Skocz do zawartości

Duma & Tradycja


Jamal

Rekomendowane odpowiedzi

Odcinek 564

 

Już prawie zapomniałem o takich rozgrywkach, jak Orange Ekstraklasa. Dawno nie graliśmy o punkty w lidze, o czym świadczy fakt, że mamy dwie kolejki zaległe w stosunku do innych drużyn. Przyszedł czas na nadrobienie zaległości i wybraliśmy się do Zabrza na mecz z piątym Górnikiem. Dla przypomnienia warto dodać, że podczas mojej kadencji ani razu z nami nie wygrali. W pierwszym składzie zagrał Pesonen, który niemal w ogóle nie występuje w OE, ale zdecydowałem się na taki ruch, ponieważ Aki narzekał ostatnio, że za mało gra. To było dobrym posunięciem, bo napastnik starał się pokazać jak z najlepszej strony od pierwszego gwizdka i w 18. minucie pięknym strzałem na długi słupek pokonał bramkarza gospodarzy! Nie minęło 10 minut, a Kone wypuścił do przodu Pesonen’a, który pięknym uderzeniem podwyższył wynik spotkania. Wszystko wydawało się być już przesądzone na naszą korzyść. Rywale nie mieli nawet zamiaru nas zaatakować, myśleli tylko, jak tu pogodzić się z kolejną porażką w starciu z nami. W drugiej połowie pojawił się trzeci gol, ale tylko dzięki gospodarzom, którzy przewrócili mojego piłkarza w polu karnym. Jedenastkę podyktowaną przez sędziego, pewnie wykorzystał Roma, dla którego było to pierwsze trafienie dla klubu. Nie odpuszczaliśmy aż do 90. minuty, gdy Robak zakończył kontrę swojego zespołu celnym strzałem do naszej bramki i zdobył honorowego gola. To nie zmieniło oblicza tego spotkania, które zakończyło się naszym pewnym zwycięstwem i zdobyciem przez nas kompletu punktów.

 

Data: 9.11.2013

Stadion: im. Ernesta Pohla, Zabrze

Widzów: 14 008

Sędzia: Tomasz Skórski

MoM: Aki Pesonen (9) [Lech]

 

Majewski – Stefański, Lazević, Dunlop, Casement – Roma, Castro-Tello (Mikołajczak 45’), Kone, Janota, Siwik (Graham 69’) – Pesonen (Niculescu 69’)

 

(5) Górnik Zabrze – (3) Lech Poznań 1:3 (0:2) [Robak 90’ – Pesonen 18’, 28’, Roma kar. 69’]

-Orange Ekstraklasa [12/30]

Odnośnik do komentarza

A cóż byś chciał zobaczyć, kolego? Screeny na życzenie ;) Brak czasu, żeby co chwilę dodawać coś od siebie…

 

Odcinek 565

 

Wiele bym oddał, żeby w najbliższych dniach grać w barażach o MŚ. Niestety pech i nasza fatalna postawa w eliminacjach pogrzebały szanse na awans. Przynajmniej termin wykorzystam sobie na sprawdzenie kilku nowych piłkarzy w reprezentacji. Za kilka dni zagramy z Gwineą. Był zaplanowany jeszcze jeden sparing, ale okazało się, że Meksyk musi grać jakiś mecz na swoim kontynencie i działacze odwołali mecz.

 

Bramkarze:

 

Bartosz Białkowski (Southampton – 0A/0)

Łukasz Fabiański (Blackburn – 16A/0)

Tomasz Kuszczak (Man Utd – 20A/0)

 

Obrońcy:

 

Hubert Wołąkiewicz (Asteras – 0A/0)

Błażej Augustyn (Iraklis – 22A/0)

Dariusz Dudka (Recreativo – 58A/2)

Adam Kokoszka (Larisa – 2A/1)

Krzysztof Łągiewka (Valenciennes – 25A/0)

Sebastian Matuszek (Nürnberg – 0A/0)

Grzegorz Bartczak (PAOK – 0A/0)

Tomasz Wisio (Korona Kielce – 0A/0)

Adrian Gudewicz (Górnik Zabrze – 0A/0)

 

Pomocnicy:

 

Antoni Łukasiewicz (Ejido – 0A/0)

Tomasz Bandrowski (Freiburg – 30A/0)

Jakub Błaszczykowski (Portsmouth – 40A/2)

Wojciech Łobodziński (Sion – 29A/4)

Kamil Jadach (Górnik Zabrze – 0A/0)

Jakub Wilk (Lech Poznań – 0A/0)

Robert Trznadel (Bochum – 6A/0)

Mateusz Cetnarski (Lokomotiv Moskwa – 2A/1)

Michael Gardawski (Köln – 0A/0)

Tomasz Nowak (Wisła Kraków – 0A/0)

 

Napastnicy:

 

Dawid Janczyk (CSKA Moskwa – 11A/5)

Piotr Ćwielong (Standard Liege – 2A/0)

Paweł Brożek (Aarau – 9A/1)

