Skocz do zawartości

Zalany deszczem


rav.

Rekomendowane odpowiedzi

Wersja gry: Championship Manager 2001/2002

Łatka: 6.9.68

Rozmiar bazy danych: maksymalna

Wybrane ligi: Anglia (1-5), Francja (1-3), Niemcy (1-3), Włochy (1-4), Polska (1-2), Portugalia (1-3), Szkocja (1-4), Hiszpania (1-3)

Zasady: CM-owskie HC

Swap: Hinckley -><- Doncaster (Conference)

Klub: Hinckley United

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przestrzeń wypełniało „Sunday Bloody Sunday" zespołu U2. Chmura tytoniowego dymu zakrywała widok na dalszą część baru, przypominając mgłę. Lucky Strike penetrował moje płuca, pozostawiając po sobie nieprzyjemny smak. Alarm pożarowy w moim gardle zagasiłem złocistym Heinekenem.

 

Przy „okrągłym" stole, sącząc przyjemnie whiskey i wypalając papierosa za papierosem, nad przyszłością ukochanego klubu dyskutowało kilku zagorzałych kibiców. W tym skromnym gronie znalazłem się ja. Owy klub wywalczył sensacyjny awans do piątej ligi i amatorski status zmienił na półzawodowy. W głowach ludzi związanych z zespołem pojawiła się operacja pod kryptonimem „utrzymanie". Kibice początkowo wierzyli w spokojny byt na piątym szczeblu krajowej piramidy, jednak kiedy miasto obiegła wieść o tym, że pieczę nad piłkarzami przejął nikomu nieznany Polak, optymizm zniknął jak pod czapką niewidką. Wszyscy zastanawiali się, dlaczego prezes zatrudnił człowieka zupełnie nowego w piłkarskim światku. Kibice tę decyzję tłumaczyli sobie szerokimi kontaktami „Polaczka", bo tak pieszczotliwie nazywali nowego menedżera drużyny.

 

- Naprawdę w to wierzycie? - rozgrzewałem burzliwą dyskusję. - Przecież ten Polaczek nie ma zielonego pojęcia o futbolu.

- Jeszcze na dobre nie zaczął, a ty już z góry uważasz go za beztalencie - wtrącił Jurek, broniąc swojego rodaka. - Jak to mówią, nie oceniaj dnia przed zachodem słońca.

- Zakład, że spadniemy?

- O kratę browarów. Stoi?

- Prosto jak drut. Przecinajcie.

- Nie pierdolcie już tyle - zaklnął Eddie. - Wystarczy, że mi w domu stara ciągle łeb truje, że czas marnuję, zamiast w kanale robić. Dawajcie, w bilarda zagramy. Albo w pokera, co?

 

I trójkąt bil z hukiem rozsypał się po całym stole.

Odnośnik do komentarza

- K***a mać! - swojsko zaklnął Jurek, gdy Bromley objęło prowadzenie już w pierwszej akcji spotkania.

 

Tego dnia w barze zebrał się skromny okrąg kibiców Hinckley. Graliśmy wyjazdowo z Bromley, rozpoczynając tym samym serię czterech meczów kontrolnych. Odziani w klubowe szaliki, sącząc spienionego Calsberga, z papierosami w ręku wpatrywaliśmy się w wielką plazmę marki Sony. O dziwo spotkanie transmitowane było w telewizji.

 

Zaczęliśmy fatalnie. Już pierwszy strzał gospodarzy znalazł drogę do bramki strzeżonej przez Chrisa Taylora. Stracony gol podziałał na nas mobilizująco i od tej pory kontrolowaliśmy boiskowe wydarzenia. Tuż przed przerwą David Sadler spartaczył dogodną okazję z główki. „Głowa służy do myślenia, nie do zdobywania goli", tłumaczył się później w szatni. Do przerwy gospodarze skromnie prowadzili po bramce niejakiego Briana Charlesa.

 

- Karny! - bar aż podskoczył z decybeli wykrzyczanych przez zgromadzonych niemal w tym samym momencie.

 

Tim Wilkes rzeczywiście był faulowany, wskutek czego sędzia wskazał na wapno. Paul Hunter był bezlitosny i po chwili na tablicy paliły się dwie jedynki. I paliły się już do samego końca, ponieważ nasza przewaga nie została udokumentowana golem. Zatem w pierwszym meczu kontrolnym zremisowaliśmy w Londynie z tamtejszym Bromley. Rezultat nie

odzwierciedlał dobrej dyspozycji Hinckley. Bar opuszczaliśmy z umiarkowanym optymizmem.

