Skocz do zawartości

Someone Somewhere


rmk

Rekomendowane odpowiedzi

Angielski humor miewał różne oblicza, ale jednym z najlepszych jego przykładów było rozgrywanie ligowych kolejek w odstępie dwóch dni. Dla moich maratończyków była to tortura nie do przejścia.

 

Do Stafford jechaliśmy po choć jeden punkt. Jeśli kiedyś mieliśmy je zdobywać to dzisiejszy dzień był do tego jak najbardziej odpowiedni. Szkoda tylko, że ta myśl przyświecała nam tylko przez 45 minut.

 

Cała pierwsza połowa mijała pod znakiem naszej dominacji i całkiem zgrabnie przeprowadzanych ataków. Zmienione ustawienie całkowicie zaskoczyło gospodarzy, którzy kompletnie nie mogli sobie z nim poradzić.

 

Już w 2 minucie mogliśmy prowadzić ale strzał Jamesa minimalnie minął bramkę. 8 minut później główkował Fairhurst ale bramkarz gospodarzy był na posterunku. W 30 minucie po starciu z obrońcą boisko musiał opuścić Piotrowski. Nasza dobra gra została uwieńczona golem zdobytym tuż przed przerwą. Z rożnego dośrodkował Rollo, głowę przyłożył Jones i na przerwę schodziliśmy z jedno bramkowym prowadzeniem.

 

To co się z nami stało w drugiej odsłonie to materiał na powieść „Jak zostać największymi frajerami w 45 minut”. Przestaliśmy myśleć, przestaliśmy biegać, przestaliśmy grać. Moore razy trzy i z karpiem na twarzy stałem jak wryty po ostatnim gwizdku nie mogąc uwierzyć w to co sie stało.

 

Całą winę brałem na siebie, ale chyba tylko z litości dla swoich pajacyków. – Tak się nie da. Tak się nie da. k***a mać, tak się nie da Panowie! – mój krzyk obiegł szatnię w tonacji, której użyłem po raz pierwszy od kiedy objąłem Bath. Trzask rozwalonego soczystym uderzeniem z prostego podbicia, bidonu dopełnił dzieła. – k***a mać, tak się nie da! – rozniosło się raz jeszcze po obiektach przy Marston Road, a w mojej głowie zagościła przerażająca pustka, w której jak najszybciej musiała znaleźć jakaś myśl dająca nadzieję na poprawę sytuacji…

 

25.08.2008 Marston Road, Stafford: 902 widzów
BSP (5/46) Stafford Rangers [13] – Bath City [15] 3:1 (0:1)

45. G.Jones 0:1
51. Luke Moore 1:1
59. Luke Moore 2:1
77. Luke Moore 3:1

Bath: L.Edge – M.Coupe, S.Simpson, G.Jones, J.Rollo ŻK, L.Fitzgerald – L.James, A.Smith ŻK, K.Murtagh (65. L.Hogg) - R.Elvins, T.Piotrowski (30. D.Edwards)

MVP: L.Moore (OPŚ, NŚ; Stafford)

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...

Przed meczem z Bury musiałem coś zmienić. Nasza dotychczasowa gra wołała o pomstę do nieba a najbardziej rzucała się w oczy nasza nieporadność w konstruowaniu ataku pozycyjnego. Do bramki wrócił Astley, na prawej stronie obrony zagrał Silk, kompletnie zawodzącego Fitzgeralda zastąpił Obersteller a w ataku od pierwszej minuty wystąpił Fairhurst. Chciałem zastosować terapię szokową ale moja kadra umożliwiła mi to tylko po części.

 

Niestety te zabiegi spełzły na niczym, gdyż tego dnia nie byliśmy w stanie przeciwstawić się sprawnie działającej maszynce gości. Wyprowadzili oni dwa skuteczne ciosy, które były dla nas najniższym wymiarem kary na jaką zasłużyliśmy tego dnia. Pewnym pocieszeniem dla mnie była ambicja zawodników, jedyny atrybut jakim dorównywaliśmy wiceliderowi. Problem w tym, że nią samą meczy się nie wygrywa.

 

Geoff udawał spokojnego, przecież jeszcze czterdzieści kolejek przed nami…

 

30.08.2008 Twerton Park, Bath: 1274 widzów
BSP (6/46) Bath City [18] – Bury [2] 0:2 (0:1)

24. A.Jarret 0:1
51. A.Bishop 0:2

Bath: C.Astley – M.Coupe, S.Simpson (62. T.Piotrowski), G.Jones ŻK, G.Silk – L.James, A.Smith (81. D.Edwards ), K.Murtagh ŻK, J.Obersteller - R.Elvins, W.Fairhurst (81. L.Nelthorpe)

MVP: A.Jarret (OPL, Bury) - 8

Odnośnik do komentarza

Sierpień 2008

Bilans (Bath City): 1-1-4 (7:12)

Blue Square Premier: 21. (4 pkt, 7:12)

Finanse: + 145.642 funtów (-1.721)

Budżet transferowy: 17.524 funtów (25%)

Budżet płac: 5.068 funtów (4.917 funtów)

 

Transfery (Polacy):

 

1. Artur Boruc (28, GK; Polska: 30/0) z Celticu Glasgow do Tottenhamu Hotspur za 16.000.000 funtów

2. Grzegorz Bronowicki (28, OP/L, WOP/L; Polska: 12/0) z FK Crvena Zvezda Belgrad do Sunderlandu za 5.750.000 funtów

3. Grzegorz Bonin (24, OPP; Polska: 1/0) z Kolportera Korony Kielce do LOSC Lille Metropole za 1.800.000 funtów

4. Wojciech Łobodziński (25, OPP/Ś, NŚ; Polska; 8/2) z Wisły Kraków do Panathinaikosu AO za 1.400.000 funtów

 

Transfery (cudzoziemcy):

