Skocz do zawartości

It's America!


TheDoctor

Rekomendowane odpowiedzi

- Biegnij, biegnij mówię! Run motherfucker! A teraz rzuć! Co zrobiłeś?! Pytam się co zrobiłeś?!

 

Byłem zdenerwowany postawą moich zawodników. To był mecz o mistrzostwo, mecz o wszystko. Co prawda to tylko zawody licealne, lecz napięcie było większe niż na niejednym spotkaniu NBA. Miałem dość tej amatorszczyzny, więc wziąłem przerwę na żądanie.

 

- Słuchajcie mnie uważnie. Jest środek czwartej kwarty, a my przegrywamy 24 oczkami. Widzicie tablicę wyników? Jest 72:48. Nie wiem jak to robicie, ale w partaczeniu każdej akcji jesteście wyśmienici. Zostało niecałe pięć minut do końca. Jeżeli nie wygracie tego to ja odchodzę. Nie mam przyjemności pracowania z bandą patałachów! A teraz do boju! Nie dajcie ciała!

 

Czy moje słowa poskutkowały? O nie... Gracze zachowywali się jak banda dzieciaków zagubionych w polu. Co chwila piłka trzepotała w siatce naszego kosza. Jak okazało się koszykarze nie byli w stanie odrobić tak dużej straty, a na dodatek przewaga rywali się powiększyła. Spotkanie zakończyło się wynikiem 86:55. Nie chciałem nawet rozmawiać z moimi podopiecznymi. Od razu wybrałem się do gabinetu "bossa" i oznajmiłem mu, że rezygnuję z roboty. W mgnieniu oka podpisałem jeden dokument i tyle widziała mnie ta drużyna.

 

Następnego dnia nasz blamaż został pokazany w lokalnej gazecie. "Upokorzenie", "Pokaz bezsilności" to tylko niektóre cytaty z niedużej notki prasowej, zamieszczonej gdzieś na końcu dziennika w kategorii "Sport". Nie doczytałem jej do końca. Czym prędzej wyrzuciłem podarte kawałki papieru do kosza, starając się zapomnieć o tej porażce. Miałem również nadzieję, iż nigdy w życiu nie będę już miał do czynienia z zawodową, czy też nawet amatorską koszykówką.

 

Podczas wieczornego spaceru po lesie obmyślałem swoje plany na przyszłość. Nie wiedziałem kim chcę być. Może będę gotował mięso w McDonaldsie? To w końcu dość popularna restauracja wśród otyłych Amerykanów. Albo zajmę się wyrabianiem naczyń z gliny. Pomysłów miałem sporo, lecz wszystkie plany pokrzyżowała czarna limuzyna, która podążała jedną z dróg w Waszyngtonie. Samochód zatrzymał się na poboczu, a z niego wyszedł lekko posiwiały mężczyzna. Zaczął krzyczeć w moim kierunku.

 

- Hej, zaczekaj!

- Ja?

- Tak, Ty. Wsiadaj do samochodu. Mam dla Ciebie ciekawą propozycję.

 

Poczułem się bardzo niepewnie. Ile razy oglądałem filmy, w których faceci są zaciągani do podobnych wozów, a potem zabijani i zakopywani przez jakichś niewyżytych gangsterów. Mimo wszystko zdecydowałem się zaryzykować. Może nie mam czarnego pasa w karate, ale przywalić w mordę potrafię.

 

Wnętrze samochodu było niesamowite. Wszędzie połyskujące jakieś lampki, dookoła różnej maści lusta. Z dachu wysuwał się wielki plazmowy telewizor. Wszystko obite było białą, połyskującą skórą. Facet nalał do kieliszków jakiegoś trunku, którego w życiu nie próbowałem i rozpoczął rozmowę.

 

- Witam, moje nazwisko Payne.

- Miło mi, Jakub mam na imię, lecz na razie nic mi to nie mówi.

- Rozumiem. Może przybliżę panu swoją postać. Mam na imię Kevin, nazwisko pan już zna. Jestem prezesem klubu piłkarskiego z MLS, a konkretnie D.C United.

- No tak... I co? Mam wam przywozić hamurgery z McDrive'a na trening?

- Bardzo zabawne. Chodzi tu raczej o bardziej odpowiedzialną rolę.

- Kierowca autobusu?

- Nie.

- Organizator rozgrzewki dla huliganów przed ustawką?

- Nie.

- To kim mam do cholery być?!

- Trenerem pierwszej drużyny.

 

Zrobiłem wielkie oczy i popatrzyłem na niego ze zdumieniem.

 

- Żartuje sobie pan? Przecież ja nigdy nie miałem styku z footballem. Jestem trenerem koszykówki!

- Doskonale to rozumiem, ale niestety mamy wakat na tej pozycji, a wszyscy inni szkoleniowcy wolą wyjeżdżać do Europy, gdzie mają lepsze warunki do pracy oraz doskonałych piłkarzy. Wiem, że nie jest pan dobrym taktykiem jeżeli chodzi o piłkę nożną, ale za to pod względem psychicznym i motywacyjnym jest pan idealny. Do pomocy będzie pan miał cały sztab szkoleniowy złożony z trenerów, fizjoterapeutów oraz łowców talentów. Na dodatek asystent zawsze pana wspomoże w ciężkich sytuacjach. Jak będzie?

- No nie wiem... Potrzebuję chyba chwili zastanowienia.

- Nie ma sprawy. Dojedziemy akurat do budynku klubowego i tam będziemy uzgadniać ewentualne szczegóły. Co pan na to?

- Ok, jedźmy. Tylko mam nadzieję, że mnie odwieziecie z powrotem do domu.

 

Pogrążony w zastanowieniu zmierzałem ku RFK Stadium, gdzie mieściła się siedziba D.C United. Nie podjąłem jeszcze decyzji, lecz miałem nadzieję, że będzie mi dane posmakować w życiu czegoś nowego. Czegoś, co było dla mnie zupełnie obce.

-------------

FM 2008, patch 8.0.2

Baza: Duża

Ligi: Anglia, Hiszpania, Francja, Niemcy, Włochy, Meksyk, USA, Kolumbia, Polska, (Ekstraklasa), Brazylia, Argentyna (1-2)

 

Lagren, dzięki za wytknięcia błędów, teraz już nie powinieneś mieć wątpliwości ;) Dżony, tak dokładnie było :)

Odnośnik do komentarza

Abruś, Cieszę się, że się cieszysz :)

Fenomen, Jakby tam było stado gejów... to każdy wie co by się stało :) . Poza tym cały czas staram się odkryć w sobie talent do pisania fabuły. Na razie jak widać nie idzie mi to najlepiej, ale może z czasem się to zmieni ;)

--------------------------

 

Po niedługiej podróży byliśmy na miejscu. Szofer wysadził nas przed budynkiem i odjechał gdzieś w nieznane miejsce, jakby chciał, żeby nikt nie oglądał tego samochodu. Razem z prezesem udaliśmy się do gabinteu, gdzie na stole już czekały dwie świeżo zaparzone kawy, plik dokumentów położony na biurku oraz sekretarka, która starała się dzielnie wypełniać swoje służbowe obowiązki.

 

- Witam panów. Czy mam coś jeszcze zrobić?

- Nie Courtney, na razie jesteś wolna.

- Dziękuję szefie.

 

Kobieta w mgnieniu oka zniknęła, z hukiem zamykając za sobą drzwi. Wtedy obaj zasiedliśmy przy biurku i rozpoczęliśmy rozmowę.

 

- Tak więc... Jest pan... Może przejdźmy na "ty"?

- Nie ma sprawy. Co do propozycji. Jestem w stanie ją przyjąć. Pod dwoma warunkami. Po pierwsze, nie będzie ode mnie wymaganie od razu zajęcie najwyższych lokat, a po drugie, liczę na godne zarobki.

- Co do pierwszego to myślę, że do Finałów MLS dojdziesz, a pieniądze na pewno cię zadowolą.

- A na ilę mogę liczyć?

- 7 tysięcy dolarów tygodniowo zaspokoji twoje żądania?

- Absolutnie.

- W takim razie myślę, że możesz już podpisać kontrakt.