Michał Lelujka (Polonia Warszawa – 0A/0)

Odnośnik do komentarza

Odcinek 566

 

Zanim mogłem cieszyć się grą polskiej reprezentacji w Chorzowie, musiałem zagrać jeszcze jeden mecz w klubie. Wycieczka na szczęście nie była daleka, bo tylko do Grodziska Wielkopolskiego, a ranga spotkania również nie miała wysokiego poziomu – to tylko mecz w Pucharze Ekstraklasy. Dlatego wszyscy mnie rozumieli, gdy kazałem piłkarzom zagrać na luzie i zacząć myśleć o dłuższym urlopie. Chyba za bardzo poważnie przyjęli moje słowa i dali rywalom wiele swobody. Groclin atakował nas cały czas, ale nie mógł praktycznie dojść do bramki. Piłkarze uznali więc, że spróbują z dystansu i trafili w dziesiątkę. Biliński huknął z ponad 25 metrów w 16. minucie i jakimś cudem pokonał mojego bramkarza, który nawet nie wiedział, kiedy to się stało. Nie miałem mu tego za złe, kazałem grać na luzie, więc Yelco wypatrywał swojej polskiej dziewczyny na trybunach i z błogim uśmiechem machał do niej przez ostatnie pięć minut. Zamieniliśmy się z rywalami. Od teraz, to my byliśmy lepsi i zasypaliśmy gradem strzałów bramkę gospodarzy. W 36. minucie Moreno nawet pokonał bramkarza, ale sędzia nie uznał tego gola, uważając, że obrońca faulował. I jego decyzja była niesłuszna, bo nawet fani Groclinu zaczęli szydzić z arbitra, który popełnił karygodny błąd. Przegrywaliśmy 0:1 do przerwy, ale czułem, że za kilka minut wyrównamy, a później uda się strzelić zwycięskiego gola. Myliłem się, i to bardzo. Høiland wszedł w przerwie i ciągle był w dogodnych sytuacjach, ale za każdym razem trafiał w rozłożone ręce bramkarza! Szkoda, że Tommy nie potrafił dzisiaj pokonać goalkeeper’a, który miał wiele szczęścia niż rozumu. Aż trudno mi było uwierzyć, że tak nie dawno pokonaliśmy rywali 11:1, a dzisiaj przegraliśmy z nimi 0:1. Widać, że Groclin powoli odzyskuje siły.

 

Data: 13.11.2013

Stadion: ul. Powstańców Chocieszyńskich, Grodzisk Wielkopolski

Widzów: 1 643

Sędzia: Piotr Ziółkowski

MoM: Przemysław Norko (8) [Groclin]

 

Yelco – Fernandinho, Malović, Moreno, Gavish – Rodriguez Gonzalez, Mikołajczak, Fontaine (Castro-Tello 45’), Wilk, Graham (Siwik 68’) – Pesonen (Høiland 45’)

 

(4) Groclin Grodzisk Wlkp. – (1) Lech Poznań 1:0 (1:0) [biliński 16’]

-Puchar Ekstraklasy, faza grupowa [4/6]

Odnośnik do komentarza

Właściwie, to nikogo takiego dobrego nie mam. Z wychowanków, którzy byli na starcie, to jedynie Wilk, Woźniak i Kosecki (wziąłem go od razu z wolengo i stał się moim wychowankiem) nadają się do gry, a tak, to może Stefański, ale poczekamy aż podrośnie.

 

Odcinek 567

 

