Skocz do zawartości

Your Guardian Angel


citko

Rekomendowane odpowiedzi

Nie odwiedzałem tego kraju od 20 lat, ale Joanna powiada (czasami żartem, czasami nie), że ma wątpliwości, czy w ogóle stąd wyjechałem. Ostatnio oświadczyła, że czas to dla mnie nic innego jak ciąg zakładek, za pomocą których przemieszczam się tam i z powrotem po księdze życia, powracając raz po raz do pewnych wydarzeń, wskutek czego, zdaniem jej bardziej przenikliwych myśli, wykazuję wszelkie znamiona klasycznego melancholika.

Joanna ma rację. W tak wielu sprawach ją ma.

Niebawem ją również utracę. Zostało jej zaledwie kilka tygodni życia, oznajmił niedawno jej prywatny doktor, Stanisław Ptak, związany z nią od dobrych trzydziestu lat. Przyjechałem tu głównie z jej powodu, choć to wcale nie było dla mnie takie łatwe. Moja najwierniejsza przyjaciółka, bratnia dusza, która sprawowała tą funkcję od najwcześniejszych lat dzieciństwa, kiedy to dzieliła mój dom sąsiedztwem ze swoim domem, była dla mnie jedyną ostoją, która mi pozostała. Po odejściu Natalii przed ponad dwudziestoma laty temu, jedynej miłości mego życia, najcudowniejszej niegdyś osoby, decyzja o wyjeździe do Anglii rozłączyła nas na długi szmat czasu. W momencie, gdy dowiedziałem się o wyroku w sprawie jej życia, rzuciłem pracę podrzędnego trenera w Wrexham FC, występującym na szczeblu Conference National, sprzedałem mieszkanie i powróciłem do Polski w rodzime strony. Rodzime z pozoru, bo prócz nagrobku moich przyrodnich rodziców, nie miałem tu nikogo z rodziny. Mogła być nią rzecz jasna Ona, ale sprawy potoczyły się zupełnie inaczej niż sobie to wcześniej wyobrażałem. Zapewne też nigdy nie przyszłoby mi opuszczać tego miejsca, gdyby nie to smutne wydarzenie z przeszłości. — Jest tu gdzieś, czuję to — mówiłem sobie w myślach, ale już wcześniej zadecydowałem, że nie będę jej szukać. Nie było sensu tego robić. Nie po tym wszystkim, co przeżyłem.

Teraz liczy się Joanna. Naszej więzi, która nas łączy, nie rozumie chyba nikt. Zarówno jej kochający mąż, jak i trójka dorosłych już dzieci, które posiada. Nikt tak jak ona nie rozumiała moich potrzeb. I nikt tak jak ja, nie rozumiał jej. Może to paradoks, co teraz powiem, ale nie mieliśmy prawa się w sobie zakochać. Czuliśmy to oboje już wtedy i tak już pozostało. Była dla mnie jak siostra i ona także traktowała mnie w sferze siostrzanej miłości. Wspomniała o tym również ostatnio.

 

Nie zmieniłeś się wcale — powiedziała, widząc mnie po raz pierwszy od 20 lat. Niespełna godzinę po moim przylocie z Wrexham.

Jej blada, wychudzona cera, świadczyła o zaawansowanym stopniu choroby, która przenikała każdy cal jej nad wyraz drobnego ciała każdego następnego dnia.

Miło Cię znów widzieć — odpowiedziałem, biorąc jej delikatną dłoń w swoją, przechyliwszy do swoich ust.

Było z nią gorzej niż przypuszczałem. Nie mogłem się pogodzić z decyzją, że klamka w sprawie jej życia już zapadła. Nie, to niemożliwe! Ale wiedziałem, że się mylę. Przeżywałem już to kiedyś...

Mamy dużo do nadrobienia — uśmiechnęła się i nabierając w usta powietrza zmusiła się do tego, by powiedzieć jeszcze coś, ale w momencie opadła z sił i przechyliła się z powrotem w stronę łóżka, na którym leżała.

 

Ten wieczór minął stanowczo zbyt szybko, by móc opowiedzieć sobie wszystko, co skrywały tajemnice odległości, która nas przez ten czas dzieliła. Rozmawialiśmy około czterech godzin i tylko czasami miewaliśmy lekkie przestoje, kiedy poczuła się nieco gorzej i odpoczywała w bezruchu. Wychodząc z jej pokoju, dwukrotnie zdążyłem zapewnić, że jutro znów się zobaczymy. Do drzwi wyjściowych zaprowadził mnie Piotr, jej mąż, a mój stary znajomy. Byłem zresztą świadkiem, gdy się pobierali.

Bardzo mi przykro — oświadczyłem jeszcze na progu. — Postaram się i zrobię wszystko co w mojej mocy, by z tego wyszła. Nie wierzę Piotrze, że to tak po prostu może się skończyć! Nie tym razem! Znasz mnie, wiesz co mnie łączy z Twoją żoną... ja to po prostu czuję! — mój szarpany głos w ostatnich frazach wypowiedzianych słów, mieszał się z echem wcześniejszych, sprawiając wrażenie tłumionego i przeszywającego zarazem. Starałem się dodać otuchy mojemu rozmówcy, który znajdował się — z tego co udało się mi zaobserwować — na skraju załamania nerwowego. — Nie skłamałem, a tylko nie wyjawiłem prawdy — wmawiałem sobie po tym zajściu. Prawda dla mnie samego była zbyt bolesna i nie chciałem jej zbyt długo rozpamiętywać. Przerażała mnie. Nie wierzyłem w cuda, a nauczył mnie tego los. Wierzyłem natomiast w przeznaczenie i we wszystko co z nim związane. Wierzyłem, że jeżeli coś jest komuś przeznaczone, to prędzej czy później, niezależnie od okoliczności, to "coś" musi powrócić tam, gdzie jest tego miejsce. W tym przypadku wierzyłem, że Joannę będzie czekało wieczne szczęście w niebie. I nie pomyliłem się...

