Skocz do zawartości

RSE99

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    22
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez RSE99

  1. @yaneck1 - Zgadzam się. Grupa w Lidze Europy do jakiej nas przydzielono wydaje się być na papierze najłatwiejsza. Wszystko na jej temat będę wiedział po meczach ze Standardem Liege oraz Viktorią Pilzno. ------------------------------------------------ Ze względu na bardzo niską kwotę wykupu zawartą w kontrakcie Maximiliana Meyera na dniach zasiedliśmy wraz z piłkarzem w celu negocjowania umowy na nowych warunkach. Nieugięty Niemiec ostatecznie przystał na zwiększenie klauzuli, ale wciąż nie jest to kwota, o jaką walczyliśmy. W chwili obecnej potencjalny klient musi wyłożyć na stół kwotę rzędu niemalże pięćdziesięciu milionów euro. 20 września mierzyliśmy się ze świetnie radzącym sobie od początku obecnego sezonu Hoffenheim. Wieśniacy na 4 spotkania ligowe odnieśli aż trzy zwycięstwa oraz zanotowali jeden remis. Być może to właśnie my będziemy pierwszą drużyną, która dopisze na ich konto jedynkę w kolumnie porażek. Skład: Fährmann - Caiçara, Matip, Neustädter, Aogo - Goretzka, Højbjerg, Geis, Belhanda - Choupou-Moting, di Santo Mocniejszy rywal wymagał od nas z goła odmiennego podejścia. Musieliśmy przede wszystkim skupić się na szanowaniu piłki i zdominowani środka pola zachowując jednocześnie jakość w każdej z poszczególnych formacji. To właśnie w takowych okolicznościach podjąłem decyzję o zmianie kształtu formacji z domyślnego 4-2-3-1 na 4-3-3. Samo spotkanie otworzyliśmy szybko zdobytą bramką już w 8. minucie. Świetne prostopadłe zagranie od Belhandy w kierunku Di Santo. Argentyńczyk zabrał się z piłką, uciekł obrońcy i w sytuacji sam na sam płaskim strzałem pokonał świetnie spisującego się w poprzednich spotkaniach Baumanna. Nasza przewaga była wyraźna, a o jej obecności nie trzeba było przekonywać nikogo. Mogliśmy jedynie pluć sobie w brodę biorąc pod uwagę towarzyszącą nam w pierwszej połowie liczbę sytuacji, która nijak nie została przełożona na wynik. Do końca spotkania nie zmieniło się nic. Wytrzymaliśmy niezwykle nerwową końcówkę i pokonaliśmy trudnego rywala meldując się na drugim miejscu w tabeli.
  2. 2821 kilometrów to odległość, jaką musieli przebyć przyjezdni z greckiego Tripoli mierzący się z nami w ramach pierwszej kolejki fazy grupowej Ligi Europy. Dobrze, że w dobie coraz większego rozwoju transportu w świecie futbolu większy nacisk aniżeli kiedyś stawia się na podróże samolotem, a nie autokarem. Dzięki temu na przestrzeni zaledwie czterech godzin można przebyć tak imponujący dystans. Jako zespół przyjmujący rywali jesteśmy w sytuacji znacznie korzystniejszej. Postaramy się oczywiście wykorzystać ich zmęczenie spowodowane podróżą i bardzo szybko rozstrzygnąć losy meczu. Dzięki rotacji kilku podstawowych piłkarzy zachowało świeżość i będą mogli pomóc nam w walce o dobre wejście w rozgrywki, a co za tym idzie pierwsze trzy punkty. Skład: Fährmann - Riether, Friedrich, Matip, Aogo - Höger, Neustädter - Choupou-Moting, Meyer, Sam - Batshuayi Spotkanie to przyniosło kilka kluczowych pozytywów. Po pierwsze nareszcie, mam nadzieję, odblokował się Batshuayi. Belg od momentu przybycia na VELTINS-Arenę nie był skory do strzelania bramek, a większość sytuacji sam na sam marnował w niewyjaśnionych okolicznościach. Miejmy nadzieję, iż zdobyta przez niego bramka będzie początkiem nowej, wielkiej, pięknej kariery piłkarskiej trwającej jak najdłużej na tymże stadionie. Na słowa uznania zasługuje również walka z kontuzją poczyniona przez Meyera. Niemiec oprócz fachowej pomocy medycznej otrzymał ofertę nowego kontraktu podnoszącą klauzulę oferty minimalnej do 50 milionów. W porównaniu z poprzednią opiewającą na zaledwie dwadzieścia sześć jest to wręcz finansowa przepaść. W 8. minucie świetne dośrodkowanie Sama na krótkim słupku przeciął Batshuayi. Ostatnie minuty przyniosły drugą bramkę. Po dobrze bitym rożnym i próbie strzału przez Friedricha piłka odbiła się od jednego z obrońców i padła łupem dobrze ustawionego Schöpfa, który nie miał żadnych problemów z umieszczeniem jej w siatce. Zagraliśmy znakomite zawody niszcząc grecki zespół. Szkoda, że nasz dorobek bramkowy ostatecznie nie okazał się bardziej okazały, ale trzy punkty to zawsze trzy punkty.
