Skocz do zawartości

Powrót do przeszłości


Kwiti

Rekomendowane odpowiedzi

Spotkania z Jagiellonią Białystok zawsze były dla mnie trudne. Pierwsze spotkanie z „Jagą” zremisowałem, aż 3:3, a na początku rozgrywek, już w Ekstraklasie przegraliśmy w Białymstoku, 0:1. Rachunek był prosty – teraz czas na zwycięstwo!

 

W naszym zespole zabrakło Kuby Kawy, który boryka się z kontuzją. Według naszych fizjoterapeutów napastnik nadciągnął mięsień uda i może pauzować nawet miesiąc! Jego miejsce zajmie jego imiennik – Gronowski, a na ławce rezerwowych po długiej przerwie zasiądzie Piotr Ćwielong. Dodatkowo do składu „wskoczył” Marcin Pietrowski, który na ostatnich treningach prezentował się o „niebo” lepiej niż Burkhardt.

 

Początek spotkania przebiegał pod nasze dyktando. Zespół z Białegostoku nie gra, jakieś powalającej piłki i chyba głównie dlatego walczy o utrzymanie. Już w 11. minucie objęliśmy prowadzenie po bramce Rolanda Kazubowskiego. 20-latek świetnie odnalazł się w polu karnym „Jagi” i nie miał problemów ze skierowaniem piłki do siatki.

 

W Gdańsku, jak to nad morzem o tej porze roku – zimno. Wiało, każdy kibic w czapce z pomponem i z termosem herbaty. Wielki szacunek dla nich, że przybyli w całkiem okazałej liczbie – a warto dodać, że nasz stadion posiada… zaledwie tysiąc miejsc siedzących. Skandal. Po przerwie szybko kibiców „ożywił” Gronowski, który podwyższył wynik na 2:0. Goście wyraźnie stracili zapał i chęć do gry, widać było, że gdyby była możliwość to udaliby się szybko do szatni.

 

Moi zawodnicy się rozhulali i nie zamierzali poprzestać na tak „skromnym wyniku”. W 75. minucie błąd bramkarza wykorzystał Remik Hudek, który skierował piłkę do pustej siatki. Dla 19-latka była to pierwsza bramka dla mojego zespołu. Kilkanaście sekund kolejną bramkę zdobył Gronowski, czym pogrążył zupełnie „żółto-krwistych” z Białegostoku.

 

Lechia zagrała świetny mecz i przede wszystkim wygrała na własnym boisku! Co ciekawe wygrała też Legia, która zepchnęła nas na czwarte miejsce. My jednak będziemy walczyć do końca i liczymy na miejsce w europejskich pucharach, choćby miał to być tzw. „Puchar Lata”.

 

8.11.2006, Gdańsk, widzów – 6792

EL [16/30], Lechia Gdańsk – Jagiellonia Białystok 4:0 (1:0)

 

1:0 – Roland Kazubowski (11.)

2:0 – Jakub Gronowski (46.)

3:0 – Remigiusz Hudek (75.)

4:0 – Jakub Gronowski (76.)

 

Lechia: Ferra – M. Kowalski, Fechner, Ignjatovski, Żuk – Bartczak (66. Hudek), Pietrowski, Baranow (45. Chwalibogowski), Andreasik – Kazubowski (66. Ćwielong), Gronowski

 

MVP: Remy Andreasik (10, 1/1 strzały celne)

Odnośnik do komentarza

Mecz z Włochami mógł być wszelkiego rodzaju odwetem za Mistrzostwa Świata w Niemczech. Wtedy to przegraliśmy walkę o finał i ostatecznie przegraliśmy 2:1. Teraz wszystko jest inaczej. Gramy u siebie, jesteśmy wzmocnieni kibicami i nowymi zawodnikami. Co prawda Włosi nie stracili bramki w eliminacjach, ale tutaj nie będą mieli łatwo!

 

W środku pola postawiłem na duet: BartczakGarguła. Ten drugi jest niebywale skuteczny w reprezentacji, zwłaszcza, że występuje jako środkowy pomocnik. Początek spotkania pokazał, jak wielka różnica umiejętności jest pomiędzy zespołami. My oddaliśmy pierwszy strzał w 12. minucie i co najważniejsze był celny. W tym momencie Włosi ich mieli, aż 8 w tym 6 w światło bramki. W 20. minucie podopieczni Marcello Lippiego już prowadzili! Na prowadzenie wyprowadził ich Simone Perotta, który wykorzystał dobre dośrodkowanie Riccardo Montolivo. Publiczność na „Śląskim” mogła czuć się zawiedziona, ale w naszym składzie jest.. Andrzej Niedzielan. „Wtorek” kilka minut później wyrównał i wprowadził w stan ekstazy publiczność. Od tego momentu wydawało się, że wszystko będzie grało, jak w „szwajcarskim zegarku”. Niestety. W 38. minucie w polu karnym faulowany był Iaquinta, a sędzia wskazał „na wapno”. Do piłki podszedł obrońca włoskiej Messiny – Aleksandro Parisi i pewnym strzałem pokonał Bąka. Do przerwy utrzymał się ten rezultat i wiedziałem, że coś trzeba powiedzieć, jakoś natchnąć ten zespół do walki!

 

W drugiej połowie na boisku zameldowali się: Roland Kazubowski i Wojtek Łobodziński. Graliśmy szybciej niż w pierwszej połowie i goście wyraźnie się gubili. Na efekty nie musiałem długo czekać, bo w 60. minucie wyrównał właśnie Kazubowski. Błąd popełnił Buffon, który sparował piłkę wprost pod nogi mojego napastnika. Roland takich okazji nie zwykł marnować i tym samym po raz pierwszy wpisał się na listę strzelców w seniorskiej reprezentacji. Bramka niezwykle cenna, a dodatkowo strzelona jednemu z najlepszych bramkarzy na świecie.

 

Świetne spotkanie miał za sobą Żuk, który wcześniej asystował przy bramce Niedzielana i ten sam „numer” potwierdził ponownie, z tym, że w 70. minucie. Lewy obrońca dośrodkował piłkę w pole karne, a tam minął się z nią Nesta. „Wtorek” poczekał, aż obije się od murawy i z półwoleja uderzył między nogami bramkarza Juventusu Turyn i reprezentacji Włoch! Czyżby szykowała się sensacja? Włosi nie dosyć, że tracą bramki, to jeszcze przegrają spotkanie?

 

Podopieczni Lippiego postawili wszystko na „jedną kartę” i ich to skarciło. W 78. minucie hat-tricka skompletował Niedzielan i tym samym zapewnił nam wysokie zwycięstwo – 4:2. Niemożliwe stało się faktem! Odpowiedzieliśmy Włochom za nieudany półfinał z lipca!

 

11.11.2006, Chorzów, widzów – 44990

EME [5/12], Polska – Włochy 4:2 (1:2)

 

0:1 – Simone Perrotta (20.)

1:1 – Andrzej Niedzielan (24.)

1:2 – Alessandro Parisi (38. – kar.)

2:2 – Roland Kazubowski (60.)

3:2 – Andrzej Niedzielan (70.)

4:2 – Andrzej Niedzielan (78.)

