Skocz do zawartości

Spajk

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    875
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Spajk

  1. Spajk

    4:40, słońce wstaje

    Trochę jakbym czytał o sobie
  2. Jak już skroiłeś Bayern to IMO z BVB powinno pójść Ci równie dobrze. Niesamowita dyspozycja w LM :o
  3. Spajk

    Co rano to samo

    Wydało się, że czekałem najpierw na Twój wrzut
  4. Spajk

    Co rano to samo

    W grudzień weszliśmy z niemałym impetem. Najlepiej świadczy o tym rezultat spotkania ligowego, w którym to przed własną publicznością podejmowaliśmy drugą siłę Rzymu - S.S. Lazio. Nieco mniejszą aniżeli sam wynik rangę przypisałem występowi Duvana Zapaty. Byłem wielce ciekaw tego, co zademonstruje przeciwko nam piłkarz, z którym nie wiązałem długofalowych planów. Czasami takowy osobnik zrobi wszystko, ażeby odpłacić się za brak okazania cierpliwości, a niekiedy potrafi zrozumieć, że piłka nożna to nie tylko same mecze i treningi, ale również biznes. Kolumbijczyk w moim odczuciu należał do drugiej kategorii, o czym utwierdziły mnie jedynie jego medialne wypowiedzi. Zachował się, jak na profesjonalistę przystało, skomplementował naszą grę i stwierdził, iż nie może doczekać się bezpośredniej potyczki. Może F.C. Internazionale nie było drużyną, w której przeżywał on najlepszy czas w swojej karierze, ale mimo to doceniał naukę, jaką pozyskał w naszej bazie treningowej oraz na naszych boiskach. Niespełna tydzień później przyszło nam ścierać się z drugą siłą równie ważnego w historii włoskiej piłki miasta. Mam tutaj oczywiście na myśli Turyn i tamtejsze Torino. Byki w obecnej kampanii nie reprezentują swoją grą niczego nadzwyczajnego. Ich postawę ciężko określić nawet mianem poprawnej, a lekki kryzys, który narodził się w ubiegłorocznej kampanii, powoli zaczyna wyżerać klub od środka. Obecnie Toro odłączyło się od kreski wyznaczonej trzech kandydatów do spadku. Niestety przewaga w postaci trzech oczek z całą pewnością spędza sen z powiek każdemu zainteresowanemu niezależnie od jego funkcji czy to kibic, czy menedżer, czy też szefostwo. Odkąd objąłem Nerazzurri nie przegraliśmy ani nie zremisowaliśmy z nimi żadnego spotkania. Taki kontekst pozwala mi podejść do grudniowej potyczki z ogromną wręcz dozą optymizmu. Do gry wystawiłem skład optymalny, w którym obyło się bez większych niespodzianek. Szansę na grę od pierwszej minuty otrzymał Cataldi, który swoją postawą na treningu wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Jego zaangażowanie oczywiście nie mogło umknąć mojej uwadze i bezpośrednio przełożyło się na zrezygnowanie z obecności Gnoukouriego na rzecz wspomnianego Włocha. Muszę przyznać, iż od momentu rozszerzenia kadry mam naprawdę spory problem, którego nie jestem w stanie rozwiązać również przy pomocy moich współpracowników. Być może będę musiał zastosować jeszcze bardziej rozbudowany system rotacji lub po prostu ograniczyć liczbę piłkarzy. Pokrzywdzony w ostatnich tygodniach poprzez nieliczne występy Danilo miał w końcu okazję pokazać mi, jak bardzo się myliłem, nie wystawiając go do gry zdecydowane wcześniej. Chyba nie będzie dla nikogo zaskoczeniem fakt, że to właśnie my zdecydowanie lepiej wprowadziliśmy się w mecz. Pierwszą akcję zwiastującą bramkę przeprowadziliśmy już w 3. minucie. Wrzut z autu na wysokości pola karnego egzekwował Alonso, który dalekim wyrzutem na skraj szesnastki obsłużył dobrze zastawiającego się D'Ambrosio. Szczelna defensywa turyńskiego klubu w trybie natychmiastowym uniemożliwiła naszemu bocznemu obrońcy ewentualne zejście do środka czy też próbę dośrodkowania. Naciskany bardzo