1. Giuseppe Rossi (21, OPŚ, NŚ; Włochy: 3/2) z Villareal C.F., S.A.D do A.C. Milan za 26.000.000 funtów

2. Rafael van der Vaart (25, OPŚ; Holandia: 49/7) z Fiorentiny do Manchesteru United za 20.500.000 funtów

3. Diego (23, OPŚ; Brazylia: 22/3) z Werderu Brema do F.C. Barcelona za 17.000.000 funtów

4. Klaas-Jan Hunetlaar (25, NŚ; Holandia: 13/11) z AFC Ajax do Liverpoolu za 16.250.000 funtów

Odnośnik do komentarza

Ledwie sześć kolejek za nami a już piszą, że to mecz o wszystko…

 

Starałem się jak mogłem aby doprowadzić morale zespołu do poziomu choćby przeciętnego, ale była to syzyfowa praca. Pozwieszane głowy, nieobecne spojrzenia i minorowy nastrój nie nastrajały mnie pozytywnie przed spotkaniem w Nortwich. Gospodarze przed sezonem zostali wrzuceni do tego samego worka co my, zaadresowanego bezzwrotnie do ligi niżej. Więc pewnie pismaki mieli nieco racji, że gramy o sześć punktów. Podwójna mobilizacja rywali plus nasza forma mogła sprawić, że znajdziemy się w sytuacji patowej. Zestawiłem drużynę wbrew zdrowemu rozsądkowi, stawiając po raz kolejny na tych, którzy dotychczas zawiedli mnie najbardziej. Po cichu liczyłem na jakieś przebudzenie, kiedyś musiało ono nastąpić.

 

Niespodziewanie pojedynek rozstrzygnął się już w 8. minucie. Smith zdobył przypadkowego gola gdy po jego dośrodkowaniu na długi słupek z piłka minął się bramkarz miejscowych i piłka wylądowała w siatce. Kuriozalnie stracona bramka ustawiła spotkanie i do samego końca na boisku rządził chaos. Jak na lekarstwo było sytuacji podbramkowych, walka o środek pola i nieudane próby zawiązania składnych akcji to wszystko co działo się na murawie. Nasza passa pięciu meczy bez zwycięstwa dobiegła końca, co tłumaczyło olbrzymi wybuch radości po naszej stronie po ostatnim gwizdku sędziego.

 

Każdy powód do świętowania był w Bath mile widziany, ale tym razem był on tak oczywisty, że dla większości z nas noc była długa a poranek ciężki i abstrakcyjny…

 

2.09.2008 Victoria Stadium, Nortwich: 535 widzów
BSP (7/46) Nortwich Victoria [23] – Bath City [21] 0:1 (0:1)

8. A.Smith 0:1

Bath: L.Edge – J.Obersteller, S.Simpson, G.Jones, G.Silk – L.James, A.Smith, L.Fitzgerald, T.Piotrowski ŻK - R.Elvins (68. D.Edwards), W.Fairhurst (90. L.Nelthorpe)

MVP: A.Smith (OPP, Bath City) – 8

Odnośnik do komentarza

Ostatnie, wyjazdowe zwycięstwo poprawiło nieco nastroje w szatni i do kolejnego meczu przystępowaliśmy w znacznie lepszych nastrojach niż kilka dni wcześniej. Tym razem nie mogliśmy sobie pozwolić na stratę punktów, gdyż zawitała do nas ekipa, która podobnie jak nasz ostatni rywal, była skazywana na tkwienie w ligowych czeluściach oznaczonych spadkiem ligę niżej.

 

Przez pierwsze dwadzieścia kilka minut z boiska wiało nudą. Dopiero od 28. minuty, gdy po strzale Murtagha swoimi umiejętnościami musiał się wykazać golkiper gości, zaznaczyła się nasza przewaga. Jedenaście minut później ponownie Murtagh strzelił z wolnego, ale tym razem już skutecznie i nasze prowadzenie stało się faktem. Cztery minuty po wejściu na boisko, Edwards mógł i powinien wpisać się na listę strzelców ale w koncertowy sposób zmarnował sytuację sam na sam.

 

W 53. minucie Edwards po raz kolejny miał znakomitą szansę ale tym razem na jego przeszkodzie stanął słupek.

Drugi gol dla nas padł w 71. minucie. Świetnym, zaskakującym podaniem popisał się Piotrowski i Elvins z najbliższej odległości, z zimną krwią dopełnił dzieła.

 

Dwubramkowe prowadzenie w pełni nas zadowalało i do końca meczu skupiliśmy się tylko na jego obronie. Goście bili głową w mur nie potrafiąc rozbić naszej, wyjątkowo szczelnej tego dnia obronie i kolejne bezcenne trzy punkty powędrowały na nasze konto.

 

6.09.2008 Twerton Park, Bath: 1463 widzów
BSP (8/46) Bath City [18] – Altrincham [20] 2:0 (1:0)

39. W.Fairhurst knt. [Bath]
39. K.Murtagh 1:0
71. R.Elvins 2:0

Bath: L.Edge – J.Obersteller, S.Simpson, G.Jones, G.Silk – K.Murtagh, A.Smith, L.Fitzgerald, T.Piotrowski - R.Elvins, W.Fairhurst (39. D.Edwards)

MVP: K.Murtagh (PŚ, Bath City) - 8

Odnośnik do komentarza

Dwie wygrane z rzędu rozbudziły nieco nasze apetyty ale przed wyjazdem do Cambridge niewielu dawało nam jakiekolwiek szanse. Gospodarze byli ekipą swojego boiska i mieli pożreć nas jak słodką bułeczkę na śniadanie. Ale tym razem zagraliśmy nieco na nerwach wszystkim tym, którzy skreśliło nas jeszcze przed meczem.

