Skocz do zawartości

Ralf

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    3 477
  • Rejestracja

  • Wygrane w rankingu

    2

Zawartość dodana przez Ralf

  1. Kolejną okazję do odniesienia upragnionego zwycięstwa mieliśmy przeciwko nie najlepszemu Hereford, które jesienią pewnie ograliśmy na wyjeździe 3:0, ale teraz powtórzenie tego rezultatu nie było wcale takie pewne. Liczyłem jednak na to, że początek nowego miesiąca będzie symbolicznym zwrotem w naszych ligowych losach. W domu zostali porażająco nieskuteczni Atangana i Fekete, a w ich miejsce wskoczyli odpowiednio Robertson i D'Orazio, w bramce stanął Annerson, natomiast zawieszonego za kartki Kikundę zmienił Redondo. Tradycyjnie już bliżej zdobycia gola byli goście, długimi minutami budujący wręcz dom na naszej połowie, ale na szczęście tuż przed przerwą Boland podłożył w polu karnym nogę Halesowi, a arbiter podyktował rzut karny. Do piłki podszedł Cacicci i choć spodziewałem się, że uderzy fatalnie, ten jednak pewnie wykonał jedenastkę, nie dając szans Seniorowi. I całe szczęście, bo już przez resztę meczu golkiper rywali przyciągał piłki jak magnes, a im bliżej było końca, tym bardziej prosiliśmy się o gola wyrównującego. Tak się jednak nie stało i odnieśliśmy pierwsze ligowe zwycięstwo od ośmiu spotkań.
  2. Ralf

    Teraz albo nigdy

    To samo mam, cholera jasna, z Margate.
  3. Mecz z Boston United z rozciętą głową kończył James, co oznaczało, że przynajmniej pierwsze spotkanie lutego będziemy musieli rozegrać praktycznie bez bramkarza, ponieważ trudno było oczekiwać, by Annerson nagle doznał olśnienia. Ciężka bywa droga do odzyskania dawnej dyspozycji. Styczeń 2010 Bilans: 2-4-1, 11:9 Coca-Cola League Two: 4. [+0 pkt nad Peterborough, -1 pkt do Colchester] FA Cup: 4R, 2:1 z Manchesterem United Vans Trophy: - Carling Cup: - Finanse: +4,68 tys. euro (+89,92 tys. euro) Gole: Simon Atangana (15) Asysty: Simon Atangana (12) Ligi: Anglia: Liverpool [+2 pkt] Francja: Olympique Lyon [+4 pkt] Hiszpania: Real Madryt [+5 pkt] Niemcy: Bayern Monachium [+2 pkt] Polska: Wisła Kraków [+8 pkt] Rosja: - Szwajcaria: FC Basel [+2 pkt] Włochy: Parma [+5 pkt] Liga Mistrzów: - Puchar UEFA: - Reprezentacja Polski: - Ranking FIFA: 1. Brazylia [1201], 2. Holandia [1185], 3. Anglia [1167], ..., 15. Polska [767]
  4. Jeszcze trochę, a w ślad za nim zaczną podążać kolejni. ----------------------------------- W kończącym styczeń spotkaniu ze znajdującym się w strefie spadkowej Boston United mieliśmy wręcz obowiązek zdobyć trzy punkty. W składzie zabrakło oczywiście Freda Murraya, który w rezerwach oczekiwał na kupca, a zastąpiłem go wracającym po kontuzji Goodwinem. Była to najlepsza okazja do przełamania niemocy – ostatnie ligowe zwycięstwo odnieśliśmy 19 grudnia, w meczu, o ironio, z liderem –, ale jedynie potwierdziło się to, że jesteśmy ciency jak wypłata. Wynik naturalnie otworzyli goście, a nie my, kiedy po półgodzinie egzekwowali rzut rożny, a w polu karnym Nicolau w żałosnym stylu dał się przeskoczyć Eagersowi. Później nasze akcje grzęzły w lawinie nieskuteczności, ale udało nam się wyrównać tuż przed przerwą, kiedy płaską centrę Atangany z prawego skrzydła pewnym strzałem z bliskiej odległości wykończył Bridge-Wilkinson. Warto też zaznaczyć, że od straty bramki graliśmy praktycznie w dziesięciu, ponieważ beznadziejny Nicolau dawał się mijać rywalom w obronie jak zabawka. Gdy wychodziliśmy na drugą połowę, w naszym składzie nie było już śladu po Nickym, a mieliśmy całe 45 minut na zadanie decydującego ciosu, ponieważ Boston tylko się broniło. Lecz niestety po kwadransie musiałem zdjąć Atanganę, który strzelał wyłącznie w bramkarza, a wprowadzony za niego Fekete nawet tego nie potrafił, koncentrując się na straszeniu kibiców za bramką oraz przechodniów nieopodal stadionu. W ten sposób mecz, którego wynik powinien brzmieć co najmniej 3:1, skończył się podziałem punktów.