 

Polska: Bąk – Błaszczykowski, Golański, Łągiewka, Żuk – Bartczak, Garguła, Smolarek (45. Łobodziński), Smoliński (71. Andreasik) – Niedzielan, Delura (45. Kazubowski)

 

MVP: Andrzej Niedzielan (9, 3 gole)

Odnośnik do komentarza

Po kilku dniach, po świetnym meczu z reprezentacją Włoch nadszedł czas na spotkanie z Norwegią. Na Ulleval Stadion w Oslo jeszcze nie graliśmy. Przyjechaliśmy tutaj osłabieni brakiem kontuzjowanych: Andrzeja Niedzielana i Grześka Bartczaka. W miejsce tego drugiego na zgrupowanie przyjechał Dariusz Sztylka (28; Wisła Kraków; 0/0).

 

Szanse gry od pierwszych minut otrzymał Roland Kazubowski, który jednak nie podołał presji. 20-latek zmarnował kilka świetnych sytuacji, ale na nasze szczęście, Norwegowie również pudłowali. Ich duet: John Carew i Ole Gunnar Solksjaer mogli naprawdę w kilka minut „zdemelować” naszą obronę. Na domiar złego wyjątkowo niepewnie grał bramkarz – Mateusz Bąk. Wychowanek Lechii przegrał rywalizację z Fabiańskim i w Wiśle jest już „numerem 2”. Niestety, ale najprawdopodobniej i w reprezentacji się to zmieni, i gdy wyzdrowieje Artur Boruc to on wskoczy do bramki.

 

Początek drugiej strony był fatalny. Bąk próbował dryblować Carew niczym Cristino Ronaldo i David Beckham. Nie wziął jednak poprawki, że Norweg nie jest głupi i przez to straciliśmy bramkę. Nie ukrywam, że chciałem go zmienić, ale postanowiłem zostawić go na boisku do końca, zwłaszcza, że wyrównaliśmy po strzale Łukasza Garguły. „Guła” wziął ciężar gry na swoje barki, ale niestety nie mogliśmy pokonać doświadczonego bramkarza – Thomasa Myhre. 33-latek, który na co dzień broni w angielskim Charltonie „raz po raz” bronił uderzenia naszych zawodników.

 

Niestety remisu nie udało nam się „dowieźć” do końca, bowiem już w 69. minucie odpowiedział Kristoffer Haestad. Młody pomocnik strzelił… do pustej bramki, bo interwencji Bąka. 22-latek cieszył się i biegał, jak opętany.. Nic dziwnego, bowiem była to jego pierwsza bramka dla zespołu.

 

15.11.2006, Oslo, widzów – 25331

EME [6/12], Norwegia – Polska 2:1 (0:0)

 

1:0 – John Carew (46.)

1:1 – Łukasz Garguła (52.)

2:1 – Kristoffer Haestad (69.)

 

Polska: Bąk – Błaszczykowski, Golański, Łągiewka, Żuk – Sobolewski (55. Sztylka), Garguła, Łobodziński (70. Smolarek), Smoliński – Delura, Kazubowski (45. Kwieciński)

 

MVP: Trond Andersen (8, 19/25 podań celnych)

Odnośnik do komentarza

Wróciłem do pracy w Gdańsku i od razu czekały nas „Derby Pomorza” z Arką Gdynia. „Arkowcy” są na przeciwległym od nas biegunie i walczą o miejsce w pierwszej dziesiątce, ale aktualnie bezskutecznie. W pierwszym meczu pokonaliśmy na własnym boisku podopiecznych Mirka Dragana, 2:1. Wtedy dwie bramki zdobył Kuba Kawa, który obecnie jest kontuzjowany.

 

W ataku pojawił się Piotr Ćwielong, który do tej pory był tylko i wyłącznie rezerwowym. Początek spotkania nie był zbyt ciekawy i szybki. Gra toczyła się w środku pola, a strzały były zjawiskiem sporadycznym. W Gdyni pojawiło się sporo ludzi, którzy na pewno myśleli, że w derbach będzie więcej emocji. W 32. minucie padła bramka dla gospodarzy. Karol Gregorek wykorzystał błąd Fechnera i nie miał problemów z pokonaniem naszego bramkarza.

 

Szczęście Arki nie trwało długo, bowiem zauroczeni, zafascynowani prowadzeniem popełnili straszne błędy. Krzysztof Majda „podał” piłkę wprost pod nogi Rolanda Kazubowskiego, który wyrównał! Dla 20-latka była to ósma bramka w lidze, a jedenasta w lidze. W drugiej połowie naciskaliśmy Arkę, ale bezskutecznie. Swoje okazje miał Ćwielong, ale również Remy Andreasik. 21-letni został niedawno mianowany kapitanem „biało-zielonych”.

 

Remis dał nam jedno „oczko” i awans na trzecie miejsce w ligowej tabeli. Teraz przed nami ciężki dwumecz z Groclinem Grodzisk Wielkopolski. Jest to lider ekstraklasy, który trafił się nam w trzeciej rundzie Pucharu Polski.

 

18.11.2006, Gdynia, widzów – 5779

EL [17/30], Arka Gdynia – Lechia Gdańsk 1:1 (1:1)

 

1:0 – Karol Gregorek (32.)

1:1 – Roland Kazubowski (34.)

 

Lechia: Ferra – M. Kowalski, Fechner, Ignjatovski, Żuk (78. Jurgielewicz) – Dolja (45. Hudek), Pietrowski (68. Baranow), Chwalibogowski, Andreasik – Ćwielong, Kazubowski

 

MVP: Dariusz Kozubek (8, 2/3 pojedynki główkowe)

Odnośnik do komentarza

W Pucharze Polskim trafiliśmy najgorzej, jak mogliśmy. Groclin Grodzisk Wielkopolski to lider naszej Ekstraklasy i na pewno zdecydowany faworyt trzeciej rundy. Pierwszy mecz miał odbyć się na naszym boisku, co było plusem.

 

Początek spotkania był dla nas wymarzony, bowiem w 7. minucie otworzył wynik spotkania Roland Kazubowski. 20-letni napastnik strzałem głową nie dał szans Maćkowi Cabajowi. Trener gości wyraźnie był zniesmaczony tym wynikiem, bowiem „klub podwórkowy” prowadził. Groclin ruszył od tego momentu do zdecydowanych ataków i „raz po raz” strzelali na bramkę Ferry. W 29. minucie wyrównał niestety Jakub Grzegorzewski. 24-latek wykorzystał błąd obrońców, którzy nieudolnie zastosowali pułapkę ofsajdową i były zawodnik Korony Kielce mógł strzelić swoją kolejną bramkę dla klubu z Grodziska.

 

Drugie 45. minut rozpoczęło się fatalnie. Z prawej strony dośrodkował Egipcjanin, Ghanem-Soltan, a piłkę do siatki skierował Igor Kozioł. Dużo było w tej akcji przypadku, ale liczy się fakt, że futbolówka zatrzepotała w siatce naszej bramki. „Z nieba do piekła” – tak można powiedzieć o naszej grze w tym meczu. Porażka na własnym stadionie praktycznie eliminuje nas z awansu do ćwierćfinału. Myślę, że w rewanżu zagramy nieco odmiennym składem i będziemy liczyć na łud szczęścia. Europejskie puchary? Tak, ale poprzez ligę, a nie Puchar Polski.

