Skocz do zawartości

W marzeniach wędrówki urządzam do miejsc, gdzie serca mego dom


citko

Rekomendowane odpowiedzi

Kiedy nagle świat staje w miejscu i uzmysławiasz sobie to, jak niedbale stawiasz kroki, ogarnia Cię poczucie niepewności, przerażenia i strachu. Wytwarza się nieznana Ci dotąd aura złości, w obliczu której czujesz się maleńki jak ziarnko piasku. Wobec której jesteś bezradny i słaby. Której — choćbyś z największych sił tego pragnął — nie pokonasz. Ale to nie jedynie uczucie, które Tobą targa. Jesteś smutny, bo wydaje Ci się, że to wszystko co Cię otacza jak za dotknięciem magicznej różdżki, nagle, niespodziewanie, traci wszelkie kolory. W Twojej głowie pojawiają się różne myśli. Błądzisz. Potrzebujesz pomocy…

 

Odpychasz od siebie wszelkie wartości, dzięki którym ten świat mógłby stać się piękniejszy. Przyciągasz czarne chmury jak magnez, dając się wieść swoim myślom w coraz to większe bagno, z którego nie potrafisz się wydostać. Słyszysz głos. Ktoś Tobą zawładnął i rozkazuje Ci. To będzie tylko moment. Kilka sekund i poczujesz ukojenie. Myślisz: tu Cię już nic nie spotka, tam będzie lepiej.

 

Gdy już wszystko dokładnie zaplanowałeś i nadchodzi ten moment rozwiązania, nie masz skrupułów. Zawiązujesz, oplatasz szyję i stajesz na krześle. Czujesz bulgoczącą krew w każdym najmniejszym zakamarku Twojego ciała. Bicie serca wraz z miarowością Twojego oddechu stają się akompaniamentem ostatnich chęci walki. Wszystkie obrazy, wspomnienia, osoby, które znałeś, przelatują Ci przed oczami jak w kalejdoskopie. Zatrzymujesz się nagle, dostrzegasz tę osobę i spoglądasz w Jej oczy. Przypatrujesz się, zwracając uwagę na każde najmniejsze poruszenie, najmniejszy ruch w źrenicy. Nie dostrzegasz tego ognia, którym wcześniej, gdy Twoje dawne, szczęśliwe życie trwało, za każdym wyciągnięciem dłoni mogłeś się sparzyć. I wiesz, że to koniec. Kopiesz więc w to krzesło z całym impetem i już nic się nie liczy. Robi się ciemno… Nie czujesz już nic…

 

Otwierasz oczy. Patrzysz w sufit. Leżysz bezwładnie na podłodze i uświadamiasz sobie, jaki jesteś bezradny. Potoku łez nie zatrzymasz, choćbyś nie wiadomo jak tego chciał…

 

Przypadek?

 

Opatrzność.

 

Więc albo zmieniasz te cholerne życie na lepsze, albo powracasz do punktu wyjścia. Bijesz się z myślami i wyczuwasz pod stopami, że świat stoi w miejscu. Stoi w miejscu…

Odnośnik do komentarza

Mijały dokładnie cztery lata odkąd to przerażające wspomnienie powracało w czeluściach podświadomości i rozbijało się wśród innych życiowych doświadczeń jak krople deszczu o szyby okolicznych domów mieszkalnych. Życie wśród ludzi, których interesujesz tyle, co zeszłoroczny, grudniowy śnieg, nie wpływa na Twoją zdolność postrzegania tego świata zbyt mobilizująco. Wystarczy jednak czasem tylko przełamać się, odwiedzić pierwszego lepszego psychologa, który wyciąga pomocną dłoń i przy odrobinie Twojego samozaparcia (oraz, bądź co bądź, dość sporej ilości zielonych zgromadzonych na Twoim bankowym koncie), wyprowadza Cię na prostą. Tak niewiele brakuje do szczęścia. Później to już tylko kontynuacja tego, co rozpoczęło się, gdy było się jeszcze szczeniakiem, i woila!. Przy okazji trzeba napomknąć o tym, iż to w sumie absurd, by o swojej przyszłości decydować za młodu, gdy jest się jeszcze kretynem, aczkolwiek w takie rozważania nie wnikajmy zbyt szczegółowo, by zaoszczędzić sobie i zdrowia, i czasu. W każdym razie, ja ze swej edukacyjnej ścieżki życiowej jestem bardzo zadowolony.

 

Tego dnia denerwowałem się niebywale, po raz setny chyba przeglądając się lustrze, w celu poprawienia krawatu, który po raz ostatni ubierałem, gdy moje studenckie życie kończyło się obroną pracy magisterskiej. Ostatnie trzaśnięcie drzwiami mojego skromnego mieszkania, pieczołowicie złożony na sobie znak krzyża i możemy iść. Śmiałym, acz powolnym krokiem ruszyłem przed siebie po lepszą przyszłość. Miałem jeszcze przecież godzinę wolnego czasu, a cel mojej wędrówki był co najmniej 40-krotnie bliższy aniżeli maraton olimpijski na ostatnich i wszystkich poprzednich Igrzyskach Olimpijskich, które miały dotąd miejsce.

 

Rozmowa z prezesem była formalnością. Na 99,9% wiedziałem, że to ja nim zostanę, nie kto inny. Mimo tego ta zasiana w moim umyśle nuta niepewności rozrosła się do rozmiarów co najmniej całego zbioru kompozycji twórczości Fryderyka Chopina, które spisał i pozostawił w pamiątce całej ludzkości. Odetchnąłem dopiero po wyjściu z gabinetu. To wszystko działo się jak w Matrixie. Kopia dokumentu, którą trzymałem w dłoniach wmawiała mi jednak coś innego. 23 czerwca 2009, 25-latek ze Śląska, absolwent Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach, właściciel tytułów UEFA i UEFA Pro Licence staje się szkoleniowcem jednej z najbardziej uznanych i znanych w piłkarskim światku polskich firm. Witaj Alejo Piłsudskiego, witajcie Łódzcy kibice! Marcin Chybiorz, vel citko nadchodzi! :wszystkozle:

 

 

FM 2010, 1.0

Ligi: Angielskie (1-6), Francja (1), Grecja (1-2), Hiszpania (1), Holandia (1), Niemcy (1), Polska (1-2), Rosja (1-2), Turcja (1-3), Włochy (1).

Baza danych: duża

Przybliżona ilość piłkarzy: 51.000

Wydajność komputera/przybliżona szybkość rozgrywki: 0,5/5 (o zgrozo!)

Zasady: własne (tak, żadne HC - wszak jestem mięczakiem)

Odnośnik do komentarza

Pierwszy dzień pracy rozpocząłem od kawy i ciastka w sali konferencyjnej łódzkiego klubu, w doborowym gronie wszystkich kierowników, działaczy i sztabu szkoleniowego. Spotkanie umilił swoją obecnością Zbigniew Boniek, którego znałem dotąd z nielicznych wykładów, które gościnnie zgodził się poprowadzić przy ulicy Mikołowskiej za czasów, gdy byłem jeszcze studentem. Później przyszło mi zapoznać się z piłkarzami, których miałem do dyspozycji na zbliżający się sezon ligowy i obejrzeć sparing w ich wykonaniu z drużyną Młodej Ekstraklasy. Owy sparing dał mi do zrozumienia, że zespół posiadam mocny, czasem jednak brakuje osoby, która pokierowałaby tym wszystkim i zagrzała do walki. O ile w niedalekiej przyszłości tę funkcję będę sprawował ja sam (No co? Czasem lubię sobie pokrzyczeć?), to o tyle również i na boisku przydałby się taki piłkarz. Kapitan? Dobrze gdyby był pomocnikiem, a już najlepiej środkowym rozgrywającym. Ale kto nim zostanie, zadecyduję jeszcze przed rozegraniem pierwszego ligowego spotkania, a do tego czasu jest jeszcze ponad miesiąc na zastanowienie. Co do rozstrzygnięcia stanu spotkania, to może kwestia mało ważna. Oczywiście wygrał pierwszy zespół w stosunku bramkowym 3:0.

