Skocz do zawartości

Życie to gra


Egomaniac

Rekomendowane odpowiedzi

I. Krew

Ile to już minęło lat? Osiem, a może dziewięć? Dziwne, że ludzki umysł potrafi zapamiętać wiele nic nie znaczących faktów, a zapomina o momentach, które decydują o kształcie naszej psychiki i charakterze. Gdy postanowiłem odejść – a raczej uciec – z domu nawet nie sądziłem jak to wydarzenie wpłynie na moją przyszłość. Spytacie się zapewne o motywy opuszczenie domu rodzinnego. Co może kierować nastolatkiem, który znika z powszechnie szanowanej rodziny? Najczęściej jest to negatywne rozpatrzenie prośby o nowy komputer lub stanowczy sprzeciw w sprawie imprezy. W moim przypadku powód był kompletnie inny. Pewna żądza nie dawała mi od siebie odpocząć przez co uchodziłem za jednostkę aspołeczną. W szkole byłem przeciętnym uczniem i moimi jedynymi aspiracjami były promocje do kolejnych klas. Moje życie towarzyskie stało na marnym poziomie. Spowodowane było to moją małomównością. Bałem się otworzyć przed kimkolwiek. Nikt – począwszy od moich rodziców – nie potrafił do mnie dotrzeć. Moje środowisko nie uważało tego za groźny problem. Ja również zbagatelizowałem to i żyłem z dnia na dzień w swoim makro świecie. Dzięki tej bierności ta okropna i paskudna – z perspektywy innych ludzi – pasja rozwijała się coraz bardziej. Doszło do tego, że zaczęła kierować moim życiem. Z czasem mój plan dnia ulegał kompletnej zmianie, ponieważ czułem to! Musiałem ustępować tej potrzebie, a gdy robiłem to coraz częściej … wyzbyłem się skrupuł. Na początku myślałem o ich bliskich. Później robiłem to już bez wyrzutów sumienia. Poczucie bezkarności również się nasilało. Spontaniczność w tym zawodzie nie jest dobra. Kilka razy policja była bardzo bliska wpadnięcia na odpowiedni trop. Na szczęście opinia o mojej rodzinie była jak immunitet. Gdy czułem, że moje zbrodnie nigdy nie wyjdą na jaw nagle zjawiła się ona. Znałem ją tylko z widzenia, chociaż ona wiedziała o mnie znacznie więcej niż mógłbym się spodziewać. Potrafiła określić dokładną liczbę, sposób w jaki to zrobiłem i wiele szczegółów do których nawet ja nie przywiązywałem wagi. Każda osoba o zdrowych zmysłach szantażowałaby mnie, jednak nie ta kobieta. Chciała wziąć w tym udział. Zobaczyć jak błagają o litość i duszą się. Wyruszyliśmy kolejnego dnia na polowanie. Jak zwykle cel wybrałem w ostatniej chwili. Gdy już miałem dokończyć kolejny punkt mego powołania poprosiła, abym pozwolił jej skończyć. Robiła to jak profesjonalistka. Wróciliśmy do naszego rodzinnego miasta jeszcze przed świtem i zwieńczyliśmy dzieło ukrywając ciało. Dzień po dniu poznawaliśmy się coraz bardziej i otoczenie uznało nas za parę. Oczywiście były to brednie. Łączyło nas coś znacznie ważniejszego. Była to żądza ….

 

 

II. Z czegoś trzeba żyć

Po ucieczce z domu postanowiłem wyjechać z kraju. Ustaliliśmy z Różą, że najlepszym miejscem będzie Anglia. Jeszcze przed niespodziewanym odejściem kupiłem bilet lotniczy. Ona miała dołączyć do mnie po ukończeniu liceum. Na Wyspach Brytyjskich Polacy są bardzo cenieni jako pracownicy fizyczni, więc mimo młodego wieku znalazłem pracę na budowie bloku w Yorku. Pensja nie była duża, jednak spokojnie wystarczała na wynajęcie małej kawalerki. Moja ambicja nie pozwalała mi długo sterczeć na budowie jako zwykły robol. Wykształcenie zdobyte w Polsce pozwoliło mi awansować na dziennikarza lokalnego tygodnika Football. Gdy pracowałem już tam ponad rok dołączyła do mnie Róża, która dzięki dobrym wynikom edukacyjnym dostała stypendium na studia w University of Teesside Middlesbrough. Był to jeden z najlepszych uniwersytetów w północnej Anglii, który znajdował się dosyć blisko Yorku. Wakacje w roku 2006 spędziliśmy w naszym nowym przytulnym mieszkanku przy The Shambles. Ta zabytkowa ulica przyciągała przez cały rok wielu turystów, więc o spokoju można było zapomnieć. Moje męskie ego nie pozwalało, aby kobieta zarabiała więcej, więc po nieudanej próbie wywalczenia awansu lub chociaż podwyżki w Football stwierdziłem, że czas poszukać nowych wyzwań. Jak na 21-latka posiadałem już dosyć spore doświadczenie, a ukończony kurs dziennikarski był moim asem w rękawie. York posiadał tylko jedną gazetę o tematyce sportowej, więc byłem zmuszony szukać zatrudnienia w innych miastach. Pracę znalazłem w Middlesbrough. Tamtejszym Sport Insider okazał się moim zbawieniem.Dotychczasowy redaktor działu piłki nożnej przeniósł się do ogólnokrajowej gazety dzięki czemu przede mną stała ogromna szansa wybicia się w dziennikarskim świecie. Przez trzy lata pracy w Ironpolis zyskałem wiele w oczach kolegach po fachu, a także w całym piłkarskim świecie. Spadek klubu z Middlesbrough do Championship nie wpłynął w dużym stopniu na zainteresowanie mieszkańców futbolem, jednak reputacja Garetha Southgate'a wśród najzagorzalszych fanów zdecydowanie podupadła. Posadę po 57-krotnym reprezentancie Synów Albionu przejął Szkot – Gordon Strachan, który mimo wielu poważnych wzmocnień nie zdołał wprowadzić zespołu z The Riverside Stadium ponownie do Premier League. Były gracz takich klubów jak Coventry, Leeds czy Manchester United do Boro sprowadził wielu swoich rodaków. W klubie zawitali np. Stephen McManus, Kris Boyd, Barry Robson czy Scott McDonald – Australijczyk przez wiele lat grający w Celticu. Z pewnością każdy z tych graczy wnosił do drużyny nową jakość, jednak Strachan nie potrafił poukładać z wybitności solidnej drużyny. Zespół skończył sezon 2009/10 na 11. miejscu i oczywiste było, że Szkot swojego stołka nie utrzyma.

