Skocz do zawartości

Piece of cake


Loczek

Rekomendowane odpowiedzi

Półfinałowy mecz Klubowych Mistrzostw Świata to już oddzielenie chłopców od mężczyzn. Naprzeciwko w ringu stał słynny turyński Juventus, a skład jego prezentował się tak :

 

Torricelli - Magistro, Rugani, Korubeyi, Chang-Hun - Tomita, Pastor, Pogba, Reis - Bernardi, Yuri

 

Dla mnie to spotkanie miało dodatkowy smaczek. W szeregach Makaronów występował sprowadzony niegdyś przeze mnie z Reau Madryt Cirilo Pastor. W 2020 roku zapłaciłem za niego 3.6 miliona euro będąc menedżerem Weston Super Mare. Cztery sezony później odchodził z Woodspring Stadium za 32,5 miliona.

Pogratulowałem mu cudownej kariery, poklepałem po plecach, zrobiliśmy niedźwiedzia, a później brytyjskim zwyczajem powiedziałem, żeby się fakał że dzisiaj zrobimy mu destroja.

To było piękne spotkanie. Na trybunach ponad sto tysięcy ludzi, znów w RPA. Megi jak poszła w dżunglę tak jej nie widziałem już kilka dobrych dni.

W 14 minucie wynik otwarł Yuije, ale dwie minuty później naszą euforię skasował Yuri. Komentator stwierdził, że niebawem nazwiska będą oznaczane dwoma literkami, taki mamy klimat.

W 21 minucie brazylijski wychowanek Cruzeiro podwyższył na 2:1 i wiedziałem, że teraz to mamy przewalone jak uchodźca na Żylecie.

W 63 minucie meczu Zhillin zszedł, za niego wlazł Luis Bejarano i od razu wpisał się na listę strzelców uderzając z głowy po długim słupku, bo mu Modrić zapodał dobrego rogala.

Po regulaminowym czasie gry był remis, więc pan Nieznany powiedział, że mamy karne.

Tam już byliśmy precyzyjnie niebezpieczni jak żyletka wsunięta w slipki.

 

Klubowe Mistrzostwa Świata Półfinał

Sędzia : Nieznany, Frekwencja : 19500

Stadion : FNB Stadium, Soweto, 16.12.2026

Guangzhou 2(4):2(3) Juventus

14 Yuije

16 Yuri

21 Yuri

63 Bejarano

 

 

 

Odnośnik do komentarza

Finał z Fluminense w RPA to w zasadzie formalność, chociaż Brazylijczycy grali bardzo dobrze. Samo spotkanie mogło się podobać i kibicom w Soweto i tym przed telewizorami. Była sobota, wieczór, jak na grudzień całkiem spoko.

To niesamowite grać przy 109 tysiącach kibiców na trybunach. Pierwsze siedem minut sprawiło, że ci słabsi musieli zażywać środki na uspokojenie, a ci mocniejsi wódkę bez popity. 3 minuta i 1:0 dla Flumimense, bo moi nie poustawiali obrony. 5 minuta i Haozang karci niepoustawianą obronę z Ameryki Południowej. 7 minuta i Waldemar, ale nie ten od Kiepskich, ponownie daje nam policzka, bo teraz obrona była ustawiona, ale z Chin, czyli żadna. W 31 minucie było już 3:1 dla Fluminense po koronkowej akcji duetu Ronan - Waldemar. Z takim wynikiem zmieniłem nastawienie z kontrataku na ofensywne, po czym w drugiej połowie zespół zagrał jak Leszek Możdżer na fortepianie.

44 minuta - Shu Dawei dostaje piłkę od Bejarano, markuje uderzenie, obrońca na wślizgu mija mu nogę, ten zmienia na gorszą i ładuje kartofla.

69 minuta - druga bramka w tym spotkaniu Haozanga. Chińczyk udowadnia, że jest dobrym chytrusem, bo mógłby podać, a uderza pomiędzy nogami Andre. Souza na bramce myślał, że piłka nie wpadnie, a piłka myślała, że Souza obroni.

89 minuta - Haozang podaje do De Angelisa, ten schodzi z piłką do środka jak Arjenroben, potem wchodzi z nią w pole karne jak Messi, a potem uderza jak Roberto Carlos dając nam upragnione trofeum.

 

Klubowe Mistrzostwa Świata Finał

Stadion FBM Stadium, Soweto

Frekwencja 109500

Fluminense 3:4 Guangzhou

3 Marlon

5 Haozang

7 Waldemar

31 Ronan

44 Dawei

69 Haozang

89 De Angelis

 

 

 

Odnośnik do komentarza

Po finale zorganizowano ostatni mecz w tym sezonie i ostatni ze mną w roli sternika i kapitana i okrętu i przodownika i buszującego w ryżu.

Rywalem Guangzhou była drużyna ... Gwiazd Chińskiej Ekstraklasy. Jak na chińskie warunki zagraliśmy przy pełnych trybunach, więc parę złotych na cele charytatywne udało się zebrać.

