Skocz do zawartości

Spajk

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    875
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Spajk

  1. Spajk

    Co rano to samo

    Sassuolo od początku obecnej kampanii jest drużyną bez aspiracji. Przy obecnych możliwościach z dużym prawdopodobieństwem mogliby walczyć o górną połowę tabeli, a tymczasem ocierają się o kreskę wyznaczającą spadkowiczów. Jest to dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Czyżby menedżer miał całą sytuację w poważaniu? No cóż, zamiast koncentrować się na wyszukiwaniu argumentów, którymi w jakikolwiek sposób mógłbym odciążyć zarzuty kierowane pod adresem mojego kolegi po fachu, postanowiłem skupić się na własnej drużynie. Nasza obecna forma nie przeszła niezauważenie wśród mediów, które dosłownie wynoszą nas pod same niebiosa. W międzyczasie musiałem omówić kilka kwestii z chłopakami. Wiem, że to profesjonaliści, ale nie mogą pozwolić sobie na to, ażeby woda sodowa uderzyła im do głowy. Konsekwencje rozluźnienia piłkarzy wciąż mogą nas kosztować niezakwalifikowanie się do przyszłorocznych europejskich pucharów. Różnice punktowe między poszczególnymi klubami z czołówki są doprawdy minimalne. Nasi dzisiejsi rywale wbrew pozorom byli drużyną, która w meczach przed własną publicznością spisywała się nienagannie. Problem zaczynał się wraz z wyjazdem na obiekt gospodarza, wówczas ci sami piłkarze zapominali, jak należy grać w piłkę nożną. Od początku byłem dobrej myśli, a skład jakiemu zaufałem, powinien bez problemu sprostać postawionemu przed nim zadaniu. W środku pola szansę na grę i powiększenie swojego dorobku minutowego otrzymał Palazzi. Chłopak ten był kompletnie ignorowany w Interze przed moim przybyciem. Sam nie pokładam w nim jakiś ogromnych nadziei, ale co jakiś czas pozwalam mu wybiegać się już od pierwszej minuty. Jest to dla mnie przykład solidnego zmiennika, od którego nie oczekuje się fajerwerków, a jedynie regularnej gry na określonym poziomie. Co do wykonywania tejże roli nie mogę mieć jakichkolwiek zastrzeżeń. Pierwsze sekundy spotkania wskazywały na to, iż będzie to mecz walki, w którym żadna ze stron nie ustąpi drugiej. Swego rodzaju zaliczkę zapewniliśmy sobie po zaledwie trzech minutach gry. Już w tamtym momencie na listę strzelców zdołał wpisać się Gerard Deulofeu. Hiszpan od momentu przybycia na Giuseppe Meazza regularnie daje z siebie wszystko. Owszem może jego statystyki nie wciskają w fotel potencjalnego analityka, ale zmuszają do zainteresowania się tym piłkarzem choćby przez chwilę. Jego dynamiczność jest nieoceniona. Potrafi zrobić różnicę niezależnie od momentu, w jakim zamelduje się na murawie. Całą akcję rozpoczęliśmy od ataku pozycyjnego, który na skrzydle zapoczątkował Gameiro. Francuz zastawił się na moment, dając tym samym kolegom z drużyny czas na podłączenie się do akcji. Z zaproszenia skorzystał D'Ambrosio, który po bardzo intensywnym sprincie dopadł do naszego napastnika wcześniej aniżeli defensorzy gospodarzy. Wymiana podań na krótkiej przestrzeni między tą dwójką umożliwiła naszemu napastnikowi na urwanie się skrzydłem. Jednakże ten po pokonaniu kilku metrów zagrał krótko do Campbella. Kolumbijczyk dzięki doskonałej umiejętności kontrolowania piłki zdołał obrócić się wraz z nią mimo ścisłego krycia ze strony jednego z obrońców. Jego mocna centra po ziemi początkowo wyglądała na nieudaną, ale gdy tor lotu futbolówki na dalszym słupku przeciął Deulofeu nikt nie miał wątpliwości, iż było to zagranie wysokiej klasy. Od dawna nie widziałem już tak mocno zarysowującej się nici porozumienia między skrzydłowymi. Zazwyczaj, gdy jeden brylował, to drugi znajdował się w jego cieniu i na odwrót. Byłem dumny z postawy wszystkich. Nikt ani przez moment nie pokusił się o indywidualne rozwiązanie, wszyscy ściśle trzymali się nakreślonego schematu, co zaowocowało momentalnie. Niestety równie szybko radość została wręcz zdarta z mej twarzy. W 29. minucie środkiem boiska przedzierał się Guilavogi. W obliczu zagęszczonego pola, a więc podstawowego założenia taktycznego na ten mecz zdecydował się on na odegranie piłki do tyłu wprost pod nogi nabiegającego Duncana. Szybka wymiana podań pozwoliła na rozklepanie naszej linii defensywnej, a prostopadłe podanie w uliczkę od Francuza skrzętnie wykorzystał Gervinho. Dosłownie o włos od skasowania Iworyjczyka w sposób jak najbardziej czysty i zgodny z przepisami był Juan Jesus. Niestety przegrał on rywalizację ze skrzydłowym dosłownie o krok. Druga połowa jakkolwiek by to ująć, nie należała do szczególnie udanych. Nie wiele akcji, strzałów, głównie gra w środku boiska, brzydka gra. Świadczy o tym najlepiej rozdanie ośmiu kartoników - po cztery dla obu stron. Powinniśmy byli wygrać, ale cóż niewątpliwie był to nasz słabszy dzień. Teraz pozostaje jedynie się pozbierać, otrzepać i podjąć rękawicę rzuconą przez Fiorentinę.
  2. Spajk