intensywnym pressingiem Danilo wycofał piłkę jeszcze raz do Hiszpana. Ten przebiegł kilka metrów i wysokim dośrodkowaniem starał się obsłużyć walczącego w pojedynku główkowym Poulsena. O ile Duńczyk przegrał pojedynek główkowy, o tyle został dla mnie jego bezapelacyjnym zwycięzcą. To właśnie dzięki niemu rozpaczliwa próba wybicia futbolówki przez defensora sprawiła, iż ta kilka sekund później znalazła się pod nogami Jesusa, który mocnym uderzeniem z najbliższej odległości pokonał bezradnego Padelliego. Na szczególną uwagę zasługuje postawa Brazylijczyka, który ni stąd, ni zowąd zdobył bramkę bezpośrednio z gry, a nie stałego fragmentu gry. Byłem w lekkim szoku widząc wspomnianego Brazylijczyka w polu karnym Torino. Gdyby nie fakt, że wpisał się on na listę strzelców, zapewne zganiłbym go za bezmyślne zachowanie i tworzenie luki w bloku defensywnym. Szybko zdobyta bramka spotęgowała jedynie naszą pewność siebie. Poszliśmy za ciosem i nie odpuszczaliśmy nieco podłamanemu przeciwnikowi. Następny w kolejności do zdobycia bramki był Cataldi. Włoch skrzętnie wykorzystał otrzymaną ode mnie szansę oraz kapitalne podanie Poulsena wzdłuż linii pola karnego. Bardzo mocnym strzałem zmierzającym centralnie pod poprzeczkę przełamał on rękawice rozpaczliwie interweniującego 34-latka. Przed przerwą udało nam się dołożyć jeszcze trzy grosze. Właściwie byłem pod ogromnym wrażeniem naszych poczynań ofensywnych. Właściwie każda nasza akcja do przodu kończyła się bramką. W 40. minucie po szybkiej wymianie piłek w środku pola i kapitalnym prostopadłym zagraniu na wolne pole od Perisicia do futbolówki jako pierwszy dopadł Icardi. Argentyńczyk stanął oko w oko z golkiperem i mocnym, technicznym strzałem po ziemi w kierunku dalszego słupka podwyższył nasze, już okazałe prowadzenie. Wciąż było nam mało. Swoje nazwisko do listy strzelców dopisał również Perisić. Chorwat wykorzystał kapitalne krótkie zagrane od Origiego i strzałem po ziemi ustalił wynik spotkania przed przerwą. Zniesmaczone miny kopaczy Torino oraz duże uśmiechy malujące się coraz wyraźniej na twarzach moich podopiecznych. Wiedziałem wtedy, że jesteśmy w gazie. Złapaliśmy niesamowitą formę, którą musieliśmy wykorzystać, ażeby przerwać hegemonię Juventusu. Po przerwie nie forsowaliśmy już tempa. Skupiałem się głównie na oszczędzaniu najbardziej znaczących person w zespole. Ich obecność podczas zbliżających się wielkimi krokami Derbach Mediolanu będzie wręcz konieczna. Nasze zobojętnienie wykorzystali gospodarze, którzy bramkę honorową zapisali na swoje konto po ładnej, składnej akcji z 63. minuty. Mimo iż pierwszy strzał Luiza Adriano został zablokowany, o tyle Handanović oraz lekko spóźnieni obrońcy nie mieli już szans zablokować dobitki Brazylijczyka. Wszystko wyszło tak, jak to sobie zaplanowałem. Teraz nie mamy zbyt wiele czasu, gdyż śpieszymy się na samolot do Lizbony. Ostatni mecz w fazie grupowej Ligi Mistrzów jest dla nas jedynie formalnością. Po wyśmienitej grze i pokonaniu silnej Chelsea zapewniliśmy sobie wyjście z grupy z pierwszego miejsca nawet w razie porażki.
  5. Wykop Adlera doskonały. Wood z golem dla HSV w debiucie
  6. Tak sobie spojrzałem wczoraj na rozkład grup w LM i zauważyłem, że u Ciebie również do jednej grupy (tak jak i w rzeczywistości) wpadły Arsenal i PSG, a teraz? Legia, Real i BVB Zresztą jestem w szoku patrząc na to jak radzi sobie u Ciebie Tottenham. U mnie zawsze grają solidnie, ale nigdy, aż tak ponad swoje możliwości. Powodzenia i po zwycięstwo w grupie :P
  7. Prostopadłych podań dziś więcej niż za trzyletniej kadencji Guardioli :P
  8. Lloris nie przewidział, że może przejść
  9. Spajk