  3. Zniesmaczeni ostatnią klęską w meczu z grającą na pół gwizdka Borussią powróciliśmy do Gelsenkirchen. Dzięki czternastodniowej przerwie byliśmy w stanie dopracować kilka aspektów taktycznych, a co najważniejsze zafundować piłkarzom chwilę wytchnienia. W ostatniej ligowej kolejce ewidentnie brakowało nam siły i powietrza w płucach co momentalnie odbiło się na wyniku. Mimo wszystko uśmiech nie schodził z mojej twarzy choćby i na chwilę. Kolejek do końca sezonu jest sporo, a w Niemczech za wyjątkiem Bayernu nie występują kluby nieomylne, grające z tak dużą regularnością. Dodatkowych sił dawała mi wieść dotycząca rozpoczęcia fazy grupowej rozgrywek europejskich. Dzięki temu będziemy mogli sprawdzić swoją siłę na tle klubów spoza terenu Niemiec, a przy okazji uciułać trochę grosza, który w późniejszej fazie zostanie przeznaczony na rozwój skautingu. Skład: Fährmann - Caiçara, Neustädter, Matip, Kolasinac - Höger, Højbjerg - Schöpf, Belhanda, Sané - Di Santo Prawdopodobnie już teraz możemy szczycić się znalezieniem patentu na potencjalnie groźny Eintracht Frankfurt. Byliśmy przygotowani na tyle dobrze, iż goście nie byli w stanie stworzyć sobie jakiejkolwiek klarownej sytuacji przez przeszło dziewięćdziesiąt minut gry. Na nie wiele zdała się również piętnastominutowa przerwa między poszczególnymi połówkami bowiem na drugą fazę spotkania Die Adler wyszli zrezygnowani jeszcze bardziej. W pierwszej połowie objęliśmy prowadzenie bardzo szybko za sprawą świetnego wykończenia akcji przez prawoskrzydłowego. Sané próbował dośrodkować piłkę z lewego narożnika boiska, a zamiast tego wyszedł mu doskonały centrostrzał, którym przelobował stojącego na linii bramkarza. Jeżeli ten gol nie zostanie okrzyknięty mianem bramki sezonu to ja nie wiem co kwalifikuje się do miana ładnej bramki. W 54. minucie efekty przyniósł kombinacyjnie rozegrany rzut rożny. Wrzutka Belhandy do ustawionego na bliższym słupku Neustädtera i zgranie do środka. Tam do piłki dopada Höger i pokonuje całkowicie zasłoniętego bramkarza.
  4. 4:40 mimo, że jestem we wstępnej fazie czytania. Świetny pożeracz czasu :P
  5. W trzeciej ligowej kolejce przed własną publicznością podejmował nas zespół Borussii Mönchengladbach. Biorąc pod uwagę aspekty czysto historyczne jest to klub, który w walce o europejskie puchary liczy się nieprzerwanie od sezonu 2011/12. W obecnej kampanii raczej nie wiele zmieni się w tej kwestii. Przed meczem starałem się tonować nader rozentuzjazmowane twarze poszczególnych piłkarzy. Owszem pokonanie Bayernu to nie lada sukces, ale musimy liczyć się z tym, iż takowy wyczyn zdecydowanie wpływa zarówno na prestiż, jak i zwiększone wymagania dot. naszej gry w każdym kolejnym meczu. Postanowiłem tym razem większą uwagę przypisać wydanemu niedawno raportowi opracowanemu przez moją prawą rękę - asystenta. W dokumencie zawarł on rzekomy spis porad dotyczący stylu gry i obszarów szczególnej uwagi. Postanowiłem zastosować się do niego w pewnym stopniu. Skład: Fährmann - Kolasinac (58' Caiçara), Friedrich, Matip, Riether - Geis, Höger - Sané, Belhanda, Choupo-Moting (45' Sam) - Batshuayi ('74 Di Santo) Początek meczu to kilka błyskawicznych ciosów wyprowadzonych z naszej strony. Niestety brak skuteczności powoli, acz konsekwentnie doprowadzał do naszego upadku. Na nieco więcej szczęścia mogli z kolei liczyć gospodarze, którzy zdobyli bramkę po akcji z 24. minuty. Po kapitalnej interwencji ze strony Fährmanna do piłki dopadł Christiansen i wpakował ją do siatki. Potencjalnie niegroźny stały fragment gry zaowocował błyskawiczną zmianą obrazu gry. Po przerwie wyszliśmy z podrażnioną ambicją i chęcią zemsty. Wciąż wszystko wyglądało doskonale, ale brak skuteczności był dziś naszą największą bolączką. Po kapitalnym występie z Bayernem gubimy punkty, ale mamy jeszcze dużo czasu żeby się odkuć. W ramach losowania Fazy Grupowej Euroligi wiemy, iż znajdziemy się w grupie oznaczonej literką E, do której przynależą również - Asteras Tripolis (Grecja), Viktoria Pilzno (Czechy) oraz Standard Liege (Belgia).
  6. Dzięki świetnemu wejściu w rozgrywki mogliśmy przystąpić do meczu z Bayernem w nieco lepszych nastrojach. Wciąż odczuwałem wewnętrzną frustrację związaną z brakiem możliwości skorzystania z takich ikon jak Höwedes czy Meyer w tak ważnym pojedynku. Kilka ciepłych słów pod swoim adresem usłyszał ode mnie Belhanda, który ostatnimi czasy wręcz eksplodował formą. Cieszę się, iż mój poprzednik zdołał pozyskać tak zdolnego piłkarza. 