 

Bromley — Hinckley 1-1

Odnośnik do komentarza

Zacząłeś ambitnie ale... fatalnie. Piszesz "nasza przewaga", "graliśy" tylko, że nie przedstawileś bohatera. Nie wiadomo też w jakich czasach jesteśmy. Jeżeli to rok 2001 to wangielskim pubie raczej nie spotkałbyś zbyt wielu Polaków a i posadę menagera też raczej trudno byłoby któremuś z nich znaleźć. No i proszę Cię - w barze można obejrzeć transmisję kontrolnego meczu piątoligowej drużyny?

Odnośnik do komentarza

Zacząłeś ambitnie ale... fatalnie. Piszesz "nasza przewaga", "graliśy" tylko, że nie przedstawileś bohatera. Nie wiadomo też w jakich czasach jesteśmy. Jeżeli to rok 2001 to wangielskim pubie raczej nie spotkałbyś zbyt wielu Polaków a i posadę menagera też raczej trudno byłoby któremuś z nich znaleźć. No i proszę Cię - w barze można obejrzeć transmisję kontrolnego meczu piątoligowej drużyny?

Tio, sorry, że to napiszę, ale chyba za bardzo się czepiasz.

 

Daj mu najpierw rozwinąć skrzydła...

Odnośnik do komentarza

Dzięki za rady Tio :).

 

Jurek jest jeden - one of a kind, reszta naszej ekipy to Wyspiarze :D. A mecz najwyraźniej był transmitowany ;).

 

Chcę pisać coś bardziej ambitnego niż schematyczne opisy meczów, chociaż wiem, że umiejętności pisarskie mam średnie. A skrzydła niepodcięte. Zmotywowane :). Jestem na wakacjach, ale niebawem coś napiszę.

 

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

ooo ktos jeszcze gra w CMa :D powodzenia

 

Zacząłeś ambitnie ale... fatalnie. Piszesz "nasza przewaga", "graliśy" tylko, że nie przedstawileś bohatera. Nie wiadomo też w jakich czasach jesteśmy. Jeżeli to rok 2001 to wangielskim pubie raczej nie spotkałbyś zbyt wielu Polaków a i posadę menagera też raczej trudno byłoby któremuś z nich znaleźć. No i proszę Cię - w barze można obejrzeć transmisję kontrolnego meczu piątoligowej drużyny?

 

ma swoją wizję, pisze swoje opowiadanie, więc może się dziać nawet na pływającej wyspie brytyjskiej zmierzającej do grenlandii, nie bąź takim realistą

Odnośnik do komentarza

Skończyła się wakacyjna sielanka... :P

--------------------------------------------------

Kolejny mecz kontrolny umówiony był na cztery dni później. Nasi grali z amatorskim Eastwood Town. Znów na wyjeździe. Nie dane było nam obejrzeć tego meczu choćby w telewizji, toteż nasłuchiwaliśmy telefonicznych wieści. Jurek miał szerokie kontakty w całej Anglii.

 

Ledwo zdążyliśmy odkapslować piwo i zająć miejsca w pubie, a już w tle słychać było hymn Ligi Mistrzów, który Jurek ustawiony miał jako dzwonek w komórce. Okazało się, że Gavin O'Toole dał nam prowadzenie niedługo po pierwszym gwizdku arbitra. Od tego momentu na naszych twarzach pojawił się banan. Zawodnicy walczyli gdzieś na drugim końcu kraju, kiedy my prowadziliśmy zażartą dyskusję o zbliżającym się sezonie. Ja miałem w sobie nutkę pesymizmu, reszta natomiast raczej optymistycznie spoglądała w przyszłość. W przerwie kolega Jurka przestawił nam dotychczasowy obraz spotkania. Eastwood nie oddało żadnego strzału w stronę naszej bramki, co mówi samo przez się.

 

Potem telefon długo nie dzwonił. Do 81. minuty. Wówczas debiutujący ofensywny pomocnik, Jimmy Sigrue, postawił kropkę nad „i", ustalając meczowy rezultat na 2-0. W barze uniósł się podniecający zapach zwycięstwa.

