Skocz do zawartości

Ralf

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    3 477
  • Rejestracja

  • Wygrane w rankingu

    2

Zawartość dodana przez Ralf

  1. Droga do Margate minęła pod znakiem pogawędek o pierdołach, choć szczerze powiedziawszy to Hassan niemal cały czas prowadził monolog, ciężko było dojść do słowa. Z tej podróży wywnioskowałem, że przede wszystkim będę musiał przyzwyczaić się do lewostronnego ruchu ulicznego - niekiedy skręcając na skrzyżowaniach miewałem odczucia, jakbyśmy zaraz mieli się zderzyć czołowo z jadącym z naprzeciwka korowodem samochodów. Jak mówi pewien slogan, do wszystkiego można się przyzwyczaić. Oby. Członkowie zarządu powitali mnie serdecznie, zebrani przy Hartsdown Park. Był to dość skromny, ale swojski stadionik, mogący pomieścić do 6000 widzów. Na papierze przypominał on niektóre obiekty w Polsce, ale na żywo i z bliska było widać, w jakim kraju został wybudowany - tak lśniących krzesełek i równiutkiej murawy czasem nie sposób spotkać nawet i w naszej Ekstraklasie. Baza treningowa Margate prezentowała się nader zachęcająco, jak na szóstą ligę, a prezes, przechadzając się ze mną po murawie boiska, podkreślał, że wiele zespołów naszej ligi zostawiamy po tym względem daleko w tyle. Samo Margate było tegorocznym beniaminkiem Conference South, nie mając dotąd na swoim koncie ani jednego sezonu w tak wysokiej dla siebie klasie rozgrywkowej. Z zawodnikami miałem zobaczyć się przed pierwszym treningiem dopiero nazajutrz, ale już teraz mogłem dostać listę moich nowych podopiecznych. Najpierw wszakże zaprowadzono mnie do nowego gabinetu, oczywiście po oprowadzeniu po klubowych budynkach, po czym prezes powiedział, że zostawi mnie teraz z moim asystentem Kevinem Raine i klubową księgową, a jak będę go potrzebował, będzie w swoim biurze. Z nowymi współpracownikami zasiadłem więc do zapoznania się ze stanem klubowych finansów i sytuacji kadrowej. Innymi słowy, zacząłem oficjalnie pierwszy dzień pracy, jako dumny menedżer szóstoligowego klubu Margate.
  2. Ralf

    Vienna calling

    Otóż to, liga austriacka, toż to czysta ciekawość Sam w FM nigdy w niej nie grałem, a i na forum osobiście nigdy nie widziałem, ani nie wygrzebałem z archiwum takowej.
  3. Kilka dni później, ponurego ranka, czyli około godziny dwunastej, obudził mnie nie tylko rozwiercający czaszkę ból głowy, ale i przenikający dźwięk telefonu, infiltrujący korę mózgową. Sięgnąłem po komórkę i ożywiłem się nieco, widząc na wyświetlaczu numer Seba. Nacisnąłem zieloną słuchawkę. - Witaj. Jak leci? - zaczął trochę banalnie. - Bywało gorzej... No co tam, bo mi łeb puchnie? - wymamrotałem. - Możesz się już powoli pakować, bo załatwiłem Ci robotę w Anglii! - powiedział to na tyle dziarsko, że automatycznie odsunąłem nieco słuchawkę od ucha. Po chwili skonstatowałem, o czym on mówi. - W Anglii? Co Ty, chcesz mnie na zmywak wsadzić?! - Nie pierdziel, chłopie! Obdzwoniłem moich znajomych na Wyspach, niektórzy nieźle się tam ustawili. Nie było łatwo, ale na szczęście się udało. To tylko szósta liga, nie oczekuj żadnej Chelsea, czy innego Newcastle, ale z tego co pamiętam, bardzo zależało Ci na posadzie menedżera, czyż nie? Musiałem ochłonąć i to wszystko przetrawić. Przemyłem twarz zimną wodą, otrząsnąłem się i zwoje mózgowe nareszcie zaczęły działać. Szósta liga na Wyspach? A czemu nie, lepsze to, niż dalej być na utrzymaniu państwa, niszczyć sobie nerwy i zdrowie. Na europejskiej arenie dogorywał właśnie sezon 2005/06, w Niemczech w najlepsze trwała wielka futbolowa fiesta związana z mistrzostwami świata, ostatecznie wyjaśniły się sprawy awansów i spadków, a to z kolei oznaczało liczne przetasowania w sztabach szkoleniowych, i nie tylko. Spakowanie się nie zajęło mi wiele czasu, właściwie już następnego dnia byłem gotów do wyjazdu. Wreszcie nadszedł ten dzień - 29 czerwca 2006 - i nim