    Co rano to samo

    Ciężko jednoznacznie stwierdzić, jaki pułap osiągnąłbym, gdybym w połowie ubiegłego sezonu odprawił z kwitkiem Inter, a podjął pracę w Lazio. Zresztą wówczas obie drużyny zabiegały o mnie bardzo aktywnie, a o mojej ostatecznej decyzji przesądziło kilka czynników. Na korzyść obecnego pracodawcy przemawiało jednak znacznie więcej argumentów. Teraz będę mógł przekonać się na własnej skórze, o słuszności tejże decyzji. Co ważne będę mógł zobaczyć w akcji Duvana Zapatę z usług, którego zrezygnowałem po objęciu stanowiska. Biorąc pod uwagę jego regularność w ostatniej kampanii, muszę chyba przyznać się do błędu. Ze względu na nieco większą aniżeli ostatnio rozbieżność dat w terminarzu mogłem pozwolić sobie na wystawienie do gry mocniejszej jedenastki uwzględniającej w dużej mierze kluczowych członków drużyny oraz rezerwowych. Jako gospodarz rozpoczęliśmy mecz szybko i agresywnie. Nie chcieliśmy dopuścić do sytuacji, w której to my bylibyśmy zmuszeni do gonienia wyniku i atakowania cofniętego rywala, który wyczekiwałby jedynie sposobności do wyprowadzenia kontrataku. Wszystko wyglądało świetnie, gdy już w 3. minucie przyprawiliśmy kibiców przyjezdnych o zawał. Piłka przeniesiona z lewego na prawe skrzydło padła łupem podłączającego się Djurovicia, który zajął miejsce zbiegającego do środka Campbella. Co istotne Kostarykanin zabrał za sobą jednego defensora, tworząc tym samym ogromną przestrzeń dla Serba. Ten z kolei ani myślał, ażeby forsować szyki defensywne rywala. Wyczekał chwilę i prostopadłym podaniem na wolne pole uruchomił Cermaka. Czech bez trudu wbiegł przed Radu i nie pozwolił się wyprzedzić, a gdy dopadł do futbolówki, bardzo mocnym strzałem skierowanym w prawe okienko powinien zdobyć bramkę. Wszystko było wykonane doskonale, ale zabrakło po prostu szczęścia. Zamiast szału kibiców skandujących nazwisko młodziana echo poniosło jedynie dźwięk obitego słupka. Sam piłkarz ani myślał choćby przez moment o poddaniu się i wylewaniu hektolitrów łez nad niepowodzeniem. Frantisek złapał się jedynie za głowę i pobiegł dalej. Jego cierpliwość została wynagrodzona w 10. minucie. Po raz kolejny naszą akcję zapoczątkował niesamowicie aktywny w pierwszej odsłonie spotkania Djurović. Grający bardzo wysoko defensor po raz kolejny wprowadził w życie nasz charakterystyczny plan taktyczny. O ile wrzutka na bliższy słupek okazała się kompletnym niewypałem i w trybie natychmiastowym opuściła obręb szesnastki o tyle kapitalna centra Perisicia zrodziła absurd absolutny. Ponownie w centrum uwagi znalazł się Radu, który rozpaczliwą interwencją usilnie próbował oddalić zagrożenie. Jego zachowanie było jak najbardziej na miejscu, z tym że wybijana futbolówka niefortunnie trafiła w stojącego dwa metry dalej Cermaka i zatrzepotała w siatce. Nikt