 

Eastwood — Hinckey 0-2

Odnośnik do komentarza

Kolejne towarzyskie spotkanie graliśmy z Lancaster. Tym razem szerokie kontakty Jurka nic nie dały i o relacji live z boiskowych wydarzeń mogliśmy pomarzyć. Jednak krótko po meczu miasto obiegła wieść o wygranej Hinckley 3-1. Ponoć już po 20. minutach prowadziliśmy aż 3-0, po czym spokojnie kontrolowaliśmy grę. Rywali stać było jedynie na honorową bramkę. Po naszej stronie na listę strzelców znów wpisał się Jimmy Sugrue. Prócz tego dwie bramki dołożył Paul Hunter. W pubie ponownie zapanował optymizm w perspektywie zbliżającego się sezonu.

 

Lancaster — Hinckley 1-3

 

 

Serie czterech meczów kontrolnych zamykaliśmy z Blyth. W barze wszyscy, patrząc na poprzednie spotkania, spodziewali się lekkiego spacerku. Niestety, rzeczywistość okazała się brutalna. W 6. minucie rywal objął prowadzenie za sprawą Paddiego Atkinsona. Chwilę potem będący w strzeleckiej formie Paul Hunter wyrównał, jednak gospodarze za moment znów prowadzili, a autorem gola okazał się Andy Hay. Do przerwy byliśmy 2-1 w plecy. W drugich 45. minutach nie istnieliśmy, co zilustrowali Glen Robson i Mark Moor, pakując mam kolejne dwa gole. Po tym nokaucie nie byliśmy w stanie się podnieść. 1-4 i w pubie zapanował pesymizm połączony z zaniepokojeniem. Oba te aspekty związane były z inauguracją, która była naprawdę tuż tuż.

 

Blyth — Hinckley 4-1

Odnośnik do komentarza

Z głębokiego letargu wybudził mnie poranny ryk koguta. Promienie słoneczne budziły się do życia, atakując moją kryjówkę przez odsłonięte okno. Ptaki radośnie ćwierkały, delikatny wiatr kołysał cicho szumiące drzewa i krzewy. Słychać było typowy uliczny zgiełk. W tym dniu jednak wszystko brzmiało jak muzyka.

 

Krążący nad stadionem wojskowy helikopter rzucał ponury cień na niebieskie trybuny. Nad Middlefield Lane unosił się podniecający zapach zwycięstwa. Tego dnia bowiem miastem zawładnęła inauguracja ligi. W Hinckley wstawiła się drużyna Dagenham & Redbridge. O przeciwniku właściwie nie wiedzieliśmy nic. Z nadziejami na zwycięstwo zajęliśmy miejsca na trybunach, rozpoczynając jednocześnie zażartą wymianę poglądów.

 

- Wygramy to. Mam dobre przeczucie - stwierdził łamanym angielskim Jurek, zgniatając opróżnioną puszkę po Dog in the Fog.

- Co ty pier****sz... Blyth pokazało nam nasze miejsce w szeregu – wtrąciłem swoje trzy grosze.

- No właśnie. Skoro nie potrafimy ogrywać szóstoligowców, to co dopiero Conference. - zaszalał Andy, odpalając mentolowego Chesterfielda.

- Pogadamy po meczu - błyskawicznie zgasił dyskusję optymistycznie nastawiony Jurek.

 

Po chwili spiker zapoznał nas z jedenastką Hinckley. Bramki strzec miał solidny Chris Taylor. Na lewej obronie trener postawił 21-letniego Jamie Williamsa, który jeszcze niedawno grał w znienawidzonym Nuneaton Borough. Parę środkowych 19-letnich defensorów tworzyli wychowankowie Nick Preston i Craig Smith. Prawa strona okupowana była przez Bevana Browne'a, który piłkarskie rzemiosło przyswajał w Leicester City. Jako defensywny pomocnik wystąpić miał Dave Crowley; 32-letni zawodnik poprzednie dwa sezony z powodzeniem grał w pierwszym składzie Nuneaton Borough, ale również - tak jak kilku innych graczy Hinckley - zdecydował się zmienić „religię" na tą właściwą. Środek pomocy to działka kapitana Gavina O'Toole'a, uznawanego za największą gwiazdę zespołu, oraz świeżo zakupionego wychowanka West Hamu - Craiga Etheringtona. Przed nimi ustawiony był ofensywnie usposobiony Jimmy Sugrue, wzięty z wolnego tranferu wychowanek amatorskiego Croydon. Odpowiedzialność za zdobywanie bramek spadała na dwójkę napastników - doświadczonego, 35-letniego Paula Huntera oraz wychowanka klubu, 22-letniego Davida Sadlera. Na tym skład Hinckley na to spotkanie się zamykał.

 

...