 

21.11.2006, Gdańsk, widzów – 2187

PP 3 rnd, Lechia Gdańsk – Groclin Grodzisk Wielkopolski 1:2 (1:1)

 

1:0 – Roland Kazubowski (7.)

1:1 – Jakub Grzegorzewski (29.)

1:2 – Igor Kozioł (50.)

 

Lechia: Ferra – M. Kowalski, Fechner, Ignjatovski, (56. Jurgielewicz) – Dolja, Pietrowski (45. Alisic), Chwalibogowski, Andreasik – Ćwielong (45. Spasowski), Kazubowski

 

Kontuzja: Paweł Żuk (Lechia Gdańsk)

 

MVP: Jakub Grzegorzewski (8, 1 gol)

Odnośnik do komentarza

Po przegranym spotkaniu w Pucharze Polski nie było czasu na rozpaczanie. Musieliśmy szybko się spakować i udać się w podróż do Zabrza, gdzie czekał już na nas Górnik. „Trójkolorowym” nie wiedzie się zbyt dobrze, bowiem aktualnie zajmują ostatnie miejsce w tabeli i nie zanosi się na zmianę. Podopieczni Marka Wleciałowskiego nie grają już tak skutecznie, jak przed rokiem, co jest „po kłosie” skutkiem pozbycia się najlepszego strzelca – Dimitara Makrieva.

 

Do naszego składu wrócił Filip Burkhardt, który ma jeszcze kilka tygodni, by przekonać mnie do zakontraktowania go na stałe. Na ławce rezerwowych pojawił się lekko kontuzjowany wciąż Jakub Kawa. Początek spotkania był dla nas całkiem przyjemny, bowiem nękaliśmy strzałami bramkę Tomka Laskowskiego. 21-letni bramkarz miał sporo pracy, ale już w 12. minucie „poległ” po strzale Piotrka Ćwielonga. Dosyć szczęśliwe trafienie mojego zespołu, który wyraźnie „osiadł na laurach” i szybko został „sprowadzony na ziemie” po wyrównującym golu Roberta Lewandowskiego. Dla „Lewego” była to druga bramka w sezonie. Od tego momentu próbowaliśmy atakować, ale wszystko było nieskuteczne.

 

W drugiej połowie „uciszył” nas Dawid Plizga. Napastnik Górnika dał im prowadzenie i cały stadion im. Ernesta Pohla oszalał! Sektor naszych kibiców odwrotnie – zamarł. Zatem trzeba było wszystkie siły „rzucić na szalę” natychmiast. I to się opłaciło, bowiem w 63. minucie wyrównał rezerwowy Gronowski. Ale warto nadmienić o ostatnich, dziesięciu minutach. Nasi zawodnicy zdobyli wtedy trzy bramki! Dwie dopisał do swojego konta Gronowski, który zgromadził klasycznego hat-tricka oraz Roland Kazubowski, który popisał się fenomenalnym uderzeniem z dystansu! Zwycięstwo w męczarniach, ale takie mecze na pewno uczą pokory i wiary do końca!

 

25.11.2006, Zabrze, widzów - 3411

EL [19/30], Górnik Zabrze – Lechia Gdańsk 2:5 (1:1)

 

0:1 – Piotr Ćwielong (12.)

1:1 – Robert Lewandowski (16.)

2:1 – Dawid Plizga (51.)

2:2 – Jakub Gronowski (63.)

2:3 – Jakub Gronowski (80.)

2:4 – Jakub Gronowski (83.)

2:5 – Roland Kazubowski (90.)

 

Lechia: Ferra – M. Kowalski, Fechner, Ignjatovski, Jurgielewicz – Dolja (45. Szulik), Burkhardt, Chwalibogowski, Andreasik (80. Baranow) – Ćwielong (45. Gronowski), Kazubowski

 

MVP: Jakub Gronowski (10, 3 gole)

Odnośnik do komentarza

Rewanż Pucharu Polski traktowaliśmy już raczej treningowo. Dlaczego? Otóż przegraliśmy na własnym boisku z Groclinem, a on nie zwykł przegrywać na własnym boisku, gdzie dojdzie do rewanżu. Do pierwszego składu postanowiłem przywrócić Marcina Szulika, który „małymi kroczkami” zbliża się do końca przygody w Gdańsku. Dlaczego? Podjąłem decyzję, że jego kontrakt nie zostanie przedłużony.

 

Początek spotkania potwierdził moje przypuszczenia. Gospodarze zamknęli nas na naszej połowie i nie zamierzali odpuścić. Początkowo dawaliśmy sobie radę, głównie dzięki dobrej grze stoperów. Cały plan taktyczny legł jednak w gruzach w 39. minucie, kiedy boisko opuścił Szulik. 29-latek popełnił głupi faul w środku pola, a sędzia nie wahał się ani chwili i wyrzucił go z boiska. Kilka minut później piłkę do siatki skierował Piotr Rocki i gospodarze byli „krok od awansu”.

 

Początek drugiej połowy był trudny dla.. Groclinu. Najpierw w słupek uderzył Filip Burhardt, a później Cabaj ratował ich przed stratą bramki. W 56. minucie boisko na noszach opuścił Rocki, co wyraźnie „uszczypło” gospodarzy. Jakub Grzegorzewski w 71. minucie podwyższył prowadzenie i ostatecznie awans stał się faktem. Po naszej stronie doszła kontuzja – Kuby Gronowskiego.

 

28.11.2006, Grodzisk Wielkopolski, widzów – 2030

PP 3 rnd, Groclin Grodzisk Wielkopolski – Lechia Gdańsk 2:0 DM: 4:1

 

1:0 – Piotr Rocki (45.)

2:0 – Jakub Grzegorzewski (71.)

cz.k – Marcin Szulik (39.)

 

Lechia: Ferra – M. Kowalski, Fechner, Ignjatovski, Jurgielewicz – Szulik, Burkhardt (64. Pietrowski), Chwalibogowski, Baranow – Kazubowski (40. Dolja), Ćwielong (45. Gronowski)

 

Kontuzje: Piotr Rocki (Groclin) oraz Jakub Gronowski (Lechia)

 

MVP: Marek Sokołowski (8, 1 asysta)

Odnośnik do komentarza

Prawdziwy maraton meczów z Groclinem. Najpierw był dwumecz w Pucharze Polski, a teraz kolej na spotkanie ligowe. Każdy nasz „kibic” pamięta, że w Grodzisku Wielkopolskim przegraliśmy, aż 0:4. Chcemy „zmazać plamę” z honoru i wygrać! Zawieszony za kartki jest Remy Andreasik, a jego miejsce zajmie najbardziej doświadczony, 32-letni Aleksandr Baranow.

 

Co ciekawe od początku przeważaliśmy i nasze okazje mogły zakończyć się nawet bramką. Niestety zarówno Piotr Ćwielong, jak i Roland Kazubowski marnowali doskonałe okazje do zdobycia gola. W zespole gości było widać… nieporadność, zwłaszcza w ofensywnych szeregach. Na wyróżnienie na pewno zasługiwał stoper – Witek Cichy. To głównie jego zasługa, że Groclin nie stracił żadnej bramki do przerwy.