się obejrzałem, stałem już na terminalu lotniska w Balicach, oczekując na samolot do Londynu. Słuchając dźwięku odpalanych komunikatów czułem się trochę jak porucznik Borewicz działający pod przykrywką. Po dwóch godzinach od oderwania się Boeinga 737-800 od pasa startowego, już czułem wstrząs towarzyszący lądowaniu. Stolica Zjednoczonego Królestwa, London-Stansted, wstaję z miejsca i jako jeden z ostatnich pasażerów opuszczam pokład samolotu. Tuż za drzwiami przywitała mnie zaskakująco słoneczna pogoda, tak też od razu zmuszony zostałem nałożyć okulary przeciwsłoneczne na swoje wrażliwe na słońce oczy. Rozejrzałem się łagodnie niczym parodia Nicolasa Cage'a, czy innego Brada Pitta, po czym ruszyłem do hali przylotów na rutynową kontrolę i te wszystkie rzeczy związane z przylotem z innego kraju, a później udałem się na odbiór bagażu. Wśród ludzi pozujących z wypisanymi na kartonach nazwiskami po dłuższej chwili wyłowiłem wzrokiem ten właściwy, z wielkimi literami "Mr. Ralf", jako że moje imię, choć proste, niektórym anglojęzycznym obywatelom sprawiało trochę trudności; część z nich ponoć mówiła coś pokroju "Dżrafo", więc Seb uznał, że lepiej będzie mnie przedstawić po prostu "Ralf", co rozwiązało wszelkie problemy. Podszedłem do trzymającego owy płat kartonu mężczyzny, który z uwagi na charakterystyczny czarny sumiasty wąs i dość krzaczaste brwi nie wyglądał na rodowitego Brytyjczyka, po czym obywatel ze zbójeckim uśmiechem przebijającym się spod zarostu wyciągnął rękę na przywitanie. - Witaj, miszter Ralf. Jestem Hassan, reprezentuję klub Margate, cieszymy się, że już pan jest. Proszę do samochodu. Mężczyzna gorliwie pochwycił rączkę mojej walizki i ruszył w stronę wyjścia na parking, prowadząc mnie za sobą. Nareszcie nikt nie wspominał nic o ustawianiu meczów i o "tym klubie, co to go uwalili". ----------------- Sezon 2005/06 Ligi świata: Anglia Czołówka PL: 1. Arsenal, 2. Chelsea, 3. Liverpool; Spadek do Championship: 18. Charlton, 19. Portsmouth, 20. Birmingham; Awans do PL: 1. Leeds Utd, 2. Crystal Palace, Br. Derby; FA Cup: Everton; Carling Cup: Liverpool Francja Czołówka L1: 1. Nantes, 2. Bordeaux, 3. PSG; Spadek do L2: 18. Nancy, 19. Ajaccio, 20. Troyes; Awans do L1: 1. Istres, 2. Dijon, 3. Montpellier; Coupe de France: Auxerre; Coupe de Ligue: Lille. Hiszpania Czołówka PD: 1. Real Madrid, 2. FC Barcelona, 3. Athletic Bilbao; Spadek do SDA: 18. Cádiz, 19. Racing, 20. Celta; Awans do PD: 1. Castilla, 2. Elche, 3. Ciudad Murcia; Copa del Rey: FC Barcelona; Supercopa: FC Barcelona. Niemcy Czołówka Bundesligi: 1. Werder Brema, 2. Bayern Monachium, 3. HSV; Spadek do 2. Bundesligi: 16. MSV Duisburg, 17. 1.FC Kaiserslautern, 18. DSC Arminia Bielefeld; Awans do Bundesligi: 1. SC Freiburg, 2. Greuther Fürth, 3. FC Erzgebirge Aue; DFB-Pokal: Hertha BSC Berlin; Liga Pokal: Werder Brema. Polska Czołówka OE: 1. Wisła Kraków, 2. Legia Warszawa, 3. Groclin Grodzisk Wlk.; Spadek do II ligi: 15. Polonia Warszawa, 16. Górnik Zabrze; Awans do OE: 1. Śląsk Wrocław, 2. Widzew Łódź; Puchar Polski: Polonia Warszawa. Rosja (w trakcie) Czołówka Premier Ligi: 1. Rubin Kazań, 2. Zenit St. Petersburg, 3. FC Szynnik Jarosław; Strefa spadkowa PL: 15. Ałania Władykaukaz, 16. SKA Chabarowsk; Czołówka Piervyi Divizion: 1. Spartak Moskwa, 2. Anżi Machaczkała; Kubok Rassij: CSKA Moskwa; Superpuchar: Lokomotiw Moskwa. Szwajcaria Czołówka Axpo Super League: 1. Grasshopper Zurych, 2. FC Basel, 3. FC Arau; Spadek do Challenge League: 10. Yverdon; Awans do ASL: 1. FC Sion; Swisscom Cup: FC Sion. Włochy Czołówka Serie A: 1. AC Milan, 2. Juventus Turyn, 3. AS Roma; Spadek do Serie B: 18. Lazio, 19. Messina, 20. Empoli; Awans do Serie A: 1. Modena, 2. Bari, Br. Torino; Coppa Italia: Inter Mediolan; Supercoppa: Inter Mediolan. Ranking FIFA: 1. Brazylia [889], 2. Holandia [881], 3. Meksyk [864], ..., 15. Polska [721].