 

I wreszcie wyszli z tunelu! Odziani w niebieskie trykoty zawodnicy „The Knitters" zostali przywitani gromkimi brawami przez wiernych kibiców, którzy są z drużyną zawsze - na dobre i na złe. Przywitanie obu ekip, rzut monetą... I rozległ się pierwszy gwizdek arbitra. Goście rozpoczęli od środka.

 

Od początku graliśmy błyskotliwie, narzucając rywalowi swój styl gry. Inicjatywa była po naszej stronie, aczkolwiek nie przekładało się to na sytuacje bramkowe. W 14. minucie Craig Etherington doznał kontuzji, zaś w jego miejsce wszedł Darren Pitcher, który w przeszłości wiele lat grał w takich angielskich firmach jak Charlton Athletic czy Crystal Palace. Kilka razy dawaliśmy się wykazać golkiperowi gości. Mimo tego na przerwę schodziliśmy bezbramkowo. Rezlutat nie odzwierciedlał naszej przewagi.

 

Drugą połowę rozpoczęliśmy ambitnie, żywiołowo. Z każdą minutą jednak coraz bardziej przygasaliśmy w przeciwieństwie do przeciwnika. W pewnym momencie goście zdominowali nas, co chwilę stwarzając zamieszanie pod bramką strzeżoną przez Chrisa Taylora. Broniliśmy się jednak dzielnie. Niestety, w 68. minucie nasza obrona pękła. Wówczas napastnik gości, niejaki Junior, niemal nie rozerwał siatki potężnym uderzeniem. Po tym ciosie mecz jakby się skończył. Wynik ani przez chwilę nie drgnął i skromnie ulegliśmy Dagenham & Redbridge na inaugurację 0-1. To był mecz do jednej bramki. Rozstrojeni, w stanie wskazującym, żegnaliśmy stadion.

 

18.08.2001, Middlefield Lane, 995 widzów

 

Conference (1/42)

 

Hinckley — Dagenham & Redbridge 0-1

 

Junior 68'

Odnośnik do komentarza

- Już teraz można na to realnie spojrzeć. Będziemy czerwoną latarnią. Jesteśmy.

- Spokojnie, to dopiero drugi mecz - Jurek, jak zawsze, denerwował wszystkich swoim optymizmem.

- Jurek, k***a, oglądasz mecz? Widzisz, jak nasi grają? Wyglądają jak dzieci we mgle. Przestań bronić tego Polaczka. Ja rozumiem, żeś Polak z krwi i kości, no ale błagam...

- Spokojnie panowie, to tylko durny mecz - wtrącił nikomu nieznajomy mężczyzna z wąsem. Na te słowa Eddie wstał, usiadł na przeciwko wystraszonego mężczyzny, penetrując go zabójczym spojrzeniem, i niczym polityk zaczął monolog:

- Nie widuję cię tutaj. Jesteś nowy? Zapewne tak, a więc nic nie rozumiesz. Może dla ciebie futbol to tylko sport, dla nas coś bardzo ważnego. Szczególnie teraz, gdy wywalczyliśmy historyczny awans do piątej ligi. Wiem, dla ciebie to śmieszne, że podniecamy się piątą ligą. Ty pewnie jesteś kibicem Chelsea, Arsenalu, Manchesteru czy innego angielskiego potentata liczącego się w walce o najwyższe cele i nie zrozumiesz prymatu walki w Conference, gdzie liczy się każdy metr boiska. Nie mam zamiaru za dużo mówić na ten temat. Po prostu pamiętaj, że u nas gramy o coś więcej niż trzy punkty. Gramy o honor. Chcemy, żeby miasto było z nas dumne. Dla nas każdy mecz ma znaczenie - przemówienie przerwał komentator, oznajmiając o czwartym golu dla Southport. Eddie uderzył pięścią w stół, po czym wstał, ostatni raz zmierzył wzrokiem swoją „ofiarę" i, krokiem postrzelonego zająca, opuścił pub. Po chwili sędzia zakończył zawody.

 

Okupowaliśmy ostatnie miejsce w tabeli i tak miało zostać już do samego końca...

 

21.08.2001, Haig Avenue, 1895 widzów

 

Conference (2/42)

 

Southport — Hinckley 4-0

 

Gibson 3'; Whitehall 13', 20'; Thomas 84'

Odnośnik do komentarza

To nie był przyjemny, letni wieczór. Cały obraz jakby podświadomie szykował się już do boiskowego konfliktu. Nad miastem zebrały się czarne chmury. Gdzieś niewyobrażalnie wysoko, gdzie rodziły się kolejne krople deszczu, strzelił piorun. Niebo rozdarło się w blasku. Matka Natura manifestowała scenerię rodem z Hollywood, tworząc wojenny klimat. W takich atmosferycznych warunkach piłkarze obu ekip wyszli na murawę.

