Skocz do zawartości

I'm singing in the rain


TheDoctor

Rekomendowane odpowiedzi

FM 2008, patch. 8.0.2

DB: Duża

Ligi: Anglia, Białoruś, Dania, Finlandia, Grecja, Hiszpania, Holandia, Norwegia, Polska, Portugalia, Szkocja, Szwecja, Ukraina, Walia, Włochy (wszystkie), Francja (1-3), Niemcy (1-2)

Dodatkowi piłkarze: Duuuuuuuużo krajów.

Zasady: są po to, żeby je łamać. ;)

__________________________________

 

Boję się latać. Wielu marzy o tym, żeby choć raz w życiu wznieść się w powietrze, ale nie ja. Wszystko z widoku ptaka na pierwszy rzut oka wygląda pięknie, ale bez skrzydeł w powietrzu się nie utrzymasz. A nawet jeśli jakimś cudem udało ci się znaleźć ponad chmurami, musisz mieć miękkie lądowanie. Chociaż mówią, że najlepiej spadać z najwyższego konia. Boję się też presji. Nie lubię być odpowiadać za coś ważnego. Wolę kilka lat nad czymś pracować i nie osiągnąć sukcesu, ale przynajmniej wiem, że jeśli doświadczam porażki, to tylko i wyłącznie moja wina. Wtedy nikt nie oczekuje ode mnie niczego wielkiego.

 

Samolot. Coś strasznego. Na samą myśl o locie mam odruchy wymiotne, strach paraliżuje nogi, a pot spływa po moim czole częściej niż zwykle. Trzeba było jednak w końcu się na to odważyć, ludzie mówią, że taka podróż to normalność. Na pokładzie nie starałem się patrzyć za szybę. W ogóle kto normalny może przez nią wyglądać w czasie lotu? Co ciekawego kryje się za tym niewielkim kawałkiem szkła? Niebo, niebo, chmura, niebo, ptak, niebo, chmura... i nic poza tym. Założyłem słuchawki i starałem się usnąć jak najszybciej, jak to tylko możliwe. Niech godziny płyną...

 

W ten sposób udało mi się przetrwać. Obładowany bagażem szukałem wzrokiem człowieka trzymającego kartkę z powitaniem, która pomogłaby mi w końcu ochłonąć. Pierwszy raz byłem tak daleko od domu, sam, na obcym terenie i jeszcze nie wiedziałem do końca co mnie czeka. Na szczęście w porę zauważyłem tekturowy kawałek kartonu z napisem: "welcome in England coach". Dowiedziałem się, że jestem na miejscu...

Odnośnik do komentarza

@stefczyk95: Cieszy mnie to. :)

____________________________________________

 

- Heloł kołcz.

- Dobra, dobra, przestań udawać żeś z Anglii, mów jak człowiek albo doszlifuj akcent.

- Ok, jak tam podróż?

- Wiesz dobrze, że przed samym wylotem miałem sto kilo w gaciach. Łyknąłem parę tabletek, założyłem słuchawki i przespałem.

- Nie było żadnych "atrakcji"?

- Poza tym, że zanim założyłem słuchawki, do ucha darło mi się jakieś dziecko, przy starcie omal nie zwymiotowałem oraz nie wyplułem jelit przy lądowaniu to całkiem w porządku.

- Dobra, chodź, wsiadamy do auta i jedziemy do mnie, jutro ważny dzień!

 

Piotrek wyjechał z Polski kilka lat temu i do tej pory nie odwiedził ojczyzny choćby raz. Czuje się teraz Anglikiem z krwi i kości, ale jak go słyszę to mam ochotę obić mu ten paskudny ryj za łamany akcent i ten pieprzony kosmopolityzm. Przynajmniej zapewnia mi nocleg na jakiś czas, więc na razie nie narzekam. Generalnie wolałbym jednak go nie zobaczyć. W każdym razie lepiej przebywać z nim niż samemu.

 

Kiedy opuszczaliśmy lotnisko uderzyła w moją twarz fala zimnego, wyspiarskiego powietrza. Wylatując z Polski żegnało mnie słońce, temperatura była dość wysoka. Za to w Anglii przywitał mnie chłód i rzęsisty deszcz. Całe życie pod górkę... Na szczęście szybko wpakowaliśmy się do auta i udaliśmy się na Corwall Road. Następnego dnia musiałem się znaleźć po drugiej stronie miasta na Wetherby Road, niedaleko szpitala. Dlatego warto mieć takiego przydupasa jak Piotrek. Tak, tak, trochę go wykorzystuję, ale to przez to, że się daje. Zawsze tak było. Pamiętam jeszcze czasy liceum; zawsze oddawał mi swoje kanapki. Z resztą nie tylko mnie, ponieważ inni również czerpali korzyści z gnębienia słabszego. Bardzo dobrze się uczył, dlatego teraz jest informatykiem i trzepie grubą kasę na naprawianiu komputerów i takich pierdołach. Za to ja... dziękuję Bogu, że jemu się powiodło, bo teraz mogę grzać tyłek w jego posiadłości.