  5. Wygrana z Manchesterem dała nam znacznie więcej korzyści, niż tylko dumę z wygranej z silnym rywalem. Otóż za awans zainkasowaliśmy 85 000 euro, co w połączeniu z rekordowymi 140 000, które zarobiliśmy na biletach, pozwoliło nam pierwszy raz od naprawdę długiego czasu wyjść z klubowymi finansami nad tak zwaną krechę. Ja sam po meczu byłem w na tyle dobrym humorze, że pytany przez reportera werbalnie poklepałem po plecach menedżera Robsona, któremu w lidze nie idzie zbyt dobrze, a moje słowa spotkały się z jego aprobatą. Innymi słowy, najwyższy czas było zaczynać wyrabiać sobie znajomości w futbolowym światku. Na lato były już gotowe kolejne dwa transfery – napastnik John Turner (23 l., N, Anglia) z Watford i reprezentant Belgii Bernd Thijs (31 l., DP, Belgia; 5/0) z rezerw Hoffenheim. Ten drugi początkowo twierdził, że Margate to zbytnia prowincja, ale gdy złożyłem mu ofertę kontraktu, ten o dziwo bez gadania ją zaakceptował. A do rzeczywistości wracaliśmy meczem z ligowym przeciętniakiem Chesterfield. Do boju posłałem niemal niezmienioną jedenastkę – jedyna roszada była wymuszona kontuzją Stansfielda, za którego zagrał Fred Murray –, a ja nie ukrywałem przed zawodnikami, że trzeba pokazać kibicom, że ostatnie zwycięstwo nie było przypadkiem. I rzeczywiście, ofensywnie wypadliśmy bardzo dobrze. Szkoda tylko, że w kompletnej opozycji wystąpiła obrona. Mecz zaczął się po półgodzinie, kiedy po otwierającym wynik trafieniu Nivena musieliśmy odrabiać straty, a głównym winowajcą był Redondo, który w kluczowym momencie dał się wyciągnąć na środek boiska, zostawiając lukę w defensywie. Manuel z resztą już w przerwie został odesłany pod prysznic, ale jeszcze w pierwszej połowie błyskawicznie się gospodarzom odgryźliśmy, kiedy już trzy minuty po stracie gola Hales z woleja wykończył wrzutkę Bridge-Wilkinsona, a niedługo później to my objęliśmy prowadzenie za sprawą Cacicciego, który dobił do bramki wyplutą przez bramkarza piłkę. Drugiej części gry nie zaczęliśmy dobrze, bowiem już w 50. minucie po rzucie rożnym gospodarzy z niemal zerowego kąta głową strzelał Kovács, a zaliczający swój pierwszy słaby występ James praktycznie nie interweniował. I teraz zdołaliśmy dość szybko odpowiedzieć, gdy osiem minut później Atangana fantastycznie zagrał między obrońców do Cacicciego, który zdobył swojego drugiego gola. To był nasz ostatni zryw, ponieważ gdy na boisku pojawił się Fekete, nie zdołał oddać ani jednego strzału w światło bramki, i to w sytuacjach sam na sam. Mimo to kontrolowaliśmy grę, aż w 85. minucie debilizmem błysnął Murray, pozbawiając nas zwycięstwa faulem w polu karnym. W lidze nie potrafiliśmy wygrać już od ponad miesiąca, a teraz byłem tak wściekły wydarzeniem z końcówki, że Murray wyczerpał moją cierpliwość wobec swojej osoby i tego samego dnia wylądował na liście transferowej.
  6. Niestety. Trzeba będzie chyba wrócić do przedsezonowych celów, czyli po prostu miejscu w środku tabeli. ----------------------------------------- W tygodniu przedzielającym nasze mecze udało mi się dopiąć pierwsze dwa transfery na lato, oba na prawie Bosmana, a byli to bramkarz Yann Hubert (25 l., BR, Francja) z Vitroless oraz nieco podstarzały, ale wciąż solidny prawy obrońca Juanma (32 l., O/DBP/P P, Hiszpania) z rezerw Osasuny Pampeluna. Nie były to może potencjalne hity transferowe, ale nic nie mogłem poradzić na to, jakie raporty składali obaj scouci, a ja sam nie miałem czasu jeździć po Anglii, ani tym bardziej po Europie. 23 stycznia stawaliśmy przed prawdziwym mission impossible, gdy w czwartej rundzie Pucharu Anglii mieliśmy wielkiego pecha, trafiając w niej na wielki Manchester United. Z jednej strony towarzyszyło mi dość specyficzne uczucie mając w perspektywie uścisk dłoni z samym menedżerem czerwonych diabłów, niegdyś wielokrotnym reprezentantem Anglii Bryanem Robsonem, a także ugoszczenie na Hartsdown Park wielu świetnych piłkarzy. Z drugiej natomiast robiło mi się słabo na myśl o dwucyfrówce, którą to spotkanie miałoby pełne prawo się skończyć – przecież jeszcze niedawno walczyliśmy w szóstej lidze. Manchester United przyjechał oczywiście w mocno rezerwowym składzie – nie było m.in. Rooneya, van Nistelrooya, czy Rio Ferdinanda –, ale za to w obronie znaleźli się Wes Brown, John O'Shea i Garry Neville, a w środku pola Eidur Gudjohnsen. Goście zaczęli dość cofnięci, było widać wyraźnie, że nie mają zamiaru nas lekceważyć, a dzięki temu przy piłce częściej byliśmy my. Na mojej twarzy pojawił się nawet szczery uśmiech, gdy po kwadransie nadal było bez bramek, ale po półgodzinie wypełnione do ostatniego miejsca trybuny eksplodowały radością. Wtedy to piłkę spod linii bocznej dośrodkowywał Nicolau, a w polu karnym Atangana przeskoczył samego Garry'ego Neville'a i ładnym strzałem głową dał nam sensacyjne prowadzenie! Kibice ledwo zdążyli ochłonąć, a ponownie zdzierali gardła – znowuż w głównej roli wystąpił Atangana, tym razem wykańczając prostopadłą wrzutkę Stansfielda. Czerwone diabły kompletnie sobie z nami nie radziły, w przerwie nie miałem problemów z utrzymaniem koncentracji u zawodników, a ja sam coraz bardziej wierzyłem, że jesteśmy w stanie sensację dowieźć do końcowego gwizdka. W drugiej połowie trzymaliśmy rywali na dystans, a gdy udawało im się dochodzić do sytuacji strzeleckich, świetnie w bramce radził sobie James. Przeważnie zgarniał on jednak dośrodkowania, bowiem przez ponad 75 minut piłkarze Manchesteru nie potrafili oddać celnego strzału. Jednak gdy już im się to udało, od razu zdobyli kontaktowego gola – w 79. minucie Redondo ani myślał przeciąć podania N'Gialuly do Gudjohnsena, co skończyło się trafieniem Islandczyka. Dopiero teraz goście dobrze nastawili celowniki, ale skoro w naszej bramce stał mur o imieniu Andrew, już po kilkunastu minutach sensacja obróciła się w fakt i jeszcze do późnej nocy uszczęśliwiony prezes Baslett nie mógł się nachwalić mojej osoby, a policjanci z lokalnego posterunku wyjątkowo odwozili zalanych do nieprzytomności kibiców w granatowych koszulkach do domów, zamiast na izbę wytrzeźwień.