Podobna sytuacja miała miejsce w York City. Klub był bardzo bliski promocji do League Two, jednak w decydującym meczu baraży uległ Oxford United 1-3. Zarząd był zawiedziony taką postawą drużyny i Martin Foyle wylądował na bruku. Kibice z zazdrością wpatrywali się w Newcastle, które w wielkim stylu powróciło do grona Premier League. Również Sunderland, a nawet Boro było poza zasięgiem pupilków mieszkańców Yorku. Z tego powodu nienawiść do północnych sąsiadów coraz bardziej się pogłębiała. Gdy Middlesbrough zamierzało zatrudnić na stanowisko menadżera mieszkańca ich miasta atmosfera stała się bardzo gorąca. Jako dziennikarz miałem wiele kontaktów, które pomagały mi w mojej pracy pismaka. Robiłem niemalże wszystko, aby dowiedzieć się kto jest celem Middlesbrough i York City. Byłem pod telefonem 24/7 w oczekiwaniu na informację, jednak z obydwu ekip nie można było wycisnąć nic wartego uwagi. Było pewne, że będzie to zaskoczenie na skalę krajową. Jak się później okazało nie musiałem szukać daleko. Bo przecież …

Odnośnik do komentarza

III. Przeszłość zostaje w nas

Wsiedliśmy do auta. Zza szyb wyraźnie dosłyszalny był dźwięk pasikoników, a mimo lata temperatura nie była zbyt wysoka. Sprawdziłem czy wszystkie potrzebne rzeczy są w bagażniku i ruszyłem. Jak zwykle jechaliśmy wtuleni w siebie. Pierwszym i ostatnim przystankiem okazał się obskurny przydrożny bar. Zamówiliśmy tam frytki i piwo. Konsumpcja nie trwała zbyt długo, jednak i tak zdążyliśmy obejrzeć walkę miejscowych alkoholików. Pojedynek nie był zbyt ciekawy. Większość ciosów zatrzymywała się w powietrzu, a nie na szczęce rywala. Pierwszy uczestnik mierzył około 190 cm. Do tego był wyposażony w podwójny podbródek i solidną dawkę tkanki tłuszczowej. Oponent był znacznie niższy, ale za to nie ustępował mu pod względem wagi. Obydwaj byli stałymi bywalcami ekskluzywnego lokalu co było widać po rozpitych czerwonych twarzach. Długo żaden z fighterów nie mógł przebić się przez gardę rywala. Gdy w końcu ogromny drągal przełamał ręce swojej ofiary było już po sprawie. Mały ubrany w czerwony dres uderzył w blat baru i po raz kolejny otrzymał potężny cios. Zatoczył się i padł jak nieżywy na brudną podłogę. Agresorowi było nadal mało i dołożył jeszcze kilka kopniaków w brzuch. Tym razem to Goliat wygrał z Dawidem. Do poszkodowanego podbiegła barmanka, która poprosiła widownie o telefon na pogotowie. Nie spełniliśmy tej prośby, ponieważ w pośpiechu wyszliśmy za zwycięzcą bójki. Zataczał się on i upadł na maskę jednego z samochodów. Nie strudzony pijaczyna otrzepał się z piachu i chwiejnym krokiem zmierzał w stronę lasu, gdzie zapewne mieszkał. Nagle odwrócił się. Bełkotał coś i zmierzał w naszym kierunku. Próbował uderzyć mnie w twarz, jednak alkohol robił swoje i z ogromnym impetem jego pięść trafiła w pień drzewa. Pomogliśmy mu wstać, jednak nie rezygnował. Znów chciał zaatakować, jednak tym razem upadł i wpadł w błoto. Niestety! Sam się o to prosiłeś kolego!

 

 

IV. York

Nadal wrzało. Przed moim domem nieustannie gromadziły się grupki fanów Yorku i Middlesbrough. Według lokalnych środków przekazu dochodziło także do wielu bójek. Dziw bierze, że fani obydwu klubów tak walczą o menadżera, który nie posiada żadnego doświadczenia. Decyzja nie należała do najprostszych. Z jednej strony klub, który ma już solidne fundamenty pod budowę drużyny na miarę nawet występów międzynarodowych. Do tego solidna kadra i wręcz nieograniczone pole manewru. Z drugiej strony to York okazał się dla mnie domem. To tutaj znalazłem swoje miejsce, a jeśli przyjmę ofertę z Middlesbrough mieszkanie tutaj może się dla mnie skończyć beznadziejnie. Ambicja i serce mówiły York, za to rozum podpowiadał Ironpolis! Byłem rozdarty, więc opinie zasięgnąłem u najważniejszej osoby w moim życiu – Róży.

 

– Kochanie musimy o czymś poważnie porozmawiać. - powiedziałem niemalże grobowym tonem.

– Zamieniam się w słuch. Widzę po twojej minie, że to zapewne jakaś ważna sprawa.

– Nie wiem od czego zacząć.

– Najlepiej od początku. - na jej twarzy zagościł uśmiech. - Jak sądzę to coś związanego z pracą w Boro lub Yorku.

– Tak. Nie mam pojęcia co wybrać. Gdybym mógł podjąć pracę w obydwu klubach byłoby znacznie łatwiej. W Yorku znalazłem swoje miejsce na ziemi, ale to dzięki Middlesbrough mam pracę, która zapewnia nam godny byt.

– Pieniędzy chyba mamy już dość. Tutaj dostaniesz znacznie mniej pieniędzy, jednak i tak będzie to porównywalne z tym co pobierałeś jako dziennikarz.

– Nie potrafię podjąć sam decyzji. Jest ona zbyt trudna. - pokręciłem głową.

– Trudno. Ja ci w tym nie pomogę. Później będziesz miał do mnie pretensje, że zabrałam ci szansę. Musisz dorosnąć i sam decydować o swoim losie. Nie możesz zawsze uciekać od problemów!

 

Wyszła wtedy z sypialni i przez kilka dni była na mnie zła. Na szczęście tak krótka rozmowa – a raczej kłótnia – wystarczyła, abym wiedział co poczynić dalej. Już dwa dni później po przemyśleniu z każdej strony tej sytuacji zdecydowałem się który klub wybiorę. Poinformował o tym najpierw Różę, która z mojego wyboru nie była zadowolona. Jak zwykle kilka minut ponarzekała po czym zaakceptowała moją decyzję i kazała zadzwonić do przyszłych pracodawców.

 

– Dzień dobry.

– W czym mogę pomóc? - odpowiedział mi kobiecy głos.

– Chciałbym umówić się na spotkanie z prezesem.

– W jakiej sprawie?

– Otrzymałem od prezesa ofertę pracy, a chce ją jeszcze przedyskutować.

– Prezes może się z panem spotkać w poniedziałek o godzinie 20:30. Pasuje panu ten termin?

– Oczywiście, na pewno się zjawie.

 

Bardzo cieszyłem się z tak szybkiego terminu spotkania. W końcu miałem okazję poznać klub piłkarski od środka. Wiedziałem, że podejmując się tej pracy skazuje siebie na męczarnie i pracoholizm, jednak było warto! Goodbye ...

Odnośnik do komentarza

V. Nowe życie

 

– Mogę już otworzyć?

– Nie jeszcze chwileczkę.

– Co ty znów kombinujesz?