 

Poszczęściło mu się też w miłości, czego nie można powiedzieć do mnie. Jego żona to w połowie Latynoska, a w drugiej połowie Polka. Jej matka pojechała do Ameryki szukać przygód no i ją znalazła, ale przy okazji wpadła. Podobno jej rodzice i tak się kochają, a jeśli ona jest efektem przypadku, to w takim razie Bóg musiał być niesamowicie pobłażliwy, że stworzył takie cudo. Nazywa się Ola, chociaż dziwnie tak na nią mówić, kiedy widzisz opaloną na brąz ciemnowłosą piękność. Nie dość, że ma niesamowite rysy twarzy, piękne zielone oczy, budowę gwiazdy porno, to jeszcze na dodatek posiada anielski głos i temperament, a przy tym jest inteligentna. Cudo, po prostu cudo. Nie mogę się nadziwić, że coś widzi w Piotrze. Może jest tak wyrachowana, że dopóki on przynosi pieniądze, ona robi wszystko, aby pozostać przy swoim magicznym źródełku. Chyba, że to rzeczywiście miłość...

 

Podobno poznali się na jakimś bankiecie. Nie mam pojęcia co to była za impreza. Piotrek opowiadał mi tylko, że podobno od razu wpadli sobie w oko i jeszcze tej samej nocy wylądowali w łóżku. Nie spodziewałem się, że on jest takim ogierem. Najwidoczniej kobiety widzą w nim coś, czego nie zauważały kilka lat wcześniej.

 

Za zegarze 23, to była pora, aby się wykąpać, ponieważ byłem tak spocony po podróży, jakbym przed chwilą ukończył bieg na 10 kilometrów pędząc skroń w skroń z Kenenisą Bekele. Następnego dnia czekała mnie bardzo ważna rozmowa, więc musiałem się porządnie wyspać. To było przez pewien czas utrudnione, ponieważ zakochani pomyśleli, że najlepiej się kochać, kiedy goście nasłuchują. Boże Święty, dlaczego oni muszą mi to robić! Czy oni naprawdę nie mają wstydu, czy może to rodzaj wyzwania miłosnego, aby ich pożycie małżeńskie wyglądało lepiej. Założę się, że to ona czyta takie głupoty do snu, a potem do głowy przychodzą takie pomysły. Ech, nieważne, ludzie to jednak dziwni są...

Odnośnik do komentarza

- Ktoś ci mówił, że prowadzisz wyjątkowo bogate życie intymne?

- Czyli słyszałeś?

- Ciężko było nie słyszeć... - powiedziałem jednocześnie wypluwając pastę do zębów.

- Przepraszam cię, myślałem, że to przebiegnie cicho.

- Spokojnie, najważniejsze, że się wyspałem. Gorzej by było, jakbym zaspał, wtedy bym ci skopał tyłek. Ty też się szykuj, bo zaraz musisz mnie podwieźć.

- Ok.

 

Jak zwykle był posłuszny. Ja mu grożę we własnym domu, a ten zachowuje się tak, jakby nadstawiał drugi policzek do obicia. Niektórzy jednak nie zmieniają się w pewnych rzeczach, ale nie mam zamiaru płakać z tego powodu. Nie sprzeciwiała się również jego żona, która wbijała mu w dumę kolejną szpilę.

 

- Ubieraj się Piotrek, nie widzisz, że kolega czeka na ciebie?!

 

Nie wiem czy czekaniem można nazwać mozolną próbę ogarnięcia swojej twarzy przed lustrem, aby choć trochę sprawiała wrażenie wyjściowej. W każdym razie zrobiło mi się trochę żal chłopa, bo wygląda na to, że w domu jest traktowany jak popychadło. Dobrze, że nie ma dziecka, bo jeszcze ono dałoby mu w pysk za to, że nie kupił mu tych nowych butów, które reklamuje Ronaldo czy inny Messi.

 

- Kubuś, chcesz coś do jedzenia? - zapytała Ola niebiańskim głosem, jednocześnie pukając w drzwi od łazienki.

- Nie dzięki, - odpowiedziałem zmieszany - złapię coś na mieście z Piotrkiem.

- Dobrze, to przynajmniej zaparzę ci herbatę.