    W co warto zagrać?

    Ja jako wielki fan wyścigowych sandboxów narzekający na ich brak na PC (prócz TDU i The Crew szału nie ma) niezmiernie cieszę się z zapowiadanej Forzy Horizon 3. Byle optymalizacja była lepsza niż w wypadku Apexa :P
  3. Hmmm. Jeżeli dopiero go szukasz przy pomocy lokalizatora temperatury to na 99.9% właśnie tak się to otwierało ;)
  4. Spajk

    4:40, słońce wstaje

    Pogodzić rolę dobrego, przykładnego ojca z menedżerką - szacun :P
  5. Spajk

    Co rano to samo

    Na takowy sprawdzian przyjdzie nam poczekać do następnego sezonu ;)
  6. Spajk

    Livescore Euro 2016

    http://instasport.info/euro1.html Jakościowo nie powala, ale jako przejściowe wyjście w poszukiwaniu Streama HD Fullscreen dobra opcja :P
  7. Spajk

    Livescore Euro 2016

    Gra chujowo, strzela gola, wszystko wybaczone
  8. Spajk

    Livescore Euro 2016

    Ten Stępiński na ławce w razie zmiany Milika też nie napawa optymizmem :/
  9. Spajk

    Livescore Euro 2016

    Śpiew naszych kibiców podczas hymnu. Aż mam ciary na plecach :P
  10. Spajk

    Co rano to samo

    Mecze na szczycie to dla nas woda na młyn. Po zwycięstwie nad Juventusem cała drużyna nabrała wiatru w żagle. Nie będę raczej powszechnie uważany za odkrywcę, gdy stwierdzę, iż od momentu zwycięstwa z najsilniejszą w obecnych czasach włoską marką zaczęliśmy grać zdecydowanie lepiej. Zresztą co warto podkreślić od momentu mojego przybycia na Giuseppe Meazza bezbłędnie realizuję nakreślone przede mną wymagania, a jednocześnie kontynuuję dobrą pracę poczynioną przez mojego poprzednika. W tym momencie mogę poszczycić się niewiarygodnym wręcz bilansem - 8 zwycięstw i 2 remisy w 10 ligowych kolejkach. Napoli oczywiście nie będzie dla nas łatwym rywalem, ale dużą dozą optymizmu napawa mnie fakt, iż to my wystąpimy w roli gospodarza. W meczach domowych jesteśmy skuteczni do bólu, a co ważne nie tracimy wielu bramek. Jeżeli podtrzymamy obecną dyspozycję i odniesiemy zwycięstwo w tym jakże prestiżowym starciu, najprawdopodobniej zajmiemy miejsce tuż za plecami Juventusu. Piękny scenariusz, lecz czy jest on możliwy do zrealizowania? Musimy podejść do tego meczu czysto analitycznie, z chłodnymi głowami, nie obiecywać sobie za wiele, nie wymagać od siebie za wiele. Musimy zagrać tak, jakby był to zwykły mecz, którego stawką są tylko i wyłącznie trzy punkty. Wysokie morale, wspaniała atmosfera w szatni, skład wybrany pod kątem postępu poczynionego w ostatnich występach i wyruszamy na bój. Bezpośrednie spotkania między Interem, a Napoli obfitują zazwyczaj w duże ilości bramek. Miałem nadzieję, iż w tym przypadku nie będzie inaczej. Do składu powrócili wypoczęci kluczowi piłkarze tacy jak prawy obrońca Deplagne, wyczyniający cuda na skrzydle Perisić czy bardzo solidny formą Gameiro. Spotkanie rozpoczęło się pod nasze dyktando. Bardzo szybko bowiem już w 3. minucie otworzyliśmy wynik konfrontacji. O ile atak pozycyjny nie jest naszą najmocniejszą stroną, o tyle w tym przypadku pokazaliśmy swego rodzaju klasę i przełamaliśmy schemat. Wbiegający w pole karne Alonso został skutecznie powstrzymany przez jednego z piłkarzy w jasnoniebieskim trykocie. Jego niepewna interwencja podjęta na skutek braku czasu pozwoliła nam na ponowne przejęcie futbolówki. W taki oto sposób z akcją środkiem pola wyszedł Gnoukouri. Środkowy pomocnik ze względu na zagęszczenie w środkowej strefie boiska zdecydował się na przerzut do boku rozciągający