Stadion Śląski w Chorzowie wypełnił się w dość dużym stopniu, mimo że graliśmy jedynie sparing z mało atrakcyjnym rywalem z Afryki – Gwineą. To spotkanie służyło w celu sprawdzenia nowych piłkarzy, aż dwunastu graczy mogło zadebiutować w barwach reprezentacji Polski. Między słupkami pierwszy raz stał Białkowski, do którego miałem duże zaufanie. Do składu powrócił Błaszczykowski, więc wystawiłem go w pierwszym składzie, a w ataku postawiłem na Janczyka. Lewe skrzydło miało należeć dzisiaj do mojego Wilka, któremu należy się debiut w seniorskiej reprezentacji. Kilka eksperymentów miałem zaplanowanych również w obronie, a w środku pomocy sprawdziłem Gardawskiego, do dzisiaj Niemca z polskimi korzeniami, i Tomasza Nowaka. Ruszyliśmy niesieni na dopingu ponad 30 tysięcy kibiców. Nie oczekiwałem zwycięstwa, chciałem po prostu zobaczyć, jak poszczególni piłkarze zagrają w reprezentacji. Początek należał oczywiście do duetu Błaszczykowski-Janczyk. Szaleli pod bramką rywali i dwa razy napastnik z CSKA mógł pokonać bramkarza gości, lecz zabrakło mu w tym szczęścia. Błaszczykowski nie czekał ani chwili dłużej i zamiast przypatrywać się, jak Dawid marnuje jego celne podania, sam zaatakował bramkę Gwinei. W 7. minucie wykorzystał dośrodkowanie Wilka z lewego skrzydła i pięknym strzałem tuż obok słupka dał nam prowadzenie! Byłem ciekaw, czy uda nam się strzelić gola afrykańskiej reprezentacji, bo jak wiadomo tam słabeuszy można szukać ze świecą. Byłem zadowolony z pewnej gry mojej obrony, ale mniej cieszyłem się, gdy widziałem Janczyka w akcjach ofensywnych. Wszystkie jego strzały leciały w trybuny lub prosto w bramkarza. Brakowało mu skuteczności i celności. W 30. minucie bliski pokonania bramkarza był Kokoszka, ale spóźnił się z oddaniem strzału. Zakończyliśmy pierwszą połowę dobrym wynikiem 1:0. Nie byliśmy w tym meczu drużyną słabszą, kontrolowaliśmy każdy sektor boiska i nie dawaliśmy rywalom za wiele swobody. Zmieniłem trzech piłkarzy i ruszyłem oglądać drugą połowę. Ta zaczęła się od twardej gry gości, którzy co kilka minut zarabiali żółte kartki. Widocznie chcieli wyeliminować moich najlepszych graczy, ale na szczęście nikt nie ucierpiał. Niestety w 77. minucie Gwinea wyrównała po wspaniałym rajdzie Bangoury, który dośrodkował w pole karne, a Feindouno wykończył akcję celnym strzałem do naszej siatki. Przyszedł czas na kolejne zmiany, bo nabrałem chęci na zwycięstwo w tym meczu. Wygraną dał nam Paweł Brożek, który wszedł w przerwie. W 91. minucie wykorzystał dośrodkowanie Wisia, 31-letniego debiutanta, i ustalił wynik spotkania. Ostatni mecz w tym roku zakończyliśmy ładnym zwycięstwem i już nie mogę się doczekać pierwszych spotkań o punkty.

 

Data: 16.11.2013

Stadion: Śląski, Chorzów

Widzów: 33 264

Sędzia: Ivan Bebek (CRO)

MoM: Jakub Błaszczykowski (8) [Polska]

 

Białkowski – Bartczak, Wisio, Kokoszka, Dudka – Łukasiewicz, Nowak, Gardawski, Błaszczykowski, Wilk – Janczyk

 

(POL) Polska – (GUI) Gwinea 2:1 (1:0) [błaszczykowski 7’, Brożek 90’+1’ – Feindouno 77’]

-Towarzyski

Odnośnik do komentarza

Odcinek 568

 

Nie było już czasu, żeby zaplanować drugi sparing reprezentacji Polski w trybie natychmiastowym, więc szybciej wróciłem do Poznania. A było to o tyle ważne, że za kilka dni grałem z liderem – Lechią Gdańsk, która miała jeden punkt przewagi nad nami. Zależało mi na zwycięstwie i zdobyciu pierwszego miejsca. Ale zagrałem w typowo ligowym składzie posiłkując się jedynie Pesonen’em, który nadal nie jest zadowolony z tego, że zbyt często go pomijam. Kontuzji nabawił się Høiland, a Leszczak po udanym meczu w reprezentacji Polski U-21 powiedział, że czas odejść, chyba że zaoferuję mu lukratywny kontrakt i będę wystawiał w pierwszej drużynie. Tak też zrobiłem, umowę podpisałem na 4 lata, a piłkarza posadziłem na ławie w czasie meczu z gdańszczanami. Komplet widzów nie pomógł moim zawodnikom, którzy po 45 minutach kończyli spotkanie z wynikiem 0:0. Pesonen miał kilka razy dogodne sytuacje do zdobycia gola, ale wszystkie zaprzepaścił. Wszystko ułożyło się po myśli dopiero w 63. minucie. Gdybym nie wprowadził w przerwie Graham’a, to nie wiem, czy cieszyłbym się wtedy z gola. Castro-Tello kapitalnym podaniem uruchomił Anglika, który przebiegł z piłką połowę boiska. Zszedł do środka, w polu karnym pobawił się zwodami i mocnym strzałem pod poprzeczkę nie dał szans bramkarzowi! Prowadziliśmy, i to było najważniejsze w tej chwili. Goście nie atakowali naszej bramki, więc mieliśmy spokój do końca meczu. Skromna, acz szczęśliwa wygrana dała nam pierwsze miejsce i 2 punkty przewagi nad drugą lokatą.

 

Data: 23.11.2013

Stadion: ul. Bułgarska, Poznań

Widzów: 36 559

Sędzia: Maciej Jaroszewski

MoM: Joe Graham (8) [Lech]

 

Majewski – Celeban, Lazevski, Dunlop, Casement – Roma, Castro-Tello (Gobbi 78’), Kone, Janota, Siwik (Graham 45’) – Pesonen (Leszczak 45’)

 

(2) Lech Poznań – (1) Lechia Gdańsk 1:0 (0:0) [Graham 63’]

-Orange Ekstraklasa [13/30]

Odnośnik do komentarza
:polska:

 

Real - potęga europejska na kolanach!

Gwinea - potęga światowa na kolanach!