wówczas nie mógł uwierzyć własnym oczom. Po szybko zdobytej bramce nasza gra układała się coraz lepiej. Co prawda nie braliśmy już tak aktywnego udziału w grze, jak dotychczas, a nasze priorytety grania do przodu zostały wyparte przez skupienie się na bronieniu. Do przerwy na tablicy wyników widniał rezultat jak najbardziej zasłużony, który uzyskaliśmy za sprawą przypadkowej bramki zdobytej przez Czecha. Po powrocie na murawę zaczęliśmy się rozkręcać coraz bardziej, a to oczywiście doprowadziło do podwyższenia rezultatu. W 55. minucie rzut wolny egzekwował Perisić. Chorwat podjął niekonwencjonalną decyzję i mimo bardzo długiego rozbiegu sugerującego bezpośrednie uderzenie na bramkę zagrał krótko do Sampera, a ten oddał piłkę Campbellowi. Joel nie mógł zachować się lepiej w tej sytuacji aniżeli mocnym prostopadłym podaniem wystawić piłkę wychodzącemu sam na sam zza pleców Radu Djurovicia. Serb nie wahał się ani przez moment i mocnym uderzeniem w kierunku dalszego słupka zapewnił nam bezpieczną przewagę. Goście nie pozostali dłużni wobec naszych poczynań ofensywnych i sami zademonstrowali ułamek swoich możliwości. Niespełna kwadrans później piłkę z własnej siatki musiał wyciągać Handanović. Po kapitalnej centrze Lulicia skierowanie futbolówki do siatki głową było jedynie formalnością dla dobrze ustawionego Zapaty. Ospały Miranda próbował usilnie zatrzymać Kolumbijczyka. Niestety jego próby nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Gdy nasi rywale zaczęli poczynać sobie coraz śmielej, my wykorzystywaliśmy każdą ich sytuację. Jeżeli tylko strzał został wybroniony przez naszego bramkarza, to momentalny daleki wykop tudzież wyrzut napędzał kontratak. W efekcie takiego działania bardzo szybko umocniliśmy swoją przewagę. Dwie minuty później futbolówkę do siatki wpakował Cermak. Wykorzystał on świetne podanie El Sayeda i w sytuacji sam na sam pokonał wychodzącego z bramki Provedela. Co prawda bramkarz przyjezdnych zdołał jeszcze musnąć piłkę, ale siła uderzenia była zbyt mocna, ażeby mógł ją sparować. Wisienką na torcie mogę chyba określić bramkę El Sayeda, która w ostatecznym rozrachunku została przypisana do konta Mbemby. Mocny strzał odbił się od pleców wspomnianego defensora i całkowicie zmylił interweniującego już wcześniej bramkarza. Pewne, zasłużone zwycięstwo, które pozwala nam utrzymać przewagę nad Juventusem.
  10. Co sądzicie o GTX 1060, mieliście może z nią styczność? Jestem ciekaw waszej opinii na temat tej karty, gdyż zastanawiam się nad jej zakupem. Obecnie posiadam Asusa R9 270 DirectCU II OC, który grzeje się niemiłosiernie. Zależałoby mi na kulturze pracy i niskiej temperaturze.
  11. Jestem pod dużym wrażeniem waszej gry :O W przeciwieństwie do poprzedniego sezonu przejawiacie zdecydowanie większą stabilność formy.
  12. Spajk

