W kontekście odmrażania gospodarki naszło mnie kilka refleksji i pytań o koronawirusa.
Najważniejsza kwestia – jak długo to potrwa?
Informacji o szczepionce na korona wirusa jest mnóstwo. Od informacji, ze mają pojawić się jeszcze w tym roku, po takie, które mówią, że nie będzie szczepionki nigdy. Z tych informacji wydaję mi się najbardziej wiarygodne, biorąc pod uwagę cały proces testów, czekanie na możliwe skutki uboczne, masową produkcję i sprzedaż to chyba realnym terminem jest koniec 2021 roku. Jak ktoś jest mądry w tym temacie to niech mnie poprawi, ale chyba nie ma szans wcześniej? I to przy wariancie raczej optymistycznym, bo może być tak, że nie będzie wcale szczepionki. Ale w dalszych rozważaniach pozostanę przy tym terminie – jesień/zima 2021.
To oznacza, że przed nami co najmniej 1,5 roku życia z koronawirusem. Myślę, ze to jest podstawowe założenie, które każdy z nas powinien wziąć pod uwagę. Zastanawiam się czy ma jakikolwiek sens przekładanie czegoś na „czas po wirusie”? Typu, na razie poczekam z fryzjerem, , pojadę po meble jak skończy się wirus., czy to ma sens?Jest zatem duża szansa, ze prędzej czy później się zetkniemy z wirusem. Tym bardziej, że kolejne obostrzenia są znoszone, coraz więcej ludzi wraca do pracy, a jeszcze więcej nie zachowuje już żadnej ostrożności. Mówiąc krótko, przed nami coraz więcej kontaktów międzyludzkich, oczywiste się wydaje, że wzrośnie liczba zakażeń.
Oczywiście nie da się zamrozić wszystkiego na 1,5 roku. Mieliśmy przykład i okazuje się, że po pierwze gospodarka, po drugie inne choroby, po trzecie ludzie nie wytrzymują długiego zamknięcia itd. Tylko co teraz?
Dochodzę teraz do pytań o to, jakie powinny być obostrzenia i czemu mają służyć. Co by nie mówić o słuszności modelu szwedzkiego to tam podoba mi się jego transparentność. Twarzą tego są konkretni naukowcy, którzy dysponują konkretnymi modelami rozwoju wirusa. Czy u nas są brane pod uwagę jakieś modele, czy tylko jest robione na czuja, tego nikt nie wie. Jeżeli luzowane są kolejne zakazy to ja bym chciał, żeby ktoś powiedział mi jakie są szacunki zachorowań przy luzowaniu zakazów. I co właściwie chcemy tym osiągnąć? Możemy sobie mniej więcej wyobrazić model bez żadnych zakazów. Zakładając to o czym czytam, że do osiągnięcia odporności stadnej musi zarazić się ok. 80 proc. ludzi to daje nam to ok. 30 mln Polaków. Jeśli 80-90% choruje bezobjawowo to załóżmy, że wtedy pomocy medycznej będzie wymagała 3 mln ludzi. Śmiertelność wśród zdiagnozowanych 5-10% (5 proc. maja teraz Niemcy, nie wierzę, że moglibyśmy nie mieć więcej od nich). To wszystko daje ok. 25o tys. zgonów. Wiadomo, że służba zdrowia nie uniosłaby takich przypadków w krótkim czasie. Tylko teraz co? Rozumiem, że cel to jak najmniej chorych i zgonów do czasu szczepionki. Tylko właśnie, czy przy obecnym stanie zakazów i niskiej odpowiedzialności ludzi jest możliwość, żeby nie zachorować do tego czasu? Czy po prostu to wszystko jest odwlekane w czasie, w tym te liczby? Czyli 30 mln chorych, 3 mln z objawami i 250 tys. zgonów jest nieuniknione, ale nie w 3 miesiące tylko przez 1,5 roku i potem będziemy odporni na wirusa? Czy ta odporność stadna jest w ogóle możliwa? Czy jest ona możliwa, jeśli zakażenia są przeciągane w czasie (chodzi mi o to, ze wirus może przez ten czas zmutować, Szwedzi zakładają, że co najmniej pół roku człowiek powinien być odporny, czyli ten który zraził się teraz za 1,5 roku może nie mieć odporności)? To mnie chyba najbardziej teraz zastanawia. Jak ktoś ma jakieś przemyślenia, zna odpowiedzi na te pytania to chętnie je poznam.
No i w ogóle jestem ciekawy waszego podejścia. Ja na razie trzymam się twardo zakazów i środków ostrożności. Do sklepów 2 razy w tygodniu na większe zakupy, ale chyba zmienię ten model i po prostu będę kupował częściej, głownie wieczorem kiedy jest pusto w sklepach i będę tam krócej. Kontaktów poza gospodarstwem domowym nie mam, praca zdalna, rodziców też nie widziałem od początku tego syfu, głownie ze względu na ojca, który jest w grupie ryzyka. Nie wiem czy to ma większy sens, na razie będę się tego trzymał do porodu zony, czyli do początku lipca. Potem pewnie trochę zluzuję, na pewno będę musiał się zobaczyć z rodzicami, Nie wyobrażam też sobie, żeby we wrześniu nie było szkoły. Zobaczymy co się wydarzy i czy z powrotem nie będzie wszystko zamykane