25 lat to dla piłkarza grającego na pozycji dziesiątki wiek wręcz wymarzony. Wówczas granica między umiejętnościami a potencjałem zaciera się do minimalnego stopnia, a sam piłkarz wykorzystuje swoje maksimum. Marokańczyk jest zresztą idealnym przykładem tejże tezy. Zarząd ostatecznie przedstawił mi propozycję klubów filialnych. Celem umowy w tymże przypadku miało być zwiększenie popularności Schalke 04 Gelsenkirchen poza granicami kraju oraz poza Europą. Do celu dobrnęliśmy bardzo prostą ścieżką i ostatecznie złożyliśmy kilka parafek pod umową zawartą z Columbus Crew. Kto wie być może w następnym sezonie udamy się na tournée do Stanów Zjednoczonych. Początkowo miałem kilka problemów związanych z ustaleniem wyjściowej jedenastki, ale ostatecznie wszystko stało się jasne i mogliśmy wybiec na murawę. Skład: Fährmann - Aogo, Neustädter, Matip, Caiçara - Højbjerg, Geis - Choupo-Moting, Belhanda, Schöpf - Di Santo Nie dbałem o sprawienie niespodzianki poprzez ryzykowne roszady w składzie tudzież zmianę ustawienia na kompletnie niezrozumiałe. Gierki Guardioli głoszące, iż są na nas przygotowani traktowałem z przymrużeniem oka. Wiedziałem, że czeka nas ciężkie spotkanie z nietuzinkowym przeciwnikiem, który nie odpuści nam choćby przez moment. Pierwsze minuty to bezskuteczne bicie głową w mur w wykonaniu gości. Fantastycznie spisujący się Fährmann bronił dosłownie wszystko i wyrastał w moich i nie tylko moich oczach na zawodnika meczu. Bayern popadł na amen i zagubił się gdzieś w ofensywnym szale. Wykorzystaliśmy to błyskawicznie. 25. minuta, doskonałe prostopadłe podanie od Di Santo w kierunku Belhandy. Mimo interwencji Xabiego Alonso piłka przedostaje się do Marokańczyka, a ten w sytuacji sam na sam przełamuje żelazne rękawice Neuera. Do przerwy pozwalamy sobie na frajerską stratę bramki bowiem zamieszanie w naszej szesnastce wykorzystuje Robben, któremu sprezentowaliśmy doskonałą okazję. W dalszej fazie spotkania napieraliśmy głównie skrzydłami co przyniosło kolejny efekt kilkanaście minut po wznowieniu meczu. Płaska wrzutka Caiçary była adresowana prosto pod nogi wbiegającego Belhandy jednakże w ostatniej fazie przeciął ją Boateng i niefortunnie skierował do własnej bramki. Na zakończenie drugą bramkę po wykorzystaniu wrzutki Sama dołożył od siebie Belhanda. Piłkarz pełniący rolę klasycznej dziesiątki nie do końca trafił czysto w piłkę, ale ostatecznie zdołał skierować ją obok bezradnego bramkarza gości grającego niegdyś w naszych barwach. Po błędzie Matipa z 76. minuty rzut karny na bramkę zamienił Arturo Vidal. Niesamowity mecz i niesamowity wynik. Kto postawił na nas przed meczem zapewne teraz cieszy się z napływających setek, tysięcy na jego konto. Reszta zapewne targa w tym momencie swój kupon i pluje w monitor.
  7. Wstępny rozkład terminarza to iście szatański wybryk. Naprawdę nie mam pojęcia kto jest odpowiedzialny za jego rozpiskę, ale moim skromnym zdaniem nie zasługuje na posiadane uprawnienia. Mimo trudnego rywala nastroje obecne wewnątrz klubu były w większości pozytywne. Do doskonałości jeszcze daleka droga, ale kilka lepszy rezultatów i wszystko powinno wyglądać naprawdę obiecująco. Jeżeli chodzi o mnie to całą swoją uwagę przelewałem na starcie z Leverkusen. Za wszelką cenę dążyłem do realizacji ambitnego, acz nieco awykonalnego celu - wywiezienia trzech punktów z wrogo nastawionego gruntu. Urzeczywistnić własne ambicje jest niebywale trudno, ale biorąc pod uwagę naszą obecną dyspozycję, mamy, chociaż tak zwane matematyczne szanse. Bayer 04 cechuje znakomicie poukładaną gra defensywna, bardzo mocne skrzydła, które w pierwszej kolejności należy odciąć od gry oraz zamiłowanie do wrzutek na Kießlinga. Jeden z problemów został zażegnany jeszcze przed meczem, gdy dowiedzieliśmy się, iż w meczu ze względu na lekki uraz nie wystąpi od pierwszej minuty wspomniany Niemiec. Można śmiało stwierdzić, że praca wykonana przez Rogera Schmidta bardzo szybko pozwoli mu na zebranie owocnych plonów. Jako obszar szczególnej uwagi dla obrońców wyznaczyliśmy skrzydła. Kevin Kampl oraz Karim Bellarabi to dwójka skrzydłowych o bardzo podobnej charakterystyce. Szybcy, dobrze dryblujący natomiast posiadający ubytki w kwestii takich atrybutów jak wykańczanie akcji czy strzały z dystansu. W związku z tym bardzo łatwo będzie ich wyłączyć z gry, a co za tym idzie wyeliminować Bayer w ciągu kilkunastu pierwszych minut. Plan realizowaliśmy bardzo konsekwentnie. Początkowo zdołaliśmy całkowicie powstrzymać ofensywne zapędy rywali, dzięki czemu skupiliśmy się na atakowaniu. 14. minuta zaowocowała pierwszą poważną okazją z naszej strony. Istny kocioł w polu karnym na swoją korzyść wykorzystał Di Santo, który jakimś cudem zdołał wygarnąć piłkę spośród grupki piłkarzy i oddać strzał po długim rogu. Dzięki temu mogliśmy uspokoić grę, a co za tym idzie zmniejszyć ilość podejmowanego ryzyka. Mimo wszystko po przerwie to gospodarze doprowadzili do wyrównania. Doskonała centra Bellarabiego na piąty metr gdzie plasowanym strzałem piłkę do siatki wpakował Mehmedi. Emocji było co niemiara, a my pokazaliśmy bardzo mocny charakter grając do samego końca. W 81. minucie rzut wolny egzekwuje Geis i zagrywa na skrzydło do niepilnowanego Kolasinaca. Bośniak wrzuca piłkę na wbiegającego Schöpfa, a ten bez problemu pokonuje Leno. Zaskakujemy ekspertów i zgarniamy trzy oczka na inaugurację - wymarzony początek sezonu.
  8. RSE99