 

W drugiej połowie trybuny ożyły, bowiem akcje co chwilę przenosiły się spod jednej bramki, pod drugą. W 66. minucie sędzia Jacek Granat wskazał „na wapno”, po faulu na Ćwielongu. Do piłki podszedł Kazubowski, który nie dał żadnych szans bramkarzowi gości – Maćkowi Cabajowi. Od tego momentu goście byli wyraźnie poruszeni i ruszyli do zdecydowanych ataków. Można powiedzieć, że była to swojego rodzaju hiperofensywa. Niestety dla nich, zostali skarceni pod koniec spotkania. W ostatnich minutach, rezerwowy Kawa wpisał się na listę strzelców po strzale głową. Asystę przy tym trafieniu zaliczył Chwalibogowski, który w ostatnim meczu tego roku będzie pauzował z powodu „nadmiaru” żółtych kartek.

 

Wydaję się, że utrzymamy trzecie miejsce w ligowej tabeli do końca tego roku. Wyczyn nie lada, jak na beniaminka, który początek sezonu miał naprawdę fatalny. Ostatnie spotkanie rozegramy na wyjeździe z Górnikiem Łęczna, który zajmuje miejsce barażowe, miejsce 14.

 

2.12.2006, Gdańsk, widzów – 6817

EL [19/30], Lechia Gdańsk – Groclin Grodzisk Wielkopolski 2:0 (0:0)

 

1:0 – Roland Kazubowski (66. – kar.)

2:0 – Jakub Kawa (88.)

 

Lechia: Ferra – M. Kowalski, Fechner, Ignjatovski, Żuk – Dolja (84. PietońO, Pietrowski (70. Burkhardt), Chwalibogowski, Baranow – Kazubowski, Ćwielong (70. Kawa)

 

MVP: Wiesław Ferra (9, 5 strzałów obronionych)

Odnośnik do komentarza

Wygraliśmy mecz z Groclinem, zszedłem do szatni, gdzie pochwaliłem cały zespół za dobrą grę. Nie było wyjątków, każdy zagrał dobrze i nie patrzę, czy ktoś został wybrany „najbardziej wartościowszym zawodnikiem” czy najsłabszym. Drużyna to drużyna. Po zakończonym przemówieniu zaprosiłem chłopców na pomeczowy rozruch, rozbieganie. Zazwyczaj wychodzimy na boisko ponownie po trzydziestu minutach, gdy na stadionie nie ma już żadnych gapiów. Tym razem była grupa facetów w garniturach na trybunie oznaczonej trzema literkami: „VIP”.

 

- Proszę wyjść! Jest już po meczu, teraz drużyna ma rozbieganie. Nie powinno Was tu być – podszedłem do trybuny i krzyknąłem w ich kierunku.

 

Panowie wyraźnie spojrzeli na siebie i byli zakłopotani. Dziwiłem się, bo ani drgnęli. Postanowiłem krzyknąć, a gdy to nie poskutkowało poszedłem do kierownika obiektu – sympatycznego pana Zenka. Zenek był to masywny facet, ale już wyraźnie po pięćdziesiątce. Odkąd pamiętam w swoim „kantorku” oglądał stare mecze Manchesteru United. Fan „Czerwonych Diabłów” podniósł się ze swojego fotela, zaczął coś mówić, ale jednocześnie mlaskał „ozorem” i nic nie było słychać. Gdy powiedziałem, by powtórzył, odchrząknął i powiedział:

 

- Panie. To są Niemcy, ja nie znam niemieckiego. Próbowałem z nimi po rusku gadać, ale oni ani słowa – „ani me, ani be” – odparł Zeniu.

 

Ruszyłem w kierunku trybuny VIP z nadzieją, że tajemniczy człowiek zna język angielski. Nie przypuszczałem, że język niemiecki przyda mi się w życiu. Pamiętam profesorkę z Liceum, która mówiła: „Kwiatkowski! Ty to kiedyś przejedziesz się na tym niemieckim!” – okazało się, że miała rację.

 

- Witam Panów. O co chodzi? – powiedziałem na wstępie, choć wyraźnie się jąkałem.

- Nazywam się Hans-Hermann Schwick i jestem prezesem Arminii Bielefeld – odparł gościu w ciemnych okularach i jeansowej marynarce.

- To w czym mogę pomóc?

- Proszę się nie denerwować. Przybyłem tutaj, by zaprosić Pana do współpracy z moim klubem

- Przykro mi, ale nie jestem zainteresowany. Miałem już kilka ofert z Bundesligi, myślałem, że Pan o tym wie – odparłem

- Tak słyszałem i wiem, że Pan odmówił – odpowiedział szybko Schwick.

- Powiem Panu tak. Niemcy i Turcja to moje wymarzone kierunki, jeśli chodzi o pracę. Aktualnie jestem trenerem Lechii Gdańsk, mam tutaj ważny jeszcze kontrakt przez pół roku. Nie odejdę do czerwca 2007 roku – mówiłem już wyraźnie podenerwowany.

- Mnie się nie odmawia. Kolejnej szansy w Arminii może Pan już nie dostać – powiedział Schwick, po czym chamsko się uśmiechnął, jakby jego klub był Realem Madryt za najlepszych czasów.

- W takim razie proszę mnie wykreślić z notesu. Praca w Bielefeldzie na pewno nie sprawiałaby mi przyjemności. Nie z takim prezesem. Do widzenia – odburknąłem i obróciłem się na pięcie.

 

Ten stary gościu myślał, że jego zespół jest najlepszy w lidze niemieckiej. Z ciekawości od razu zobaczyłem ostatnie wyniki tego klubu i parsknąłem śmiechem. Zajmują ostatnie miejsce i z pierwszych ustaleń wiem, że nie wypłacają pensji na czas. Chłopcy już „biją na alarm”, jeśli chodzi o odejście z SCHUCKO-Arena. Jeżeli odszedłbym do Niemiec to chciałbym pracować w zespole z Kolonii.

Odnośnik do komentarza

Ostatnie spotkanie w tym roku już za kilkanaście minut! Naszym rywalem będzie Górnik Łęczna, który zaciekle walczy o utrzymanie. W zespole gości na pewno warto spojrzeć na bramkarza młodzieżowej reprezentacji Polski – Adama Fedzina. Moje oko będzie skierowane także na Mateusza Żytkę, który jest na moim „celowniku” już od początku sezonu.

 

W naszym zespole z konieczności na prawym skrzydle zagra Marcin Pietrowski. Zawieszony za kartki jest Bartek Chwalibogowski, a kontuzjowany jest Baranow. Początek spotkania był kapitalny! Już w 2. minucie, Roland Kazubowski wpisał się na listę strzelców! 20-latek wykorzystał dośrodkowanie Remy’ego Andreasika i nie miał problemów ze skierowaniem piłki do siatki. Od tego momentu grało nam się wyraźnie łatwiej, zwłaszcza, że Kuba Kawa kilkanaście minut później podwyższył wynik! 18-latek wrócił po kontuzji i gra coraz pewniej, co na pewno pozytywnie wpływa na cały zespół.

