Skocz do zawartości

Tahuantinsuyu


Xysio

Rekomendowane odpowiedzi

W drugim półfinale USA po przekonującym meczu, w którym przeważało, pokonało Argentynę 1:0 i to właśnie amerykanie będą naszymi rywalami w finale Copa America. Bo tak naprawdę świadomość, że reprezentacja Peru jest po raz pierwszy od 1975 roku w finale tej imprezy i to pod moją wodzą dotarła do mnie dopiero następnego dnia, gdy z okna mojego pokoju hotelowego ujrzałem czerwono - biały tłum skandujący moje nazwisko. Dokonałem czegoś czego ostatnio dokonała złota jedenastka z lat 70. W dodatku ta drużyna miała niebywały potencjał, dzięki któremu mogła zajść jeszcze dalej.

 

Na razie jednak postanowiłem skupić się na wielkim finale. Naprawdę nie spodziewałem się, że w tak krótkim czasie będę występował w jakimś meczu finałowym, a teraz miałem poważny kłopot. Bo chociaż Jayo wrócił, to pozostali piłkarze byli albo kontuzjowani, albo zmęczeni poprzednimi spotkaniami. Trener kadry USA nie miał tego kłopotu - jego znakomicie przygotowani fizycznie podopieczni nie uskarżali się na żadne urazy czy upał.

Finał miał się odbyć na wspaniałym obiekcie - stadionie Juana "La Avanzadora" Ramirez w Maturin. Na tym wspaniałym obiekcie tłumnie zasiedli kibice z Peru, często nielegalnie podróżując przez całą Amerykę, byle tylko zobaczyć ten mecz. Nie mogłem ich zawieść.

 

Dosłownie na sekundy przed wyjściem na boisko urazu doznał Santiago Salazar, którego w składzie zastąpił Arakaki. Ostatecznie na boisko wybiegli:

Penny - Cancar, Rodriguez, Arakaki, Vargas - Jayo - Farfan, Zegarra - Viza - Pizarro, Zuniga.

Stadion powitał mnie oszałamiającym hukiem i ceremonią zamknięcia, znacznie okazalszą od tej otwierającej turniej. Na stadionie zasiadł wojskowy dyktator Wenezueli Hugo Chavez, prezydent Peru Alan Garcia Perez oraz premier Jorge del Castillo. Prezydent Bush się nie pojawił, przybyło za to kilku pomniejszych amerykańskich polityków. Gdy ceremonia dobiegła końca i odegrano hymny piłkarze wbiegli na boisko i mogłem zająć się tym, co lubię najbardziej - futbolem. Sędzia zagwizdał po raz pierwszy i wielki finał się rozpoczął...

 

Czy Peru wygra Copa America?

Czy Henryk Kasperczek wytrzyma związaną z meczem presję?

Jak zareaguje Henryk Kasperczak, gdy się o wszystkim dowie?

Czy pojawi się zły brat bliźniak?

Na te i inne pytania dostaniecie odpowiedź już jutro, w kolejnym odcinku Tahuantinsuyu. Nie przegapcie!

Odnośnik do komentarza

Pierwszą groźną akcję przeprowadzili amerykanie w 8 minucie. Na szczęście dośrodkowanie Johnsona skutecznie zablokował Arakaki, wybijając piłkę na rzut rożny. My czekaliśmy aż do minuty 17, by oddać pierwszy strzał. Jego autorem był obrońca, Cancar, a piłka przeszła wysoko nad bramką nie czyniąc nikomu żadnej szkody. W 28 minucie mieliśmy doskonałą sytuację ze stałego fragmentu - Farfan wykonywał rzut wolny ze skraju pola karnego. Piłka zatoczyła łuk ponad murem... ale Howard nie dał się zaskoczyć i wybił ją w boisko. Zaraz potem nasi rywale wyszli z kontrą, jednak doskonale spisał się Arkakaki i udało im się jedynie oddać słabiutki, niecelny strzał, nie stanowiący żadnego zagrożenia. W samej końcówce dość nudnej pierwszej połowy świetnie pokazał się wprowadzony wcześniej za kontuzjowanego Pizarro Guerrero, ale jego dośrodkowanie do Zunigi wybili obrońcy. Strata naszego najlepszego napastnika była bolesna, ale wierzyłem, że zmiennicy spiszą się jak najlepiej. Dosłownie w ostatniej sekundzie gry, gdy wszyscy byli już myślami w szatni nagle nie wiadomo skąd wyskoczył zawsze groźny Donovan i stanął sam na sam z bramkarzem. Serce na chwilę mi stanęło, gdy Amerykanin uderzył z całej siły... a Penny sparował ten strzał niemal bez wysiłku. Odetchnąłem z ulgą i skierowałem się do szatni, dopalając ostatniego papierosa jaki mi został. A przecież była jeszcze druga połowa...