    Livescore wiosenny

    Wiemy oboje, że nie o tym Cabralu mowa... Ale +1 za zaskakującą odpowiedź :>
  9. RSE99

    Livescore wiosenny

    Ma ktoś gifa z przewinieniem Cabrala w dobrej jakości albo z perspektywy gdzie wszystko widać?
  10. Przekazywanie piłkarzom moich innowacji taktycznych nie przychodziło łatwo. Język niemiecki opanowałem w stopniu czysto podstawowym i w pierwszych tygodniach pracy musiałem korzystać z usług opłaconego z własnej kieszeni tłumacza. Porwałem się na głęboką wodę, ale nigdy nie stroniłem od wyzwań przerastających moje obecne umiejętności. Trzeba doskonalić się jako człowiek, pracownik wszelkimi sposobami, prawda? Szczególnym obszarem treningu, na jakim skupiłem największą uwagę było przygotowanie ofensywne zespołu. Bremer SV to drużyna niszowa, która zapewne ulegnie przedmeczowej presji i wyjdzie na murawę w roli statystów. Z kolei na pobudzenie naszych napastników wielce wskazane byłoby zaaplikowanie kilku bramek. Na początek ligowych zmagań nie można jakkolwiek spojrzeć optymistycznie - trzy pierwsze mecze to trzy poważne sprawdziany kolejno z Leverkusen, Bayernem oraz BMG. Przed przystąpieniem do samego spotkania musiałem podjąć iście karkołomną decyzję o wyborze dwóch kapitanów. Moje typy mogą być dla niektórych kontrowersyjne, ale pracuję w tej branży nie od dziś. Mianem kapitana i ogromnym kredytem zaufania obdarzyłem doświadczonego Howedesa, a na jego zastępcę wytypowałem młodego, przebojowego Goretzke. Chłopakowi niewątpliwie brakuje doświadczenia tudzież obycia z tak znaczącą rolą, ale jego umiejętność dyrygowania kolegami na boisku jest godna podziwu i zasługuje na wyróżnienie choćby przez taki czyn. Mimo dość niskiej wagi samego spotkania postanowiłem darować sobie zbędne eksperymenty i skupić się na dopieszczeniu ustawienia 4-2-3-1 w wariancie szerokim. Jest to bezpieczna formacja zapewniająca stabilizację zarówno z przodu ze względu na dużą liczbę piłkarzy biorących udział w poczynaniach ofensywnych oraz pewność z tyłu. W razie potrzeby pomocnicy wycofują się na własną połowę i wspierają obrońców. Dzięki inteligencji poszczególnych piłkarzy mogę pozwolić sobie na zastosowanie wymienności pozycji oraz zezwolenie im na grę swobodną. Miejsce w bramce zajął nie kto inny jak Fahrmann. Na bokach obrony wystąpią Aogo oraz rezerwowy Riether, który w sezonie ligowym raczej za wiele nie pogra. Środek defensywy to połączenie doświadczenia z młodością i ambicją w postaci pary Matip + Friedrich. Marvin zapowiada się na naprawdę solidnego stopera i w przyszłości otrzyma prawdopodobnie jeszcze wiele szans na udowodnienie swojej wartości. Para pomocników to dwaj przebojowi, młodzi gracze, wypożyczony z Bayernu Hojbjerg oraz ogromny talent z naszej szkółki Goretzka. Trójca z przodu to mieszanka doświadczenia w środku oraz młodość po bokach. Sane, Belhanda, Schopf będą najbardziej wspierać Di Santo w poczynaniach ofensywnych. Pierwsza bramka w spotkaniu padła w dość zaskakujących okolicznościach. Kapitalnym dośrodkowaniem na wolne pole zareklamował się Aogo, a do piłki jako pierwszy dopadł Di Santo, który wpakował ją do siatki z najbliższej odległości wygrywając ówcześnie walkę z jednym z obrońców o korzystniejszą pozycję. Piłkarz ten wyróżniał się najbardziej spośród całej dwudziestki dwójki obecnej na murawie co potwierdził jedynie zdobyciem drugiej, a zarazem ostatniej swojej bramki w 58. minucie zwieńczając fantastyczną drużynową akcję strzałem po krótkim rogu, wobec którego bramkarz okazał się bezradny. Po jednej bramce ze swojej strony dołożyło dwóch skrzydłowych - Sane w 22. minucie oraz Schopf dokładnie sześćdziesiąt sekund później. Na listę strzelców wpisał się również odgrywający rolę klasycznej 10 Belhanda zamykając świetną centrę strzałem z woleja oraz Matip, który w 50. minucie zrobił użytek ze stałego fragmentu gry, jakim był rzut wolny egzekwowany w okolicach dwudziestego piątego metra. Nasza przedsezonowa forma jest wręcz kapitalna. Czy jest to dobry prognostyk przed bezpośrednim starciem z lepszym o kilkanaście klas od Bremer SV klubem występującym w Niemieckiej 1. Lidze tj. Leverkusen? Ciężko jednoznacznie stwierdzić. Boisko zweryfikuje naszą formę najlepiej.
  11. RSE99