 

W drugiej połowie dość nieoczekiwanie kontaktową bramkę zdobyli goście. Ładną akcje wykończył Kamil Wojtkielewicz. Napastnik młodzieżowej reprezentacji Polski wykorzystał swoje atuty, takie jak: szybkość i było już tylko 2:1. Musieliśmy cofnąć się do defensywy i nastawiliśmy się na obronę tego wyniku. Najważniejsze jest zwycięstwo i to udało nam się osiągnąć. Po 20 spotkaniach ligowych jesteśmy „trzecią siłą” naszego kraju. Czy to dobry wynik? Według mnie fantastyczny! W nowym roku mamy dziesięć ciężkich spotkań, które mogą nam dać nawet europejskie puchary. My liczymy chociaż na Puchar Lata!

 

9.12.2006, Gdańsk, widzów – 6908

EL [20/30], Lechia Gdańsk – Górnik Łęczna 2:1 (2:0)

 

1:0 – Roland Kazubowski (2.)

2:0 – Jakub Kawa (28.)

2:1 – Kamil Wojtkielewicz (58.)

 

Lechia: Ferra – M. Kowalski, Ignjatovski, Fechner, Jurgielewicz (45. Żuk) – Hudek, Burkhardt, Pietrowski, Andreasik – Kazubowski (78. Ćwielong), Kawa (45. Gronowski)

 

MVP: Kamil Wojtkielewicz (8, 1 gol)

Odnośnik do komentarza

| Poz   | Inf   | Zespół         |       | M     | Z     | R     | P     | ZdG   | StG   | R.B.  | Pkt   | 
| -------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 1.    |       | Groclin        |       | 20    | 12    | 3     | 5     | 32    | 19    | +13   | 39    | 
| -------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 2.    |       | Wisła          |       | 20    | 10    | 8     | 2     | 34    | 18    | +16   | 38    | 
| -------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 3.    |       | Lechia Gdańsk  |       | 20    | 11    | 5     | 4     | 34    | 21    | +13   | 38    | 
| -------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 4.    |       | Pogoń          |       | 20    | 8     | 9     | 3     | 34    | 22    | +12   | 33    | 
| -------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 5.    |       | Wisła Płock    |       | 20    | 8     | 5     | 7     | 24    | 24    | 0     | 29    | 
| -------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 6.    |       | Legia          |       | 20    | 8     | 4     | 8     | 28    | 21    | +7    | 28    | 
| -------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 7.    |       | Cracovia       |       | 20    | 8     | 4     | 8     | 32    | 29    | +3    | 28    | 
| -------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 8.    |       | Bełchatów      |       | 20    | 7     | 6     | 7     | 21    | 21    | 0     | 27    | 
| -------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 9.    |       | Jagiellonia    |       | 20    | 8     | 3     | 9     | 24    | 26    | -2    | 27    | 
| -------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 10.   |       | Odra Wodzisław |       | 20    | 6     | 6     | 8     | 24    | 25    | -1    | 24    | 
| -------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 11.   |       | Amica          |       | 20    | 5     | 9     | 6     | 20    | 27    | -7    | 24    | 
| -------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 12.   |       | Arka           |       | 20    | 5     | 8     | 7     | 26    | 32    | -6    | 23    | 
| -------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 13.   |       | Lech           |       | 20    | 4     | 9     | 7     | 24    | 30    | -6    | 21    | 
| -------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 14.   |       | Polonia        |       | 20    | 4     | 8     | 8     | 26    | 33    | -7    | 20    | 
| -------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 15.   |       | Łęczna         |       | 20    | 4     | 8     | 8     | 21    | 28    | -7    | 20    | 
| -------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 16.   |       | Górnik Zabrze  |       | 20    | 2     | 5     | 13    | 14    | 42    | -28   | 11    | 
| -------------------------------------------------------------------------------------------------------| 
|       |       |                |       |       |       |       |       |       |       |       |       | 
| -------------------------------------------------------------------------------------------------------| 

Odnośnik do komentarza

Początek roku był bardzo pracowity, bowiem szukałem zawodników do Lechii Gdańsk, a także rozglądałem się za zawodnikami do reprezentacji Polski. W lutym czeka nas mecz towarzyski z Holendrami, a w marcu spotkamy się z Koreą Południową. Decyzja na te spotkania była prosta: w kadrze znajdą się tylko i wyłącznie zawodnicy z naszej rodzimej Ekstraklasy.

 

Kadra Polski na mecz z Holandią:

 

Bramkarze: Marcin Cabaj (26; Groclin; 0/0), Artur Boruc (26; Legia Warszawa; 11/0), Łukasz Fabiański (21; Wisła Kraków; 1/0)

 

Obrońcy: Jakub Błaszczykowski (21; Wisła Kraków; 16/0), Adrian Gucewicz (19; Jagiellonia Białystok; 0/0), Marcin Baszczyński (29; Wisła Kraków; 33/0), Paweł Golański (24; Wisła Kraków; 14/0), Jakub Rzeźniczak (20; Wisła Kraków; 2/0), Arkadiusz Głowacki (27; Legia Warszawa; 18/0), Sebastian Fechner (23; Lechia Gdańsk; 0/0), Paweł Żuk (21; Lechia Gdańsk; 7/0), Paweł Jurgielewicz (21; Lechia Gdańsk; 2/0)

 

Pomocnicy: Grzegorz Bartczak (21; Lechia Gdańsk; 4/0), Marcin Pietrowski (18; Lechia Gdańsk; 0/0), Łukasz Garguła (25; Korona Kielce; 14/5), Grzegorz Bonin (23; Legia Warszawa; 8/0), Jakub Biskup (23; Legia Warszawa; 0/0), Marcin Burkhardt (23; Wisła Kraków; 10/1), Rafał Wawrzyńczok (20; Cracovia; 0/0), Piotr Brożek (23; Wisła Kraków; 0/0), Remy Andreasik (21; Lechia Gdańsk; 1/0)

 

Napastnicy: Paweł Pytlarz (21; Pogoń Szczecin; 0/0), Jakub Gronowski (23; Lechia Gdańsk; 0/0), Rafał Kwieciński (21; GKS Bełchatów: 1/0), Roland Kazubowski (21; Lechia Gdańsk; 3/1)

Odnośnik do komentarza

Mecz z Holendrami miał mi dać odpowiedź na pytanie, kto zastąpi między słupkami Mateusza Bąka. Warianty były dwa: Artur Boruc bądź Łukasz Fabiański. Obaj w młodości trenowali pod bacznym okiem Krzysztofa Dowhania, który aktualnie jest trenerem bramkarz w reprezentacji.

 

Na Amsterdam ArenA pojawiło się znacznie mniej ludzi niż to jest w wypadku Stadionu Śląskiego. W naszym składzie na pewno było sporo niespodzianek, a jedną z nich była obecność Marcina Pietrowskiego. Mój 18-letni pomocnik prezentuje bardzo dobry poziom i może w reprezentacji pokaże nieco swoich umiejętności. Niestety Holendrzy „przycisnęli” nas od początku spotkania i trudno było nam się bronić, zwłaszcza, że pierwszy raz gramy w takim składzie.

 

W 23. minucie Ruud van Nisterooy wyprowadził „Oranje” na prowadzenie, po fatalnym błędzie Boruca. Bramkarz Legii Warszawa źle się ustawił. Dodatkowo trzy minuty ten sam zawodnik strzelił sobie bramkę samobójczą! Jakby powiedział Janusz Wójcik: ”Gramy bez bramkarza, k***a bez bramkarza.” Nie wiedziałem, że „stać nas” na tak żałosną grę. Na domiar złego w doliczonym czasie gry Boudewijn Zenden podwyższył wynik i było już 3:0.