ciężar gry. Sprawę w swoje nogi ponownie musiał wziąć nie kto inny jak niezawodny Perisić. Bez trudu opanował on piłkę, gasząc ją przy tym do ziemi, wyczekał kilka sekund, a następnie prostopadłym podaniem w obręb szesnastki wykreował doskonałą sytuację Eliasowi. Brazylijczyk popisał się świetnym technicznym przyjęciem, a jego mocny strzał tuż przy słupku okazał się niemożliwy do obrony dla bramkarza. Sytuacja ta ukazała nam wszystkim kunszt doświadczonego pomocnika, naszego najlepszego kreatora gry w środku pola. Radość zarówno moja, piłkarzy, jak i kibiców została zażegnana bardzo szybko. Dwie minuty później rzut rożny egzekwowany z prawego narożnika przez Hamsika. Słowak decyduje się na wrzutkę na jedenasty metr, gdzie największa przytomnością umysłu popisuje się Jorginho. Potężny wolej Włocha przełamuje stalowe rękawice Handanovicia i zapowiada niezapomniane emocje. Następną akcję również przeprowadzili przyjezdni. Schmid dośrodkował na wbiegającego w pole karne Bonyego, a ten strzałem z pierwszej piłki zaskoczył słoweńskiego golkipera. Wówczas nasza sytuacja zaczęła przedstawiać się naprawdę źle. Mimo że byliśmy stroną wyraźnie dominującą, zatraciliśmy całkowicie koncentrację w bloku defensywnym. Na szczęście obecność Eliasa na murawie była dla nas zbawienna. 17. minuta i wrzut z autu egzekwowany na wysokości pola karnego Napoli. Wysoka trajektoria wrzutki Deplagne pozwoliła Gameiro na zgranie piłki do znajdującego się najbliżej El Sayeda. Egipcjanin uważany powszechnie za największy talent z tamtejszego regionu popisał się finezyjnym zagraniem piętką. Futbolówka została wysunięta idealnie pod kopyto Brazylijczyka, który potężnym strzałem po ziemi omal nie rozerwał siatki. Przetarłem jedynie oczy ze zdumienia, widząc po 17. minutach, aż cztery bramki - dwie dla nas i dwie dla przyjezdnych. Co jakiś czas pokrzykiwałem do piłkarzy, zachęcając ich do zmasowanego ataku. Sytuacja z 29. minuty wielce nie odbiegała do tej mającej miejsce niecałe trzynaście minut wcześniej. Tym razem wrzutka prawego obrońcy została skierowana do znajdującego się najbliżej Perisicia. Chorwat po krótkiej wymianie uprzejmości z Deplagne postanowił zacentrować piłkę na jedenasty metr, gdzie w istnym gąszczu najlepiej odnalazł się El Sayed. Techniczne uderzenie prosto znikąd zaskoczyło stojącego jak słup soli Sepe. Warto dodać, iż po raz kolejny duży wpływ w tejże akcji należał do Eliasa, który całkowicie przypadkowo uniemożliwił obrońcom wybicie piłki poza pole karne. Na przerwę zeszliśmy w znakomitych humorach i z takowymi ponownie pojawiliśmy się na murawie. Przez długi czas nie potrafiliśmy znaleźć rytmu. Dopiero w 75. minucie o włos od zdobycia bramki był Poulsen. Po kapitalnej wrzutce Deplagne duński napastnik opanował futbolówkę, momentalnie złożył się do strzału i uderzył mocno po ziemi tuż przy słupku. Na nasze nieszczęście w decydującej fazie Raul Albiol dostawił nogę, wpływając w ten sposób znacząco na jej tor lotu. Kropkę nad i w 89. minucie postawił ten, od którego wszystko się zaczęło. Tym razem udowodniliśmy, iż to kontrataki są naszą najmocniejszą stroną. Świetne prostopadłe podanie od Duńczyka uruchomiło wbiegającego w pole karne Eliasa. Brazylijczyk nie robił sobie absolutnie nic z asysty jednego obrońcy i mocnym strzałem, który odbił się od wewnętrznej krawędzi poprzeczki, ustalił wynik spotkania. Niesamowite! Tylko tyle mogę z siebie wydusić. 2. miejsce jest w tym momencie nasze.
  11. Spajk