 

Z pierwszym bym się zgodził, z drugim niekoniecznie ;) tak czy siak, wyniki mówią same za siebie ;)

 

To chyba że Gwinea to potęga miał byc żarcik a ty żęś poważnie:)

Odnośnik do komentarza

Afryka jest potęgą i cicho... Wygrana cieszy ;)

 

Odcinek 569

 

Cała Polska żyła dzisiejszym meczem w Danii. Ewentualne zwycięstwo z FC Kopenhagą dawało nam większe szanse na awans z grupy. Wszystko zależało również od spotkania Real-Juventus, gdzie wygrać musiała ta druga drużyna. Stadion w stolicy Danii nie był wypełniony do końca, zostało mnóstwo wolnych miejsc. Nie ma się czemu dziwić, skoro do tej pory zawodnicy z Kopenhagi nie zdobyli ani jednego punktu i nie mają kompletnie żadnych szans na awans choćby do Pucharu UEFA. Wiedziałem jednak, że rywale nie odpuszczą nam tego meczu i będą starali się uratować honor, i to spotkanie może być jedyną szansą na zdobycie jakichkolwiek punktów. Od pierwszej minuty zagraliśmy bardzo odważnie i zdecydowanie. Przycisnęliśmy gospodarzy do muru, a Fontaine oddał ładny strzał z dystansu, który ostatecznie wylądował na trybunach po interwencji bramkarza. Przeciwnik zdecydował się nas zaatakować dopiero w 22. minucie. Silberbauer popisał się fantastycznym podaniem do Ailton’a, który nie pokonał dobrze broniącego Yelco. Ostatecznie doszło do tego, że to my wyszliśmy na prowadzenie dzięki składnej akcji na lewym skrzydle. Wilk dośrodkował w pole karne, a Pesonen wyszedł przed obrońców unikając spalonego. Miał przed sobą tylko bramkarza, którego z łatwością pokonał! Po tym golu nie mieliśmy łatwego życia, gospodarze zaatakowali nas ze wszystkich stron. Najpierw Svento trafił w boczną siatkę, a następnie zacentrował piłkę w 43. minucie, by Silberbauer dostawił nogę i wpisał się na listę strzelców. Remisowaliśmy 1:1, ale wszystko wyglądało na to, że skończymy pierwszą połowę prowadząc. 2 minuty później Wilk dośrodkował w obręb szesnastki, ale bramkarz trącił futbolówkę palcami. Ta spadła na nogę Pesonen’a, który bez problemów skierował ją do pustej bramki. Niestety sędzia dopatrzył się spalonego i podyktował rzut wolny dla rywali nie zaliczając tym samym zdobytej przez nas bramki. Wizja zdobycia jednego punktu nie była zbyt optymistyczna. Zależało mi na komplecie, żeby uciec Królewskim, którzy, jaką miałem nadzieję, przegrywali z turyńczykami. W przerwie nie zmieniałem swojego supersnajpera, który zdobył już dwa gole, w tym jednego nie zaliczonego. I to było doskonałe posunięcie, bo Fin zrewanżował się w 69. minucie, gdy znowu znalazł się sam na sam z bramkarzem i płaskim strzałem dał nam prowadzenie! 5 minut później Aki mógł zaliczyć hat-tricka po wspaniałym podaniu Janoty, ale brakowało mu w tej sytuacji pewności siebie i fatalnie wykończył akcję. Nie sądziłem, że Duńczykom będzie się chciało jeszcze nas atakować, ale rywale mieli ogromne pokłady sił. 3 minuty, które doliczył szkocki sędzia, były dla mnie ogromnym horrorem. Modliłem się po cichu o dowiezienie wyniku do końca i moje prośby zostały spełnione! Wygrana z Duńczykami dała nam 3 punkty, ale jak się dowiedziałem kilka minut po meczu, Real zremisował z Juventusem i mamy tylko 2 punkty przewagi nad 3. miejscem i tyle samo co pierwsi Włosi.

 

Data: 27.11.2013

Stadion: Parken, Kopenhaga

Widzów: 28 695

Sędzia: Tom Ferry (SCO)

MoM: Aki Pesonen (9) [Lech]

 

Yelco – Fernandinho, Malović, Casement, Gavish – Rodriguez Gonzalez, Mikołajczak (Gobbi 45’), Fontaine (Janota 66’), Wilk, Graham – Pesonen (Niculescu 82’)

 

(4) FC Kopenhaga – (2) Lech Poznań 1:2 (1:1) [silberbauer 43’ – Pesonen 37’, 69’]

-Liga Mistrzów, faza grupowa [5/6]

Odnośnik do komentarza

Odcinek 570

 