 

 

 

 

 

 

 

Dla tych z Was, którzy ujrzeli nowy temat w dziale karier mojego autorstwa i poczuli się tym faktem nieco zmartwieni, muszę powiedzieć, że zdrowiu projektu "90 minut" nie zagraża żadne większe niebezpieczeństwo. Jest to twór o charakterze "póki śmierć nas nie rozłączy (forum nie padnie)" z zapatrywaniem na wielosezonową rozgrywkę, co przy obecnym jego rozmachu, czyni ją niezniszczalną jeszcze na długie lata.

Jeżeli jednak godzi to w jakiś sposób w regulamin podforum "kariery i opowiadania", to prosiłbym o tymczasową kłódkę dla dziewięćdziesiątki...

Jednakowoż nie zakładam nowej kariery co 14 dni, by ją po tym okresie zamknąć i spróbować czegoś nowego z nowym klubem, zakładając tym samym nowy temat, jak to co poniektórzy zwykli czynić. Prosiłbym raczej o możliwość kontynuowania dwóch karier jednocześnie.

Odnośnik do komentarza

W domu Joanny przebywałem codziennie od momentu swojego przyjazdu, prócz weekendów, które spędzała wspólnie z rodziną, przyjeżdżającą z różnych zakątków Polski. Jej samopoczucie fizyczne pogarszało się z każdym dniem, lecz nie miało wpływu na stan jej ducha. Zawsze wesoła i uśmiechnięta — taką właśnie ją zapamiętałem. Te piękne dni, wspólne dni spędzone razem, mijały niczym zaczarowane na szczerych rozmowach, które prowadziliśmy. Codziennie przynosiłem mojej przyjaciółce kwiaty. Wąchała je wtenczas i zachwycała się nimi. Sposób, w który na nie reagowała, sprawiał mi olbrzymią radość w sercu. Lata spędzone w samotności podczas mojego pobytu w Anglii, zostały w pełni nagrodzone tymi chwilami. — Jesteś cudowna — powtarzałem czasem, co spotykało się z planowanym grymasem na jej twarzy, przyozdobionym słowami "tak wiem" wychodzącymi z jej ust, po których oboje wybuchaliśmy niepohamowanym śmiechem.

 

Dzień, w którym to się stało, zapadł mi w pamięci na zawsze. Była to niedziela i mimo, że dzień ten był jak zwykle zarezerwowany dla składającej ciągle wizyty rodziny, zostałem poproszony drogą telefoniczną o natychmiastowe przybycie.

 

W przestronnym pokoju, w którym zapach kwiatów przenikał swoją intensywnością wszystko, docierając nawet do najbardziej niedostępnych zakamarków, zgromadziła się najbliższa rodzina Joasi wraz z mężem Piotrem, córkami: Anną i Jolantą (bez swoich mężów) i synem Bartoszem. Wszedłem do środka zasapany, z wcześniejszym ogarnięciem w umyśle liczby członków rodziny oczekującej na zewnątrz pokoju. Było ich może z dwudziestu. Otwierając drzwi pokoju, po części znałem powód, dla którego zostałem tu wezwany i okoliczności, które będą jego następstwem. W zbliżeniu wywarło to na mnie jeszcze większe wrażenie. Czułem się niczym w grobowcu faraonów egipskich i w momencie drgnęły mną ciarki. Uchwyciłem w pamięci obraz nienaturalnie wręcz bladej Joasi, z wyraźną linijką grymasu na twarzy, spowodowanej ogromnym bólem, który nią targał. Przemówiła dopiero w momencie, gdy mnie ujrzała. Wcześniej przez ponad pół godziny nie pisnęła słowem, jakby oszczędzając sił przed finalną rozgrywką, która miała nastąpić. Kazała wtenczas pochwycić się wszystkim za ręce, tak by ciała wokół niej zgromadzone stworzyły swego rodzaju okrąg, sprawiając pozory jednego, harmonijnego ciała. Ja i Piotr trzymaliśmy jej wychudzone dłonie bezwiednie opuszczone na łóżku. W nienaturalnej ciszy, która powstała, w poczuciu, że jest naprawdę źle, Joanna w końcu przemówiła cierpiącym, acz spokojnym i opanowanym głosem:

Kochanie — zwróciła się do swojego męża Piotra. — Uwielbiałam każdą chwilę spędzoną z Tobą. Kocham Ciebie i dzieci, które mi dałeś. Ankę, Jolkę i Bartka. Jesteście najważniejszymi osobami, które pojawiły się w moim życiu. Obiecaj mi kochanie... — wyraźnie załamała głos wypowiadając te słowa — że bez względu na wszystko co się stanie, ułożysz sobie życie i będziesz się nim cieszył, aż do momentu, w którym - jeśli Bóg da - spotkamy się w niebie — zakończyła zdanie z wyraźną ulgą a widać było dokładnie, przez co właśnie przechodzi.

 

Oboje przypadli sobie w ramiona, tuląc się i po części pewnie zaklinając w duchu, dlaczego ten moment wypadł właśnie teraz. Dlaczego nie mogli żyć jeszcze kilkanaście lat razem, w szczęściu i radości, doczekawszy się wnuków? Dlaczego nie mogli razem zestarzeć się, ciesząc się wspólnym życiem?

Tłumione do tej pory płacz i pochlipywanie ze strony córek Joanny - Anki i Jolki - wyraźnie się nasiliły i nabrały jeszcze bardziej cierpkiego wyrazu. Każda z dziewczyn zdawała się mówić płaczem: "kochamy Cię mamusiu, nie odchodź!". Jedynie Bartosz zachował stoicki spokój, chociaż być może nie do końca zdawał sobie sprawy z dramaturgii sytuacji. A była to już kwestia kilku minut.

 

Zauważyłem, że Joasia była jeszcze słabsza niż przed momentem, w którym pojawiłem się w pokoju. Teraz każdy najmniejszy nawet ruch, każde najciszej wypowiedziane słowo sprawiało jej ogromny, przeszywający ból, odbierając świadomość i jasność umysłu.

 

Uwolniwszy się z objęć męża, przełykając z trudem nagromadzoną w przełyku ślinę, zwróciła się ku mnie.