    Co rano to samo

    Niedługo będziesz mógł czuć się rozpieszczony Jako że zaraz gramy z Napoli to mam wymówkę i powiem, że oszczędzamy na nich siły ;)
  12. Spajk

    Co rano to samo

    Przygoda z europejskimi rozgrywkami zakończyła się dla nas szybciej, aniżeli ktokolwiek przypuszczał. Mimo słabego występu w dwumeczu kibice docenili nasze starania, a nasz ogromny wysiłek wynagrodzili gromkimi brawami na stadionie rywala. Teraz nie pozostaje nam już nic innego, jak całą swą uwagę przekierować na podwórkowe rozgrywki. Grający dotychczas niesamowicie Juventus mimo konieczności uznania naszej wyższości przoduje w tabeli wyraźnie. Nasze szanse na zdobycie mistrzostwa są już czysto matematyczne, ale reszta stawki, a zwłaszcza wicemistrzostwo wciąż znajdują się w naszym zasięgu. Wiele pomeczowych niejasności otoczyło czarnymi chmurami sylwetkę sędziego głównego. Zarzucano mu przede wszystkim stronniczość względem gospodarzy i podejmowanie decyzji, które w znacznym stopniu szkodziły gościom. Dbając o własny interes oraz o nienarażanie się na sankcje ze strony ZPN-u postanowiłem przemilczeć niektóre kwestie. Z biegiem czasu nauczyłem się, iż nie warto poruszać w mediach każdą trapiącą nas kwestię, gdyż często nasze słowa zostają przeinaczone, w efekcie czego pochwały są odbierane jako krytyka. Pescara, z którą przyszło nam się mierzyć trzeciego dnia marca to w tym momencie najsłabsza drużyna w najwyższej klasie rozgrywkowej we Włoszech. Delfiny od początku obecnej kampanii nie potrafią poradzić sobie z presją, marną sytuacją finansową oraz chęcią odejścia kluczowych piłkarzy ze względu na słabą grę drużyny. Ostatecznie wszystkie te czynniki przełożyły się na zajmowaną przez nich lokatę. Ostatnie miejsce z wyraźną stratą do lokaty gwarantującej utrzymanie się w lidze już w chwili obecnej czyni z nich niemalże pewnego spadkowicza. Jeżeli mógłbym przyrównać ich szanse na uniknięcie spadku to niewątpliwie porównałbym je do naszych szans na mistrzostwo - czysto matematyczne. Jeżeli tylko wyłączymy z gry Gastona Brugmana nasi rywale przegrają spotkanie na długo przed zameldowaniem się na murawie. Pierwsze minuty niewątpliwie należały do nas. Jako przyjezdni prezentowaliśmy raczej pewność gry charakterystyczną dla gospodarzy. W 8. minucie po wybiciu futbolówki przez jednego z obrońców otrzymaliśmy od sędziego rzut rożny. Do piłki ustawionej w narożniku boiska powędrował Campbell. Kostarykanin po trzech krokach rozbiegu zasygnalizowałem gestem ręki wariant rozegrania stałego fragmentu gry. Jego kapitalna krótka centra wymierzona na bliższy słupek pozwoliła Miangue na zaskoczenie całego bloku defensywnego Pescary. Nikt bowiem spośród wszystkich dziesięciu piłkarzy Pescary obecnych wówczas w polu karnym nie spodziewał się takowego wariantu rozegrania. Kongijczyk niecieszący się moją sympatią ze względu na słabą dyspozycję i mierne umiejętności wpakował piłkę do bramki bardzo mocnym uderzeniem głową. Przed stratą gola Biancazzurrich nie uchroniła nawet instynktowna interwencja Bacciego. Ciężko to sobie wyobrazić, ale po zdobyciu bramki zamknęliśmy się na wszelkie próby dalszego atakowania. Mimo wyraźnie umotywowanego zespołu żadnego zdobycia kilku bramek nasze akcje nie miały już tego błysku. Tempo było zbyt wolne, podania zbyt proste do przeczytania, a gra nieprzewidywalna została zastąpiona schematycznymi zagraniami. W przerwie pochwaliłem chłopaków, jednocześnie nakazując im dalsze próby podwyższenia rezultatu. Było to dla nas o tyle cięższe, iż w 57. minucie po absurdalnej decyzji Mirandy gospodarze odnieśli korzyść w postaci rzutu wolnego z okolic trzydziestego metra, a my musieliśmy kończyć mecz w osłabieniu. Brutalne wejście bezpośrednio w kolano jednego z pomocników gospodarzy mogło zakończyć jego karierę. Po ostatnim gwizdku sędziego będę musiał poważnie porozmawiać z Brazylijczykiem. Ewentualna decyzja dotycząca przedłużenia jego kary nie będzie dla mnie żadnym zaskoczeniem. Do końca zagraliśmy bardzo rozważnie w defensywie, dzięki czemu nie pozwoliliśmy sobie na utratę bramki. Skromne, acz jakże ważne zwycięstwo przybliża nas do drugiego miejsca. Na słowa uznania zasługuje postawa Pescary. Tym bardziej nie rozumiem ich obecnej sytuacji w tabeli, biorąc pod uwagę ich solidną grę w obronie i świetną współpracę linii defensywnej z pomocnikami.
  13. Spajk

