Skocz do zawartości

Qu.

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    1 961
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2

Zawartość dodana przez Qu.

  1. Qu.

    Od zera do...

    - Pierdolone słońce. - szepnąłem pod nosem i poszedłem spać dalej. Ta sztuka jednak się nie udała, więc wstałem i zasłoniłem okno. Kto by pomyślał, że po kilku dniach zachmurzeń i notorycznych opadów, nagle wyjdzie słońce, które oślepia bardziej niż najjaśniejsze sztuczne światło? No, ja do takiego grona ludzi nie należę, z pewnością. Byłem wyjątkowo nerwowy, czułem, że to dzień, w którym będę chciał każdego rozszarpać. Nawet, jeśli trafiłby się jakiś przemiły koleś, to najchętniej bym mu powiedział: "spierdalaj, okej?". Tsa, humorki jak u dojrzałej kobiety, która drugi dzień ma okres. Wyszedłem z mieszkania, była 8 rano, pusto jak na cmentarzach w Grudniu, chociaż trudno żeby pełno ludzi plątało się w Niedziele, i skierowałem się w stronę jedynego sklepu monopolowego na tej przecznicy. Kupiłem miejscową gazetę, paczkę fajek i zgrzewkę Ice Tea. Boże, jak ja uwielbiałem ten napój. Był jak piwo dla alkoholika. Pijąc go, czułem, że jestem w siódmym niebie, że rucham Paris Hilton albo wygrywam Ligę Mistrzów. Nie, nie wpadłem w depresję. Wypaliłem szybko dwa pety i wróciłem do domu. Mówiąc szczerze, nigdy nie przepadałem za fajkami. To gówno. Wielkie gówno, przez które tracisz hajs, zdrowie i świeżość. Masz żółte zęby i śmierdzi od Ciebie na kilometr, a Ty sam tego po jakimś czasie nie odczuwasz. Ale wtedy miałem taką potrzebę. Chciałem go wypalić, podobnie jak prawdziwy mafiozo swoje cygaro, z wielkim uśmiechem na twarzy i okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Ja oczywiście bez uśmiechu na twarzy i okularów za 100 lub więcej funtów. Wróciłem do domu, Kasia jeszcze spała, więc spokojnie z gwinta zacząłem pić cytrynowy napój i czytać gazetę. Po chwili przeglądania strony w stronę zobaczyłem logo naszego klubu. Był tam też napis: "Po raz pierwszy zwyciężyli w Sky Bet League 2!". Czytałem dalej i był tam obszerny opis Wtorkowego meczu. "To oczywiście zasługa utalentowanego trenera, który wywalczył awans i teraz postara się utrzymać drużynę w lidze, tak jak miał to zrobić w zeszłym sezonie. Jak wyszło - widać." Była to gazeta z wczoraj, więc nic dziwnego, że nie napisali o porażce. Wjebaliśmy z Hartlepool. Nie zrobiliśmy nic. Nic. Byliśmy gównem. Tak, takim jak te pierdolone papierosy, które leżały na blacie w kuchni. To spotkanie pokazało mi, że: "Hej, jesteś nikim, wiesz? Spójrz w lustro, i spytaj czy kimkolwiek jesteś. Nie usłyszysz odpowiedzi. Bo jesteś nikim." Wszyscy się na wzajem pocieszali, ale mnie to za bardzo nie ruszało. Wiedziałem, że cholera to ten moment, moment kryzysu, bo teraz wszyscy będą do nas podchodzić jak do kopciuszka, któremu wpierdolisz tyle bramek ile będziesz chciał. "Jak na to zareagować?" - pomyślałem czytając newsa o tym, jak młody, bezczelny gówniarz ukradł torebkę starszej pani. Nie miałem doświadczenia i tu pojawiał się problem. Przecież, kiedy mieliśmy kryzys w zeszłym sezonie w końcówce, to ja nic nie potrafiłem zrobić. Oni to wywalczyli. Wywalczyli to wolą walki, poświęceniem a przede wszystkim sercem. Analizując nasz dorobek po pierwszych 4-ech meczach, zdobyliśmy 5 oczek. Wygraliśmy z beniaminkiem Tranmere. Przegraliśmy z Hartlepool, a remisowaliśmy z Coventry czy Shrewsbury. To dziwne, bo te dwa ostatnie zespoły są zdecydowanie najlepsze z całego grona. Czekał nas mecz u siebie z Stevenage. Z nimi także mamy się zmierzyć w rozgrywkach Johnstone's Paint Trophy. Ten dzień mijał wolno. Jakby się toczył. Poprosiłem Pawła, żeby zrobił cały trening, a ja przyglądałem się zawodnikom z boku. Świetnie spisywał się Semedo, prowadził na gierkach, ciągle utrzymywał sie przy piłce, próbował niekonwencjonalnych zagrań. Widziałem jednak, że Shakes nie czuje się dobrze w nowym towarzystwie. Z boku można to świetnie dostrzec. Gadał tylko Matty'm Whichelow'em. To było przykre, bo w zeszłym sezonie był motorem napędowym, a w tym zniknął. Szkoda. Po treningu poszedłem do Kasi, wypiliśmy kawę, a ja wróciłem do domu. Zdrzemnąłem się, tak się wydawało, a jak się obudziłem to była 7 rano następnego dnia... - Co kurwa?! Spałem więcej niż 15 godzin? To niemożliwe! Mimo wszystko nie byłem wyspany. Całe ciało mnie bolało z niewiadomych powodów. To była zdecydowanie dziwna sytuacja... Tydzień minął wolno, mozolnie, ja z dnia na dzień czułem się co raz gorzej, a w Niedzielę, dzień meczu, miałem ponad 39 stopni gorączki. -Kurwa, stary, nie jest dobrze. Nie umiem wyjść z łóżka, jestem zalany potem. Jak to robimy? - zadzwoniłem do Pawła i przekazałem mu informacje na temat samopoczucia. -No nie wiem. Musisz tu być. Wiesz kto prowadzi Stevenage? Ted Sherringham! - ciężko było mi w to uwierzyć, byłem w lekkim szoku. -No nie pierdol. - powiedziałem zapinając rozporek i wkładając na siebie klubową polówkę. - Zaraz będę. - syknąłem i rzuciłem telefon na przepoconą pościel. To była wystarczająca motywacja. Spadła jak z nieba. Kasia była przeciwna, ale ona nie rozumiała - to byl Teddy Sherringham. Wielki piłkarz. Mój idol. Za czasów Tottenhamu był nie do zatrzymania. Teraz miałem podać mu rękę i życzyć powodzenia... Fajnie? Fajnie. Stres był spory, bo porażka mogła nas załamać, a do tego obok miał stać ten niegdyś wielki piłkarz. W rzeczywistości było lepiej. Od razu jak go zobaczyłem, to podszedłem, przywitałem się i po prostu życzyłem powodzenia. Jego zespół grał ofensywnie, co mnie specjalnie nie dziwiło. Ciężko nam było rozgrywać piłkę i w końcu dostaliśmy za swoje - Stevenage wyszło na prowadzenie po strzale ciemnoskórego napastnika. "Kto go kurwa krył, że on wyskakuje i strzela głową jak chce?! No kto kurwa?!" - krzyczałem w stronę Pawła polskimi słowami. Wydaje mi się, że 'kurwa' jest już międzynarodowe, bo ludzie sprawiali wrażenie rozumiejących. Po tej bramce coś nas tknęło. Zaczęliśmy grać szybko, sprawnie, częściej byliśmy przy piłce. Przyszła 30 minuta. Mamy piłkę, rozegranie na skrzydła, dośrodkowanie. Strzał! Zablokowany. Kolejny! Znów zablokowany. Jeszcze jeden, najmocniejszy! Też zablokowany... Do piłki dopadł Bradley i GOL! Zmieścił futbolówkę w siatce, było 1:1! Wyskoczyłem jak dziecko, które dostało swoją ulubioną zabawkę. Sherringham był niewzruszony, kiedy jego zespół strzelił bramkę. Ja szalałem z radości. Graliśmy dalej. Zespół legendarnego napastnika grał bez bocznych pomocników, więc zachęciłem w przerwie chłopaków, żeby tam robili przewagę. I udało się. Po przerwie praktycznie ciągle wykorzystywaliśmy skrzydła, w końcu obrońca sfaulował i był rzut wolny. Semedo dośrodkowuje, Rigg wyskakuje najwyżej i TAK! Mamy 2:1! Uśmiech nie schodził z mojej twarzy, bo kontrolowaliśmy mecz i na prawdę byliśmy lepszą drużyną. Wygraliśmy. 3 punkty zostają w Borehamwood. Świetne uczucie, mamy już 8 punktów, a po tym meczu spychamy Stevenage na 24 lokatę. TAK JEST! Wróciłem do domu, otworzyłem swój wielki notes-dziennik, jakkolwiek można to nazwać, i wpisałem do swoich osiągnięć kolejne: Wygrana w starciu z jedynym z idoli - Teddy'm Sherringham'em... [3 kolejka Sky Bet 2] (-) Boreham Wood 1:0 Tranmere (-) (Rigg) [4 kolejka Sky Bet 2] (19.) Hartlepool 1:0 Boreham Wood (9.) [5 kolejka Sky Bet 2] (15.) Boreham Wood 2:1 Stevenage (21.) (Rigg, Bradley)
  2. Czy to czasem nie ten puchar, który wygrywałeś z Celtami?
  3. Świetne polskie zakupy! Nic tylko śledzić, co zdziałasz tymi Polaczkami, a wierzę, że sporo! Może w przyszłości przydałby się jakiś Europejski kolos, jak Nikolić w rzeczywistości. Nie załamuj się porażką w LE, prędko tam wrócisz i pozamiatasz innych Makaroniarzy
  4. Qu.