Marcinie, dziękuję Ci za wszystko, co zrobiłeś dla mnie i mojej rodziny. Za wieczną przyjaźń, którą mnie obdarowałeś, mimo, że zdaje sobie sprawę z tego, jak trudne to musiało czasem być ze mną — zmusiła się na uśmiech, ale w momencie został on stłumiony salwą dotkliwego bólu, który mimowolnie ją nastał. Chwilę trwało, by zebrała się w sobie i mogąc kontynuować swoją kwestię, lecz wyraźnie miała już problemy z koncentracją i bezwolnie pogłębiała się w półmroku.

Chcę Ci powiedzieć, żebyś... nie daj się zwieść. Nie daj się unosić dumą. I spróbuj, ja wierzę w wartości, które, które... daj sobie szansę. Daj szansę jej... — zacisnęła pięści na obu dłoniach spoczywających w naszych - mojej i Piotra - po czym nieświadomie oddała się posuwać w stronę światła, które żarzyło się w jej sercu nienaturalnym blaskiem. Widziałem jak śmierć odbiera jej ostatnią wolę tchnienia i kawałek po kawałku, począwszy od czubka głowy posuwa się w dół z szybkością toczonej piłeczki pingpongowej wprawionej w ruch lekkim tknięciem. Po niespełna minucie było już po wszystkim...

 

Przekaz jakim zostałem obdarowany przez Joannę przed jej śmiercią, nie był może zbyt jasny i czytelny. Nie był nim dla żadnej osoby, która znajdowała się w pokoju, prócz mnie. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek przyjdzie mi zmierzyć się z tym ponownie. Nie mogłem jednak zawieść oczekiwania mojej najwierniejszej przyjaciółki, mojej nauczycielki, siostry i lekarza duszy w jednym. Znaczyła dla mnie więcej, niźli mogła znaczyć jakakolwiek inna osoba na tym świecie. Nie mogła być ważniejsza niż moja rodzona matka czy ojciec, których nigdy nie znałem, ani też przybrani rodzice, którzy odeszli, gdy miałem 15 lat, ginąc w wypadku samochodowym. Czy też, no właśnie... Natalia.

 

Poczułem przeszywający me ciało dreszcz na wskutek przywołanego przed momentem w myślach imienia. Jeżeli ktoś przede mną nazwał ten świat dziwnym i zaskakującym, to jestem pewien, że nie wiedział co mówi. Albo bynajmniej nie zdawał sobie sprawy z sensu tego, o czym mówi. Te słowa można było porównać do biblijnych ziarnek pszenicy rzuconych pomiędzy skały, skazanych prędzej czy później na totalną zagładę. Moje myśli natomiast znalazły swoje odzwierciedlenie w ziarnkach padających na żyzną glebę. Tym razem to ja z kolei nie zdawałem sobie z czegoś sprawy. Nie wiedziałem bowiem, co to oznacza...

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Od śmierci Joanny minęły już ponad dwa miesiące. Od tego czasu sporo zmieniło się w moim życiu. Bagaż doświadczeń zwieziony z powrotem na ojczyste łono, związany z moim pobytem w Anglii, z zawodem, który tam wykonywałem, ku mojej ogromnej uciesze przydał się na krajowym rynku pracy. Przez cały ten okres, w którym na nowo przyzwyczajałem się do polskiej mentalności, nie próżnowałem. Rozsyłałem ręcznie wykonane CV, które nie powiem — musiało robić wrażenie na potencjalnych pracodawcach. Jeżeli chodzi o pracę w samym Wrexham, być może nie budziła ona jakiegoś większego zauważalnego wrażenia i uznania w oczach ekspertów, ale za to staże w takich firmach jak choćby Manchester United czy Leeds United i sama rekomendacja u Sira Alexa Fergusona — robiły swoje. W przeciągu tygodnia bowiem przebierałem w takim stosie ofert, że potrzebowałem wprost na bieżąco sporządzać podręczne notatki, by się w tym wszystkim nie pogubić. Ostatecznie podjąłem decyzję o tym, że moim nowym pracodawcą będzie ekipa I-ligowego Podbeskidzia, mająca swoją siedzibę w Bielsku-Białej, a więc nie więcej niż 15 kilometrów od mojego obecnego miejsca zamieszkania wynajętego na okres jednego roku jednopiętrowego domku od kobiety, która w celach zawodowych wyjechała właśnie do Anglii. Miejscowość, a raczej sielska wiocha na peryferiach 175-tysięcznego miasta, miały stanowić dla mnie ostoję najbliższego roku. Warunki płacowe, jakie zaoferowało szefostwo bielskiego klubu, przyjąłem z przymrużeniem oka; wszak krakowska Wisła czy gdyńska Arka oferowały znacznie więcej, aczkolwiek propozycja dotyczyła tylko pozycji jednego z podrzędnych trenerów sztabu szkoleniowego. Podziękowałem, bo już dawno potrzebowałem czegoś nowego. Nie zamierzałem powielać błędu z Anglii. Gwoli wyjaśnienia, owszem, pracę w Wrexham traktowałem jako ukojenie dla mej cierpiącej duszy, ale nie pozwoliła mi się ona do końca spełnić. Marzyło mi się wypłynięcie na szersze wody, a takie możliwości niewątpliwie stwarzała praca samodzielnego menedżera właśnie w Podbeskidziu. Tak oto bowiem wspominam rozmowę z prezesem Podbeskidzia, Jerzym Wołasem:

 

Jesteś dla nas swego rodzaju szansą na lepsze jutro — zaczął prezes na pierwszym naszym prywatnym spotkaniu w jednej z bardziej renomowanych restauracji w centrum Bielska.

Kelnerka przynosiła właśnie kawior ze szpinakiem, kiedy do restauracji weszło dwóch facetów w ciemnych garniturach. Mój rozmówca poprawił sobie krawat, po czym skinieniem ręki przywołał mężczyzn do naszego stolika.

To główni inwestorzy naszego klubu — oznajmił prezes i po chwili drugi z mężczyzn, ten nieco wyższy i tęższy, jako pierwszy wyciągnął swoją dłoń przedstawiając się:

Miło mi Krzysztof Barcik, inwestor większościowy Grupy Żywiec S.A.