 

 

Późnym popołudniem dałem się zaprosić na kolację Piotrowi Stokowcowi (37, Polska; Asystent; Regionalna), który wraz z Marcinem Węgrowskim (30, Polska; Asystent; Regionalna) pełnili w klubie role moich asystentów. O 12 lat starszego ode mnie mężczyznę kojarzyłem dotąd z boiska, a dokładnie z występów w Polonii Warszawa. Wymiana poglądów tyczyła się głównie najważniejszych aspektów funkcjonowania klubu. To, o czym wygłaszał Stokowiec w przytulnej restauracji "Cud Miód" na Sobolowej brzmiało równie dobrze jak sam pieczony schab z ziemniakami, który zamówiliśmy. Jak zdążył mnie zapewnić — smak zwycięstw z Widzewem będzie jeszcze wyborniejszy aniżeli ten, którym rozkoszowaliśmy się, jedząc kolację.

 

 

Wieczorem, w zaciszu swojego własnego mieszkania, czym prędzej wklikałem w okno przeglądarki stronę serwisu 90minut, który od zawsze był dla mnie największym bankiem informacji z piłkarskiego światka. Artykuł o treści: "Czerwony smok z nowym szkoleniowcem na pokładzie" wyróżniony był nawet niebieskim kolorem, zwiastując ważne wydarzenie w świecie futbolu, a przy tym osadzony na stronie głównej na dłużej, aż do kolejnego równie ważnego wydarzenia, który go niebawem, z całą pewnością, zastąpi:

 

Czerwony smok z nowym szkoleniowcem na pokładzie.

 

25-letni szkoleniowiec, Absolwent Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach, będący swego czasu na stażach w Manchesterze United czy Newcastle United, wyłączony spoza układu korupcyjnego, Marcin Chybiorz, został nowym szkoleniowcem łódzkiego Widzewa — poinformował na oficjalnej stronie łódzkiego klubu Dyrektor generalny, Marek Zub.

 

Marcin Chybiorz zastąpił na pozycji trenera dotychczasowego szkoleniowca — Pawła Janasa, który piastował tę pozycję od 12 stycznia bieżącego roku, ale na wskutek nieporozumień w sprawie swojego nowego kontraktu, ostatecznie zrezygnował z tej funkcji.

 

— Wolny umysł, zdrowa i świeża myśl taktyczna, a także młody wiek szkoleniowca, to cechy, które mam nadzieję wspomogą naszą drużynę w walce o Ekstraklasę — podkreślił prezes klubu, Sylwester Cacek. — Posiadamy jeden z najmłodszych składów w całej lidze, także bez obaw porozumiałem się z Chybiorzem, będącym niewiele starszym od większości zawodników, w sprawie 2-letniego kontraktu, który podpisaliśmy. Wierzę, że taki trener szybko, jeszcze przed rozpoczęciem nowego sezonu, znajdzie wspólny język z piłkarzami, a współpraca będzie układała się co najmniej na poziomie wzorowym — podsumował na końcu.

 

W podobnym tonie wypowiedział się także Marcin Robak, czołowy napastnik łódzkiego klubu:

 

— Jeśli chodzi o mnie, to z wyboru obecnego szkoleniowca jestem zadowolony. Nie potrzebujemy mentora, który zarobił na swą markę pracą z przeszłości, czy to jako trener reprezentacji Polski, czy też samą grą dla niej, jak chociażby ostatni nasz opiekun — Paweł Janas. Dopóki w sferę nie wchodzą pieniądze, wszystko jest dobrze. Wierzę, że dla nowego trenera nie liczy się stan osobistego portfela, a dobro klubu. W obecnych czasach piłka nożna stała się tak komercyjną dziedziną sportu, iż niektóre osoby o tym chyba zapomniały. Jednym słowem, cieszę się z tego wyboru.

 

 

 

źródło: widzew.lodz.pl

---------------------------------------------

KSM - 23 czerwca 2009, 13:00:15 - 85.134.171.79

Mam nadzieję, że będzie to jedna z lepszych decyzji zarządu w ostatnim czasie.

 

Raków - 23 czerwca 2009, 13:14:10 - s90.strefa.com (10.1.0.155)

Pozdrowienia z Częstochowy!

 

Zykysy - 23 czerwca 2009, 13:38:03 - xdsl.108.c87.petrotel.pl

Życzymy powodzenia na nowej drodze zycia, panie TRENERZE!

 

antropoid - 23 czerwca 2009, 13:50:29 - cfv113.neoplus.adsl.tpnet.pl

Mam nadzieje, ze pierwszym sukcesem chybiorza bedzie awans do ekstraklasy i to jeszcze w biezacym sezonie!

 

znawca - 23 czerwca 2009, 13:53:29 - 87-205-40-247.adsl.inetia.pl

FORZA WIDZEW!

 

Lala - 23 czerwca 2009, 14:20:38 - 77-253-187-145.adsl.inetia.pl

jush niE MiĘli koGO wybratsH na TRENEIro ;/

 

Legionista - 23 czerwca 2009, 15:04:43 - abuj253.neoplus.adsl.tpnet.pl

I tak nie awansujecie!

 

krk - tv69 - 23 czerwca 2009, 17:04:26 - apn-77-115-155-3.dynamic.gprs.plus.pl

To koniec piłki w Łodzi. Chyba, że SMS awansuje, hehe. pozdro z krakowa/!

 

adam - 23 czerwca 2009, 19:06:40 - c-68-80-59-195.hsd1.pa.comcast.net

kolejny bezsensowny "WYNALAZEK" prost z Akademii zielonego grona Ludków Leśnych polskiego pzpnu! I jeszcze mają czelność pisać że niby spoza układu. pfff... ŻENADA!

 

z daleko - 23 czerwca 2009, 29:09:37 - cua212.internetdsl.tpnet.pl

Heh, to chyba najmłodszy trener w historii polskiego futbolu, trenujący drużynę z ekstraklasy? Jak on sie będzie zwracać do Bieniuka albo Budki? Prosze Pana?

 

widzewiak - 23 czerwca 2009, 20:10:21 - nat.netcity.pl

Oczywiście, że po imieniu noobie. Widzew to nie Legia, gdzie wszyscy okazują dla siebie takie grzeczności, że az żal w dupe ściska.

 

wawus - 23 czerwca 2009, 20:12:13 - bnt136.neoplus.adsl.tpnet.pl

Nie ma bata. Z obecną kadrą to nawet nie znający się na futbolu człek musi awansować. Choć spodziewam się ostrej rywalizacji z Górnikiem zabrze i pogonią szczecin. Mimo wszystko, powodzenia panie Chybiorż.

 

sasa - 23 czerwca 2009, 20:14:21 - chello089079206068.chello.pl

Powodzenia!

 

Ania z zadupia - 23 czerwca 2009, 20:15:23 - 77-253-90-229.adsl.inetia.pl

<3 :*

 

Antek ze wsi - 23 czerwca 2009, 20:46:40 - nowa161.susi.pl (193.142.115.173)

Nie ma trenera lepszego od chybiorza naszego! Tylko RTS!

 

1910 - 23 czerwca 2009, 21:22:05 - aelk13.neoplus.adsl.tpnet.pl

Wyczarujesz nam szczęscie? Powodzenia

 

fenomen - 23 czerwca 2009, 21:24:25 - ppp.ipartner.com.pl

A ja wam mówię, że to będzie jeden z najlepszych trenerów z Polski wszech czasów

 

 

Wyżej znalazłem również wzmiankę odnośnie rozegranego dzisiaj sparingu:

 

23 czerwca 2009, 16:00 - Łódź

Widzew Łódź 3-0 Widzew Łódź (ME)

Piech 16, Budka 24, Robak 45

 

Widzew: Maciej Mielcarz (46. Bartosz Fabiniak) - Daniel Bozhkov, Wojciech Szymanek (74. Jakub Kisiel), Jarosław Bieniuk (74. Ugochukwu Ukach), Łukasz Broź (74. Michał Żółkowski) - Adrian Budka (74. Krzysztof Ostrowski), Piotr Kuklis (46. Mindaugas Panka), Łukasz Juszkiewicz (74. Dejan Miloseski), Piotr Grzelczak (46. Dudu Paraiba) - Arkadiusz Piech, Marcin Robak (74. Przemysław Oziębała).