    Od zera do...

    -Skład skompletowany. - spojrzałem na Pawła i podałem kartkę. -Na to wygląda. A wiesz coś w ogóle na ich temat? -Jasne, byłem ich oglądać. Semedo prezentuje się fantastycznie, zrobimy z niego podstawowego skrzydłowego. Owusu na prawą obronę, musimy grać bardziej ofensywnie na bokach, a Collins będzie zmieniał Clifforda, bo jak gadałem z Howellem to wspominał, że źle gra mu się na '6'. -To dobrze. Wygląda na to, że kadrę mamy mocną, i to bardzo. Utrzymamy się? -Czas pokaże. Udałem się do domu, zjadłem kolację i szybko poszedłem spać. To był ciężki dzień. Kolejne mijały bardzo szybko. Trenowaliśmy codziennie. Chłopakom to odpowiadało, mi również, bo spędzaliśmy ze sobą znacznie więcej czasu. Zastanawiałem się także nad wspólnymi posiłkami, śniadaniem i lunchem, żeby atmosfera była jeszcze lepsza. Stwierdziłem, że cholera, nie mogę wszystkiego przewracać do góry nogami, więc z tym się wstrzymam. Przyszedł czas na mecz pucharu Capital One Cup, w którym mierzyliśmy się z Peterborough. Szczerze mówiąc, miałem w to wyjebane. Chciałem wręcz jak najszybciej z niego odpaść, bo to dodatkowy mecz, chłopcy będą chcieli dać z siebie wszystko, a pieniędzy z tego nie ma. Stracimy energię i możliwość płynniejszej gry w ligowych meczach czy dwóch innych pucharach, w których będziemy brać udział. Gospodarze grali ligę wyżej, więc to oni byli bardziej faworyzowani w kontekście zwycięstwa. Przewidywania bukmacherów się sprawdziły, i paru osobom pewnie wpadły pieniądze do kieszeni. Przegraliśmy może i jedną bramką, bo 2:1, ale oddaliśmy jeden strzał, więc... No po prostu nie zasługiwaliśmy na awans. Spakowaliśmy wszystko do autobusu, nowego, który klub kupił wyłącznie na własne usługi, i wyjechaliśmy do Borehamwood. Tam zaczęliśmy się przygotowywać do kolejnego ligowego meczu, w którym mieliśmy podejmować drużynę Shrewsbury. Przeanalizowałem ten zespół i zrozumiałem, że to będzie równie ciężki mecz, jak z Coventry, bo wszystkie znaki na niebie wskazywały ich zwycięstwo. W końcu też mają walczyć o awans. Byłem szczery z chłopakami. Powiedziałem, że oczekuje walki, bo niczego innego nie mogę od nich wymagać. Dowiedziałem się, że na stadionie jest ok. 4 i pół tysiąca ludzi. To była na prawdę ogromna publiczność, na dodatek wspierała swój zespół mocnymi okrzykami. Jednak to my zadaliśmy pierwszy cios, po drugim kwadransie pierwszej połowy. Rigg wykorzystał sytuacje i umieścił piłkę w siatce. Ten stan utrzymywał się bardzo długo, jednak pod koniec meczu gospodarze zdołali wyrównać i mecz zakończył się kolejnym, drugim podziałem punktów. O dziwo po meczu podszedł do mnie dziennikarz. -Witam, możemy chwilkę porozmawiać? SkyNews.com -Nie mam dużo czasu, proszę do rzeczy. -Panie Prok, pański zespół debiutuje w Sky Bet League 2. Zapewne czujecie presje, bo musicie się utrzymać w lidze. Jak ciężkie jest to zadanie do zrealizowania? -Nie czujemy presji, bo nic nie musimy. Mamy zdolnych chłopaków, wszyscy są żądni zwycięstw, a w zespole panuje świetna atmosfera. Jeśli prezes nie będzie się wtrącał, to utrzymanie jest celem minimum - w moim mniemaniu. A teraz przepraszam, ale muszę wracać do szatni podziękować chłopakom za walkę. - pismakowi jakby szczęka opadła, w sumie to chyba nie powinienem mówić oficjalnie takich rzeczy, ale cóż. Jestem kontrowersyjną postacią, nie ukrywam. W tym sezonie jeszcze nie przegraliśmy, w lidze, co mnie cieszyło. Wracaliśmy w niezłych humorach, a w autobusie można było słyszeć sporo sucharów. Ale najważniejsze, że wszystkim się to podobało, nawet Paweł zaczynał trybić co i jak w teamie. Będąc już w domu pomyślałem sobie - kurwa, Kasia to ma jednak fajnie. Pójdzie, posiedzi sobie na kompie, posprawdza te pierdoły i zwija do domu, a przy tym zgarnia niezły hajs jak na taką pracę. Mimo wszystko nie leniła się w wolnych chwilach, bo zawsze jak przychodziłem to było wysprzątane, ugotowane i podane. To wspaniała dziewczyna, czułem, że może być już serio tą jedyną. Od początku naszej znajomości minęło już raptem 8 miesięcy. To sporo czasu, ale też za mało, by decydować się na odważniejsze kroki. Mieliśmy już prawie 40-tkę, nawet jeśli nie wyglądaliśmy, to wiek lubi wkurwiać i utrudniać życie. "Tik...Tak...Tik...Tak" [Capital One Cup 1r.] (3L) Peterborough 2-1 Boreham Wood (Liburd) [2 kolejka Sky Bet 2] (-) Shrewsbury 1-1 Boreham Wood (-) (Rigg)
  5. Qu.

    De zero a herói

    No, no... Kto wie, może już w tym roku uda Ci się awansować, bo co do wyników to , niekwestionowanie :P
  6. Czy zamierzasz wdrażać do swojej kariery fabułę, tak jak było to w Twoich początkach?
  7. Qu.

    Od zera do...