  4. @Makk, mogło być gorzej :P Bardzo dziwnym uczuciem jest z dnia na dzień stracić pracę. Nigdy nie przypuszczałem, że można cierpieć na nadmiar wolnego czasu, a tymczasem, już po kilku miesiącach bez pracy i codziennej pracy z zespołem byłem bliski obłędu. Dni mijały mi na rozsyłaniu kolejnych CV, a gdy od ciągłego stukania w klawisze i klikania bolały mnie palce, kładłem się zrezygnowany na kanapie z kuflem piwa na stole obok, tępo gapiąc się w sufit i rozmyślając nad tym, co przyniosą kolejne dni. "Cefałki" jakby szły w eter - zero jakiegokolwiek odzewu nawet z drużyn, o których mało kto słyszał. Przy życiu utrzymywały mnie oszczędności, których nagromadziłem z racji mojej wrodzonej skłonności od oszczędzania oraz kontakty z moim przyjacielem Sebem, który słynął z licznych kontaktów nie tylko w kraju, ale i wśród większych skupisk naszych rodaków poza granicami kochanej RP. Co jakiś czas informował mnie o wakatach na stanowiskach, a także o słabnących pozycjach w klubach. - Staram Ci się pomóc, jak tylko mogę, ale to nie jest proste. Wszyscy krzywią się na samą nazwę jakiegokolwiek klubu, który ma coś wspólnego z korpucją... - powiedział Seb, masując dłonią pomarszczone od nadmiaru myślenia czoło. - Ciągle to samo, stara śpiewka. To co ja mam zrobić, żeby pokazać, że to nie ode mnie zależało?! Ja tam tylko sprzątałem, wszystko szło z góry, a ja miałem tylko siedzieć cicho i udawać, że niczego nie widzę! - zacząłem się nieco unosić, już lekko chwiejąc się wskutek dającemu się odczuć początkowi działania wypitego alkoholu. - Rafał, ja Ci wierzę. Gdyby to zależało tylko ode mnie, już dawno prowadziłbyś nawet i Kolejorza! Ale dobrze wiesz, jak nasze medialne hieny wszystko wywyższają i rozdmuchują. Teraz każdy, kto miał cokolwiek wspólnego z Piastem przed ujawnieniem afery, jest stawiany z miejsca na straconej pozycji. Z resztą sam się o tym przekonujesz. Nie ma mocnych... Przez ten czas uzupełniłem szkło, jedno i drugie, następnie wykonaliśmy słowiański rytuał - kieliszek, głowa do tyłu, szklanka soku, głowa do tyłu, sięgnięcie po kiszonego. Seb namyślił się, przełknął ogóra i wziął oddech. - Mam jeszcze jeden pomysł, czego można spróbować. Daj mi dwa dni, a zobaczę, czy da się coś zrobić. Nic nie mogę obiecać, więc dam znać, o co chodzi, jak się zorientuję. Tymczasem muszę się powoli zbierać, miej przy sobie telefon, bo mogę dzwonić w każdej chwili. - powiedział, polewając po ostatnim. Wypiliśmy wstrzemiennego, przepiliśmy, zagryźliśmy. Seb pożegnał się, a ja stanąłem na balkonie, obserwując wieczorne, gwieździste niebo.
  5. Drugi. Zawsze drugi. Nawet jak byłem pierwszy, to czułem się, jakbym był drugi - tym znanym sloganem można określić początki mojego szkoleniowego rzemiosła. Początkowy entuzjazm był olbrzymi, wszakże zawsze bardziej interesowałem się kwestiami treningowymi, niż samym bieganiem po boisku. Jako młody trener z Zagłębia Dąbrowskiego, choć z racji pochodzenia dziadka płynie we mnie trochę poznańskiej krwi, tułam się głównie po śląskich zespołach z niższych lig. Praca z młodzieżą na treningowych boiskach, czasem korzystano ze mnie w charakterze scouta, wreszcie pomału zbliżałem się do mojego celu, czyli objęcia pierwszego zespołu jakiegoś klubu. Tak oto zawędrowałem do Gliwic, gdzie jednak przez sporo czasu byłem co najwyżej asystentem. Choć posadę miałem pewną i blisko współpracowałem z menedżerem, to jednak skrupulatne notowanie spostrzeżeń z ławki i bierne obserwowanie dyrygującego drużyną "kołcza" nie było szczytem moich marzeń. Ciągle miałem ambicje być kimś ważniejszym. Wszystko zdawało się walić w gruzy u schyłku sezonu 2005, kiedy to Piast został zamieszany w aferę korupcyjną, co z resztą szybko zostało udowodnione. Kara odjęcia dziesięciu punktów na starcie przyszłego sezonu, odejście najlepszych zawodników, którzy nie chcieli mieć nic wspólnego z potencjalnym przyszłym trzecioligowcem, a także przyszyta łatka 'ustawczyków' - to wszystko sprawiło, że wszyscy, którzy byli "umoczeni", w tym ja, nagle nie mogli być pewnymi swojej przyszłości. Prezes, któremu wszystko wymknęło się z rąk, szybko stwierdził, że pakuje wszystkie zabawki i bez zbędnej zwłoki raźno rusza w świat szeroki, dymisję złożył też menedżer, a mi pozostało żyć nadzieją, że stery drużyny zostaną przekazane właśnie mi. Na szczęście dla kibiców, a pechowo dla dotychczasowych decydentów, nowy prezes był człowiekiem, który brzydził się korupcją, i pierwsze co zrobił, to wręczył swoiste wilcze bilety wszystkim, którzy mogli mieć cokolwiek wspólnego z ustawianiem meczów. Jak łatwo się domyślić, w tym gronie znalazłem się i ja. Media w najlepsze rozdmuchały całą aferę na skalę krajową, więc potrzebowałem niesamowitego zbiegu okoliczności i szczęśliwego trafu, by znaleźć jeszcze w tutaj robotę związaną z zawodowym futbolem. "W tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim smrodem w papierach"... Czas start... ----------------------------------- FM 2006: 6.0.3 75482; Dodatkowe pliki: brak; Ligi (26/8): Anglia (1-6), Francja (1-4), Niemcy (1-3), Włochy (1-4), Polska (1-2), Rosja (1-2), Hiszpania (1-3), Szwajcaria (1-2); Zasady: własne.