 

Ona w ten sposób nie zwracała się nawet do swojego mężczyzny, więc zdziwiło mnie to, że ja zostałem w ten sposób uhonorowany. Byłem daleki od stwierdzenia, że ma na coś ochotę, wydawała się wierną kobietą, a ja mimo tego, że robiłem sobie służącego z Piotrka, to nie chciałem go w ten sposób poniżać. W końcu on na to nie zasługuje. Wychodząc z łazienki zobaczyłem Olę stojącą przy szafce i szukającą saszetek z herbatą w samym szlafroku. Poczułem się jeszcze bardziej zawstydzony niż wcześniej, więc w szybkim tempie ewakuowałem się do pokoju, aby uniknąć kontaktu wzrokowego.

 

- Piotrek, będziesz musiał na mnie poczekać trochę jak mamy coś zjeść na mieście.

- A jak długo?

- No nie wiem, godzinkę, może dwie.

- No dobrze, niech ci będzie. Ola, będziesz gdzieś wychodziła? - zapytał Piotr.

- Nie, zostanę w domu, poczekam na was i coś przygotuję na kolację - wykrzyczała kobieta - Kubuś, herbata ci stygnie.

- Ok, wolę trochę chłodniejszą, więc nic się nie stanie.

 

Udałem się w końcu do kuchni, aby nie robić jej wielkiej przykrości. Przysiadłem na moment i pochylając się nad stołem szybko wziąłem kilka łyków ciepłej jeszcze herbaty.

 

- Jak wam się układa? - wyszeptałem, aby nie usłyszał Piotrek.

- Wiesz, czasem jest lepiej, czasem gorzej. Bywają dni, kiedy Piotrek całe dnie przesiaduje w tej swojej firmie i nie ma dla mnie czasu. Generalnie to dobry mężczyzna, sumienny, odpowiedzialny, ale brakuje mi trochę szaleństwa z jego strony. Ani on spontaniczny, ani zabawny.

- Ale chyba nie może być tak źle, skoro nadal z nim jesteś....

- Wiesz, źle nie jest, ale mogłoby być lepiej. Z resztą, nie oszukujmy się, on zarabia naprawdę dużo pieniędzy. Dzięki temu mogę o siebie zadbać, mam wiele wolnego czasu, ponieważ nie muszę chodzić do pracy. Dziecka też nie posiadamy, więc nie jestem za nie odpowiedzialna. Wiadomo też, że taki bobas wymusza to, aby jego rodzice byli razem. A ja tego nie lubię, wolę zachować resztki wolności i niezależności.

- Rozumiem. Pewnie zauważyłaś, że Piotrek jest taki... spolegliwy. Ani krzty w nim odwagi, nie potrafi postawić na swoim. Dobra, o tym innym razem, bo muszę się zbierać. Piotrek, ubieraj się! - krzyknąłem.

 

Dopiłem herbatę i udałem się do pokoju, aby przywdziać garnitur. Wychodząc z kuchni zostałem pożegnany promiennym uśmiechem, co wprawiło mnie w zakłopotanie, ponieważ nie byłem przyzwyczajony do takich rzeczy. Nigdy nie potrafiłem utrzymać kobiety na dłużej. Jestem totalnie niezorganizowany, boję się panicznie wielu rzeczy, choć staram się to ukrywać. Przyjacielem może i byłbym dobrym, ale żaden ze mnie materiał na męża... Uszykowałem się w kilka minut, po czym razem z Piotrkiem opuściliśmy dom i udaliśmy się do samochodu. Mieliśmy jechać około 10 minut, ale lepiej było się tam stawić trochę wcześniej.

Odnośnik do komentarza

- Dobra, odpalaj i jedziemy. Już nie mogę się doczekać.

- Ty, a jak cię wezmą to może zostanę twoim szoferem? - spytał Piotr.

 

Nie wiedziałem czy to dowcip, czy też nie. Nie dopytywałem, po prostu uznałem to jako żart i przemilczałem, ale za moment dodałem:

 

- Myślę, że nie będę potrzebował szofera. Gdzie ja mogę jeździć? Z resztą myślę, że pojazd będę miał...

- Ok, ale w razie co jestem do twojej dyspozycji.

 

Kolejny akt spolegliwości Piotrka. Zastanawiam się skąd on się bierze? Czyżby wspomnienia z liceum powodowały u niego strach i nie chce się mnie sprzeciwiać? A może widzi we mnie przyjaciela i chciałby, abym to ja był jego kompanem w UK. Nie słyszałem, żeby miał jakichś znajomych tutaj, więc może potrzeba mu życia towarzyskiego. Postanowiłem, że postaram się wybadać tę sytuację.