    Filiżanka rozpadła się na drobne części, przeżyła jedynie łyżeczka, która nie odniosła obrażeń. Ten dzień od samego początku się nie układał. Wstałem z bólem głowy, przypadkowo też zbudziłem Kasię, która spała wtulona w moje ramię. Była wczesna godzina, 6 rano, a Kasia należy do tych osób, które lubią się wyspać. W takim razie wystarczy chyba tyle, że nazwę ją człowiekiem... Nie ważne. Dopiero co zrobiłem kawę, i od razu unikatowy kubek wytworzony z oryginalnej porcelany poleciał na kafelki. -Kurwa! - krzyknąłem na głos, a siedzący na parapecie gołąb natychmiast odleciał. - Pierdolona filiżanka. - dodałem pod nosem. To był prezent od mojej siostry, wiedziała, jak bardzo wielbię kawę i specjalnie dla mnie zamówiła kubek, na dodatek wraz z logiem Borussii Dortmund. Zrobiłem kolejną, tym razem już ją wypiłem. Dwoiłem się i troiłem, żeby złożyć dobrą jedenastkę na to spotkanie. Pierwszy mecz to zawsze wielkie nerwy, napięcie, a szczególnie, że włączył mi się Mourinho. Po prostu zależało mi zależeć, zrozumiałem, że muszę stać się do bólu profesjonalny by odnieść sukces. Mieliśmy w miarę opanowane trzy taktyki - Ofensywna, z kontrataku oraz "podporządkuj się". Ta ostatnia szczególnie mi się podobała w okresie przygotowawczym, chłopacy grali mądrze i wykorzystywali chwilę nieuwagi. Jednak czy to wystarczy na 4 poziom rozgrywkowy w Anglii? Zobaczymy, wszystko w nogach chłopców. Koniec końców zdecydowałem się wystawić optymalny skład - inny niż w poprzednim sezonie, rzecz jasna. Buchel w bramce, Devera na prawej obronie, w środku Gardner z Bradley'em, na lewej Tilney. Tak miała wyglądać defensywa. W pomocy Cliffordzi oraz Thompson, a tercet Sparkes-Gordon-Rigg miał zagwarantować bramki w tym spotkaniu. -Zwrócisz na mnie uwagę? - spytała Kasia. -Te tosty stoją tu już z jakieś 15 minut... - powiedziała i poszła do sypialni. Fakt... Byłem w swoim świecie, ale kogo to dziwi? Miałabyć największa ligowa frekwencja, do dnia meczu zeszło 1000 wejść. Na meczu z Gillingham było ponad 2 i pół tysiąca, z czym dzisiejszy mecz się nie zrówna, jednak mimo wszystko czułem, że cholera futbol w tym mieście zaczyna się rozwijać. Przyjechałem na stadion, chłopcy siedzieli już w szatni. Ja przywiozłem ze sobą swojego dobrego kolegę - Pawła Nowaka, polskiego zawodnika grającego niegdyś w Wiśle Kraków, Cracovii oraz Lechii. Od dziś pełnił rolę mojego asystenta. -No, to Twój nowy dom. - powiedziałem w stronę 37-latka. -Niezła murawa... A gdzie szatnie? -Tsa, to nasz kolejny przystanek. - odwróciłem się na pięcie i wspólnie z nim powędrowaliśmy do pomieszczenia wypełnionego 18-zawodnikami. Na wstępie przedstawiłem im Pawła i powiedziałem, jaką rolę będzie pełnił w naszym klubie. Przeszedłem do poleceń taktycznych i wyczytałem skład. Wszyscy byli skoncentrowani i wyglądali na zadowolonych - o to chodziło. Kiedy piłkarze się rozgrzewali, do mnie podszedł jeszcze grubszy niż ostatnio prezes. Z dnia na dzień pałałem w stosunku do niego co raz większą nienawiścią. -Przepraszam, ale muszę już iść na ławkę rezerwowych. - szybko rzuciłem w jego stronę i obróciłem się, jednak on złapał mnie za rękę. -Spokojnie, wyluzuj. To pierwszy mecz, nic nie znaczący. Nie ma się po co stresować. - pierdolony kretyn. -To wszystko? - powiedziałem głośniej i dosadniej, po czym ruszyłem w stronę wyjścia na murawę. Mecz zaczął się przy lekkich opadach deszczu, które z czasem się nasilały. Pogoda typowo angielska - chłopcy byli przyzwyczajeni. Coventry to dobrze znany zespół na angielskich boiskach. W 2001 roku spadli z BPL i do teraz grzeją miejsca w niższych angielskich ligach. Dziwne, bo w swojej historii zapisali między innymi zwycięstwo w F.A. Cup. Od samego początku rzucili się do ataku i nie dawali nam grać swojego futbolu. -Kurwa. - powiedziałem w stronę Pawła. -Jak tak dalej pójdzie, to nas zniszczą. -Uspokój się, z tego co mi mówiłeś to nasz klub pierwszy raz gra w tej lidze... -Ale większość z tych na boisku grała już dużo wyżej! - byłem totalnie wkurwiony i zdenerwowany. Zależało mi na zwycięstwie. Przyjezdni są faworytami do awansu i ich zwycięstwo miało być tutaj przesądzone przed pierwszym gwizdkiem, jednak ja czułem, że możemy im utrzeć nosa. W 11 minucie wywalczyliśmy rzut rożny, Clifford z narożnika, wyskakuje Bradley i GOOOOOL! 