawa Każdy z nich chciał zachować honor, nikt nie zdecydował się na pierwszy krok do "rozejmu", więc zamiast myśleć o plażach, krewetkach i świetnej zabawie - skupili się na kłótni i staraniach usprawiedliwiania swojego zachowania. W tramwaju siedzieli obok siebie, ale nawet na siebie nie spojrzeli, inni mogliby pomyśleć, że w ogóle się nie znają, podczas gdy łączyła ich mocna więź, która jak mogłoby się wydawać - nie odgrywała w tamtym momencie żadnej roli.

 

W takich nastrojach dojechali pod swój wydział, gdzie czekała już masa ludzi - między innymi "paczka" Alesa, który bez słowa oddalił się od kumpla i postanowił dać mu do zrozumienia, że wcale nie przejmuje się chwilowym brakiem kontaktu. Nie trzeba być mistrzem dedukcji, żeby wywnioskować jak zadziałało to na Maćka. Miał wrażenie, że "Pakt" zdezaktualizował się, a teraz ważniejsze dla Cześka jest obracanie się w towarzystwie ludzi, z którymi nie czuje żadnej więzi, ale w ich gronie jest uważany za autorytet, człowieka, który mógłby pociągnąć za sobą tłumy. Tylko od czasu do czasu Ales rzucił okiem za siebie, sam nie wiedząc czy z troski o przyjaciela, czy dlatego, by sprawdzić jak bardzo się irytuje.

 

Maciek stanął przy barierkach, które odgradzały go od rzeki. Musiał wziąć kilka głębszych oddechów, aby nie roznieść czegoś lub kogoś na strzępy. W końcu o jego wybuchowym charakterze dowiedział się tylko współlokator i to po kilku latach znajomości. Nie chciał aby jego wizerunek uległ zmianie, bo w szarej skórze i masce na twarzy było mu całkiem wygodnie.

 

Słońce tego dnia świeciło bardzo mocno, a jasnozielone liście połyskiwały od jego promieni. Nagle jeden z tych promyków niepostrzeżenie zbliżył się do Maćka i orzeźwił go niczym podmuch bryzy.

 

- Hej Maciek, co tak tu sam stoisz? - ciepłym głosem zagaiła filigranowa, ciemnowłosa dziewczyna z pięknie rysującym się uśmiechem na twarzy.

Chłopak wnet "otrzeźwiał". Poczuł się, jakby nagle ktoś przeniósł go do innej rzeczywistości, w której nie ma Alesa, nie ma pieniędzy i nie ma tych zgubnych złocistych kostek. Starał się jednak zachować ponurą twarz, aby jeszcze bardziej zainteresować rozmówczynię.

 

- Cześć, nic specjalnego - takie męskie porachunki. - odpowiedział Maciek w stylu macho, choć nie mógł za bardzo wypiąć klatki piersiowej z tego względu, że na siłownię nigdy nie miał po drodze.

 

- Bredzisz, nie zgrywaj kogoś, kim nie jesteś. - rozszyfrowała go dziewczyna. - Choć, usiądziemy już w autokarze, wszystko mi opowiesz, w końcu na Bałkany trochę się jedzie.

 

- Jeszcze będziesz miała mnie dość, będziesz błagała, żebym dał ci już spokój.

 

Ona tylko się uśmiechnęła. To Maćkowi wystarczyło, żeby kompletnie zapomnieć o wszystkim dookoła...

 

______________________________________________________________________________________________________________________________

@Maniek_ZKS - o piłce zero wspomnień i chyba jeszcze jakiś czas nie będzie. :) Mam nadzieję, że spodoba się.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

V

 

Majka była dziewczyną pochodzącą z rodzinnych stron Maćka, ich miasta były oddalone od siebie o nieco ponad 20 kilometrów, lecz nigdy się wcześniej nie poznali. Niewielkiego wzrostu o włosach ciemnych, a nawet kruczoczarnych, była dla niego bliską przyjaciółką, a połączyło ich właśnie pochodzenie, byli dla siebie jak rodzina w zupełnie obcym terenie.

 

- Mów mi co się dzieje! O jakie męskie porachunki ci chodziła, jestem dla ciebie prawie jak rodzeństwo, więc chyba możesz mi powiedzieć? - zapytała retorycznie dziewczyna, bo wiedziała, że Maciek i tak się przełamie i powie.