A to jest... - prezes wyraźnie nastawiony do sprawowania roli gospodarza wieczoru, pozwolił sobie wziąć sprawy w swoje ręce: — Prezes Aqua S.A. Bielsko-Biała...

— ...Adam Gryniewicz — wszedł w pół słowa prezesowi niższy z mężczyzn. — Miło mi — dodał po chwili.

 

W taki oto sposób poznałem panów, którzy decydowali o niemal wszystkim, co dzieje się w klubie. Nie będę jednak zanudzał dalszą tego wieczora rozmową, bo układała się ona w dość flegmatyczny i nieco sztywny sposób, i dopiero po kilku głębszych toastach, gdy zeszliśmy na nieco dalsze, mniej związane z piłką nożną tematy, zrobiło się swobodniej. Pozwolę jednak wspomnieć o tym, co stanowiło dla mnie kwestię szczególnie ważną:

 

Pański kontrakt opiewa na 7.500 złotych miesięcznie i będzie obowiązywał do końca czerwca przyszłego roku. Jeśli godnie wywiąże się Pan z zobowiązań, to myślę iż bez problemu podpiszemy nową, nieco dłuższą umowę. Jeśli nie, no cóż mogę powiedzieć, nie zabawi Pan w klubie za długo. Tak więc przejdźmy do konkretów. Zgadza się Pan na tak postawione warunki? — prezes zapytał z wyraźną dozą zniecierpliwienia rysującą się na twarzy.

Oczywiście — odrzekłem bez chwili zawahania. — Zrobię wszystko co będzie w mojej mocy, by trzymać ten klub w pionie. Rozumiem, że w grę wchodzi bezpośredni awans do Ekstraklasy już w tym sezonie? — zapytałem, choć na to pytanie znałem już odpowiedź. Wcześniej bowiem temat ten został już na naszym 4-osobowym kworum poruszony.

Generalnie byłoby to sporym sukcesem. O awans nasza drużyna stara się już od dobrych kilku lat. Zdajemy sobie sprawę, że świeżo po wydarzeniach związanych z aferą korupcyjną w polskim futbolu, nie będzie to sprawa łatwa. Do naszej ligi trafiły jak wiadomo marki w postaci łódzkiego Widzewa, Korony Kielce czy też Górnika Łęczna o Zagłębiu Lubin już nawet nie wspominając. Myślę jednak, że jest to jak najbardziej możliwe. Ekstraklasa otwiera przed nami nowe możliwości. To także promocja dla samego miasta. Jestem pewny, że po ewentualnym awansie miasto posłuży jeszcze z dosadniejszą pomocą, są plany budowy stadionu na miarę XXI wieku, rozumie Pan...

 

Dalsze rozważania na temat przyszłości Podbeskidzia na arenie żywotników najwyższej klasy rozrywkowej w Polsce minęły pod naporem gorących spekulacji i tylko spekulacji. Jedno było pewne. Dzisiejsze negocjacje, a w zasadzie porozumienie, które sukcesywnie zawarliśmy, stawia mnie w rzędzie osób, od których będzie wymagało się dość sporo. Pozostało mi już tylko przyjąć to wszystko na klatę i rozpocząć drybling. Czy uda mi się zdobyć gola przed upływem tej ostatniej minuty? Czy Podbeskidzie stać na awans już w tym sezonie? Gdybym miał osobę, która mogłaby mi pomóc. Wesprzeć w trudnych momentach. Podnieść na duchu, gdy będę tego naprawdę potrzebował. Gdzie jesteś Natalio? Co porabiasz? O czym myślisz? O czym śnisz? Boże... to znowu powróciło. Czy ja naprawdę nie zamierzam wygrać tego meczu tylko jedną bramką?

 

 

 

 

FM 2009 9.0.2

Rozmiar BD: Średnia

Ligi: Czechy (1-2), Anglia (1-6), Francja (1-3), Niemcy (1-3), Grecja (1-2), Włochy (1-4), Holandia (1), Polska (1-2), Portugalia (1-2), Rosja (1), Szkocja (1), Hiszpania (1-3).

Stopień uzależnienia: Zaczynam sie wkręcać...

Zasady: własne

Odnośnik do komentarza

Feno - postaram się.

Cygan - nieco gorszy od tego, co znajduje się w posiadaniu Dixa...;)

===========================

 

 

Dnia następnego pojawiłem się w klubie już około godziny ósmej rano, bo godzinę później miał się odbyć mój pierwszy trening z zespołem. W siedzibie klubu przygotowano, a w zasadzie posprzątano po moim poprzedniku, skromnie urządzony gabinet. Od dzisiaj "mój gabinet", o czym informowała nawet przywieszona na drzwiach tabliczka z napisem: Marcin Chybiorz "Menadżer" — zapewne pamiątka pozostawiona przez fachowców z jeszcze wcześniejszych porannych godzin. W wyposażeniu na moich magicznych 20 metrach kwadratowych znajdowało się m.in. biurko, stojący na nim laptop średniej klasy, względnie wygodny fotel, duża komoda na własne śmiecie, wiekowa szafa oraz pojętny barek — jak na razie świecący pustkami — choć generalnie cieszący mnie najbardziej. Moją uwagę przykuł mały elektroniczny gadżet umiejscowiony w rogu. Nie byłem może Kolumbem, a tym bardziej wyglądem go już zupełnie nie przypominałem, ale nic nie było w stanie uwięzić moich myśli i odkryć w tym podejrzanym urządzeniu zwykłą kamerę. Kto mnie monitoruje i w jakim celu? Dodałem do sterty pytań, które w telewizji nadawałyby się do emisji w programach typu 'Nie do wiary'. Z późniejszych tłumaczeń prezesa dowiedziałem się, że jest to zwyczajne zabezpieczenie, i że cały budynek znajduję się pod bacznym nadzorem ze strony policjantów z najbliższego komisariatu. Świadomość tego, iż przyjdzie mi pracować w czasie, w którym ktoś cały czas się na mnie gapi, nie pocieszała mnie zupełnie. Klub w swej przeszłości uczestniczył wszakże z wszechobecną w polskim futbolu korupcją — a ten monitoring stanowi zapewne po nim pierwszorzędnej jakości pamiątko-nagrodę. Dobrze, że chociaż ten barek znajduje się poza polem widzenia metalowego szkiełka...