 

Już w 11. minucie dziecinny błąd przy wyprowadzaniu piłki przez Silka wykorzystali gracze Cambridge i musieliśmy gonić wynik. Dziewięć minut później efektowną paradą Edge uchronił nas przed utratą drugiej bramki. W 26. minucie Piotrowski minimalnie chybił z dwudziestu pięciu metrów i skończyło się tylko na uderzeniu w boczną siatkę. Sześć minut przed końcem pierwszej połowy, tym razem Murtagh uderzał z dystansu ale na posterunku był bramkarz miejscowych.

 

Po przerwie uwidoczniła się lekko nasza przewaga co było sporym zaskoczeniem dla kibiców gospodarzy. Kwadrans po wznowieniu gry Piotrowski sprawdził wytrzymałość konstrukcji bramki, uderzając z dystansu w poprzeczkę a chwilę później James minimalnie chybił głową z rzutu rożnego. W 73. minucie wprowadzony kilka chwil wcześniej Fairhurst znakomicie urwał się obrońcy ale minimalnie chybił strzelając z ostrego kąta efektownym szczupakiem. Ostatnią sytuację zmarnowaliśmy w 85. minucie, po tym jak Fitzgerald ograł w łatwy sposób rywala i posłał potężną bombę na bramkę ale o jakiś metr za wysoko.

 

Pomimo porażki podziękowałem po meczu chłopakom za ambitną i co najważniejsze, dobrą grę. Nie mieliśmy się czego wstydzić po starciu z wyżej notowanym rywalem i napawało mnie to optymizmem. Gdyby tak jeszcze poprawić skuteczność to powinno być coraz lepiej.

 

Pomarzyć dobra rzecz czasami…

 

13.09.2008 The Abbey Stadium, Cambridge: 2589 widzów
BSP (9/46) Cambridge United [13] – Bath City [15] 1:0 (1:0)

11. L.Medley 1:0

Bath: L.Edge – J.Obersteller, S.Simpson, G.Jones, G.Silk (65. J.Rollo) – K.Murtagh, A.Smith, L.Fitzgerald, L.James - T.Piotrowski, R.Elvins (65. W.Fairhurst)

MVP: L.Medley (N, Cambridge) - 8

Odnośnik do komentarza

Wade Fairhurst tak się przejął swoją nieskutecznością, że obiecał publicznie poprawę swojej gry i przełamanie trwającej już 9 godzin niemocy strzeleckiej. Pożyjemy, zobaczymy. Jak na razie niech się przyzwyczai do ławki, na dobre mu to wyjdzie.

 

Ostatnio Cambridge, teraz Oxford, więc ciąg dalszy zmagań z intelektualną elitą. Do boju posłałem niezmienioną jedenastkę ale z drobnymi modyfikacjami w grze ofensywnej i pełen optymizmu czekałem na rozwój wypadków.

 

Po dwunastu minutach wzajemnego badania, pierwsi do głosu doszli goście. Nieumiejętnie zastawiona pułapka ofsajdowa stworzyła znakomitą sytuację dla ich napastnika ale Edge broniąc pojedynek sam na sam wprawił ich w osłupienie. Kilka minut później znów musiał wykazać się swoimi umiejętnościami, gdy obronił groźny strzał zza pola karnego. Odpowiedzieliśmy na to dwukrotnie stwarzając spore zamieszanie w obrębie pola bramkowego po rzutach rożnych i raz po dośrodkowaniu Smitha i główce Jamesa.

 

Nasze ataki przyniosłu w końcu oczekiwany skutek w 35. minucie, gdy po podaniu Jamesa, Elvins bez zastanowienia huknął na bramkę i wyszliśmy tym samym na prowadzenie. Nie dane było nam jednak długo się nim cieszyć, bowiem już 5 minut później Demontagnac płaskim strzałem wyrównał stan meczu.

 

W drugiej połowie role nieco się odwróciły. Oxford zmusiło nas do obrony, kilkukrotnie zagrażając naszej bramce głównie po strzałach z dystansu. Przewyższali nas kulturą gry i bezpośrednio przekładało się to na obraz spotkania. Ukoronowaniem ich przewagi był gol Spilmana z 76. minuty, zdobyta jednak po co najmniej kontrowersyjnej decyzji arbitra, który uznał, że nie był on na spalonym.

 

O dziwo utrata bramki zupełnie uśpiła rywali, którzy całkowicie oddali nam inicjatywę. Bardzo dobrze wprowadził się do gry McKeever i to głównie dzięki niemu mogliśmy się cieszyć ponownie w 81. minucie. Ograł na pełnym biegu dwóch rywali i posłał na jedenasty metr znakomite dośrodkowanie, które bez problemu na bramkę zamienił James. Mieliśmy jeszcze jedną szansę, ale tym razem James, uderzając głową po rzucie rożnym, pomylił się o jakieś pół metra.

 

Zagraliśmy sześćdziesiąt minut dobrego futbolu, grając w końcu tak jak tego oczekiwałem. Do ambicji i waleczności dołożyliśmy nieco szybkości w działaniu i wyglądało to całkiem dobrze. Do pełni szczęścia zabrakło nam pozostałych trzydziestu minut. Mały szczegół, a taki wyrazisty.

 

16.09.2008 Twerton Park, Bath: 1549 widzów
BSP (10/46) Bath City [18] – Oxford United [4] 2:2 (1:1)

35. R.Elvins 1:0
40. I.Demontagnac 1:1
76. B.Spilman 1:2
81. L.James 2:2

Bath: L.Edge – J.Obersteller, S.Simpson, G.Jones, G.Silk (90. J.Rollo) – K.Murtagh, A.Smith, L.Fitzgerald (74. M.McKeever), L.James - T.Piotrowski, R.Elvins

Odnośnik do komentarza

Jeden oddany i jeden celny strzał gospodarzy przyprawił mnie o bezsenną noc. Za cholerę nie potrafiłem zrozumieć jak to możliwe, że przegraliśmy ten mecz. Byliśmy ekipą zdecydowanie lepszą, zagraliśmy jeden z lepszych meczy w sezonie i zeszliśmy z boiska pokonani. Futbol bywa okrutny. Bramka Lewes było tego dnia jak zaczarowana. Próbowaliśmy z daleka, z bliska, indywidualnie i zespołowo ale nie dane nam było wepchnąć piłki do siatki. Totalna niemoc strzelecka jaka nas dopadła w dniu dzisiejszym była czymś niesamowitym. Po ostatnim gwizdku rywale sami byli zdumieni wynikiem. Wracaliśmy do Bath na tarczy, boleśnie odczuwając brak skuteczności.