A mecz, jak ostatnie mecze, to nasza pełna, absolutna i niepodzielna dominacja.

Warta zauważenia jest fenomenalna dyspozycja Bi Haozanga, który był przez większość sezonu przeze mnie pomijany. Teraz wiedział, że ja już nie, a on tak, więc kopał futbol na tak.

 

Mecz Gwiazd

23.12.2026, Frekwencja 55825

Stadion Tianhe Stadium, Kanton

Guangzhou 5:0 CSL All Stars

16 Haozang

43 Haozang

66 Zhilin

72 Haozang

90 De Angelis

 

 

Odnośnik do komentarza

" Miśkiewicz opuszcza po dwóch sezonach stadion Thianhe Stadium "

" Kim będzie nowy trener Guanzghou ? "

" Mistrz Chin pozostawiony na lodzie przez polskiego imigranta "

 

W telewizji znany i lubiany komentator sportowy Gaua Yako Tako udzielił wywiadu La Czajna Dello Futbol Kicker

 

- Menedżer Paweł Miśkiewicz, z Guangzhou Hegda złożył rezygnację i teraz media prześcigają się w tym kto tam będzie trenerem.

- Ma pan jakichś faworytów?

- Mówi się o Alaksandarze Stanojevicu, ale ja bym obstawiał kogoś z duetu Lin Chaonhai i Ma Lin. Cala trójka co prawda ma kontrakty, ale Guangzhou to łakomy kąsek.

- Gdzie teraz Miśkiewicz pójdzie?

- Ma na koncie długie pasmo sukcesów. Dwa razy zwyciężał w rozgrywkach, osiem razy w pucharach. Miał niesamowitą serię 20 zwycięstw z rzędu, więc teraz pewnie weźmie go jakiś gigant.

- Chelsea?

- Myślę, że do Anglii już nie wróci po słynnej aferze z praniem brudnych pieniędzy.

- Bayern?

- Polakom do Niemiec spieszno jak do gazu.

- To może Milan? Wiele się mówi o tym, że ktoś gdzieś kiedyś odbuduje jego potęgę, bo od dawien dawna w pucharowej gablocie jest pustka.

- Ja bym obstawiał zaś jakieś ciepłe kraje, ale mentalność Polaków jest tak zaskakująca, że nie zdziwię się jak zostanie farmerem jak Roberto Carlos.

- Chodzą słuchy, że Luka Modrić po odejściu Polaka zakończy karierę.

- Wie pan, Modrić ma już 41 lat, a został wybrany jednym z lepszych pomocników. Świadczy to nie tylko o fenomenie Chorwata, ale też o tym, że jak się dba tak się ma.

- Tym, którzy nie znają jeszcze Modrica przedstawiam jego profil - Luka Modric

Statystyki w pigułce :

 

2025 - Superpuchar Chin, Mistrz Chińskiej Superligi, Zwycięzca Ligi Mistrzów Azji, Zwycięzca w Meczu Gwiazd Chińskiej Superligi

 

2026 - Superpuchar Chin, Mistrz Chińskiej Superligi, Zwycięzca Ligi Mistrzów Azji, Zwycięzca Klubowych Mistrzostw Świata, Zwycięzca w Meczu Gwiazd Chińskiej Superligi.

Odnośnik do komentarza

I przyszły święta Bożego Narodzenia. Ostatnie w Chinach, jedną nogą już gdzie indziej.

Jeszcze raz na Skype zadzwoniłem do domu, jeszcze raz złożyłem internetowe życzenia. Megi nigdy nie obchodziła świąt, więc musiałem jej wytłumaczyć po co to robimy, co robimy i w ogóle.

Uwierzcie mi, że tłumaczenie poganinowi naszej religii to nie Piece of Cake.

Hotelowa obsługa przyniosła nam łososia zamiast karpia, sajgonki zamiast pasztecików i rosół zamiast barszczu. Mieliśmy Bonzai zamiast choinki, na youtubie puściłem polskie kolędy i dałem przez blutacza na telewizor tak, że w każdym pokoju z telewizorem śpiewali Golcowie. Zamiast opłatka był chleb, zamiast sianka była trawa cytrynowa. Było ciasto w trzech rodzajach, były ciastka z wróżbą.

Usiedliśmy przy stole. Ja się pomodliłem, Megi zjadła, a później w ramach pasterki poszła spać, a ja siedziałem przed transmisją na żywo z Torunia i zabecalowałem 10 euro za możliwość oglądania mszy z udziałem Dyrektora.

Święta, święta i po świętach.

 

Później zamówili nam ekipę do przeprowadzki, a w hotelu pojawił się problem, bo jak zwalniam całe piętro to teraz kto będzie za to becalował?

- Dziwne macie te obrządki. Nie lepiej po prostu coś zjeść na mieście?

- Jak poznasz moją religię to zrozumiesz.

- A polujecie?

- Wyłącznie na niewiernych.

- A macie jakieś totemy, albo rzeźby do których się modlicie?

- Do Krzyża. I chodzimy do kościoła.