– Zaraz zobaczysz, nie możesz wytrzymać jeszcze chwileczkę? - otworzyłem drzwi. - Już otwieraj.

 

Weszliśmy do naszego nowego domu. Róża od razu rzuciła mi się na szyje. Oglądała wszystkie pokoje bardzo dokładnie i snuła plany na przyszłość. Najbardziej spodobała jej się kuchnia, sypialnia i pokój dla naszego dziecka o które staraliśmy się. Dom był strasznie duży. Składał się z kuchni, salonu, jadalni, dwóch łazienek, sypialni, pokoju dziecięcego, tarasu, a także balkonu wychodzącego z naszej sypialni. Kobieta moich marzeń jeszcze długo cieszyła się z nowego mieszkania, które miało zapoczątkować nowe – lepsze życie. Chociaż częściowo ten kolos miał jej zastąpić York, który tak bardzo pokochała. Mi również trudno było rozstać się z tamtym miastem, jednak szansa pracy w Ironpolis znaczyła dla mnie znacznie więcej. Róża szukała mebli i innych akcesoriów do mieszkania, a ja zająłem się moimi zadaniami trenerskimi. Jako dziennikarz miałem wiele wolnego czasu. Gdy dopadła mnie wena potrafiłem pisać prawie całe dnie. Wyjazdy na mecze były dla mnie rozrywką, a nie niemiłym obowiązkiem. Teraz każdy dzień – bez wyjątku – będę musiał poświęcać pracy przy The Riverside Stadium. Ciągłe telefony i kłopoty staną się codziennością. Do tego ciągłe zainteresowanie mediów nie pomaga. Środki przekazu w całej Anglii rozpisywały się na temat zatrudnienia. Zarzutów on nie ma doświadczenia było jak na lekarstwo. Zawdzięczałem to mojej opinii wśród pismaków. Przecież jeszcze niedawno byłem jednym z nich! Już za kilka dni czekał mnie debiut na ławce trenerskiej. Co prawda rywalem była drużyna młodzieżowa, ale zawsze to jakiś debiut. Ten prawdziwy – oficjalny czekał mnie równo miesiąc później. Na własnym stadionie mieliśmy zmierzyć się z Scunthorpe – kandydatem do relegacji. Był to wymarzony terminarz, ponieważ od razu miałem szansę wkraść się w serca fanów Boro. Na obydwa debiutanckie mecze postanowiłem zabrać Różę. Co prawda nie mogła zasiąść ze mną na ławce, jednak jej obecność w pierwszym rzędzie trybun i tak bardzo mi pomoże.

 

 

VI. Gotowi? Start!

Jeszcze przed początkiem meczów kontrolnych nasz zespół wzmocniło dwóch graczy. Najpierw do klubu za 1.4 mln funtów z Huddersfield Town dołączył utalentowany bramkarz – Joe Lewis. Zagrał on 5 meczów w młodzieżowej kadrze Anglii. Zdecydowałem się na jego transfer, ponieważ zaimponował mi dobrymi warunkami fizycznymi i znakomitym refleksem. Do Middlesbrough dołączył także doskonale znany z Reading – Liam Rosenior. Był on bez kontraktu i mogliśmy za darmo wzmocnić naszą lewą obronę. Jest to pewniak do gry w pierwszym składzie, podobnie jak wyżej wymieniony Lewis. Kilka godzin po sfinalizowaniu transferu 25-letniego lewego obrońcy przyszło nam zagrać pierwszy mecz towarzyski. Middlesbrough U-18 to oczywiście nasza drużyna młodzieżowa i celem było rozegranie piłkarzy, a nie fenomenalna gra.

 

 

15.07.2010

The Riverside Stadium

Middlesbrough U-18 1-4 Middlesbrough

 

Nasza przewaga w tym meczu była oczywista, jednak to juniorzy znacznie lepiej zaczęli ten mecz. Po ogromnym zamieszaniu w polu karnym piłka odbiła się od poprzeczki bramki strzeżonej przez Joe Lewisa. W 25. minucie wszystko wróciło do normy i po wspaniałym prostopadłym podaniu Julio Arcy gola zdobył Scott McDonald. Na kolejną bramkę również nie było trzeba długo czekać. Asystentem znów okazał się Arca, jednak tym razem gola wspaniałym uderzeniem pod poprzeczkę zdobył Kris Boyd. Ostatnią – i zarazem trzecią – bramkę w pierwszej połowie zdobył David Wheater. Rosły środkowy obrońca wykorzystał dobre dośrodkowanie Barry'ego Robsona.

Po przerwie przetasowaniom uległa niemalże cała wyjściowa jedenastka. Sytuacji podbramkowych było kilka, jednak dopiero w 86. minucie Leroy Lita na raty pokonał bramkarza rywala. Najpierw po dośrodkowaniu Tony'ego McMahona trafił w bramkarza, jednak dobitka była już znacznie celniejsza. Obrona strasznie się rozluźniła i po rajdzie skrzydłowego gola honorowego wpakował nam Oniforos Roushias.

 

 

Po meczu Róża była bardzo ucieszona i niczym Jose Mourinho dostrzegała wady mojej taktyki. Proponowała mi nawet kilka zmian, ale odpowiedziałem jej tylko gromkim wybuchem śmiechu.

Już trzy dni później czekał nas kolejny mecz. Był to ostatni mecz przed tournee po Szkocji, które zaplanowałem.

 

 

18.07.2010

The Riverside Stadium

Middlesbrough 3-0 Middlesbrough II

 

 

Znów wynik otworzył były gracz Celticu – Scott McDonald, który minął obrońce i z dziecinną łatwością umieścił piłkę w siatce. Jego partner z napadu Kris Boyd nie zamierzał być gorszy i czternaście minut później również popisał się akcją indywidualną zakończoną wspaniałym uderzeniem z szesnastego metra. Piłka w drodze do bramki dotknęła poprzeczki. Strzelaninę na Riverside zaczął i skończył McDonald, który w doliczonym czasie gry pierwszej połowy wykorzystał ładną serię podań z linii pomocy.

Jak w poprzednim meczu w drugiej połowie na murawę wybiegli kompletnie inni zawodnicy i gole już nie padły.

 

 

Od początku mojej pracy w Ironpolis wiedziałem jak będę grał. 4-1-2-1-2 bez bocznych pomocników. Taka taktyka daje wiele miejsca do popisu bocznym obrońcom, którzy wręcz muszą wspomagać ataki. Z tej roli dobrze wywiązywali się szczególnie moi lewi obrońcy – Joe Bennett i Liam Rosenior. Niestety po prawej stronie nie było już tak dobrze. Justin Hoyte i Tony McMahon to dobrzy obrońcy, ale jeśli chodzi o ofensywę jest już z tym gorzej. O ból głowy przyprawiał mnie także środek pola. Kontuzjowani byli Julio Arca i Gary O'Neil. Obydwaj wrócą zapewne przed początkiem sezonu, jednak i tak tą pozycje musiałem wzmocnić. Tavares, Thompson, Kink, O'Neil, Arca, Bates i Flood to zdecydowanie zbyt mało. Z tego powodu zacząłem poszukiwania kolejnego pomocnika. W międzyczasie w z klubu wypożyczeni zostali Nicky Bailey i Marvin Emnes. Pierwszego chciałem pozbyć się definitywnie, jednak nikt nie był zainteresowany transferem. Emnes również mnie nie przekonywał, ale postanowiłem, że może na wypożyczeniu w innym klubie zyska w moich oczach.