Po przerwie USA postanowiło nas zaskoczyć i po dwudziestu sekundach gry Dempsey posłał piłkę z dystansu, na szczęście mocno chybiając. Zaraz potem wyprowadziliśmy kontrę, która skończyła się faulem na Zunidze i doskonałą okazją na wykonanie wolnego. Farfan wrzucił piłkę w pole karne, w zamieszaniu znalazł się Zegarra, ale jego strzał fenomenalnie obronił Howard. W 53 minucie Penny znów nas uratował, wyskakując wyżej niż Johnson i wybijając piłkę. Ta szła jak po sznurku przez całe boisko i w końcu trafiła do Zunigi, który popędził prawym skrzydłem i dośrodkował w pole karne. Guerrero był kryty przez Bocanegrę, więc nie mógł uderzyć czysto, niemniej jednak wyskoczył do tej piłki. Lekka główka zaskoczyła Howarda, który minął się z piłką... Zaraz potem biegłem przez całe boisko z rękami uniesionymi w geście tryumfu, żeby podziękować młodemu napastnikowi, którego bramka dała nam prowadzenie w finale Copa America! Sędzia jednak szybko mnie ostudził, każąc wracać na ławkę. I bardzo dobrze zrobił, gdyż teraz musiałem dopilnować, by piłkarze wykonali instrukcje, które przekazałem im przed meczem i cofnęli się do głębokiej defensywy. Amerykanie zaś rzucili się do rozpaczliwego ataku. W 67 minucie strzał Johnsona obronił Penny. Zaraz potem wprowadzony wcześniej Adu miał doskonałą sytuację, ale piłka o milimetry minęła słupek bramki. Potem jakby opadli z sił, gdyż na boisku nie działo się wiele aż do 83 minuty. Wtedy to Zegarra posłał piłkę z lewej strony z rzutu wolnego, tam wyskoczył do niej Zeniga i uderzył z główki. Zmierzający do siatki piłkę usiłował jeszcze ratować Adu, ale zamiast tego... strzelił samobója! Szczerze mówiąc nie pamiętam co działo się dalej, w pamięci mam tylko czerwono biały tłum niosący mnie na rękach po ulicach Marutinu i hektolitry lejącego się szampana.

Obudziłem się dwa dni później z potwornym bólem głowy i żołądka, otoczony wieńcami kwiatów i innymi prezentami od fanów. Musiałem dochodzić do siebie jeszcze tydzień, ale był to najszczęśliwszy kac w moim życiu...

 

28 lipca 2007, Estadio Juana "La Avanzadora" Ramirez, Marutin:

[CAm Fin] Peru - USA 2:0 (0:0)

Guerrero 54, Adu 83 sam.

Widzów: 51 967

 

Piłkarz meczu: Ernesto Arakaki (9) - Peru

Odpowiedzi na wczorajsze pytania:

Tak.

Tak.

Nie dowie się.

Nie.

Odnośnik do komentarza

Sława, pieniądze, autografy... To wszystko czekało mnie po powrocie do domu. Nagle stałem się rozpoznawalny na cąlym kontynencie. W końcu, gdy zaproszenia na wystawne bankiety wydawane przez peruwiańską elitę przepełniły zapchały już moją skrzynkę, postanowiłem spalić je wszystkie w piecu i zabrać się z powrotem za piłkę.