 

- Ej, ej, zrób głośniej! - pełen emocji zareagowałem, gdy usłyszałem w radju MJ'a i McCartney'a - Kocham tę piosenkę "Say, say, what you want..."

- Nie znam...

- Co? Jak to nie znasz? Słyszałeś kiedyś o tych panach chociaż?

- Nie rozpoznaję głosów. Kto to?

- Jackson i McCartney! No proszę cię... Zawodzisz mnie.

- Ja tylko słucham muzyki klasycznej, nie interesuję się innymi gatunkami. Muszę jednak przyznać, że to całkiem dobre.

 

Zauważyłem po jego reakcji, że powiedział to tylko dlatego, abym nie miał mu za złe tej ignorancji. Ewidentnie chciał mi się przypodobać. Potem w radiu poleciało jeszcze kilka hitów, których Peter również nie omieszkał nie rozpoznać. Jak ja mam znaleźć z nim wspólny język? Mógłbym z nim pogadać o komputerach, gdyby nie to, że kompletnie się na tym nie znam, a fachowca potrzebuję nawet przy wymianie karty graficznej. Z trudem zajarzyłem w jaki sposób podłączyć klawiaturę, mysz, głośniki i monitor, aby wszystko sprawnie funkcjonowało. To było kiedyś, bo teraz korzystam z laptopa. Tu nie mam takich dylematów i problemów, co znacznie ułatwiło mi życie.

 

Jazda odbyła się planowo, o godzinie 10.15 byliśmy na Wetherby Road. Znowu ten piekielny deszcz. Czułem się jak bezdomny pies, który w czasie ulewy tylko czyha na to, aby schronić się w jakiejś klatce schodowej. Tylko tym razem to nie były porządne opady. Pieprzona mżawka tylko mnie irytowała, ponieważ zamiast lunąć porządnie to kapało, jakby tam na górze Bóg żałował nam wody. W każdym razie pożegnałem się z Piotrem w samochodzie i kazałem mu przyjechać około 11.30 w to samo miejsce, żeby mnie odebrał. On posłuchał i powiedział, że będzie na czas. Ja za to udałem się w kierunku czegoś, co przypominało budynek.

 

Obdrapany, ale jeszcze miejscami brązowy blok, a raczej bloczek (w sumie to można było go śmiało nazwać barakiem czy też chatą) nie przyjął się z moją aprobatą i entuzjazmem. Zliczyłem do do dziesięciu... a raczej do trzech, ponieważ spostrzegłem, że nadal stoję w deszczu jak idiota, więc szybko wszedłem do środka. Tam przywitała mnie na oko 45-letnia recepcjonistka. Na blaszanej tabliczce przypiętej do białej koszuli w czarne pionowe pasy miała napisane "Scarlett Rowley". Była naprawdę niczego sobie, a przynajmniej z wyglądu. Bardzo miło mnie przywitała, choć obawiałem się, że czegoś nie zrozumiem, bo ja angielskiego za mocno nie szlifowałem w szkole, a tym bardziej po niej. Na szczęście na tym etapie rozmów nie było to wymagane.

 

- Good morning, boss is waiting in his office.

- Thanks Mrs... Ro... Row. Eh, thank you very much.

 

Było mi głupio, że nie potrafiłem przeczytać jej nazwiska. Może to nie była kwestia tego, że czegoś nie zrozumiałem, ale ta tabliczka była taka mała, że nie mogłem z dalszej odległości odczytać liter. Trochę głupio by wyglądało, gdybym chciał dokładnie się przyjrzeć tej plakietce, która znajdowała się na wysokości biustu pani Scarlett. Na łatce erotomana, a co gorsza gwałciciela nie zależało mi, więc postanowiłem, że nie będę nachalny.

 

"Mr Bill Fotherby, chairman" - to odczytałem z tablicy znajdującej się na drzwiach prezesa. Brzmi poważnie - pomyślałem. Zapukałem, pociągnąłem za klamkę i wszedłem do gabinetu, gdzie czekał na mnie uśmiechnięty od ucha do ucha boss oraz pewien nieznajomy mi do tamtej pory mężczyzna... Bądź spokojny, bądź spokojny...

Odnośnik do komentarza

@Michael Dee: Twój awatar już wszystko mi mówi, choć ukrywasz się pod innym pseudonimem. :) Postaram się, aby emocji nie brakowało. :)

_________________________________________

 

- Witam, moje nazwisko Zawadzki Szymon, będę pana osobistym tłumaczem.