- No dobra, - usiadł z tyłu autokaru chłopak - tylko obiecaj mi jedno. Nie będziesz mnie oceniać, ok? Nie chcę, żebym i z tobą miał jakieś zatarczki, bo nagle wyjdzie na to, że nie będę miał z kim rozmawiać.

 

- Obiecuję, że cię nie zmieszam z błotem, chyba, że zrobiłeś coś naprawdę głupiego, to wtedy możesz liczyć, że nie zostawię na tobie suchej nitki. - odpowiedziała Majka z szerokim uśmiechem na ustach, niczym niewinna, choć w środku tego drobnego ciała mieszkał chochlik, który nie miał żadnych oporów, aby w dosadny sposób wyperswadować komuś, że jest idiotą.

 

- Ok, więc słuchaj. Ostatnio wpadł mi do głowy pewien pomysł. Wiadomo, że jakby nie patrzeć, jedziemy "na zachód". Może mapa nie pokazuje tego tak dosadnie, ale umówmy się... tam można wziąć trochę kasy.

 

- No i co z tego, co to za pomysł? - spytała Maja, nie wiedząc co ma na myśli jej przyjaciel.

 

- Nic nie mów, słuchaj. No... wpadłem na pomysł, aby zarobić trochę pieniędzy, a przy tym trochę się pobawić. Złoto głupców, mówi ci to coś?

 

- Świrujesz pawiana? W końcu nie bez przyczyny jestem na takim, a nie na innym kierunku, orientuję się co to jest. - odezwał się chochlik.

 

- Więc pewnie wiesz mniej więcej o co mi chodzi. Chcę na tym zarobić. I to nie jest tylko słomiany zapał, który ucieknie w trakcie ćwiczeń. Mam zamiar zdobyć te kostki i uczynić z nich pożytek.

 

- No chyba nie mówisz poważnie. - ostro zaczęła dziewczyna, po czym dodała - Na ćwiczeniach przede wszystkim musimy trzymać się w grupie, każdy chce to zaliczyć, nie będzie czasu na jakieś indywidualne przyjemności. Jedyną przyjemnością, jaką będziesz miał to impreza pod gołym niebem, ale przecież nie będziemy mieli na tyle czasu "wolnego", abyś mógł się urwać i jeszcze jakieś interesy robić. Zastanów się trochę.

 

- Miałaś mnie nie oceniać... - Maciek odwrócił się i zaczął patrzeć w szybę.

 

- Przecież cię nie oceniam, mówię ci jak to wygląda. Z resztą ty też powinieneś mieć tego świadomość. Jesteś młody, nie masz pojęcia o tym "biznesie", nie wiesz ile można na tym zarobić i nie wiesz na kogo trafisz. Wszystko na nie! A jak olejesz sobie te ćwiczenia to chyba wiesz co cię czeka? - Majka chciała spojrzeć mu prosto w oczy, ale zamiast tego mogła obserwować tylko tył jego głowy, dość oszczędnie owłosiony. - No nie złość się, powiedz mi lepiej co to za porachunki, o co chodzi?

 

Maciek spuścił wzrok z szyby, odwrócił się na moment i krótko odpowiedział - Ales nie podziela mojego pomysłu, mówi, że jestem pazerny.

 

- Ales jest snobem, ma bogatych rodziców i nie znosi, gdy ktoś za szybko się wzbogaca. On zawsze ma być w centrum uwagi, a ty stanowisz dla niego zagrożenie. Jesteście przyjaciółmi, ale on dba przede wszystkim o swój wizerunek. Dlaczego nie chciał zakończyć sporu? Bo ma swoich koleżków, a w ich oczach musi być odpowiednio postrzegany. Poczeka aż ty z podkulonym ogonem przyjdziesz do niego i na kolanach będziesz przepraszał za swoje słowa. Swoją drogą ty też masz spore ego.

 

- Nic nie mów o moim ego, wy kobiety to niby nie spieracie się o byle co? Gdyby dać wam władzę w największych krajach to wyobrażam sobie te wojny o byle bzdury. - powiedział chłopak śmiejąc się pod nosem.

 

- Widzę, że ty i twój rozum już czujecie się lepiej - skontrowała ta filigranowa istota lekko podnosząc kąciki ust, nie przejmując się wcześniejszymi słowami.