 

W drugiej połowie musiało się coś zmienić, bowiem gdybyśmy stracili kolejne bramki, to w Polsce większość kibiców „wywiozła by mnie na taczce”. I w 51. minucie Roland Kazubowski świetnym strzałem zza pola karnego pokonał Edwina van der Sara. Bramkarz Manchesteru United musiał w końcu skapitulować. I gdy wydawało się, że będziemy odrabiać straty, fatalny błąd w polu karnym popełnił Golański. Sędzia wskazał „na wapno” i karnego wykorzystał: Denny Landzaat. Było 4:1, ale nadal wierzyłem, że odrobimy chociaż jedną bramkę.

 

Ten sam Golański zrehabilitował się kilka minut później. Obrońca Wisły Kraków strzelił fantastyczną bramkę z rzutu wolnego! Warto dodać, że dla 24-latka było to pierwsze trafienie w reprezentacji Polski. Nadzieja umiera ostatnia i wciąż wierzyłem, że wyrównamy. Niestety stać było nas na jeszcze jedno trafienie, które nie dawało nawet remisu. Autorem bramki był Rafał Kwieciński, który wybiegł „sam na sam” z van der Sarem i umieścił piłkę w okienku jego bramki. Van der Sar w kadrze „Oranje” wystąpił 118. razy.

 

7.02.2007, Amsterdam, widzów – 34133

TOW, Holandia – Polska 4:3 (3:0)

 

1:0 – Ruud van Nisterooy (23.)

2:0 – Artur Boruc (26. – sam.)

3:0 – Boudewijn Zenden (45.)

3:1 – Roland Kazubowski (51.)

4:1 – Denny Landzaat (54.)

4:2 – Paweł Golański (60.)

4:3 – Rafał Kwieciński (81.)

 

Polska: Boruc (45. Fabiański) – Błaszczykowski, Fechner (45. Rzeźniczak), Golański, Żuk – Pietrowski (45. Sobolewski), Garguła (45. Burkhardt), Bonin (55. Biskup), Andreasik – Pytlarz (45. Kwieciński), Kazubowski

 

MVP: Wesley Sneijder (9, 2 asysty)

Odnośnik do komentarza

Początek roku był ciężki dla naszych zawodników. Najpierw otrzymali trochę wolnego, ale gdy wróciliśmy do treningów to nie było lekko. Do naszego sztabu szkoleniowego dołączyło dwóch nowych trenerów: Leszek Ojrzyński i Michał Libich. Opuścił go natomiast jeden z asystentów – Stanisław Stachura, który później wybrał… Polonię Warszawa!

 

Moi obserwatorzy mieli ciężki miesiące pracy, bowiem oczekiwałem dokładnych raportów. Do Lechii miałem sprowadzić zawodników, którzy nie tylko pomogą obronić europejskie puchary, ale również w przyszłym roku, w nich zagrają. Oferty transferowe składaliśmy wielu zawodnikom, aczkolwiek nie każdy chciał przejść do Gdańska. I co? I niech żałuje! Lechia Gdańsk już za rok zagra w europejskich pucharach i pokaże niedowiarkom, że warto tu było przejść.

 

Transfery do klubu:

Uros Ugrin (17: O PŚ; Słowenia: 2/0) => za darmo z Koper

Srdjan Stanic (17; OP PŚ; Bośnia U21: 9/0) => za darmo z FK Sarajewo

Łukasz Juszkiewicz (23; P Ś; Polska) => za 30 tysięcy z KSZO Ostrowiec

Abdel Nasr (30; BR; Egipt) => za tysiąc z Zamalek

Jan Koprivec (18; BR; Słowenia: 1/0) => za darmo z Koper

Nikołaj Petrov (18; DP; Bułgaria) => za 20 tysięcy z Lewskiego Sofia

Piotr Majdziak (22; N; Polska) => za 100 tysięcy z Wisły Płock

 

Transfery z klubu:

Adnan Alisic (23; OP Ś; Bośnia U21: 4/0) => za 10 tysięcy do Helmond

 

Spotkania towarzyskie były wyznacznikiem naszej formy. Nie było źle. Ja poprowadziłem zespół tylko i wyłącznie w meczu ze Spartakiem Moskwa, w którym testowaliśmy Łukasza Trałkę. 22-latek zagrał dobre spotkanie, ale wybrał ofertę Wisły Płock. W kolejnych spotkaniach na ławce siedział już asystent, a ja rozmawiałem z zawodnikami nt nowych kontraktów.

 

Mecze towarzyskie:

Lechia Gdańsk – Spartak Moskwa 6:2 (5:1)

Gronowski (3), Bajdziak (2), Kazubowski – Rubins, Kink

 

Widzew Łódź – Lechia Gdańsk 1:0 (1:0)

Grzelak

 

Lechia Gdańsk – Górnik Polkowice 3:4 (2:1)

Fechner, Kazubowski, Pietrowski – Sobala, Rogoziński, Narwojsz, Słowiński

 

Lechia Gdańsk – Banik Ostrawa 2:0 (2:0)

Kazubowski, Bajdziak

 

Polar Wrocław – Lechia Gdańsk 4:3 (1:1)

Pawela (2), Balicki (2) – Pawela (sam.), Kowalski, Spasowski

 

Lechia Gdańsk – Lechia Gdańsk II 5:0 (2:0)

Andreasik, Kawa, Bajdziak (2), Ćwielong

Odnośnik do komentarza

Wróciliśmy do gry po ponad trzymiesięcznej przerwie. W składzie nie doszło do żadnej zmiany, choć do gry przygotowani byli wszyscy nowi zawodnicy. W pierwszym spotkaniu z Amicą Wronki padł bezbramkowy remis. Jak będzie tym razem? Oby było lepiej.

 

Na stadionie we Wronkach nie zasiadło wielu kibiców. Nic dziwnego, bowiem ich zespół jest w dolnych rejonach tabeli, mimo ambitnego składu. Początek spotkania mnie zaskoczył, bo to podopieczni Macieja Skorży naciskali nas bez przerwy. Na skrzydle „szarpał” Rafał Murawski, ale największe zagrożenie było ze strony napastników: Piotrka Madejskiego i Tomka Szewczuka.

 

My próbowaliśmy kontrować, ale nasze strzały były zazwyczaj niecelne. Dopiero w doliczonym czasie pierwszej połowy piłkę do siatki skierował Roland Kazubowski. 20-latek wykorzystał podanie skrzydłowego, Remy’ego Andreasika i nie miał problemów ze skierowaniem piłki do siatki! Trzy punkty wiele nam dawały, zwłaszcza, że goniąca nas Pogoń Szczecin przegrała z Wisłą.