  6. Otóż to. Powiedziałem sobie, że jeżeli w nowym sezonie dalej moje "gwiazdy" będą olewać sprawę, zwijam interes. Mam już nawet na oku ciekawe kluby w Regionallidze (liga niemiecka to w FM 2006 moja ulubiona, mam tam największe osiągnięcia), więc ze znalezieniem nowego wyzwania nie będzie problemu.
  7. Nie prowadzę Aue od samego początku, czyli 2005 roku Wcześniej prowadziłem wiele innych drużyn i to w tychże prowadziłem je pewną ręką, bo to jest zwyczajnie niemożliwe, by przez całą kadencję wszyscy, którzy przewijali się przez drużynę, byli nieskazitelni Samo Erzgebirge objąłem w 2026 roku, będąc już uznanym w europie szkoleniowcem. W Regionallidze Nord, 2. Bundeslidze i przez pierwsze półtora sezonu w samej BuLi piłkarze nie dawali mi powodu do sięgania po środki dyscyplinarne, czasem tylko były jakieś przypadki opuszczania treningów, ot tyle. Po raz pierwszy piłkarze zaczęli sprawdzać, na ile mogą sobie ze mną pozwolić, w połowie sezonu 2030/31. Wtedy jeszcze sprowadziłem ich na ziemię podobnie, jak robiłem to w innych zespołach i zaczęli grać, jedynie prezes się zbiesił i tak już zostało. W zakładce "Informacje" w profilu klubu jestem w "Ulubieńcach", dla prawie wszystkich piłkarzy również jestem ulubieńcem, a murem za mną stoją sukcesy z klubem, który przed moim przyjściem nie miał na koncie żadnego trofeum, zero sezonów w BuLi i gnił permanentnie w Regionallidze. Czyli reasumując, "ze mną nie ma żartów" odnosiło się do przekroju całej, prawie trzydziestoletniej kariery, a nie do zaledwie sześcioletniej kadencji w FC Erzgebirge Aue :>
  8. A czytasz wszystko dokładnie, @Stefan1984? Od ponad dwóch sezonów żaden gracz nie dostał nawet zwykłego upomnienia, nie mówiąc już o wstrzymywaniu tygodniówek. W ostatnim sezonie było grubo ponad 20 meczów bez porażki w lidze, a od marcowego meczu z Duisburgiem włącznie TRACH i koniec - blamaż za blamażem.
  9. @Brachu, ale ja nie gram w FM od wczoraj, spokojnie ;P Stosuję zastępcze metody, u mnie nie ma świętych krów. Gdy nie mogę wyjść z dyscyplinarką, to właśnie stosuję takie środki, jak krytyka w mediach, degradacja do rezerw, obniżanie statusu w drużynie, a w naprawdę skrajnych przypadkach wywalam nawet i do juniorów do odwołania (lub transferu/zwolnienia z kontraktu). Z klubu bezpośrednio zwalniam tylko w przypadku zagrania meczu na [1] (a zdarzyło mi się tak w Piervyj Divizjonie), jeżeli zawodnik przez cały czas w klubie grał przeciętnie (średnia ocen z występów np. 6.50), a zarząd nie zablokuje mi tego ruchu. Problem w tym, że w Aue te posunięcia już w ogóle nie działają i dawno przestały robić wrażenie na zawodnikach. Przez prezesa wiedzą już, że są bezkarni i mogą sobie pozwolić na absolutnie wszystko, bo menedżer i tak tylko "pogrozi paluszkiem" i tyle :roll: A juniorzy w rezerwach są jeszcze za młodzi i trochę ich przymało, by móc zastąpić bezstratnie całą wyjściową jedenastkę razem z ławką, bo po prawdzie tylko nieliczne filary pierwszego zespołu grają na poziomie. Cała reszta regularnie robi sobie ze mnie kpiny i akty sabotażu się powtarzają. Zanim wystąpił bug (stałe i nieodwołalne opętanie prezesa), wystarczyło mi przysolić po tygodniówce jednemu-dwóm pyszałkom, by reszta zauważyła, że ze mną nie ma żartu i ryciem pod drużyną szkodzą przede wszystkim sobie. Teraz cudem obroniłem z Aue mistrzostwo Niemiec (tylko dlatego, że do przełomowego meczu z Duisburgiem wyrobiliśmy 14 pkt przewagi na drugim, a 20 nad trzecim zespołem), a w rzutach karnych tytuł w Lidze Mistrzów. A prezes co? Dalej tylko "zadowolony z osiąganych wyników", a jakikolwiek ruch dyscyplinarny z mojej strony nagradza zwolnieniem mnie z roboty. Chyba będę musiał w końcu odejść, bo czuję, że w nowym sezonie będzie to samo.