 

Autokar w międzyczasie zapełnił się po brzegi, wykładowcy sprawdzili obecność, po czym z donośnym warkotem pojazd opuścił wydziałowy plac. Grupa ruszyła w drogę na południe Półwyspu Bałkańskiego.

 

- Maciek, powiedz mi jeszcze jedno? Jak zdobędziesz ten minerał?

 

- Nie wiesz, że w mieście, do którego zmierzamy ludzie go normalnie wydobywają?

 

- No i ty myślisz, że oni odstąpią ci tego tyle, że będziesz w stanie na tym dużo zarobić? - odpowiedziała pytaniem Majka jednocześnie pukając palcem w ściętą prawie na milimetr głowę rozmówcy.

 

- Będą musieli - Maciek skwitował to szerokim uśmiechem, ale nie powiedział, że tak naprawdę nie ma jeszcze żadnego planu. Miał prawie dobę, żeby spokojnie się nad tym zastanowić...

Odnośnik do komentarza

VI

 

 

Czechy - państwo Krecika, knedliczków, Ivana Lendla - wielkiego tenisisty z kraju morawsko-śląskiego. To tam po nieco ponad dwóch godzinach dotarł autokar. Krajobrazy naprawdę były zdumiewające, a Karpaty swoją dostojnością działały niemal jak narkotyk. Uzależniały, ale też rozszerzały źrenice. Dookoła wiele upraw, pól, lasów, z dala od wielkomiejskiego szumu. Ludzie w Karwinie - jednym z większych powiatów - starali się żyć naturalnie, w zgodzie z naturą. Klimat Moraw niesamowicie uzupełniał ten folklor, dzięki czemu można było poczuć się niczym w naszych rodzimych - warmińskich - stronach.

 

Kilkadziesiąt kilometrów dalej nadal można było obserwować podobne widoki, mimo że gości z Polski przywitała już jedna z "Česká metropole" - Ostrawa Miasto było bardzo nisko zabudowane, a ponad szare budynki mieszkalne wypiętrzały się jedynie kominy fabryk oraz Katedra Boskiego Zbawiciela. Grupa mogła jedynie obserwować to miasto z odległości, ponieważ przerwa nie była jeszcze zaplanowana, a lepiej poruszać się obwodnicą niż samym centrum miasta.

 

Maciek wyglądał przez okno i również był zdumiony widokami zza okna. Natomiast u Alesa pojawiły się łzy w oczach Nie był on mocno związany z Morawami, lecz Czeską Republikę traktował jak swoją matkę. Jednocześnie był niesamowicie uradowany, że może zobaczyć te tereny, które nie dane mu było odwiedzać w ostatnich czasach. Nie mógł się doczekać pierwszej przerwy, która była zaplanowana na Brno - jakieś 170 km od Ostrawy.

 

- Nigdy nie byłam w Czechach. - odezwała się nagle Majka, która jeszcze niedawno spędzała czas u Morfeusza.

 

- Ja raz. Jak byłem mały to grałem w piłkę i razem z klubem pojechaliśmy w wakacje na obóz. Było całkiem fajnie, choć w sumie ja zawsze siedziałem na ławce. Wybitny może i nie byłem, ale w końcu z tego wszystkiego przestałem trenować, straciłem nadzieję, że mogę być lepszy od innych chłopaków - odparł Maciek nie odrywając oczu od szyby i jednocześnie zapominając, że rozmawia z kobietą - bądź co bądź średnio zorientowanej w tematyce sportowej.

 

- I zrobiłeś wielki błąd, było kopać tę piłkę, miałeś więcej sił, nie piłeś tyle, przesiadywałeś mniej przed komputerem. - trafnie zauważyła dziewczyna.

 

- Nic nowego mi nie powiedziałaś, teraz to i ja taki mądry jestem. A ty to niby nie popełniłaś podobnej głupoty? Pewnie grałaś na jakimś instrumencie albo uczyłaś się jakiegoś obcego języka, ale ubłagałaś rodziców, żeby przestali cię zmuszać do tego, co mogłoby ci się przydać w przyszłości. Zamiast tego wybrałaś lekkie życie, zaczęłaś odwiedzać kluby, palić fajki... Masz głowę na karku, ale kiedyś miałaś szansę, żeby osiągnąć coś wielkiego, a teraz?