 

20.09.2008 The Dripping Pan, Lewes: 1423 widzów
BSP (11/46) Lewes [3] – Bath City [18] 1:0 (1:0)

6. Ch.Adameno 1:0

Bath: L.Edge – J.Obersteller, S.Simpson, G.Jones, G.Silk – K.Murtagh, A.Smith, M.McKeever, L.James (72. L.Nelthorpe) - T.Piotrowski, R.Elvins (72. W.Fairhurst)

MVP: Ch.Adameno (N, Lewes) - 8

Odnośnik do komentarza

Powoli przyzwyczajaliśmy się już do tego, że przed każdym ze spotkań będziemy przedstawiani jako outsiderzy i potencjalni dostarczyciele punktów. Nie inaczej było dzisiaj. Grays, wg bukmacherów i prasy, przyjeżdżało do nas po łatwe zwycięstwo a my mieliśmy dostać lekcję futbolu.

 

Pomimo kiepskich wyników atmosfera w szatni była całkiem dobra, co uważałem za podstawę do osiągnięcia czegokolwiek w piłce nożnej. Odpowiednio umotywowani i świadomi tego, jak bardzo przydałby się w dzisiejszym spotkaniu choć jeden punkt, wyszliśmy na boisko w niezmienionym ustawieniu gotowi sprostać wyzwaniu.

 

Cały mój plan spokojnej gry na początku spotkania i wyczekiwania na błąd gości spalił na panewce już w 4. minucie. Połączone siły gości i sędziego liniowego, który postanowił przymknąć oko na dwumetrowego spalonego, okazały się zgubne dla nas i trzeba było odrabiać straty.

 

Nie minęło pięć minut, a kolejna gorzka pigułka znalazła się w naszym przełyku. Po raz drugi Rose pokonał Edge, tym razem strzałem z 25 metrów i zacząłem marzyć aby nie skończyło się to dla nas sromotną klęską.

 

Z tej początkowej terapii szokowej, otrząsnęliśmy się w dwudziestej minucie, gdy po raz pierwszy tego dnia dał o sobie znać Elvins. Po minięciu w pełnym biegu dwóch rywali zdecydował się na kąśliwy strzał ale minimalnie chybił. W 31. minucie mieliśmy swoją szansę po rzucie rożnym ale refleksem wykazał się obrońca gości wybijając w ostatniej chwili piłkę z linii bramkowej. Co się nie udało ze stałego fragmentu gry, udało się po solowym rajdzie trzy minuty później. Znów Elvins dał próbkę swoich umiejętności i strzelając kontaktową bramkę wprowadził w nasze szeregi potężny zastrzyk optymizmu.

 

W pierwszej połowie jeszcze dwukrotnie zagroziliśmy rywalom po rzutach rożnych, ale Obersteller za każdym razem uderzał piłkę ponad poprzeczką.

 

W przerwie w paru prostych, żołnierskich, słowach przekazałem chłopakom, że nie wyobrażam sobie abyśmy nie zdobyli w dniu dzisiejszym choćby punktu. Wiedziałem, że jesteśmy w stanie coś ugrać, wystarczyło popatrzeć na ich miny, pełne woli walki i zaangażowania.

 

Sześć minut po wznowieniu gry tonęliśmy już we wzajemnych uściskach. Rozgrywający kapitalną partię Elvins urwał się obrońcą i płaskim, mocnym strzałem doprowadził do wyrównania. Wydawało się, że Grays nie będzie się już w stanie przeciwstawić naszej niesłychanie zmotywowanej ekipie.

 

A jednak zaskoczyli nas już jedenaście minut później. Kedwell uprzedził zupełnie zagubionego Jonesa i widmo porażki znów zaglądało nam w oczy. Na trybunach zapanowała cisza, a ja musiałem szybko zareagować. Podwójna zmiana, jak się później okazało, była strzałem w dziesiątkę.

 

W 72. minucie James w swoim stylu ograł rywala i mocnym strzałem pod poprzeczkę doprowadził do remisu. W kibicach powrócił entuzjazm, a na boisku panowała już tylko jedna drużyna. Atakowaliśmy z furią, raz po raz zagrażając bramce rywali ale były to ataki chaotyczne i prowadzone zbyt szybko.

 

Gdy wydawało się już, że nic się nie zmieni w tym szalonym meczu i podzielimy się punktami, ostatnią szarżę przeprowadził niezmordowany Elvins i w końcu przypomniał o sobie Fairhurst. Znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie i zamykając dośrodkowanie strzelił zwycięskiego gola. Równo z nim sędzia zakończył spotkanie.

 

Wybuch radości na trybunach był słyszalny chyba w całej Anglii, a my biegaliśmy po boisku jak szaleni padając sobie w ramiona, zupełnie jakby od tego meczu zależało nasze życie. Byłem tak oszołomiony i dumny zarazem, że nie potrafiłem tego ogarnąć myślami. To była chwila naszego tryumfu i chcieliśmy się nią nacieszyć jak najdłużej. Następna mogła przyjść za długi, długi czas.