Faza grupowa w Pucharze Ekstraklasy powoli się kończy. Większość drużyn ma do rozegrania jeden, ostatni mecz, a nam pozostały dwa spotkania, w tym jedno zaległe. Po szczęśliwej wygranej w Lidze Mistrzów, wymieniłem pierwszą jedenastkę na krajowy skład i przystąpiłem do walki o 3 punkty z Cracovią. Mieliśmy zagrać dzisiaj na luzie, spokojnie rozegrać piłkę i strzelać na bramkę rywali w miarę naszych możliwości. Po cichu liczyłem na zwycięstwo, bo awans nadal jest sprawą otwartą dla trzech drużyn, licząc oczywiście nas. Szybko pokazaliśmy gościom z południa, że to my jesteśmy zespołem lepszym. W 18. minucie Siwik wrzucił piłkę na długi słupek, która minęła bezradnego bramkarza i spadła na nogę Castro-Tello, który z kolei wbił ją do pustej siatki. Nasze prowadzenie nie wydawało się być zagrożone, zwłaszcza że w 40. minucie Celeban sięgnął głową futbolówkę, która poleciała w górę po dośrodkowaniu Siwika. Obrońca z łatwością pokonał bramkarza gości i wynik brzmiał już 2:0. Michał Siwik w pierwszej połowie zaliczył dwie asysty, ale sam poczuł głód bramek. Na początku drugiej odsłony meczu wpisał się na listę strzelców oddając przy tym piękny strzał z dystansu. Dzięki błędom krakowskiej obrony mieliśmy sporo swobody na boisku. Goście pogodzili się z porażką i nie mieli zamiaru atakować naszej bramki. Dobrze zrobili, bo jakakolwiek próba skonstruowania akcji ofensywnej kończyła się fiaskiem. W 71. minucie obrona rywala popełniła kolejny błąd, za który musiała słono zapłacić. Sędzia podyktował dla nas rzut karny, a strzałem z jedenastu metrów popisał się Castro-Tello. Szwed po raz drugi pokonał dzisiaj bramkarza Cracovii i prowadziliśmy już 4:0! Bez problemu dowieźliśmy wynik do ostatniego gwizdka ciesząc się z tego, że awans mamy już pewny, a do końca jeszcze jedna kolejka.

 

Data: 30.11.2013

Stadion: ul. Bułgarska, Poznań

Widzów: 10 458

Sędzia: Piotr Piątek

MoM: Sebastian Castro-Tello (9) [Lech]

 

Majewski – Celeban, Lazevski (Malović 90’), Moreno, Dunlop – Danch, Mikołajczak, Castro-Tello, Janota (Wilk 62’), Siwik – Leszczak (Niculescu 71’)

 

(1) Lech Poznań – (2) Cracovia Kraków 4:0 (2:0) [Castro-Tello 18’, kar. 71’, Celeban 40’, Siwik 51’]

-Puchar Ekstraklasy, faza grupowa [5/6]

Odnośnik do komentarza

Odcinek 571

 

Podsumowanie (listopad):

 

Ranking: 1. Argentyna (1907); 2. Hiszpania (1582); 3. Brazylia (1581); 49. Polska (730)

 

Bilans spotkań (klub): 7 (6-0-1) 12:3

Bilans spotkań (reprezentacja): 1 (1-0-0) 2:1

Najlepszy strzelec (klub): Aki Pesonen – 4 gole

Najlepszy strzelec (reprezentacja): Błaszczykowski i Brożek – 1 gol

Ekstraklasa: 1. miejsce

Puchar Polski: ćwierćfinał (vs. Lechia Gdańsk ?:?)

Puchar Ekstraklasy: faza grupowa – 5/6; 1. miejsce (12 pkt)

Liga Mistrzów: faza grupowa – 5/6; 2. miejsce (10 pkt)

Finanse: € 10,13 mln (+ 885 tys.)

 

Transfery (Świat):

 

1. Javier Pastore (Arsenal de Sarandi) -> Malmö za € 1,3 mln

2. Lucas Diaz Canevaro (Huracan) -> Malmö za € 875 tys.

3. Guillermo Carrizo (San Lorenzo) -> Malmö za € 700 tys.

 

Transfery (Polska): brak

 

Ligi zagraniczne:

 

Anglia: Arsenal (+5)

Francja: Lens (+1)

Niemcy: Bayern (+4)

Grecja: Olympiakos (+1)

Włochy: Milan (+0)

Holandia: Heerenveen (+5)

Portugalia: Benfica (+5)

Irlandia: mistrz – Cork City (+1); puchar – Cork City

Rosja: mistrz – Zenit St. Petersburg (+3)

Szkocja: Rangers (+5)

Hiszpania: Real Madryt (+3)

Szwecja: mistrz – Malmö (+6); puchar – Hammarby

Serbia: Mladost Luczani (+2)

Polska: Lech Poznań (+1)

Odnośnik do komentarza

Odcinek 572

 