- Jeszcze jedno. Co z piłkarzami? Kiedy ich zobaczę?

- Spokojnie. Wszyscy wiedzą, że jest zaplanowany trening na 10.30. Zawodnicy na pewno się zjawią. Tymczsaem mamy jeszcze chwilę czasu na podpisanie dokumentów.

 

Do pojawienia się piłkarzy pozostało około 15 minut. W tym czasie załatwiliśmy z Kevinem wszelkie formalności. Po zawarciu umowy z klubem D.C United, skierowałem się w kierunku murawy, aby odbyć trening i krótką rozmowę z zawodnikami.

 

- Witam wszystkich. Zapewne wiecie kim jestem. Pewnie większość przegląda prasę i widziała mnie dziś w gazecie. Dziwicie się, że trenowałem koszykówkę? Słusznie. Może nie znam się na piłce nożnej, ale mam od tego pomocników. Ja oczekuję od was zaangażowania, sumiennej pracy na treningu oraz trzymania się moich zasad. Żadnego marudzenia, żadnych wymówek, a jak to komuś nie pasuje to szybko pożegna się z drużyną. Zrozumiane?

 

Niektórzy zawodnicy po tym przemówieniu przestraszyli się, niektórzy z kolei byli zmotywaowani do pracy. Nakazałem, aby piłkarze się rozgrzali robiąc kółeczka wokół murawy. Przyglądałem im się bacznie i w czasie treningu starałem się z nimi zapoznać.

 

Oto cały skład D.C United:

 

12. Jose Carvalho        [bR, 20 l., Peru]
17. James Thorpe         [bR, 21 l., USA] 
1.  Zach Wells           [bR, 25 l., USA]

23. Gonzalo Martinez     [O PŚ, WO P, 31 l., Kolumbia]
18. Devon McTavish       [O PŚ, WO P, 22 l., USA]
26. Bryan Namoff         [O PLŚ, WO PL, 27 l., USA]
24. Jeff Carroll         [O P, DP, 23 l., USA]
6.  Greg Vanney          [O LŚ, 32 l., USA]
4.  Marc Burch           [O L, 22 l., USA]
22. Brandon Owens        [O Ś, 21 l., USA]
-.  Gonzalo Peralta      [O Ś, 26 l., Argentyna]
25. Tony Schmitz         [O Ś, 21 l., USA]

19. Clyde Simms          [DP, P PŚ, 24 l., USA]
14. Ben Olsen            [P PŚ, 29 l., USA]
13. Dan Stratford        [P Ś, 21 l., Anglia]
-.  Christian Gomez      [OP PLŚ, 32 l., Argentyna]
27. Ryan Cordeiro        [OP L, 20 l., USA]
7.  Fred                 [OP LŚ, 27 l., Brazylia]
15. Rod Dyachenko        [OP Ś, 23 l., USA]
10. Marcelo Gallardo     [OP Ś, 31 l., Argentyna]

99. Jaime Moreno         [N Ś, 33 l., Boliwia]
34. Franco Niell         [N Ś, 23 l., Argentyna]
20. Guy-Roland Kpene     [N, 24 l., Wybrzerze Kości Słoniowej]
11. Luciano Emilio       [N, 28 l., Brazylia] 

 

Jak pisałem, dopiero szkolę swoją umiejętność tworzenia fabuły, więc proszę więc być dla mnie wyrozumiałym, jeżeli chodzi o podbieganie opka pod gatunek fantastyki :D

Odnośnik do komentarza

Daniel90, Co prawda to prawda. Młodzi obcokrajowcy, doświadczeni obcokrajowcy, konferencja wschodnia, zachodnia, finały... jak w NBA :) .

--------------------------

 

Przez pierwsze dni swojej pracy oswajałem się dopiero z amerykańską piłką nożną. Naprawdę ciężko ją zrozumieć. W Europie mają 20 drużyn, kupują zawodników, grają sparingi, a później mecze ligowe. W USA jest inaczej. Z resztą oni wszystko mają niezrozumiałe, ale do sedna. Najpierw zorientowałem się, iż mecze rozgrywa się tak jak w koszykówce. Nie chodzi mi tu o kozłowanie piłki i rzucanie do kosza, tylko o to, iż liga podzielona jest na konferencje: zachodnią i wschodnią. Jeszcze nie zrozumiałemm dokładnie o co chodzi z draftem. Niby pracowałem jako szkoleniowec koszykówki, ale na razie dla mnie jest to czarna magia. Do tej pory zleciłem asystentowi, aby sam załatwiał wszystkie takie sprawy, dopóki ja nie zrozumiem o co w tym biega.

 

Styczeń skończył się bardzo szybko. Może dlatego, że pracę zacząłem dopiero 28-ego. Pierwszy sparing rozegramy dopiero pod koniec lutego, więc mam czas na to, aby przyswoić sobie wszystkie tajniki MLS. Moją pierwszą decyzją w D.C United było zwolnienie z kontraktu Guy-Rolanda Kpene. Reprezentant Wybrzerza Kości Słoniowej nie przekonał mnie do siebie i musiał opuścić zespół. Oczywiście nie było to tylko moje postanowienie. Skonsultowałem się najpierw ze sztabem szkoleniowym oraz wszystkimi trenerami.

 

A propos trenerów, fizjoterapeutów, itp. Zapomniałem przybliżyć tych ludzi, z którymi mam szczęście współpracować. Moim asystentem jest Mark Simpson [40 l., USA]. Trenerem z kolei jest Chad Aston [44 l., USA]. W sztabie posiadam również dwóch trenerów juniórów, którymi są Micah i Judah Cooks. Pierwszy z nich ma 25 lat, a drugi 30, więc są to bardzo młodzi szkoleniowcy. W naszym klubie pracuje czterech fizjoterepeutów. Są nimi: William Hazel [37 l.], Brian Goodstein [39 l.,], Todd Exley [48 l.,] oraz Chris Annunziata [47 l.,]. Wszyscy z nich są obywatelami Stanów Zjednoczonych. Niestety nie posiadam żadnego scouta, lecz umieściłem ogłoszenia w tej sprawie i za parę dni powinien ktoś się zgłosić.

 

Następnego dnia otrzymałem już informację, iż niemiecki łowca talentów - Andree Wiedener zgodził się na proponowane przez nasz klub warunki i jest gotów na przeprowadzkę do Waszyngtonu. Czym prędzej potwierdziłem, że potrzebujemy scouta i na następny dzień zawitał w zespole. Od razu zleciłem mu, aby obserwował jakichś utalentowanych zawodników w USA.

 

Niestety na sam koniec tygodnia dostałem powiadomienie odswoich medykóww sprawie Marcelo Gallardo. Argentyńczyk nie będzie zdolny do gry przez conajmniej trzy tygodnie, a absencja tego ofensywnego pomocnika może wzrosnąć do miesiąca czasu. Zapewne zabraknie go w naszych dwóch pierwszych sparingach.

 

Proszę moda o usunięcie dwóch postów poniżej, bo przez przypadek dodały się trzy :)

Odnośnik do komentarza

Początek lutego nie był bardzo ciekawy. Dopiero oswajałem się z zawodnikami i oni ze mną. Do tej pory nikt nie stwarzał wychowawczych problemów, więc atmosfera nie była w żaden sposób napięta.

 

Ciekawie dopiero zaczęło się robić w środku miesiąca, kiedy rozpocząłem poszukiwania nowego trenera bramkarzy. Długo nie musiałem szukać. Zadzwonił do mnie Józef Młynarczyk. Jego telefon bardzo mnie zdziwił, bo nie spodziewałem się, że będzie wiedział o tym, że trenuję D.C United, a na dodatek chce on pracować w Waszyngtonie. Odbyliśmy dość długą rozmowę i stwierdziłem, iż lepszego szkoleniowca nigdzie nie znajdę, dlatego poprosiłem go, aby już wykupił bilet lotniczy do Ameryki. Tak oto nasz sztab szkoleniowy wzmocnił się o Józefa Młynarczyka, który porzucił Widzew dla D.C.