 

 

| Nazwisko			 | Pozycja	   | Kraj	| Wzrost  | Waga	| Wiek	| Wartość	| 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Sebastian Szymanski  | BR			| POL	 | 189 cm  | 82 kg   | 29	  | 10tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Lukasz Merda		 | BR			| POL	 | 189 cm  | 85 kg   | 28	  | 50tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Grzegorz Burandt	 | BR			| POL	 | 190 cm  | 82 kg   | 22	  | 20tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Tomasz Gorkiewicz	| O PLŚ		 | POL	 | 185 cm  | 76 kg   | 23	  | 50tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Slawomir Cienciala   | O P		   | POL	 | 183 cm  | 79 kg   | 25	  | 40tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Piotr Duda		   | O PŚ, DP, P Ś | POL	 | 188 cm  | 84 kg   | 26	  | 50tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Michal Osinski	   | O LŚ		  | POL	 | 180 cm  | 74 kg   | 29	  | 60tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Juraj Dancik		 | O LŚ, DP, P Ś | SVK	 | 191 cm  | 88 kg   | 26	  | 40tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Bartlomiej Konieczny | O Ś		   | POL	 | 193 cm  | 92 kg   | 27	  | 70tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Maciej Szmatiuk	  | O Ś		   | POL	 | 190 cm  | 83 kg   | 28	  | 180tys. zł | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Pawel Baranowski	 | O Ś		   | POL	 | 190 cm  | 85 kg   | 17	  | 10tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Lukasz Gorszkow	  | O Ś, DP, P Ś  | POL	 | 181 cm  | 77 kg   | 33	  | 10tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Marcin Hirsz		 | O Ś, DP, P Ś  | POL	 | 187 cm  | 83 kg   | 28	  | 10tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Arkadiusz Golab	  | O Ś, DP, P Ś  | POL	 | 188 cm  | 80 kg   | 19	  | 20tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Jacek Paczkowski	 | O/P L		 | POL	 | 179 cm  | 74 kg   | 26	  | 70tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Lukasz Matusiak	  | DP, P Ś	   | POL	 | 176 cm  | 76 kg   | 23	  | 70tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Rafal Jarosz		 | DP, P Ś	   | POL	 | 171 cm  | 70 kg   | 32	  | 30tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Piotr Koman		  | P Ś		   | POL	 | 183 cm  | 74 kg   | 22	  | 60tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Bernard Ocholeche	| P Ś		   | NGA	 | 185 cm  | 79 kg   | 21	  | 30tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Grzegorz Pater	   | OP PŚ		 | POL	 | 174 cm  | 66 kg   | 34	  | 10tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Mariusz Sacha		| OP PL, N	  | POL	 | 176 cm  | 70 kg   | 20	  | 30tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Damian Swierblewski  | OP P, N	   | POL	 | 180 cm  | 67 kg   | 24	  | 50tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Kamil Konieczny	  | OP P, N	   | POL	 | 178 cm  | 73 kg   | 26	  | 10tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Krzysztof Zaremba	| OP P, N	   | POL	 | 181 cm  | 78 kg   | 20	  | 40tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Pawel Zmudzinski	 | OP L		  | POL	 | 179 cm  | 70 kg   | 30	  | 90tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Sebastian Ziolkowski | OP L		  | POL	 | 176 cm  | 75 kg   | 21	  | -		  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Adam Brzezina		| N			 | CZE	 | 183 cm  | 82 kg   | 29	  | 40tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Krzysztof Chrapek	| N			 | POL	 | 170 cm  | 62 kg   | 22	  | 80tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Marcin Wrobel		| N			 | POL	 | 178 cm  | 76 kg   | 23	  | -		  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Sebastian Ziajka	 | N			 | POL	 | 182 cm  | 75 kg   | 25	  | 40tys. zł  | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| Martin Matus		 | N			 | SVK	 | 180 cm  | 79 kg   | 26	  | 140tys. zł |

 

W treningu zakończonym około godziny 10:30 uczestniczyli wszyscy spośród nazwisk z wyżej wymienionej listy, prócz Jacka Paczkowskiego, który jeszcze w sezonie poprzednim naciągnął mięsień achillesa. Zawodnik ten pojawi się na murawie nie prędzej jak za pół roku.

 

Wieczorem odbyła się nieco krótsza, godzinna sesja, po której piłkarze mogli już spokojnie porozjeżdżać się do swoich domów. Zaaplikowałem im dość powiedzieć "lajtowy" trening, po którym wszyscy opuszczali BKS Stal z uśmiechami na twarzy. Cóż, życie w Anglii nauczyło mnie jednego. Nagradzać bliźnich, gdy sobie na to zasłużyli. Jestem ich nowym trenerem, a oni w dalszym ciągu nie wiedzą na co mnie tak naprawdę stać i do czego jestem zdolny, także jak najbardziej obligowało mnie to do zafundowania nieco mniej zaawansowanego obciążeniowo dnia pracy.

 

Jako że był to mój pierwszy dzień pracy z zespołem, trudno mi było powiedzieć cokolwiek o przydatności któregoś z zawodników do gry w pierwszym składzie. Od zawsze życie uczyło mnie być realistą, także również i tym razem badawczo podszedłem do sprawy i doszedłem do wniosku, że wszelkie kwestie z tym związane same znajdą rozwiązanie w czasie. Z notatek mojego asystenta, Bogdana Wilka (52, Polska; rep.krajowa) wynikało wszakże, że zespół nie dość że liczny, to jeszcze wyrównany pod względem sportowym, tak więc wszelkie wątpliwości i obawy odnośnie umiejętności piłkarzy, pozostało mi odsunąć na bok. "Wysoki zakres usług świadczony przez piłkarzy", jak fachowo ocenił mój asystent, przedstawia zespołowi realne szanse na zrealizowanie stawianych przed nim oczekiwań. Rzecz jasna mowa tu o awansie do Ekstraklasy.