- Czyli do takiego miejsca, gdzie się modli?

- Tak.

- A macie szamana?

- Księży.

- To to taka religia jak nasza w dżungli.

Odnośnik do komentarza

Nawaliło śniegu po rynny w dachu. Dwie mućki przywiązane do pali przymarzły rogami do siebie i pan Heniek od rana próbował chuchając rozszczepić mięso, bo zaczynało wierzgać, a to niebezpieczne dla otoczenia. Żeby powietrze było cieplejsze przed każdym wydechem pociągał zdrowo z żurawia wypełnionego świątecznym samogonem z sernika. Nie znosił, jak mu Teresa piekła ten rarytas, więc zanosił kawałki do szopy, udawał że pyszne, wsadzał do mechanizmu połączonego z destylatorem i w krótkim czasie miał to, co tygrysy lubią najbardziej.

 

Czarny Phaeton zatrzymał się tuż przy murze podtrzymującym ziemię, na której stał ojczysty dom. Podałem Megi kurtkę, założyłem szal i pochwaliłem, że tym razem szpilki zostały w walizkach i że te śniegowce od Kenzo są rewelacyjne.

- Rodzice wiedzą, że będziemy?

Mama otworzyła okno na oścież :

- Tu jest wolne miejsce. Tam nie stawiaj bo Białasy wam przerysują auto! Tu, słyszysz? Tu na dole!

Nagle we wszystkich oknach firanki poszły do góry, rolety się uniosły, a judasze wypełnił ludzki wzrok.

- Ty, on znowu tu? Stary koń, a do starych wraca? - spytał Piwowarek zagryzając piętkę od chleba.

- Widać za granico to nie każdemu los przychylny.

- Będzie pić. Co tu robić w tej Jeleniej Górze? Tylko pić! - Lankiewicz otarł zwilżone kasztelańskim trunkiem usta i postawił pustą już butelkę obok kapsla, przy karpiu i serniku.

- No, Mućka, weźże te kopyta ode mnie! - Heniek odczepił krowę od krowy, ale ulało mu się z żurawia na śnieg, co zauważyła Teresa, bo akurat z okazji świąt chciała odśnieżyć całe Nejberhud. Wbiła szpadel w ziemię, przełożyła szal na głowę i zawiązała go z tyłu, przy koku, jak Rambo.

- To ja ci teraz pokażę gdzie raki zimują .... tfu, pieprz rośnie! - podwinęła rękawy, chwyciła za śnieg i dawaj husarskim pędem na Henryka. Ten jak zobaczył rozjuszone babsko nagle wytrzeźwiał.

- U was ten śnieg długo leży? - Megi pierwszy raz widziała zmarzlinę.

- To różnie. W maju, w lutym, czasami w sierpniu. Przyzwyczaisz się.

- Oby.

Odnośnik do komentarza

Nie :p

------

 

Smażony schabowy w panierce, do tego kiszony ogórek, ziemniaki polane tłuszczem, do picia kompot, na deser budyń z żurawiną i kawałek sernika - w porównaniu z żarciem jakie jedliśmy przez ostatnie kilka lat to był prawdziwy rarytas. Nie mogłem się najeść, a Megi obierając kotleta z panierki odstawiała ją na talerzyk, a później, jak nikt nie widział, zrzucała żebrzącemu psu, który akurat ją upatrywał jako chlebodawcę.

- Musisz uważać kochana - powiedziała mama wrzucając do miski z mąką i jajkami kilka garści orzechów - bo jak będziesz go podkarmiać to wylezie ci na głowę. Pawłowi już wyłaził, to dostał kopa i trzy dni spał na werandzie.

- Mamo, nie wiesz czy w Jeleniej Górze są jakieś nowe osiedla?

- A skąd ja mam to wiedzieć? Tu, na wsi, do Karpacza niedaleko, a i do Szklarskiej Poręby rzut beretem. Ojciec mówił, że PKP wyprzedaje za bezcen nieruchomości, to może i dla was by się co znalazło. Jak chcesz to ci podżyruję kredyt, chociaż za dużo nie mam.

Moi rodzice żyli w nieświadomości ile zarabiam. Dla nich dalej byłem młodym chłopcem, na dorobku, który nadal próbuje swoich sił gdziekolwiek, a przyjechał zza granicy, bo mu nie wyszło. To już domena wiejskiej Polski- wróciłeś, znaczy że dałeś dupy. To znaczy, niektóre moje sąsiadki dawały i tam i tu, ale tu Polakom, więc to bardziej prawilne.

- W Sobieszowie stary Urban sprzedaje dom po ojcu. Na boisku do piłki nożnej stoi, tam za remizą strażacką. Niedaleko jest studnia, sklep u Wieczorkowej, a do Biedronki i kościoła na pieszo to z dziesięć minut. Pogadam z nim jak chcesz- tato nabił fajkę tytoniem i wsadził obie stopy do miski z wodą. Mama wcześniej nasypała mu do niej soli, żeby zmiękczył twarde nagniotki na piętach. Posmarowałem jeszcze kromkę smalcem, położyłem ogórek i podałem Megi :

- Spróbuj. To staropolskie jadło, z dziada pradziada jemy takie rzeczy.