 

Widzew (ME): Przemysław Smoliński (63. Tomasz Kłak) - Łukasz Maciejewski, Łukasz Cieślak, Wojciech Wilczek (58. Łukasz Misztal), Mirosław Pawłowski (46. Tomasz Strzałkowski) - Jarosław Pydych (58. Piotr Wieczorek), Marcin Michałowski, Piotr Czajka, Robert Kowalczyk - Łukasz Krzeciesa (69. Zbigniew Strejlau), Damian Knera.

 

W meczu sparingowym rozegranym przy Alei Piłsudskiego w Łodzi Widzew Łódź pokonał swoją ekipę z Młodej Ekstraklasy wynikiem 3:0.

 

 

źródło: widzew.lodz.pl

------------------------------------------------

 

Norek - 23 czerwca 2009, 17:58:55 - 093105135246.kielce.vectranet.pl

szybko!!

 

marco - 23 czerwca 2009, 17:58:57 - aahx87.neoplus.adsl.tpnet.pl

Brawo Widzew ;D

 

racov - 23 czerwca 2009, 18:29:00 - 4.mas.abpl.pl

aaaaaa, cóż za fenomenalne zwycięstwo. to prawie jak zdobycia pucharu świata

 

ss20s - 23 czerwca 2009, 19:00:04 - dynamic-87-105-237-2.ssp.dialog.net.pl

Porażka łódzkiego widzewa pod każdą postacią, zawsze poprawia mi nastrój

Pozdrowienia z mojego domu :)

 

;) - 23 czerwca 2009, 19:59:05 - host160.osemka.net.pl

Win ;)

 

korpol - 23 czerwca 2009, 20:19:08 - ip-83-147-168-98.crk.metro.digiweb.ie

szybko

 

. - 23 czerwca 2009, 20:59:33 - 244.153.246.94.artcom.pl

ja jeszcze ogladam :D

 

 

Przy okazji zagościłem również na CMF-ie, gdzie wśród wielu prześmiewczych opinii kibiców Warszawy i userów, którzy spoglądali na mnie pod pryzmatem jakiegoś odludka, były też przychylne głosy tych, którzy od zawsze na forum darzyli mnie sympatią. Mowa tu w dużej mierze o całym gronie moderatorów, którzy przez te kilka lat mojej działalności na forum byli mi jak bracia i zawsze służyli pomocą, gdy jej potrzebowałem. Mowa również o tych, którzy licznie komentowali moje opowiadania w jednym z działów, dzięki którym mobilizowałem się do jeszcze bardziej wytężonej i ciężkiej pracy, która przyczyniła się do zagoszczenia przez ostatnie z moich opowiadań o Widzewie do wymarzonego HoF-u... :czarodziej:

Odnośnik do komentarza

Obudziłem się o świcie, gdy poranne słońce dopiero rozpoczynało swą codzienną wędrówkę po nieboskłonie. Dla pewności, iż wydarzenia, które miały miejsce tuż przed udaniem się na spoczynek były prawdziwe, sięgnąłem po umowę leżącą na stoliku, tuż przy łóżku. Jak czarny na białym uświadomiłem sobie, że 21 tysięcy złotych miesięcznie to kwota przerażająco wysoka, o której wcześniej mogłem sobie tylko i wyłącznie pomarzyć. Wizja budowy domu, posadzenia drzewa i założenia rodziny, która przewinęła mi się w tej chwili przez myśl, w sposób doraźny uświadomiła mi także, że na gwałt brakuje mi tego ostatniego. I być może nie byłaby to aż tak przerażająca i zasmucająca me oblicze wizja, gdyby nie to, iż pamięć sięgnęła w tym momencie do wydarzeń z przeszłości, które na dobre pozostawiły niezmazywalne już do końca tego świata blizny. Taki ból może pozostawić tylko Ona i ta cholerna niespełniona miłość, w której trwam aż po dziś dzień.

Mimowolnie sięgnąłem za telefon i wybiłem znany mi na pamięć numer. Chyba pozostanie mi jeszcze wyrzucić trochę banknotów na sesje terapeutyczne, dzięki którym stałem się tym, kim się stałem.

 

A w tle, z głośników mojego skromnego mieszkania, wylewały się na podobieństwo ronionych z moich oczodołów łez, słowa Seweryna Krajewskiego z utworu "Kto kochał raz"...

 

I było zimno. Przeraźliwie zimno.

Odnośnik do komentarza

Dzięki wszystkim, czasem się staram :)

 

Wenger, ona lubi tylko gryźć, a ja chcę mieć wszystko na swoim miejscu i to w całości! ;P

 

 

 

 

Zegar ścienny wybił dokładnie piątą rano, gdy moje oczy powoli zaczynały przyzwyczajać się do schowanego za roletą słońca, budzącego Łódź do życia. Leżałem na wznak, dokładnie rozciągając wszystkie zastygłe przez noc mięśnie, uważając przy tym, by powoli osuwająca się z mego ciała pościel nie wywołała wstrząsu endotermicznego panującą wokół, niską temperaturą. Przy wyciąganiu się z łóżka, trzeba było jeszcze uważać, by czasem nie wstać na gołej posadzce lewą nogą i można było śmiało rozpoczynać kolejny dzień. Czy dzienne wstawanie z łóżka musi być aż tak uciążliwe dla każdego managera piłkarskiego?

 

Poranna kawa z każdą chwilą dodawała sil witalnych, a przy tym odsłaniała zasłonięte grubymi kotarami fragmenty pamięci zajęte sprawami, którymi miałem się dzisiaj zająć. Na pierwszy ogień, oczywiście wybijało się śniadanie, bez którego nie zwykłem rozpoczynać żadnego dnia mojego życia, ale mając do dyspozycji jeszcze ponad dwie godziny czasu do pierwszego poważnego zajęcia, jakim była zarezerwowana przeze mnie przed paroma dniami wizyta u psychologa, mogłem zrobić jeszcze coś dla ducha i ciała — a mianowicie — pobiegać sobie.

 

Półgodzinny jogging w parku zwieńczony zakupem świeżego pieczywa w sklepiku na osiedlu, w którym mieszkałem, szybki prysznic i śniadanie tak naprawdę tylko zaostrzyły apetyt na spędzenie tego dnia tak, by wieczorem położyć się bezwładnie na łóżku i po prostu zasnąć całkowicie wyczerpanym. Godzinna wizyta w sieci, która pozwoliła na wertowanie każdej ze stron o tematyce piłki nożnej, która mnie interesowała, zaginała moją świadomość czasoprzestrzeni lepiej, aniżeli twój stary w licznie osadzonych na portalach społecznościowych komentarzach internautów, który robi to ponoć najlepiej ze wszystkich. Standardowo lektura artykułu na 90minut, dotycząca występu moich podopiecznych w ostatnim sparingu

 

27 czerwca 2009, 15:00 - Preszów

Tataran Preszów 2-2 Widzew Łódź

P.Horvat 42, M.Lojdl 88 - M.Robak 87, K.Ostrowski 89

 

Widzew: Maciej Mielcarz - Daniel Bozhkov (46. Łukasz Broź), Ugochukwu Ukah, Sebastian Madera, Michał Żółtowski - Darvydas Sernas, Łukasz Juszkiewicz (46. Michał Zwoliński), Dejan Miloseski, Krzysztof Ostrowski - Marcin Robak, Przemysław Oziębała (46. Arkadiusz Piech).

 

W meczu sparingowym rozegranym na stadionie Tatrana w Koszycach Widzew Łódź zremisował 2:2 z występującym w pierwszej lidze słowackiej Tatranem Preszów.

 

 

Źródło: widzew.lodz.pl

———————————————————————————————————————————————————————

 

pezet - 27 czerwca 2009, 18:14:47 - ejz162.internetdsl.tpnet.pl

To chyba dobry wynik, zważywszy na to, że Preszów gra w pierwszej dywizji naszych południowych sąsiadów?