 

A jeśli nie? Jeśli Podbeskidzie pod moją wodzą stoczy się w zwyczajną i znaną wszystkim jak do tej pory, przeciętność? Choć w czasie rozmowy prezes wydawał się tej kwestii powściągliwy, to jednak dał jasno do zrozumienia, kiedy nie spotkamy się przy wspólnym stole w celu renegocjacji umowy. Z drugiej strony, jeśli nie wywalczymy awansu, gwiazdy nocą pozostaną na nieboskłonie, Ziemia nie rozpadnie na dwa kawałki a Słońce za dnia dalej będzie świecić swoim naturalnym blaskiem.

Tylko kur** w tym momencie nie zdobędę tej zasr**** bramki, a przecież od dziecka przewidziałem sobie rolę napastnika na boisku!

Odnośnik do komentarza

Dnia następnego dowiedziałem się co nieco o ekonomii klubu, choć niektóre aspekty związane z wydatkami zostały przez szefostwo owiane rąbkiem tajemnicy. Wiem natomiast na czym stoję, jeśli chodzi o wysokości świadczeń, którymi klub wynagradza wszystkich jego członków. Obecnie wydajemy nieco więcej, aniżeli kwota, którą przewidziała nasza księgowa, szanowna Pani Dorota, jeszcze przed rozpoczęciem przygotowań do nowego sezonu. Osiągnęła ona wysokość o ponad 8 tysięcy większą, aniżeli przewidziane początkowo pula 385.129 złotych. Kwota transferowa opiewa natomiast na sumę 100.000 złotych, którymi jednak, jak na razie w żaden sposób nie jestem zainteresowany. Jak już wspomniałem wcześniej, najpierw potrzebuję nieco czasu na zaznajomienie się z zawodnikami występującymi w klubie, a dopiero później zajmę się ewentualnymi wzmocnieniami.

 

Okres przygotowawczy został szczegółowo rozplanowany już przez mojego poprzednika a terminy meczów zakontraktowane. Sam zresztą uznałem, że nie ma tu sensu niczego zmieniać. Zespół będzie trenował niedaleko od domu; już dnia jutrzejszego wyjedziemy do Świerklan, gdzie przyjdzie nam przygotowywać się w tamtejszym Gminnym Ośrodku Szkoleniowym na boiskach o m.in. sztucznych nawierzchniach, a 29 czerwca czeka nas tam konfrontacja z zespołem rezerw Sparty Pragi. Następnie udajemy się do Wisły, gdzie w Ośrodku szkoleniowym "Start" w nie gorszych warunkach przyjdzie nam zmierzyć się z III-ligowymi rumuńskimi: AS Gaz Metan Medias oraz FC Drobeta Turnu Severin. Miejmy nadzieję, że powietrze, którym oddycha na co dzień niekwestionowany mistrz polskich skoków narciarskich — Adam Małysz — wyjdzie nam na dobre. 7 lipca do pobliskiego Ustronia zawita ostrowieckie KSZO, z którym zmierzymy się na tamtejszym stadionie V-ligowej Kuźni, a 3 dni później zawitamy do naszych południowych sąsiadów i z rezerwami pierwszoligowej Mlady Boleslav, przekonamy się o faktycznej sile naszego zespołu. Naszym ostatnim sprawdzianem będzie serbski FK Zemun, III-ligowiec, którego równo z dniem 17 lipca będziemy podejmować na naszym własnym obiekcie.

Ligę rozpoczynamy 26 lipca, a naszym pierwszym poważnym sprawdzianem okaże się domowe starcie z zabierzowską Kmitą.

Odnośnik do komentarza

W Świerklanach w przeddzień sparingowego spotkania z rezerwami Sparty Pragi dopadł mnie niejaki Cezary Łukasiewicz z prasy powszechnej, a dokładnie z "Dziennika Zachodniego" i poprosił o treściwy wywiad.

 

Dnia następnego jako pierwszy okupowałem kiosk Ruchu, chcąc sprawdzić czy czasem nie zostały w artykule zawarte jakieś plugawe kłamstwa, zmyślone fakty z życia, lub inne niechlujne rzeczy hańbiące moje dobre imię, którymi faszeruje się dzisiejszą prasę. W większości tekstu rozpoznałem własne, wypowiedziane dnia wczorajszego słowa, choć po krótkiej analizie miałem wrażenie, że wszystko zostało spreparowane do postaci, której styl przypominał mi pewną grę komputerową, której nazwy już niestety nie pamiętam, a w której wcielasz się bezpośrednio w rolę wirtualnego managera.

 

Chybiorz rzuci się rywalom do gardeł

Rozmowa Cezarego Łukasiewicza z Marcinem Chybiorzem, szkoleniowcem I-ligowego Podbeskidzia Bielsko-Biała:

 

Cezary Łukasiewicz, Dziennik Zachodni: Zjawił się pan tutaj w roli nowego menedżera zespołu. Czy Podbeskidzie jest dla pana spełnieniem marzeń?

Marcin Chybiorz, szkoleniowiec Podbeskidzia: — Jestem w siódmym niebie, ta praca to spełnienie moich najskrytszych marzeń.

Właściwe podejście do zawodników to rzecz niezbędna w tym zawodzie. Jakiego stylu pracy z drużyną możemy od pana oczekiwać?

Zamierzam blisko współpracować ze wszystkimi zawodnikami.

Kibice zastanawiają się, jak bardzo zaangażuje się pan w codzienną pracę z zespołem. Jakie są pańskie plany w tym względzie?

Zamierzam czynnie uczestniczyć we wszystkich aspektach funkcjonowania klubu, jeśli oczywiście zarząd nie będzie miał nic przeciwko.

Jakie są pańskie preferencje taktyczne?

Wierzę, że aby wygrać, trzeba strzelić o jednego gola więcej od przeciwnika.

Nowy menedżer w klubie często oznacza spore zmiany i niepokój co do ciągłości zatrudnienia dla częściej pracowników. Mamy się spodziewać zmian?