 

A był już na to najwyższy czas, gdy rozpoczynały się eliminacje do Mistrzostw Świata 2010 w RPA. Musieliśmy w nich wypaść dobrze, w końcu byliśmy oficjalnie najlepszą drużyną w Ameryce Południowej. Dzięki naszemu rewelacyjnemu występowi w rankingu FIFA skoczyliśmy z 39 na 12 pozycję. Teraz jednak, dzięki systemowi ligowemu miało się okazać kto tak naprawdę jest najlepszy.

 

Na mecze z Chile (u siebie) i Brazylią (na wyjeździe) powołałem następujących graczy:

 

Jose Carvallo

Erick Delgado

Diego Penny

 

Ernesto Arakaki

Jean Pierre Cancar

Manuel Corrales

Jhoel Herrera (O/DBP PL, 27, Alianza Lima) - mogący grać po obu stronach boiska obrońca, który mógłby być ciekawą alternatywą dla Corralesa czy Cancara.

Javier Mosquera

Alberto Rodriguez

Santiago Salazar

Juan Manuel Vargas

Carlos Zambrano

 

Paolo De la Haza

Cristian Benavente

Cesar Ccahuantico

Luis Hernandez

Juan Jayo

Henry Quinteros

Junior Viza

Carlos Zegarra

Junior Ross

 

Fernando Garcia (N, 20, Deportivo Municipal) - ciekawy, utalentowany napastnik testowany przez pierwszoligową drużynę zwrócił też i moją uwagę.

Jose Paolo Guerrero

Roberto Holsen

Claudio Pizarro

Ysrael Zuniga

 

Ogromnym osłabieniem była dla nas kontuzja Farfana, który nie będzie mógł zagrać jeszcze przez najbliższe dwa miesiące. Mimo to powołani przez mnie gracze powinni dobrze się spisać w zbliżających się spotkaniach. Plan minimum zakładał zwycięstwo z Chile, plan maksimum urwanie punktów Brazylii.

Odnośnik do komentarza

Chile było teoretycznie słabą, ale jednak bardzo groźną drużyną. Odpadło z Copa America po bezbarwnej porażce z Boliwią, ale wcześniej potrafiło zremisować z Brazylią i USA. Mieli w składzie kilku piłkarzy o jakich ja mogłem tylko pomarzyć i to właśnie ich musieliśmy się strzec. Mimo wszystko jednak byliśmy faworytami tego meczu.

 

Treningi na zgrupowaniu były bardzo ciężkie. I chyba jednak za ciężkie - w ciągu dwóch dni pożegnaliśmy trzech graczy - Garcię, Mosquerę i Zegarrę. Ten ostatni miał zagrać w pierwszym składzie, więc jego brak przyjdzie nam odczuć i to bardzo.

 

Na mecz wybiegliśmy w dość klasycznym składzie, pomijając kontuzje:

Penny - Cancar, Salazar, Arakaki, Corrales - Jayo - De la Haza, Vargas - Hernandez - Pizarro, Guerrero

Na lewym skrzydle postanowiłem spróbować występującego dotychczas w obronie Vargasa, zaś w ataku dałem szanse Guerrero, który ostatnio rozstrzelał się w Hamburgu.

 

Już pierwsze minuty upewniła mnie w przekonaniu, że był to dobry pomysł - Jayo wrzucił piłkę w pole karne, Claudio Bravo obronił strzał Pizarra, ale ślicznej dobitki właśnie Guerrero już nie zdołał. Eliminacje zaczynały się dla nas wspaniale. Niestety, niesiony brawurą napastnik, zaraz po strzeleniu gola popełnił cyniczny, brutalny faul, który kosztował go czerwoną kartkę, a nas zmusił do gry w dziesiątkę. Tym samym był to chyba najkrótszy czas spędzony na boisku ze strzeloną bramką w historii peruwiańskiej reprezentacji. Jego brak dał się odczuć od razu - Chile zwietrzyło swoją szansę i zaatakowało. Gdy w 24 minucie kontuzji doznał Vargas złapałem się za głowę - skład zaczął się zupełnie rozsypywać! Nadal jednak prowadziliśmy. I to prowadzenie jakimś cudem udało się utrzymać do przerwy, głównie dziękim fantastycznym interwencjom Penny'ego.

