Skocz do zawartości

Ja, McGee


Makk

Rekomendowane odpowiedzi

Słowem wstępu:

To nie będzie Opowiadanie na bank. powiedziałbym, że czystka Kariera. i do tego bardzo taka... hmmm, statystyczna.

Nie przypomina sobie, aby coś takiego się tu pojawiło. Chciałem lekko odstresować się od prowadzenia Świtu NDM i wpadłem na ciekawy (chyba) pomysł. Sami osądzicie.

 

Powiem od razu: nie będę prowadził klubu. To coś innego będzie. Będziemy śledzić losy i karierę piłkarza.

 

Na start wybrałem Irlandię i chyba najsłabszy klub. W miarę rozwoju sytuacji i przejścia piłkarza do innych lig, będę je włączał. Taka dobra opcja w FM 2012. Jak się to potoczy, to nie wiem. Jak daleko zajdę? Tego też nie wiem.

 

Wersja FM: 2012
Baza danych: mała
Ligi: na początku dwie irlandzkie
Start: 2011/2012
Klub: brak
Zasady: własne

Odnośnik do komentarza

Wielu zadaje mi pytanie (a nawet dwa) "Czy jesteś zadowolony ze swego życia?". To takie standardowe. Drugie bardziej tyczy się mego zawodu: "Czy jesteś zadowolony ze swej kariery piłkarskiej?". Zawsze odpowiadam zgodnie z prawdą: tak, jestem. W obu przypadkach.

Małe podsumowanie kariery i życia z samego końca. Więc teraz nie pozostaje mi nic innego jak zacząć. Od samego początku. No to jedziemy.

Urodziłem się 1 czerwca 1993 roku w Wexford w Irlandii. Nazywam się David Zbigniew McGee. Pół Irlandczyk pół Polak. Mama Małgorzata pochodzi z Polski, urodziła się i wychowała w Warszawie, tata Noel natomiast był stąd, z Wexford. Mieszanka wybuchowa.

Mama mając 21 lat wyjechała na naszą Zieloną Wyspę. Tu zaczęła pracować i poznała tatę. Po jakiś 2 latach wzięli ślub i pojawiłem się ja. Tu od razu muszę im podziękować za wszystko, co dla mnie zrobili przez całe życie. Kocham ich ponad życie. Dziękuję Wam.

 

Po moim przyjściu na świat mama zajmowała się głównie domem i mną. Tata pracował w firmie spedycyjnej, którą założył wraz z kolegą. Wiedliśmy normalne życie średniej klasy. Za dużo kasy nie mieliśmy, ale biedy nie klepaliśmy.

Pasję do futbolu dostałem od taty. I w sumie chyba wszystkich na około znajomych mi ludzi. W domu często gęsto oglądaliśmy mecze z ligi irlandzkiej, angielskiej, hiszpańskiej, nie wspominając o pucharach europejskich. Jak maiłem 5 lat to rodzice zabrali mnie pierwszy raz na mecz, na stadion. Oglądaliśmy spotkanie miejscowej drużyny Wexford Youths. Od razu to pokochałem. Kibicowanie i grę. Powiedziałem sobie, że kiedyś zostanę piłkarzem i będę grał najlepiej jak będę potrafił. Chciałem sięgnąć tytułów. W herbie Wexford (i obecnie też) znajdował się przepiękny podpis "Play the beautifull game". Muszę się pod tym podpisać obiema rękami i nogami.

Odnośnik do komentarza

@ Iwabik - tak często piszę na forum posty.

 

 

To jakiś nowy trend? Ja wiem, że czasy się zmieniają, ale bez przesady:

 

4. W opisywanych karierach należy przestrzegać zasad poprawnej pisowni. Kariery w sposób rażący ignorujące normatywną ortografię (również interpunkcję) języka polskiego będą zamykane.

 

Regulamin nadal obowiązuje. Próbuję was zrozumieć: Nie chce się wam przemielić tekstu przez korektor błędów, bo to strata czasu? Nie chce się wam używać dużych liter, bo..... Co jeszcze wam się nie chce?

Odnośnik do komentarza

 

@ Iwabik - tak często piszę na forum posty.

 

 

To jakiś nowy trend? Ja wiem, że czasy się zmieniają, ale bez przesady:

 

4. W opisywanych karierach należy przestrzegać zasad poprawnej pisowni. Kariery w sposób rażący ignorujące normatywną ortografię (również interpunkcję) języka polskiego będą zamykane.