1:0! Kibice bili brawa, a ja stałem jak posąg, nie unosząc nawet ust, czy powiek. Ręce miałem schowane w kieszeni. Coventry się nie speszyło, i tak jak przeczuwałem, doprowadziło do wyrównania. Do końca pierwszej części gry nadal przeważali, jednak nie zamienili tego na bramki. -Panowie. - wziąłem głęboki oddech. -Grajcie spokojniej. Nie możecie oddawać piłki w prostych chwilach. Musimy się przy niej utrzymywać. Grać swoje, tak, jak w wygranych sparingach. Nie bójcie się grać piłką! Moje spostrzeżenia wyraźnie do nich dotarły, bo grali jak natchnieni. Przejęli kontrolę w tym spotkaniu. Parliśmy do przodu, sędzia natomiast kartkował niesamowicie, bo wyjął aż osiem żółtych kartoników. Koniec końców nie udało nam się strzelić bramki, Coventry także, więc podzieliliśmy się punktami. Nie najgorszy start, jak na mecz z pretendentem do awansu z pierwszej lokaty. Po spotkaniu podziękowałem za zaangażowanie, uzupełniłem jeszcze parę braków z zeszłego tygodnia, a tam znalazłem ciekawy liścik z klubu Reading... [1 kolejka Sky Bet 2] (-)Boreham Wood 1-1 Coventry(-) (Bradley)
  8. Qu.

    De zero a herói

    Pokaż tu swojego najlepszego piłkarza
  9. Dla mnie to jest nieczytelne i nieestetyczne, do tego brakuje przecinków.
  10. Qu.

    Od zera do...

    Wakacje minęły jak pstryknięcie palcem. Po wywalczonym awansie wyjechałem z Kasią do Polski, gdzie spędzaliśmy czas z naszymi rodzinami, a później wyjechaliśmy nad Morze Bałtyckie, bo pogoda o dziwo była podobna do tej w Bułgarii czy Hiszpanii. Potrzebowałem relaksu, odcięcia się od sportu, tym bardziej, że mogłem to zrobić w idealnym nastroju, choć nie do końca. Wywalczyłem awans, ale nadal nie przedłużyłem wygasającego kontraktu. Liczyłem na ofertę może z trzeciej ligi, albo czwartej, lecz wtedy z zespołu, który "musi" awansować, ale nic - kompletnie nic. Rozmawialiśmy z Kasią godzinami o tej sytuacji. Radziłem się też ojca w tej sprawie. Przejrzałem na oczy, zrozumiałem też, że przecież jestem nikim. Bo kim niby miałbym być? Wielkim bogiem, który zrobił awans w półamatorskiej lidze? Gówno prawda. Kontynuuje to, co zacząłem. Zadzwoniłem do grubego, cieszył się, że chce zostać kolejny rok i do tego znalazłem pracę dla Kasi - od Czerwca będzie moją osobistą sekretarką. Niestety wolne szybko się skończyło i musiałem nieźle zapierdalać. Dziennie wykonywałem około 30-40 telefonów. Byłem lekko wykończony, ale koniec końców udało się dopiąć wszystko na ostatnie guziczki. Niestety, ale większa połowa składu odeszła. Morgan chciał w pizdu pieniędzy, Ward stwierdził, że tu nie zrealizuje swoich celów, a Doe, czyli ten niby "Wielki defensor", nie chce już tu grać, bo to za niskie progi dla niego. Jebany ciul, u nas musiał grać bo nie było innego, a jak już był na tym pieprzonym boisku to robił więcej zła niż dobra. W dniu 27 Lipca dopięliśmy ostatni transfer, przyszedł do nas 12 nowy piłkarz. Wcześniej oczywiście pożegnało się z nami właśnie tylu grajków. Stwierdziłem, że: "Hej, jesteśmy już w czwartej lidze, muszę być co raz bardziej profesjonalny!". Dlatego też zrobiłem sobie wielki kalendarzyk, w którym uporządkowałem transfery z tego sezonu: Kadra była uporządkowana, pełna. Owszem, nie było jakiegoś nie wiadomo kogo. Jednakże ściągnąłem do zespołu na prawdę przyzwoitych graczy, jak teraz sobie przypominam sparingi rozegrane przed sezonem. Ten okres był cholernie ważny, przecież miałem nową drużynę i trzeba było zmienić taktykę. Siedziałem w mieszkaniu, Kasia jedynie sprzątała kolejne zgniecione kartki leżące na Ziemi. Po godzinach siedzenia na internecie i próbowania łączyć różne systemy gry, zdecydowałem się na opcję 4-1-2-3. Jakoś z środka pola nam nie zniknęła, bo przecież Cliffordzi i Howell zostali, a do tego przybyło dwóch świetnych zawodników. Dzwoniłem do różnych trenerów, umówiłem się z ciekawymi zespołami. Moim celem był jeden sparing ze słabym klubem, i jeden z klubem z Championship. Udało się. W kalendarzyku pojawiły się także wyniki sparingów:
  11. No, i to mi się podoba. Nadrobiłem sobie wszyściutko i muszę przyznać gratulacje, bo budujesz zespół na wychowankach i Polakach, a nie szukasz taniego gówna za granicą :> I w dodatku awansowałeś za pierwszą próbą do LM, przy czym innym nie udała się ta sztuka składając zespół z, jak wspominałem, taniego ścierwa. Powodzonka dalej.
  12. Bramka zdobyta w 82 minucie będzie miała kluczowe znaczenie dla całego dwumeczu
  13. Qu.

