"Ender na wygnaniu" Carda: po "Dzieciach umysłu" nie miałem wielkich oczekiwań, więc ciężko stwierdzić, bym się zawiódł. Zresztą, książka jest trochę lepsza od Dzieci: nie ma tu jeszcze tej mętnej metafizyki filotycznej, która już w "Ksenocydzie" (zdecydowanie lepszym) trochę psuła mi zabawę, a w ostatnim chronologicznie tomie cyklu robi wręcz za deus ex machina. Niestety, podobnie jak Dzieci, "Ender na wygnaniu" ma dla mnie kłopoty z budowaniem akcji, w sumie nawet większe. Chodzi mi o to, że książkę budują w sumie dwa wątki, dość słabo powiązane (nazwijmy je wątkiem Szekspira i wątkiem Achillesa) i to słabe powiązanie poważnie zaburza strukturę powieści. Tym bardziej, że wątek ważniejszy w sumie jest tu potraktowany tak zdawkowo, że po jego zakończeniu zacząłem się zastanawiać, po co on w ogóle tam był (bo uzasadnienie zaserwowane przez Carda było imho mało przekonujące). Na szczeście nie jest tragicznie: ozdobą książki nadal jest Ender z jego pozbawioną złudzeń brutalną moralnością i choćby dla tego bohatera chyba warto ją przeczytać, szczególnie jeśli jest się fanem "Gry" i "Mówcy". Rozgrywka z Quincy Morganem była całkiem smaczna, choć nie wybitna, a pomysł ze złotymi żukami całkiem zgrabny. Tym niemniej mam wrażenie, że książka nie obroniłaby się sama, bez pomocy swoich obarczonych Hugo i Nebulą starszych sióstr. 6,5/10