Odnośnik do komentarza

VII. Stereotypy

Już dzień po meczu z Middlesbrough II czekał nas wylot do Szkocji. Na lotnisku czekali już na mnie wszyscy piłkarze, a ja do kraju kiltów postanowiłem wybrać się z Różą. Gdy znajdowaliśmy się już w samolocie zaczepił nas siedzący za nami Justin Hoyte.

 

– Trenerze dlaczego może pan zabrać swoją żonę ze sobą na zgrupowanie zespołu? My – piłkarze nie mogliśmy tego zrobić.

– Po pierwsze Justin przynajmniej na razie Róża nie jest moją żoną. Po drugie ja mogę zabrać ze sobą kobietę, bo nawet moja dekoncentracja nie wpłynie na waszą postawę.

– To nie fair. Złoże pismo do FA! - uśmiechnął się filuternie w stronę Róży.

– Składaj.

– Mam jeszcze jedno pytanie. Tym razem na poważnie.

– Zamieniam się w słuch.

– Słyszał pan o tym zabójstwie na przedmieściach Newcastle?

– Oczywiście. Media mówią o tym od kilku tygodni. - spojrzałem na Różę, która była wyraźnie zmieszania.

– Piłkarze Newcastle złożyli w miejscu zbrodni znicze. Może i my powinniśmy to zrobić?

– Justin masz te wyczucie czasu. Siedzimy w samolocie do Szkocji, a ty mówisz o Newcastle. Gdy wrócimy możemy zorganizować pielgrzymkę, ale teraz wasze głowy muszą być tylko zainteresowane najbliższym sparingiem.

– Ale trenerzy, przecież to ogórki …

– Nie obchodzi mnie to! Mecz to mecz. Nawet jeśli będzie grali z drużyną Blue Square macie dawać z siebie wszystko! Zrozumiano!?

– Yes boss.

 

Po tej rozmowie byłem zły sam na siebie. Taki wybuch mógł wszystko przekreślić. Gdyby ta konwersacja potrwała jeszcze chwilę dłużej kto wie co bym jeszcze powiedział. Na szczęście Hoyte był zabawiaką i gdy zakwaterowaliśmy się w hotelu znów zagadywał Różę. Piłkarze mogli swobodnie między sobą ustalić z kim chcą dzielić pokój, więc niesnasek na tym gruncie nie było. Większość piłkarzy – zaraz po rozpakowaniu się – postanowiła urządzić turniej w FIFĘ na PlayStation. Jako trener powinienem takie zabawy ograniczać do minimum, jednak pokusiłem się na jeden mecz … po którym przyszło jeszcze kilka. Błyskawicznie sporządziliśmy tabelę turniejową i rozpoczęliśmy zawody. Los w 1. rundzie skojarzył mnie z Barrym Robsonem. Doświadczony pomocnik wyraźnie z takim wymiarem futbolu nie miał do czynienia i gładko przegrał 3-0 prowadząc drużynę Dundee United. W ćwierćfinale na mojej drodze stanął młody Joe Bennett, który FIFĘ znał na pamięć. Udzielił mi prawdziwą lekcje futbolu pokonując mnie Middlesbrough aż 7-1. Zwycięstwo byłoby jeszcze większe gdyby nie fakt, że wybrałem ukochany Real Madryt. Ostatecznie trofeum trafiło w ręce Liama Roseniora. Nagrodą był mecz w 1. składzie, jednak w jego przypadku i tak nie grało to roli – był po prostu podstawowym lewym obrońcą. Nawet takie spotkania integrują zespół i miałem nadzieję, że trzy godziny poświęcone na oglądanie popisów moich podopiecznych nie pójdzie na marne. Gdy wróciłem do swojego pokoju Róża już spała, a ja wykorzystując ten fakt przeszedłem się jeszcze do Teda Davisa – naszego scouta, który zajmował się analizą rywali. Po konstruktywnej rozmowie z dojrzałym Anglikiem w końcu udałem się na zasłużony odpoczynek. Kolejnego dnia osobiście poprowadziłem trening na murawie Palmerston Park. Na otwarty trening naszego zespołu przyszło ok. 100 fanów. Wyraźnie już dawno ten kameralny stadion nie widział profesjonalnego futbolu, ponieważ nawet proste podanie do najbliższego partnera było nagradzane brawami. Jutro – gdy będziemy niszczyli ich pupilków – na pewno z tak przychylnymi reakcjami się nie spotkamy.

 

 

21.07.2010

Palmerston Park

Queen of Sth 0-2 Middlesbrough

 

Mecz – już zresztą tradycyjnie został rozstrzygnięty w pierwszej połowie. Fenomenalnie spisujący się Scott McDonald bez problemu dopadł do piłki posłanej przez Liama Roseniora i w sytuacji sam na sam zachował zimną krew posyłając piłkę do siatki. Kolejna bramka była kwestią czasu. W 17. minucie defensorzy Królowej Północy wyekspediowali piłkę poza pole karne. Niestety znajdował się tam Willo Flood, który petardą pokonał golkipera gospodarzy.

Sytuacji stuprocentowych nie brakowało, jednak wynik nie zmienił się. Leroy Lita standardowo dzięki swojej szybkości dochodził do wielu okazji strzeleckich, jednak z ich wykorzystywaniem było już znacznie gorzej. Ogólnie byłem zadowolony z poziomu gry defensywnej, jednak w Championship czekały nas znacznie trudniejsze wyzwania.

 

 

Podbudowani przekonywującym zwycięstwem udaliśmy się do Greenock. Tamtejsze Morton w poprzednich dwóch meczach remisowało 1-1 z Evertonem i 2-2 z West Ham United.

24.07.2010

Cappielow Park

Morton 1-2 Middlesbrough

 

McDonald z każdym meczem zaskakiwał mnie coraz bardziej. Każdy nasz mecz zaczynał od strzelonej bramki. Miałem nadzieję, że formę utrzyma także w rozgrywkach ligowych. Niestety nasza radość z prowadzenia nie trwała zbyt długo, ponieważ błąd naszej defensywy skrupulatnie wykorzystał Craig Miller.

Na zmianę wyniku trzeba było czekać aż do 51. minuty. Wtedy to Barry Robson huknął zza pola karnego i jak się okazało zapewnił nam zwycięstwo. Ten sam zawodnik miał szansę podwyższych wynik na 3:1, jednak z jedenastu metrów trafił w poprzeczkę. Mimo kiepskiego wyniku mogłem być zadowolony z liczby sytuacji stworzonych przez moich graczy.