    Od zera do...

    Nagrody za sezon 2015/16 w Vanarama National League: Piłkarz sezonu: O'Hanion (Grimsby) - 32/22/7/7.20 Król strzelców: O'Hanion (Grimsby) - 22 bramki Bramka sezonu: Joe Morrell (Torquay) Menadżer roku: Mateusz Prok (Boreham Wood) - 33 mecze/66% zwycięstw Najważniejsze ligi , czyli biedny Steven, upokorzone PSG i nieprzewidywalny Piast Niemcy: 1. Bayern, 2. Borussia D., 3. Bayer Holandia: 1. Ajax, 2. PSV, 3. Feyenoord Liga Mistrzów: Bayern vs. Atletico (0-1) Liga Europy: West Ham vs. Sevilla (k.2-2) Najlepszy piłkarz w Europie: L. Messi / śr. ocena: 8.10
  14. Qu.

    Od zera do...

    [42 kolejka VAN] (14.) Chester 1-0 Boreham Wood (1.) [43 kolejka VAN] (1.) Boreham Wood 1-1 Southport (19.) (Liburd) [44 kolejka VAN] (23.) Aldershot 0-1 Boreham Wood (2.) (D'Ath) [45 kolejka VAN] (2.) Boreham Wood 3-0 Guiseley (24.) (Shakes, Liburd x2) [46 kolejka VAN] (16.) Welling 0-1 Boreham Wood (1.) (Clifford) Tabela Mówiąc szczerze, dawno nie przeżyłem takiego dramatu. Grając w barażach dostalibyśmy wpierdol, bo grały tam najbardziej nie leżące mi drużyny. Koniec końców - cud. Awans. Miałem utrzymać zespół, udało się awansować, z czego jestem dumny. Nie miałem siły nawet już opisywać tych spotkań, bo pierwsze dwa w tym miesiącu mocno podcięły moje skrzydła... Mieliśmy na 3 mecze przed końcem 5(!) punktów straty do Tranmere! To po prostu szczęście, szczęście amatora. Kwiecień 2016 3-1-1, 6:2 Finanse: 82.317 funtów Nie będę wam nudził i opisywał wszystkich piłkarzy, bo po 1. Po co?, a po 2. grało tak na prawdę 15 chłopaków, inni zaliczyli jeden, max 2 mecze, i to z ławki, po 3. pewnie żadnego z nich nawet nie kojarzycie. Klubowe nagrody i jedenastka sezonu Statystyki Podsumowanie sezonu w skrócie Co dalej ze mną? No tak, nie dostałem propozycji przedłużenia kontraktu... Pewnie ją dostanę, jednak chcę odejść. Klub pod względem finansów wygląda makabrycznie. Paru grajków odejdzie, paru zostanie, drużyna jednak zostanie podzielona. Chcę kontynuować karierę właśnie w Anglii, dlatego będę czekał na jakąś ciekawą ofertę. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy, trochę ryzykuje bo przecież nie zrobiłem żadnej licencji przez te pierdolone długi i może być tak, że trafię z powrotem do Vanaramy:D To by było ciekawe...
  15. Qu.

    Podnieś się i walcz!

    A kto ma wiedzieć najlepiej w kwestii transferów jak nie Ty? ;)
  16. Qu.

    Od zera do...

