Skocz do zawartości

Pieśń czasu


Rekomendowane odpowiedzi

1.

 

Niektórzy twierdzą że właściwą datą, tą która zapoczątkowała tę historię, jest 23 kwietnia 1978 roku. Tegoż dnia na Ayr Lane w St Ives, w domu państwa Smith, na świat przyszedł Smoky. Trzeci syn i trzecie gardło do wykarmienia. Pan Smith nie był osobą majętną, a wykonywana przez niego praca na pewno nie należała do tych prestiżowych i zapewniających godziwą zapłatę. Był, nie ma co tego ukrywać, po prostu rybakiem. Tak jak jego ojciec czy dziadek i taki sam los pisany był też trzem jego synom. Oczywiście los bywa okrutny i lubi płatać przeróżne figle. Nie inaczej było i tym razem. Smoky miał jedną, małą drobną ułomność, która nie pozwoliła mu pracować na morzu. Chłopak panicznie bał się wody. Za każdym razem, gdy znajdował się na otwartym morzu, panikował. Nogi odmawiały mu posłuszeństwa, ręce trzęsły się jak galareta, a głowa wypełniała się kolejnymi hipotecznymi utonięciami. Ojciec i bracia kręcili głowami i wciąż szukali kolejnych sposobów by ten lęk, ich zdaniem irracjonalny, z chłopaka wypędzić.

 

Smoky z każdym kolejnym rokiem czuł się coraz bardziej odsuwany przez braci i ojca. On nie potrafił zrozumieć co ich ciągnie na wodę, oni dlaczego on jej się boi. Najmłodszy Smith szukał drogi ucieczki z tej niemiłej dla niego sytuacji. Pokochał piłkę nożną ale bez wzajemności. Nie ważne, jak bardzo się starał, futbolówka nie chciała się go słuchać. Chciał podać w lewo, piłką leciała w prawo. Chciał strzelić, podał do rywala. Wyśmiewany ze względu na swoje niezdarstwo przez rówieśników z St Ives, w końcu znienawidził to co tak go przyciągało. W końcu jednak znalazł inną pasję. Pokochał książki, fantastyczne krainy, herosów którzy ratowali niewiasty z rąk oprawców, łotrzyków co wykradli sekrety możnym, łowców smoków, tajnych agentów. Uciekał w świat fikcji, ale też odkrył w sobie zamiłowanie do nauki.

 

Ktoś mógłby powiedzieć, że ten młody Anglik trafił z deszczu pod rynnę. I ten ktoś miałby rację. Nie dość że był uznawany za fajtłapę, który piłki prosto kopnąć nie potrafi, to jeszcze w dodatku okazał się kujonem. Spokoju już nie miał do końca swoich dni w St Ives, ale jakoś sobie radził. Zbudował szczelną skorupę odgradzającą go z jednej strony od rówieśników, z drugiej o własnej rodziny i budował wewnątrz jej swój własny świat. Świat, w którym był sławnym piłkarzem, by po przejściu na emeryturę stać się jeszcze sławniejszym pisarzem. W wieku lat osiemnastu zdał sobie sprawę aby zaistniał choć cień szansy na osiągnięcie tego drugiego marzenia, musi się wpierw wydostać z Kornwalii.

Odnośnik do komentarza

2.

 

Smoky jak zadecydował tak zrobił. Tydzień po ukończeniu szkoły spakował kilka swoich drobiazgów, oprócz ubrań, były to głównie książki i udał się do Londynu. Rodzina oczywiście o wszystkim wiedziała, a matka nawet przekonała swoją siostrę Priscillę, by ta przyjęła chłopaka pod swój dach. Młody Smith miał na tyle dobre wyniki egzaminów, że nie miał problemów z dostaniem się na wymarzone studia. Problemem, jak to zwykle bywa, okazały się pieniądze. Chłopak bez centa przy duszy, bez pracy którą mógłby łączyć ze studiami, nie miał jak opłacić czesnego. Kredytu w banku udzielić mu nie chcieli, a w związku z jakimś dziwnym nieporozumieniem, a przynajmniej miał taką nadzieje, nie załapał się na pożyczkę, którą udzielano przyszłym studentom.

 

Smoky oczywiście próbował znaleźć jakąś pracę, która pozwoliła by mu zarobić na czesne. Nie miał jednak szczęścia, przez trzy miesiące robił choćby na zmywaku, zamiatał ulice czy wyprowadzał psy, a i tak niewiele udało mu się zarobić. A część z tego co mu skapnęło, musiał wydać na jedzenie. Ciotka uznała, że nie będzie go karmić, wystarczy że zapewniła mu dach nad głową, oraz, że przez niego musi płacić wyższe rachunki za prąd i wodę. W końcu serce Priscilli jednak zmiękło, a chyba wszystko przez to, że nieubłaganie zbliżał się termin zapłaty za pierwszy rok studiów. Ciotka zrozumiała, że darmowa pomoc domowa jeśli nie będzie wstanie zapłacić za swoją naukę, opuści Londyn i wróci do siebie. Pewnego dnia gdy młody wrócił do domu po ośmiu godzinach w pracy, w kuchni czekał na niego nieznajomy mężczyzna. Niski, ale dobrze zbudowany z widoczną już łysiną, siedział przy stole i kończył właśnie kawę.