  10. Gdzie mogę znaleźć ten atrybut? Ściągnąłem przed chwilą jeszcze raz FM Scout, załadowałem i nigdzie nie znalazłem, w FM Modifierze 2.0 jest jeszcze mniej wyświetlonych pozycji.
  11. Oczywiście, że jest takie okno. W FM 2006 jest tak, od najwyższego w dół: - 'Zarząd jest zachwycony osiąganymi przez Ciebie wynikami' (czasem można przeczytać, że jest zachwycony Twoją lojalnością); - 'Zarząd jest bardzo zadowolony (...)'; - 'Zarząd jest zadowolony (...)'; - 'Zarząd jest usatysfakcjonowany (...)'; - 'Zarząd jest nieusatysfakcjonowany (...)'; - 'Zarząd jest rozczarowany (...)'. Niżej było chyba jeszcze coś pokroju, że jest niezadowolony, ale tego już nie jestem pewien, bo najniżej miałem "rozczarowany", gdy trzeci sezon z rzędu walczyłem z Nimes o utrzymanie w Ligue 2, zamiast o awans. W przypadku Aue było tak, że od awansu do 2. Bundesligi aż do połowy drugiego sezonu w Bundeslidze w oknie zarządu było "zachwycony", we wspomnianej połowie sezonu, gdy kilku moich graczy w krótkim czasie zasłużyło na upomnienia, nagle z dnia na dzień zmalało na "usatysfakcjonowany", a w moim profilu przeczytałem "Zagrożony utratą pracy menedżer". Odpuściłem wszelkie upomnienia i wstrzymywanie wypłat, nawet jak ktoś zasługiwał. Po kilku meczach poziom zadowolenia zarządu wskoczył na "zadowolony" i tak zostało aż do chwili obecnej, czyli już od trzech sezonów. I to wszytko pomimo zwycięstwa w Pucharze UEFA, dwóch z rzędu tytułów mistrzowskich w Bundeslidze, zwycięstwa w Lidze Mistrzów, Superpucharze Europy i Klubowych Mistrzostwach Świata. Cały czas w oknie zarządu widnieje "zadowolony", a nawet jak jakiś piłkarz pomyli w trakcie meczu futbol z boksem, łapiąc debilną czerwoną kartkę lub zagra na [4] dwa razy w ciągu ostatnich 3-4 meczów, to próba zasłużonego ukarania (w tym przypadku za brutalne zachowanie lub słaby mecz) kończy się zwolnieniem mnie z powodu rzekomego braku zrozumienia na linii trener - piłkarze, co równie rzekomo ma odbijać się na grze całej drużyny. Oczywiście przez prezesa moje "gwiazdy" się tak rozpanoszyły, że w przeciągu kolejnych kilku kolejek przegraliśmy u siebie 1:4 ze Stuttgartem, 0:1 z 1860 Monachium, 2:3 z Augsburgiem i końca nie widać, ponadto sporo najlepszych piłkarzy co 2-3 mecze gra na [5]. A wszyscy ci rywale to w okolicach 2030 ligowe średniaki, a niektórzy z nich słabeusze. Normalnie już dawno odszedłbym z klubu i znalazł sobie nowe wyzwanie z normalnym prezesem (a o to nie byłoby trudno), ale mam zbyt wielu świetnych wychowanków, którzy zagrają na EURO 2032, a także zbyt bardzo przywiązałem się do Aue, które jest właściwie moim autorskim projektem i osiągnięciem. Dlatego próbuję dojść do tego, co się stało z tym zarządem, bo to na pewno nie jest normalna sytuacja i moja wina.
  12. W 2006 zarząd nie miesza się do spraw krytykowania i nagradzania piłkarzy. Jedynie jak w niektórych klubach są zbyt "restrykcyjni" prezesi, to gdy w krótkim okresie czasu rozdasz zbyt wiele upomnień, nawet słusznych, przeczytasz w "Wiadomościach", że zarząd wyraża swoje zaniepokojenie sytuacją. Ale wtedy wystarczy dosłownie na kilka meczów odpuścić, darować piłkarzom wszystko, a znowu możemy swobodnie operować kwestią dyscyplinarną. Natomiast w Aue coś się zacięło ewidentnie i już trzeci sezon nie mogę nikogo ukarać nawet za ciężkie przewinienie, bo od razu wylatuję z roboty. Z resztą opisałem wszystko wyżej.