 

Rozlosowano również pary ćwierćfinałowe Pucharu Mistrzów Ameryki Północnej. Trafiliśmy na zespół z Trynidadu i Tobago - San Juan Jabloteh. Myślę, że nie powinniśmy mieć problemów z pokonaniem rywala. Najgorsza jest jednak potrzeba odwołania dwóch sparingów, ponieważ brakuje wolnych terminów. No cóż... Będziemy się musieli bez nich obejść.

 

24 lutego to był dzień naszego pierwszego w tym sezonie sparingu. Podejmowaliśmy zespół Caroliny na wyjeździe. Eksperci prognozowali nasze łatwe zwycięstwo, lecz ja nie spodziewałem się cudów już w pierwszym spotkaniu. Nie mógł wystąpić tylko kontuzjowany Marcelo Gallardo.

 

Miałem rację, co do tego niby łatwego zwycięstwa. Po kwadransie gry nasi rywale zamknęli nas praktycznie w hokejowym zamku, oddając na naszą bramkę aż pięć strzałów. My zdołaliśmy przez ten czas przeprowadzić dwie niezbyt groźne kontry, które kończyły się na dziesiątym rzędzie trybun. Gospodarze udokumentowali swoją znaczną przewagę w 26 minucie. Do siatki trafił Edozien, a asystującym w tej sytuacji był Maurin. Napastnik Caroliny został kompletnie nieprzypilnowany w obrębie pola karnego i przez to nasz golkiper wyciągał futbolówkę z siatki. Po 30 minutach posiadanie piłki było już większe po naszej stronie. Stwarzaliśmy sobie coraz groźniejsze sytuacje. Jako pierwszy próbował Dyachenko, lecz trafił w kibiców. Potem strzałem z głowy popisał się Niell, lecz i on spudłował w dość prostej sytuacji. Bramkę udało się zdobyć przy trzeciej próbie. Dyachenko uderzał spoza szesnastki, futbolówka odbiła się rykoszetem od Longa i kompletnie zmyliła stojącego między słupkami McClellana. Wynikiem 1:1 zakończyła się pierwsza część meczu.

 

Po przerwie osiągnęliśmy już dominację absolutną na murawie. Szybko pozbieraliśmy się po nieudanych 45 minutach. Z kolei przyszedł problem totalnej nieskuteczności. Biliśmy głową w mur bezustannie, lecz piłka nie chciała wpaść do bramki. W 64 minucie spróbował Niell, lecz jego uderzenie głową po raz kolejny okazało się fatalne. Parę sekund później swoją okazję miał Luciano Emilio. McClellan jednak był lepszy w tym pojedynku i sparował strzał poza światło bramki. Końcówka spotkania była już raczej nudna. Nasze ataki były bardzo marne, a obrona rywali spisywała się bardzo dobrze. Konfrontacja skończyła się remisem i w naszym obozie zapanowało zaskoczenie. Nie spodziewaliśmy się, że nie uda nam się zwyciężyć. Mimo wszystko to był dopiero pierwszy sparing, wiele rzeczy można jeszcze poprawić.

 

24.2.2007, S.A.S. Soccer Park, Raleigh, 1394 widzów

Carolina Railhawks FC [uSA] 1:1 (1:1) D.C United [uSA]

 

26'- Edozien (1:0)

39'- Dyachenko (2:0)

Odnośnik do komentarza

Abruś, dzięki

---------------------

Luty 2007

 

Finanse: 870,688 tys. $ (+ 374,875 tys. $)

 

Transfery (Świat):

 

1. Rami Shaaban: Fredrikstad ---> Toronto FC za 1,6 mln $

2. Javier Klimowicz: Deportivo Cuenca ---> Barcelona (ECU) za 1,4 mln $

3. Maximilliano Velazquez: Lanus ---> Chivas za 1,1 mln $

 

Transfery (Polska):

 

1. Krzysztof Radwański: Cracovia ---> Groclin za 120 tys. $

2. Dariusz Pawlusiński: Cracovia ---> Zagłębie L. za 110 tys. $

3. Kamil Kuzera: Polonia W. ---> Arka za 85 tys. $

 

Ligi świata:

 

Kolumbia: Pasto [+3]

 

Ranking FIFA:

 

1. Brazylia - 1648 pkt.

2. Włochy - 1550 pkt.

3. Argentyna - 1478 pkt.

-----------------------

22. USA - 848 pkt. [+1]

-----------------------

29. Polska - 804 pkt. [+1]

Odnośnik do komentarza

Początek marca przyniósł nam ostatni sparing przed pojedynkiem w Pucharze Mistrzów Ameryki Północnej. Czekała nas niedaleka podróż do stanu Maryland, a konkretnie do Annapolis, gdzie czekała na nas ekipa C.P Baltimore. Pogoda nas nie rozpieściła. Gdy dojechaliśmy, można było zauważyć boisko do piłki wodnej, a nie do futbolu. Prace konserwacyjne na murawie trwały, a obie ekipy czekały w szatni. Po pół godziny czekania deszcz trochę ustał, a gracze mogli już pojawić się na murawie, która może nie była najlepiej przygotowana, lecz i tak mogło być gorzej. Do zdrowia wrócił Gallardo, jednak nie zabrałem go na to spotkanie, gdyż miał jeszcze braki kondycyjne.

 

Gra wyglądała o niebo lepiej w porównaniu z pojedynkiem przeciwko Carolinie. W piątej minucie w dogodnej sytuacji znalazł się Dyachenko, lecz to był początek spotkania i można było go rozgrzeszyć za niecelny strzał. Chwilę po tym zdarzeniu w pola karne rywala wpadł skrzydłowy Gomez. Argentyńczyk minął jak pachołki paru rywali, ale nie wykończył akcji chociażby uderzeniem w światło bramki. Przewagę na murawie udokumentowaliśmy trafieniem w 13 minucie. Schmitz zagrał fenomenalną piłkę przez połowę boiska na przedpole. Tam znalazł się Niell, który przedłużył zagranie głową. Na długi słupek wbiegł wtedy Luciano Emilio i pokonał bramkarza gospodarzy. Szybko odpowiedzieć chciał Kante, lecz pośpiech jest złym doradcą. Zamiast spokojnie rozegrać akcję to z wściekłością posłał piłkę w trybuny. W 35 minucie znakomitym podaniem Dyachenko obsłużył Niella, który za długo czekał z oddaniem strzału i został zablokowany. To było wszystko, jeżeli chodzi o pierwsze 45 minut. Do szatni schodziliśmy w dość dobrych humorach.

 

Sytuacja nie zmieniła się na początku drugiej odsłony. Baltimore miało problemy z powstrzymaniem Gomeza, który szalał na prawej stronie boiska. Dobrze grała również para Dyachenko - Niell. Ci dwaj stworzyli dobrą okazję w 59 minucie. Akcję wykańczał ten pierwszy zawodnik jednak znakomitą paradą popisał się McNellis. Chwilę później menedżer rywali postanowił wpuścić świeże siły na plac gry. Rezerwowi gospodarzy nadal nie mogli powstrzymać Gomeza. Przeprowadził on około 30-metrowy rajd i zakończył go uderzeniem nad poprzeczką. Argentyńczyk był nie do powstrzymania. Dzięki niemu 120 sekund później mieliśmy rzut wolny, ponieważ sfrustrowany Flores podcinał z premedytacją naszego skrzydłowego. Niestety nic sobie nie stworzyliśmy po tym stałym fragmencie gry. Z kolei gospodarze przeprowadzili sobie jedną akcję w całej połowie i już wyrównali. W 68 minucie dał nam w kość aktywny w pierwszej części Kante, który na raty pokonał Jose Carvallo. Szykował się kolejny remis 1:1 po naszej zdecydowanej przewadze. Mieliśmy jeszcze niewiele ponad 20 minut, aby zmienić losy tej konfrontacji. Zaczął się ostrzał bramki przeciwnika. Generałem w tym szturmie okazał się Luciano Emilio. Próbował na wszystkie sposoby. Strzelał z dystansu, głową, a nawet spróbował symulować faul w szesnastce wroga. Arbiter Jeffrey Mellen nie dał się nabrać i w 77 minucie ukarał Brazylijczyka żółtą kartką. Swoją okazję miał również Jaime Moreno. Reprezentant Boliwii nie był jednak najlepiej grającym piłkarzem i praktycznie w sytuacji sam na sam nie trafił w światło bramki. Upływała 90 minuta pojedynku, a my przeprowadzaliśmy akcję rozpaczy. Peralta długim wykopem starał się uruchomić Simmsa na skrzydle, który zastąpił w drugiej połowie Gomeza. O'Hara przejął futbolówkę, lecz nie zauważył Amerykanina, który szybko mu ją odebrał. Simms popatrzył, gdzie ustawiony jest bramkarz i uderzył po krótkim rogu, zapewniając tym samym zwycięstwo dla naszej drużyny! Niby sparing a cieszyliśmy się jakbyśmy wygrali Mistrzostwa Świata. Być może ten gol doda nam pewności siebie przed najbliższymi spotkaniami.