 

23.09.2008 Twerton Park, Bath: 1267 widzów
BSP (12/46) Bath City [20] – Grays Athletic [11] 4:3 (1:2)

4. D.Rose 0:1
9. D.Rose 0:2
34. R.Elvins 1:2
51. R.Elvins 2:2
62. D.Kedwell 2:3
72. L.James 3:3
90+2. W.Fairhurst 4:3

Bath: L.Edge – J.Obersteller (74. M.McKeever), S.Simpson, G.Jones (68. J.Rollo), G.Silk – K.Murtagh, A.Smith, L.James, L.Fitzgerald - T.Piotrowski (68. W.Fairhurst), R.Elvins 

MVP: R.Elvins (N, Bath City) - 9

Odnośnik do komentarza

wyjąłeś mi to z ust PiotruH ;)

 

Zaledwie dziesięć punktów zdobytych we wrześniu na dwadzieścia jeden możliwych stawiało nas w trudnej sytuacji. Balansowaliśmy tuż nad strefą spadkową co nie było zbyt ciekawą perspektywą. Szansę na poprawę tej sytuacji mieliśmy w meczu przeciwko Woking, drużynie która podobnie jak my, grała mocno w kratkę.

 

Bardzo blisko objęcia prowadzenia byliśmy już w 6. Minucie, gdy po dośrodkowaniu Smitha w rzutu rożnego, najwyżej wyskoczył Jones, ale jego strzał głową był minimalnie niecelny. Dwie minuty później swojej szansy próbował Nelthorpe lecz jego strzał minął poprzeczkę o jakieś trzydzieści centymetrów.

 

W 36. minucie sędziowie doprowadzili mnie do białej gorączki. Spalony był tak ewidentny, że nikt nie miał wątpliwości, że wykręcili nas oni w tym momencie na cacy. Napastnik gości skwapliwie skorzystał z pobłażliwości rozjemców i ze spokojem umieścił piłkę tam gdzie powinien. Który to już jako pierwsi traciliśmy bramkę, tego nie pamiętam.

 

Trzy minuty po rozpoczęciu drugiej połowy poziom mojego zdenerwowania sięgnął zenitu. Piotrowski za rzekome symulowanie dostał drugą żółtą kartkę i wyleciał z hukiem z boiska. Angielsko-polska wiązanka słów poleciała w kierunku arbitra z moich ust, ale tak naprawdę miałem ogromną ochotę wytłumaczyć mu co sądzę o tej decyzji w bardziej dosadny sposób.

 

Co nas nie zabije to nas wzmocni, tak chyba pomyśleli moi gracze po tej sytuacji. W dziesięciu grali tak, że gdyby ktoś nie wiedział kto w jakich strojach gra, pomyślałby, że to Woking zostało osłabione. Efektem tego był wyrównujący gol Jamesa, który zdobył go strzałem z szesnastego metra.

 

Dwie minuty później gwizdki skopiowały sytuację z 36. minuty i po raz drugi udały ślepców nie reagując na ewidentnego spalonego. W Polsce jest wrocławska prokuratura, ciekawe czy w Anglii znajdzie się jej odpowiednik, pomyślałem. Tego było za dużo jak na jeden mecz.

 

Odpowiedzieliśmy na ten kabaret w sposób najlepszy z możliwych, czyli doprowadzając do wyrównania w ostatniej minucie doliczonego czasu gry, doprowadzając do rozpaczy całą trójkę sędziowską jak i zespół gości. Swoją drogą, niedługo chyba przejdziemy do legendy angielskiego futbolu jako ekipa, która nigdy nie odpuszcza.

 

Po meczu długi czas pod budynkiem klubowym wrzało, kibice domagali się sędziowskich głów a ja w wywiadzie, nie bacząc na ewentualne konsekwencje, powiedziałem co myślę o ich decyzjach i tym, że wypaczyli wynik w karygodny sposób. Nie można było tak tego po prostu zostawić.

 

4.10.2008 Twerton Park: 1508 widzów
BSP (14/46) Bath City [18] – Woking [14] 2:2 (0:1)

36. I.Ehui 0:1
48. T.Piotrowski cz.k [Bath]
67. L.James 1:1
69. R.Gaynor 1:2
90+5. R.Elvins 2:2

Bath: L.Edge – G.Jones ŻK, S.Simpson, L.Fitgerald, G.Silk – A.Smith, L.Nelthorpe ŻK (78. M.Coupe), L.James, T.Piotrowski - W.Fairhurst (49. K.Murtagh), R.Elvins 

MVP: R.Elvins (N, Bath) - 8

 

Wrzesień 2008

Bilans (Bath City): 3-1-3 (11:10)

Blue Square Premier: 18. (14 pkt, 18:22)

Finanse: + 164.427 funtów (+18.785)

Budżet transferowy: 17.524 funtów (25%)

Budżet płac: 5.068 funtów (4.917 funtów)

Odnośnik do komentarza

Następnego dnia wszystkie lokalne gazety sportowe pisały o naszym meczu i o ewidentnym przekręcie jakiego się na nas dopuszczono. Powtórzyłem swoje słowa z wczoraj, że tych trzech jegomości nie powinno już nigdy sędziować, nawet na wiejskich festynach. Angielski ZPN zignorował moje wypowiedzi powstrzymując się od komentarza. Nawet nie potrafią się przyznać do błędu, banda złodziei.

 

Najlepszą formą odreagowania i pokazania sportowej złości mogła być wybrana w kolejnym spotkaniu, tym razem na wyjeździe, z Kettering. Nie do końca nam się to udało, ponieważ przywieźliśmy ze sobą tylko punkt. Uraczyliśmy kibiców cholernie nudnym pojedynkiem, w którym oprócz dwóch zdobytych po solowych akcjach bramek, nie działo się zupełnie nic.

 

Będący ostatnio w wyśmienitej formie Elvins sprytnie urwał się spod opieki obrońców i przejmując piłkę na trzydziestym metrze, pognał sam na bramkę i wykorzystał sytuację oko w oko z bramkarzem.