  13. "Dopasowywać taktykę do graczy" - w prostych słowach chodzi o to, by nie wtłaczać piłkarzy w swoje ustawienie na pozycje, które nie są ich naturalnymi. Czyli jeśli Twoją ideą jest ustawienie 4-4-2 z wysuniętymi bocznymi obrońcami (defensywny boczny pomocnik), a nie masz takowych w składzie, to lepiej będzie zagrać tradycyjnie ustawioną defensywą, z nominalnymi bocznymi obrońcami. Będą wtedy czuć się lepiej. To samo, gdy w ogóle nie masz w drużynie bocznych defensorów - wtedy gramy trójką w obronie. To samo w drugiej linii. Gdy brakuje w składzie defensywnego pomocnika, nie ma sensu stosować ustawienia uwzględniającego tę pozycję. I tak dalej, i tak dalej. Ja osobiście ustawiam gracza na nienominalnej pozycji jedynie w skrajnych przypadkach, na przykład jak w trakcie meczu skrzydłowy dozna kontuzji, a na ławce mam już tylko środkowych pomocników. Nie wiem, jak Wy, ale ja osobiście odnoszę wrażenie, jakby w FM były po prostu takie drużyny, z którymi pewnej granicy się przekroczyć nie da. Różne tego powody - zbyt mała reputacja, miasto położone na zbyt dużym zadupiu, itp. Już niejeden raz zdarzało mi się rezygnować z prowadzenia danej drużyny, bo po prostu staliśmy już w miejscu od pewnego momentu i nie było żadnych perspektyw na więcej. To samo jest z niektórymi ligami. Ja na przykład w FM 2006 omijam szerokim łukiem ligę francuską. Podejmowałem się tam już wyzwań, startując zazwyczaj z Championnat National, i zawsze po awansie nie dało się utrzymać w wyższej klasie rozgrywkowej. Raz po kilkunastu sezonach objąłem Troyes, które już drugi sezon zębami i łokciami walczyło o utrzymanie w Ligue 2. Wiele drużyn wyprowadzałem już z niższych lig do ekstraklas (m.in. w Anglii i Niemczech), więc uznałem to za ciekawe wyzwanie. A efekt był taki, że mecz za meczem przegrywaliśmy bardzo wysoko, niezależnie od moich ruchów kadrowych i taktycznych, więc nabrałem przekonania, że liga francuska po prostu taka jest. Warto więc się zastanowić, czy w dwunastce w Polsce nie jest podobnie.
  14. A można przynajmniej przez ten edytor jakoś wypieprzyć tego prezesa w cholerę? :/ Ewentualnie jakoś "wzmocnić" swoją pozycję u zarządu? To ewidentnie jest jakiś bug, a mimo wszystko szkoda mi składać rezygnację. Właśnie moje sieroty odj**ały kolejny blamaż u siebie, tym razem dając w prezencie wynik 1:4 Stuttgartowi, oczywiście znowu oceny z góry na dół [5], w tym powtórzyli się kolejni raz piłkarze z blamażu z Duisburgiem, dodatkowo jeszcze jeden z wprowadzonych przeze mnie "zawodników" w dziesięć minut złapał dwie żółte kartki. A ja nie mogę nawet poobdzielać ich prostymi ostrzeżeniami słownymi, bo od razu lecę na bruk :x Przez tego durnia moje Aue na własne życzenie zaczyna schodzić ze sceny i powoli obierać kurs na powrót do Regionalligi. Gdybym mógł swobodnie stosować środki dyscyplinarne, wszystko byłoby w porządku...
  15. Prześwietliłem sobie osobę "szanownego" prezesa. Co ciekawe, ma on atrybut "patience" na [16], a "interference" tylko na [8], więc teoretycznie powinien traktować ze sporą aprobatą moje decyzje dyscyplinarne, a także nie powinien wtrącać mi się przesadnie w moją pracę. No chyba, że w FM im niższa wartość atrybutu psychicznego, tym większe jego natężenie (czyli jeżeli np. zawodnik ma "agresję" na [5], to oznaczać będzie, że nie panuje nad nią i kosi przeciwników równo z murawą oraz często traktuje ich low-kickami). No idea. Generalnie sprawa wygląda tak, jakby tamte dwa sezony wcześniej prezes "zaciął się" na tej drażliwości na tle karania piłkarzy i trwał w tym zawiasie aż do chwili obecnej. W trakcie tej prawie trzydziestoletniej kariery zdarzyło mi się może ze dwa razy w innych klubach, że zarząd "wyrażał swe zaniepokojenie", ale zawsze po paru meczach wszystko wracało do normy i mogłem spokojnie upomnieć nieprofesjonalnie zachowującego się piłkarza. W Aue przeszło to w stan permanentny. _ _ _ _ "e; Inne pytanie. Wraz z każdym wczytaniem gry Twoja drużyna naprawdę za KAŻDYM RAZEM ponosi porażkę z Duisburigem? " Ale ja nie powtarzam meczu. Taki Rafa Benitez nie powtórzy sobie meczu, gdy coś mu nie pójdzie, więc i ja gram w FM tak, jak grać się w niego powinno, the show must go on. Grę zapisałem po meczu, bo za bardzo przywiązałem się do Erzgebirge i za dużo z nimi osiągnąłem, by od tak odejść. Zrobiłem to w celu sprawdzenia, czy po zastosowaniu jak najbardziej zasłużonych kar prezes i tak mnie bezpodstawnie zwolni. Efekt opisałem w pierwszym poście.