 

Adam - 27 czerwca 2009, 18:53:19 - aekq21.neoplus.adsl.tpnet.pl

Dobrze,ze teraz Widzew chociaż remis,bo jak pzyjdzie mu grać o punkty w lidze, to beda same porazki xD

 

1906 - 27 czerwca 2009, 19:24:17 - 149.156.223.92

Pięknie Widzew, jeden punkt na najtrudniejszym terenie to jest coś! haha

 

Widzewiak - 27 czerwca 2009, 19:27:08 - host-n1-101-57.telpol.net.pl

Piękna Końcówka nasza! Widzewa czeka EKSTRAKLASA!

 

antropoid - 27 czerwca 2009, 19:49:05 - cfo66.neoplus.adsl.tpnet.pl

Ktoś oglądał walkę Andrewa z Adamkiem? Preszów zagrał dziś jak Gołota, tylko sędziowie ustawili, hehe.

 

cygul99 - 27 czerwca 2009, 20:15:10 - pD951A2B9.dip0.t-ipconnect.de

Uwazam, ze to względnie dobry wynik, bo sam Tataran to jest na moje oko na poziomie naszej rodzimej ekstraklasy

 

ełkaesiak - 27 czerwca 2009, 20:36:04 - staticline12584.toya.net.pl

A już właściwie wszyscy mówili że Widzew w tym sparu wygra bezpardonowo, a tu taka mała niespodzianka :)

 

piszczel - 27 czerwca 2009, 20:40...

(...)

 

i możemy zbierać się na miasto.

 

 

Gabinet pani psycholog (a co myśleliście, że pana? Pff...) mieścił się na ulicy Sądeckiej i usytuowany był wraz z gabinetem odnowy biologicznej w niewielkim budynku, najprawdopodobniej kiedyś służącym jako biuro jednej z licznie prosperujących w Łodzi firm. Była to moja dziesiąta wizyta w tym miejscu, a prowadzącą terapię Jolantę Żuławską, która swoją drogą, winna raczej ukazywać swoje walory na wybiegach dla modelek, aniżeli krępować swoje ciało pod fasonem psycholożki, znałem naprawdę bardzo dobrze, i to nie tylko na linii pacjent-psycholog. Mimo prawie czterdziestki na karku, prezentowała się naprawdę okazale i niejednemu młodzieńcowi mogłaby jeszcze zawrócić w głowie. Kruczoczarne, kręcone włosy okalające śliczną twarz i pełne zaufania, niebieskie oczy dawały jej w swym fachu przewagę nad innymi. Nie było bowiem takiego ludzkiego serca, szczególnie wśród panów, którego nie potrafiłaby ukłuć swoją delikatnością i wrażliwością, wzbudzając przy tym zaufanie na miarę Papieża Polaka.

 

Siedziałem, można powiedzieć leżąc na diabelsko wygodnym fotelu, przypominającym raczej łóżko z filmów science-fiction, i opowiadałem o swoich boleściach serca osobie, która siedziała naprzeciwko mnie. Jako fachowiec w fachu, który piastowała, oczekiwałem od niej gruntownej pomocy w rozwiązaniu moich problemów i na ogół po każdej z wizyt czułem się mentalnie silniejszy. Jolanta doskonale wczuwała się nie tylko w rolę osoby, która chciała mi pomóc, ale także, będąc niejako powierniczką mojego serca, pomagała mi się otworzyć na ludzi. Praca psychologa nie polega na dawaniu drugiej osobie porad, raczej na analizie problemów i wysuwaniu najlepszych, możliwych rozwiązań, które nastrajają do dalszej walki na ścieżce życia.

 

Jesteś specyficznym przypadkiem, którego nie potrafię do końca ogarnąć — oznajmiła Jolanta, wybijając miarowymi uderzeniami naostrzonego ołówka o stół rytm najpopularniejszej śpiewki polskich kibiców na meczu reprezentacji "Polska-Polska". Słuchałem jej jak divy, która niczym wróżka z nieba przyleciała do mnie ze swą magiczną różdżką, w celu natychmiastowego uzdrowienia, którego miałem doświadczyć. Im dłużej jednak ta sesja trwała, tym częściej i dosadniej uświadamiałem sobie, że żadna magia nie jest mi w stanie pomóc. Szczególnie, jeśli jest to już jubileuszowa wizyta w tym miejscu. Moje przemyślenia przerwane zostały w momencie, gdy nieoczekiwanie schyliła się ku mnie i delikatnym muśnięciem ust dała do zrozumienia, że na świecie są też inne kobiety.

 

Gdybym, być może, pozamieniał się na łby ze swoim przyrodzeniem, popadłbym czym prędzej w falę ekscytacji i towarzyszącej jej konieczności wyładowania swych emocji, w postaci znanej biologom formy przekazywania życia, w której z kwiatka rodzi się kolejny kwiatek. Rozum dawkował jednakże duże ilości środka uspokajającego, jakby posiadając w swym wnętrzu całą saszetkę Deprimu, i nic takiego nie miało miejsca.

 

Przepraszam, nie powinnam — ozwała się i w przepraszającym geście oraz zakrywającą swe usta ręką oddaliła się ode mnie, jakby chcąc w ten sposób zrzucić z siebie winę za to, co się wydarzyło. Chociaż — z drugiej strony — nie było przecież za co przepraszać?

 

Milczałem, spoglądając na jej zarumienioną twarz. To bardziej pacjent musi wpierw przełamać barierę, tudzież góry lodowe swej wstydliwości, nim z każdą kolejną sesją przyjdzie mu uchylać rąbka tajemnicy swego życia. Tymczasem to Jolanta dała się przyłapać na swej słabości, a to w jej fachu jest chyba niedopuszczalne, bo w grę wchodzi przecież etyka zawodowa, która jej na to nie pozwala.

 

Kiedy następna sesja? — zapytałem, czując, że wizyta zmierza ku końcowi i pora na albo zaczerpnięcie świeżego powietrza, albo ewentualnie kolejnego, zdesperowanego pacjenta, którego wizyty oczekuje.

 

Nie będzie następnej sesji, Marcinie — wzburzyła się. — Nie jestem w stanie Ci pomóc. Jesteś dla mnie beznadziejnym przypadkiem! — Ostatnią kwestię wypowiedziała tonem małej dziewczynki, której ktoś zakosił odpustowego lizaka, po czym odgarniając kosmyk włosów ze swojego policzka, wyszła ze swojego gabinetu.

 

 

Pozostawiony sam losowi wyszedłem z pomieszczenia, a po dwudziestu sekundach byłem już na ulicy. Społeczności mieszkańców miasta byłem jeszcze całkowicie obojętny. Nie znali mnie w ten sam sposób, w jaki ja nie znałem ich. I było mi z tym dobrze. Dzień zrobił się jeszcze piękniejszy i pogodniejszy. Ciepły, lecz silny wiatr igrał nad wschodnią stroną Łodzi pasmami światła i cienia, przyprawiając dość licznie zgromadzone na niebie chmury o różnorakie kształty. Skręciłem w lewo nie dlatego, bym zamierzał odwiedzić jeszcze park, lecz żeby mieć wiatr w plecy. Okoliczny kiosk przyprawił o możliwość zakupienia biletu autobusowego, którym zamierzałem dostać się do dzielnicy Widzew. Kilka drobnych monet rzuconych na blat, uśmiech pani kioskarki i serdeczne "proszę bardzo" wychodzące z jej ust, wprawiło mnie w dobry nastrój. Świat nie jest taki zły — pomyślałem sobie, a na skrzydłach tej myśli przeleciała następna: czasami jednak dokonujemy błędnego wyboru, poprzez to z kolei cierpimy.

Joli natomiast zaczynałem być już nie tylko całkiem nieobojętny jako pacjent, ale również, najprawdopodobniej, jako jednostka. I tym bardziej rozumiałem jej decyzję, im takie spoufalanie się z pacjentem mogło oznaczać w razie wpadki koniec kariery, w której przecież świetnie się odnajdywała.

 

Pół godziny później zbliżałem się do budynku klubowego, w którym miałem rozpocząć już czwarty dzień swojej managerskiej pracy. Pracy, która była dla mnie swoistym schronieniem przed pułapkami, które stawiało na mej drodze osobiste życie.

Odnośnik do komentarza

A ja wyszperałem na kibicowskim forum taki wpis:

 

autor: ~anonim, 2009-06-29, 21:59.46

He He wzięli se jakiegos rzułtodzioba Chybiorza. Kto to jest? Wydoji ich z kasy i wruci do tego swojgeo Zabłocia. W Łodzi żondzi ŁKS!