    Livescore wiosenny

    Wisła za późno zabrała się do odrabiania :P
  12. Okres przygotowawczy był dla mnie odkąd sięgam pamięcią okazją do kombinowania. Testowania różnych wariantów taktycznych począwszy na wynajdywaniu ustawienia idealnego, a skończywszy na sprawdzaniu zbitki kolidujących ze sobą poleceń. Mój umysł rozjaśnił się dopiero na Veltins-Arenie. Od samego początku wiedziałem, jak chcę grać, w jaki sposób budować nowy zespół, a teraz konsekwentnie realizuje swoją wizję. W przekonaniu o jej słuszności utwierdza mnie obecna gra drużyny. Zapierający dech w piersiach futbol jaki zdołaliśmy pokazać na przełomie zaledwie miesiąca pozwala mi spojrzeć na rozgrywki Niemieckiej 1. Ligi z dużą dozą optymizmu. Nie od dziś wiadomo, że mecze przygotowawcze, a rozgrywki ligowe to dwa całkowicie odmienne światy, które zazwyczaj się nie pokrywają. Największą bolączką zespołu w chwili obecnej jest słabo rozwinięty sztab fizjoterapeutów, który nie nadąża z przyjmowaniem nowych pacjentów. Atsuto Uchida, Fabian Giefer, Sidney Sam, Matija Nastasić wszyscy z nich są kontuzjowani, a rąk do pracy jest zbyt mało. Po raz kolejny musiałem skorzystać ze środków udostępnionych przez zarząd, a przeznaczyłem je głównie na zabezpieczenie pensji nowego pionu lekarskiego. Miejmy nadzieję, iż przed występami w lidze wszyscy piłkarze dojdą do siebie i będą w stanie pomóc drużynie w najważniejszych meczach. Niedziela, 28/06/2015, 15:30 - Wolfsberger AC (W) 1:0 - Huntelaar (49') Środa, 01/07/2015, 19:30 - SV Mattersburg (W) 1:0 - Choupo-Moting (82') Piątek, 03/07/2015, 19:30 - Kapfenberger SV 1919 (W) 4:0 - Schopf (2'), Huntelaar (33'), Di Santo (46', 58') Poniedziałek, 06/07/2015, 19:30 - FC Hochst (W) 5:1 - Frauenschuh sam. (8'), Choupo-Moting (20', 55'), Matip (38'), Friedrich (77') Środa, 08/07/2015, 19:30 - Lask Linz (W) 4:0 - Neustadter (17'), Schopf (29'), Choupo-Moting (35'), Sam (51') Sobota, 11/07/2015, 15:30 - Lask Linz (W) 2:0 - Schopf (23', 31') Wtorek, 14/07/2015, 19:00 - Zenit (W) 2:1 - Choupo-Moting (42', 45+1') Poniedziałek, 20/07/2015, 20:00 - Herne (W) 2:0 - Schopf (18'), Belhanda (50') Sobota, 25/07/2015, 15:30 - Roma (D) 4:1 - Choupo-Moting (28', 71'), Sane (42'), Schopf (48') Sobota, 01/08/2015, 15:30 - Fiorentina (D) 3:1 - Neustadter (4'), Basthuayi (8'), Belhanda (29') Jak widać okres przygotowawczy przepracowaliśmy wzorowo. Na szczególną uwagę zasługuje zdobycie, aż 28 bramek przy utracie zaledwie 4. W ciągu całej kampanii przygotowawczej fantastyczną postawę przejawiała cała drużyna, a na szczególne wyróżnienie zasługuje Choupo-Moting. Bramkarze: Wielkiego zaskoczenia nie doświadczymy. Zgodnie z moimi pierwotnymi założeniami pierwszoplanową rolę odgrywać będzie Fahrmann. Drugi bramkarz (Giefer) jest obecnie kontuzjowany. Prawdopodobnie dostanie ode mnie kilka szans na grę, ale nic więcej. Liczę, że wypożyczenie Timona zarządzone przed moim przybyciem okaże się trafnym posunięciem, a sam bramkarz nabierze doświadczenia i podniesie swoje umiejętności. Obrońcy: W obliczu kontuzji Howedesa i jego rekonwalescencji podstawową parę stoperów tworzyć będą Matip oraz Neustadter. Po dojściu do pełnej sprawności planuję dawać dużo szans gry Nastasiciowi, który zastąpi odchodzącego po sezonie Kameruńczyka. Na bokach obrony pierwsze skrzypce będa odgrywali kontuzjowany Uchida oraz Aogo. Na liczne szanse mogą liczyć również Bośniak i Brazylijczyk. Pomocnicy: Przesyt piłkarzy o nietuzinkowych umiejętnościach potrafiących zdziałać wiele. Na pozycji pomocnika defensywnego podstawowym wyborem będzie 21-letni talent Geis. W środku najwięcej do powiedzenia będą mieli Goretzka oraz Meyer. Planuję sporadycznie dawać szansę Duńczykowi, który po sezonie powróci do Bayernu. Na skrzydłach stawiał będę przede wszystkim (zależnie od konieczności) na Sane, Schopfa, Choupo-Motinga oraz Belhande. Napastnicy: Najmniejsze pole do manewru oferuje mi wybór piłkarza grającego najbardziej z przodu. Najprawdopodobniej więcej szans otrzyma będący w wyśmienitej dyspozycji Franco Di Santo, dopóki z jego cienia nie wyjdzie bardziej utalentowany Batshuayi. Wówczas zastosujemy zamianę ról i to Belg będzie pierwszoplanową postacią.
  13. Faktycznie. Dzięki za czujność. Byłbym wdzięczny, gdyby ktoś z możliwościami poprawił tytuł, bo ja niestety nie mogę już edytować własnego wpisu.
  14. Początki przygody w nowym klubie, środowisku to bardzo ciężki orzech do zgryzienia dla menedżera. Musi on bowiem radzić sobie z wieloma czynnikami - w większości przypadków negatywnych. Do jego zadań zalicza się utrzymywanie pieczy nad bardzo cienką granicą wyznaczającą sukces i klęskę. Moje pojawienie się w nowym środowisku było zupełnie inne. Na aklimatyzację wbrew własnym przypuszczeniom nie musiałem czekać. Adaptacja w nowym środowisku przyszła stosunkowo szybko, a co ważne w sposób bardzo łatwy. Jestem też pełen podziwu wobec profesjonalizmu, z jakim miałem styczność w szatni klubowej. Zostałem przywitany bardzo ciepło i z tego powodu chce się odwdzięczyć wszystkim zaangażowanym w ten projekt. Schalke 04 Gelsenkirchen to przyszły materiał na nowego, długoletniego mistrza Niemiec. Detronizacja Bayernu tudzież lokalnego rywala Borussii Dortmund zapowiada się pasjonująco i jest bodźcem, który przyciąga mnie z dnia na dzień coraz bardziej do urzeczywistnienia tegoż celu. Jedyne swe zastrzeżenia mogłem kierować w stronę sztabu szkoleniowego. Bynajmniej nie chodziło tu o poziom moich współpracowników, a o zaniedbanie tego pionu przez zarząd klubu. Zamiast fachowców, na jakich zasługuje ta drużyna ujrzałem tylko garstkę osób znających się na swojej pracy i kilku mniej wartościowych pionków, z którymi nie wiązałem przyszłości. Z udziałem wkładów finansowych ze strony prezesa klubu zdołałem zapanować nad tą Stajnią Augiasza, dzięki czemu pozyskałem nowych, doświadczonych współpracowników głodnych sukcesów. Z taktycznego punktu widzenia postanowiłem zaoferować piłkarzom więcej swobody aniżeli dotychczas to czyniłem. Liczbę poleceń zespołowych oraz indywidualnych ograniczyłem wręcz do minimum, a skupiłem się na dopasowywaniu roli pod nowy styl gry. Dzięki temu każdy z piłkarzy otrzymał nowe wytyczne w ciągu zaledwie pięciu dni roboczych od mojego przybycia na Veltins-Arena. Będziemy korzystać z dwóch formacji skupiających się na innych rodzajach rywali. Korzystanie z klasycznego 4-2-3-1 to norma w moim przypadku, a przy okazji pojawienia się w Niemczech chcę przetestować rozwiązanie, które dotychczas omijałem, szerokim łukiem. Mówię tutaj o kształcie formacji 4-4-1-1. Warto podkreślić, że w pierwszych tygodniach pracy zdecydowałem się na iście karkołomny ruch. Za moją sprawą klub opuścił Klaas-Jan Huntelaar, który zapewne zostanie teraz rezerwowym napastnikiem Kogutów. Otrzymana kwota w wysokości 8.25 mln euro wydawała się wiernie odzwierciedlać wartość podstarzałego Holendra ściągającego niesamowicie wysoką gażę. To właśnie ze względu na wysokość jego tygodniówki klubowe finanse znajdowały się we wręcz opłakanym stanie, a limit wydatków na płace został znacznie przekroczony. W jego miejsce pojawił się ktoś młodszy, zapowiadający się na piłkarza większej klasy. Do zalet tego transferu warto zapisać również wysokość wynegocjowanej kwoty. Początkowo naszym szczególnym zainteresowaniem cieszył się Wissam Ben Yedder. Ostatecznie Francuz postanowił nie zmieniać środowiska, a jedynie zameldować się w silniejszym klubie z tej samej ligi - AS Monaco. Podobnie sytuacja miała się w przypadku Gabriela Barbosy z tym wyjątkiem, iż naszą ofertę pod względem finansowym przebił Liverpool. Postanowiłem ostatecznie skusić się na nieco mniej chodliwy, acz wciąż godny uwagi towar i pozostając w murach Ligue 1 sięgnąć po napastnika OM, którego uważa się za następcę Gignaca. Mam tutaj na myśli sylwetkę Belga Michyego Batshuayia. W zamian za 12 milionów zasila on nasz skład. Jego kontrakt opiewa na zarobki w wysokości 45 tysięcy na tydzień. Gra: Football Manager 2016 Wersja gry: 16.3.1 Ligi grywalne: Niemcy (Niemiecka 1. Liga, Niemiecka 2. Liga, Niemiecka 3. Liga) Ligi podglądowe: Cała Europa + RPA + Chiny + Meksyk + USA + Argentyna + Brazylia Rozmiar bazy danych: Duża Wczytane dodatki: Brak
  15. RSE99