  16. Reputację mam kontynentalną, ponadto przeglądając profile piłkarzy zauważyłem, że dla wielu z nich jestem "Ulubieńcem". Jak nadmieniłem, nigdy nie byłem menedżerem-psychopatą i po środki dyscyplinarne zawsze sięgam dopiero wtedy, gdy muszę. No a tutaj nawet gdy wlepiam komuś karę za opuszczanie treningów, jestem wyrzucany z klubu za brak zrozumienia na linii trener - piłkarze. Już nie mogę wytrzymać z tym prezesem, bo choć teoretycznie jestem głową drużyny, nie mam szans prowadzić jej pewną ręką. W dodatku kibice stawiają mi pomniki w Aue, więc to z samym prezesem jest problem. W moich poprzednich klubach, zanim podjąłem pracę w Erzgebirge, też nieraz zdarzało mi się karać zawodników za oddawanie rywalom meczów (oceny meczowe [4] i niższe) - zdarzało się różnie, jedni przepraszali za słabą grę i było cacy, inni stawali okoniem i lądowali w rezerwach, ale nigdy nie miałem żadnych buntów i problemów z zarządem z tego powodu. No ale nie w Saksonii. Możesz powiedzieć coś więcej o tych edytorach? Nigdy z czegoś takiego nie korzystałem, a chciałbym sprawdzić, czy to prezes mam problemy z głową, czy najzwyczajniej w świecie trafiłem na bardzo rzadkiego buga. Jak mam to zbadać? Jeśli ktoś spotkał się z czymś takim i/lub wie, jak naprawić ten problem, proszę o wpis. Edit: Nawet nie mam pojęcia, w jaki sposób na upomnienia i kary po takim antyfutbolu reagują piłkarze, bo zanim którykolwiek się do tego odniesie, ja już jestem zwolniony.
  17. Bardzo zależy mi na odpowiedzi lub chociaż jakiejś wskazówce, co jest nie tak, bo aż mnie już skręca po prostu. Prowadzę wielosezonową karierę, mam aktualnie sezon 2031/32. Od 2026 jestem menedżerem klubu FC Erzgebirge Aue, który w trzy sezony wyprowadziłem z Regionalligi Nord do Bundesligi, jako beniaminek zgarniając (nawiasem mówiąc bardzo fartownie) mistrzostwo Niemiec. W kolejnym sezonie wygraliśmy Puchar UEFA, w BuLi trzecie miejsce. Sezon 2030/2031 był najbardziej owocny - drugie w historii mistrzostwo Niemiec, Superpuchar Europy, zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Ogólnie moje Aue jest teraz europejską potęgą, traktowaną na równi z klubami pokroju Liverpoolu, Realu Madryt, Chelsea i tak dalej. Coś jak dawna kariera Profesora Alemannią Aachen. [Wstęp do problemu] Ale zacznę o problemie. Otóż mam popieprzonego prezesa... Wiadomo, czasem zdarzy się, że jakiś zawodnik zaczyna zawalać mi mecze, inny się zbiesi, jeszcze inny opuszcza treningi. W takich przypadkach w końcu jestem zmuszony zastosować wobec delikwenta środki dyscyplinarne. Wszystko było cacy, dopóki po jednym z upomnień przeczytałem, że jestem zagrożony utratą pracy. Odpuściłem w dalszym czasie karanie zawodników nawet za niewybaczalne przewinienia, jak nagminne opuszczanie treningów, czy gra na oceny [4] i niższe. W tym czasie w zakładce "Zaufanie" cały czas czytałem, że "Zarząd jest zadowolony z osiąganych przeze mnie rezultatów", a przed groźbami zwolnieniem było, że jest zachwycony. No i minął rok, półtora, wreszcie dwa lata (w grze, rzecz jasna). Zawodnicy byli traktowani iście bezstresowo, ani jednego upomnienia, nie mówiąc już o wstrzymaniu tygodniowych lub dwutygodniowych poborów. Teraz zmierzam z klubem po drugie z rzędu, a trzecie w historii mistrzostwo Niemiec, jesteśmy już w półfinale Pucharu Niemiec, a w Lidze Mistrzów bez trudu wyeliminowaliśmy w 1/8 finału włoską Romę. W Bundeslidze długo śrubowaliśmy serię meczów bez porażki, było ich już ponad 20, aż do spotkania z Duisburgiem, który przed meczem z nami zajmował siedemnaste miejsce w tabeli i jest poważnie zagrożony spadkiem, z resztą nie bez powodu, bo są typowymi jeleniami do dostarczania punktów wszystkim bez wyjątku. Owy mecz, grany U SIEBIE, zakończył się naszą klęską aż 0:4 (0:3). Moi piłkarze grali przeciwko mnie, oddawali przeciwnikom piłki, dawali się odpychać jak szmaciane lalki, a nasz bramkarz ostentacyjnie zaczął kiwać się z napastnikiem rywali, niczym Artur Boruc w jesiennym meczu Southampton z Arsenalem, co skończyło się golem na 0:2. W