Przyjrzę się piłkarzom i członkom sztabu szkoleniowego, i pozbędę się tych, którzy nie spełniają moich wymagań.

Kibice są ciekawi pańskiego stylu pracy menedżerskiej. Czego możemy się spodziewać w kwestii transferów?

Interesują mnie jedynie najlepsi piłkarze, aczkolwiek potrzebuję chwili czasu na zaznajomienie się z mocnymi i słabymi punktami zespołu, także transfery to na chwilę obecną sprawa przyszłościowa, o której nieco później...

Objął Pan zespół w chwili, gdy wszystko wskazuje na to, że odejdzie z niego Mariusz Sacha. Czy uważa pan, że trudno będzie panu zatrzymać go w drużynie

Nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy.

Przejdźmy jeszcze do Pańskiej dotychczasowej kariery szkoleniowej. Co przywiodło Pana akurat do Polski? Znudziła się Panu dotychczasowa posada trenera w Wrexham? Czy może jakiś konflikt z tamtejszym prezesem?

O żadnym konflikcie nie ma mowy. Geoff Moss to chyba największy i najbardziej pozytywny duch drużyny z Racecourse Ground. Do Podbeskidzia przeniosłem się z chęcią spełnienia swojego ego. Do tej pory brakowało mi nieco swobody w działaniu. Byłem trenerem, a teraz jestem szkoleniowcem. To chyba różnica.

To chyba wszystkie najważniejsze pytania, na które chcieliśmy usłyszeć od Pana odpowiedzi. Dziękuję bardzo za rozmowę.

Dziękuję również.

Odnośnik do komentarza

Pierwszy pojedynek w Świerklanach z rezerwami wielkiej Sparty Praga rozpoczęliśmy w standardowym ustawieniu 4-4-2. Instrukcje dotyczące gry oraz wszelkie inne schematy taktyczne drużyny odłożyłem machinalnie na bok. Oczekiwałem dość luźnej postawy, bez kombinacji, jakichś wyuczonych zagrań, czy innych sztuczek techniczek. Zasady były jasne — zwykły sparing, by określić czarno na białym, na czym stoję. Przez pierwsze dwa kwadranse gry wszelkie akcje ofensywne z naszej strony toczone były prawą stroną boiska, gdzie niepodzielnie panował Grzegorz Pater. Szkoda tylko, że ilość tychże akcji można było policzyć na palcach jednej ręki. Goście z Czech również nie kwapili się do jakiegoś wzmożonego ataku i na przerwę obie drużyny schodziły do szatni przy stanie remisowym.

 

Na drugą połowę desygnowałem do gry inną jedenastkę graczy. Była nieco słabsza pod względem sportowym, bo w przeciągu tych 45. minut stworzyła nieco mniej sytuacji podbramkowych, aniżeli ta pierwsza do przerwy. Jednakże, biorąc pod uwagę wynik spotkania — a skończyło się przecież na 1:0 dla nas — nie śmiałem rzec o niej nic gorszącego. Najjaśniejszym punktem zespołu był młodziutki Mariusz Sacha, strzelec bramki, który pozostawił na mnie naprawdę dobre wrażenie.

 

[POL] Podbeskidzie — Sparta Praga II [CZE] 1:0 (0:0)

1:0 — Mariusz Sacha '78

 

Widzów: 921

Sędziował: Jarosław Żyro (Bydgoszcz)

MoM: Mariusz Sacha (ML; Podbeskidzie) — 7.5

 

Podbeskidzie:

(I połowa) Sebastian Szymański — Piotr Duda, Łukasz Gorszkow, Maciej Szmatiuk, Michał Osiński — Grzegorz Pater, Bernard Ocholeche, Piotr Koman, Paweł Żmudziński — Martin Matus, Krzysztof Chrapek.

(II połowa) Grzegorz Burandt — Sławomir Cienciała, Paweł Baranowski, Juraj Dancik, Tomasz Górkiewicz — Damian Świerblewski, Rafał Jarosz (79. Kamil Konieczny), Łukasz Matusiak, Mariusz Sacha — Marcin Wróbel, Adam Brzezina.

Odnośnik do komentarza

Wisła — niewielkie miasteczko na śląsku cieszyńskim, niespełna 12 tysięcy mieszkańców, rozciągające się w kotlinie Beskidu Śląskiego, w pobliżu granicy z Czechami. Znany ośrodek wypoczynkowy, turystyczny i sportowy. Zimą stolica sportu zimowego na terenie Podbeskidzia Śląskiego, na czele z Ośrodkiem Szkoleniowym dla narciarzy, a może przede wszystkim — skoczkami narciarskimi? Rodzima miejscowość mistrza polskich skoków narciarskich — Adama Małysza. Co lato zmieniająca swe oblicze i oferująca swe usługi dla piłkarzy. Ośrodek Przygotowań Olimpijskich "Start" również i nam przez okres od 31 czerwca do 7 lipca posłużył jako dogodne miejsce do przygotowań. Pomysł na zakwaterowanie całej ekipy w 5 gwiazdkowym hotelu, znanej marki "Gołębiewski" spotkał się z aprobatą wszystkich. Piłkarze z nieprzymuszoną ochotą poświęcali całe dnie na odkrywaniu nowych kart sztuki rzemiosła piłkarskiego i szlifowaniu formy, by wieczorem rozkoszować się tym, co zapewniał swoimi walorami hotel. Obsługa była naprawdę przemiła i pozwalała zrealizować nawet najbardziej wyszukane zachcianki zawodników. Sam po ciężkim dniu pracy albo korzystałem z podziemnego kompleksu basenowego z sauną, albo oddawałem się w ręce szykownych panien masażystek, które wyglądem przypominały kwitnące brzoskwinki.