 

 

Mecz z Queen's Park był naszym ostatnim na tournee po Szkocji. Był to zdecydowanie najsłabszy rywal co pokazała murawa.

 

 

27.07.2010

Hampden Park

Queen's Park 0-5 Middlesbrough

 

Początek meczu nie zapowiadał demolki. Oddawaliśmy strzały, jednak lądowały one w trybunach. Przełamanie nastąpiło w 26. minucie. Boyd w swoim stylu holował piłkę około 10 metrów i kropnął nie do obrony. Gola dołożył w doliczonym czasie gry pierwszej połowy David Wheater i do szatni schodziliśmy z dwubramkowym prowadzeniem.

Drugą połowę śmiało było można zatytułować Leroy Lita Show. Od początku rozpierała go energia, która doskonale wykorzystał. Joe Bennett zdecydował się na długie podanie, a Lita z łatwością urwał się obrońcom i genialnym lobem zdobył swojego pierwszego gola w tym meczu. Do bramki samobójczej autorstwa Ally'ego Patersona, również przyłożył nogę. Jego dośrodkowanie z lewej strony okazało się na tyle sprytne, że nie poradził z nim sobie obrońca przeciwnika. Swój udany występ podsumował w 71. minucie mijając dwóch rywali i zdobywając bramkę.

Odnośnik do komentarza

VIII. Każdy – nawet najmniejszy – ruch pozostawia ślad

Nad martwym mężczyzną pochylił się policyjny technik. Tęgi, około 50-letni mężczyzna wyraźnie przywykł do widoku rozkładających się zwłok. Z uwagą badał każdy element ciała nieboszczyka. Wokół niego inni policjanci poszukiwali śladów, które pomogłyby w prowadzeniu dochodzenia. Zza jego pleców nagle wyłonił się detektyw Stuart. Dla wielu był po prostu chorym dziwakiem, jednak pracodawcy cenili go za bezpardonowość w prowadzonych sprawach. Lokalne plotki mówiły, że stał się wzorowym policjantem dopiero po tajemniczym gwałcie i zabójstwie jego żony. Chociaż policyjne śledztwo skończyło się już przed kilkoma laty on nadal na własną rękę szukał sprawców tego okropnego mordu.

 

– Kiedy zginął? – odezwał się Stuart.

– Więcej będzie wiadomo po sekcji zwłok. - odpowiedział zamyślony technik. - Na pewno ciało zostało tu przewiezione tuż po zabójstwie. Zaczął się już proces rozkładu, więc ekspertyza może nie być szczegółowa.

– Rozumiem. Kiedy mogę spodziewać się jej na moim biurku?

– Od dwóch do czterech dni. Na tym moja rola się kończy. Wracam do komendę.

– Ok. Rozejrzę się jeszcze.

 

Detektyw odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku pobliskiego pubu. Jak zwykle za dnia w tego typu lokalach przesiaduje tylko stała klienteria. Z odległości kilku metrów było już czuć ohydny zapach tanich procentowych trunków. Policjant z każdej strony obszedł bar i wszedł do środka.

 

– Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - barmanka wycierała blat baru i nie spojrzała nawet na przybysza.

– Co wie pani w sprawie zabójstwa Johna McBeatty'ego?

– Pan jest z policji? Może mi pan pokazać odznakę?

– Jestem w ubraniach cywilnych, aby sprawniej przeprowadzić śledztwo. - powiedział wyciągając rzeczoną odznakę.

– Więc co chce pan wiedzieć?

– Czy ofiara była w barze przed śmiercią?

– Tak. Pobił się z innym klientem i przy okazji zniszczył nam stół i trzy krzesła.

– Co się stało z drugim uczestnikiem bójki? - spytał zainteresowany policjant.

– Został przetransportowany do szpitala. Był solidnie poturbowany i stracił przytomność. Zaraz po walce John wyszedł z baru i udał się do domu.

– Czy oprócz dwóch wcześniej wspomnianych mężczyzn był tu jeszcze ktoś?

– Oczywiście. Stali klienci, mogę panu wypisać ich nazwiska.

– Byłbym zobowiązany. - uśmiechnął się.

– Oprócz bywalców była tutaj wtedy para …

 

 

IX. Blisko, bliżej …

W doskonałych humorach wracaliśmy do Middlesbrough. Dotychczas nie odnieśliśmy żadnej porażki, jednak rywale nie byli zbyt wymagający. Ostatni mecz miał nam dopiero pokazać czy jesteśmy gotowi, aby zacząć sezon. Na The Riverside Stadium zawitała drużyna mistrza Belgii – Anderlecht Bruksela. Potencjał kadrowy był wyrównany, a według mediów to Belgowie mieli odrobinę większą szansę na wygraną. Na kilka godzin przed meczem zawitał do nas niezwykle utalentowany Francuz – Gauthier Mahoto. Mimo młodego wieku postanowiłem, że dam mu szansę ogrywania się w pierwszym zespole. Był to kolejny darmowy transfer.

 

 

01.08.2010

The Riverside Stadium

Middlesbrough 0-1 Anderlecht

 

Anderlecht od początku bardzo mocno na nas naciskał, jednak defensorzy wykazywali się ogromnym opanowaniem. Pod koniec pierwszej połowy w końcu to my zaczęliśmy dominować. Scott McDonald wyszedł sam na sam z Proto, jednak fatalnie przymierzył i strzał wylądował w trybunach.

W drugiej połowie walka była wyrównana. Zaraz po pierwszym gwizdku Leroy Lita wykazał się dobrym przeglądem pola i stanął oko w oko z dobrze dysponowanym Proto. Niestety podobnie jak McDonald fatalnie przestrzelił. Na odpowiedź nie było trzeba czekać długo. Kone urwał się McMahonowi, a dobre dośrodkowanie przeciął Stephen McManus. Niestety wybijał piłkę na tyle niefortunnie, że ta wpadła do siatki Lewisa. Po tej akcji moi podopieczni wyraźnie stracili chęć do gry i pierwsza przegrana stała się faktem.

 

 

Już sześć dni później czekało nas otwarcie sezonu. Scunthorpe to główny kandydat do spadku, więc teoretycznie powinniśmy odprawić ich z tuzinem bramek.

 

 

07.08.2010

The Riverside Stadium

Middlesbrough 3-1 Scunthorpe

 

Od pierwszej minuty wyraźnie nakreślała się nasza przewaga. Prostopadłe podania rozciągały obronę oponentów wskutek czego już w 10. minucie Scott McDonald – typowym dla siebie – strzałem po długim słupku zdobył bramkę. Nie zatrzymywaliśmy się i ciągle stwarzaliśmy zagrożenie. Niespodziewanie gracze Scunthorpe przeprowadzili wzorowy kontratak, który na bramkę zamienił James Brown. Na tym popis przyjezdnych się skończył. Po długim rozklepywaniu defensywy do dobrej sytuacji strzeleckiej doszedł Kris Boyd i wykończył ją jak profesor.

