Skocz do zawartości

Esperal


Maciej

Rekomendowane odpowiedzi

PROLOG

 

Zła wódka, niedobra wódka. Gorzka, wykręca mordę, krew po niej pulsuje. Niedobra wódka, paskudne ścierwo.

Dźwięk rozlewającej się gorzałki był ledwo słyszalny wśród gwaru panującego w obskurnym pubie. Butelka przechodziła z ręki do ręki, przeźroczysty trunek wypełniał kieliszek po kieliszku.

Wredna gorzała, cholerna gorzała. Nie kosztuje wcale tak mało, wysysa z człowieka pieniądze. Cholerna gorzała, studnia bez dna.

Stali bywalcy chwycili kieliszki w dłonie. Nie dało się dostrzec ich twarzy, w knajpie panował półmrok. Palce trzymające pięćdziesiątki były brudne, paznokcie długie i niezadbane. Ręce pijących wykonały szybki, niedbały ruch ku górze, jakiś ochrypnięty głos krzyknął "na zdrowie!". Po chwili wódka przechodziła już przez przełyki mężczyzn.

Wstrętna okowita, pieprzona okowita. Pali w gardło, uderza do głowy. Tylko człowiekowi po niej głupie pomysły we łbie. Pieprzona okowita, skarbona mrzonek.

W ruch poszły widelce i noże. Zgromadzone przy stole ćmy barowe raczyły podniebienia to śledzikiem w occie z cebulą, to marynowanym grzybkiem. Palce sięgały do słoja z kiszonymi ogórkami, pajdy chleba smarowano smalcem. Wokół stolika słychać było mlaski, chrząknięcia i świńskie kawały.

Ohydna siwucha, parszywa siwucha. Nie dość, że i tak sporo przeznacza się na nią co wieczór, to jeszcze drugie tyle musi pójść na zagryzki. Portfele chudną, a rosną bandziochy. Parszywa siwucha, sprawczyni grzechu.

Odgłosy jedzenia ucichły. Padło jeszcze kilka niewybrednych dowcipów, po jakimś czasie znów można było usłyszeć odgłos towarzyszący wylewanej z butelki gorzale.

Paskudna wódka, pierdolona wódka. Uzależniające ścierwo. Nienawidzi się jej, a jednocześnie się ją kocha, bo żyć bez niej się nie da. Pierdolona wódka, piekielna k***a.

Odnośnik do komentarza

Zimna woda ściekała po jego wychudzonym ciele. Patrzył na nie w lustrze, przyglądał się mu dokładnie. Dawna czupryna była już tylko wspomnieniem, na głowie pozostały po niej już tylko rzadkie, szare włosy z wyraźnymi zakolami. Twarz, niegdyś pełna i pogodna była wychudzona, bez wyrazu. Wystające kości policzkowe nadawały jej trupiego charakteru. Oczy były podkrążone, patrząc na nie widziało się oznaki zmęczenia, a nieschludna szczecina tylko potęgowała to wrażenie. Skóra na ciele, kiedyś jędrna, dziś zwisała na wychudzonym brzuchu i rękach. Kości biodrowe, kolana i piszczele były widoczne i wystawały spod cienkiej warstwy skóry.

Zakręcił lewy kurek, po chwili odkręcając prawy. Zamiast strumienia zimnej wody, na ciało spadła gorąca, wodna salwa. Mężczyzna wziął głęboki oddech i skierował strumień na głowę. Wypluł ciecz z ust i znów zmienił jej temperaturę. Bombardowanie raz wrzącą, raz lodowatą wodą było jego sprawdzoną metodą na wytrzeźwienie.

Po kilku minutach zakręcił kurki. Rozejrzał się po łazience, było w niej ciemno, przepaliły się dwie z trzech oświetlających ją żarówek. Położył lewą stopę na brzegu wanny, zdjął z wiszącej tuż obok zawieszki ręcznik. Osuszył stopę i postawił ją na podłodze. Trzymając się ściany zaczął przekładać prawą nogę nad białą, odrapaną wanną. Palce zakrzywiły się lekko, stanął obunóż na podłodze. Odsapnął, zdjął dłoń z szarej, brudnej ściany i zrobił krok naprzód. Gdy tylko postawił nieosuszoną prawą stopę, wpadł w poślizg. Poleciał w przód, próbował asekurować się rękoma, na próżno. Uderzył głową w pralkę, metaliczny huk wstrząsnął mieszkaniem. Oszołomiony leżał na podłodze, czuł że ciepła krew spływa mu po czole. Pod nagimi plecami i pośladkami czuł zimne, nieprzyjemne kafelki. Dłonią odnalazł pralkę, napiął mięśnie w ręce. Postawił jedną stopę i na niej się podniósł do klęku. Na rogu białej pralki był widoczny czerwony ślad po krwi. Palcami drugiej dłoni chwycił się niskiej szafki i wstał. Spojrzał raz jeszcze w lustro, miał rozcięty łuk brwiowy. Zaklął, owinął się ręcznikiem i wyszedł na korytarz.

Na lewo od łazienki była toaleta. Otworzył z impetem drzwi i chwycił za rolkę szarego papieru toaletowego. Urwał spory kawałek i przyłożył do rany na brwi. Wyszedł z ubikacji i skierował się do dużego pokoju. W korytarzu było ciemno, żarówka nie działała już od dawna. Z kuchni dobiegał swąd psującego się mięsa. Idąc do salonu uderzył piszczelą w stojący tam, nieużywany od lat rower.

- Żesz k***a, nigdy się nie nauczę! - krzyknął podkulony, masując bolącą nogę.

Wszedł do salonu. Świeciła się stojąca lampa, na ławie stało kilka pustych butelek po wódce i kieliszki. Usiadł w fotelu, patrzył na wszechobecne dziury od papierosów w tapicerce. Rozejrzał się i po chwili zastanowienia wstał. Podszedł do barku, otworzył go. W środku stała nienaruszona butelka gorzały, a obok niej leżał stary, zdezelowany telefon komórkowy. Mężczyzna chwycił go i wrócił na fotel. Minął moment zanim zaczął wyduszać numer. Po chwili usłyszał głos w słuchawce.

- Konrad Strzelecki. Kościelna 11, mieszkanie czwarte. Nie dam rady samemu zejść, drzwi są otwarte.

Rozłączył się. Czuł ból nad okiem, papier toaletowy cały już nasiąkł krwią. Zamknął oczy, starał się nie myśleć o bólu. Nie myślał o niczym.

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...