Moja żona chwyciła kromkę, powąchała, niepewnie polizała skórkę ze smalcem, a później spałaszowała całość.

- To jakieś dziwne masło?

- To z tłuszczu świni.

Po chwili wymiociny wypełniły miskę, w której tata trzymał stopy.

 

Stary Urban sprzedawał dom który nadawał się do kapitalnego remontu. Byłem rentierem, zostawiłem HuJo z Piece of Cake. Dostał posadę menedżera, ale moja księgowa przysyłała mi raz w miesiącu sprawozdania. Ufałem Chińczykowi, ale czułem, że z czasem mogą być problemy z QuRwą, więc docelowo planowałem sprzedać intratny biznes i zainwestować te pieniądze w Polsce.

 

- Co ty teraz będziesz trenował Lechię Piechowice? A może Stellę Lubomierz? - zarechotał Białas usiłując odśnieżyć odśnieżony parking pod swoim hotelikiem. Oparłem się o płot, poprawiłem czapkę zaciągając ją dokładnie na uszy, a później, tak po prostu, naplułem na ziemię.

- Zazdrości pan, że pana córka jak dobry odkurzacz ssa i ma pieniądze, a ja ciężką pracą dorobiłem się tego, co mam?

- A co ty masz? Stary koń i do rodziców wracasz.

- A kto powiedział, że wracam?

- Jesteś tu, nie gdzieś indziej. W Anglii ci nie wyszło, w Afryce byłeś, pewnie na plantacjach bawełny, a teraz z Chin przyleciałeś i masz dziką za żonę? To po katolicku? Proboszcz Mucha twierdzi, że plamisz honor naszej wioski.

- Ale o co wam chodzi? - w kieszeni znalazłem Michałka i zżarłem go na oczach sąsiada.

- O to, że dzikich tu nie chcemy. A i ty powinieneś sobie pójść. Mieszasz ludziom w głowach. Kozłowska mówi, że jej córka i syn też chcą za granicę, proboszcz, że Teklińska wyjechała, bo ty wyjechałeś, a u Prosakowej dzieci zamiast uczyć się rosyjskiego to na hiszpański i angielski chodzą. Kto tu zostanie, jak wszyscy wyjadą?

- To nie mój interes.

- Ty interesów to pilnuj swoich, a nie naszych - nagle Białas wyczarował widły i uniósł je w moją stronę - fora ze dwora. Nie ma tu dla was miejsca inteligenty szpagatowe, tfu, twoja mać!

- Od matki to mnie wara gnoju! Jeszcze mnie popamiętasz - uniosłem zaciśniętą pięść i pogroziłem starszemu. Pan Henryk na ten czas siedział na murku, nogi mu dyndały na wietrze, gumowcami obijał zmarznięty mech. W ręce trzymał gorzałkę, w drugiej kamień którym planował zdzielić Białasa.

- Zostaw go. Jemu już niewiele zostało. Ale co prawda to prawda, tu miejsca nie zagrzejesz. Jesteś dobry w tym co robisz, a w Jeleniej Górze nie znajdziesz klubu. No, chyba, że wypisałeś się z piłki nożnej, to w Lidlu szukają menedżera.

- Nie ma w Jeleniej nic?

- Bimberek jest, polać?

- To pojadę za Jelenią. Mam już plan.

Megi chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę stodoły. Miękkie, ciepłe siano przyjemnie grzało w dupę.

Odnośnik do komentarza

W salonie Toyoty panował dziwny rozgardiasz. Rozsuwane drzwi wpuściły nas do środka, ale nikt nie raczył się zainteresować potencjalnym klientem. Po prawej kilku handlowców parzyło kawę, częstowało się i innych wypiekami, a w telewizorze serwowali najnowsze informacje z regionu. Megi usiadła wygodnie na sofie i zaczęła przeglądać foldery z samochodami, a ja podszedłem do automatu z kawą i nalałem nam po czekoladzie.

Zdążyliśmy wypić po kubku, zjeść orzeszki, nauczyć się na pamięć wyposażenia nowego Priusa i nagle pani sprzątaczka chowająca mop do schowka wskazała głową w naszą stronę, po czym przed nami wyrosło dwóch średnio zainteresowanych handlowców.

- Tu i tak nikt proszę pana nie kupuje. No, może poza firmami proszę pana, ale ich akurat proszę pana ostatnio i tak nie ma.

- A ja chciałbym kupić. I to od ręki, za gotówkę, o ile coś mnie zainteresuje.

- To proszę pana, jeżeli jest pan zainteresowany Priusem, to dziś jest pana szczęśliwy dzień!

- Interesuje mnie najnowszy Land Cruiser w najbogatszej wersji.

Po tych słowach światło nieco przygasło, ziemia zadrżała, a kobietom majtki po cichaczu zjechały po udach.