 

2.3.2007, Navy-Marine Corps Memorial Stadium, Annapolis, 4117 widzów

Crystal Palace Baltimore [uSA] 1:2 (0:1) D.C United [uSA]

 

13'- Luciano Emilio (0:1)

68'- Kante (1:1)

90'- Simms (1:2)

Odnośnik do komentarza

4.3.2007

 

Przygotowania do podróży za granice trwały. Ostatnie dni przed wyjazdem poświęciłem na to, aby ściągnąć kogoś jeszcze przed meczem z San Juan Jabloteh. Najbardziej poszukiwałem ofensywnych pomocników i skrzydłowych, ponieważ na tych pozycjach miałem brak wartościowych zmienników. Zaawansowane negocjacje prowadziłem z Tomaszem Frankowskim, który na wstępie powiedział mi, iż chętnie zagra na koniec kariery w Ameryce. Również pod obserwacją znajdują się trzej Brazylijczycy, którzy też wydają się bliscy przejścia do zespołu z Waszyngtonu.

 

5.3.2007 - 6.3.2007

 

Pod koniec dnia dowiedziałem się od Dave'a Kaspera (dyrektora sportowego), iż na nasze warunki przystał były piłkarz Wisły Kraków, czyli Tomasz Frankowski. Zleciłem, aby dopiął transfer tego zawodnika. Dave zajął się wszelkimi formalnościami i kontraktem, który czekał na Tomka. Następnego dnia, około 16 Franek był już na lotnisku w Waszyngtonie. Około godziny 18 podpisany został kontrakt na 1,5 roku, dzięki któremu Polak zarobi 30,000 $ rocznie. O 18.30 odbyła się konferencja prasowa, a 30 minut później zawodnik został oficjalnie zaprezentowany kibicom. Okazję na debiut będzie miał szansę już jutrzejszego dnia.

 

7.3.2007

 

San Juan Jabloteh                                            D.C United  

1. Sean Williams                                             1. Jose Carvallo
2. Marcos Carrington                                         2. Gonzalo Martinez
3. Keon Thomas                                               3. Marc Burch 
4. Kerry Taylor                                              4. Gonzalo Peralta
5. Jeremy Cabralis                                           5. Brandon Owens
6. Sherwin Durham                                            6. Christian Gomez
7. Carlon Jack                                               7. Fred
8. Richard Williams                                          8. Ben Olsen
9. Ronnie Paris                                              9. Rod Dyachenko
10. Jason Cudjoe                                             10. Marcelo Gallardo 
11. Junior Samuel                                            11. Tomasz Frankowski

 

Pierwszy mecz ćwierćfinałowy o Puchar Mistrzów Ameryki Północnej miał miejsce na Hasley Crawford Stadium. Pierwszy mecz o jakąkolwiek stawkę. Musieliśmy stawić czoła potencjalnie o wiele gorszej ekipie, ale przykład konfrontacji z Caroliną uświadomił nas, że każde spotkanie będzie ciężkie i nie ma mowy o żadnym lekceważeniu rywala. Do składu po kontuzji powracał Marcelo Gallardo, a debiut miał szansę zaliczyć Tomek Frankowski.

 

Dziwnie zachowywał się szkoleniowiec gospodarzy. Co minutę zmieniał kompletnie ustawienie swojej drużyny, jakby miał na celu zmylenie nas. Jednak z tych prób wychodziło wiele gorszego niż lepszego. Piłkarze popadli w totalny chaos, co należało wykorzystać. W 11 minucie Williamsowi udało się jeszcze wybronić strzał Gallardo, lecz chwilę później i on był bezradny. Marcelo ponownie uderzał z około 25 metrów. Bramkarz miejscowych spisał się znakomicie, ale zamiast sparować piłkę na bok to wybił ją przodu. Skorzystał z tego Frankowski, który jest lisem pola karnego. Dopadł jako pierwszy do futbolówki i skierował ją do siatki obok bezradnego Williamsa. Co za debiut Franka! Skorzystaliśmy z tego, iż San Juan nadal było w potrzasku. Dwójkową akcję przeprowadzili Gallardo z Dyachenką. Rozklepali linię pomocy rywala, później Argentyńczyk wystawił piłkę Rodowi, a ten uderzył z dystansu i trafił tuż obok wewnętrznej strony słupka. Już wygraną mieliśmy raczej w kieszeni, ponieważ gracze z Trynidadu nic sobie nie stwarzali. Ich jedyna groźna akcja miała miejsce w 22 minucie, kiedy Cudjoe próbował z wysokości pola karnego. Futbolówka przeszła jednak daleko obok bramki. Zamiast trafienia na 2:1 był za to gol na 3:0. Nasza drużyna miała rzut wolny z 30 metrów, do którego podszedł Marcelo Gallardo. Jednak ten zamiast uderzać to wyłożył piłkę Dyachence, a ten przepięknym strzałem wpisał się po raz drugi na listę strzelców. Nam nadal było mało i dlatego ruszyliśmy z kolejnym, groźnym atakiem. Frankowski podał znakomicie na bok do Gomeza. Argentyńczyk zacentrował do znajdującego się przed bramką Gallardo. Ten jednak został podcięty przez rywala i sędzia wskazał na wapno. Do jedenastki podszedł sam poszkodowany i wymierzył sprawiedliwość! Było 4:0 i nawet w rewanżu nie będziemy musieli się wysilać. Wysokim prowadzeniem zakończyła się pierwsza połowa.

 

Ekipa gospodarzy zapewne dostała od trenera ostrą burę, ponieważ taki wynik nie powinien mieć miejsca po 45 minutach. Druga odsłona była bardzo nudna. Już nie atakowaliśmy tak wściekle, bo wynik mieliśmy ustalony. San Juan za bardzo też nie miał argumentów. Ciekawą sytuację udało im się stworzyć w 77 minucie. Mitchell wziął sprawy w swoje ręce. Minął trzech rywali, uderzył, ale między słupkami znakomicie spisał się Carvallo. Tak na dobrą sprawę to była jedyna akcja w tych ostatnich trzech kwadransach. Spotkanie kończymy bardzo wysoką wygraną. Rewanż powinien być już tylko formalnością, tym bardziej, że zagramy u siebie.

 

Puchar Mistrzów Ameryki Południowej, ćwierćfinał

4.3.2007, Hasley Crawford Stadium, Port-of-Spain, 16261 widzów

 

San Juan Jabloteh [TRI] 0:4 (0:4) D.C United [uSA]

 

14'- Frankowski (0:1)

17'- Dyachenko (0:2)

25'- Dyachenko (0:3)

37'- Gallardo (0:4, kar.)