W drugiej połowie – mimo niekorzystnego rezultatu – Scunthorpe nie kwapiło się do ataków. Nam również nie zależało na szybkiej grze, więc większość czasu rozgrywaliśmy piłkę na całej szerokości boiska. Pewniejszy wynik końcowy zapewnił nam dopiero David Wheater po dobrym strzale głową. Na inaugurację jest to jak najbardziej dobry wynik i nastraja optymistycznie na przyszłość.

 

 

Anglia wyróżnia się duża liczbą rozgrywek w trakcie sezonu. Z tego powodu już trzy dni później czekało nas starcie z Stockport w ramach rozgrywek Pucharu Ligi.

 

 

10.08.2010

Edgeley Park

Stockport 0-4 Middlesbrough

 

Mecz postanowiłem rozegrać rezerwowym składem, aby nie przemęczać już na początku sezonu czołowych graczy. Wolno się rozkręcaliśmy. Dopiero w ostatnim kwadransie pierwszej połowy Lee Miller przebiegł kilka metrów i huknął z dwudziestu pięciu metrów wprost w poprzeczkę. Szczęście dopisało mojemu napastnikowi - piłka wpadła do siatki. Niespełna dziesięć minut później wynik podwyższył Leroy Lita i w szatni panowała radosna atmosfera.

Drugie czterdzieści pięć minut nie było już tak emocjonujące. Obydwie bramki zdobyte przez Matthew Kilgallona były efektem dobrze rozwiązanych rzutów rożnych. Middlebrough w kolejnej rundzie Pucharu Ligi! Kolejnym przeciwnikiem w tych rozgrywkach był trzykrotny mistrz Anglii – Huddersfield Town.

Odnośnik do komentarza

X. Szukaj

Detektyw Stuart zapukał do drzwi. W głębi duszy czuł, że jest przed drzwiami zabójcy tudzież zabójców. Przez wiele lat pracy w policji intuicja rzadko go myliła.

 

– Dzień dobry. Pan w jakiej sprawie? - drzwi otworzyła mu kobieta.

– Witam. Nazywam się William Stuart i przyszedłem w sprawie zabójstwa Johna McBeatty'ego.

– Proszę wejść. - odrzekła usuwając się z drzwi.

 

Funkcjonariusz rozejrzał się po domu. Kobieta zaprowadziła go do salonu, gdzie na kanapie siedział już jej mąż z laptopem w dłoniach.

 

– Według jednego z świadków byli państwo w barze na przedmieściach Newcastle? Jaki był cel tej wyprawy? - spytał policjant.

– Mieszkamy w tej okolicy od niedawna i chcieliśmy zwiedzić najbardziej wysunięte na północ miejsca w Anglii. Przystąpiliśmy do tego pubu, aby coś zjeść. - odpowiedział mężczyzna, ciągle wpatrując się w ekran komputera.

– Co zrobili państwo gdy lokal opuścił poszkodowany?

– Barmanka poprosiła o telefon do szpitala, więc udaliśmy się na zewnątrz, aby zadzwonić.

– Czy widzieli może państwo jakąś osobę, która podążała za nieboszczykiem?

– Nie. Gdy dzwoniliśmy nie było go już widać. Na parkingu stało kilka samochodów, ale chyba nikt w nich się nie znajdował.

– Co zrobili państwo po telefonie?

– Udaliśmy się w drogę powrotną.

– Dobrze. To chyba wszystko na dziś. W razie jakichś pytań zostaną państwo wezwani na komendę.

 

Stuart wyszedł z ogromnej willi. W jego głowie układały się już scenariusze zabójstwa. Był już prawie na sto procent pewien sprawców. To oni!

 

XI. Najbliżej

Po dobrym rozpoczęciu sezonu w klubie panowała genialna atmosfera. Media rozpisywały się na temat niesamowicie ofensywnej taktyki na którą się zdecydowałem. Nasz kolejny mecz z Barnsley miał być tylko pokazem naszej siły.

 

 

14.08.2010

Oakwell

Barnsley 2- 5 Middlesbrough

 

Jak zwykle strzelanie zaczęliśmy już w pierwszym kwadransie meczu. Willo Flood był najbardziej bramkostrzelnym pomocnikiem w drużynie i doskonale to udowodnił ładnym strzałem z dwudziestu metrów. Rywale szybko odpowiedzieli za sprawą Jeronimo Moralesa Neumanna. Niestety dla fanów miejscowych był to już ostatni moment ich chwały. Przed przerwą gole wbili im jeszcze Kris Boyd i David Wheater. Do przerwy schodziliśmy z rezultatem 3:1.

W drugiej połowie długo nie mogliśmy podwyższyć wyniku. W końcu po długim podaniu Roseniora bramkę strzelił Boyd i wynik był już sprawą przesądzoną. Otuchy w serca fanów gospodarzy wlał w 84. minucie Sander van Gessel. Barnsley szukało gola kontaktowego. Ich dominacja trwała prawie całą końcówkę, ale Justin Hoyte po odbiorze piłki posłał długą piłkę do Boyda, który w swoim stylu zabrał się z futbolówką i huknął w okienko brami! Tym samym zaliczył pierwszego hattricka w sezonie, a nam zapewnił wysokie zwycięstwo 5-2.

 

 

Po tygodniu przerwy czekał nas kolejny mecz w Championship. Rywal w końcu był podobnego poziomu i mogliśmy się przekonać na ile jesteśmy przygotowani do długiego sezonu. Nottingham Forest swoje największe sukcesy odnosił wiele lat temu, ale nadal prezentują solidny poziom.

 

 

21.08.2010

The Riverside Stadium

Middlesbrough 0-0 Nottingham Forest

 

Po meczu byłem wściekły. Forest postawiło autobus w bramce, a swoich szans upatrywało w kontrach. W drugiej połowie zdecydowałem się nawet na grę piłką, aby rywale wyszli trochę wyżej. Nawet takie zabiegi nie dały pożądanego wyniku. Trzy nasze strzały wylądowały na słupkach, a jeden na poprzeczce. Szczęście wyraźnie nam nie sprzyjało. Sędziowie również się nie spisali. Nie uznali nam prawidłowo zdobytej bramki w 92. minucie meczu.

 

 

W czas przyszły mecze w Pucharze Ligi. Huddersfield Town to klub mocniejszy od Stockport, ale nadal nie powinniśmy mieć problemów z awansem do dalszej rundy. Z tego powodu szansę dostali rezerwowi.

 

 

24.08.2010

The Riverside Stadium

Middlesbrough 2-0 Huddersfield Town

 

Huddersfield postawiło na młodość w ofensywie i doświadczenie w destrukcji. Często takie połączenia są korzystne, jednak z wyżej notowanym rywalem trzykrotni mistrze Anglii nie potrafili sobie poradzić.

Od początku meczu byliśmy stroną przeważająco co udokumentował w 8. minucie Lee Miller. Przeciwnicy nieśmiało szukali bramki, ale wszystkie strzały lądowały poza obrębem bramki.