  7. Jeszcze dużo rzeczy o Anglii nie wiem. Zaś na poważnie, efekt zarywanych nocek - MŚ w Brazylii, a teraz w weekend Le Mans. --------------------------------------------- Przed wyjazdem do High Wycombe udało mi się pozbyć z klubu Tonny'ego Nielsena – zgłosiło się po niego piątoligowe Macclesfield, a mnie w pełni satysfakcjonowała obietnica przekazania nam 30% wartości kolejnego transferu naszego byłego już golkipera. W drugą stronę jak do tej pory było nieciekawie, bowiem w opozycji do poprzedniego sezonu moi scouci tym razem się nie popisywali, a w efekcie żaden z proponowanych przez nich zawodników nie budził we mnie przesadnie pozytywnych odczuć. Czy wspominałem już, że gramy piach? Zanim mecz zaczął się rozkręcać, w trzeciej minucie przy dośrodkowaniu James zaliczył lot Supermana tuż przy murawie, kompletnie mijając się z piłką, a trafiony Goodwin wystawił ją przed pustą bramkę Baileyowi. Ponownie ograniczyliśmy się przez resztę czasu tylko do wyrównania, gdy po następnych dwudziestu minutach precyzyjny strzał z dystansu oddał Sam Hall, zatem był to dla nas już piąty z rzędu pojedynek ligowy bez zwycięstwa. Powtórzenie tego "wyczynu" w następnej kolejce przy jednoczesnych kompletach punktów najbliższych rywali miało oznaczać, że znajdziemy się już na granicy strefy barażowej i ligowej przeciętności.
  8. Cokolwiek, pardon - za późno zauważyłem byka. Jeśli któryś z modów by mógł, prosiłbym przerobić na "stycznia". ------------------------------------- Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że w Margate zaczynał się nowy kryzys ligowy. Wobec tego nie było dobrze, że w następnym spotkaniu mierzyliśmy się na Hartsdown Park z okupującym drugie miejsce Colchester. Wcześniej w rezerwach wylądował Graham, który po ostatniej porażce zaczął się stawiać, a w obronie zastąpił go Redondo, ponadto kiepskiego na przekroju ostatnich tygodni Atanganę ze składu wyparł Cacicci, Robertsona Gatting, a na ławkę zaprałem Czecha Fekete. Od początku było widać zarys przewagi Colchester, zgodnie z przewidywaniami zresztą, a po blisko 20 minutach gry przy dośrodkowaniu Lyncha Ballinger uciekł Nicolau i strzałem głową dał gościom spodziewane prowadzenie. Położyłem tylko dłoń na czole starając się oszacować, za ile kolejek wylecimy ze strefy barażowej, a jednak tuż przed przerwą Sean Eardley zaczął aspirować do miana specjalisty od przypadkowych bramek, kiedy tym razem z dobrych 30 metrów jego wrzutka wpadła McEwenowi za kołnierz. Później jeszcze znaleźliśmy się w lepszej sytuacji, gdy drugą żółtą bramkę za faul na Bridge-Wilkinsonie obejrzał Doherty, a w szatni nie omieszkałem tego uzmysłowić piłkarzom. Niestety, i tym razem niespecjalnie byli zainteresowani zwycięstwem i druga połowa się tylko odbyła. Dobrze wszakże, że uniknęliśmy porażki, bo już niejednokrotnie miałem okazję się przekonać, że jesteśmy zdolni do wszystkiego. Optymistyczne było to, że nasi bezpośredni rywale w walce o zachowanie miejsca w strefie barażowej również pogubili sporo punktów.