W przerwie zmieniłem ustawienie na najbardziej defensywne, na jakie tylko mogłem sobie pozwolić. To zaskoczyło przeciwnika. Zaraz po przerwie Jayo wykonywał z daleka rzut wolny, w pole karne świetnie wpadł Hernandez i celnym strzałem z ostrego kąta podwyższył prowadzenia na 2:0. Wydawało się, że ten gol podciął Chilijczykom skrzydła, jednak po okresie słabszej gry znów zaczęli nas atakować. Przyniosło to efekt w 70 minucie, kiedy Mark Gonzales najwyżej wyskoczył do piłki posyłanej z rzutu wolnego pokonał Penny'ego strzałem tuż przy słupku. Zrobiło się niebezpiecznie. Na szczęście chwilę potem wykonywaliśmy podręcznikowy rzut wolny - De la Haza dośrodkowywał, najwyżej wyskoczył Salazar i lekkim strzałem głową nie dał szans Bravo. Sędzia zaliczył tego gola jako samobój Pardo, ale nie protestowałem - ważne że padł. Chile ogarnęła frustracja i w końcowych minutach nie byli dla nas żadnym zagrożeniem. Odnieśliśmy zwycięstwo wykonując plan minimum.

 

1 września 2007, Estadio Nacional, Lima:

[Elim. MŚ] Peru [-] - Chile [-] 3:1 (1:0)

Guerrero 3, Hernandez 49, Pardo 73 sam. - Gonzales 69

Guerrero cz. k. 4

Widzów: 43 344

 

Piłkarz meczu: Ernesto Arakaki (8) - Peru

Odnośnik do komentarza

Pozostałe spotkania eliminacji w naszej strefie przedstawiały się następująco:

 

Boliwia - Kolumbia 2:2

Ekwador - Argentyna 0:1

Urugwaj - Paragwaj 2:1

Wenezuela - Brazylia 0:2

 

Oznaczało to, że przynajmniej przez te kilka dni jesteśmy liderami w tabeli. Nasze liderowanie szybko miało się jednak skończyć, gdyż nie wyobrażałem sobie zwycięstwa z Brazylią na jej terenie.

 

W porównaniu do meczu z Chile w składzie nastąpiła jedna zmiana: pauzującego za czerwoną kartkę Guerrero zastąpił Holsen:

Penny - Cancar, Salazar, Arakaki, Corrales - Jayo - De la Haza, Vargas - Hernandez - Pizarro, Holsen

 

Brazylijczycy już od pierwszych minut chcieli nam pokazać, że zemsta za pokonanie ich w ostatnim meczu będzie surowa. nasza dobra gra w obronie sprawiła jednak, że nie mogli podejść pod bramkę, zasypali nas więc groźnymi strzałami z dystansu. Przez pierwsze dwadzieścia minut Penny udowadniał, że jest półbogiem - bronił tak wspaniale, że mogłem przed nim paść na kolana. Potem gra się wyrównała, a w końcówce spotkania... to my mieliśmy przewagę! Niestety, Julio Cesar również udowadniał, że byle bramkarz w reprezentacji Brazylii nie gra i obronił kąśliwe strzały zarówno Hernandeza jak i De la Hazy.

Po przerwie obraz gry wyglądał podobnie - Brazylia niemrawo usiłowała atakować, a nasze kontry zmuszały Cesara do maksymalnego wysiłku. Marzenia jednak skończyły się w 64 minucie, kiedy to po kombinacyjnej akcji Alveza, Robinho i Adriano, ten ostatni z bliskiej odległości nie dał Penny'emu szans. Po tym golu całkowicie straciliśmy wiarę w zwycięstwo i już nawet nie próbowaliśmy atakować. Ostatecznie pogrążył nas Maicon, który uderzył piękną, podkręconą piłkę z dystansu. Brazylia zasłużenie wygrała, ale ja i tak byłem zadowolony z postawy mojej drużyny.

 

5 września 2007, stadion Vivaldao, Manaus:

[Elim. MŚ] Brazylia [2] - Peru [1] 2:0 (1:0)

Adriano 64, Maicon 80

Widzów: 57 980

 

Piłkarz meczu: Julio Cesar (9) - Brazylia

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...