 

Wyrównującą bramkę dla gospodarzy strzelił natomiast Reid, który ograł Silka i delikatnym lobem umieścił piłkę w siatce nad próbującym ratować nas z opałów, Edgem.

 

8.10.2008 Rockingham Road, Kettering: 1274 widzów
BSP (15/46) Kettering [20] – Bath City [18] 1:1 (0:1)

45. R.Elvins 0:1
48. I.Reid 1:1

Bath: L.Edge – G.Jones, S.Simpson ŻK, L.Fitgerald, G.Silk ŻK – A.Smith, M.McKeever (62. L.Nelthorpe), L.James, K.Murtagh ŻK - W.Fairhurst, R.Elvins 

MVP: R.Elvins (N, Bath) – 8

Odnośnik do komentarza

Jest i trzeci remis, jest stabilizacja. Punkcik do punkcika i może jakimś cudem zostaniemy na przyszły sezon w tej lidze. Czasem cuda się zdarzają, nieprawdaż? :D

 

Trzecim z rzędu podziałem punktów zakończył się nasz kolejny mecz w lidze. Tym razem ten punkcik przyjęliśmy z zadowoleniem, gdyż nasza gra tego dnia pozostawiała, delikatnie mówiąc, wiele do życzenia.

 

Po dziewięciu minutach od rozpoczęcia gry goście mieli dużą szansę na objęcie prowadzenia ale Willcok nie trafił w bramkę z doskonałej pozycji. Do końca pierwszej połowy powtórzyliśmy scenariusz z poprzedniego spotkania racząc kibiców śmiertelną nudą i ukazywaniem swojego antytalentu. Gdy wszyscy z utęsknieniem czekali na końcowy gwizdek, ów jegomość, który miał położyć kres tym cierpieniom, pokazał że potrafi samodzielnie ożywić ten spektakl. Do spółki z kolegą biegającym z chorągiewką po linii na naszej połowie, zabawili się w niewidomych i uznali, że bramka dla gości padła prawidłowo. Nawet bezstronni obserwatorzy po meczu przyznali nam rację, że spalony był ewidentny. Co zrobić, z bandą złodziei się nie wygra.

 

W 69. minucie po raz pierwszy zagroziliśmy bramce Stevenage i od razu przyniosło to nam wyrównanie. Świetnym panowaniem nad piłką popisał się Elvins, który jednym zwodem wywiódł w pole dwóch rywali i zagrał do wychodzącego na czystą pozycję Smitha, a ten spokojnym, mierzonym strzałem dopełnił dzieła.

 

W tej samej minucie boisko przedwcześnie musiał opuścić Piotrowski, którego bez pardonu, równo z ziemią, wyciął jeden z rywali.

 

Do końca meczu gra była szarpana i chaotyczna. Żadnej z drużyn nie udało się poważniej zagrozić bramce i spotkanie zakończyło się podziałem punktów.

 

11.10.2008 Twerton Park: 1388 widzów
BSP (16/46) Bath City [19] – Stevenage Borough [15] 1:1 (0:1)

45+2. S.Morison 0:1
69. A.Smith 1:1
69. T.Piotrowski knt. [Bath]

Bath: L.Edge – M.Coupe, G.Jones, S.Simpson, L.Fitgerald, G.Silk – T.Piotrowski (69. L.Hogg), A.Smith, K.Murtagh - W.Fairhurst (61. L.Nelthorpe), R.Elvins 

MVP: A.Smith (OPP/N, Bath) - 8

Odnośnik do komentarza

Tim Piotrowski wyleciał ze składu na miesiąc z powodu skręcenia kostki. Nie napawało mnie to optymizmem, bowiem pomimo tego, że nie grał do końca tak jak tego oczekiwałem, był jednak ważnym ogniwem w naszym teamie.

Aby zrównoważyć bilans zysków i strat, trafił do nas, na trzymiesięczne wypożyczenie, James Tomkins [19, OŚ; Anglia]. Miał on wzmocnić nasze szyki obronne i wprowadzić nieco spokoju w defensywie.

 

Po raz pierwszy od długiego czasu do jedenastki tygodnia trafił nasz zawodnik. Tym szczęśliwcem był M.Coupe, którego gra w ostatnim spotkaniu przypadła widocznie do gustu szanownemu jury.

 

W losowaniu czwartej rundy kwalifikacyjnej Pucharu Anglii trafiliśmy na idący jak burza w BSS, zespół Ebbsfleet United. Ich dotychczasowe dziesięć zwycięstw i zaledwie trzy porażki w lidze sprawiły, że nie do końca mogliśmy być zadowoleni z tego co przyznała nam maszyna losująca.

 

Do spotkania z wiceliderem przystępowaliśmy całkowicie pozbawieni środka pola. Kontuzjowany Piotrowski, zawieszony za kartki Murtagh i przebywający na zgrupowaniu reprezentacji James spowodowali, że miałem niezłą łamigłówkę co do zestawienia newralgicznych pozycji w naszej taktyce. Ostatecznie wróciliśmy do dawnego ustawienia, które święciło tryumfy w poprzednim sezonie, ale z zupełnie innymi zawodnikami i przeciwnikami. Wiedziałem, że czeka nas cholernie ciężka przeprawa ale to co zrobili z nami gospodarze to była istna rzeź niewiniątek.

 

Cztery stracone bramki to był najmniejszy wymiar kary na jaki zasłużyliśmy tego dnia. Nie istnieliśmy na boisku, będąc jedynie tłem dla kapitalnie usposobionych tego dnia rywali. Zawiedliśmy na całej linii doznając bolesnej klęski, ale tez zupełnie zasłużonej. Jedyne co nam pozostało to wziąć z tego spotkania nauczkę na przyszłość. Ten mecz dobitnie pokazał, że nie jesteśmy w stanie nic zrobić bez tych trzech graczy, których dzisiaj zabrakło.