:keke:

Kurde, ostro mi pojechał ten anonim, a ja mam słabą psychikę. Koniec opka :keke:

Odnośnik do komentarza
  • 5 tygodni później...

Moja aklimatyzacja w klubie przy Alei Piłsudskiego przebiegała w przyzwoity — jeśli nie napisać — wzorowy wręcz sposób. Zaledwie tydzień pracy i najpopularniejszy z łódzkich klubów piłkarskich wrósł mi w serce na podobieństwo korzeni drzewa wrastających w ziemię. Współpraca z ludźmi związanych z Widzewem stanowiła żywą symbiozę jak w świecie roślin. Może i byłem młodym drzewem posadzonym w lesie starych "wyjadaczy", ale za to mój upór w dążeniu do celu wraz z ambicją i pracowitością skazywały mnie na szybkie i owocne dojrzewanie. Wspomniany tydzień wystarczył, abym z przebojem wdarł się i poznał tajniki funkcjonowania klubu, zrównał się z zarządem, radą nadzorczą i sztabem szkoleniowym oraz znalazł wspólny język z moimi podopiecznymi. Wszystkich oceniam bardzo wysoko, nie bojąc się użyć słów "profesjonaliści" w swoim fachu. Gorzej wyglądała sytuacja z kibicami, którzy patrzyli na mnie pod pryzmatem młodego, nieopierzonego gnojka ze Śląska, któremu daleko jest do tego, by odpowiednio zadbać o dobro klubu i pierwszym, co zostało mi przez nich wypaczone, to 21 tysięcy złotych miesięcznego wynagrodzenia, które miast na rzecz klubu, zasili mój prywatny portfel. Moja riposta na tak zadane zarzuty zawiązana była do słów, iż rozpoczynając pracę z Widzewem, mam zamiar kontynuować jego historyczne, świetlane tradycje, a pierwszym celem, który sobie wymierzam w ciągu dwóch lat, w czasie których związany będę z klubem na warunkach umowy, którą podpisałem, to awans w poczet drużyn ekstraklasowych i zajęcie bezpiecznego miejsca już po awansie. Pomóc mi w tym mieli, oprócz wspomnianych wcześniej asystentów: Piotra Stokowca i Macieja Węglewskiego, trenerzy: Radosław Kaciczak (31, Polska; Trener | Krajowa), który skupi się nad defensywną motoryką piłkarzy, oraz Andrzej Krzyształowicz (38, Polska; Trener bramkarzy | K), który po odejściu Józefa Młynarczyka weźmie w opiekę naszych bramkarzy. Pierwszy przybył do klubu niewiele przed moim pojawieniem się, szkoląc wcześniej drużyny z niższych klas rozgrywkowych łódzkiego podokręgu piłki nożnej, a drugi, którego sylwetki nie trzeba chyba przedstawiać, po zakończeniu kariery piłkarskiej zaliczył drobne epizody w Górniku Łęczna i Koronie Kielce, gdzie również sprawował rolę trenera bramkarzy. Z Andrzejem zresztą, mieliśmy sobie wiele do powiedzenia, albowiem jak przystało na człowieka urodzonego na Podbeskidziu, łączyło nas nie tylko nasze pochodzenie, ale także klub piłkarski, w którym zarówno ja, jak i on zaliczyliśmy swoje pięć minut. W BKS-ie Bielsko-Biała Andrzej rozpoczynał swoją karierę piłkarską, gdzie grywał regularnie do 1996 roku, natomiast ja wypożyczony tam zostałem jeszcze za czasów juniora, w 2000 roku, na okres jednego sezonu.

Czy planuję jakieś wzmocnienia na stanowisko trenera odpowiedzialnego za szkolenie naszych piłkarzy? Nie ukrywam, że przeglądając listę sztabów szkoleniowych drużyn ekstraklasowych, nie trudno było zauważyć, że znajdujemy się daleko od standardów, choć, jak na pierwszą ligę przystało, nie mamy się czego wstydzić, niemal przewodząc w liczebności w tej statystyce. Niemniej jednak, w mojej prywatnej ocenie, znajdujemy się bliżej Ekstraklasy aniżeli ligi, w której obecnie występujemy, także w najbliższym czasie można się spodziewać ewentualnych wzmocnień właśnie na tym polu.

 

Nie mamy się za to, za co wstydzić, jeśli chodzi o liczbę klubowych medyków, których posiadamy aż czterech i prędzej rozważałbym opcję redukcji, aniżeli zatrudniania kogokolwiek jeszcze. Koordynatorem sztabu medycznego jest Marcin Domżalski (46, Polska; Fizjoterapeuta | K), działający w Widzewie już od dobrych kilku lat, uważany za jednego z wybitniejszych ortopedów w kraju i mam nadzieję, że nie zostanę oskarżony o kryptoreklamę, jeśli powiem, iż prywatnie można się do niego zgłosić w Poradni Urazowo-Ortopedycznej na ulicy Żeromskiego 52, gdzie można również spodziewać się fachowej opinii i w pełni profesjonalnego leczenia (szczegóły na PW, jeśli ktoś jest zainteresowany :D). Za specjalistę w dziedzinie odnowy biologicznej można za to uznać Wojciecha Waldę (58, Polska; Fizjoterapeuta | Regionalna), który posiada chyba nawet dłuższy staż w klubie aniżeli Domżalski, aczkolwiek w fachu nie będąc już aż tak dobrym, jak pierwszy z wymienionych. Rolę masażysty w klubie pełnią: Jerzy Mastalerz (47, Polska; Fizjoterapeuta | K), a także Marcin Kąkol (35, Polska; Fizjoterapeuta | K) i to chyba ten ostatni, jeśli przyjdzie co do czego, opuści swoje stanowisko.

 

Jako że piłka nożna jest dyscypliną, w której oprócz samych umiejętności czy warunków fizycznych ważna jest również sfera duchowa każdego sportowca, Widzew Łódź, jako profesjonalny klub piłkarski, zatrudnia także psychologa. Jest nim, pfu.. jest nią Pani Paulina Nowak (29, Polska; Psycholog | K), która chyba nie tylko ze względu na spore umiejętności w swoim fachu posiada także, dość powiedzieć, wykształcone warunki fizyczne, przez co jest jedną z najbardziej obleganych w klubie fachowców. Do Pani Pauliny "zaglądają" najczęściej Marcin Robak i Krzysiu Ostrowski, i już w pierwszym tygodniu mojego pobytu przy Alei Piłsudskiego musiałem obu niemal wyciągać za uszy, by zechcieli zaszczycić pozostałych kolegów swoją obecnością na treningach.

 

Jedną z kwestii, którą omawiałem z prezesem Sylwestrem Cackiem podczas podpisywania swojego kontraktu, były pieniądze, a dokładniej kwoty, których spodziewać się mogłem zarówno w sferze miesięcznych płac dla zawodników, jak również tych przeznaczonych na zakup nowych zawodników. Ponieważ nie planowaliśmy jakichś poważniejszych wzmocnień, uznając, iż obecna kadra pozwoli na bezproblemową dominację ligi, a przez to awans do Ekstraklasy, podwyższyliśmy budżet płacowy kosztem transferowego. W ten sposób naszym klubowym scoutom zakres pracy ograniczył się jedynie do poszukiwań piłkarzy, którzy dostępni są z wolnego transferu. A są nimi: Rafał Pawlak (39, Polska; Scout | Krajowa), można powiedzieć — ikona łódzkiego futbolu — a także Miłosz Stępiński (39, Polska; Scout | Lokalna), którego umiejętności mocno powątpiewam. Oprócz tego Rafał zobowiązany jest do składania raportów odnośnie wszystkich naszych przyszłych rywali, a Miłosz przygląda się całej lidze, wyrywkowo odwiedzając poszczególne miasta, konsumując sesje treningowe różnych drużyn.