 

Regulamin nadal obowiązuje. Próbuję was zrozumieć: Nie chce się wam przemielić tekstu przez korektor błędów, bo to strata czasu? Nie chce się wam używać dużych liter, bo..... Co jeszcze wam się nie chce?

 

piszę tak posty, nie zdania w Karierach. zawsze i wszędzie. we wprowadzeniu zastosowałem wejście. tym samym nie został złamany punkt 4.

Odnośnik do komentarza

ależ nie kop się z koniem. nie ma po co. spokojnie.

* * * *

Klub założony został w 1963 roku. Obecnie po bardzo wielu przejściach, zmianach walczy dzielnie w FAI Eircom League of Ireland First Division. Czyli druga klasa rozgrywkowa. Też tak zaczynałem. Ale o tym później będzie.

W internecie traficie na informacje, iż Youths zostali założeni w 2007 roku, ale to nie do końca prawda. Jak wspomniałem to klub po przejściach. Jedni przychodzili, okradali każdy grosz, wychodzili. W pewnym momencie przez dwa dni klub praktycznie nie istniał. Dzięki swoim wiernym kibicom i lokalnym przedsiębiorcom udało się wyciągnąć trochę kasy i zawiązać nową spółkę prawie o tej samej nazwie. Dodano jedynie na końcu FC.

Tam zaczynałem. No, ok, nie prawda. Zaczynałem kopać piłkę razem z tatą na podwórku przed domem. Później to samo z kolegami.

 

Na osiedlu Townparks mieszkał nas dzieciaków cała gromada. Więc nigdy nie brakowało kogoś do giercowania w kopaną. Niektórzy tylko woleli jajko i grę w rugby.

Ja akurat miałem dwóch najlepszych kumpli, na których zawsze mogłem liczyć, co do gry. Deszcz, śnieg, upał to był dla nas nic. Koszulka, spodenki, piłka pod pachę i jazda na jakiś kawałek ziemi grać. Niedaleko naszych domów był wielki zielony teren, z jako taka trawą. Zawsze można było nas tam znaleźć. Głównie mówię tu o naszych rodzicach. Przez większość dzieciństwa było tam śmietnisko. Ludzie wyrzucali wszystkie rupiecie. Nawet kiedyś znalazła się tam prawdziwa bramka piłkarska. No ok, nie cała, tylko połowa, ale drzewo robiło za drugą część. I już mieliśmy normalnie Stadion Narodowy.

Odnośnik do komentarza

Mama często denerwowała się, że latam kopać gałę a nie siedzę i się uczę. Tata tylko czasem ją popierał. Szczególnie to robił, gdy ona była w pokoju i na mnie się złościła. Później trochę miękł ojciec i odpuszczał mi. Widział, że dla mnie futbol to dużo.

Mając dokładnie 7 lat i jeden dzień dostałem jeden z lepszych prezentów na świecie na urodziny. Pamiętam to jak dziś-tata wrócił z roboty wcześniej niż zawsze, mama też już była. Zawołali mnie do salonu. Nie sądziłem, że dostanę jeszcze jakieś prezenty. W końcu imprezka i gifty były dzień wcześniej. Od taty dostałem kompletny strój Shamrock Rovers z moim nazwiskiem na plecach. Miodzio normalnie. Mama dała nowe korki. Stare już zużyte poszły niestety do kosza. Jakoś tak mi przypasowały, że nie chciałem się ich pozbywać.

No więc, tata po zawołaniu mnie, kazał siadać i słuchać:

- David, mamy dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę urodzinową. Tylko ta nie jest tu na miejscu. Jak chcesz ją dostać, to musisz z nami się wybrać w jedno miejsce. Zainteresowany? - to była cholerna zagadka, jak dla mnie.

- Pewnie tato. Ale gdzie? Co to jest? Powiedz proszę! - byłem już zniecierpliwiony. Trudno w takiej sytuacji nie być.

- Zobaczysz. Zakładaj buty i pakuj się do samochodu. Z mamą będziemy w nim czekać, ok?

- Jasne. Już lecę.

I poleciałem. Szybko jak cholera! Mało mi się podeszwy nie spaliły. Miejscem, o którym mówił tata, okazała się być ulica Ferrycarrig. A dokładniej siedziba klubu Wexford Youths. Zawieźli mnie na przyjęcie do tutejszej szkółki małych piłkarzy. Byłem w szoku. Tego dnia odbywał sie nabór do młodzików. Normalnie "WOW!". Nigdy bym się nie domyślił, że tak to wymyślili.

Odnośnik do komentarza
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...