- W najbogatszej wersji proszę pana, tak ... no oczywiście ... ten teges, zaproszę Państwa zatem tam - handlowiec wskazał osobną salę.

Dobijanie targu trwało chwilę. Nie mieliśmy z Megi czasu na rabaty i inne duperele. Podobno po naszym zakupie dwóch handlowców dostało awans na regionalnych, regionalny dostał swój salon w Wałbrzychu, a sekretarki wczasy w Ciechocinku i po butelce wody święconej z Lichenia. Kupiłem to, co obecnie było na rynku najmocniejszym motorem - potężne 1.6 TSI z podwyższoną mocą do 750 koni, sześcioma turbosprężarkami i emisją CO2 tak niską, że można było oddychać bezpośrednio z rury wydechowej. Auto miało dwunastostrefową klimatyzację, masaże w fotelach z możliwością uruchomienia masażu łydek i stóp. W każdym zagłówku telewizor, stały dostęp do internetu, barek ze wszystkim czego można sobie zamarzyć, drewniane wykończenia z hebanu rosnącego na południu Przylądka Dobrej Nadziei i to w lata parzyste, czujnik wszystkiego co się rusza i co może zacząć się ruszać, samo parkowało, jechało, tankowało, można było z nim gadać. Posiadało kierownicę i tyle, reszta sterowana głosem.

Podjeżdżając pod dom ludzie wybiegali na ulicę robiąc sobie zdjęcia.

- Odrobina luksusu na polskiej ziemi - uśmiechnąłem się do mojej Żony, której na przedniej szybie wyświetlał się TVN Style. Ja tego nie widziałem, ale pasażer owszem.

Kiedy weszliśmy do domu na korytarzu była posiadówka. Pan Heniek, pan Bogdan i pan Jarosław siedzieli przy okrągłym stole, tuż przy zasłonie odgradzającej korytarz od przesmyku prowadzącego do piwnic i kibla.

- Ja Ci mówię, bo żem słyszał, że on był ze Związku Radzieckiego.

- Nu głupiś. Proboszcz cię utłucze Sejczento jak się dowie. Polej! - na stoliku stały dwa gąsiory z samogonem, a na talerzu pocięta w plastry kiełbasa własnej roboty.

- Makao! Ja wam powiem, że te amerykańce to wam mózgi wyprały - Bogdan oparł się wygodnie i wydłubał z zęba kawałek smalcu.

- Bo co?

- Bo wszędzie ich pełno i wszystko jest ich. Nawet nasze kolędy.

Henryk jak by wytrzeźwiał na moment. Oparł się na rękach, potarł gumowcem o drugiego buta.

- No sam zobacz. Przeca w święta śpiewamy Jungle Bears Jungle Bears.

- Debil. Polej!

- A ja wam mówię przeca, że Jezus był Bolszewikiem. Dzisiaj też są na to dowody.

- Jakie?

- Miał na nazwisko Ipanienko, a to przeca nie jest normalne nazwisko.

Megi chwyciła mnie pod ramię.

- Ipanienko?

- No leci kolęda tak - pójdźmy wszyscy do stajenki, do Jezusa Ipanienki.

Odnośnik do komentarza

Zjeżdżając z drogi szybkiego ruchu A4 - potocznie zwanej autostradą - wjechaliśmy w gigantyczny korek przed Ołtaszynem. W wiadomościach podawali, że remonty drogowe obwodnicy Wrocławia potrwają jeszcze kilkanaście miesięcy, co niestety kieruje ruch obwodowy do centrum miasta sprawiając, że Karkonoska i Powstańców Śląskich będą potrzebowały remontu, bo dziury załatane gorącym asfaltem na mrozie zaczynają pękać. Stosy Słoików w modnych hatchbackach i jeszcze modniejszych mini-coś-tam na prąd pochłaniały nowości z KFC, a na Eldorado, które kiedyś było BP dwie serpentyny samochodów czekały na załadowanie prądem i tańszą wersją etyliny.

Skręciliśmy w drogę po lewej od cmentarzu żydowskiego, minęliśmy budynek Radia Wrocław, a później damska wersja nawigacji powiedziała, że łatwiej będzie na Hallera, bo natężenie ruchu pozwala przesuwać się o trzy metry na kwadrans, więc przed północą powinniśmy wjechać na estakadę przy Grabiszyńskiej.

- A może by tak rzucić wszystko i otworzyć jakąś fabrykę? Albo butiki? Albo może coś z rękodziełami? To takie modne.

- Ja jestem stworzony by być z piłką nożną na dobre i na złe Megi. To moje przeznaczenie.

Toyota uruchomiła mi transmisję z meczu Cracovia - Polonia Bytom, a w tle leciały nuty Mozila - "to moje przeznaczenie, ja się nie zmienię, chociaż seplenię, to moje plemię, żadne podziemie, spełniam się w efemie".

- Po co tu jedziemy?

- Zaprosił nas pan Piotr Waśniewski i Krzysztof Paluszek, a to dwaj bardzo bogaci panowie. Mają dla mnie pracę.