Na początku grudnia zamiast odrabiać straty w Orange Ekstraklasie, w końcu mamy 3 mecze zaległe, to musieliśmy dokończyć rozgrywki w fazie grupowej Pucharu Ekstraklasy. Awans mieliśmy pewny, ale do Chorzowa zabrałem najlepszych piłkarzy, którzy mieli trochę sobie pokopać przed ostatnim spotkaniem w Lidze Mistrzów. Ale okazało się, że stawianie na zawodników z najsilniejszego składu jest ryzykowne, bo w 8. minucie straciłem na wskutek kontuzji Pesonen’a. Co prawda nie wyglądało to na groźny uraz, więc po cichu liczyłem, że Aki będzie zdrowy na mecz z Włochami. Nie miał kto wykańczać naszych akcji inicjowanych przez pomocników. Niculescu nie zdążył się rozgrzać przed wejściem na boisko i musiał najpierw trochę pobiegać za piłką zanim zdecydował się zagrażać bramce przeciwnika. W strzelaniu wyręczył go Fontaine, który huknął z dystansu w 24. minucie i cudem trafił do siatki! Dzięki temu prowadziliśmy 1:0 i do szatni schodziliśmy w dobrych humorach. Ruch okazał się jednak twardym rywalem, który tak łatwo się nie poddaje. Wyrównali w 61. minucie po uderzeniu Jarosza i wszystko wyglądało na to, że do końca będzie wyrównana gra. Jednak Graham rozwiał wszelkie wątpliwości wykorzystując w 64. minucie zagranie Wilka i dostawiając do niego nogę, by pokonać bramkarza z kilku metrów. 10 minut później lepszy od chorzowskiego goalkeeper’a okazał się Niculescu, który dawno nie wpisywał się na listę strzelców. Tym razem miał wiele swobody i spokojnym, ładnym strzałem po ziemi podwyższył na 3:1. Znowu czekaliśmy niewiele ponad 10 minut, by oglądać kolejną bramkę naszego autorstwa. Janota dośrodkował z lewego skrzydła, a Graham po raz drugi wykorzystał zagranie swojego kolegi zdobywając swojego drugiego gola. 2 minuty przed końcem przyszedł czas, aby Niculescu kontynuował swoje strzelanie. Rumuński napastnik ustalił wynik spotkania swoim strzałem w samo okienko bramki. Rozgromiliśmy Ruch aż 5:1 i tym optymistycznym akcentem zakończyliśmy fazę grupową w Pucharze Ekstraklasy.

 

Data: 3.12.2013

Stadion: ul. Cicha, Chorzów

Widzów: 2 070

Sędzia: Zdzisław Bakaluk

MoM: Joe Graham (9) [Lech]

 

Yelco – Fernandinho, Malović, Moreno, Gavish – Rodriguez Gonzalez, Castro-Tello (Gobbi 64’), Fontaine, Wilk (Janota 74’), Graham – Pesonen (Niculescu 8’)

 

(3) Ruch Chorzów – (1) Lech Poznań 1:5 (0:1) [Jarosz 61’ – Fontaine 24’, Graham 64’, 85’, Niculescu 74’, 88’]

-Puchar Ekstraklasy, faza grupowa [6/6]

 

Grupa A

 

1. Lech Poznań – 15 pkt (A)
2. Cracovia Kraków – 10 pkt (A)
3. Ruch Chorzów – 7 pkt
4. Groclin Grodzisk Wlkp. – 3 pkt

Odnośnik do komentarza

Odcinek 573

 

Ostatnio mój zespół miał świetną serię zwycięstw, w dodatku bardzo wysokich. Wiedziałem jednak, że mecz przy Konwiktorskiej z warszawską Polonią nie będzie należał do łatwych i na podobne wyniki raczej nie będę mógł liczyć. Na szpicy ataku wystawiłem Leszczaka, który zaliczył kolejny słaby występ. Nie potrafił pokonać bramkarza w sytuacjach sam na sam. A taki to on był niezadowolony, że pomijam go przy wyborze pierwszego składu, a jak już dałem mu szansę, to jej nie wykorzystuje. Po słabej grze pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem. Potrzebne były zmiany, więc Sebastian opuścił boisko, a w jego miejsce wskoczył Niculescu, który ostatnio nabiera pewności siebie i skuteczności. I zaczęło się strzelanie do bramki gospodarzy. W 70. minucie sędzia podyktował nam rzut wolny z dobrej pozycji, a do piłki podszedł Gobbi. Włoch miał za kilka chwil schodzić z boiska, bo odczuwał już spore zmęczenie, ale znalazł siły na to, by pokonać bramkarza kapitalnym strzałem pod poprzeczkę! Tylko 2 minuty czekałem na drugiego gola. Wilk dopiero co wszedł z ławki rezerwowych, a już przeprowadził ładną akcję lewym skrzydłem kończąc ją dośrodkowaniem w pole karne. Derejko sięgnął futbolówkę palcami, ale na tyle pechowo dla niego, że spadła na nogę Castro-Tello, który trafił do pustej bramki. Emocje sięgały zenitu, szczególnie, gdy w 75. minucie Godlewski zdobył kontaktowego gola i szybko wrócił z piłką na środek boiska. Czarne Koszule miały jeszcze nadzieje na remis, ale szybko je zgasiliśmy po pięknej akcji mojego zespołu w 80. minucie. Najpierw Niculescu stanął przed pustą bramką, ale futbolówka minęła słupek dosłownie o centymetry. Szybko skonstruowaliśmy kolejną sytuację, po której Rumun znalazł się sam na sam. Wyprowadził bramkarza na skraj pola karnego, minął go zwodem i skierował piłkę do siatki na 3:1! Tym samym przypieczętował nasze kolejne efektowne zwycięstwo na polskiej arenie futbolu.