 

Pierwszego dnia lipca czekał nas sprawdzian z rumuńskim drugoligowcem — ekipą Gazu Metan. Spotkanie zaplanowane na godzinę 19 wieczorem umożliwiło mi zrealizowanie dwóch sesji treningowych, aczkolwiek żadna z nich nie trwała dłużej niż godzinę. Nie zamierzałem przecież przemęczać żadnego z zawodników, wiedząc, że w czasie trwania meczu, sami z siebie wyleją siódme poty, by zaprezentować przede mną to, co mają najlepszego do zaoferowania. Konfrontację rozpoczęliśmy z nową twarzą na pokładzie. Do zespołu dołączył na zasadzie wolnego transferu reprezentant Polski, 33-letni Grzegorz Kaliciak, stając się z miejsca zabezpieczeniem naszych zasieków obronnych. Rekomendacja naszego klubowego scouta, Artura Szymczyka, spotkała się z tak gorącą aprobatą ze strony całego zarządu i Rady Nadzorczej klubu, że nawet moja ewentualna opozycja w sprawie jego transferu do klubu, znalazłaby i tak swój finał w realizacji oferty.

Nadal uparcie szukałem naszej tajnej broni w standardowym ustawieniu 442. Podstawowa jedenastka graczy na to spotkanie nieco różniła się od tej, która wybiegła przed trzema dniami w Świerklanach. O tym jednak kto zagrał dzisiaj od pierwszego gwizdka zadecydowała dyspozycja dnia. Treningi siłowe dawały się we znaki zawodnikom, więc nawet nie liczyłem na to, by w meczu któryś z nich postanowił wypruwać z siebie flaki. Od początku byliśmy stroną przeważającą. Pierwsze skrzypce w zespole wodził natomiast Czech Adam Brzezina, który w pierwszej połowie, w odstępstwie zaledwie 4 minut, zdobył dwie bramki.

Tym razem na drugą polowe nie desygnowałem do gry innej jedenastki graczy, ale powoli wycofywałem tą która przebywała na boisku, w miarę gdy poszczególni zawodnicy zaczynali mieć problemy kondycyjne. Mecz zakończył się rezultatem 4:0 dla nas po bramkach w końcówce, których autorami zostali młodziutcy: Mariusz Sacha i Krzysztof Zaremba. Spotkanie obfitowało w mnogość sytuacji podbramkowych.

 

01.07.2008, Stadion przy Ośrodku Szkoleniowym "Start" w Wiśle; TOW

[POL] Podbeskidzie — Gaz Metan [ROM] 4:0 (2:0)

1:0 — Adam Brzezina '37

2:0 — Adam Brzezina '41

3:0 — Mariusz Sacha '84

4:0 — Krzysztof Zaremba '88

 

Sędziował: Albert Smalcerz (Zabrze)

Widzów: 1.139

MoM: Adam Brzezina (ST; Podbeskidzie) — 8.2

 

Skład: Łukasz Zaremba Piotr Duda (83. Sławomir Cienciała), Marcin Hirsz (83. Michał Osiński), Bartłomiej Konieczny (67. Paweł Baranowski), Grzegorz Kaliciak Kamil Konieczny (67. Grzegorz Pater), Piotr Koman (46. Bernard Ocholeche) ©, Arkadiusz Gołąb (46. Łukasz Matusiak), Sebastian Ziółkowski (67. Mariusz Sacha) Adam Brzezina (67. Krzysztof Zaremba), Sebastian Ziajka (67. Damian Świerblewski).

Odnośnik do komentarza

Kolejne sparing rozrywaliśmy 5 lipca. FC Drobeta była rywalem porównywalnej klasy do naszego ostatniego przeciwnika Gazu Metan, i to pod wieloma względami. Obie drużyny występowały w jednej lidze, mając w swoich szeregach głównie krajanów.

W meczu tym testowaliśmy ewentualną przydatność Rafała Napierały, 21-letniego prawoskrzydłowego, występującego w zeszłym sezonie w poznańskiej Warcie, a na chwilę obecną posiadacza własnej karty zawodowca. Sprawił on na mnie bardzo dobre wrażenie, będąc wyróżniającym się piłkarzem w tym meczu, ale w porównaniu z Mariuszem Sachą, występującym na drugim ze skrzydeł — pod żadnym względem nie mógł się z nim równać. Jeśli jednak w najbliższym sprawdzianie z KSZO wypadnie równie okazale jak dziś, nie widzę przeszkód, by podpisać z nim nową, wiążącą go z klubem umowę. Co do samego wyniku spotkania — poniżej prezentujący się rezultat był tym, na co w pełni naszą grą sobie zasłużyliśmy. W każdym elemencie stanowiliśmy ekipę bardziej ułożoną piłkarsko i co tu dużo mówić — wygraliśmy.

 

05.07.2008, Stadion przy Ośrodku Szkoleniowym "Start" w Wiśle; TOW

[POL] Podbeskidzie — FC Drobeta [ROM] 6:0 (2:0)

1:0 - Valentin Neta '16(sam)

2:0 - Mariusz Sacha '40

3:0 - Mariusz Sacha '58

4:0 - Piotr Koman '60

5:0 - Michał Osiński '68

6:0 - Rafał Jarosz '83

 

Sędziował: Mirosław Górecki (Katowice)

Widzów: 924

MoM: Mariusz Sacha (ML; Podbeskidzie) — 9.4

 

Podbeskidzie:

Łukasz Merda (46. Sebastian Szymański) — Sławomir Cienciała (76. Piotr Duda), Łukasz Gorszkow (76. Maciej Szmatiuk), Tomasz Górkiewicz (63. Marcin Hirsz), Grzegorz Kaliciak (46. Michał Osiński) — Rafał Napierała (63. Grzegorz Pater), Piotr Koman (76. Łukasz Matusiak), Arkadiusz Gołąb (46. Rafał Jarosz), Mariusz Sacha (76. Paweł Żmudziński) — Martin Matus (63. Kamil Konieczny), Adam Brzezina (46. Krzysztof Chrapek).

Odnośnik do komentarza

Pomyślimy nad tym z prezesem. Osobiście Piesia kojarzę z poprzedniej wersji, a Bochynka.. no cóż sprowadziłem go do Widzewa w mojej jedynej jak dotąd, półrocznej karierze w 09 i spisywał się, dość powiedzieć, bez polotu. Ale OOobaczym co czas przyniesie;>

 

Dzięki.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...