Druga połowa było łudząca podobna do pierwszej. Szybko strzelony gol i kontrola sytuacji na boisku. Huddersfield nie postawiło nam twardych warunków i pewny awans do kolejnej rundy stał się faktem. Kolejny rywal na pewno będzie prawdziwym testem naszych możliwości. Wybieramy się do Londynu na mecz z Fulham!

 

Ostatni mecz w sierpniu czekał nas na Vicarage Road. Watford spisywał się poniżej oczekiwań i plasował się w strefie spadkowej.

 

 

28.08.2010

Vicarage Road

Watford 1-4 Middlesbrough

 

Wynik meczu rozstrzygnął się już pierwszej połowie. Przez siedem minut wbiliśmy rywalom trzy gole i było już po meczu. Gospodarze odpowiedzieli w 37. minucie za sprawą Troya Deeneya, jednak była to tylko bramka honorowa, ponieważ David Weather zdobył trzy minuty później kolejnego gola nasze konto.

Drugą połowę dłużej utrzymywaliśmy się przy piłce, aby przypadkowo nie stracić cennej bramki.

 

 

Po pięciu kolejkach zajmowaliśmy drugie miejsce w tabeli z dziesięcioma punktami na końcu. Przed nami plasowało się Portsmouth. Mnie za to czekała bardzo ważna decyzja.

Odnośnik do komentarza

XII. Giń!

Wpadł do mieszkania. W mgnieniu oku wbiegł po schodach na wyższe piętro i wszystkie swoje rzeczy pakował do walizki podróżnej. Gdy już się spakował, sięgnął do szuflady, z której wyjął pistolet. Włożył go do wewnętrznej kieszeni marynarki garnituru i biegiem powrócił na parter ogromnej willi. Udał się do kuchni, gdzie znajdowała się już kobieta przywiązana do krzesła. Pocałował ją. Ona wzbraniała się tego aktu czułości. Szlochała i z wszelką cenę starała się uwolnić. To na nic! Każdy twój ruch jeszcze bardziej zaciska sznur! Mężczyzna wyjął ze stojaka na noże ogromny tasak i pogładził nim nagie piersi kobiety. Krzyczała, aby tego nie robił, jednak był nieubłagany. Rozchylił jej nogi. Zaczęła krzyczeć, jednak szybko zdławiła to w sobie. Wiedziała, że nic to nie da. Widziała już swoja śmierć, która miała nadejść lada chwila. Poddała się nieuchronnemu. Zauważył to. Wiedział, że powolne wykańczanie jej psychicznie w takiej sytuacji na nic się tu nie zda. Wyciągnął nóż i zagłębił go w sercu ofiary. Jak zwykle po swoich atakach wziął zdjęcie swojej ofiary i jakby nigdy nic wyszedł z domu frontowymi drzwiami.

 

 

XIII. Czas podsumowań

Po zabójstwie Róży nie miałem zamiaru zostawać w Middlesbrough. Złożyłem rezygnacje na ręce prezesa, jednak nikt nie namawiał mnie do pozostania w klubie. Wyniki były bardzo dobre, jednak wszyscy rozumieli, że po takiej tragedii życie wywraca się do góry nogami. Szybko znalazłem nabywce na ogromną willę i zacząłem poszukiwania nowego lokum już w innym kraju. Postanowiłem zamieszkać w niemieckiej Getyndze. Głównym powodem mojej decyzji była kwestia języka. Do tego dochodziła dosyć mocna liga piłkarska. Nie miałem nawet najmniejszego zamiaru schodzić z trenerskiego firmamentu na dłuższy okres. Piłka była moim życiem i nie wyobrażałem sobie siebie bez niej. Z uwagą obserwowałem czołowe ligi świata, aby po sezonie wrócić do pracy.

W Anglii na szczyt powróciła londyńska Chelsea. Ekipa The Blues prowadzona przez Carlo Ancellotiego w wielkim stylu zdobyła mistrzostwo Anglii, a do tego dołożyła wygraną w Champions League. Dobry sezon zaliczył także Arsenal, który co prawda nie przerwał swojej pucharowej niemocy, jednak do końca liczył się w walce o mistrzostwo kraju. Rozczarował Manchester United za to ich rywal zza między zdobył Puchar Anglii i wystąpił w finale Ligi Europy. Największą porażkę poniósł Liverpool, który mimo 7. miejsca tabeli nie znalazł się nawet w Lidze Europy. Plany pokrzyżowało im Blackburn, które wygrało Puchar Ligi.

W Hiszpanii już tak dużych zaskoczeń nie było. Barcelona w ostatniej kolejce zapewniła sobie mistrzostwo Hiszpanii i zdobyła także Puchar Hiszpanii. Ogromną sensacje sprawiła Osasuna kwalifikując się do Ligi Mistrzów. Sezon poniżej oczekiwań zaliczyła Sevilla, a także Valencia. Ci drudzy nie załapali się nawet do rozgrywek europejskich.

Do największej sensacji doszło we Włoszech. Roma była o krok od potrójnej korony. Wygrana w Serie A, wygrany Puchar Włoch i finał Ligi Mistrzów. Tak wspaniałego sezonu Roma nie miała nigdy. Inter, Milan i Juve solidarnie poza pierwszą czwórką, co należy uznać w kategorii porażki. Bologna mimo trzech ujemnych oczek zdołała utrzymać się w najwyższej klasie rozgrywkej.

We Francji w walkę o mistrzostwo uwikłane były aż cztery kluby. Ostatecznie to OM sięgnęło po tytuł najlepszej drużyny we Francji, jednak PSG ustąpiło im tylko bilansem bramkowym. Lyon mimo potężnych wzmocnień zawiódł na całej linii. Największą sensacją były ekipy Monaco i Lorient, za to Bordeux zagrało poniżej wszelkiej krytyki. Coupe de la Ligue powędrował do księstwa Monaco, a Puchar Francji znalazł się w gablocie Lille.

W Niemczech bez sensacji. Bayern w wielkim stylu obronił tytuł mistrzowski sprzed roku. Najbardziej zawiódł Wolfsburg, a większych zaskoczeń nie było. Schalke średni sezon podsumowała zdobytym Pucharem Niemiec.

Grono klubów, które poszukiwało nowych menadżerów było dosyć liczne. Jak po każdym sezonie nadchodzi czas podsumować, zwolnień i zatrudnień. Wolfsburg w trakcie sezonu zatrudnił Marka Hughes'a, jednak ten nie spisał się i został zwolniony. W Realu Madryt Jose Mourinho nie może być pewny o swoją posadę, tak samo jak trenerzy Milanu, Interu czy Liverpoolu. Moje poszukiwania posady nie były trudne, a jak się okazało wcale nie musiałem tego robić.