Odnośnik do komentarza

Kolejny tydzień pracy w klubie, a przypadał on dokładnie we wtorek, rozpoczynał się od przygotowania do wieczornego, domowego sparingu ze słoweńskim, pierwszoligowym Interblockiem Ljubljana. Warunki pogodowe, jak na ostatni dzień czerwca, były zaprawdę wakacyjne: 22 stopni w cieniu, zero chmurek na niebie i zero wiatru, a była przecież dopiero dziewiąta rano! O tej właśnie godzinie rozpoczynaliśmy pierwszą z dwóch zaplanowanych na ten dzień sesji treningowych i po godzinnym bieganiu z piłką po boisku, postanowiłem nie przeciążać więcej zawodników, odsyłając wszystkich do swoich służbowych loków. Nie było sensu też planować jakichś wzmożonych ćwiczeń na drugiej z sesji, a mając na uwadze fakt, iż wieczorem i tak wszyscy spocą się podczas sparingu, zadzwoniłem do zaprzyjaźnionej z klubem pływalni "Delfin" i zarezerwowałem dwie godziny na potrzeby moich podopiecznych. Zabawa była przednia; 40-metrowa zjeżdżalnia dostarczająca tyleż radości, co zwykła, parkowa dla małego dziecka, pozwoliła po raz kolejny skrócić dystans dzielący mnie a zawodników, dzięki czemu nie tylko ich morale mogło wspiąć się do góry. Zdecydowanie jednak, najśmieszniejsza sytuacja miała miejsce w samym basenie, gdzie udający homoseksualnego pedofila Jarek Bieniuk próbował dobrać się do tyłka Mikołaja Zwolińskiego, któremu ściągnął nawet majtki. Dobrze, że wśród dwóch panów ratowników, którzy akurat pełnili swoje obowiązki, nie znalazł się taki, który utrzymywałby kontakty ze wścibskimi dziennikarzami, bo zapewne na drugi dzień opisani zostalibyśmy jako banda pedałów, a tak skończyło się jedynie na śmiechu, a co za tym idzie — solidnym treningu mięśni brzucha.

 

Aha... zapomniałbym. Nim przejdę do opisania, pokrótce, przebiegu spotkania z NK Interblock, muszę przywołać na wokandę klubową kilka nazwisk, których przyszłość leży w moich rękach. Za namową Rafała Pawlaka i Miłosza Stępińskiego ściągnęliśmy na testy piłkarzy, których umowy wygasły wraz z zakończeniem poprzedniego sezonu. A byli to: jedyny obcokrajowiec w tym gronie, wychowanek FC Metz, Francuz Arnaud Anastassowa (21, Francja; D/DMR | poprzednio Dundelange), Marcin Moryc (26, Polska; D RLC | Wisła Płock), Michał Trzeciakiewicz (25, Polska; DM, MC | Korona Kielce), Tomasz Sajdak (24, Polska; ST | Alki Larnaka [Cypr]), Remi Andreasik (23, Polska U-21: 1/0, AML | La Berrichonne), Wojciech Okińczyc (23, Polska; ST | Polonia Słubice), Marcin Ziatyk (22, Polska; ST | Kotwica Kołobrzeg), Adrian Gudewicz (22, Polska; D/DM/AMR), Mateusz Bigosiński (18, Polska; AML | KSZO Ostrowiec) oraz Krzysztof Papież (18, Polska; D/DMR | Górnik Zabrze).

 

Po remisie z Preszowem, pewnym było, iż tym razem z większą determinacją przywitamy Interblock, a własne ściany tylko dopomogą szczęściu. Goście ze Słowenii przystąpili do tego spotkania w bardzo defensywnym ustawieniu 5-3-2, co już na samym wstępie mogło zwiastować, że scenariusz potoczy się tak, jak to sobie zakładaliśmy. I faktycznie. Byliśmy zespołem, który wprost miażdżył w swej przewadze, jednakże aż piątka obrońców Interblocku, przy równie defensywnej postawie trzech ich środkowych pomocników, przyczyniła się do tego, iż pomimo aż 10 strzałów oddanych w pierwszej połowie, nie udało nam się wyjść na prowadzenie.

 

Druga połowa spotkanie nie zmieniła oblicza i pomimo jeszcze bardziej zaostrzonego apetytu na zdobycie bramki, sztuka ta pozostała dla nas nieosiągnięta. Mimo wszystko, kibice przyjęli remis z zadowoleniem, choć nie dało się ukryć, że przy tak ogromnej przewadze naszego zespołu, był to wynik niesprawiedliwy.

 

30.06.2009, Spotkanie Towarzyskie

Aleja Piłsudskiego, Łódź: 1938 kibiców

[POL] Widzew Łódź 0:0 Interblock [sLO]

Statystyki piłkarzy

Odnośnik do komentarza

net: lubię zaskakiwać ;)

Texas: no :)

 

 

Predyspozycje seksualne Bieniuka nabierały coraz to bardziej złowieszczego wyrazu: tu przypadkowe poszczypywanie po tyłku Robaka, tam upozorowany upadek na niegrzeszącego wzrostem Trzeciakiewicza z bliskim kontaktem ust obu piłkarzy. Wszystko w ramach porannych i wieczornych zajęć na treningach. Ja rozumiem raz czy dwa razy w ciągu tygodnia. Ale że dziesięć razy podczas jednej sesji? 0_o To przecież dziwne, bo mając w obwodzie taką wybrankę serca, jaką jest Anna Przybylska, nie myśli się chyba o niczym innym, jak o swawolach w rodzinnych pieleszach? Na wszelki wypadek, na wyjazd do czeskiego Trzyńca 2 lipca, gdzie będziemy nocować z czwartku na piątek (zagramy sparing z tamtejszym II-ligowcem), zaopatrzę się w korek i zamknę drzwi na podwójny zamek na noc :)

 

O ile wyniki dwóch sparingów, które dotąd rozegraliśmy, mogły budzić lekki niedosyt, to o tyle moje pierwsze ruchy na rynku transferowym, aż wypalały piętno zachwytu na mojej dumie. Zdumiewająco szybko otrzymałem zielone światło od Rafała Ulatowskiego na moje dyskretne zapytanie o wypożyczenie Patryka Rachwała (28, Polska: 3A/0; DM, MRC) z bełchatowskiego GKS-u. Mało tego; sam zawodnik przejawiał chęci do natychmiastowej zmiany klimatu, a ten widzewski był, jak sam określił, panaceum na wszelkie jego dotychczasowe bolączki, toteż potrzebowaliśmy zaledwie tylko jednego dnia, by dogadać szczegóły i podpisać promesę kontraktową, która gwarantowała nam jego występy w naszym klubie. Roczne wypożyczenie kosztować nas będzie jedynie 50% utrzymanie pensji, jaką otrzymywał w Bełchatowie, choć, nie ukrywam, nie jest to kwota skromna, albowiem Rachwał jest jednym z lepiej opłacanych zawodników w całej naszej rodzimej lidze.

 

Migracja kilku zawodników do klubu w formie testów, którzy przybyli do nas, by powalczyć o nominalne podpisanie kontraktu, nie obeszła się bez zainteresowania mediów i obserwatorów innych drużyn. Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że przebywający u nas Francuz Arnaud Anastassowa posiada również polskie obywatelstwo (jego matka jest Polką), a sprawujący opiekę nad młodzieżową reprezentacją naszego kraju — Andrzej Zamilski — jest zainteresowany jego występami z orzełkiem na piersi. Przy takim obrocie spraw, mając także świadomość, iż Arnaud może wyrosnąć na naprawdę dobrego zawodnika, nie marnowałem czasu i czym prędzej zaprosiłem go do swojego gabinetu. Łamanym polskim wynegocjował całkiem sporo — 16 tysięcy złotych miesięcznie — co jednak nie dziwiło mnie wcale, albowiem będąc w swoim ojczystym kraju, już na dobry początek, mógłby zażądać o wiele, wiele więcej. W klauzuli umowy ustaliliśmy także roczną podwyżkę zarobków w wysokości 10%, podwyżkę zarobków po awansie w wysokości 25%, a także — w przypadku ewentualnej wpadki — 25% redukcję zarobków na wypadek spadku do II ligi. Jednorazowy występ w oficjalnym meczu ligowym to premia 2 tysięcy złotych. Sama umowa wiąże go z naszym klubem na najbliższe trzy lata.