 

Data: 7.12.2013

Stadion: ul. Konwiktorska, Warszawa

Widzów: 5 419

Sędzia: Jarosław Żyro

MoM: Sebastian Castro-Tello (8) [Lech]

 

Majewski – Celeban, Lazevski, Casement, Dunlop – Danch, Castro-Tello, Gobbi (Mikołajczak 70’), Janota (Wilk 70’), Siwik – Leszczak (Niculescu 45’)

 

(7) Polonia Warszawa – (1) Lech Poznań 1:3 (0:0) [Godlewski 75’ – Gobbi 70’, Castro-Tello 72’, Niculescu 80’]

-Orange Ekstraklasa [14/30]

Odnośnik do komentarza

Odcinek 574

 

Do Poznania, stolicy polskiego futbolu, przybywały każdego dnia setki tysięcy kibiców. Musieliśmy zamknąć stadion przy ulicy Bułgarskiej w dniu meczu o awans z fazy grupowej LM, by przygotować trybuny dla niemal 38 tysięcy poznańskich fanów. Hotel, w którym zatrzymali się piłkarze Juventusu był cały czas oblegany. Skoro nie można było dostać się na stadion, to trzeba było trochę po przeszkadzać gwiazdom z Turynu. Głośne śpiewy, mocne walenie w bębny miało zdekoncentrować Włochów, którzy szczelnie zamykali okna w swoich pokojach. To spotkanie musiało przynieść nam jakieś punkty. Remis dawał nam drugie miejsce niezależnie od tego, czy Real wygra z Kopenhagą. W końcu rozumowałem to tak, Królewscy mieliby tyle samo punktów co my, ale w bezpośrednich meczach zremisowaliśmy i wygraliśmy z nimi, więc logiczne dla mnie jest to, że zostaniemy na drugim miejscu premiowanym awansem. Ewentualne zwycięstwo wyniosłoby nas na pierwsze miejsce, które nie byłoby w jakikolwiek sposób zagrożone przez Hiszpanów. Żeby jednak zdobyć choć jeden punkt potrzebowałem dobrych napastników. I tu był problem, bo Pesonen i Høiland dopiero wrócili po kontuzjach i nie są wstanie zagrać na najwyższych obrotach. W takim razie musiałem sięgnąć po Niculescu, który imponuje ostatnio skutecznością.

 

Na stadionie nie zauważyłem ani jednego wolnego miejsca. Kibice przybyli nie tylko z Poznania, ale też z innych zakątków Polski. Centrum miasta było zalane przez niebieską falę fanów, którzy na głównym rynku oglądali nasze zmagania na dużym telebimie. Moi zawodnicy byli odpowiednio przygotowani do tego meczu. Mieli w pamięci zwycięstwo z Galaktycznymi, czy ogranie Włochów w Turynie kilka lat temu. Wszystko było więc możliwe. Na pierwszą sytuację poczekaliśmy do 11. minuty. Oczywiście inaczej być nie mogło, pierwsi do ataku rzucili się goście. Giovinco miał wiele miejsca dzięki swojemu zagraniu i dośrodkował na krótki słupek. Tam znalazł się Palladino, który prawie pokonał mojego bramkarza. Na szczęście Yelco w ostatniej chwili dostawił nogę i piłka przeleciała obok słupka. Niestety 2 minuty nie mieliśmy już takiego fartu. Briand uniknął spalonego i znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem, którego pokonał płaskim strzałem. Usiadłem na ławkę ze złą miną robiąc przy okazji przydatne notatki. W 19. minucie musiałem się poderwać z miejsca i krzyknąć w niebo: gooooooooooooooooool! Dostaliśmy rzut wolny dość daleko od bramki, ale Fernandinho wykonał go perfekcyjnie! Strzelił mocno przed siebie, a piłka odbiła się od jednego z obrońców, zmyliła bramkarza i wpadła do siatki! Cały stadion oszalał na punkcie brazylijskiego obrońcy, który dał nam nadzieję na korzystny wynik! Zaledwie 5 minut później Niculescu mógł zaliczyć cudowną asystę, gdyby tylko Mikołajczak lepiej uderzył i pokonał czujnego Buffon’a. Minutę później cudem uniknęliśmy samobójczego gola. Palladino dośrodkował w pole karne, a Casement chciał zażegnać niebezpieczeństwo, ale tylko je pogłębił. Yelco końcami palców przerzucił futbolówkę nad poprzeczką. Gra uspokoiła się aż do 43. minuty. To wtedy Juventus zaatakował nas używając wszystkich sił. Buffon obronił strzał Wilka i szybko posłał piłkę w nasze pole karne. Gavish popisał się dobrą interwencją, ale silny wiatr sprawił, że futbolówka spadła pod nogi Giovinco. Zrobiło się gorąco, zawodnik ruszył przed siebie mijając najpierw jednego, a potem drugiego obrońcę. Huknął z prawej nogi i trafił tuż obok słupka nie dając najmniejszych szans mojemu bramkarzowi. Zrobiłem się cały czerwony ze złości i szybko opuściłem ławkę rezerwowych udając się do szatni. Tam poczekałem na swoich piłkarzy, których musiał zmotywować do ciężkiej pracy. Ściągnąłem Graham’a, który nie imponował w dzisiejszym meczu. Miałem nadzieję, że wprowadzenie Siwika coś zmieni, szczególnie na prawym skrzydle, gdzie przez 45 minut nic się nie działo. Druga połowa zaczęła się od kilku żółtych kartek dla gości. Następnie rywale przeszli do ataków i w 61. minucie Briand był bliski zdobycia swojego drugiego gola, ale pewna interwencja bramkarza uniemożliwiła mu to. W końcu nadeszła upragniona chwila, na którą czekałem ja, czekali kibice na stadionie i cała Polska! 67. minutę zapamiętam przez bardzo, bardzo długi czas. Piłka spadła w pole karne turyńczyków, którzy wyglądali na trochę zdezorientowanych. Niculescu odnalazł się w całym zamieszaniu i pewnie dostawił nogę. Futbolówka trafiła w Buffon’a, ale bramkarz nie zdołał jej opanować. Cosmin podbiegł raz jeszcze, odebrał piłkę Włochowi i kopnął ją do pustej bramki! Stadion oszalał po raz drugi ciesząc się ze zdobycia następnego gola! Tymczasem doszły mnie słuchy, że w Madrycie jest 3:1 dla gospodarzy, co w przypadku naszego remisu nie robiło na mnie większego wrażenia. Nam brakło już sił, żeby dalej atakować przeciwnika, który również odpuścił. Goście do końca meczu zaatakowali tylko dwa razy, ale lepszy był Yelco, który zagrał pewnie i dojrzale.