- Witam również. Mam prośbę, moglibyśmy od razu przejść na "ty"? Widzę, że jesteśmy mniej więcej rówieśnikami, więc chyba nie będzie z tym problemu?

- Ależ oczywiście, z miłą chęcią - z uśmiechem powiedział mężczyzna, który jak się okazało był tylko o rok starszy ode mnie. - Mr Fotherby, this is our new coach, Mr Jakub Ł.

 

Dziwnie zabrzmiało to "Mr Jakub", ale postanowiłem tego nie komentować. Uścisnąłem dłoń prezesa noszącego wielkie okulary w czarnych kanciastych oprawkach. Jest to człowiek w już podeszłym wieku, ale mający spore pojęcie o futbolu, o czym mogłem się przekonać w trakcie rozmowy z nim. Pomoc Szymona była tu niezbędna, ponieważ rozumiałem słowa, jakie wypowiadał boss, ale niestety nie potrafiłem już dobrze wysłowić się po angielsku. W każdym razie dogadywało nam się całkiem nieźle, a uśmiech często goszczący na twarzy prezesa napawał mnie pozytywnymi emocjami.

 

- Prezes pyta czy możemy już przejść do konkretów - poinformował mnie Szymon po dwudziestu minutach rozmowy, kładąc przede mną jednocześnie treść umowy.

- Tak, zrozumiałem słowa prezesa, czekałem właśnie na ten moment.

- Dobrze, w takim razie przedstawię ci warunki, jakie ustaliliśmy zanim przyszedłeś. Przede wszystkim twoim celem na ten sezon jest utrzymane stabilnej pozycji w lidze. Awans byłby na pewno miłym zaskoczeniem, ale nie ciąży na tobie presja osiągnięcia takiego rezultatu. Rozumiemy, że taka rzecz wymaga poświęcenia pewnego czasu i włożenia w to trudu.

- Ok, a jak wyglądają finanse?

- Nie mamy wiele na koncie, zaledwie kilkadziesiąt tysięcy, ale jesteśmy w stanie przeznaczyć ci pewną kwotę na transfery, abyś sprowadził do klubu odpowiedniej klasy zawodników. W planach jest też zawarcie umowy z mocniejszym zespołem, co znacznie podreperowałoby naszą kasę oraz dałoby tobie możliwość skorzystania z umiejętności utalentowanych młodzików.

- No to jeszcze nie jest tak źle. Co z moją umową?

- Krótka piłka - 275 € na dwa lata.

- Nie da się nic więcej wyciągnąć?

- Nie. Ja z chęcią dałbym ci więcej, ale prezes stanowczo odmawiał. Nie zna cię jeszcze dobrze, a on nie lubi stąpać po niepewnym gruncie.

 

Poczułem pierwszy zawód ze strony prezesa. Rozumiem, że może mi nie ufać, ale zamiast motywować mnie do działania to z góry skazuje mnie na niepowodzenie. Mimo wszystko byłem zdecydowany pokazać, że mogę spełnić jego oczekiwania. Szymon, pomożesz mi przejrzeć umowę? - zapytałem tłumacza, żeby nagle nie okazało się, że o czymś nie wiem. Zajęło to nam jakieś 15 minut, po czym mogłem złożyć podpis na umowie o oficjalnie zostałem trenerem zespołu Harrogate Town.

 

Nie było żadnej konferencji prasowej, ponieważ nie było pewności, że zjawią się dziennikarze. Działacze tylko czekali na mój podpis, ponieważ od razu potem wszyscy zebrali się, aby zrobić klubowe zdjęcie, lecz na razie bez zawodników, którzy jeszcze odpoczywali na Malediwach, Barbabos i innych egzotycznych wyspach. Oczywiście mnie nie było za mocno widać na tej fotografii, ponieważ leśne dziadki wparowały przede mnie i zasłoniły niemal całego. Podałem rękę prezesowi, wziąłem numer od Szymona i postanowiłem, że będę spieprzał stąd jak najszybciej, bo jeszcze nie daj Boże załapałbym się na jakąś partię brydża czy bingo. Następnego dnia miałem się stawić o godzinie 11 na "poranną" sesję treningową. Była to pierwsza okazja, aby zapoznać się z piłkarzami.

 

- Piotrek, gdzie jesteś?

- Dojeżdżam już, za chwilkę będę na Wetherby Road.

- Ok, dawaj tutaj szybko, bo już głodny jestem.

 

Piotrek przyjechał w przeciągu pięciu minut, po czym pojechaliśmy do jakiejś knajpy, aby coś przekąsić, po czy powróciliśmy do domu, a ja niemalże od razu usnąłem, choć nie wiedziałem dlaczego jestem taki zmęczony...

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...