    Livescore Euro 2016

    Luka do niesamowitej statystyki celnych podań dorzuca brameczkę :P
  14. Spajk

    Co rano to samo

    Tak Mamy perspektywy, niedługo sytuacja finansowa powinna się poprawić, a trzeba w końcu jakiś europejski puchar zdobyć, bo jako menedżer czuję niezaspokojony głód sukcesu.
  15. Pewnie jest dokładany do edycji kolekcjonerskiej FMa :P
  16. Na to pytanie najlepiej odpowie wczorajszy mecz Anglików :P
  17. Tak. Wyciągasz impuls elektryczny i strzelasz w tą górną część ze znaczkiem prądu (jak na to nacelujesz będzie podany guzik do podniesienia tego)
  18. Spajk

    Co rano to samo

    O dziwo preferują teraz 4-1-2-3
  19. Spajk

    Co rano to samo

    Pierwsze mecze 1/16 finału UEFA Europa League Biorąc pod uwagę liczbę gospodarzy, którzy przegrywali już w pierwszym meczu, niebywale cieszyłem się z remisu, jaki wywalczyliśmy przed własną publicznością. Jednakowoż prawdą jest, że w naszej obronie występuje wyraźne zjawisko dekoncentracji w kluczowych wręcz momentach. Ciężko dotrzeć mi do chłopaków, bo o ile wysłuchują oni moich rad tudzież uwag, o tyle z przełożeniem ich na kolejne mecze jest niebywale krucho. Pablo Eusebio prowadzący Real Sociedad nagminnie przekonywał media o swoich racjach, o tym, że jest lepszym menedżerem, że dysponuje piłkarzami wyższej klasy reprezentującymi wyższą jakość. Dobrze, że nie muszę pracować tudzież znosić go na co dzień. Mógłbym wówczas mówić o istnej mordędze. Ja oczywiście podobnie, jak i w pierwszym przypadku wiele przemilczałem. Skupiałem się na przygotowywaniu drużyny, bo było to dla mnie niewątpliwie priorytetem. Kiedy wszyscy byli gotowi, a długo wyczekiwany dzień nastał, wyruszyliśmy samolotem do Hiszpanii po to, na co sobie zasłużyliśmy. Mam tutaj oczywiście na myśli awans i progres, który już wkrótce poczynimy w europejskich rozgrywkach. Dobór składu rozpocząłem od samego tyłu. Pozycja Handanovicia była niepodważalna. W obronie na prawą flankę powędrował będący ostatnio w fantastycznej, życiowej formie Deplagne. W środku najbardziej charakterystyczna para w postaci Veljkovicia oraz Jesusa, a na lewej stronie nie mogło zabraknąć wypoczętego Alonso. W pomocy musieliśmy skorzystać z elementu spajającego linię obrony oraz atak toteż do składu z miejsca wskoczył Medel. Obok niego nasz zimowy zakup Praet. Belg bardzo ciężko pracuje na treningach, pokazuje tam swój niesamowity poziom. Niestety szaleńcze tempo, któremu musi sprostać, po wyleczeniu kontuzji, okazuje się dla niego zbyt duże, w związku z czym muszę oszczędzać go w jak