  9. Prezesinho dobrze wie, że jestem Polakiem, więc nie było sprawy :P Ponadto sam jeszcze drugiego stycznia coś woniał brandy :>
  10. Mecz z lokującym się dopiero na 18. miejscu w tabeli Southend, które w dodatku spokojnie pokonaliśmy jesienią 2:0, był dobrą okazją, by przedłużyć swój byt w czołowej trójce, którą w League Two obejmował bezpośredni awans do trzeciej ligi. Nadzieje na trzy punkty podsycał dobry występ w Pucharze Anglii, w którym nawiasem mówiąc zakończymy udział w czwartej rundzie, bo w niej zagramy ze zwycięzcą pojedynku Manchester United vs. Liverpool. Jednakże po raz kolejny brutalnie na ziemię sprowadzili mnie moi piłkarze... Nikomu z mojego zespołu nie chciało się bowiem grać, i choć pierwszy kwadrans nie wyglądał jeszcze najgorzej, wystarczyło, że w 18. minucie Graham tylko przyglądał się biernie, jak stojący tuż przy nim Patschinsky strzela głową, by rozpocząło się w ten sposób dzieło samozniszczenia. Po półgodzinie niewiele mniej beznadziejnie spisał się Kikunda wyskakując co prawda do pojedynku główkowego, ale i tak z łatwością dał się przeskoczyć Patschinskiemu, pozwalając mu zdobyć swojego drugiego gola. Jeszcze w pierwszej połowie do szatni powędrował Graham zastąpiony Redondo, a w przerwie po festiwalu bluzgów pod prysznicem znalazł się nieobecny Atangana. Już od samego wznowienia gry mieliśmy ruszyć do karkołomnych ataków, a cień nadziei na ich powodzenie dała druga żółta kartka, którą w 50. minucie skolekcjonował O'Connor i graliśmy w przewadze. Przez całe dziesięć minut zresztą, bowiem chwilę po tym, jak za słabego Bye'a wprowadziłem Halesa, na boisko upadł Esposito i już się nie podniósł. Moje polecenie rzucenia wszystkiego i wybudowania domu na połowie gospodarzy piłkarze puścili mimo uszu, a kontaktowa bramka, w jaką kwadrans przed końcem przerodziła się głęboka wrzutka Eardleya, należała do tych kompletnie przypadkowych. Do końca meczu Southend dawało już tylko pokaz irytującego kunktatorstwa, a my na własne życzenie praktycznie sami zepchnęliśmy się poza czołową trójkę, na obecną chwilę wycofując się z walki o sensacyjny awans.
  11. W nowym roku pierwszy raz w klubie zjawiłem się dopiero rankiem 2 grudnia – w sylwestra odwiedził mnie bowiem mój przyjaciel Seba, którego nie widziałem od czasu mojego wyjazdu z Polski, a skoro przywiózł z kraju "trochę" polskiej żytniej i dobre trzy słoiki swojskich kiszonych, we w miarę ogarniętym stanie byłem co najwyżej w noworoczny wieczór. Niedługo później, gdy usiadłem w swoim fotelu w gabinecie, przyszedł do mnie Raine, by poinformować, że Manuel Redondo przy sylwestrowym kieliszku wyciągnął wnioski z mojego ochrzanu, jaki zafundowałem mu po meczu z Rushden, i zauważalnie wzrosła u niego motywacja. I faktycznie, dało się to zauważyć na treningach. W pucharowym pojedynku 3 rundy FA Cup jednak jeszcze nie zagrał. Nie oznaczało to, że zmian w ogóle nie było – na trybunach zasiedli zawieszeni za kartki Bridge-Wilkinson i Nicolau, a na ławce zabrakło zmęczonego Agostiniego. Po ostatnich słabszych spotkaniach przeczuwałem zakończenie przygody z tegoroczną edycją Pucharu Anglii, bo naprzeciw siebie mieliśmy mocnego ligowego rywala Bournemouth, ale po półgodzinie gry czułem radość i ulgę. Po początkowym ruchu wahadłowym na boisku, w 27. minucie Atangana wycofywał futbolówkę do Esposito, który przytomnie zagrał między obrońców do Robertsona, a Jordan płaskim strzałem pozbawił bramkarza złudzeń. W podobny sposób sześć minut później uderzał Atangana po zagraniu głową strzelca pierwszej bramki, tyle tylko, że tym razem ośmieszył golkipera delikatną piłką. Goście do samego końca mocno naciskali, strzelali częściej od nas, ale kapitalnie między słupkami spisywał się James, który wybronił kilka trudnych sytuacji, m.in. wracając spod narożnika boiska, by następnie zatrzymać szarżującego sam na sam napastnika. Andrew zasłużenie odebrał nagrodę dla zawodnika meczu, a my zapewniliśmy sobie udział w czwartej rundzie.