 

Żółte kartki: Taylor (San Juan)

Arbiter: Marco Antonio Rogriguez (Meksyk, ocena: 9)

Gracz meczu: Marcelo Gallardo, D.C, ocena: 9, 1 gol, 3 asysty, 22/26 celnych podań, 4/6 celnych strzałów

Zmiany:

San Jose: Peters za Samuela (18') McKnight za Durchama (61'), Mitchell za Williamsa (61')

D.C United: Cordeiro za Gallardo (57'), Vanney za Burcha (66'), Niell za Frankowskiego (66')

 

Reszta wyników spotkań ćwierćfinałowych:

 

Houston [uSA] 3:0 Tauro [PAN]

Atlante [MEX] 4:0 Municipal [GUA]

Pachuca [MEX] 6:2 Portmore Utd [JAM]

Odnośnik do komentarza

Na lotnisku w Waszyngtonie powitał nas tłum kibiców wiwatujących na naszą cześć. Fani najbardziej byli zadowoleni z debiutu Tomasza Frankowskiego oraz doskonałej gry Marcelo Gallardo. Idole rozdawali autografy, ale również nie zabrakło krótkich wywiadów, ponieważ reporterzy różnych stacji telewizyjnych i radiowych byli na miejscu.

 

Redaktor: Z nami teraz jest Tomasz Frankowski, nowy zawdonik w szeregach D.C United. Wróciliście właśnie z Trynindadu, gdzie bez probelmu poradziliście sobie z rywalami. Czy awans macie już w kieszeni?

 

Tomasz Frankowski: Nie można tak myśleć. Na pewno rozegraliśmy znakomite spotkanie, strzeliliśmy aż cztery gole i jesteśmy dobrej myśli przed rewanżem. Myślę jednak, iż San Juan postawi wszystko na jedną kartę i naszym zadaniem będzie odparcie ataków rywala.

 

R: A jak oceni Pan swój debiut?

 

TF: Myślę, że zaprezenowałem się z dobrej strony. Duża w tym zasługa trenera, ponieważ jest Polakiem i znacznie pomógł mi zaadaptować się w nowym otoczeniu. Mam nadzieję, że w przyszłości jeszcze nie raz zachwycę naszych sympatyków.

 

R: Dziękuję za krótki wywiad.

 

TF: Ja również.

 

Wszyscy rozjechaliśmy się do domów, aby następnego dnia stawić się na treningu, a 10-ego marca wyruszyć na mecz z Richmond Kickers.

 

10.3.2007

 

To był nasz przedostatni mecz sparingowy. Nie liczę oczywiście starcia z San Juan na naszym obiekcie. Wyjazd do Richmond miał być kolejną łatwą przeprawą. Miałem do dyspozycji wszystkich zawodników, więc liczyłem na dobrą grę i wiele bramek.

 

Kibice nie mieli podstaw, aby nudzić się na tym meczu. Może to nasi fani byli szczęśliwsi, ponieważ przeważaliśmy, lecz gospodarze również stworzyli sobie parę dogodnych sytuacji na to, aby nas zaskoczyć. Wszystko zaczęło się w czwartej minucie. Dobrą sytuację miał Galladro, ale okazało się, że blok defensywny rywala złapał Marcelo w pułapkę ofsajdową. Chwilę potem Ben Olsen znalazł się w świetnej pozycji strzeleckiej po rzucie rożnym. Jego uderzenie jednak wyłapał bramkarz Richmond - Pascale. Carvallo był też w niezłej formie, broniąc groźną próbę Ssejjemby. W 17 minucie w końcu dał o sobie znać jeden z najlepiej grających do tej pory zawodników w mojej ekipie. Dyachenko dostał podanie od Gallardo i huknął z dystansu. To uderzenie jeszcze mocno odbiegało od ideału. Niemoc strzelecką udało się przełamać jeszcze przed upływem pół godziny gry. Bramka padła za sprawą wymiany podań pomiędzy Luciano Emilio, a Benem Olsenem. Brazylijczyk wypuścił Amerykanina w szesnastkę, ten znalazł futbolówkę w tym obrębie i umieścił ją w siatce przy dłuższym słupku. Po tym golu można było zauważyć, że nie spieszyło nam się po kolejne trafienie. Uspokoiliśmy grę w środku boiska i długo utrzymywaliśmy się przy piłce. Tak dotrwaliśmy do gwizdka sędziego, który kończył pierwszą połowę.

 

W drugiej części pojawili się tacy piłkarze jak: Niell, Frankowski, Fred, czy Burch, więc liczyłem na jeszcze więcej bramek i sytuacji podbramkowych. Zanim Luciano Emilio opuścił murawę, zdążył jeszcze oddać dwa bardzo groźne strzały. Oba obronił Pascale, który był tego dnia w niezłej dyspozycji. W 50 minucie interweniować musiał nasz golkiper. Atakował na naszą bramkę Ssejjemba, lecz peruwiański bramkarz nie był do przejścia. Nie minęło dużo czasu i ponownie ten sam zawodnik zagroził naszej twierdzy. Tym razem wszystko zrobił genialnie, ale futbolówkę posłał wysoko nad poprzeczką. Po tym zdarzeniu przeprowadziłem drugą serię zmian, a pojawili się m.in Vanney, Schmitz oraz Owens. Roszady te spowodowały drugie trafienie w tym meczu. Carroll dośrodkowywał z lewej flanki, a akcję głową wykańczał Niell. To już był koniec jakichkolwiek nadzei miejscowych. Na dodatek w 84 minucie dobiliśmy przeciwnika. Fred zagrał na 25 metr do Frankowskiego, a ten technicznym strzałem nie dał szans bramkarzowi. Arbiter gwizdnął po raz ostatni i mogliśmy się cieszyć z kolejnego zwycięstwa.

 

Mecz towarzyski

10.3.2007, Univ. of Richmond Stadium, Richmond, 3924 widzów

Richmond Kickers [uSA] 0:3 (0:1) D.C United [uSA]

 

26'- Olsen (0:1)

74'- Niell (0:2)

84'- Frankowski (0:3)

Odnośnik do komentarza

14.3.2007

 

D.C United                                                  San Juan Jabloteh 

1. Jose Carvallo                                            1. Sean Williams
2. Gonzalo Martinez                                         2. Marcus Carrington
3. Marc Burch                                               3. Keon Thomas  
4. Gonzalo Peralta                                          4. Kerry Taylor
5. Brandon Owens                                            5. Jeremy Cabralis
6. Christian Gomez                                          6. Sherwin Durham
7. Fred                                                     7. Carlon Jack  
8. Ben Olsen                                                8. Richard Williams
9. Rod Dyachenko                                            9. Ronnie Parris
10. Marcelo Gallardo                                        10. Jason Cudjoe 
11. Tomasz Frankowski                                       11. Junior Samuel

 

Mecz rewanżowy ćwierćfinału Pucharu Mistrzów Ameryki Północnej odbył się na RFK Stadium w Waszyngtonie. Pierwszy raz w tym sezonie mieliśmy okazję wystąpić przed własną publicznością. Na dodatek w meczu, w którym mogliśmy pozwolić sobie na wiele, ponieważ w Trynidadzie z San Juan wygraliśmy aż cztery zero. Wystawiłem dość mocny skład, bo pewnie tak będzie wyglądać wyjściowa jedenastka i chciałem zobaczyć jak wszyscy się razem spiszą.

 

Pierwsza konfrontacja na własnym obiekcie, a widowisko dla kibiców niestety było nudne. Mimo tego, że Dyachenko zrobił nadzieję na ciekawe starcie w szóstej minucie. Jego techniczny strzał spoza pola karnego wybronił pewnie Williams. Potem nastąpiła wielka monotonia. Moi podopieczni cały czas kontrolowali grę, ale sami też nie kwapili się do tego, aby atakować. Zresztą nie wymagałem od nich jakichś zabójczych szturmów. I tak wszystko miało się aż do 41 minuty. Przeprowadziliśmy wtedy jedną z nielicznych akcji. Gallardo dostał piłkę na 40 metrze, przebiegł około połowę tego dystansu i został sfaulowany tuż przed polem karnym. To była doskonała szansa na objęcie prowadzenia, a do rzutu wolnego podszedł sam Argentyńczyk. Uderzył w mur, lecz na jego szczęcie był w nim Tomasz Frankowski, który zupełnie zmienił tor lotu futbolówki i ta zaskoczyła bramkarza przyjezdnych! W końcu kibicie mieli powody do radości. Bardzo udany początek zalicza Franek w barwach D.C United. Trzeci mecz, trzecia bramka. Po tym trafieniu już spokojnie poczekaliśmy do przerwy.