 

Podpisując kontrakt z Francuzem, nie pozostałem obojętny na ocenę umiejętności innego z zawodników, podsuniętą mi przez Rafała Pawlaka. Mając na uwadze fakt, iż w zespole posiadamy formalnie tylko jednego klasowego napastnika w osobie Marcina Robaka, a drugi z najbardziej perspektywicznych — Arkadiusz Piech — jest jedynie do nas wypożyczony z Polonii Świdnica, zdecydowałem zasiąść do stołu z Tomaszem Sajdakiem i negocjować warunki kontraktu. Rosły 24-latek z niejednego pieca chleb już jadł i miałem nadzieję, że to doświadczenie zaprocentuje, toteż 15 tysięcy miesięcznego wynagrodzenia, 1.900 złotych premii za występ, 350 złotych premii bramkowej wraz z 25% podwyżką/redukcją zarobków na wypadek awansu/spadku, przyjąłem ze względnym zadowoleniem. Reszta zawodników, która przebywa na testach, musi udowodnić swoją przydatność do gry w zespole przy okazji najbliższych meczów kontrolnych. Trzy transfery, a co za tym idzie, dość już nadszarpnięty budżet płacowy, wymusza na mnie konieczność podjęcia naprawdę przemyślanej decyzji.

Odnośnik do komentarza

Transfer Anastassowa, jeszcze nim wyruszyliśmy w podróż do Czech, wymusił na mnie zwołanie konferencji prasowej, a będąc przecież nową twarzą na polskim rynku szkoleniowców, nie mogłem się przecież narażać pismakom i dziennikarskim szujom. Przy tym wszystkim wymagano ode mnie grzeczności. Był to mój drugi tego typu sprawdzian - pierwszy odbył się na dzień po podpisaniu mojego kontraktu z klubem.

 

Panie Prezesie, znalazł się Pan dzisiaj, że się tak wyrażę, w doborowym towarzystwie dwóch młodych dżentelmenów reprezentujących dwie różne aspekty działalności sportowej Widzewa. Czy jest pan zadowolony z szybkości zmian, jakie mają miejsce w pańskim klubie? — Zaczął dziennikarz Niezależnego Ekspresu Sportowego, Michał Zalewski, a słowa skierował do prezesa, Sylwestra Cacka.

Szybkość zmian, jak to pan przed momentem sformułował, jest uwarunkowana przede wszystkim okresem, jaki nastąpił wraz z otwarciem letniego okienka transferowego wczoraj, jak również zbliżającą się wielkimi krokami inauguracją spotkań w I lidze. Zatrudnienie nowego szkoleniowca było niejako efektem zwolnienia pana Janasa, który nie wywiązywał się z powierzonych mu obowiązków do końca profesjonalnie, a to z kolei zmienia praktycznie wszystko. I to właśnie te wszystkie czynniki do jednego worka wrzucając, pociągają za sobą zmiany, które są przecież wpisane w życie.

Korzystając z okazji, iż żaden z zebranych na sali dziennikarzy nie podjął wyzwania, jakim było zadanie pytania do jednego z trójki zainteresowanych, w których się zresztą znajdowałem, Zalewski wymierzył Cackowi kolejne:

Co prawda konferencja z udziałem pana Marcina Chybiorza przedstawiająca go w świetle nowych obowiązków, których się podjął, obejmując funkcję szkoleniowca w Widzewie, miała miejsce przed paroma dniami, ale nadal owiane rąbkiem tajemnicy jest kilka aspektów związanych z działaniem na rynku transferowym. Kto decyduje o tym, jakie twarze pojawią się w łódzkim klubie, a które ewentualnie opuszczą Aleję Piłsudskiego? — Nim prezes odpowiedział na te pytanie, nalał sobie do plastikowego kubka wodę mineralną, zrobił kilka łyków, nie spiesząc się wcale a wcale.

Menadżer posiada wolną rękę w doborze swoich współpracowników, a także podopiecznych, jeśli jednak coś jest nie tak, Rada Nadzorcza wetuje jego decyzje i składa do ponownego, gruntownego rozpatrzenia. Oczywiście drugie weto to już decyzja ostateczna Rady Nadzorczej. Te reguły współpracy w decyzjach, jakimi są ruchy transferowe, spisane zostały już kilka lat wcześniej i są raczej tylko urzędowymi kruczkami na wypadek, gdyby pozycja menadżera znalazła się w niepowołanych rękach, której czyny świadczyłyby o negatywnym działaniu tej osoby na rzecz klubu. Trener Chybiorz to jednak świetny człowiek, i co podkreślę jeszcze raz - mający nasz klub głęboko w sercu - tak więc jego decyzje, niestety, ale dla tych z was, którzy przyszli tu tylko po to, by doszukiwać się nieprawidłowości w funkcjonowaniu klubu, muszą być bez zarzutu i takimi właśnie są.

Fala oburzenia rozeszła się miarowo wraz z dysonansem, którym zaprawione zostało każde z par uszu tych z dziennikarzy, którzy pojawili się z powodu, o którym wspomniał prezes.

Pytanie do trenera Chybiorza. — Młoda dziennikarka Dziennika Łódzkiego osaczyła mnie niezwykle delikatnym, acz pewnym głosem. — Obok pana siedzi dzisiaj nowy zawodnik. Jest pan zadowolony ze sprowadzenia go do Widzewa?

Popatrzyłem w oczy prezesa, chcąc w ten sposób odebrać część pewności siebie, którą niemal kipiał, rozpoczynając tym samym paplaninę. Trochę może bez sensu, ale zawsze było u mnie tak, że zanim coś powiedziałem, musiałem to najpierw przemyśleć. Tym razem nie było na to czasu.

To że Arnaud podpisał z nami 3-letni kontrakt, to tylko połowiczny sukces negocjacji, których jestem fundatorem. Przyznam jasno - gdyby nie Rafał Pawlak, który poznał się na jego talencie, Arnaud nie siedziałby obok mnie. Jestem więc jak najbardziej zadowolony.

Przygotowany na burzę pytań, pozwoliłem sobie ulżyć spragnione gardło wodą mineralną, nalewając ją do swojego kubka z tej samej butelki, z której robił to uprzednio prezes. Z tłumu wybałuszył się tęgi dziennikarzyna o piskliwym głosie:

Ten transfer może wywrzeć jakiś wpływ na resztę zespołu. Czy nie jest tak, iż skoro pan Anastassowa pochodzi z Francji, będzie czuć się w klubie niczym siódmy pępek świata? - Na to twierdzenie, znając język polski trochę lepiej, niż by można się tego spodziewać, Arnaud wykrzywił się w grymasie niezadowolenia, a czego nie byli w stanie zauważyć dziennikarze - zacisnął również swoją pięść, odpoczywającą dotąd na kolanie.

 

Może i byłem spokojnym człowiekiem, a przed konferencją powiedziałem sobie jasno: żadnych podniosłych emocji, a tylko uprzejma pasywność i rzeczowość. Tego dnia serce jakimś sposobem wstrzyknęło kilka kropli adrenaliny w ślinę.

Jest pan co najmniej śmieszny. Następne pytanie!

Nieco zmieszany ekspresywnością mojej wypowiedzi, grubas znikł w gąszczu kolejnych rąk, unoszących się do góry niczym drzewa w lesie. Wyznaczyłem kolejną osobę do zadania pytania.

Jednym ze sposobów na wprowadzenie się nowego zawodnika do zespołu jest dobra gra w meczach o dużą stawkę. Czy wierzy pan, że Anastassowa nie spali się w ważnych spotkaniach o stawkę?

Moja riposta była dość cięta:

Czy mam panu przypomnieć jakiego klubu wychowankiem jest Anastassowa? Prawie żaden piłkarz występujący w naszym klubie nie miał do czynienia z piłką pokroju tej z Ligue 1. W tym przypadku doświadczenie nabrane z młodości spędzonej na podwórkach francuskiej ekstraklasy, tylko i wyłącznie zaprocentuje w naszej I lidze.

Do głosu przebił się Zalewski. I było to pierwsze jego pytanie skierowane do mnie.

Czy uważa pan, że ta zmiana przyniesie zespołowi długofalową korzyść?