  12. Ralf

    Królowie Londynu

    Ewentualnie obejmij jakiś klub z niższych klas rozgrywkowych - gwarantowany brak efektu znudzenia nawet i po kilku sezonach :>
  13. Otóż to, dlatego zaczynam wertować raporty scoutów w poszukiwaniu kogoś na Bosmanie. -------------------------------- Po ostatnim anty-futbolu miejsce w składzie stracił naturalnie Redondo, zmęczonego Cacicciego w ataku zastąpił Atangana, a kontuzjowanego Fekete Robertson – to były zmiany, z którymi przystępowaliśmy do spotkania z piątym w tabeli Peterborough. Pierwsza połowa była bardzo żółta – sędzia pokazał aż sześć żółtych kartek –, żadna ze stron specjalnie się nie wysilała, a jedyny gol padł tuż przed przerwą. Wtedy to o krok od przekreślenia swej kariery w Margate był już Bridge-Wilkinson, popełniając niepotrzebny i totalnie debilny faul w polu karnym, po którym jedenastkę bez trudu wykorzystał Crow. W ten frajerski sposób przegraliśmy już drugi mecz z rzędu i mogliśmy sposobić się do opuszczenia strefy dającej awans, a w niedalekiej przyszłości zapewne i barażowej. --- Po spotkaniu z Peterborough dowiedziałem się, że Bridge-Wilkinson na dodatek został zawieszony za piątą żółtą kartkę, nie wytrzymałem więc i skorzystałem z zaczepki jednego z reporterów, by ostro skrytykować postawę Marka. Po raz kolejny poparli mnie kibice, którzy również na skrzydłowym nie zostawili suchej nitki. Później uzgodniłem pierwszy letni transfer, w myśl którego w lipcu dołączy do nas młodziutki Nicola Poli (17 l., DP, Włochy) z Ceciny. Miał on dołączyć naturalnie do drużyny rezerw, a niedługo czekało mnie wertowanie notesu w poszukiwaniu wzmocnień. Grudzień 2009 Bilans: 4-1-2, 12:8 Coca-Cola League Two: 3. [+1 pkt nad Bournemouth, -3 pkt do Colchester] FA Cup: 2R Powt., 1:0 z Macclesfield Vans Trophy: - Carling Cup: - Finanse: -94,85 tys. euro (-9,61 tys. euro) Gole: Simon Atangana (12) Asysty: Simon Atangana (10) Ligi: Anglia: Liverpool [+7 pkt] Francja: Olympique Lyon [+6 pkt] Hiszpania: Real Madryt [+3 pkt] Niemcy: Bayern Monachium [+1 pkt] Polska: Wisła Kraków [+8 pkt] Rosja: - Szwajcaria: FC Basel [+2 pkt] Włochy: Juventus Turyn [+1 pkt] Liga Mistrzów: - Puchar UEFA: - Reprezentacja Polski: - Ranking FIFA: 1. Brazylia [1140], 2. Holandia [1131], 3. Anglia [1126], ..., 18. Polska [715]
  14. Crookes jest bardzo dobrym golkiperem jak na czwartą ligę, ale pożytek z niego niewielki, gdy co chwilę leczy kontuzje. Wybroni nam 2-3 mecze, a później przez 8 kolejnych leczy kontuzję - nie ma mocnych, muszę kogoś dobrego na Bosmanie sprowadzić. -------------------------------------- Okazję do potwierdzenia swojej niezłej formy mieliśmy w spotkaniu z Rushden, które nie potrafiło się przebić do górnej części tabeli, a jesienią skromnie pokonaliśmy rywali 1:0. Jest wiele tzw. piłkarskich klasyków, jak choćby słynny slogan "grali jak nigdy, przegrali jak zawsze" tudzież "niewykorzystane sytuacje się mszczą". Dałbym jednak głowę, że w tej kategorii, zawłaszcza w rozgrywkach klubowych, istnieje jeszcze schemat, według którego po świetnym występie z liderem przychodzi totalna kompromitacja z jednym ze słabszych zespołów. Czyż nie? Początkowo nic nie zapowiadało oddania meczu niemal walkowerem, bo zanim zdążyłem usiąść dobrze na ławce, już prowadziliśmy 1:0, gdy w 3. minucie Bye zagrał do Fekete, a Tomas kiwnął obrońcę i strzałem przy dalszym słupku nie dał szans Nelsonowi. Później jednak jeszcze w pierwszej połowie w zdobyciu dwóch szybkich bramek pomógł gospodarzom Redondo, który najpierw nie raczył przeszkodzić Pearsonowi w dobitce, a następnie nie przeciął zagrywki do tego samego zawodnika, kończąc swój udział w meczu. W doliczonym czasie pierwszej odsłony Cacicci tak zakręcił przed polem karnym Pearcem, że ten aż nabawił się kontuzji – niejako w odwecie za wyfaulowanie Fekete –, a po kilku sekundach jego strzał dobił Robertson i jeszcze udało się nam wyrównać. W drugiej połowie jednak wraz z biegiem czasu moje wyszukane epitety wydzierały się z gardła szybciej niż pociski z lufy kałasznikowa. W 58. minucie po zbiorowym odpuszczeniu krycia piłka po raz trzeci trafiła do pieprzonego Pearsona, którego miał pilnować w tej sytuacji Baudry i łatwym golem skompletował hat-tricka. Teraz pięść uderzyła w stół i bezwzględnie nakazałem odrabianie strat, ale na nieco ponad kwadrans przed końcem ostatecznie skompromitował nas Taylor, oczywiście po strzale z komfortowej sytuacji. Po spotkaniu poszedłem do zawodników, w ostrych słowach poinformowałem ich, co myślę o ich dzisiejszej grze i poszedłem na pociąg. Na własne życzenie straciliśmy kontakt z drugim miejscem, bo Colchester po prostu musiało wykorzystać prezent, a w wywiadzie dla regionalnej prasy nasz bramkarz James przyznał, że w szatni było bardzo głośno.
  15. Hull, jeśli nie złapie jakiegoś długiego i katastrofalnego kryzysu, jest nie do dogonienia w normalnych warunkach. Ostatnia wygrana niewiele zmieniła, bo i tak nadal mają przewagę 15 punktów, ale bezpośrednio awansują aż trzy zespoły, a miejsca 4-7 grają baraże.