 

Goście mieli już dość tego upokorzenia. Byli wściekli, więc w okresie zaledwie siedmiu minut załapali trzy żółte kartoniki. Mecz nadal stał na niskim poziomie, a ja zdecydowałem się na pierwszą zmianę. Cordeiro pojawił się w miejsce Gallardo. Na samym wejściu mógł okazać się jednym z najlepszych znakomicie wysunął piłkę do Dyachenki, jednakże Amerykanin został powstrzymany przez Williamsa. Kwadrans przed końcem właśnie on opuścił murawę wraz z Frankowskim. Na boisko weszli Simms oraz Neill. Wszakże nie zmienili, niemniej jednak sporo namieszali przez te 15 minut. Mecz kończy się naszą wiktorią i awansem do półfinałów!

 

Puchar Mistrzów Ameryki Północnej, Ćwierćfinał, 2 mecz

14.3.2007, RFK Stadium, Waszyngton, 15276 widzów

 

D.C United [uSA] 1:0 (1:0) San Juan Jabloteh [TRI] (wynik dwumeczu: 5:0, awans: D.C)

 

41'- Frankowski (1:0)

 

Żółte kartki: Olsen (D.C), Carrington, Cabralis, Durham (San Juan)

Arbiter: Armando Archundia (Meksyk, ocena: 6)

Gracz meczu: Tomasz Frankowski, D.C, ocena: 8, 6/7 celnych podań, 0/0 celnych strzałów

 

Zmiany:

D.C: Cordeiro za Gallardo (62'), Simms za Dyachenkę (75'), Niell za Frankowskiego (75')

San Juan: Peters za R.Williamsa (42'), Jamerson za Jacka (81'), Bradshaw za Samuela (81')

 

Wyniki reszty spotkań ćwierćfinałowych:

 

Tauro [PAN] 0:4 Houston [uSA] (dwumecz: 7:0, awans: Houston)

Municipal [GUA] 2:1 Atlante [MEX] (dwumecz: 5:2, awans: Atlante)

Portmote Utd [JAM] 2:5 Pachuca [MEX] (dwumecz: 11:4, awans: Pachuca)

Odnośnik do komentarza

15.3.2007

 

Ten dzień był bardzo ważny dla nas. Po pierwsze, dowiedzieliśmy się z kim zagramy w półfinale Pucharu Mistrzów. Trafiliśmy na Pachucę. W drugiej parze też znalazły się zespoły z USA i Meksyku, a konkretnie Atlante oraz Houston. Walka na pewno będzie pasjonująca. Niektórzy zawodnicy podpisali nowe umowy. Do tego grona zaliczają się: Dyachenko, Simms, Gomez, Carroll, Burch oraz gracz rezerw - leRoux.

 

16.3.2007

 

Pozyskaliśmy drugiego zawodnika od momentu przyjęcia mnie na stanowisko trenera. Skład wzmocnił 20-letni ofensywny pomocnik, pochodzący z Brazylii. Jest to Felipi i przybył do D.C na zasadzie wolnego transferu. W przeszłości był graczem Figueirenense oraz Jionville. Zadebiutuje on jutro w towarzyskim spotkaniu z Atlantą Silverbacks.

 

17.3.2007

 

Przed meczem dowiedziałem się o podpisaniu nowych kontraktów przez Namoffa i Moose'a. Pierwszy z nich przedłużył umowę do 31.12.2009, a drugi związał się z klubem o rok dłużej.

 

Na ostatni sparing przyszło nam wyjechać do Atlanty, gdzie czekali na nas zawodnicy Silverbacks. Podobnie jak we wszystkich do tej pory rozegranych spotkaniach byliśmy faworytem. Od pierwszej minuty zagrał Felipi oraz paru zawodników, którzy usiedli na ławce w spotkaniu z San Juan.

 

Pierwsze dziesięć minut to popis moich dwóch środkowych pomocników: Olsena oraz Stratforda. Obaj oddali po jednym uderzeniu i byli naprawdę blisko celu. Strzał pierwszego z nich obronił golkiper miejscowych, a drugi minimalnie skierował piłkę po zewnętrznej stronie słupka. Groźną kontrę wyprowadzili jednak gospodarze. Rios stanął przed szansą pokonania Carvallo, lecz Peruwiańczyk popisał się świetną robinsonadą. To samo miało miejsce 180 sekund później, gdy nasz bramkarz wybronił uderzenie Atnona Wolfe. Piłka wtedy była uderzana z rzutu wolnego i na dodatek odbiła się rykoszetem od muru. Należały się wielkie owacje dla Carvallo. Mecz był wyrównany, przynajmniej w pierwszych 30 minutach. Potem całkowicie przejęliśmy inicjatywę. Rozpoczęło się od niecelnego strzału Gomeza, ale później było już o wiele lepiej. W 40 minucie mieliśmy aut z wysokości pola karnego. Wyrzut okazał się niecelny i futbolówkę chciał wyekspediować Wagner. Zrobił to jednak niefortunnie, ponieważ piłka odbiła się od Felipiego i wpadła do siatki! Gol kompletnie przypadkowy, ale liczy się jak każdy inny. Na sam koniec pierwszej odsłony Carvallo musiał jeszcze obronić strzał Wolfa, lecz zrobił to znakomicie i do szatni schodziliśmy z prowadzeniem.

 

Drugie 45 minut początkowo było nieciekawe. Jedyny, który postraszył któregokolwiek bramkarza był Hassim. Ale określenie "postraszył" jest odpowiednie, bo piłka wylądowała gdzieś między kibicami. W 61 minucie musiał zareagować McIntosh przy próbie Dyachenki. Zawodnik gospodarzy był jednak skoncentrowany i nie dał się zaskoczyć. Lecz ostatecznie poległ w następnej naszej akcji. Ponownie Dyachenko znalazł się w roli głównej. Obsłużył doskonałym zagraniem Luciano Emilio. Brazylijczyk wbiegł pomiędzy dwóch rywali i minął ich z najwyższą prędkością. Pozostało mu celnie uderzyć, co też uczynił. Szykowała się wygrana na sam koniec spotkań przedsezonowych. Okazało się, że jednak do tego długa droga. W 71 minucie Clyde Simms wpadł w szał i kopnął bezczelnie przeciwnika. To miało miejsce, gdy akurat przeprowadzałem zmiany. Nie potrafię wytłumaczyć co kierowało Amerykaninem w tej sytuacji. Prowadziliśmy 2:0, mieliśmy zdecydowaną przewagę, a tu niepotrzebna nerwówka w końcówce. Idealnym lekiem na uspokojenie okazał się ponownie Luciano Emilio. Wykończył on strzałem głową wyśmienitą wrzutkę Freda. Tym akcentem zakończył się mecz, który kończył naszą serię sparingów.

 

Mecz towarzyski

17.3.2007, RE/MAX Greater Atlanta Stadium, Atlanta, 1389 widzów

 

Atlanta Silverbacks [uSA] 0:3 (0:1) D.C United [uSA]

 

40'- Felipi (0:1)

66'- Luciano Emilio (0:2)

71'- Simms (D.C, cz.k.)

80'- Luciano Emilio (0:3)

Odnośnik do komentarza

19.3.2007

 

Przyszedł czas za wyznaczenie kapitana na ten sezon. Ta rola przypadła Gonzalo Martinezowi. W wypadku jego nieobecności opaskę będzie zakładał Brazylijczyk Fred.

 

Z powodu braku znaczących wzmocnień na pozycji skrzydłowych, do pierwszego składu został przesunięty Jamajczyk Stephen deRoux [OP L, 23 l.]

 

28.3.2007

 

Tego dnia musiałem podjąć decyzję o zgłoszeniu piłkarzy do rozgrywek. Niestety okazało się, że nie mogłem zmieścić w składzie Tomasza Frankowskiego oraz Freda. Zamiast nich zdecydowałem się na Christiana Gomeza oraz Luciano Emilio. Oto pełna lista zgłoszonych:

 

Bramkarze: Jose Carvallo, James Thorpe, Zach Wells

Obrońcy: Gonzalo Martinez, Greg Vanney, Marc Burch, Brandon Owens, Tony Schmitz

Pomocnicy: Clyde Simms, Ben Olsen, Christian Gomez, Stephen deRoux, Felipi, Ryan Cordeiro, Marcelo Gallard, Rod Dyachenko

Napastnicy: Luciano Emilio, Franco Niell

 

Piłkarze z draftu: Jeff Carroll, Richard Mulrooney

 

Jak widać z draftu przybył do nas Richard Mulrooney, były zawodnik Houston Dynamo. Ma on wzmocnić środek pola. Mam nadzieję, że wspomoże nas w ciężkim sezonie.