 

Ostatni gwizdek angielskiego sędziego był jak anielski śpiew. Kibice wbiegli na boisko ciesząc się z awansu razem z piłkarzami. Zebrałem swoich podopiecznych na środek murawy, gdzie razem z wesołymi fanami oglądaliśmy końcówkę spotkania w Madrycie, by za chwilę zobaczyć ostateczną tabelę. Mówiłem sobie w myślach: byliśmy w grupie śmierci, bez szans na awans, a w praniu okazało się, że pokonaliśmy najlepszych.

 

Data: 10.12.2013

Stadion: ul. Bułgarska, Poznań

Widzów: 37 730

Sędzia: Danny Rowley (ENG)

MoM: Sebastian Giovinco (8) [Juventus]

 

Yelco – Fernandinho, Malović, Casement, Gavish – Rodriguez Gonzalez, Mikołajczak, Fontaine (Janota 73’), Wilk, Graham (Siwik 45’) – Niculescu

 

(2) Lech Poznań – (1) Juventus Turyn 2:2 (1:2) [Fernandinho 19’, Niculescu 67’ – Briand 13’, Giovinco 43’]

-Liga Mistrzów, faza grupowa [6/6]

 

Wszyscy trzymaliśmy się za ręce. Awans był przecież pewny. Real skończył swój mecz, wygrali 3:1 z Kopenhagą. Wiedziałem, że zrównają się z nami i turyńczykami punktami. Telewizja, która transmitowała mecz w Madrycie, postanowiła pokazać ostateczną tabelę miejsce po miejscu. Numero uno: Juventus. Nikogo to nie zdziwiło, w końcu przegraliśmy i zremisowaliśmy z nimi, bilans bramkowy mieliśmy podobny. Przyszedł czas na drugie miejsce. Kilka sekund napięcia i…Real Madryt!? – Co jest, k***a!? – nie mogłem pohamować złości. Jakim cudem!? Jak to możliwe!? Mamy taki sam bilans bramkowy, tyle samo punktów, ale w bezpośrednich meczach zremisowaliśmy u nich i wygraliśmy u siebie! Powinniśmy awansować, należało się nam! Wkurzyłem się do granic możliwości i poszedłem do szatni rozwalając po drodze co tylko się dało.

 

Grupa D

 

1. Juventus Turyn 3-2-1 | 11:8 | 11 pkt (A)
2. Real Madryt 3-2-1 | 10:7 | 11 pkt (A)
3. Lech Poznań 3-2-1 | 10:7| 11 pkt (UEFA)
4. FC Kopenhaga 0-0-6 | 8:17 | 0 pkt

 

PS. Je**ne zasady Ligi Mistrzów twierdzą, że ważniejsze od bilansu bramkowego i bezpośrednich meczów, jest… współczynnik. W takim razie Real musiał awansować, bo jest wyżej w rankingu klubowym od nas. Moim zdaniem jest to krzywdzenie słabszych klubów, którym należał się awans.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...