    Na skraju pola karnego

    1 forint to aktualnie 0.01 zł (w przybliżeniu). Dziękuje
  16. RSE99

    Na skraju pola karnego

    Na stanowisku trenera od przygotowania fizycznego przepracowałem równo rok. Przez ten czas zdołałem poznać kadrę oraz zżyć się z piłkarzami. Z dnia na dzień czułem się coraz bardziej doceniany nie tylko jako pracownik klubu, ale również jako człowiek. Można powiedzieć, że wkradłem się do rodziny i zyskałem status jej członka. Zawarta umowa między mną, a prezesem tegoż klubu miała niebawem dobiec końca. Powoli godziłem się z myślą o odejściu i zaczynałem akceptować taką wizję przyszłości. Wtem do drzwi mojego mieszkania ktoś zapukał. Otwierając drewniane wrota do środka ujrzałem tego samego, bogatego człowieka. Teraz przynajmniej wiedziałem z kim mam do czynienia. - Witam prezesa. Co pana do mnie sprowadza? Proszę wejść - mówiłem pośpiesznie. - Witajcie. Nasza umowa powoli dobiega końca. - Wiem. Mam tego świadomość. - Nie przerywaj mi - rzekł twardo. - Efekty waszej pracy były bardzo widoczne w naszej grze ofensywnej. Piłkarze bardzo chwalą sobie pana i wierzą, że ta współpraca będzie kontynuowana. Ja też w to wierzę. - Czyli od poniedziałku mogę pracować dalej? - zapytałem rozradowany. - Nie... To znaczy tak. - Tak czy nie? - Tak, ale nie na dotychczasowym stanowisku. Nebojša Vignjević musiał złożyć rezygnację tydzień temu. Myślałem, że uda nam się znaleźć kogoś na jego stanowisko, ale nie daliśmy rady. - Do czego pan zmierza? - Zarząd Újpest FC wraz ze mną na czele chciałby złożyć ci propozycję nie do odrzucenia. Możesz zarabiać 525 tysięcy Forintów tygodniowo zajmując stanowisko menedżera. - Tak! Tak! Zgadzam się. Gdzie mam podpisać? - nie potrafiłem ukryć swojej radości. - Spokojnie. Kontrakt podpiszemy dopiero jutro, ale będzie on obowiązywał tylko przez rok. Jeżeli się sprawdzisz to w trakcie sezonu omówimy jego przedłużenie. W taki oto sposób mój 18-letni rozbrat z piłką dobiegł końca. Najpierw trener przygotowania ofensywnego, a teraz menedżer klubu Újpest FC - niesamowite jakiego tempa nabrała moja rozkwitająca kariera.
  17. Zgodnie z przepisami nie może jej dobijać. Co innego gdyby została ona odbita przez bramkarza.
  18. RSE99

    Na skraju pola karnego

    W więzieniu spędziłem blisko półtora miesiąca. Powoli zaczynałem mieć tego dość. Ciężko jest samemu w celi przez tak długi okres czasu. Najchętniej odebrałbym sobie życie i miał w dupie wszystko, ale muszę walczyć mimo, że nie mam nawet dla kogo. Przełamanie nastąpiło dopiero w czwartek, kiedy zostałem wezwany do sali rozmów. Nie bardzo wiedziałem kto chciałby rozmawiać z kimś takim jak ja, a właściwie przyznawać się do niego. Moim oczom ukazała się znana sylwetka. Widziałem go dokładnie półtora miesiąca temu pracując jeszcze za kasą. - Co ty tu robisz? - zapytałem zdumiony. - Właściwszym pytaniem byłoby co ty tutaj robisz. - To na co zasłużyłem swoimi decyzjami. - Bzdura - odpowiedział negując moje wcześniejsze stwierdzenie. - Jesteś tu, bo obrałeś niewłaściwą drogę. Może wytłumaczysz mi co tutaj robisz? - zapytał z wyraźną nutą zainteresowania wydobywająca się z jego głosu. - Ukradłem pieniądze - odparłem. - Dużo? - Nie dużo. - To ze względu na twój brak pieniędzy? - Niestety tak. - W takim razie mam dla ciebie dobry układ. Wpłaciłem za ciebie kaucję i oddałem skradzione pieniądze. Za dwie godziny będziesz wolny. Jedynym moim warunkiem jest... - Co? - jego słowa zaskoczyły mnie na tyle, iż nie byłem w stanie wypowiedzieć nic więcej. - Będziesz dla mnie pracował. Przez najbliższy rok za darmo. Będziesz na każde wezwanie, jasne? - zapytał pewny siebie. - Niech będzie. Jeżeli dzięki temu mam być wolny, zgadzam się - odparłem bez zastanowienia. - Świetnie. W takim razie podpisz tutaj - powiedział podając mi umowę i wskazując miejsce podpisu. - Czym dokładnie mam się zajmować? - Mówi Ci coś Újpest FC? - Tak. - W takim razie przez najbliższy rok będziesz pracował tam jako trener przygotowania ofensywnego. Nie bardzo wiedziałem co stało się w tym momencie. Zupełnie obcy facet, którego poznałem stosunkowo niedawno zagwarantował mi wolność i pracę. Co prawda za darmo, aż do momentu spłacenia wysokości kaucji, ale... To zawsze dobry prognostyk na przyszłość, który daje mi wiele możliwości. - Ale dlaczego zdecydował się pan wpłacić tę kaucję? - Zleciłem mojej sekretarce sprawdzenie cię. Poszperała trochę w internecie i znalazła kilka ciekawych artykułów na twój temat. Byłeś napastnikiem o nieprzeciętnych umiejętnościach, ale zmarnowałeś się wyjeżdżając z kraju. Musisz zrozumieć, że nie zawsze pieniądze są najważniejsze. - Łatwo powiedzieć kiedy ma pan miliony na koncie. - Bzdura. Popracujesz rok za darmo, zrozumiesz. Dopóki będziesz pracował u mnie za darmo będę również opłacał ci nocleg w dotychczasowym mieszkaniu. Na resztę będziesz musiał zapracować sobie sam. Treningi odbywają się codziennie w godzinach 8:00 - 12:00 z pół godzinną przerwą pośrodku. Jeżeli pokażesz, że się nadajesz może zaczniesz pracować u nas za godziwą płacę? Kto wie. - To bardzo optymistyczne spojrzenie. Od 17 lat nie miałem styczności z piłką nożną. Myśli pan, że cokolwiek pamiętam? - zapytałem zaszokowany jego słowami. - Takiego fachu jak piłka nożna nie zapomina się nigdy. To tak jak seks, no może nie w kwiecie wieku, ale sam rozumiesz. Tego się nie zapomina i nigdy nie wychodzi się z wprawy.
  19. RSE99