 

Marzec 2007

 

Puchar Mistrzów: Półfinał z Pachucą

MLS: -

Finanse: 2,328,750 mln $ (+ 1,458,061 mln $)

 

Transfery (Świat):

 

1. Cirilo Saucedo: Tigres ---> New York za 1,9 mln $

2. Rafael: Vasco ---> New England za 400 tys. $

3. Charlie Davies: Hammarby ---> Dallas za 375 tys.$

 

Transfery (Polska): -

 

Ligi świata:

 

Kolumbia: Medelin [0]

 

Ranking FIFA:

 

1. Brazylia - 1648 pkt.

2. Włochy - 1550 pkt.

3. Argentyna - 1478 pkt.

-----------------------

22. USA - 848 pkt.

-----------------------

29. Polska - 804 pkt.

Odnośnik do komentarza

4.4.2007

 

D.C United                                                  Pachuca

1. Jose Carvallo                                            1. Miguel Calero  
2. Bryan Namoff                                             2. Julio Manzur
3. Marc Burch                                               3. Braulio Godinez 
4. Gonzalo Martniez (c)                                     4. Fernando Salazar 
5. Greg Vanney                                              5. Gabriel Caballero (c)
6. Christian Gomez                                          6. Fausto Pinto   
7. Stephen deRoux                                           7. Damian Alvarez
8. Ben Olsen                                                8. Andres Chitiva 
9. Richard Mulrooney                                        9. Jaime Correa
10. Marcelo Gallardo                                        10. Juan Carloch Cacho
11. Franco Niell                                            11. Luis Gabriel Rey

 

Puchar Mistrzów wkraczał w decydującą fazę. Teraz emocje sięgały zenitu. Na własnym stadionie podejmowaliśmy mocniejszą Pachucę, która miała wywieźć łatwe zwycięstwo. Chcieliśmy zakończyć ten mecz bez zera z tyłu, a jak rywal nam pozwoli to przeprowadzić zabójczą kontrę. Wsparcie ponad 30 tys. widzów miało nas ponieść ku dobremu wynikowi. Ja liczyłem również na zaangażowanie i nie pogrzebanie się od razu w pierwszym starciu.

 

Różnicę klas można było zauważyć w mgnieniu oka. W pierwszych sekundach Rey miał już szansę na pogrążenie naszego bramkarza, lecz jego uderzenie w kierunku okienka minęło się z celem. To co nie udało się na początku, powiodło się parę minut temu. Ten sam napastnik dostał podanie od swojego partnera z napadu - Cacho. Wbiegł pomiędzy trójkę moich defensorów i posłał piłkę po długim rogu bramki Carvallo. Nasze zamierzenia spaliły na panewce, więc trzeba było przejść do tzw. "planu b", czyli szybkiej odpowiedzi. Nastąpiła takowa, lecz między słupkami czuwał Calero, a próbował Gallardo. Nie udało nam się doprowadzić szybko do remisu, więc przeciwnicy uspokoili grę i kontynuowali natarcie. Najpierw Rey sprytnie lobował Carvallo, ale Peruwiańczyk dogonił cudem futbolówkę i wybił ją nad poprzeczkę. Fani wstali z miejsc i zaczęli oklaskiwać bramkarza. Jednak Jose nie dał rady w 25 minucie, kiedy dwójkową akcję przeprowadzali najlepsi gracze ekipy gości. Mówię tu o Reyu i Chitivie. Dwoma podaniami przeszli całą naszą obronę i ten drugi zakończył wszystko bramką. Myślałem, że na tym zakończyły się wszystkie nasze marzenia o finale. Później okazało się, iż byłem w błędzie. Pod koniec pierwszej części mieliśmy jeszcze dwie dogodne sytuacje, lecz po próbach Gomeza i Gallardo dobrze spisał się Calero. Z niekorzystnym wynikiem zeszliśmy w kierunku szatni.

 

Starałem się zmotywować zawodników do lepszej gry, a przede wszystkim do zdobycia przynajmniej kontaktowego gola, który znacznie ułatwiłby nam pracę. Niestety pierwsze chwile drugiej odsłony to same dramaty. Najpierw Vanney przypadkowo odesłał Cacho do szpitala. Na szczęście, jak później się dowiedzieliśmy, uraz ten umożliwi występ tego zawodnika w rewanżu. Choć może byłoby lepiej, jakby nie zagrał. Mimo wszystko Pachuca bez swojego strzelca nadal atakowała. I w tej chwili objawiła się druga część dramatu pt. "Pogrążenie chłopców ze stolicy". Torres dostarczył piłkę do przygotowanego na 25 metrze Alvareza, a ten z niewiarygodną siłą umieścił ją w lewym okienku bramki Carvallo. Wszystkie moje notatki rzuciłem na ziemię i rozdeptałem. Nie miałem już pomysłu, dla mnie był to kompletny koniec marzeń. Moi chłopcy uświadomili mnie jednak, że nadzieja umiera ostatnia. W 58 minucie wykonywaliśmy rzut wolny spod samej linii bocznej. Dośrodkowanie źle wybijał Godinez, przez co futbolówka trafiła pod nogi Gomeza. Nasz skrzydłowy miał przed sobą tylko golkipera, więc musiał go pokonać. To też zrobił, zawodnicy szybko wyjęli piłkę z siatki i popędzili w kierunku środka boiska. Przydał nam się ten pośpiech, ponieważ przyjezdni nie wiedzieli do końca co się dzieje. Skorzystał z tego Burch, który zacentrował wprost na głowę do Luciano Emilio, a Brazylijczyk wpisał się na listę strzelców! Okrzyk radości kibiców i ławki rezerwowej można było usłyszeć w Europie Środkowej! Poczuliśmy swoją szansę i nacieraliśmy wszystkimi zawodnikami. Najpierw Mulrooney, potem Gomez, a na końcu Emilio, jednak Ci wszyscy musieli uznać wyższość Calero. Na domiar złego musieliśmy pożegnać się w 74 minucie z Gomezem, ponieważ nabawił się urazu nadgarstka. Argentyńczyk nie pomoże nam przez najbliższy miesiąc, bądź dwa. Na murawie pojawił się Dyachenko. Zbliżał się koniec spotkania, a konkretnie upływała 82 minuta. Napięcie było wielkie, wszyscy uwierzyliśmy w chociażby remis w tej konfrontacji. Gallardo wykonywał rzut rożny i dograł piłkę na krótki słupek. Tam znalazł się nasz kapitan, czyli Martinez, przyjął ją na klatkę i strzelił z woleja! GOOOOOOOLLLL!!! 3-3!!! Szał radości i pozostała obrona Częstochowy przez najbliższe sekundy. Udawało nam się to, ale do czasu. Już w doliczonym czasie gry Rey wykorzystał świetną wrzutkę od Alvareza i ustalił rezultat spotkania na 3-4. Smutek pojawił się na naszych twarzach... Było tak blisko, a jednak nie udało się przeciwstawić się meksykańskiej drużynie. Rewanż będzie niesamowity, a ja nadal liczę na awans do finału Pucharu Mistrzów Ameryki Północnej.