- Znowu będziesz bawił się w dużego chłopca wydającego rozkazy mniejszym chłopcom? Nie dość już nagrałeś się w tą piłkę Pawle?

Podkurwiony dodałem mocniej gazu. 1.6 zaryczało jak V8, ale systemy kontrolowania kontroli uruchomiły hamulce i zatrzymałem się z przepisami norm Mickey w stosownej odległości przed pojazdem zatrzymującym się w stosownej odległości od kolejnego pojazdu.

- Gdyby nie to kim jestem i co osiągnąłem dalej byś biegała z dzidą za bawołami! - ryknąłem częstując palcem wskazującym jędrnego cycuszka. Megi poderwała się na moment, na co Toyota uruchomiła muzykę poważną i masaż opukujący całego ciała - i to dzięki temu, jak ty to ujęłaś, uganianiu mamy to, co mamy!

- Chińską knajpę, której nie widzimy, brytyjskie biznesy w których nie biorę udziału i brytyjską skarbówkę? No zajebiście! - żona przyklasnęła podskakując gwałtownie na fotelu. Toyota uruchomiła barek z alkoholem i z tylnego fotela wyjechała taca z whisky z lodem.

- Szanuj rękę, która cię karmi!

- Udowodnię ci, że sama się wykarmię!

- A skąd będziesz miała na to pieniądze?

- A kto powiedział, że ich nie mam?

Spojrzałem na moją żonę ze zdziwieniem. Nigdy nie brakowało jej pewności siebie. Zdobyła ją walcząc z pigmejami, uganiając się z dzidą za pożywieniem, odganiając upartych adoratorów, ucząc się czarnej magii, gotując wywary i uprawiając ziołolecznictwo. W istocie była kobietą dziką, lecz pochodzenie nie zawsze idzie w parze z charakterem i cechami nabytymi wraz z rozwojem osobistym i doświadczeniem.

- A masz?

Niestety foch ograniczył tego dnia nasze rozmowy do minimum.

 

Krzysztof Paluszek był 62 letnim, siwym panem, który pełnił funkcję Dyrektora do spraw Sportowych Śląska Wrocław. Piotr Waśniewski z kolei był wytapetowanym czterdziestokilkulatkiem, który dorobił się swojej fortuny na sprzedaży gruntów pod budowę obwodnicy Wrocławia. Nasze rozmowy trwały krótko, upojnie i skutecznie. A później Onet, Przegląd Sportowy i inne brukowce podały informację, że :

" Paweł Miśkiewicz został nowym menedżerem Śląska Wrocław "

" Od Weston Super Mare przez Swansea, Orlando Pirates, Guangzhou po Śląsk Wrocław. Rozwój czy upadek ? "

" Myślał, że Mourinho zostać mu się uda, a maks co wyszło to zwykły Frans Smuda "

" Od pucybuta do milionera i od milionera do Polaczka "

" Stary, nowy Miśkiewicz, czyli Śląsk Wrocław powraca na salony "

 

Football Manager 2014

Sezon 2027/2028

Śląsk Wrocław

Odnośnik do komentarza

Wrocławski burdel na kółkach zaczynał się od Ołtaszyna. Dawna droga prowadząca na autostradę została zamieniona na prywatną, bo podobno ziemia pod nią to nie miasta jednak a jakiegoś kogoś z Siechnic, a te z kolei po postawieniu Citronexu ze Zgorzelca zyskały status gminy. Zatrzymałem się na McDonald's, zamówiłem po TuForJu z Colą i odpaliłem plan miasta usiłując znaleźć dewelopera, który budował apartamenty. Podobno kilka jest już do oddania pod klucz, a jeden ma nawet klucze do odebrania, ale kosztuje tyle ile ty jak to czytasz nigdy nie widziałeś.