największej liczbie przypadków. Obok niego nastawiony bardziej defensywnie Gnoukouri. Z przodu miejsce było zarezerwowane dla świetnej trójcy - po prawo Deulofeu, na lewym skrzydle niesamowity Perisić, który nie starzeje się ani trochę, a na szpicy Gameiro. Francuz występem w pierwszym meczu zapewnił sobie obecność w rewanżu. Rozpoczęliśmy, jak na drużynę żądną awansu przystało, a więc od mocnego akcentu. W 18. minucie prostopadłą piłkę na szesnastym metrze zagarnął dla siebie wspomniany napastnik. Znalazł się on w sytuacji sam na sam z wyczekującym na jego decyzję w bramce Rullim. Gameiro zdecydował się na natychmiastowy strzał pod poprzeczkę, niestety chybił znacznie, posyłając piłkę w okolice przedostatniej trybuny. Nasze zmasowane ataki powinny przynieść bramkę również w 22. jak i 23. minucie, kiedy to po serii rzutów rożnych obijaliśmy słupki, poprzeczki, piłkarzy rywala, a nawet za bramkowe kamery. Jak na złość nic nie zmierzało w światło bramki. Do przerwy bezbramkowy remis, który premiuje awansem drużynę z Hiszpanii. W 47. minucie wzięliśmy się w garść i stworzyliśmy kolejną doskonałą, klarowną sytuację podbramkową. Tym razem wszystko zaczęło się na naszej połowie od wyprowadzającego piłkę Veljkovicia. Serb krótkim podaniem do przodu uruchomił Medela, a ten po zabraniu się z piłką i przebiegnięciu kilku metrów oddał ją na skrzydło do podłączającego się Deplagne. Francuz przy próbie minięcia jednego z defensorów stracił piłkę, którą dosłownie sekundy później wyłuskał Deulofeu. Hiszpan nie mając pomysłu na kontynuowanie akcji postanowił wyekspediować piłkę do odosobnionego Poulsena. Nasz napastnik ku zaskoczeniu wszystkich błysnął największą przytomnością umysłu i popisał się doskonałym prostopadłym podaniem w uliczkę. Dzięki temu zagraniu w sytuacji sam na sam z bramkarzem Sociedad znalazł się Perisić. Chorwat po przełożeniu piłki na prawą nogę zdecydował się na mocny strzał, który instynktownie wybronił Rulli. Wtedy emocje się skończyły. Nie mieliśmy pomysłu na grę, nie mieliśmy pomysłu jak sforsować bramkę strzeżoną przez niesamowitego argentyńskiego golkipera. Piłkarze nie wytrzymali mentalnie i odpuścili sobie. Wielka szkoda, bo z przebiegu dwumeczu byliśmy zespołem jak nic o klasę lepszą. Teraz pozostaje nam przełknąć gorzką pigułkę i odbić sobie porażkę z rozgrywek europejskich w podwórkowej Serie A. Rewanże 1/16 finału UEFA Europa League
  20. Wchodzisz bramą garażową do posterunku. Po wejściu drzwi w prawo, a jak pojdziesz wpierw na wprost i rozwalisz ścianę to masz znajdźkę Ridlera.
  21. Spajk