 

- A teraz nadal mogę spełniać marzenia i robić to co chcę.

 

- Racja. Tylko, że najlepsze lata na naukę właśnie zmarnowałaś. Ja też mogę robić to co chcę i właśnie tak mam zamiar postąpić jak już dotrzemy na miejsce.

 

- Jednak jesteś zdeterminowany głupku. - Maciek odebrał te słowa pozytywnie, bo tak też miały one wybrzmieć. - Dziwię ci się, że porywasz się na takie rzeczy, ale jeśli osiągniesz swój cel, to jestem w stanie ci szczerze pogratulować i zwrócić honor. Na razie i tak jesteś tylko owym głupkiem.

 

- Głupcem Majka, głupcem... podobno oni mają szczęście, a ja limitu jeszcze nie wyczerpałem. Możemy się założyć, co ty na to? Skoro jesteśmy w tym miejscu, to o czeski browar, hm?

 

Drobne stworzenie, a wybuchło śmiechem tak, że usłyszało to czoło autokaru: - Ok, niech będzie. Coś czuję, że porywasz się z motyką na słońce, ale w sumie to twoja propozycja. - Nagłe parsknięcie z tyłu pojazdu rozbudziło Alesa, który myślami był gdzieś w oddali za szybą. Spojrzał na uśmiechniętą parę przyjaciół, co zostało przez nią zauważone. - Maciek, może byś jednak pierwszy wyciągnął do niego rękę.

 

Wzrok chłopaków spotkał się, ale nie na długo, ponieważ Czesiek od razu skierował oczy z powrotem na mijane lasy i pola.

 

- Wiesz co, to chyba jest dobry pomysł. Jak będziemy mieli przerwę to z nim porozmawiam. Tylko chyba coś mi się za to należy, prawda?

 

- A czy ja mam z tym coś wspólnego? Nie kupię ci kolejnego piwa, nawet o tym nie myśl. - ponownie tyły opanował chichot, który tym razem nie spotkał się z takim dużym zainteresowaniem wśród grupy.

 

- Ok, ok, niech będzie - zrobię to dlatego, bo się poczuwam, nie muszę niczego udowadniać. Zmieńmy temat, a najlepiej patrzmy uważnie przez okno. - zasugerował Maciek - Przed nami jeszcze wiele do zobaczenia, a to co tu widzimy to tylko wstęp do prawdziwych fajerwerków...

__________________________________________________________________________________________________________________________________________

@Super_Cwikla - jakim autorze, mniejszość może mnie co najwyżej kojarzyć, ale na forum jest wiele innych, bardziej "znanych pisarzy" :) Chciałbym, żeby był on jednym z najlepszych, ale na razie jest tylko jednym z wielu, ma dopiero sześć niedługich części. Natomiast cieszę się, że we mnie wierzysz i liczę, że pozostaniesz przy tej karierze. Dzięki :)

Odnośnik do komentarza

VII

 

Zgodnie z planem autokar zajechał w końcu do Brna, gdzie kierowca zrobił sobie przerwę na papierosa. Z resztą nie tylko on, bo młodzież również poszła za drzewa puścić dymka, ewentualnie załatwić swoje potrzeby. Maciek rozprostował kości i począł szukać wzrokiem Alesa, ponieważ za radą Majki postanowił wyciągnąć rękę do przyjaciela. Ten stał gdzieś na boku i patrzył a to na chmury, a to w ziemię.

 

- Mogę przyłączyć się do stania? - Maciek zaczął z uśmiechem rozmowę, ale jego współlokatorowi raczej do śmiechu nie było.

 

- Co, postanowiłeś mnie przeprosić, doszedłeś do tego, że nie warto kręcić tego biznesu? - odpowiedział pytaniem Czesiek nie patrząc się nawet w oczy rozmówcy.

 

- Tak, ale jak nadal zachowujesz się jak cham to sobie odpuszczę. Co się ugryzło?

 

Nastała chwila ciszy, Ales spojrzał przez moment na kumpla, po czym ponownie skierował wzrok przed siebie.

 

- Słuchaj, to moje życie i zrobię z nim co będę chciał. Skoro nie chcesz wchodzić w to wszystko - ok, ale przynajmniej mógłbyś zachowywać się jak człowiek, kiedy ktoś z dobrego serca chce się

pogodzić. - powiedział lekko zirytowany Maciek, po czym odwrócił się i chciał już iść, ale powstrzymały go słowa:

 

- Nic nie rozumiesz...