Toni, tak się zwał ten co sprzedawał, był pieprzonym Makaroniarzem, co na Tinderze poznał Polkę gdy był w delegacji w Legnicy. Na pierwszej randce mu dała, bo był taki ładny i dobrze mu z oczu patrzyło, a jak wypukał to zostawił, i wtedy był jebanym skurwielem, męską szowinistyczną świnią i w ogóle najgorszym, bo jak on śmiał. Toni z kolei pasjonował się pukaniem, od małego pukał : sąsiadki, kuzynki sąsiadek, swoje kuzynki i kuzynki kuzynek. Podobno pukał nawet swoją przyrodnią siostrę, ale ta twierdzi, że nigdy pukania nie słyszała i nie doznała i że czeka na tego jedynego, co zapuka jak Ułan pod okienkiem.
Toni przybył do Wrocławia, bo tu na Roksie jest pukania więcej niż w całym Neapolu, a że pochodzi z miasta wiecznej mafii i udawania, że to nie mafia tylko legal, zajął się sprzedawaniem apartamentów, bo to podobno umiał najlepiej.
- Don't fuck me Toni - przywitałem go uściskiem ręki. Na przegubie wisiał mu sikor za równowartość Lubelszczyzny. Włoch przeczesał grzebieniem palców natapirowaną brylantyną łepetynę, a później uśmiechnął się do Megi tak, że nie będę pisał co każda by sobie pomyślała.
Na Wysokiej pachniało nowością. Wszystko było najlepszego gatunku, nawet płytki w kiblu, a zwłaszcza marmury z Tybetu i nawet okapy z Japonii. Apartament miał powierzchnię 300 metrów kwadratowych. Po co dwóm ludziom tyle metrażu, tego nie wiedzą nawet najstarsi górale w Mielnie na wyprzedażach oscypków w lipcu i sierpniu. My natomiast nauczeni, że duże ma znaczenie i że małe nie zawsze jest piękne kupiliśmy od Toniego ten apartament, bo musiałem gdzieś mieszkać by ogarnąć burdel we wrocławskim Śląsku, który od dawien dawna był tak przeciętny jak Opel Astra.
Na Oporowskiej było tak samo, jak za czasów Sebastiana Mili. Ząb czasu zapomniał napocząć okolicy, a tandetne tagi na murach pokrył mech i grzyb. Blokowe slumsy rodem z Komuny Paryskiej trąciły ubóstwem i kloszardami a kostka brukowa została przeczesana przez zbieraczy kamieni.
Sam stadion liczył sobie 44308 miejsc siedzących, nie było gdzie stać, a podobno czasem gdyby nie szmule to nie było by gdzie palca wepchnąć. Klub płacił miastu 721 tysięcy euro rocznie za wynajem, a budżet transferowy jaki mi dali to zaledwie ( chociaż jak na Polskę to petarda ) 6 milionów euro.
To nie było moje marzenie, to nie był też Piece of Cake. To był mega fakenszit, bo nawet jak masz dużo hajsu to możesz do Polski sprowadzić to, co kiedyś się sprowadzało - albo starego i do dupy ale z nazwiskiem, więc na emeryturze może pykać; albo ze znanego klubu, bo kiedyś grał w Barcelonie, ale był tak słaby, że wywalili go do innych, gorszych, ale znanych klubów. W żadnym nie był nawet nikim, ale w CV miał nazwy, a to się liczy do fajmu plus dziesięć. Możesz też sprowadzić no-name, ale taki albo zagra dobrze, albo zagra tak do dupy, że z no-name zrobią ci no-work.
Kiedyś taki znany Holender, co to był menago w kadrze i zwał się Leoś, prawił, że w Polsce mamy mnóstwo rewelacyjnych talentów na miarę prawie kogoś kto jest podobny do kogoś i gra podobnie jak ktoś kto gra jak Messi. Prawda jest taka, że jak zobaczyłem swój sztab szkoleniowy to aż cud, że Śląsk gra w Ekstraklasie.
Z drugiej strony poziom polskiej ligi jest taki, że aż dziw, że mamy poziom.
Odnośnik do komentarza

Oj tam oj tam :p

-------------

W nowym domu było nam jak w bajce. Rodzice byli szczęśliwi, że krótko mieszkaliśmy na obrzeżach Jeleniej Góry, Megi była szczęśliwa, że wróciliśmy do dużego miasta, Toni liczył hajs z prowizji a ja odpalałem cygaro zwycięstwa zapalniczką prosto z piekła piłki nożnej.

Od 1947 roku wiele się zmieniło na Oporowskiej, ale fakenszit, nigdy nie mieli równie dobrego menago i zamierzałem to udowodnić.

 

Tuskowska Polska grała bardzo słaby futbol. Na arenie międzynarodowej byliśmy konwencjonalnie za słabi, na nowo powróciły filmiki promujące państwa Czarnego Kontynentu przed nami w rankingu FIFA, a piłkarze typu Robert Lewandowski w zasadzie nie istnieli. Mąż Anny doczekał się popiersia nie tylko w Pruszkowie i Warszawie, ale na mocy edyktu Mickey Tuska wydanego 11 listopada 2026 roku każde duże miasto musiało takowy posiadać. Ikona Lewandowskiego urosła do takiej potęgi, że przez moment mennica polska biła monety o nominale 9 zł z jego wizerunkiem. Obecnie był menedżerem drugiej drużyny Legii Warszawa, a karierę kończył na zsyłce w drugiej drużynie Bayernu - pozostając do końca wierny swemu chlebodawcy.

 

Kadra Narodowa prowadzona przez Ruskiego Nikolaya Pisareva składała się tradycyjnie w większości z tych, co nie grali w Ekstraklasie. I tak : najlepszym zawodnikiem był bez wątpienia Szymon Kopiec, który był podstawowym piłkarzem Barcelony do której trafił po nieziemskich występach u boku Lewandowskiego za czasów Bayernu.

Drugą armatą był [/b]Ireneusz Wolski[/b], podchodzący pod trzydziestkę ofensywny pomocnik zbierający olśniewające noty w Dortmundzie, gdzie 36.letni Ilkay Gundogan nadal nigdzie nie odszedł, więc kończył karierę. Wolski był wybierany sześciokrotnie do jedenastki kolejki, a podobno żywo zainteresowany Arsenal wykładał za Polaka 28 milionów euro.