ocenach końcowych jedynie rezerwowy bramkarz nie miał się czego wstydzić [7], dwóch wprowadzonych jeszcze w pierwszej połowie graczy z pola nie zagrało aż tak rażąco [6]. Natomiast cała reszta, z góry do dołu, miała oceny [5], przeplatane z paroma [4]. Zagrali po prostu gówniany futbol, którego wstydziłbym się nawet w dziesiątej lidze Kambodży. Wiedząc, że z rozgrywką jest coś nie tak, zaraz po "spotkaniu" zapisałem grę, by sprawdzić, czy mogę wyciągnąć wobec sabotażystów konsekwencje. [Problem] W tym celu wezwałem wszystkich czwórkowiczów i poinformowałem o wstrzymaniu tygodniowego wynagrodzenia w nagrodę za grę na poziomie ameby. Nacisnąłem "Kontynuuj" i oczywiście już w pasku u dołu ekranu, gdy był jeszcze wyciemniony, przeczytałem, że zostałem zwolniony. W "Wiadomościach" było napisane, że prezes wyrzucił mnie z powodu konfliktów na linii trener - piłkarze, co (tutaj najciekawsze) odbijało się negatywnie na wynikach zespołu. Że co proszę?! Od dwudziestu paru meczy grabiliśmy liście rywalami, bez względu na to, jak się nazywali - i to jest dla prezesa negatywne odbijanie się na wynikach?! Poza tym od dwóch wirtualnych lat ŻADEN piłkarz nie otrzymał ode mnie choćby "niegroźnego" ostrzeżenia. Dodam, że wcześniej nie byłem psychopatycznym menedżerem, który rzucał karami na prawo i lewo, o nie. Z ciekawości wczytałem grę i spróbowałem dać najgorszym w blamażu zwykłe ostrzeżenia. Efekt? Zwolnienie. Zarząd jawnie utrudnia mi pracę. W normalnych warunkach dyscyplinarnie pokazałbym moim patafianom, że trzeba grać na sto procent z każdym, a teraz pewnie takie kompromitacje będą się u nas powtarzać, a to tylko przez prezesa, dla którego ważniejsze jest udobruchanie piłkarzy, niż dobro i wyniki klubu. ---- Tak wygląda sytuacja. Pierwszy raz spotykam się z czymś takim w FM 2006. Co to jest? Jakiś bardzo rzadko występujący bug? Czy po prostu trafił mi się popieprzony prezes? Jak mogę rozwiązać ten problem? W ogóle da się to rozwiązać, czy pozostało mi odejść z klubu i znaleźć sobie nowe wyzwanie, w normalnych warunkach pracy? Zarząd nie obchodzi nawet to, że w zakładce "Informacje" moje nazwisko widnieje w "Ulubieńcach" klubu, a ponadto faktycznie doprowadziłem podrzędną drużynę z Regionalligi do europejskiej potęgi. Nigdzie nie mogłem znaleźć informacji na temat takiego problemu z grą, więc bardzo mi zależy na odpowiedzi lub wskazówce, co robić.
  18. Początek niemal jak z Gloucester przed laty. Wyższa liga to Skrill National, a dalej bez zmian (League Two, League One itp.)?
  19. Definitywnie, czy tylko chwila kompletnego zwątpienia i będzie ciąg dalszy? :>
  20. Po prostu wypisz-wymaluj liga francuska z FM 2006 Wystarczyły mi dwa podejścia do Championnat National i Ligue 2, by sobie darować rozgrywki tamtego kraju. Na ile kolejek starczy jeszcze waści cierpliwości? Ewentualnie ile meczów wynosi czas na poprawę gry i wyników, jeśli właśnie takie ultimatum padło. O ile porażka z Hajfą dość pechowa i zrozumiała, o tyle wtopa z drugim rywalem, w dodatku tracąc dwie bramki w dwie minuty w końcówce, jest po prostu grą zespołu przeciwko własnemu menedżerowi :| Mnie zawsze takie sytuacje zniechęcają do dalszej pracy z drużyną i już zdarzało mi się składać dymisję.
  21. Póki co, przynajmniej w tym pierwszym meczu o stawkę, wzmocnienia dają znać o sobie. Przy pomyślnych wiatrach nadchodzący sezon ligowy może być walką o środek tabeli, a nie tylko o utrzymanie.
  22. A więc jednak przy zasadach ligowych zdarzają się i pozytywne niespodzianki :P Jak skipper, póki co na gorąco, oceni szanse uniknięcia spadku w przyszłym sezonie? Finanse nadal nie pozwolą na klasowe wzmocnienia?
  23. Ehhh, zawsze mam ochotę wysyłać na Sybir delikwentów, którzy prezentują rywalom rzuty karne, psujące nam wynik meczu :roll:
  24. No właśnie, właśnie - gdy pisałem posta, nie zauważyłem, że leci już następna strona :P
  25. "Tabela po rundzie zasadniczej" - czyli teraz będzie coś na wzór grupy barażowej, jak za Lagoi?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...