Odnośnik do komentarza

XIV. von Marcel

Zdecydowałem się ruszyć z domu po bardzo długim przesiadywaniu na kanapie przed telewizorem, tudzież komputerem. Włóczęga po nieznanych ulicach Wolfsburga doprowadziła mnie do zniszczonego budynku na którym widniał neonowy napis von Marcel. Do wnętrza prowadziły położone równoległe względem siebie schody. Pierwsze pozwalały wejść do kamienicy, która wyraźnie najlepsza lata miała już za sobą. Drugie prowadziły w dół i były ostatnim przystankiem przed von Marcel, w którym gromadziło się wiele ludzi. Co chwila ktoś wchodził i wychodził z najpopularniejszego baru w mieście. Przez dłuższą chwilę stałem na rozstaju schodów i zastanawiałem się czy ulec pokusie a może powrócić do domu. Ostatecznie zwyciężyła opcja numer jeden i dosyć niepewnym krokiem udałem się do pubu. Rzeczywisty wygląd tego miejsca znacząco odbiegał od mojej wizji. Nienaganna czystość i przytulna atmosfera mogła skłonić do pozostania nawet największych krytyków, do których ja z pewnością się zaliczałem. Usiadłem przy stoliku położonym najdalej od baru. Wkrótce podeszła do mnie miła, około 24-letnia kelnerka. Standardowo z uśmiechem na ustach spytała się o zamówienie. Mój wybór padł na hamburgera i małe piwo. Z niepohamowaną ciekawością spoglądałem na wszystkie części lokalu, aby znaleźć szczegóły, które powodowały, że o każdej porze dnia i nocy można było znaleźć tutaj tłumy. Nawet teraz – mimo godziny popołudniowej - każdy stolik był zajęty, a gwara rozmów była wyraźnie dosłyszalna.

Przy barze dostrzegłem kelnerkę rozmawiającą z mężczyzną, który pokazywał na mnie palcem. 45-letni jegomość miał przyprószone siwizną włosy. Jego tężyzna wskazywała, że był jednym z bywalców baru, a jego jedynym przejawem aktywności fizycznej były wyprawy po piwo i z powrotem. Całość dopełniał niechlujny obiór. Dostrzegł on moje spojrzenie i nie widząc innego wyjścia ruszył w stronę stolika, przy którym siedziałem.

 

– Dzień dobry. - powiedział wyciągając do mnie rękę.

– Witam.

– Przepraszam, że tak bezczelnie przeszkadzam, ale o ile się nie mylę jest pan menadżerem piłkarskim.

– Owszem. Nie myli się pan. Ma pan coś jeszcze do powiedzenia? Chciałbym w spokoju skonsumować, - odparłem nie zważając na maniery i wskazując na trzymanego w ręce hamburgera.

– Bo wie pan z tym Wolfsburgiem to beznadziejna sprawa. Nie wiem co wstąpiło w prezesa, żeby wyspiarzy zatrudniać.

– Steve McClaren i Mark Hughes to solidni fachowcy.

– Tak, dobitnie to pokazali doprowadzając klub niemalże do spadku.

– Nie oszukujmy się mistrzostwo w sezonie 2008/09 było raczej dziełem przypadku, więc na kolejny taki sezon trudno liczyć w najbliższym czasie.

– Miejmy nadzieję, że pan to zmieni. - poklepał mnie po ramieniu i odszedł.

 

 

XV. Witam. Tu Zmiany …

Wolfsburg mimo wyników osiągniętych w sezonie 2010/11 był solidną ekipą. Dobre zaplecze i niezłe finanse sprawiały, że praca na Volkswagen-Arena nie była trudna. Nawet kadra była niezła i pozwalała walczyć o coś więcej niż utrzymanie. Jedynym mankamentem był jej wiek. Uznawałem 30-latków tylko jeśli odgrywają z zespole ważną rolę. Oczywiście bramkarzy nie uwzględniam, bo bramkarze są jak wino - czym starsi tym lepsi. Z tego powodu z klubem musiał pożegnać się jeden z bohaterów mistrzowskiego sezonu – Josue. Ubiegły sezon spędził na wypożyczeniu w Turcji, a te okienko transferowe upłynie mu na poszukiwaniu nowego pracodawcy. Według Marka Hughesa Tuncay Sanli nie był odpowiednim piłkarzem dla Wolfsburga, jednak ja na ten temat miałem odmienne zdanie i postanowiłem, że Turek zostanie z nami na kolejny sezon. Wielu moich graczy budziło zainteresowanie innych klubów. Sascha Riether, Marcel Schafer i Simon Kjear stanowili trzon mojej defensywy, a każdy z nich był celem ligowych rywali. Priorytetem było zatrzymanie ich w klubie, lub chociaż wynegocjowanie odpowiedniej ceny. Oczywiście nie obyło się bez ofensywy transferowej. Tuż po rozpoczęciu okienka transferowego do mojej ekipy dołączył 30-letni Javad Nekounam i o pięć lat młodszy Sylvain Marveaux. Obydwaj mieli walczyć o miejsce w pierwszym składzie i zapewnić mi bezpieczeństwo w pomocy. Już kilka dni później w siedzibie klubu pojawił się kolejny nabytek – Frank Rost. Niezwykle doświadczony bramkarz miał być już tylko zastępcą dla Benaglio. W międzyczasie Kjearem zainteresował się Inter. Włoski potentat był gotów wyłożyć na stół 15 mln euro, jednak ja oczekiwałem przynajmniej 20 mln w zamian za mojego asa obrony. Taka cena dla Mediolańczyków była nie do zaakceptowania, za to Arsenal takich oporów nie miał i wyłożył na stół 22,5 mln euro. Byłem już pogodzony z odejściem Duńczyka, ale ten niespodziewanie odrzucił ofertę drugiej drużyny Premier League. W międzyczasie odbywały się Mistrzostwa Świata U-20 w czasie których moi scouci mieli pełne ręce roboty. Nakazałem każdemu z nich obserwacje wszystkich zawodników znajdujących się na turnieju. Ten zabieg przyniósł oczekiwane skutki i Die Wolfe jeszcze przed końcem turnieju wzmocnili Akeem Cole i Lucas Zen. Szczególnie cieszyłem się z pierwszego transferu. Nigeryjczyk to typowy nieoszlifowany diament. Jeśli popracuję z nim solidnie nad siłą już w przyszłym sezonie będzie w stanie rywalizować z najlepszymi w Niemczech. Na kilka dni przed rozpoczęciem sezonu Duńczyk Kahlenberg został wypożyczony do Werderu Brema. Zastąpił go jego rodak Bashkim Kadrii sprowadzony za milion euro. Na przeciwną stronę boiska zatrudniłem równie utalentowanego Floriana Trinksa, który nie znalazł uznania w oczach Thomasa Schaafa i został zwolniony z kontraktu. W międzyczasie rozgrywaliśmy mecze kontrolne, który wypadły bardzo dobrze. Zwycięstwa nad Malagą i Benficą cieszą szczególnie i nastawiają pozytywnie na nadchodzący sezon. Również wygrane spotkanie w Pucharze Niemiec pokazało, że jesteśmy gotowi do sezonu.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...