 

Puchar Mistrzów Ameryki Północnej, Półfinał, 1 mecz

4.4.2007, RFK Stadium, Waszyngton, 31310 widzów

 

D.C United [uSA] 3:4 (0:2) Club Deportivo Pachuca [MEX]

 

10'- Rey (0:1)

24'- Chitiva (0:2)

47'- Cacho (ktz., Pachuca)

54'- Alvarez (0:3)

58'- Gomez (1:3)

60'- Luciano Emilio (2:3)

76'- Gomez (ktz., D.C)

82'- Martinez (3:3)

90'- Rey (3:4)

 

Żółte kartki: Martinez (D.C), Pinto, Alvarez (Pachuca)

Arbiter: Terry Vaughn (USA), ocena: 8

Gracz meczu: Luis Gabriel Rey, Pachuca, ocena: 9, 2 gole, 1 asysta, 11/17 celnych podań, 4/8 celnych strzałów

 

Zmiany:

D.C: Felipi za deRouxa (45'), Luciano Emilio za Niella (58'), Dyachenko za Gomeza (76')

Pachuca: Fernandez za Cacho (47'), Torres za Chitivę (47'), Cabrera za Godineza (71')

 

Reszta wyników:

 

Atlante [MEX] 2:1 Houston [uSA]

Odnośnik do komentarza

6.4.2007

 

Do drużyny dołączył Rajmond Durczok (nie ten od upierd****ego stołu). W naszym zespole będzie pracował jako scout, a jego poprzednim pracodawcą była Odra Wodzisław.

 

7.4.2007

 

Colorado Rapids                                           D.C United                                

13. Oscar Dautt (c)                                       12. Jose Carvallo 
6. Brandon Prideaux                                       23. Gonzalo Martinez (c) 
4. Jose Burciaga Jr.                                      4. Marc Burch
3. Facundo Erpen                                          2. Brandon Owens 
12. Mike Petke                                            3. Tony Schmitz 
15. Ciaran OBrien                                         21. Stephen deRoux 
8. Mehdi Ballouchi                                        13. Felipi
19. Scott Campbell                                        14. Ben Olsen 
7. Jovan Kirovski                                         18. Richard Mulrooney
20. Nicolas Hernandez                                     10. Marcelo Gallardo 
26. Conor Casey                                           9. Franco Niell 

 

Po spotkaniach sparingowych i średnio udanej potyczce z Pachucą czekała na nas inauguracja MLS, w której przeciwnikiem była ekipa Colorado Rapids. Bukmacherzy przed tym spotkaniem podzielili się na dwa "obozy". Jedni obstawiali nas jako faworyta, a drudzy zwycięstwo przypisywali podopiecznym Fernando Clavijo. Pierwszy mecz w lidze jest zawsze ważny. Na piłkarzach ciąży ogromna presja, ponieważ dobrze byłoby zaliczyć dobry początek. Niestety sporo argumentów przemawiało przeciwko nam:

 

1) Mało czasu na odpoczynek po spotkaniu z Pachucą

2) Brak Namoffa, Simmsa oraz Gomeza

3) Występ na wyjeździe

 

Kontuzje i zawieszenia spowodowały, iż skład musiał zostać trochę zmodyfikowany. Gomeza na prawej stronie zastąpił lewoskrzydłowy deRoux. Nominalnie nie jest on odpowiednim kandydatem na tą pozycję, lecz w zapasie nie mam innego, odpowiedniego zawodnika. Pozycję Jamajczyka na lewej flance zajął Brazylijczyk Felipi. W obronie zaszło też sporo zmian. Grający do tej pory na pozycji stopera Martinez musiał przejść na bok obrony, ponieważ Namoff nie był uprawniony do wyjścia na murawę. Na środku defensywy wystąpili Owens i Schmitz. Z lekko eksperymentalnym składem rozpoczęliśmy...

 

... ale nie najlepiej. Przez trzy minuty zawodnicy Colorado zamknęli nas we własnym polu karnym i próbowali strzelić bramkę otwierającą wynik. Męczyli się niesamowicie, ponieważ próbowało aż trzech zawodników ekipy gospodarzy, lecz żaden z nich nie zdołał pokonać Carvallo. W końcu jednak twierdza upadła i po dośrodkowaniu Pideauxa gola głową zdobył Casey. Powiem szczerze, nie wierzyłem już w wygraną. Skoro przez trzy minuty nasi rywale oddają cztery strzały na bramkę to znaczy, że coś nie funkcjonuje jak potrzeba. A z czasem było jeszcze słabiej. Campbell próbował chwilę później, lecz na nasze szczęście futbolówka znacznie minęła posterunek strzeżony przez Carvallo. Przez następne pół godziny pojedynek ten stał się tak nudny, że kibice już w 40 minucie opuszczali stadion, aby udać się do toalet i pobliskich sklepów. Mieli rację, ja najchętniej zrobiłbym to samo. Jedyna rzecz jaka zasługuje na pochwałę to postawa naszego golkipera, który przed samą przerwą nie dał się pokonać Hernandezowi w sytuacji sam na sam. Smutni opuściliśmy boisko i udaliśmy się na odpoczynek.

 

Upłynął kwadrans drugiej odsłony, a fani już zaczęli gwizdać na zawodników obu drużyn. Nie takiego widowiska się spodziewali. Zero akcji, zero strzałów, zero jakiejkolwiek inicjatywy i zaangażowania. Jedyny Carvallo z całej drużyny musiał się od czasu do czasu wysilić. W 61 minucie znów Peruwiańczyk uratował nas przed stratą gola. Szczęścia próbował Hernandez, jednak uderzył po ziemi i za lekko, więc dużych kłopotów nie sprawił bramkarzowi. Powoli zbliżał się koniec starcia, a dopiero wtedy ożywiliśmy się. Na lewej stronie otrzymał futbolówkę Burch. Rozejrzał się kto wbiega w szesnastkę i zawiesił wysoko piłkę ponad ten obręb. Odnalazł się tam Franco Niell, przeskoczył obrońcę, uderzył... GOOOLL!!! Niewielka grupa kibiców z Waszyngtonu wpadła w szał i najchętniej zeszłaby z górnych sektorów trybun i uściskałaby bohatera. Staraliśmy się jak najbardziej przedłużać, ponieważ wiedzieliśmy, że nie było to dobre spotkanie w naszym wykonaniu, a remis byłby jakimś pocieszeniem. Cofnęliśmy się mocno i liczyliśmy na kontrataki. W 79 Ballouchi z furią nacierał na bramkę. Więcej jednak było chaosu i nieporadności w tej próbie niż przemyślanego zagrania. Arbiter doliczył cztery minuty i zaczęła się okropna nerwówka. Staraliśmy się długo utrzymywać przy piłce, a jak była konieczność to wybijać ją na aut. Vanney doskonałym wślizgiem odebrał futbolówkę na boku i podał do biegnącego skrzydłem Cordeiro. Ryan zauważył wpadającego w pole karne Mulrooney'a i posłał mu płaskie podanie. Amerykanin przyjął je i ze stoickim spokojem wpakował "łaciatą" do siatki!!! GOOOOOOOLLL!!! Fani gospodarzy uciszeni, a Mulrooney świętował swój niesamowity debiut! Wyskoczyłem z ławki rezerwowych i szybko popędziłem w stronę zawodników, aby im pogratulować. Miałem gdzieś arbitra technicznego, który nakazywał mi powrót do wyznaczonej strefy. Chciałem razem z piłkarzami cieszyć się ze zwycięskiego trafienia. Zostało 180 sekund do końca widowiska i wtedy kompletnie zamurowaliśmy własną twierdzę. Colorado nie przebiło się już przez zmasowaną defensywę, więc mogliśmy się cieszyć z pierwszej wygranej w MLS!

 

Major Soccer League, 1 kolejka

7.4.2007, Dick's Sporting Goods Park, Commerce City, 14125 widzów

 

Colorado Rapids [WEST] 1:2 (1:0) D.C United [EAST]

 

3'- Casey (1:0)

70'- Niell (1:1)

90'- Mulrooney (1:2)

 

Żółte kartki: Owens (D.C)

Arbiter: Roni Canales [uSA], ocena: 7

Gracz meczu: Franco Niell (D.C), ocena: 8, 1 gol, 9/22 celnych podań, 1/3 celnych strzałów

 

Zmiany:

 

Colorado: Clark za Hernandeza (62'), Chevannes za Petke (71'), Kimura za Kirovskiego (71')

D.C: Cordeiro za Felipi (45'), Dyachenko za Gallardo (69'), Vanney za Burcha (79')

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...