 

Niemalże wściekły już chłopak stanął w miejscu, odwrócił się i bezpardonowo wykrzyczał:

 

- No to do cholery powiedz mi o co chodzi, bo ja może nie jestem tak bardzo inteligentny i nie czytam z twoich myśli! Chyba znamy się na tyle długo, że mógłbyś mi zaufać, a nie naburmuszać się, a potem zwalać winę na mnie, że nic nie rozumiem!

 

- Daj mi coś powiedzieć. - ze stoickim spokojem odpowiedział Ales - Nie mówiłem ci tego, bo nie lubię dzielić się problemami z innymi. Po co i oni mają zaprzątać sobie głowę takimi rzeczami.

 

- Boże Święty! - zniecierpliwiony Maciek złapał się za włosy, których i tak miał niewiele - Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Po to jestem, żebyś mi mówił takie rzeczy. Myślisz, że byle jakiej osobie powiedziałbym o swoich zamiarach? Zastanów się!

 

- Przepraszam cię, ale zrozum mnie, że to nie jest łatwe dzielić się takimi sprawami! Wrzuć na luz to ci wszystko opowiem, ok?

 

- Dobra. - napięcie i ciśnienie trochę opadło. - Mów co się dzieje.

 

- Pewnie myślisz, że jestem zachwycony z powodu naszej obecności w Czechach, w końcu cały czas gapię się przez to pieprzone okno i mam łzy w oczach. - powiedział Ales przecierając jednocześnie oczy - Prawda jest jednak inna. Wiesz, rodzice zawsze chcieli mnie zapisać do prywaciaka. Wiadomo, mieli dużo kasy i chcieli zadbać o to, aby synek uczył się bardzo dobrze. Z kolei ja tego nie chciałem i po serii błagań, żalów i płaczu przekonałem ich, abym mógł sam zadecydować o swoim losie i poszedłem tam, gdzie większość dzieciaków - do zwyczajnej szkoły.

 

Czesiek zawiesił się na moment. - No mów dalej, śmiało. - zachęcał go Maciek.

 

- Myślałem, że będzie w porządku, ale nie do końca tak było. Zawsze byłem popychadłem, nauczyciele nie przepadali za mną, dlatego uczyłem się jak najwięcej, aby w końcu mnie polubili. Za to ci idioci, niby "koledzy" mieli kolejny powód, aby zmieszać mnie z błotem. Bo kujon, bo nigdzie nie wychodzi. A gdy już przełamałem się i szedłem na dwór, to i tak później okazywało się, że uciekałem z powrotem do domu. Oczywiście rodzicom nie pisnąłem ani słowa. Powiedzieliby mi, że to moja wina, że sam wybrałem taką drogę i pewnie już nigdy nie miałbym możliwości na własną decyzję. Dlatego tak bardzo nie skupiam się na kasie i irytuje mnie, gdy ktoś myśli tylko non stop o niej, bo ja posiadając ją borykałem się ze znacznie gorszymi sprawami.

 

Maciek momentalnie osłupiał, takiej prawdy o swoim przyjacielu jeszcze nie znał. Sam pamiętał takich ludzi, którzy zawsze stali gdzieś na uboczu, ale tłumaczył to sobie tym, że to oni powinni się przełamać i "wkupić się" w grupę. Nie znał jednak drugiego dna, którym w przypadku Alesa byli rodzice - bogaci i nadopiekuńczy.

 

- Dlatego już liceum kończyłeś w Polsce... Teraz już wiem, dlaczego też są z tobą na studiach.

 

- Dokładnie. Niby zyskałem jakąś samodzielność, ale nadal mnie chcą mieć na oku. Żeby zyskać prawdziwą samodzielność, musiałbym chyba przeprowadzić się w jakieś inne miejsce i postawić ich przed faktem dokonanym.

 

Po tych słowach obaj zamilkli i stali przy drodze do końca przerwy, patrząc się na panoramę Brna. Mieli okazję, aby przemyśleć swoje błędy. Nikt już nie chciał nic dodawać, aby nie pogarszać atmosfery napiętej już jak łuk.