Dla mnie pięknym momentem było powołanie Tomasza Stachowicza do pierwszej drużyny. Ci co czytają od początku pamiętają, że sprowadziłem Polaka do Swansea, gdzie w drugiej lidze, w pierwszym sezonie na 45 meczy zdobył aż 33 bramki i zaliczył 14 asyst. Po awansie do Premier League był czołowym napastnikiem zdobywając w pierwszym sezonie aż 15 goli. Na dzień dzisiejszy grał w Aston Villi, gdzie miał pewne miejsce. Zawsze podkreślał, że gdyby nie ja to nadal by grał w Metaliście udając, że robi karierę i mówiąc w Polsce, że przecież lepiej tam niż u siebie.

Najbardziej kontrowersyjną postacią w kadrze Pisareva był wiecznie niezadowolony Arkadiusz Milik, który czekając na ofertę z Manchesteru United doczekał się demencji w drugiej drużynie Rogera Schmidta. Walić go - próbowałem go ściągnąć do Chin i do Afryki, lecz podobno drugi garnitur Dojczlandów jest lepszy niż pierwszy gdziekolwiek indziej niż w Europie. O Śląsku nawet nie chciał słyszeć. To takie modne - kończyć na zsyłce, za niby lepszy hajs, lecz będąc na niby. Kariery nie zrobił. Leverkusen nigdy nie przestało być rozumiane przez laików piłkarskich jako " bayer? ten gdzie gra lewandowski tak ? ". Na koniec Paweł Zarzeczny powiedział o Miliku, że to drugi Dawid Janczyk, przez co Milik pozwał żurnalistę o zniesławienie. Sprawę przegrał, za co Zarzeczny zrugał go kolejnymi felietonami, a nawet namówił Gmocha do rozrysowania markerem tego, co by Milik mógł, lecz czego nie osiągnął.

 

Gruntowne przygotowanie fundamentów zacząłem od skanowania kontraktów. Żeby nie było wstydu podawałem hajsy w euro, żeby być bardziej trendi i posz. Nie podobało się to Mickey Tuskowi, bo chciał, żeby wszystko w Polsce było w złotówkach, a każda foredżin karensi miała być dostępna wyłącznie online. Nawet miał wprowadzić kary chłosty za posiadanie zagranicznych walut, ale mu Związek Moherów Polskich nie pozwolił.

Istotną rolę w ekipie odgrywał niejaki Patryk Kostecki- młody talent z Oleśnicy, który przeprowadził się do Wrocławia jeszcze w czasach propagandy brytyjskiego proletariatu. Jego matka pochodziła z rozbitej rodziny, zaś ojca znał z Facebooka, Skype i Whatsupa. Od kiedy Patryk istniał jego stary dymał na dwa etaty w Norwich i tam posiadał drugą, bardziej posz i trendi rodzinę, ale o niej nie mówił, żeby mieć możliwość " w razie czego " wrócić do ojczyzny.

Mocnym punktem z pewnością był golkiper Bartłomiej Lebioda, o którego atutach rozlewał się na łożu śmierci sam Andrzej Strejlau charcząc, że to drugi co najmniej Janek Tomaszewski, jak nie nawet Lew Jaszyn. Dla mnie Lebioda oprócz nazwiska miał też taką naturę. Dziejopisarze podają, że w sezonie 2024/2025 przez jedenaście kolejek skarżył się u menedżera od zamawiania sprzętu sportowego, że dostaje dziwnie wyprofilowane korki które ugniatają go w stopę. Ponoć chodził do dermatologa i pneumologa lecz wszystkie sposoby nie dawały rezultatu. Aż pewnego dnia, gdy oglądał wysponsorowany przez Philipiak Polska Pitbulla doszedł do wniosku, że zamiast napchanego papieru do środka najzwyczajniej mylił lewego buta z prawym.

Pomiędzy słupkami spisywał się dobrze, by nie powiedzieć rewelacyjnie.

W pomocy miałem jeszcze wychowanka z pobliskiego Górnika Wałbrzych - Mariusza Musiała, który od sezonu 2022/2023 jest pewnym punktem wrocławskiego Śląska. To o nim Maryla Rodowicz śpiewała, że

" Poznałam go, gdy za stodołą kucał i siusiał, a później podał mi rękę i rzekł - ja jestem Musiał "

. Mariusz był znanym i lubianym koneserem butów z wężowej skóry. I nie było by w tym niczego nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że zdobywał surowiec polując z Wojtkiem Cejrowskim na antypodach i innych podobnych rarytasach. Musiał był wybitnym ekstraklasowcem o którego pytały wszystkie kluby, od góry do dołu. Pozostał wierny wierząc, że pójdzie w ślady kogokolwiek kto spierdolił za granicę. Niestety, póki co znali go wyłącznie nasi, gracze Football Managera i subskrybenci kanałów na Youtube.

 

* wszelkie screeny wrzucę, jak ktoś będzie chciał.

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...