    Przyjechało Macclesfield. To właśnie przeciwko nim grałem swój pierwszy mecz w karierze, który był zarazem najnudniejszym. Dostali 2-jkę. Liburd x2, który wywalił ze składu Morgana, bo ten z kolei kompletnie bez formy. Tak jak sobie myślałem, że kurde - kolejny mecz z Cheltenham, musimy go wygrać! Tsa... Chuj, 4:0 w dupe i do widzenia. Ja pierdole. Nie przegrywamy 20 meczów z rzędu, i nagle chuj - 4:0. 4:0!!! Ale wpierdol, aż wstyd. Nie mogłem na to patrzeć, no nikt nie mógł. Mniejsza, opierdoliłem ich w szatni i pojechałem do domu się zrelaksować, bo u siebie gościliśmy Dover, pretendenta do gry w barażach, a mi ta drużyna szczególnie nie leżała... Jak zwykle przyszło około 500 ludzi na trybuny. W tym Kasia. Musieliśmy wygrać, bo Tranmere miało mecz mniej, ale tyle samo punktów, niestety. Tylko jedna drużyna ma zapewniony awans. Pozostałe cztery z miejsc 2-5 biją się w barażach, a ja chciałem cholernie tego uniknąć, bo nie mam doświadczenia i jak miałbym ustawić team? Martwić się będę, jak faktycznie się tam znajdziemy. Po meczu z Cheltenham pojechałem z Billy'm Cliffordem do szpitala. Skręcił staw skokowy i miał po sezonie, ale lekarz oznajmił, że seria zastrzyków przed następnym meczem pozwoli mu zagrać, jednak absencja będzie dłuższa. Decyzja należała do niego: -Trenerze, jestem potrzebny? - spytał mnie były piłkarz Chelsea. -Tak, ale zastanów się, czy warto. Myśl tylko o sobie. I chciał zagrać. W jebanym meczu piątej ligi ryzykował wiele. I tak miał po sezonie, to zrozumiałe, ale zdecydował się na takie posunięcie. Byłem w szoku. Zaczęliśmy neutralnie, raz oni atakowali, raz my, jednak nieskuteczność raziła po obu stronach. Dostałem smsa, że Tranmere przegrywa 1-0. Trochę się podpaliłem, ale nikomu nic nie powiedziałem. Nadal graliśmy swoje, jednak w okolicach 60 minuty sędzia odpierdolił maniane i dał im karnego. "KURWA!" - krzyknąłem w jego stronę i wbiegłem na boisko. "Popierdoliło Cię Ty stary gruby frajerze?!" - krzyczałem dalej i przybliżałem się ku niemu. Wtedy podbiegł asystent i ściągnął mnie na ławę. -Pierdolony kutas. - rzekłem i siedziałem już cicho. No i stało się. Strzelili. Przegraliśmy. Nie potrafiliśmy już znaleźć na nich sposobu. Niech to kurwa szlag. Kryzys w takim kluczowym momencie. Zostało pięć meczów. Wszystkie pięć z zespołami z dolnej części tabeli. Ale co z tego? Tutaj każdy może wygrać. Boję się tego w cholerę, ale jedno jest pewne - jeśli chcemy awansować z pierwszego miejsca, musimy zgarnąć jebany komplet... [39 kolejka VAN] (1.) Boreham Wood 2-0 Macclesfield (12.) (Liburd x2) [40 kolejka VAN] (10.) Cheltenham 4-0 Boreham Wood (1.) [41 kolejka VAN] (1.) Boreham Wood 0-1 Dover (7.) Marzec 2016 3-1-2, 7:7 Finanse: -225.733 funtów Vanarama National League: 1 miejsce, 22/9/10, +26, 75 punktów F.A. Cup: 2 runda (vs. Gillingham 0-2) F.A. Trophy: 4 runda (vs. Dover 2-4) Najlepszy strzelec: Morgan - 16 Najlepszy asystujący: Tilney - 13 Najwyższa średnia: Ricky Shakes - 7.36 TABELA
  17. Qu.

    Od zera do...

    Ah, wcześniej zauważyłem przecinek pomiędzy "Informacji, pozycji ligowej"
  18. Qu.

    Od zera do...

    O jakie informacje Ci chodzi?
  19. Qu.

    Od zera do...