  16. Popołudniem 13 grudnia sporym zaskoczeniem w Margate był faks z grającego w polskiej ekstraklasie ŁKS'u Łódź, i bynajmniej nie dotyczył on transferowego zapytania. Zawierał on bowiem formalną ofertę prezesa łódzkiego klubu, której adresatem byłem ja, ponieważ to właśnie moja osoba została uznana za najlepszego kandydata do objęcia wakatu po poprzednim szkoleniowcu. Pozytywnie mnie to zdziwiło, bowiem byłem pewien, że jest wielu bardziej znanych kandydatów, ale koniec końców podziękowałem za uznanie i złożyłem odmowną odpowiedź. Nadal byłem w trakcie pracy w Margate, a nie miałem w planach powrotu do kraju, przynajmniej póki co. Jeszcze tego samego dnia do szpitala ze złamanym obojczykiem trafił nie kto inny, jak Peter Crookes, co tylko potwierdziło konieczność ściągnięcia równie dobrego, ale nieporównywalnie twardszego golkipera, ponieważ Peter stanowczo zbyt często łapał wszelakiej maści kontuzje. Przez to obiektywnie rzecz ujmując pożytek z niego był mniejszy, niż wskazywałaby na to jego postawa na boisku. Tym samym w bramce na ciężki mecz z liderem z Hull pozostał młodziutki James. Oprócz tego zgodnie z moją zapowiedzią na trybuny ostrzegawczo odesłałem Atanganę, za którego zagrał nieprzewidywalny Cacicci, a kontuzjowanego Noakesa na lewym skrzydle zastąpił Nicolau. Nasz kameruński napastnik miał prawo się niepokoić, bowiem po kwadransie piłkę niemal spod linii końcowej dośodkowywał Bridge-Wilkinson, a wychodzącego z bramki Howarda ubiegł Sasha, dając nam sensacyjne prowadzenie. Pomyślałem, że to zbyt piękne, żeby było prawdziwe i jeszcze przed przerwą wydawało się, że miałem rację, gdy w naszym z kolei polu karnym Kikunda nie miał zamiaru zaopiekować się van der Kolkiem i było 1:1. W szatni udało mi się jednak odpowiednio zmotywować chłopaków i 20 minut po wznowieniu gry piłkę w środku pola odzyskał Esposito, przebiegł z nią dobre trzydzieści metrów nie dając się odepchnął rywalom, po czym dośrodkował w pole karne, gdzie doskonale odnalazł się Cacicci i swoim drugim golem przywrócił nam prowadzenie. Na pogoń gości reagowałem zmianami, a chwilę przed końcem spotkania rzut wolny z 25 metrów egzekwował Bridge-Wilkinson, niezaprzeczalnie pięknym uderzeniem zapewniając nam trzy punkty. Byliśmy dopiero trzecim zespołem, który zdołał w tym sezonie ograć Hull, a czwartym, który nie dał się im pokonać.
  17. Drużyna Torquay nie miała dobrych wspomnień związanym z moim zespołem – to właśnie z naszymi najbliższymi rywalami debiutowaliśmy w League Two, demolując ich u siebie aż 5:1. W składzie na to spotkanie naturalnie zawieszonego za czerwoną kartkę Grahama zastąpił Redondo, do pomocy wrócił Esposito, zaś w ataku zdecydowałem wystawić Fekete, który zaczynał powoli narzekać na pomijanie, a właściwie nie zawodził w swoich występach. Była to trafna decyzja, bowiem Czech pod koniec pierwszej połowy popisał się świetnym podaniem za linię obrony do urywającego się defensorom Bye'a, który wpadł w pole karne i dał nam prowadzenie. Kompletnie rozczarowywał natomiast Antagana, który tym występem żegnał się przynajmniej na razie z wyjściową jedenastką – Simon już kolejny raz w ogóle nie przykładał się do swoich strzałów, grał na odpieprz, ponadto nie potrafił nawet dobić piłki do pustej bramki, dając obskoczyć się wracającemu stoperowi. Po niespełna dziesięciu minutach drugiej połowy podwyższyliśmy rezultat, gdy do zagranej między obrońców piłki dopadł Fekete, Cole nie dał się pokonać, lecz sparował strzał prosto na woleja Bye'a, który tym samym dorzucił swoje drugie tego dnia trafienie. I całe szczęście, bo już chwilę później swój pierwszy błąd w seniorskiej kadrze klubu popełnił James. Wtedy to Goodwin do spółki z Redondo dali się ograć pod linią końcową Doddsowi, a nasz bramkarz niepotrzebnie wyszedł do całej trójki, zostawiając całą pustą bramkę i nim się obejrzał, już musiał wyjmować piłkę z siatki. To było jednak wszystko, na co było stać gospodarzy i rundę rewanżową rozpoczęliśmy od zwycięstwa. Po tym meczu paradoksalnie spadliśmy na trzecie miejsce w tabeli, ponieważ równe nam punktami Colchester odniosło wyższe zwycięstwo i teraz wyprzedzało nas lepszym bilansem bramkowym. Goryczy dołożył jeszcze uraz łokcia Noakesa, eliminujący go z gry na niecały miesiąc.