Dopóki Arnaud ma z nami podpisany kontrakt, dopóty takie korzyści będziemy odnosić.

Od tej pory wskazywałem gestem dłoni osobę, spodziewając się pytań każdej treści i maści. Szczerze mówiąc, cała konferencja już mnie trochę nużyła.

Wspomniał pan o talencie, który posiada Anastassowa. Co skłania pana do wyrażania tak pochlebnych opinii o zawodniku, który dotąd nie rozegrał nawet minuty w sparingowym meczu z Interblockiem?

Chociażby zainteresowanie ze strony opiekuna młodzieżowej Reprezentacji Polski, Andrzeja Zamilskiego, co do przyszłości tego zawodnika i korzyściach, jakie odniesiemy, gdy Anastassowa reprezentować będzie nasze barwy. Poza tym jestem trenerem, trzy razy za dnia trenujemy. Widzę swoje.

Zaskoczył pan wielu ludzi tym transferem. Czy wokół tego zawodnika nie ma zbyt wiele medialnego szumu? Dlaczego nie zwołano konferencji prasowej dla Patryka Rachwała, który z całą pewnością posiada większą renomę od Francuza?

O ile wiem, to wasza, dziennikarska inicjatywa. Choć mogę się mylić. — Moja pewność siebie podważona ostatnim przypuszczająco-pytającym stwierdzeniem, to tylko krok ku panu, który powoli zapalił się różanym rumieńcem, uświadamiając sobie, iż popełnił dziennikarskiego bubla.

Na jakiej pozycji można spodziewać się występów Anastassowa? Ponoć jest prawym obrońcą. Czy to prawda?

Powiedziałbym, że na swój sposób nawet uniwersalnym, choć nie jest tak, że będziemy szukać dla niego miejsca na boisku w miejscu, gdzie nie czuje się tak samo dobry jak właśnie na prawej stronie. W końcu nie będę musiał obawiać się o obsadzenie prawej strony obrony, gdzie Arnauda czeka spore wyzwanie w postaci konfrontacji z Białorusinem Danielem Boshkovem, który jest od niego o pięć lat starszy, a przez nieco mniej niż 200 występów białoruskiej Ekstraklasie, bardziej doświadczonym zawodnikiem. Upór i ambicja potrafią jednak czynić cuda. Mam nadzieję, że taki będzie właśnie Arnaud.

Nim zebraliśmy się na tej konferencji, ustalone zostało, iż dziennikarze mają prawo do tylko jednego pytania skierowanego do Arnauda.

Pytanie do Arnauda — rzekł jegomość w białej, bawełnianej koszulce z logiem Polsatu Sport. — Cieszy się pan z przybycia do Widzewa?

Anastassowa pokręcił się na krześle, odchrząknął i zaczął:

Na sajm przód chcem powiedziecz, ze ten grubi dżornalist, jak to powiedziecz przed mną kołcz, jest very fanny. Przytoczem verbe mojego kolega z team, zeby lepiej by sze gonił. Dżornalist jest z on kijowy. Natomiast, nawiązacz do question, to chcem powiedziecz, ze Widzew to team, gdzie chcem grac dobrze i zrobicz all dlatego by bylo all right.

 

Sala wypełniła się szczerym śmiechem, co poczytane było przez Anastassowa za dobry znak, gdyż sam pozwolił sobie na radosne kwilenie. Dobrze, że ta konferencja nie trwała ani minuty dłużej, bo chyba, gdyby tak się stało, pozwoliłbym sobie na zrobienie kupy na środku sali i poprosiłbym o jej opuszczenie z racji, że muszę sobie ją utrzeć. Podczas gdy prezes otoczony został wianuszkiem dziennikarzy, którzy najwidoczniej chcieli dogłębniej przeanalizować funkcjonowanie klubu, jego wewnętrzne problemy i rozterki, ja skupiłem swój wzrok na siedzącej w drugim rzędzie dziennikarce, która zadała jedno z pytań. Składała dokumenty do teczki i akurat kilka z nich przypadkowo potoczyło się na ziemię. Kiedykolwiek tylko pozwoliłem stworzyć się w Football Managerze, w którą to grę lubiłem grać odkąd tylko sięgam pamięcią, zawsze przepisywałem sobie atrybut szybkości na wartość maksymalną - 20. Wiadomo, jaki miałem zamiar i tym razem.

 

Nasze ręce złączyły się na ostatniej z kartek A4, podczas gdy oczy mimowolnie wymierzyły sobie spotkanie niemal parząc źrenice i wymuszając przy tym natychmiastowe zawieszenie wzroku z powrotem w ziemię. Była drobną blondynką o delikatnych rysach twarzy i wprawiających w zachwyt zielonych oczach, od których odbijało się pełnego blasku życie. Blada cera wraz z subtelnym różem na policzkach, na które opadały jasne kosmki włosów, sprawiały wrażenie, że nie może pochodzić z Ziemi. Uciekła z Nieba.

 

Pogrążony w marzeniach nie zauważyłem nawet, że przypadkowo zdążyłem zrobić z siebie głupka.

Przepraszam, czy wszystko z panem w porządku? — zapytała, próbując uwolnić swoją malutką dłoń spod mojej, która w jakiś sposób zapragnęła fizycznego kontaktu cielesnego.

Uwolniłem czym prędzej z uchwytu jej dłoń, czując jak ciepło zalewa mnie w środku, a przy tym krystalizuje kropelki potu na moim czole i wywołuje efekt buraczany na mojej twarzy.

Przepraszam panią najmocniej — zmitygowałem się. — Zamyśliłem się. — W końcu pozwoliłem sobie znów spojrzeć jej w oczy.

Było widać — odparła i zaśmiała się cicho.

 

Byłem speszony niczym małe dziecko przyłapane na kradzieży jabłek u sąsiada, zbyt zafrasowany bojem wewnętrznych myśli, które działały wbrew mojej woli i zbyt rozkojarzony, by w sposób przemyślany podjąć ciężar rozmowy:

 

Nazywam się Marcin — wyjawiłem, po czym zganiłem się w myślach, bo przecież wiadomo było, kim jestem.

Chce pan chyba najwidoczniej, bym dzisiaj poćwiczyła mięśnie brzucha i śmiała się aż do rozpuku. Znam pana albo raczej wiem, jak pan ma na imię. Pozwoli pan jednak, że ja się przedstawię: jestem Klaudia. — Wyciągnęła swoją dłoń i przywitała mnie, jak na kobietę, dość mocnym uściskiem.

Miło mi — odrzekłem i teraz już wiedziałem, że nikt nie zabroniłby mi opuszczać wzroku z jej magicznych źrenic, w których wprost miałem ochotę się rozpuścić.

Nieźle się pan dzisiaj spisał — pochwaliła mnie, a magiczny uśmiech po raz kolejny spowił jej tajemnicze oblicze.

O ile pamiętam, pani również. — Zaśmiałem się szelmowsko, choć wyszło chyba trochę grubiańsko, także chcąc naprawić swoją pozycję w jej oczach, powiedziałem: — musi być pani profesjonalistką w tym zawodzie.

To był mój dziennikarski debiut. — Jej uśmiech rozpromieniał całą moją duszę. — Mam nadzieję, że będę tu wpadać częściej — wyznała na końcu.

Jestem gotów do udzielenia wywiadu w każdej postaci — odparłem i miałem ochotę na złożenie propozycji zjedzenia wspólnego lunchu, kiedy to niczym cyklon przetoczyło się przede mną kilku fotoreporterów żądających zdjęć z Anastassowem i prezesem, a gdy odwróciłem głowę z powrotem w stronę swojej rozmówczyni, zastałem tylko żegnający mnie drażniącym machaniem palców zapach jej perfum, które pragnąłem zapamiętać.

 

Całą drogę do Czech, przez całe 90 minut meczu z Trzyńcem i cały wieczór myślałem tylko o jednym. W głowę niczym ostry sztylet wbił mi się obraz czarującej kobiety, z którą gotowy byłbym podzielić nawet swoje życie, gdyby tylko wyraziła taką chęć. Aksamit jej głosu żegnał mnie również, gdy odpływałem w krainę Morfeusza, na śmierć zapominając zamknąć swój pokój na klucz...

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...