    -Cześć trenerze. Chciałbym tylko podziękować za danie mi szansy i regularne występy. Wierzę, że odwdzięczam się dobrymi występami i zadowalam pana. - powiedział lekko zmieszany Whichelow. -Sam sobie wywalczyłeś taką pozycję w klubie. Nie masz mi za co dziękować, każdy z nas jest kowalem swojego losu. -Chciałbym się też pana poradzić. Jeśli inny klub zaproponuje mi grę, oczywiście klub z wyższej ligi, to na moim miejscu przyjąłby pan tą ofertę? -Słuchaj, Matt. Tacy jak Ty muszą wykorzystywać swoje szansę. Jamie Vardy w Twoim wieku grał w jeszcze niższej lidze niż Ty, a dziś trąbi o nim cały świat, bo pobija rekordy największych graczy wszech czasów. Musisz piąć się w górę, myślisz, że jeśli pojawi się konkretna, lepsza oferta, to z niej nie skorzystam? Jeśli nie awansujemy, to połowa z nas, jak nie więcej, będzie chciała odejść, a Ty powinieneś w szczególności. - ostatnie słowa wyraźnie podkreśliłem wyższym tonem. -Złapiesz słabszy moment i ludzie o Tobie zapomną, więc jeśli coś masz, to z tego korzystaj. -Dzięki, trenerze. Matty jak nie strzela, to asystuje. Jest w kapitalnej dyspozycji i powiem szczerze, że może nie wróżę mu wielkiej kariery, bo przypadki takie jak Vardy zdarzają się raz na dwie, trzy dekady, jednak może grać w Championship i zarabiać więcej niż dwójkę miesięcznie. Zresztą sam chciałbym w końcu pójść gdzieś wyżej, ale najpierw celem jest wywalczenie awansu z Boreham - co dalej, zobaczymy, bo jeśli klub ma być na dupnym debecie, to trzeba to pierdolić i zwijać jak najszybciej, zanim prezes mnie upokorzy samodzielnie usuwając mnie z klubu - wtedy pewnie inne kluby nie byłyby chętne zatrudnić mnie na stanowisko menadżera. W tamtej chwili jednak warto było się skupić na teraźniejszości, bo zmiany w życiu prywatnym były widoczne. Kasia spędzała ze mną cholernie dużo czasu, zawsze do mnie przyjeżdżała i u mnie nocowała: "Hej, trzeba to zmienić. Powinniśmy razem zamieszkać." I tak się stało. To jest lepsze niż myślałem. W dodatku wspaniale się dogadujemy. Jest na każdym meczu granym w Borehamwood, i na każdym możliwym wyjeździe. Fantastycznie mnie wspiera, jest mi potrzebna, i czuję, że ja jej również. Teraz również mnie wspierała, tym razem pojechała na mecz z FC Halifax. Poczytałem sporo na temat tego zespołu. Jest bogaty, oczywiście jak na standardy tej ligi, i ma na prawdę świetny stadion. Mieści ponad 14 tysięcy ludzi! Fakt, na mecz z nami przyszła 1/14, ale to drugorzędna sprawa. Bałem się tego meczu, bo to nieprzyjemny przeciwnik. Błąka się w okolicach strefy spadkowej i na pewno chciał nam popsuć świetne humory zwieńczone wysokim miejscem w tabeli. Jednak to my zadaliśmy pierwszy cios. Shakes strzelił po jakiejś pół godzinie meczu na 1:0 i wydawało się, że kontrolujemy mecz, dopóki gospodarze nie wyrównali tuż przed przerwą. Po zmianie stron to jednak my nadal parliśmy na bramkę, a przyczyną tego była słaba organizacja defensywy gospodarzy. Po kwadransie gry w drugiej części gry Liburd, wypożyczony napastnik strzelił na 2:1 i byłem pewny zwycięstwa. Łatwo się domyślić, że piłkarze poszli w moje ślady i byli rozkojarzeni, przez co dostaliśmy nauczkę w postaci bramki na 2:2 w 85 minucie. Szkoda, kurwa. Głupio stracone punkty. Po 4 dniach przerwy na swoim zajebistym Meadow Park podejmowaliśmy Barrow, ekipę, która nie mogła nam strzelić choćby jednego, nic znaczącego gola. Goście byli w strefie spadkowej i mimo nie najwyższej straty punktowej do miejsca gwarantującego utrzymanie byli skazani na spadek, przeze mnie. Nie lubiłem ich, głównie za sprawą nazwy. Nie ważne. Już w 20 sekundzie pokazaliśmy im, żeby jak najszybciej spierdalali z tej ligi. Za wysokie progi, Clifford na 1:0. Na 2:0 przed przerwą strzelił Shakes i nikt nie był w stanie zatrzymać pędzącego pendolino o nazwie "Boreham Wood - next stage: Barclays Premier League". Wolne żarty, przecież chce uciekać stąd jak najszybciej. W drugiej części spotkania Nunn ustalił wynik na 3:0 strzelając swojego pierwszego gola. Nie pozostaliśmy obojętni, musieliśmy to uczcić, więc pub powitał nas w najlepszy możliwy sposób... Po alkoholowych ekscesach przyszedł czas na kolejny mecz - tym razem graliśmy z Wrexham, które było po ostrym laniu od Braintree w F.A. Trophy. Przegrali 4-1 i pewnie chcieli wyjść z chwilowego dołka, bo przecież chcą zająć miejsce gwarantujące baraże do Sky Bet League 2. Po 37 kolejkach byliśmy na 1-szym miejscu, z tym samym dorobkiem punktowym co Tranmere(69), jedynie różnica bramek przemawiała na naszą korzyść. W ogóle kto by pomyślał, że ja wraz z Boreham Wood będę na czele tabeli w momencie kiedy objąłem zespół?! To było dziwne, ale rzeczywistość była taka, że od 18 spotkań nie przegraliśmy w lidze. Nieźle. Z Wrexham byliśmy nabuzowani, biegaliśmy i walczyliśmy. To gospodarze stworzyli pierwszą, wybitną okazję. Nie wykorzystali jej i to się zemściło. Liburd raz, Liburd dwa i pozamiatane. Nie potrafili się pozbierać, a my graliśmy mądry futbol. Na dodatek w zespole zadebiutował 15-latek Jeff Bentley, prawy pomocnik. [36 kolejka VAN] FC Halifax 2:2 Boreham Wood (Shakes, Liburd) [37 kolejka VAN] Boreham Wood 3:0 Barrow (Shakes, Clifford, Nunn) [38 kolejka VAN] Wrexham 0:2 Boreham Wood (Liburd x2)
  20. Tia... To wróżenie czy życzenie? :> To żądanie. :> Ja bym prędzej powiedział, że teza oparta na mocnym argumencie
  21. Ta forma nie prowadzi do niczego innego, jak kolejnego triumfu w Lidze Mistrzów
  22. Qu.

    Królowie kartoflisk

    Oberliga to odpowiednik którego poziomu rozgrywek w Niemczech, 4?
  23. Qu.

    De zero a herói

    Uuu, tutaj będzie ciekawie W takim razie czas zobaczyć jak wygląda rajd po awans w Portugalii, będę tu zaglądał ;)
  24. Qu.

    Od zera do...