 

W drugiej połowie Amica nacisnęła jeszcze bardziej, ale fantastycznie spisywał się Wiesiek Ferra. 26-latek spisuje się przyzwoicie i nie żałuję, że kontuzji doznał Krzysiek Leszek. W 74. minucie postanowiłem dać szansę debiutu Łukaszowi Juszkiewiczowi, ale okazało się to strzałem…, a raczej nie wypałem. Łukasz w doliczonym czasie gry faulował jednego z zawodników gospodarzy i sędzia wskazał „na wapno” ! Do piłki podszedł Marcin Klaczka i bez problemu pokonał Ferrę. Niestety. Trzy punkty odjechały nam przez głupi błąd Juszkiewicza. Chyba nie tak wyobrażał sobie start w nowym klubie były zawodnik KSZO Ostrowiec.

 

W kolejnym spotkaniu zagramy z Wisłą Kraków. Będzie ciężko, ale powalczymy. Ale bez Juszkiewicza, który odpocznie sobie przez tydzień od treningu. Może to z powodu mocnych obciążeń?

 

3.03.2007, Wronki, widzów – 2013

EL [21/30], Amica Wronki – Lechia Gdańsk 1:1 (0:1)

 

0:1 – Roland Kazubowski (45.)

1:1 – Marcin Klaczka (90. – kar.)

 

Lechia: Ferra – M. Kowalski, Fechner, Ignjatovski, Jurgielewicz – Dolja (74. Juszkiewicz), Baranow, Chwalibogowski, Andreasik – Gronowski (45. Kawa), Kazubowski (74. Ćwielong)

 

MVP: Wiesław Ferra (9, 9 obronionych strzałów)

Odnośnik do komentarza

Kolejne spotkanie z Wisłą Kraków może być decydujące, jeśli chodzi o rozrachunek w europejskich pucharach. W składzie nie pojawił się Łukasz Juszkiewicz, który doznał przedziwnej kontuzji. 23-latek wracał z żona z zakupów i wywrócił się na schodach. Według pierwszych informacji skręcił staw skokowy i będzie pauzował miesiąc.

 

Niestety na Traugutta kibice szybko zmarli, bowiem Paweł Kryszałowicz już w 11. minucie dał prowadzenie „Białej Gwieździe”. Mnie pozostało denerwowanie się, bo przed spotkaniem Jurek Engel zapowiadał pogrom nad naszą drużyną. Były selekcjoner reprezentacji Polski prowadzi najlepszy klub w Polsce, który ma pieniądze i myśli, że jest najlepszym trenerem w naszym kraju. Nic bardziej mylnego.

 

My próbowaliśmy wyrównać i się udało. W 31. minucie wyrównał Kuba Gronowski. 23-latek wbiegł w pole karne i nie pozostawił złudzeń Łukaszowi Fabiańskiemu. „Fabian” mocno „puka do drzwi” reprezentacji i nie ukrywam, że już przed meczem powiedziałem mu o powołaniu na mecz z Nigerią, o ile nie dopadnie go żadna kontuzja.

 

W drugiej połowie broniliśmy wyniku. Powiem więcej, ćwiczyliśmy grę w destrukcji, która wychodziła nam całkiem przyzwoicie. Jeżeli awansujemy do europejskich pucharów to na pewno nie damy plamy. Warto również dodać, że na stadionie pojawiło się ponad… osiem tysięcy kibiców! To zdecydowany rekord i będę namawiał zarząd na podniesienie standardu obiektu.

 

11.03.2007, Gdańsk, widzów – 8084

EL [22/30], Lechia Gdańsk – Wisła Kraków 1:1 (1:1)

 

0:1 – Paweł Kryszałowicz (11.)

1:1 – Jakub Gronowski (31.)

 

Lechia: Ferra – M. Kowalski, Fechner, Ignjatovski, Żuk (82. Jurgielewicz) – Bartczak, Baranow (45. Pietrowski), Chwalibogowski, Andreasik – Kazubowski (45. Kawa), Gronowski

 

MVP: Radosław Sobolewski (8, 2 kluczowe podania, 2 rajdy)

Odnośnik do komentarza

Po tych dwóch spotkaniach byłem zadowolony, bowiem dwa remisy znacznie przybliżyły nas do miejsca na podium Ekstraklasy. Mecz z Wisłą szczególnie napawał optymizmem, bo podopieczni Jurka Engela grają naprawdę futbol z „kosmosu”. Niestety, negatywnie zaskoczył mnie prezes „biało-zielonych”, Jarosław Czarnecki – po spotkaniu z „Białą Gwiazdą” otwarcie skrytykował moją politykę transferową.

 

- Chciałem byś sprowadził kogoś znanego do Gdańska! Pozwoliłem Ci nawet przekroczyć budżet płacowy, a Ty co?! Sprowadziłeś do klubu trzech małolatów i jakiegoś 30-letniego „turbana”. W dupie z Twoimi transferami! – zaczął krzyczeć na wstępie.

- Niech się pan uspokoi. O co Panu chodzi? Wynik w tabeli jest zły? Miałem się utrzymać tylko, tak? – odparłem.

- No i co z tego? Gramy dobrze, to można liczyć na kogoś dobrego. Jakiś magnez, który przyciągnąłby kibiców na trybuny!

- Panie. Pamiętam, jak na trybuny przychodziło po 2,3 tysiące kibiców. A widział Pan ostatni mecz z Wisełką? Ile było ludzi? Ilu kibiców? Coś około 8 tysięcy? Gra to nie jest magnez?

- Myślisz, że jesteś wszechwiedzący? Chciałem prawdziwą gwiazdę, a tak to mam oglądać bandę młodzików?

- Ty chory jesteś człowieku. Chyba od „kasy” Ci się poprzewracało – zacząłem krzyczeć, po czym wyszedłem z gabinetu „prezesa”.

 

Wyszedłem z tego pokoju, po czym udałem się do wyjścia z budynku klubowego. Zatrzymała mnie jednak sekretarka. Była to piękna blondynka o dość długich nogach i mistrzowskim spojrzeniu. Jej oczy były tak niebieskie i tak ogromne, że wydawało się, że niebawem „wciągnie” mnie w swoje oczodoły.

 

- Co się stało Trenerze? – zapytała.

- Prezesowi się w głowie poprzewracało. Współczuję Ci, że na co dzień musisz z nim pracować

- Wiesz. Przyzwyczaiłam się, przecież pracuję tutaj ponad dwa lata. Ale wiesz… – mówiła, ale przerwałem jej.

- Dwa lata? Matko święta, że Ty wytrzymujesz. Cały czas taki był?

- Nie. Ostatnio nic mu się nie udaje, nie potrafił mnie.. yyy.. nie potrafił się skupić na pracy – mówiła wyraźnie zaczerwieniona.

- Ojć, chyba się wydało. Ale nie martw się. Zostanie między nami. Szkoda, że taka piękność marnuje się przy takim obwiesiu.

- Już się nie marnuje. Wiedziałam, że to bez sensu. Źle zrobiłam, ale wiesz. Byłam młoda i głupia

- Głowa do góry. Nie przejmuj się przeszłością, tylko przyszłością. To moje takie piłkarskie motto, ale możesz z niego skorzystać – chciałem dodać jej otuchy i się uśmiechnąłem.

- Może pójdziemy na kawkę do naszego bufetu? – zapytała wprost.

- Niegłupie. Jeszcze tutaj wrócę i na pewno pójdziemy się napić – zbyłem ją prostym tekstem, puściłem „oczko” i wyszedłem z klubu.