 

- Panowie! Koniec przerwy, kończcie pogaduszki i wracajcie do autokaru! - krzyknął kierowca. Krzyk zbudził ich momentalnie z letargu. Obaj powolnym krokiem, nadal w ciszy, wracali na swoje miejsca. Zanim jednak usiedli, Maciek jeszcze wydusił:

 

- Wiesz dobrze, że swoich planów nie zmienię.

 

- Wiem. Rób co chcesz, w końcu to twój biznes i twoja sprawa. Nic mi do tego...

_______________________________________________________________________________________________________________________________

@Super_Cwikla: FM08 od zawsze był moim ulubionym, a skoro dobrze mi się w nim gra, to wolę się nie męczyć z późniejszymi wersjami. :)

Odnośnik do komentarza

VIII

 

W szybkim tempie autokar opuścił czeskie granice i wkroczył do Słowacji, gdzie nadal można było obserwować przepiękne pasma Karpat Zachodnich. Grupa cały czas trzymała się blisko granicy słowacko-austriackiej, choć ani razu nie miała potrzeby jej przekraczać. Powoli zbliżał się wieczór, ale lato było w pełni, więc słońce nadal ogrzewało twarze, co w głównej mierze nie pozwalało nikomu usnąć. Z resztą spać nikt nie miał zamiaru. Z tyłu pojazdu większość chlała na umór trzymając w dłoni alkohole różnej maści zmieszane z colą czy Spritem w plastikowych butelkach. Bardziej po lewo kółko karciane rozgrywało kolejną partię pokera - oczywiście na jedzenie. Z kolei panie przeglądały damskie czasopisma poszukując pomysłów na nowe stylizacje oraz uważnie przeglądając artykuły o celebrytach, które były powodem do bardzo gorących rozmów. Nieliczni, ze słuchawkami na uszach, zamknęli się w swoim świecie obserwując przemijające za oknem szczyty i drzewa.

 

Powodem do zachwytu u większości była panorama Bratysławy, która oświetlana była resztkami zachodzących promieni słonecznych. Ten widok zniknął równie szybko jak się pojawił, a przez następne kilometry drogę kierowcy niemalże wyznaczała węgierska część Dunaju.

 

Polak, Węgier - dwa bratanki. Wiadomo, do czego, więc kierowca bez żadnych oporów postanowił uzupełnić alkany z właścicielem stacji benzynowej pod pretekstem zaatakowania samochodu. Człowiek jak widać też musi czasem "zatankować". Nastał już późny wieczór, każdy wyszedł z pojazdu, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Powoli można było wyczuć atmosferę bałkańską, przysłowiowy kociołek - powietrze robiło się gęstsze i cieplejsze.

 

Maciek coraz intensywniej zastanawiał się nad swoim planem. Nie miał jeszcze żadnego pomysłu na realizację zamierzeń. Kreatywność nigdy nie była jego atutem, toteż miał problemy z wymyśleniem czegoś konkretnego. Było już ciemno, więc nie zauważył, że od pewnego czasu nie stoi już całkowicie sam.

 

- O czym tak myślisz? - odezwała się niespodziewanie Majka.

 

- O, już nie śpisz. No wiesz, mam pewne problemy. - odpowiedział tajemniczo Maciek.

 

- Co, pojawiają się pierwsze wątpliwości? Tak to jest, jeśli wcześniej nie przemyślało się wszystkich za i przeciw. Teraz oczywiście się nie wycofasz, ponieważ twoje ego zostałoby zniszczone, poza tym niejako przyznałbyś rację Alesowi.

 

- Nie prawda! Wyjaśniliśmy sobie wszystko z Alesem! - ostro skontrował chłopak.

 

- Mhm... - mruknęła Maja z szyderczym uśmiechem - I myślisz, że on już nie czeka na to aż przyznasz mu rację? Może i się pogodziliście, ale każdy mężczyzna jest taki sam - liczy, że ktoś uzna jego wyższość. Mówiłam ci o tym ego, a wtedy mnie wyśmiałeś.

 

Maciek po tych słowach zamilkł. Dotarło do głowy, że jego konstrukcja jako mężczyzny rzeczywiście powoduje coś takiego, że nie może się przyznać do błędu.

 

- No i co, tylko to chciałaś mi powiedzieć?!