    Na skraju pola karnego

    Mój szef nie należał do grona ludzi, którzy byliby w stanie pomóc ci nawet w najgorszej sytuacji. Dbał on wyłącznie o swój własny interes i dobre kontakty z dostawcami, które osiągał poprzez zapraszanie ich co sobotę na wspólne picie. Nie była to zbyt wyszukana metoda, ale niezwykle efektywna. Moja dzisiejsza zmiana dobiegała końca, klientów już nie było. Ruszyłem na zaplecze, ażeby odwiesić swój roboczy uniform i złożyć plakietkę w przeznaczonym do tego miejscu. Przebrałem się też w drugie, świeże ciuchy jako, że wieczorem miałem spotkać się z niedawno poznaną, uroczą Polką. Jej historia była bardzo podobna. Również opuściła Polskę w poszukiwaniu nowych doświadczeń i zarabianiu pieniędzy, skończyła jako sprzątaczka. Życie jest przewrotne, a ambicje ludzkie jak widać są jedynie na wyrost. Nim jeszcze opuściłem sklep do środka wparowało dwóch funkcjonariuszy policji z bronią za pazuchą, w roboczych uniformach. Nie byłem do końca przekonany co oni tutaj robią. - To on! On jest tym złodziejem! - wykrzyczał głos dobiegający z zaplecza, z którego po chwili wybiegł Kazimierz. - O co ci chodzi? - zapytałem starając się zatuszować to, co zdarzyło się kilka godzin wcześniej. - Widziałem na własne oczy jak chowa pieniądze do kieszeni. Bynajmniej nie własne. - Czy to, co mówi świadek jest prawdą? - zapytał jeden z funkcjonariuszy. - Absolutnie nie. Panie władzo ja nigdy... - Proszę okazać zawartość kieszeni - wtrącił drugi o dość nieprzyjemnym wyglądzie i blizną na prawym łuku brwiowym. - Ale co ja mam wyciągnąć skoro moje kieszenie są puste? - Jeżeli w tym momencie nie wykonasz polecenia zastosujemy wobec ciebie środki siłowe - odparł pewnym siebie głosem. Moje nogi były jak z waty. Co ja teraz kurwa zrobię? Jak wytłumaczę to, skąd wziąłem pieniądze? Niepewnie sięgnąłem ręką do kieszeni i opróżniłem ich zawartość. - Ha! Mówiłem, że to złodziej. Zamknijcie go do końca życia albo odetnijcie mu ręce to się oduczy kraść - dodał Kazimierz - Proszę się uspokoić i odejść. Swoje pan już powiedział. Niech nie przeszkadza nam pan w wykonywaniu procedur - odrzekł pierwszy funkcjonariusz wskazujący wszystkim zgromadzonym wyjście. Nim się obejrzałem drugi pochwycił moją prawą rękę, przeciągnął ją za plecy i ścisnął kajdanki na nadgarstku. Sięgnął po drugą i zrobił dokładnie to samo. Czułem się jak kryminalista, a przecież nigdy nie chciałem nim być. - Panie władzo. Ja tylko chciałem zapłacić czynsz za mieszkanie - wykrzyczałem czując napływające do moich oczu łzy. - Wytłumaczenia proszę zachować dla sądu. Teraz głowa nisko co by pan się w głowę nie uderzył. Najbliższe dwanaście godzin spędzi pan na komisariacie czekając na proces. Z całą pewnością było to dwanaście najdłuższych godzin w moim życiu. Zgodnie z procedurami byłem przesłuchiwany dwa razy, po czym doprowadzony przed sąd. Moje wytłumaczenia zdały się na nic, a postawiony mi zarzut skutkował dwuroczną odsiadką. Nie oceniano mnie za kwotę, jaką chciałem ukraść, a za czyn, jakiego dokonałem. Teraz już wiem, dlaczego zewsząd w pracy padały w moim kierunku krzywe spojrzenia. Gdybym zorientował się wcześniej wszystko mogłoby się inaczej potoczyć, a tak... Kończę jako kryminalista.
  20. RSE99