    Co rano to samo

    Mecz z Ascoli miał być dla nas jedynie przejściowym dreszczykiem emocji przed niebywale ważnym rewanżem z Realem Sociedad. Dla mnie oprócz trzech punktów liczyło się zobaczenie w akcji Ljubomira Adamka, a więc jeden z naszych zimowych transferów. Młody Serb wypożyczony do wspomnianego klubu prezentuje się w obecnej kampanii naprawdę przyzwoicie i po zanotowaniu sześciu ligowych występów może poszczycić się zdobyciem jednej bramki oraz zanotowaniem jednej asysty. Początek spotkania w sposób zdecydowany zapowiadał jego dalszy przebieg. Bezapelacyjnie byliśmy stroną przeważającą, która dwoiła i troiła się pod bramką przyjezdnych tylko po to, ażeby ostatecznie zdobyć bramkę pozwalającą nam na grę z większym spokojem. W sposób nieznaczny naruszyliśmy cierpliwość kibiców bowiem sposób na pokonanie Carlo Pinsoglio znaleźliśmy dopiero w 22. minucie. Wówczas z kontrą lewym skrzydłem pędził Diaz. Paragwajczyk bez trudu minął najpierw pierwszego stopera zmyślną sztuczką techniczną, a drugiego zgubił w pojedynku biegowym. Sam wyczekał podanie prostopadłe do ostatniej sekundy i wspaniałym zagraniem w lukę powstałą między stoperami uruchomił Poulsena. Ten wyrzucony nieco do boku zdołał jednak zdobyć bramkę z bardzo ostrego kąta. Momentalnie poszliśmy za ciosem, starając się dobić podłamanego stratą bramki rywala jeszcze bardziej. Po faulu w prawym sektorze boiska na wykonawcę stałego fragmentu gry mianowałem młodziutkiego Diaza. Ten świetnym zagraniem w okolice jedenastego metra odnalazł zupełnie niekrytego Veljkovicia. Zachowanie Serba również zasługuje na słowa uznania. Skupił on bowiem na sobie dwóch obrońców pozwalając tym samym na uwolnienie się Perisiciowi. Chorwat wykorzystał to bardzo skrzętnie i w momencie podania zwrotnego był przygotowany do oddania strzału. Potężna petarda ze skraju pola karnego została wyekspediowana idealnie w prawe okienko bramki strzeżonej przez 28-letniego Włocha. W 25. minucie przyjezdni odnaleźli siły na wprowadzenie nieoczekiwanego zwrotu akcji. Rzut wolny w ich wykonaniu okazał się niebywale groźny, a akcję na dalszym słupku zamknął niepilnowany Bastoni, który bez problemu pokonał Handanovicia. Na szczęście bramka nie została uznana bowiem zdobywca bramki w momencie uwalniania się spod krycia powalił na ziemię Perisicia. Świetna postawa sędziego liniowego, który momentalnie wychwycił przekroczenie przepisów przez jednego z piłkarzy Ascoli. Na przerwę schodziliśmy w iście szampańskim nastroju. Piłkarze powrócili na murawę z podobnym nastawieniem opierającym się o całkowitą dominację i zniszczenie oponenta. W 65. minucie o ułamek sekundy od dokonania wyroku na gościach znalazł się Poulsen. Niestety w ostatniej fazie akcji jeden z obrońców wykonujący wślizg zdołał zablokować jego strzał pewnie zmierzający w bramkę. Nie opłakiwaliśmy niewykorzystanej sytuacji, a nasze dalsze starania wynagrodziły nam to stosunkowo szybko. Ostatnie pięć minut gry, rzut wolny wykonywany przez Cermaka. Odległość nijak nie pozwala na bezpośrednie uderzenie, które byłoby w stanie zaskoczyć bramkarza toteż sam zainteresowany zdecydował się na wznowienie krótkim podaniem do Eliasa. Brazylijczyk słynący z doskonałego przeglądu pola bez najmniejszych problemów dostrzegł niepilnowanego Perisicia, do którego zaadresował swoje zagranie. Ten fantastycznym przyjęciem obrócił się wraz z futbolówką w kierunku bramki i podaniem w uliczkę wypuścił w sytuacji sam na sam D'Ambrosio. Nasz obrońca nie słynie ze zdobywania bramek, ale w tejże sytuacji zachował się jak rasowy napastnik. Wyczekał bramkarza do ostatniej sekundy i płaskim, mocnym strzałem nie pozostawił mu jakichkolwiek szans na skuteczną interwencję. Wygrywamy, a co ważne nabuzowani ruszamy na Real Sociedad.
  22. Ja bym sprzedał za taki hajs. Jeszcze sobie odpowiedni procent załatwić z przyszłego i można balować :P
  23. Spajk