- Jak mniemam, ty jesteś Smoky Smith?

- Tak. A pan kim jest i co robi w tym domu?

- Podejrzliwy, to dobrze. Nazywam się Choren i jestem, jakby to ująć, przyjacielem i kasą pożyczkową. Twoja ciotka, gdy nie starcza jej do pierwszego, pożycza ode mnie niewielkie sumy.

- I popadła w długi? Pewnie teraz ja ma je spłacić?

- Ależ skąd, chłopcze! Twoja ciotka to sumienna osoba i zawsze oddaje co pożyczyła w wyznaczonym terminie. Wczoraj mnie zaskoczyła jendak swoją prośbą, gdyż nie chciała wcale pieniędzy dla siebie, a dla Ciebie. Ponoć potrzebujesz na czesne?

- Tak, potrzebuje. Wątpię jednak by było mnie stać na taką pożyczkę.

- A widzisz i tutaj się mylisz. Ja nie zdzieram procentów z moich przyjaciół. A że jesteś rodziną Priscilli, to i Ciebie mogę zaliczyć do swych przyjaciół. Marne 10% to chyba niewygórowana propozycja? Co byś powiedział na 30 tys. funtów płacone w pięciu ratach. A spłacać mnie zacząłbyś dopiero dziesięć lat po skończeniu studiów. Czy to nie uczciwa oferta?

- Może i uczciwa, ale pewnie też jest w niej ukryty jakiś haczyk.

- Wcale nie chłopcze, wcale nie. Ale zastanów się nad nią, moja propozycja będzie aktualna przez tydzień. Ciotka wie gdzie mnie znaleźć.

Po tych słowach mężczyzna wstał od stołu i bez pożegnania wyszedł. Smoky został sam z myślami. To mogła być jego szansa ale panicznie bał się tego, że ten przedziwny facet wciągnie go w ten sposób w jakieś tarapaty.

Odnośnik do komentarza

3.

 

Smoky przez dwa dni nie był wstanie podjąć decyzji. Raz był gotów wyjść z domu i poszukać Chorena, a chwilę później najchętniej zapomniałby o jego istnieniu. W końcu jednak lęk przed wpadnięciem w tarapaty przegrał z ekscytacją, jaką nawiedzała chłopaka, gdy wyobrażał sobie, że za kilkanaście dni zostanie studentem. To było jedno z jego małych marzeń, które do spółki z innymi, powinno zaprowadzić go tam gdzie chciał. Zapewnienia ciotki Priscilli, że jej znajomy to osoba słowa i pewna pozwoliły ostatecznie uwierzyć Smithowi, że warto zaryzykować. Drugiej takie okazji może niemieć.

 

Przez następne pięć lat młody Anglik odbierał pieniądze, za każdym razem było to sześć tysięcy funtów. Studia w Exeter College pochłaniały tylko część środków, resztę mógł przeznaczyć na swoje utrzymanie. Na ostatnim roku Smoky trafił na staż do British Library, może nie o tym marzył, ale ważne było, że staż był płatny. Poza tym w końcu zaczął czuć, że żyje. Wyrwał się z St Ives, nikt już się nad nim nie pastwił, miał czas na pisanie, choć póki co wszystkie jego teksty lądowały w szufladzie, wpierw w domu ciotki, a później wynajętym mieszkaniu. Rok później odebrał dyplom, a co go równie mocno ucieszyło, zaproponowano mu etat w bibliotece. Można powiedzieć, że od mementu gdy wyjechał z Kornwalii los się do niego uśmiechał. Kolejne lata także były udane, w pracy powoli piął się po kolejnych szczeblach kariery, udało mu się tez opublikować jedno z napisanych opowiadań. Ten obraz sielankowej krainy rozpadł się pod koniec grudnia 2011 roku. Było już po świętach i Smoky kończył właśnie kolejny dzień pracy. Tak jak zawsze, od kilku lat, zatrzymał się przy pomniku Netwona aby podziękować za kolejny udany dzień. Tym razem jednak jego rytuał został przerwany. Z zadumy wyrwał go od dawna niesłyszany głos.

 

- Witaj przyjacielu, dawno się nie widzieliśmy

- Choren, daruj sobie tego przyjaciela. Przyszedłeś, jak rozumiem, po pieniądze. Ale czy aby nie za wcześniej, dziesięć lat jeszcze nie minęło.

- I po co ten nerwy Smoky? Kilka lat temu pożyczyłeś na studia, obiecałem nie zdzierać z ciebie wysokiego procentu i dałem Ci spokój przez ten okres. Ale sam pewnie rozumiesz jakie są teraz czasy. Kryzys wisi nad nami, teraz liczy się każdy cent.