 

- Nie. Wiesz co? Spodziewałam się, że w końcu staniesz przed sytuacją, w której stwierdzisz, że nie wiesz jak się zabrać do tego wszystkiego. Lubię cię, dlatego ci pomogę. Pochodzimy z tego samego regionu, jesteśmy dla siebie prawie jak rodzina, więc załóżmy, że ja zajmę się myśleniem, a ty wykonywaniem.

 

- No co ty? Kobieta do takiego planu? Od kiedy zajmujecie się takimi biznesami? - zapytał szyderczo Maciek jednocześnie śmiejąc się pod nosem.

 

- Masz zamiar ze mnie drwić czy potrzebujesz pomocy. Czesiek w tej chwili ma gdzieś twój biznes, a ja jestem jedyną osobą, która wyciąga do ciebie dłoń. Chcesz zostać z tym sam, a potem narzekać, że nic nie wypaliło?

 

Uśmiech z twarzy mężczyzny zniknął szybciej niż się na niej pojawił.

 

- Dobra, niech ci będzie. Skoro masz jakiś pomysł to skorzystam z twojej propozycji.

 

- Powiedzmy, że jeszcze nie mam, ale na pewno wymyślę go prędzej niż ty. Aha, biorę sześćdziesiąt procent z tego, co uda się wyjąć. - Maja jasno postawiła sprawę.

 

- Jesteście też bardzo wyrachowane, zachłanne i cwane. A może to tylko ty jesteś taka?

 

- Ciesz się, że chcę tylko 60%, bo za moją pomoc powinieneś zapłacić więcej. - uśmiechnęła się dziewczyna odgarniając swoje czarne włosy z czoła.

 

Księżyc powoli zaczął otwierać noc. Maciek czuł się zawiedziony, że kobieta wtrąca się do jego interesu i bierze jego większą część. Jednak starał się z tym pogodzić na rzecz sukcesu. Sukcesu, który wydawał mu się już na wyciągnięcie ręki...

_____________________________________________________________________________________________________________________________________

@Super_Cwikla: Hmmm, no trochę jeszcze tego będzie, trzeba sprytnie przejść do FM'a, a nie chciałbym robić tego na skróty. :)

Odnośnik do komentarza

IX

 

"Uważajcie na siebie tam w Serbii, bo słyszałem, że atmosfera robi się gorąca" - taką wiadomość dostał Maciek od Rexa na sam poranek. Podróż powoli zbliżała się do końca, a granice prawdziwych Bałkanów były na wyciągnięcie ręki. Jedynym problemem była jedna niesprzyjająca wycieczkom sytuacja na tym terenie. Serbia oraz Czarnogóra były świeżo po rozpadzie, a o swoje prawo coraz ostrzej walczyło Kosowo i zapowiadało się, że w niedługim czasie może dojść do kolejnej rewolucji. Przybyszów traktowano prawie jak podejrzanych o srogie przestępstwa.

Można było przewidzieć, że przejazd będzie bardzo utrudniony, tym bardziej, że trasa wiodła przez Nowy Sad i obrzeża Kosowa. Już na granicy autokar został zatrzymany na dłuższy czas, co bardzo zniecierpliwiło grupę. Nikomu nie pozwolono wysiadać zanim wszystko nie zostanie zapięte na ostatni guzik. Ostatecznie po niecałej godzinie autokarowi udało się ruszyć z miejsca, a sprawę dodatkowo wydłużyła bariera językowa.

 

- Mam już dość tej podróży. - narzekał Maciek mijając kolejne budynki. - Nie dość, że wolno jedziemy to jeszcze te cepy na granicy nas przetrzymały, jakbyśmy nie wiadomo kim byli.

- Chyba usłyszeli o twoim niecnym planie. - zaśmiała się Majka.

- Nie bądź taka dowcipna, bo teraz to i ty jesteś częścią tego planu. Co więcej, chcesz odgrywać główną rolę, więc teraz nie spychaj wszystkiego na mnie!

- Oj, dobrze już dobrze...

 

Serbia sama w sobie okazała się bardzo przyjaznym krajem, po drodze grupa nie miała żadnych problemów poza tymi z utrudnionym przejazdem przez patrole monitorujące sytuacje na obrzeżach Kosowa. Nagle rozbrzmiał dźwięk telefonu Maćka.