    Co rano to samo

    Nasza obecna dyspozycja była wręcz wspaniałym prognostykiem przed zbliżającym się meczem w ramach pierwszej rundy eliminacyjnej fazy pucharowej Ligi Europy. Od niepamiętnych czasów wszyscy uważali mnie za niepoprawnego optymistę, który potrafi dostrzec nawet pozytywy w najczarniejszej godzinie. Nie inaczej było i w tym przypadku. Wiedziałem, iż stać nas nie tylko na podjęcie walki z drużyną podobnego formatu, ale również na odniesienie bezproblemowego zwycięstwa. W meczach rozgrywanych przed własną publicznością zawsze pokazywaliśmy pazur, dominowaliśmy, spychając rywali do rozpaczliwej gry defensywnej. Istniały więc jakiekolwiek przesłanki nieutwierdzające mnie w przekonaniu o naszym zwycięstwie? Odpowiedź jest prosta i stanowcza, a brzmi nie. O dziwo Pablo Eusebio był bardzo pewny swego. O swoim zespole wypowiadał się w samych superlatywach, a odnosząc się do naszej gry i dyspozycji, starał się umniejszać moje zasługi. Mogłoby się wydawać, iż kwestią czasu jest popadnięcie przeze mnie w konflikt z rywalem, ale było to twierdzenie jak najbardziej mylne. Nie zwracałem jakiejkolwiek uwagi na jego słowa, a jedynie skupiałem się na treningach zespołu. Oprócz niebagatelnej wagi spotkania w aspekcie podniesienia renomy europejskiej klubu ważnym elementem było dla mnie zwycięstwo niosące za sobą zyski finansowe. Ostatnimi czasy status finansowy klubu uległ pogorszeniu, a przychody powoli poczęły zrównywać się z wydatkami. Jeżeli zaś chodzi o wyjściową jedenastkę, długo gdybałem nad jej zestawieniem. Z jednej strony mogłem zachować największą świeżość na ligową potyczkę z Ascoli, z drugiej jednak spotkanie z Sociedad wydawało się znacznie ważniejsze. Ostatecznie na murawę wybiegliśmy w jednym z najsilniejszych zestawień z drobnymi niespodziankami jak np. obecność Piccinocchiego czy Palazziego od pierwszej minuty. Mecz rozpoczęliśmy od bardzo mocnego akcentu poprzez całkowite zdominowanie rywala już w pierwszych minutach. Owoce naszego wysiłku pojawiły się stosunkowo szybko. Już w 2. minucie objęliśmy prowadzenie. Dzięki długiemu utrzymywaniu się z futbolówką na połowie gości nie zwalnialiśmy ani na moment. Idealnym tego przykładem wydaje się akcja zapoczątkowana przez Veljkovicia. Środkowy obrońca widząc rozkład ciężaru gry, podłączył się do akcji ofensywnej i w ciągu kilku sekund popisał się doskonałym przerzutem na prawe skrzydło do podłączającego się Deplagne. Francuski obrońca przyjął piłkę w pełnym biegu i zatrzymał się dopiero wraz z nią przed linią końcową. Tam dopadł do niego naciskający pressingiem De la Bella. Mimo wszystko jego starania spełzły na niczym, a dośrodkowanie w pole karne do niepilnowanego Gameiro okazało się zabójcze. Napastnik bowiem w przepięknym stylu złożył się do uderzenia przewrotką całkowicie zaskakując swoją decyzją stojącego pomiędzy słupkami Rulliego. Argentyńczyk stał, jak zamurowany będąc przekonanym o tym, iż trajektoria obrana przez uderzoną futbolówkę przyczyni się do opuszczenia przez nią boiska. Na szczęście potężny strzał zmierzający wprost pod poprzeczkę trafił tam, gdzie powinien. Ogromna radość Francuza była całkowicie uzasadniona, a nasza gra z biegiem czasu powinna wyglądać coraz lepiej. Czyżby była to zapowiedź absolutnej dominacji i wygrania dwumeczu już w pierwszym podejściu? Pierwsze poważne zagrożenie pod naszą bramką pojawiło się dopiero w 12. minucie. Wówczas goście rozegrali bardzo efektowną akcję gdzie fantastycznym podaniem do odpuszczonego kryciem Zazy popisał się Illaramendi. Na szczęście próba Włocha nie znalazła drogi do siatki, a jedynie odbiła się głuchym echem od poprzeczki. Po zejściu do szatni nakazałem piłkarzom nie poddawać się i próbować dalej. Gra w drugiej połowie nie kleiła nam się już tak bardzo, jak w przypadku pierwszej odsłony. Niestety zamotanie w bloku defensywnym przyjezdni wykorzystali bezbłędnie w 76. minucie. Wówczas zagubiony Miangue pozwolił Herviasowi na przedarcie się w obręb szesnastki, a ten w sytuacji sam na sam pewnym strzałem pokonał Handanovicia. Niestety nie zdołaliśmy odnieść zwycięstwa na własnym terenie, co stawia nas w trudnej sytuacji przed rewanżem. Miejmy nadzieję, iż zrehabilitujemy się na obiekcie Anoeta.
  24. Dziękuje za oddane głosy. Nie sposób się z tym nie zgodzić, iż ostatnio moja regularność spadła, ale dołożę wszelkich starań, ażeby wszystko wróciło na właściwe tory :P
×
×
  • Dodaj nową pozycję...