 

Prezes miał kamienną minę, toteż z jego wyrazu twarzy nie mogłem nic kompletnie wyczytać. Ale tego, że nie jest zbyt wesoło nikt nie musiał mówić. Wiedział o tym każdy związany z klubem. A ja miałem zrobić coś, aby znów zaświeciło słońce. Tylko co do cholery. Szamana mam sprowadzić?

 

14.10.2008 The New Lawn, Neilsworth: 1971 widzów
BSP (17/46) Forest Green [2] – Bath City [19] 4:0 (3:0)

21. A.Rigoglioso 1:0
24. S.Fleetwood 2:0
40. J.Hardiker 3:0 
66. S.Fleetwood 4:0 

Bath: L.Edge – J.Rollo, M.Coupe (84. G.Jones), J.Tomkins, S.Simpson, L.Fitgerald – A.Smith ŻK, L.Nelthorpe ŻK, L.Hogg - W.Fairhurst (45. D.Edwards), R.Elvins 

MVP: S.Fleetwood (N, Forest Green) - 9

Odnośnik do komentarza

Wiem, wiem czasem by wypadało, więc ten czas właśnie nadszedł ;)

 

Ostatnia posucha w zdobywaniu punktów spowodowała, że musiałem wstrząsnąć zespołem. Cztery dni dzielące nas od kolejnego spotkania z pewnością nie należały do najmilszych w drużynie. Paru zawodnikom oberwało się na tyle, że nie omieszkałem tego przekazać do prasy. Czas najwyższy było pokazać, że nie jesteśmy tu tylko i wyłącznie przez przypadek, choć wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały sprzyjały temu stwierdzeniu.

 

Okazję do przełamania złej passy mieliśmy doskonałą. Przyjeżdżało do nas Weymouth, które było naszym sąsiadem z tabeli i ekipą zbliżoną do nas umiejętnościami. Do środka pola powrócili James i Murtagh, defensywą mieli kierować Jones do spółki z Tomkinsem a w ataku liczyłem w końcu na przebudzenie Fairhursta. Tak zestawieni zaczęliśmy bój o bezcenne dla nas punkty.

 

Do 31. minuty na murawie rozgrywała się partia boiskowych szachów. Sygnał do ataku dał wtedy James, który potężną bombą z dwudziestego piątego metra sprawdził czujność bramkarza gości. Dwie minuty później szansę miał Elvins ale nie trafił w piłkę. W ostatniej minucie pierwszej połowy kolejny raz przypomnieliśmy, że jesteśmy przesiąknięci do szpiku kości grą do końca. Smith zagrał crossowe podanie do Elvinsa, ten przedłużył je głową do Fairhursta, który uprzedził obrońcę i dał nam prowadzenie.

 

W 53. minucie tylko odważny wślizg obrońcy Weymouth uratował ich przed stratą drugiego gola, po tym jak Fairhurst miał już przed sobą praktycznie pustą bramkę.

 

Co mu się nie udało kilka minut wcześniej, udało się w 65. minucie. Uciekł obrońcą spod opieki i mijając bramkarza strzelił do pustej bramki. Druga bramka Fairhursta pozwoliła już nam grać na większym luzie.

 

Zdobywając trzeciego gola, tym razem po rzucie rożnym, po którym głową wepchnął piłkę do siatki Jones, było już po meczu. Rywalom odechciało się grać, my skupiliśmy się na dowiezieniu korzystnego rezultatu do końca.

 

18.10.2008 Twerton Park, Bath: 1306 widzów
BSP (18/46) Bath City [20] – Weymouth [18] 3:0 (1:0)

45. W.Fairhurst 1:0
65. W.Fairhurst 2:0
75. G.Jones 3:0

Bath: L.Edge – J.Obersteller, J.Tomkins (82. S.Simpson), G.Jones ŻK, G.Silk – L.James, A.Smith, K.Murtagh ŻK, L.Nelthorpe, L.Nelthorpe - W.Fairhurst, R.Elvins (82. L.Hogg)

MVP: W.Fairhurst (N, Bath) - 9

Odnośnik do komentarza

W przeddzień pucharowego pojedynku dołączył do nas stary znajomy Frankie Artus (20, PP/Ś; Anglia), którego do końca sezonu wypożyczyliśmy z Bristol City. Nie ukrywał on zadowolenia na myśl o występach w naszym zespole, gdyż w poprzednim sezonie należał do naszych wyróżniających się zawodników i obaj liczyliśmy, że teraz sytuacja się powtórzy.

Do boju przeciwko Ebbsfleet wystawiłem najmocniejszy skład jakim dysponowałem na chwilę obecną licząc na awans do pierwszej rundy i parę funtów przelanych na konto po meczu.

 

Pozwoliłem na dużą swobodę rozgrywania akcji w bocznych sektorach boiska, jednocześnie wymagając żelaznej dyscypliny w środku pola i chciałem aby to goście prowadzili grę dając nam możliwość wyprowadzania kontr. Miałem przeczucie, że będzie to trafna taktyka i nie pomyliłem się. Wypunktowaliśmy rywali niczym wytrawny bokser, oddając cztery celne strzały na bramkę i wszystkie z nich zamieniając na gole. Na tą stuprocentową skuteczność złożyły się dwie bramki Elvinsa zdobyte po kontrach, gol Fairhursta po rzucie rożnym i przepiękne uderzenie z rzutu wolnego w samo okienko w wykonaniu Rollo. Goście byli w stanie odpowiedzieć jedynie bramką Akinde, wynikającą bardziej z rozluźnienia w naszych szeregach niż jakiejś składnej akcji.

 

Plan na ten sezon dotyczący występu w FA CUP został wykonany, ale nie zamierzaliśmy tego odpuszczać. Najbardziej prestiżowy puchar na wyspach działał na nas swą magią, dlatego też traktowaliśmy go na równi z ligowymi potyczkami. Nazajutrz mieliśmy poznać kolejnego przeciwnika, którym mógł być już team z CCL1, więc na tym etapie zaczynały się dla nas już prawdziwe schody.