  18. W trzeciej rundzie Pucharu Anglii zmierzymy się z naszym ligowym rywalem, zespołem Bournemouth. Dopiero co świętowaliśmy awans do czwartej ligi, a już mieliśmy za sobą półmetek tejże. Podobnie jak na początku mojej pracy w Margate, i w czwartej lidze byliśmy uznawani za objawienie sezonu, zajmując bardzo dobre drugie miejsce, nawet pomimo obniżki formy, jaka nam się przydarzyła na przełomie października i listopada. W tabeli z komfortową przewagą prowadziło pewnie zmierzające po awans Hull City, jak niegdyś my sami w szóstej lidze, a mnie niebawem czekało powtórne zweryfikowanie naszych celów na obecny sezon, zwłaszcza pod kątem letnich transferów. Coca-Cola League Two 2009/10, runda jesienna:
  19. Do powtórki spotkania 2 rundy FA Cup z Macclesfield przystępowaliśmy bez większych zmian, pozostawiłem nawet kolaboranta Kikundę. Wymieniłem jedynie środek pola, w którym zagrali powracający z banicji Bye i narzekający ostatnio na rzadkie występy Segreto, zastępując zawieszonego za kartki Esposito oraz Halesa, któremu postanowiłem dać odpocząć. Na drodze do zdobycia bramki stawało nam absolutnie wszystko – słupki, poprzeczka, brzuch i wątroba bramkarza, zbyt słabe strzały oraz minimalizm moich napastników, a kiedy Atanganie wreszcie udało się posłać piłkę obok Danby'ego, sędzia wyczarował spalonego. Na dodatek w 71. minucie Graham najpierw dał się przejść Chrisowi Hallowi, gdy już niemal odebrał mu piłkę, by naraz ściągnąć go za koszulkę do parteru, czerwoną kartką stawiając nas w beznadziejnej sytuacji przed coraz bardziej prawdopodobną dogrywką. Od tej pory rywale, którzy przez cały mecz oddali raptem trzy strzały, z czego ani jednego w światło bramki, pazernie przeszli na 4-2-4 i srodze się to na nich zemściło. Jednakże nie przez kontrę, jak można się było spodziewać, a przez bezmyślność Elphnicka, który sfaulował w polu karnym Robertsona. Do piłki podszedł Bye i szczęśliwie wykorzystał jedenastkę, a gościom nic nie dało nawet rozpaczliwe 2-3-5. Czy nie można tak było od razu, za pierwszym razem?
  20. Drugim spotkaniem grudnia był wyjazdowy pojedynek z Chester, które zaczynało już czuć na karku oddech strefy spadkowej. W autokarze oczywiście nie uwzględniłem miejsca dla Somnera, który trenował już z rezerwami – Kendall sugerował nawet, że warto byłoby rozważyć wystawienie go na listę transferową –, a zastąpiony został Kikundą. Na The Deva Stadium było sporo kopania się po kostkach, po kwadransie gospodarze w odwecie za uraz Nicolasa wykosili nam Wintersa, a na gola musieliśmy czekać niemal do przerwy. Dość długo, ale za to był on przedniej urody – w 40. minucie Esposito, który nawiasem mówiąc nieźle się rozwinął od czasu przybycia do klubu, dostał piłkę na 20. metrze, po czym oddał natychmiastowy strzał z dystansu, po którym piłka zatrzymała się dopiero w okienku bramki Barnesa. Mimo że nasze prowadzenie było skromne, to jednak bardzo pewne, gdyż piłkarze Chester nie potrafili nawet celnie uderzyć. Dopiero w 65. minucie punkt uratował im Kikunda, bez grama inteligencji zagrywając w poprzek boiska pod nogi Hinksa, który po kiwnięciu Jamesa pozbawił nas zwycięstwa. Muolpo usłyszał ode mnie po meczu kilka gorzkich uwag, a ja sam ten remis mogłem uznać co najwyżej za stracone dwa punkty, aniżeli zdobycie jednego.
  21. James broni jak na razie kapitalnie, a ma dopiero 17 lat. W samym tylko meczu z Grays zaprezentował kilka efektownych parad. Na chwilę obecną rokuje nadzieję na niezłego bramkarza - do Annersona po ostatnim show nie mam zaufania, a Crookes niestety zbyt często się uszkadza.
  22. Podczas gdy nasz fizjoterapeuta Grigorjew był już z Peterem Crookesem na "ty", ja znowuż musiałem wyciągać z rezerw obiecującego Andrew Jamesa; mimo że graliśmy z najsłabszym w lidze Grays, nie chciałem ryzykować kolejnej wysokiej porażki. Treningi wznowił natomiast Bridge-Wilkinson, który od razu zastąpił na prawym skrzydle kontuzjowanego Djermoune, a za kiepskiego ostatnio Nicolau zagrał kiepski z kolei w całym sezonie Murray. Wreszcie w ataku obok Atangany postawiłem na Gattinga, który niedawno w młodzieżówce Anglii pokazał kawał dobrego grania. Jeden z naszych największych rywali z czasów Conference już kilka kolejek wcześniej sięgnął dna ligowej tabeli, zaś kibice zdawali się być pogodzeni z tym, że ich ulubieńcy zapewne po zaledwie sezonie odświeżą sobie piątoligową pamięć, bowiem zjawiło się ich na stadionie mniej niż dwustu, nie licząc naszej wyjazdowej ekipy. Spotkanie zaczęło się od groźnych ataków gospodarzy, z czego po kwadransie o mały włos bezmyślnym podaniem bramki nie sprezentował im jak zwykle Murray – wyjście z tego cało zawdzięczaliśmy tylko nieprzejęciu piłki przez Turnera. Niedługo później poczułem ulgę, gdy Hales ruszył środkiem boiska, po czym zagrał w uliczkę do Atangany, który pewnie umieścił piłkę w siatce. Szukaliśmy okazji do podwyższenia rezultatu, tyle tylko, że po półgodzinie Somner bezmyślnie faulował wychodzącego na czystą pozycję Granta, zbierając kolejną już czerwoną kartkę w ostatnim czasie. Jednocześnie zdjąłem Bridge-Wilkinsona, by załatać wyrwę w defensywie Kikundą, i to właśnie Muolpo pięć minut później przerzucił piłkę za obrońców do Atangany, dzięki czemu Kameruńczyk silnym strzałem podciął skrzydła Grays. W przerwie zaapelowałem, by pod żadnym pozorem nie odpuszczać, a po dwudziestu minutach drugiej połowy wywalczyliśmy rzut rożny, dośrodkowywał Winters, a w szesnastce Graham wyskoczył ponad rywali i strzałem głową ustalił wynik na 3:0. Po końcowym gwizdku piłkarze Grays wyglądali jak półtorej nieszczęścia, a my mogliśmy się cieszyć z pewnego zwycięstwa po godzinie gry w osłabieniu. Mimo świetnego humoru nie omieszkałem zdegradować Somnera do drużyny rezerw, na co zapracował sobie czerwonymi kartkami.