- A co jeśli nie mam Ci z czego oddać? Większość pensji zjada mi czynsz, a reszta idzie na jedzenie.

- Tak też myślałem, drogi przyjacielu. Widzisz, nie jestem lichwiarzem, ty byłeś w potrzebie i Ci pomogłem. Teraz to ja, a raczej mój przyjaciel z Polski, jest w potrzebie i ty mu pomożesz. A przy okazji sobie i mnie.

- O czym ty do cholery mówisz?

- I znów ten nerwy. Zupełnie nie potrzebnie. Mój przyjaciel kupił kilka dni temu klub piłkarski i szuka ludzi do pomocy. A ty przecież, jak każdy prawie każdy Anglik, futbol masz we krwi.

- Ale ja nie mam żadnych kwalifikacji, nie ma też potrzebnych licencji, czy jak to się nazywa. Oszalałeś.

- O nic się nie martw, wszystko jest już dogadane, brakuje tylko twojej zgody. Oczywiście możesz odrzucić moją propozycje i za dwa lata zacząć mnie spłacać z tej swojej marnej pensji, którą płacą Ci w British Library. Tylko wątpię by starczyło na czynsz wtedy. Ale ponoć mieszkanie pod mostem nie jest takie złe.

Odnośnik do komentarza

4.

 

Warszawa, kilka dni wcześniej

- Choren. A jednak. Nie, żebym w Ciebie nie wierzył ale zawsze miło Cię widzieć.

- Ciebie również Ziemowicie. Nie mam jednak zbyt dużo czasu, za kilka godzin wracam do Anglii. Dlatego pozwolisz że od razu przejdziemy do konkretów.

- Nie obrażę się, innym razem sobie na spokojnie porozmawiamy - odparł. - Jak doskonale się orientujesz, zawsze chciałem mieć swój własny klub. Sam mi zresztą odradzałeś angażowanie się w polską piłkę. Tak, miałeś rację, jedno wielkie bagno. W końcu jednak znalazłem taki, za granicą, na utrzymanie którego będzie mnie stać. I teraz będę potrzebował twojej pomocy. Potrzebuje ludzi którzy mi w tym pomogą.

- A kogo konkretnie i ilu? – zapytał.

- A nie chcesz wiedzieć który klub?

- Przecież już wiem, nie znasz mnie?

- Jak zwykle najlepiej poinformowany - stwierdził. - Przydałoby się dwóch ogarniętych i rozsądnych młodych ludzi. Trener czy scout, to bez znaczenia. Chciałbym mieć w klubie swoich ludzi.

- Mam pewien pomysł. Tutaj na miejscu jest jeden taki co by się nadawał. Gustaw, jak dobrze pamiętam. Zostawię Ci namiary na niego, a z drugim będę musiał porozmawiać osobiście.

 

Londyn, chwila obecna

- A teraz mi grozisz…

- Uspokój się, za nim powiesz za dużo. Chodź usiądziemy, napijemy się kawy i na spokojnie pogadamy.

Nie miał wyjścia, właśnie sobie zdał z tego sprawę. Kilka lat temu podjął ryzyko i teraz trzeba stawić mu czoła. Znaleźli niedaleko biblioteki jakąś kawiarnie, w środku było zajętych tylko kilka stolików. Choren szybko wybrał ten, który znajdował się najdalej od pozostałych gości. Zaraz pojawiła się kelnerka i Ormianin zamówił dwie kawy.

- Ustalmy wpierw fakty – zaczął Choren. – Jesteś mi winien pieniądze. Twoja sytuacja nie jest najlepsza, chodzi mi tylko o tą finansową. Obiecałem z Ciebie nie zdzierać i słowa zamierzam dotrzymać. Musisz tylko zrozumieć, że czasem trzeba się komuś odwdzięczyć za okazaną pomoc. Mój przyjaciel z Polski kiedyś wyświadczył mi przysługę, bardzo ważną dla mnie, teraz ja mu się odwdzięczam. Posłuchaj mnie uważnie. Moja propozycja jest taka, zdecydujesz się mi pomóc i przyjmiesz naszą propozycje, a ja zapomnę o pożyczonych pieniądzach. Jest oczywiście drugie wyjście, znasz je.

Smoky’ego zamurowało, nie wiedział co opowiedzieć. Ten facet, choć próbował zburzyć jego dotychczasowe życie, był człowiekiem uczciwym. Musiał to przyznać.

- To chyba dla mnie za dużo - odparł. - Rozumiem co do mnie mówisz, ale jeszcze do mnie to nie dotarło. Poza tym nie mogę tak po prostu rzucić wszystkiego i lecieć gdzieś w nieznane.

- Smoky, przecież nie oczekuje tego od Ciebie – na chwilę przerwał swoja wypowiedź i spojrzał jeszcze przez okno. - Tym razem jednak więcej niż dwóch dni do namysłu nie mogę Ci dać.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...