 

25.10.2008 Twerton Park, Bath: 534 widzów
FA CUP (4 runda kwal.) Bath City – Ebbsfleet United 4:1 (3:1)

6. R.Elvins 1:0
19. R.Elvins 2:0
28. W.Fairhurst 3:0
29. J.Akinde 3:1
80. J.Rollo 4:1

Bath: L.Edge – J.Obersteller, J.Tomkins (82. S.Simpson), G.Jones ŻK, G.Silk – L.James, A.Smith, K.Murtagh ŻK, L.Nelthorpe, L.Nelthorpe - W.Fairhurst, R.Elvins (82. L.Hogg)

MVP: R.Elvins (N, Bath) - 9

Odnośnik do komentarza

Po awansie do pierwszej rundy FA CUP nasze konto zasiliła skromna suma dziesięciu tysięcy funtów a w drodze losowania przydzielono nam jako kolejną przeszkodę, naszego ligowego rywala, akademicką ekipę z Oxfordu. Przeciwnik jak najbardziej w naszym zasięgu więc nie zamierzałem narzekać na to co nam zgotował los a ściślej maszyna losująca.

 

Dwa wygrane mecze z rzędu były dawno niespotykanym zjawiskiem w czarno-białych szeregach. Z racji tego morale w szatni osiągnęło górny pułap a na kolejne spotkanie nie musiałem już specjalnie motywować chłopaków, gdyż wpadli oni w samo napędzający się mechanizm. Maleńkie trybiki w końcu zaczęły zaskakiwać tak jakbym tego chciał więc i ja do spotkania z Macclesfield podchodziłem na nieco większym luzie niż w ostatnich czasach.

 

Równo z ostatnim gwizdkiem, kończącym mecz, kamień spadł mi z serca. To było bez wątpienia jedno z najbardziej zaciętych i wyrównanych spotkań jakie widziałem w naszym wykonaniu. Obustronna wymiana ciosów, mnóstwo akcji podbramkowych i walka do samego końca bez wątpienia mogła podobać się wszystkim kibicom. Wyszliśmy z tej konfrontacji zwycięsko, przedłużając passę zwycięstw do trzech, ale mógł tu paść właściwie każdy wynik.

 

Pierwszy gol dla nas był autorstwem Fairhursta, poprzedzony ładną, dwójkową wymianą podań z Elvinsem.

 

Kolejna bramka to w dużej mierze zasługa Jamesa, który oddał piekielnie mocny strzał z około trzydziestego metra a próbujący ratować sytuację obrońca gospodarzy, trącając piłkę, zmylił kompletnie swojego bramkarza, zaliczając tym samym samobója.

 

Przypadkowe, acz bardzo ładne trafienie, postawiło rywali w trudnym położeniu. Rzucili się do odrabiania strat ale na nasze szczęście, tylko raz udało im się sforsować szyki obronne i w 75. minucie strzelili honorową bramkę po ładnej, solowej akcji Reaya.

 

1.11.2008 The Moss Rose Ground, Macclesfield: 1980 widzów
BSP (19/46) Macclesfield Town [12] – Bath City [18] 1:2 (0:2)

18. W.Fairhurst 0:1
39. M.McGregor 0:2 sam.
75. S.Reay 1:2

Bath: L.Edge – J.Obersteller, J.Tomkins, G.Jones, G.Silk – F.Artus, L.James ŻK, A.Smith ŻK, K.Murtagh - W.Fairhurst (90. D.Edwards), R.Elvins (85. L.Nelthorpe)

MVP: W.Fairhurst (N, Bath) – 8

 

Październik 2008

Bilans (Bath City): 2-3-1 (7:8)

Blue Square Premier: 18. (14 pkt, 25:30)

Finanse: + 209.857 funtów (+45.430)

Budżet transferowy: 17.524 funtów (25%)

Budżet płac: 5.068 funtów (4.917 funtów)

Odnośnik do komentarza

Tłumnie zgromadzona gawiedź na trybunach przy Twerton Park oczekiwała od nas przedłużenia zwycięskiej passy i gry do jakiej ich przyzwyczailiśmy w ostatnich dniach. Coach Bostonu coś tam przebąkiwał w gazetach, że możemy co najwyżej pomarzyć o zwycięstwie, ale moja krótka riposta o wysokim morale w szatni i dobrej formie, która była przenośnią od swojskiego spierdal*j ucięła wszelkie dywagacje.

 

Sam mecz był potwierdzeniem moich słów. Nie pozostawiliśmy złudzeń rywalom kto dzisiaj rozdaje karty i odprawiliśmy ich do domu szybko, ładnie i skutecznie. Miałem szczególne powody do zadowolenia po tym zwycięstwie, gdyż każdą bramkę zdobyliśmy po zespołowej akcji i były to rozwiązania, jakie wpajałem zawodnikom na treningach. Gromkie brawa, jakimi żegnali nas kibice po spotkaniu, były zwieńczeniem dobrej gry i w pełni zrealizowanej taktyki.

 

Kolejna cegiełka do celu została złożona. Tego wieczoru piwko smakowało wyjątkowo wybornie a uśmiech nie schodził z mej twarzy ani na moment.

 

4.11.2008 Twerton Park, Bath: 1838 widzów
BSP (20/46) Bath City [17] – Boston United [22] 3:1 (0:0)

27. J.Tomkins knt. (Bath)
51. L.James 1:0
63. R.Elvins 2:0
72. G.Jones 3:0
90+1. L.James 3:1 sam.

Bath: L.Edge – J.Obersteller, J.Tomkins (27. S.Simpson), G.Jones, G.Silk – F.Artus, L.James, A.Smith, K.Murtagh (45. M.Coupe) - W.Fairhurst (88. D.Edwards), R.Elvins 

MVP: G.Jones (OŚ, Bath) – 8

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...