  23. Listopad 2009 Bilans: 0-3-2, 1:2 Coca-Cola League Two: 3. [+3 pkt nad Barnet, -0 pkt do Colchester] FA Cup: 2R, 1:1 z Macclesfield, powt. Vans Trophy: - Carling Cup: - Finanse: -352 tys. euro (-267 tys. euro) Gole: Simon Atangana (10) Asysty: Simon Atangana (10) Ligi: Anglia: Liverpool [+2 pkt] Francja: Olympique Lyon [+6 pkt] Hiszpania: Real Madryt [+0 pkt] Niemcy: VfB Stuttgart [+2 pkt] Polska: Wisła Kraków [+5 pkt] Rosja: Spartak Moskwa [M] Szwajcaria: FC Basel [+2 pkt] Włochy: Inter Mediolan [+4 pkt] Liga Mistrzów: - Puchar UEFA: - Legia Warszawa, grupa H, 1:2 u siebie z Panathinaikosem i 2:2 na wyjeździe z Genk - Wisła Kraków, grupa C, 1:2 na wyjeździe z Galatasaray i 1:0 u siebie ze Slavią Praga Reprezentacja Polski: - 07.11, Mecz towarzyski, Hiszpania - Polska, 1:0 Ranking FIFA: 1. Brazylia [1156], 2. Anglia [1147], 3. Holandia [1142], ..., 18. Polska [734]
  24. Przed meczem drugiej rundy FA Cup przeciwko piątoligowemu Macclesfield wizytę złożył mi Segreto, by wyrazić swoje niezadowolenie ze zbyt rzadkich występów. "Najpierw przestań gruchotać sobie co chwilę gnaty, a następnie pokaż na treningach, że jesteś lepszy od tych obiboków" – taką odpowiedź usłyszał ode mnie Jérôme. Określenie "obiboki" w żadnym wypadku nie było z mojej strony przesadą. Pucharowy pojedynek z grającym ligę niżej Macclesfield dobitnie pokazał, że w naszej grze nastąpił regres do poziomu Conference. Sędzia rozpoczął spotkanie, Watson zagrał od środka do Halesa, Lee podał na prawe skrzydło Djermoune, który ekspresowo stracił piłkę, a po zagrywce Johnsona znalazła się ona w naszym polu karnym – Crookes, który miał już futbolówkę w rękach, pół metra przed nią zaczął się cofać, pozwalając Chrisowi Hallowi już w 25. sekundzie dać gospodarzom prowadzenie. Do tego w czwartej minucie czerwoną kartkę w konsekwencji swojej gorącej głowy obejrzał Elphnick za odepchnięcie jednego z moich piłkarzy, i mieliśmy doskonałe warunki do efektownej kompromitacji. Moje wrzaski zza linii bocznej przyniosły znikomy skutek, bo skłoniły moje miernoty jedynie do wyrównania – w 27. minucie Djermoune dośrodkowywał spod linii końcowej, zaś Winters zdołał przeskoczyć Crooksa, po dobitce doprowadzając do remisu. Asystujący przy tej bramce Yannis nie pograł zbyt długo, bo w 43. minucie złapał kontuzję, a w tym samym momencie skorzystałem z okazji, by odesłać do szatni Nicolau, który tym występem zrobił sobie w oczach selekcjonera reprezentacji Cypru antyreklamę. Później już do samego końca moi podopieczni odpychali od siebie myśli o kopaniu piłki w stronę bramki Danby'ego, a od 61. minuty Alnwicka, na własne życzenie dorzucając sobie niepotrzebne dodatkowe i zapewne przegrane spotkanie w ogromie meczów całego sezonu. Nerwy jeszcze bardziej zszargała mi miliardowa kontuzja Crookesa – zacząłem podejrzewać, że jest to typowy człowiek-szkło, dlatego obdzwoniłem obu scoutów i poprosiłem ich, by w swoich raportach wyróżniali naprawdę dobrych golkiperów o twardych gnatach, których będzie można ściągnąć na Bosmanie.
  25. W ostatnim czasie Margate nawiedziła mała plaga kontuzji, w wyniku której oprócz juniorów po miesiącu musieli odpocząć Wainwright i Gradley. Obaj na szczęście nie należeli do filarów zespołu, więc przeciwko ligowemu średniakowi, londyńskiemu Leyton Orient, mogłem wystawić stosunkowo mocną jedenastkę. Przebieg meczu najlepiej mógł zobrazować fakt, że prze bite 90 minut łącznie z doliczonym czasem ani razu nie poderwałem się z ławki, cały czas siedząc na niej ospale, bo moi zawodnicy nawet nie zbliżyli się do choćby namiastki czystej sytuacji, a rywale również nie kwapili się z dążeniem do rozstrzygnięcia spotkania na swoją korzyść. Sytuacji nie zmieniła nawet czerwona kartka Kamary, który w ostatniej chwili przewrócił wychodzącego sam na sam z bramkarzem Atanganę, a kibice zapewne więcej rozrywki mieliby wybierając się na niedzielny jarmark. Mieliśmy szczęście, że beznadziejny Baudry nie zdążył zawalić nam meczu, ale i tak limit szczęścia został wyczerpany i po kolejnym bezbarwnym meczu pożegnaliśmy się z drugim miejscem na rzecz odradzającego się Colchester.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...