Odnośnik do komentarza

Kolejnym rywalem była Legia Warszawa. Na Łazienkowskiej gra się trudno, ale zwycięstwo jest w naszym zasięgu. Po raz kolejny między słupkami „biało-zielonych” pojawił się Wiesiek Ferra. 26-latek zaskoczył mnie swoją postawą i nic dziwnego, że zainteresowanie nim wyraziła m.in. Cracovia.

 

Od początku spotkania to my prowadziliśmy grę. Nękaliśmy bramkę Artura Boruca „raz po raz”, ale niestety bezskutecznie. Pierwszy kwadrans można wyraźnie zapisać dla naszego zespołu. Natomiast w kolejnych dwóch lekko do przodu wysunęła się Legia, która po strzale Jakuba Biskupa mogła wyjść na prowadzenie. Niestety „Księżulek” wyraźnie chybił i „Legioniści” nie mogli się cieszyć przy swojej „Żylecie”.

 

Niestety wiadro zimnej wody „spadło” na nasze głowy, bowiem w doliczonym czasie gry pierwszej połowie fantastycznie z dystansu huknął Nenad Studen. 28-letni Bośniak potwierdził wcześniejsze raporty mojego scouta, który zapowiedział, że Nenad często kopie z dystansu, bo ma potężne „kopyto”. Dodatkowo w międzyczasie boisko na noszach opuścił Kuba Gronowski, co już było dopełnieniem wszelakiego zła w tym spotkaniu.

 

Początek drugiej połowy był jednak fenomenalny za sprawą Baranowa. Doświadczony Białorusin już w 48. minucie wyrównał i sektor naszych kibiców wyskoczył z krzesełek. Mogłem się martwić, bo pewnie „Wojskowi”, jak to mają w zwyczaju wyślą nam rachunek pocztą i dodatkowo zawyżą cenę. Sędzią był Adam Kazjer, który jeszcze nie sędziował naszego spotkania. Kilka minut później wskazał „na wapno”, bo w polu karnym był faulowany Remy Andreasik. Niestety lepszy od Kawy okazał się… Boruc, który ostatnio w kadrze nie błyszczał. Na Łazienkowskiej nadal remis i atak duszności wśród ławki rezerwowych.

 

Na szczęście w zespole był Baranow. 32-latek skuteczny, jak nigdy! Może pobyt na ławce rezerwowych tak na niego podziałał? Wychowanek BATE Borysow ponownie huknął, jak z armaty i Boruc był bez szans. „Od piekła do nieba” – tak można określić to spotkanie! Jednak my próbowaliśmy atakować dalej. Nie ukrywam, że liczyłem na wyśrubowanie rekordu strzelonych bramek w lidze.

 

W końcu zrehabilitował się Kawa. W 75. minucie wykorzystał dośrodkowanie Chwalibogowskiego i strzałem głową z bliskiej odległości pokonał spóźnionego Boruca! Wtedy było już wiadomo, że tylko totalny kataklizm mógłby nam zabrać trzy „oczka”. Chyba byłem zbyt pewny. Chyba na pewno. W 81. minucie błąd stoperów wykorzystał Włodarczyk, który zdobył bramkę kontaktową.

 

Na nasze szczęście Legii już nie udało się wyrównać i to do Gdańska „popłyną” te trzy punkty. Dzięki temu awansowaliśmy na drugie miejsce, ale trzecia Wisła ma mecz straty i gdy wygra bądź zremisuje to znowu spadniemy na najniższy stopień podium. Tym się jednak nie przejmuję, bo to i tak dobry wynik.

 

17.03.2007, Warszawa, widzów – 8048

EL [23/30], Legia Warszawa – Lechia Gdańsk 2:3 (1:0)

 

1:0 – Nenad Studen (45.)

1:1 – Aleksandr Baranow (48.)

1:2 – Aleksandr Baranow (65.)

1:3 – Jakub Kawa (75.)

2:3 – Piotr Włodarczyk (81.)

n.rz.k – Jakub Kawa (52.)

 

Lechia: Ferra – M. Kowalski, Fechner, Ignjatovski, Żuk – Bartczak (45. Dolja), Pietrowski (45. Baranow), Chwalibogowski, Andreasik – Gronowski (43. Kazubowski), Kawa

 

Kontuzje: Jakub Gronowski (Lechia Gdańsk)

 

MVP: Remy Andreasik (8, 1 asysta)

Odnośnik do komentarza

Po spotkaniu na Łazienkowskiej czekała nas długa podróż do Gdańska. Niestety nasz prezes „zaklepał” jakiś marny autokar, w którym nasz największy zawodnik – Remy Andreasik musiał trzymać nogi prawie na oparciu kolegów z przodu. Czułem się, jakbyśmy grali w zespole z ligi okręgowej. Chociaż i tak niektóre kluby pewnie mają lepszy standard.

 

Dodatkowo miałem „ból głowy”, jeśli chodzi o wybór składu na reprezentacje. Czeka nas towarzyskie starcie z Nigerią, które na pewno da nam sporo wskazówek z tematu: „Jak grać z krajami afrykańskimi”. Postanowiłem, że odłożę wybór na jutro, a teraz postanowiłem poczytać prasę. Akurat natrafiłem na „Przegląd Sportowy” w którym Romek Kołtoń napisał wyczerpujący artykuł na temat ligi polskiej. Według słynnego komentatora sportowego i dziennikarza jesteśmy sprawcą olbrzymiej sensacji. Świetnie, chociaż Romek docenia naszą pracę. Nie zdążyłem doczytać gazety do końca, bowiem przerwał mi telefon. Jakiś nieznajomy numer.

 

- Halo? – odpowiedziałem niepewnym głosem.

- Cześć Michał. To ja Jola

- Jola? Przepraszam mi, ale chyba nie znam żadnej Joli

- Yyy.. Jak to? Jestem sekretarką u Ciebie w klubie! – odpowiedziała zażenowanym głosem.

- No tak. Przepraszam Cię, jestem zmęczony po meczu – kłamałem na szybko licząc, że uwierzy.

- Rozumiem, rozumiem. Miałeś przyjść porozmawiać przy kawie. Pamiętasz?

- Oczywiście. Nie mogłem ostatnio, bo wciąż jest wiele zawirowań z chłopcami. Kontuzje i w ogóle.

- Wracacie z meczu. To może jutro będziesz miał czas?

- Jutro muszę popracować z kadrą. Muszę wysłać powołania chłopakom, bo mamy mecz z Nigerią. Może odezwę się? Tym razem na pewno. Od razu zapiszę sobie numer.

- Mam nadzieję. Będę czekała. Jutro pracuję do 15, zatem jeżeli zdążysz to podejdź do biura

- Oczywiście, że podejdę. Powinienem się wyrobić, specjalnie wstanę wcześniej – próbowałem zakończyć rozmowę miłym akcentem.

- W takim razie do usłyszenia

- Do jutra – odpowiedziałem i usłyszałem odgłos, odkładanej słuchawki.

 

Wróciłem do domu i od razu położyłem się do łóżka. Dzień był męczący. Pobyt w Warszawie, a później ponad 3,5 godziny jazdy autobusem o standardzie luksusowym dla Kambodży. Postanowiłem, że rano szybciutko ogarnę listę powołanych na mecz z Nigerią i pojadę do Joli o której coraz częściej myślałem. Tymczasem sen..

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...