    Cholera... Wtorek, 16 Lutego 2016r. Tę datę zapamiętam chyba na zawsze. Wydawało mi się, że niemożliwe jest po prostu... Niemożliwe. A nie, że niemożliwe jest możliwe. To trochę absurd. Jednak stało się. To na prawdę się wydarzyło! Hehe, nie, nie odchodzę z Boreham Wood i nie dostałem propozycji z jakiegoś zajebistego klubu. Mecz z Kidderminster to kolejny z tych 'zwykłych'. Fakt, byliśmy zmęczeni, nie powiem, że nie, ale i tak byliśmy faworytami i musieliśmy wygrać ten mecz. Zaczęło się fatalnie. Nie potrafiliśmy wejść w mecz i nie oddaliśmy celnego strzału, goście już 2. W 41 minucie dostaliśmy niezłego kopa w postaci gola i widziałem, że moi zawodnicy byli bezradni. "Kurwa, i co teraz zrobić?" - pomyślałem i poszedłem do szatni. Opierdoliłem ich na tyle głośno, że moje krzyki słyszano nawet na trybunach. Czy to coś dało? Myślę, że wzięli to sobie do serca, ale nogi nie pozwalały. Przyjezdni trafili do siatki po raz drugi i przestałem wierzyć w cud, usiadłem na ławce rezerwowych, jedynie zmieniłem paru grajków i patrzyłem z przymrużeniem oka na to, co się dzieje. Chwilę później jednak Whichelow dał nadzieję strzelając na 1:2! Nawet nie drgnąłem. Czułem, że to i tak nic nie da. Ale graliśmy dalej. Rzuciliśmy się na nich. Krzyczałem do moich zawodników: "No dalej, zapierdalajcie, wyżej, wyżej!". W ten sposób przejęliśmy kontrolę i atakowaliśmy Kidderminster. Oni byli już bez sił, widziałem to. W 91 minucie ich zawodnik popełnił taki błąd, że gdyby grał u mnie, to bym go zabił i to kurwa ze szczególnym okrucieństwem. Podanie, niedokładne w tył, piłka minęła obrońcę który nie miał szans jej przyjąć, Whichelow sam na sam.... GOOL! 2:2! -No, kurwa, chociaż ten remis. - spojrzałem na Gerrarda Prenderville'a i odetchnąłem z ulgą. Ale to nie koniec. 93 minuta, ostatnia doliczonego czasu gry. Sędzia miał już zamiar kończyć mecz, ale jeszcze rzut rożny. Clifford. Dośrodkowanie, piłka odbija się od kilku piłkarzy, wyskakuje Liburd i GOOOL! 3:2! Wygrywamy. Biegałem jak szalony. Do piłkarzy i z powrotem. Nigdy się tak nie cieszyłem. "Ja pierdole" - powiedziałem i poszedłem w stronę szatni. Anglia potrafi wkurwiać z tymi meczami. Niby fajnie, bo brak przerw dla kibiców i w ogóle... Ale po pierwsze - my nie mamy kibiców, po drugie - męczymy się. Na całe szczęście po meczu z Torquay czekał nas tydzień przerwy. Torquay już raczej nie wierzy w awans. Raczej za wszelką cenę chcę uniknąć spadku - 11 punktów przewagi nic nie znaczy. Mniejsza, my graliśmy o zwycięstwo i wiedzieliśmy, czego chcemy. Zaczęliśmy ślamazarnie, wiadomo, byliśmy zmęczeni i potrzebowaliśmy odetchnąć. Jednak wszyscy chcieli dać z siebie wszystko, bo też wiedzieli o tygodniowej przerwie, w której będziemy trenować tylko raz. Pierwsza połowa to opera. Nic, nuda. Kilka osób nawet wyszło ze stadionu. W drugiej połowie ruszyliśmy. Zaczęliśmy grać swoje, a Whichelow znów pokazał w jakiej jest formie, strzelając na 1:0. "O co kurwa chodzi?" - zastanawiałem się i śmiałem w głębi serca. Pod koniec meczu Howell strzelił na 2:0 i mogliśmy zapisać sobie kolejne zwycięstwo. 15 MECZÓW BEZ PORAŻKI Z RZĘDU. Brzmi nieźle, co? Ćwierćfinał to zajebiste uczucie. Przed spotkaniem zatrudniliśmy dwóch trenerów - jeden będzie zajmował się ofensywą, drugi defensywą. Prowadzę negocjację z młodymi trenerami bramkarzy, którzy są niezbędni w sztabie szkoleniowym. Niestety finanse klubu są tak mierne, że ciężko będzie pogodzić to z zyskami, a wydaje mi się, że klub niedługo po prostu zbankrutuje. Ja sam chcę się stąd jak najszybciej wydostać, pewnie nie przedłużę wygasającego kontraktu. -Panowie, nic się nie stało. Nikt na nas nie stawiał, osiągnęliśmy na prawdę sporo i możemy być tylko z siebie dumni. Z mojej strony mogę wam tylko podziękować za walkę do końca i wspaniałą przygodę w tym pucharze. Skupiamy się na lidze i robimy awans - proste! Kurwa, była szansa. Wielka. Mogliśmy zgarnąć ten puchar, ale trudno, będzie jeszcze okazja. Lipa trochę, że bramki Morgana i Whichelow'a nie dały nam awansu i ostatecznie przegraliśmy 2:4. Kolejny raz jednak nagroda pocieszenie poprawiła mi humor. Kasia, która po meczu została u mnie, i szybciej pojechała do mieszkania, odebrała przesyłkę. Po raz kolejny komitet ligi uznał, że warto docenić moje starania i bum! Menadżer miesiąca. Zajebiście, kolejna rzecz na puste pułki, do tego darmowa... Jebany żyd ze mnie, ale trudno... Leżąc w łóżku, z Kasią, zrozumiałem, że ten miesiąc był ciężki. Co raz częściej nachodziły mnie myśli, żeby faktycznie stąd spierdolić i przenieść się gdzie indziej. Ale ten gruby kutas nie dał mi nawet pieniędzy na kurs trenerski, dzięki któremu miałbym lepszą licencję. Skurwiel, jeszcze mu pokażę. Na ten moment w Borussii najwięcej bramek ma Aubameyang(17), Gundogan zgromadził aż 13 asyst, a Hummels już 11 razy został wybierany MVP spotkania. Zawodnicy z Signal Iduna Park awansowali do 2 rundy Ligi Europy, eliminując Saint-Ettiene w dwumeczu(2:1[W], 0:1[D]), gdzie zmierzą się z CSKA Moskwa. W Bundeslidze poprawili swoją sytuację, będąc na trzeciej lokacie ze stratą sześciu punktów do Bayeru Leverkusen. "Aptekarze" rozegrali jeden mecz więcej. [34 kolejka VAN] Boreham Wood 3-2 Kidderminster (Whichelow x2, Liburd) [35 kolejka VAN] Boreham Wood 2-0 Torquay (Whichelow, Howell) [F.A. Trophy 4rd] Boreham Wood 2-4 Dover (Whichelow, Morgan) Matty Whichelow piłkarzem miesiąca Vanarama National League! Luty 2016 4-1-1, 12:7 Finanse: 196.314 Vanarama National League: 2 miejsce, 19/8/8, +24, 65 punktów F.A. Cup: 2 runda (vs. Gillingham 0-2) F.A. Trophy: 4 runda (vs. Dover 2-4) Najlepszy strzelec: Morgan - 16 Najlepszy asystujący: Tilney - 12 Najwyższa średnia: Matty Whichelow - 7.38
  25. Qu.

    Od zera do...

    Shakes Mnie dziwi jego forma. Nie wyróżnia się niczym, tak samo Whichelow, ich umiejętności są wskazywane na taką dolną połówkę jeśli ich porównać z innymi(chodzi mi tutaj o gwiazdki), a grają tak, że głowa pęka. Pewnie podobnych rzeczy doświadczyłeś w Lurgan Aha, i warto dodać, że Shakes zadebiutował w BPL, mając 19 lat w Boltonie. Kariery, jak widać, wielkiej nie zrobił.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...