 

- Rex?! Na cholerę do mnie dzwonisz, przecież wiesz, że zżera mi kasę z konta!

- No tak, tak, postaram się mówić szybko. Mam dla ciebie wiadomość mordo!

- Jaką?! Mów szybko!

- Słuchaj, mam coś dla ciebie. Kiedy dotrzecie na miejsce, to podejdzie i wtedy sobie pogadacie.

- Co? Może coś więcej o nim powiesz, a tak w ogóle jak mam niby do cholery go rozpoznać?!

- Dasz radę, uwierz mi. Wie kim jesteś, przesłałem mu twoje zdjęcie, sam cię znajdzie. Jego wzrok jest taki dogłębny, że zajrzy ci w jelita, co będzie oznaczało, że momentalnie popuścisz w gacie. - powiedział Dominik w typowym dla siebie stylu, po czym zaczął warczeć ze śmiechu jak rodowodowy owczarek niemiecki.

- Człowieku, o czym ty mówisz, weź streszczaj się i przejdź do konkretów!

- Spokojnie, bo robię ci fantastyczny interes, a ty jeszcze narzekasz. Jak go spotkasz to wszystkiego się dowiesz. Aha, należy mi się za to jakaś druga połóweczka oprócz tej, którą już mi obiecałeś.

- Nie bądź taki spryciarz, na razie jeszcze nic nie dostałem, nie wiem nic, bo nagle tobie zachciało się być tajemniczym... Skąd ty w ogóle masz takie kontakty za granicą.

- Hmmm... powiedzmy, że biznes rodzinny. Z resztą nie interesuj się za bardzo, bo kociej mordy dostaniesz. Ok, kończę, bo zaraz zostaniesz bez środków, narka!

 

Maciek pozostał z telefonem przy słuchawce jeszcze przez dobre 15 sekund po zakończeniu rozmowy przez Rexa. "Co on do cholery kombinuje?" - myślał chłopak, ale z tej śpiączki wybudziła go Majka.

 

- Ej, co ci się dzieje?! Żyjesz?! Wydaje mi się, że skończyłeś już rozmawiać i nie musisz trzymać telefonu przy uchu.

Maciek nagle się ocknął - Yyy... tak, tak. - powiedział, po czym schował komórkę do kieszeni, choć nadal był oszołomiony.

- Kto dzwonił?

- Słucham? Przepraszam, ale jakoś mnie zamurowało.

- Mogę wiedzieć dlaczego? Pewnie chodzi o tę rozmowę, a znając życie tyczyło się to twojego interesu, bo ostatnio o niczym innym nie myślisz.

- W sumie... to sam nie wiem. Dzwonił Rex, miał być z nami na ćwiczeniach, ale ostatecznie stwierdził, że chce zmienić studia. W sumie to on jako pierwszy wpadł na ten pomysł, żeby zrobić interes. Powiedział, że na miejscu będzie na mnie czekał jakiś facet, który coś chce mi dać. Może stwierdził, że skoro jego nie ma, to przynajmniej wspomoże mnie w jakiś sposób. Tylko szkoda, że przysyłając faceta, którego ani razu na oczy nie widziałem...

- Spokojnie, jesteś ze mną. - powiedziała dziewczyna jednocześnie klepiąc przyjaciela po plecach. - Pamiętasz? Ja będę od myślenia, więc w razie czego mogę też z nim pogadać. A może on jest w porządku?

- Skąd mam to wiedzieć. Rex ma jakieś układy w innych krajach, jeszcze okaże się, że z jakimiś Arabami czy innymi terrorystami.

- Nie martw się tym. W razie co skopiemy mu tyłek jak już wrócimy. Z resztą zostały nam niecałe 4 godziny do celu! Powoli opuszczamy Serbię, a wiesz co to oznacza?

 

Chłopak wiedział doskonale o co chodzi. Na samą myśl o greckich plażach, bałkańskich kobietach, winie, zabawie oraz przede wszystkim wspaniałych minerałach, ciekł mu pot z czoła. Obawiał się jedynie nieznajomego człowieka.

 

- Hellado! Zeusie! Przybywam! - wykrzyknął Maciek nie martwiąc się o to, że wzrok ludzi został skierowany na jego osobę, gdyż dał się za bardzo ponieść emocjom. - No co?! Wy się nie cieszycie?

...

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...