 

Derby!

 

Odkąd Hinckley United i Nuneaton Borough rozpoczęły piłkarską działalność, mają pomiędzy sobą kibicowską kosę. Głównym powodem jest bitwa o „teren", ale chodzi również o boiskowe wydarzenia. Niegdyś Nuneaton Borough celowo przegrało swój mecz, by pozbawić znienawidzonego rywala zza miedzy upragnionego awansu do piątej ligi. Spotkania tych dwóch ekip są czymś więcej niż grą o trzy punkty. This is war! Kto tym razem pokażę swoją wyższość?

 

Na trybunach nerwy, obgryzanie paznokci, masowe spożywanie alkoholu. Na boisku oko za oko, ząb za ząb, walka na śmierć i życie. Pierwsza połowa bezbarwna, bez historii - jeśli mówimy o aspekcie piłkarskim, bo na murawie toczyła się prawdziwa bitwa. Nie raz między zawodnikami obu zespołów wrzało, zero respektu. Derby z prawdziwego zdarzenia.

 

Druga część potyczki rozpoczęła się od zderzenia w powietrzu dwóch przeciwników - Stuarta Storera i Iana Clarksona. Obu zeszło z kontuzją. W miejsce Stuarta wszedł ten, który poprzednie sezony grał dla brzydszej strony okolic - Dave Crowley. Chwilę później derbowy nastrój podgrzał Justin Jenkins, wolejem „nie z tej ziemi" pokonując bezradnego Stevena Hodgsona. 1-0! Ludzie szaleją w zbiorowym amoku, stadion pęka od decybeli, tego nie da się opisać! Kibice Nuneaton zamarli, z ich strony cisza. Nasze kibicowskie sektory zdziczały.

 

Rezultat do końca „spotkania" nie uległ zmianie! Derby są nasze! We are the champions!!!

 

25.08.2001, Middlefield Lane, 1468 widzów

 

Conference (3/42)

 

Hinckley — Nuneaton Borough 1-0

 

Jenkins 54'

Odnośnik do komentarza

Kolejny mecz graliśmy na wyjeździe. Jurek załatwił telefoniczną relację z wydarzeń na boisku. Naszym przeciwnikiem był Forest Green - sąsiad w ligowej tabeli. Podbudowani derbowym zwycięstwem liczyliśmy na trzy punkty w tej konfrontacji. Pierwszy raz w tle słychać było hymn Ligi mistrzów, kiedy Paul Hunter otworzył wynik spotkania, strzelając gola tuż przed przerwą. 20 minut później telefon ponownie zadzwonił z dobrą wiadomością. Środkowy obrońca, Nick Preston, podwyższył na 2-0 uderzeniem głową w 53. minucie. Potem z boiska usunięty został obrońca rywali - Jon Rattle. Mimo gry w osłabieniu, gospodarze złapali kontakt, co zapowiadało nerwową końcówkę. Na szczęście korzystny rezultat nie uległ zmianie i trzy oczka wpadły na nasze konto.

 

29.08.2001r., The Lawn, 1375 widzów

 

Conference (4/42)

 

Forest Green — Hinckley United 1-2

 

Allen 83' — Hunter 40', Preston 53'

Odnośnik do komentarza

Całkiem nieźle, jak na początek. Widać emocje w opisach meczowych, a to się bardzo ceni. W ten sposób opek żyje, autor utożsamia się z grą, a nie serwuje nam jedynie ogólnikowe stwierdzenia, kto do kogo podał i jak strzelił.

 

Jedna uwaga. Nie mieszaj czasów w opisach.

Chwilę później derbowy nastrój podgrzał Justin Jenkins, wolejem „nie z tej ziemi" pokonując bezradnego Stevena Hodgsona. 1-0! Ludzie szaleją w zbiorowym amoku, stadion pęka od decybeli, tego nie da się opisać! Kibice Nuneaton zamarli, z ich strony cisza. Nasze kibicowskie sektory zdziczały.
Odnośnik do komentarza

Ten opek jest dla mnie po prostu zbyt ambitny i nijak nie potrafię pociągnąć tej historii dalej, zaś sam zapał do pisania jakby zgasł.

 

Niemniej dziękuję za komentarze - i te pozytywne, i negatywne.

 

Do śmietnika.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...