    Na skraju pola karnego

    MaKK: Tak, ale z małymi komplikacjami co by to zbyt proste nie było (może mistrzem planowania i pisania fabularnego nie jestem, ale będę starał się czymś zaskoczyć) W poniedziałkowy poranek jak zawsze bardzo ciężko było mi podnieść się z łóżka. Sam fakt otrzymywania bardzo niskiej pensji nie napawał mnie optymizmem, nie rozpalał również we mnie chęci do ruszenia dupy prosto do pracy. Najchętniej poszedłbym gdzieś nad rzeczkę, usiadł z dobrym trunkiem w ręce i zapił się do nieprzytomności. Niestety posuwając się do takiego kroku zamknąłbym przed sobą wszystkie dostępne ścieżki i z małego dwupokojowego mieszkania składającego się z pokoju pełniącego funkcję sypialni, salonu, przedpokoju i kuchni wylądowałbym na ulicy. Niechętnie acz z przymusu pojawiłem się w pracy. - Witam szefie - rzekłem widząc dopalającego papierosa szefa. Łysiejący mężczyzna o sporej posturze ubrany w tani dres i bluzę z kapuzą zmierzył mnie wzrokiem po czym wyrzucił niedopałek. - Witajcie. Coście dziś tacy niechętni do życia? Piękny poranek. - Zależy dla kogo - odparłem przecierając zaspane oczy. - Jak to dla kogo? Dla każdego! Dostawca wyrobów tytoniowych dał nam upust na wczorajszą dostawę. Jak chcecie to możecie sobie wziąć jedną paczkę z zaplecza. Ale tylko jedną! Jak weźmiecie więcej to pożegnacie się z robotą. - Papierosy tu nic nie pomogą. - Nie rozumiem was. W takim razie może wódeczka z zaplecza? Kazimierz wczoraj kratę przywiózł. - odparł zdumiony sięgając do kieszeni po kolejnego papierosa. - Zastanowię się. Teraz idę za kasę, trzeba w końcu coś zarobić bo do jutra czynsz muszę opłacić. - Kasę na wypłatę będę miał dopiero za dwa dni. Dostawca jest ważniejszy. Rozumiesz chyba tą ideę biznesu? - Rozumiem szefie - niech to chuj. Haruję tu drugi miesiąc za półdarmo dostając marne dwadzieścia dwa procent pensji. Jak do jutra nie zapłacę to wyląduję na ulicy. - To ja już pójdę - powiedziałem kryjąc gdzieś w głębi samego siebie ogarniający mnie gniew. Najchętniej wygarnąłbym temu skur... prosto w twarz co o nim sądzę. Udałem się na zaplecze i zdjąłem z haka znajdującego się na ścianie swój roboczy uniform oraz plakietkę z imieniem i nazwiskiem, na której widniał napis "Grzegorz". Jak co dzień zasiadłem na stanowisku oznaczonym numerem trzy. Skasowałem pięciu, może nawet sześciu klientów. Otworzyłem wówczas kasę fiskalną i zachowując niemalże stuprocentową ostrożność sięgnąłem po około siedem i pół tysiąca forintów, które schowałem do zasuwanej kieszeni u spodni. Postąpiłem wówczas wbrew samemu sobie będąc wychowanym zgodnie z zasadą "ciężka praca przynosi pieniądze i satysfakcję, kradzież to pewny bilet do więzienia". Wiem jak bardzo potępione będzie moje zachowanie, jakie mogą z tego wypłynąć konsekwencje, ale potrzebowałem tych pieniędzy, żeby opłacić swoje mieszkanie. Powoli dobiegał koniec mojej zmiany. Cały czas odczuwałem wzrok współpracowników, który wręcz przebijał mnie na wylot. Wtem przy kasie stanął mężczyzna ubrany w bardzo drogi garnitur, trzymający w prawej dłoni jakiś drogi telefon komórkowy i spoglądający co chwilę na zegarek pokaźnych rozmiarów umiejscowiony na nadgarstku. Na taśmie znalazły się takie rarytasy jak dziesięć butelek najdroższego wina w naszej sklepowej ofercie, cztery sześciopaki piwa, sześć czteropaków oraz dwa mniej znane mi trunki w dużych, szklanych butelkach. Do tego wszystkiego muszę doliczyć kilka paczek papierosów i dwie karty telefoniczne. Zmierzyłem jedynie bogatego jegomościa wzrokiem pozostając w milczeniu i przesuwając wyżej wymienione produkty po czytniku. - Razem za wszystko będzie równo 2 miliony Forintów. Płaci pan kartą czy gotówką? - zapytałem z wyraźną niepewnością, która wydobywała się z mojego głosu. - Tak skarbie. Będę za około czterdzieści minut. Tak, tak... Wciąż jestem na zakupach... Oczywiście, że o tym pamiętałem... Poczekaj chwilkę... - dodał podając mi do rąk kartę płatniczą naznaczoną symbolem jednego z najbardziej rozpoznawalnych banków nie tylko w całym mieście, ale również i na całych Węgrzech. - Podziwiam pana - wyszeptałem jedynie do jegomościa, gdy ten zbliżył się, aby wklepać swój kod pin. - Dlaczego? Przecież nawet się nie znamy - odrzekł wstukując kombinację cyfr. - Ma pan tyle pieniędzy, a robi zakupy tutaj... Przecież to jest nielogiczne. - Słuchaj. To tylko sporadyczne zakupy. - Sporadyczne zakupy za 2 miliony Forintów? - odparłem zdumiony. - Tak. Zresztą to nie dla mnie. Nie gustuję w takim tanim dziadostwie. Piłkarze nie mają tak wyszukanego gustu jak ja, dlatego zadowolą się byle lepszym piwem. Dostają je tylko za dobre wyniki więc układ jest sprawiedliwy. - A to nie czasem przekupstwo? - Skoro wzięcie łyka jakiegoś ohydnego piwska jest dla nich czymś co sprawia, że grają lepiej - to nie. To tylko metoda zwiększająca ich chęć do gry. Zresztą nie płacą ci tu za zagadywanie klientów. - Gdyby jeszcze w ogóle mi tu płacili. Bogacz przemilczał jedynie moją odpowiedź, spojrzał na telefon i odebrał z moich rąk uprzednio spakowane rarytasy. Obserwujący mnie zza drugiej kasy szef krzyknął jedynie. - Tomasiewicz weź się kurwa za robotę, a nie paplanie z klientami. Jeszcze raz będziesz kłapał dziobem, zamiast kasować towary to wylecisz stąd szybciej niż przyszedłeś - wykrzyczał z wyraźnym podirytowaniem w głosie sięgając po alkohol znajdujący się na pobliskiej półce.
  21. Z dowodu i miejsca poczęcia byłem Polakiem. Ba, czułem się nim cały czas. Inną kwestią pozostaje fakt przebywania poza granicami tego kraju już od blisko osiemnastu lat. Wyjechałem stamtąd zostawiając za sobą niezamknięte sprawy, rodzinę, a nawet najbliższych. Czasami czuję do siebie odrazę. Zamiast wszystko wyjaśnić uciekłem jak tchórz, ale taki już byłem i zapewne będę taki, aż do samego końca. Nie trudno chyba domyślić się, dlaczego tak wyszło. Jak każdy Polak chciałem być kimś, mieć góry złota ulokowane na koncie w banku, ville z basenem i gromadkę dzieci, która miałaby wszystkiego pod dostatkiem. Na swojej decyzji przejechałem się bardzo szybko. Za młodu grałem jeszcze dla Podbeskidzia, nie wiele pamiętam bo były to czasy zamierzchłe, ale radziłem sobie całkiem nieźle. Wtem otrzymałem propozycję wręcz nie do odrzucenia. Zaoferowano mi potężne pieniądze jakich nie byłbym w stanie zarabiać w kraju rodzimym. Nie zastanawiałem się nad niczym, nie pytałem nikogo o zezwolenie, w końcu dwa miesiące wcześniej wkroczyłem w etap zwany pełnoletnością, mogłem decydować o wszystkim, samemu układać sobie życie. Oferta, którą odszukałem w skrzynce pocztowej była zaadresowana z Węgier, za stemplowana i podpisana przez prezesa Ferencvárosi Torna Club. Nie mówiło mi to zbyt wiele, ale suma, jaką ujrzałem na wstępnym kontrakcie zmusiła mnie do sięgnięcia po długopis i złożenia wyraźnego podpisu we wskazanym miejscu. Wybiegłem z domu czym prędzej kierując się w stronę jedynej miejscowej poczty. Na odpowiedź, a właściwie bilet kolejowy przyszło mi czekać dwa tygodnie. Pierwsze treningi z klubowymi piłkarzami zaczęły odbywać się dopiero po miesiącu czasu od mojego przybycia. Wcześniej byłem poddawany badaniom oraz testom mającym potwierdzić moją sprawność i dobry poziom przygotowania do nowego sezonu. Pamiętam jak zapewniano mnie o tym, że będę kluczową częścią drużyny. Po sezonie, w którym rozegrałem zaledwie siedem spotkań zdobywając dwie bramki mój kontrakt został rozwiązany. Prezes wymigał się prostym stwierdzeniem "nie mamy pieniędzy żeby opłacać twój kontrakt". Teraz mieszkam tu "po królewsku", haruję prawie za darmo na kasie w pobliskim supermarkecie, a swoje marzenia związane z osiągnięciem czegoś w piłce nożnej mogę wyrzucić co najwyżej do kosza.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...