    Per aspera ad astra

    Jak dla mnie proporcje fabuły i FMa są odpowiednio zachowane Masz wgląd w to jak tam radzi sobie Giana?
  13. Spajk

    Co rano to samo

    Dobry nastrój nie dopisywał nam przed niebywale ważnym, w kontekście awansu do fazy pucharowej rozgrywek Ligi Mistrzów, meczu z Chelsea. Byliśmy niebywale skupieni na aż nadmiernej realizacji postawionego przez zarząd celu. Warto przypomnieć, iż wymogiem nałożonym na mnie był tylko i wyłącznie awans do fazy grupowej. Kto by pomyślał, że wraz z biegiem czasu nasza droga wyklaruje się na tyle dobrze, iż realnie będziemy mogli spojrzeć na ewentualną grę w bardziej zaawansowanej fazie rozgrywek. Osobiście zupełnie nie wiedziałem, czego tym razem mogę spodziewać się po bardzo dobrze zorganizowanej drużynie, nad którą pieczę sprawuje Carlo Ancelotti. Włoch zalicza się do grona fachowców z najwyższej półki, o czym bezapelacyjnie przekonują zdobyte przez niego trofea. Zresztą sięgając pamięcią do naszej poprzedniej konfrontacji w Londynie sprzed dwóch miesięcy, spodziewałem się niebywale ciężkiej przeprawy z wieloma zwrotami akcji i pasjonującą trwającą pełny wymiar czasu walką. Największą uwagę moim słowom motywującym drużynę poświęcili Perisić i Icardi obaj zareagowali niezwykle żywiołowo, wpływając tym samym na resztę drużyny. Analogicznie dopasowując siłę wyjściowej jedenastki do siły rywala, byłem wręcz zmuszony do skorzystania z najcięższych dział. Jedynym wyjątkiem od reguły wydaje się obecność Sampera. Hiszpan ostatnimi czasy nie gra na miarę swoich możliwości, aczkolwiek jest bardzo stabilny formą i notuję przyzwoite występy. Nie jest to oczywiście klasa, jaką reprezentuję Takacs, który kilka miesięcy po transferze został ogłoszony zakupem trafionym w dziesiątkę, ale to wciąż wartościowy zmiennik. Częściowo na jego obecność w wyjściowej jedenastce wpłynęły prośby dotyczące częstszych okazji do pokazania się z dobrej strony. Jako menedżer słuchający swoich podopiecznych nie mogłem spławić Hiszpana. Sam początek spotkania nie był w stanie mnie zaskoczyć. Spodziewałem się ciężkiej przeprawy i byłem świadkiem takowej. Drużyna z Anglii od początku napierała, grała agresywnie, szybko, wysokim pressingiem. My skutecznie broniliśmy się dzięki nieco cofniętej linii defensywnej i zagęszczeniu środka pola. Przyjezdni winni byli w 16. minucie objąć prowadzenie. Wówczas kompletnie niepilnowany na prawej flance Montoya wrzucał futbolówkę w pole karne w okolice piątego metra. W całej sytuacji najlepiej odnalazł się Diego Costa, który mocnym uderzeniem głową starał się skierować piłkę do siatki. Na szczęście równie kapitalna interwencja Handanovicia ochroniła nas przed utratą gola. Mimo swojego wieku Słoweniec wciąż demonstruje niebywały wręcz refleks. Dwie, klarowne sytuacje podbramkowe, z których Anglicy nie zrobili użytku, zemściły się na nich w 36. minucie. Naszą akcję lewą flanką rozpoczął Perisić. Ivan za sprawą kółeczka uwolnił się spod krycia hiszpańskiego obrońcy i precyzyjnym, mocnym podaniem po ziemi uruchomił znajdującego się na prawej flance D'Ambrosio. Włoch bez namysłu odegrał do Deufelou, ten przedłużył do wychodzącego sam na sam Icardiego. Argentyńczyk już składał się do strzału, gdy futbolówkę spod jego nóg precyzyjnym wślizgiem wybił Casemiro. Na szczęście świetną orientacją wykazał się Origi, który uwolnił się spod krycia jednego z defensorów i uderzył wprost do pustej bramki. Popisaliśmy się naprawdę świetną drużynową akcją. Szkoda, iż nie udało nam się zakończyć jej w momencie podania do Argentyńczyka, ale nie ma nad czym rozpaczać. Najważniejsze, iż to po naszej stronie widnieje bramka przewagi. W przerwie pochwaliłem całą drużynę za niebywale rozważną postawę. Po zdobytej bramce cofnęliśmy się jeszcze nieco głębiej, tworząc w ten sposób więcej przestrzeni dla rywali. Był to zabieg ryzykowny, ale w kontekście ewentualnego kontrataku otwierał przed nami wręcz wymarzoną ścieżkę. Nie pomyliłem się, stawiając na taki, a nie inny wariant taktyczny. Kilka minut po wznowieniu gry przez arbitra lewym skrzydłem urwał się Perisić, który najpierw ominął Montoyę, a następnie został obalony przez szarżującego Bartrę. Rzut karny był w tym przypadku oczywistą oczywistością. Egzekutorem wapna nie mógł być nikt inny jak specjalizujący się w jedenastkach Icardi. Argentyńczyk wziął długi rozbieg i bardzo mocnym strzałem tuż przy prawym słupku pozbawił Courtouisa szans na interwencję. W dalszej części meczu działo się stosunkowo niewiele. Dwie dobre szanse na odrobienie strat zaprzepaścili przyjezdni, a my nie wykorzystaliśmy kapitalnej okazji w ostatnich minutach gry. Chelsea grała lepiej, wykreowała sobie więcej szans, ale cóż z tego skoro wygraliśmy ten mecz mądrością taktyczną. Dopasowywaliśmy się do sytuacji, potrafiliśmy gwałtownie przyśpieszyć albo natychmiastowo zwolnić w zależności od rozwoju wypadków. Tym samym wywalczyliśmy awans, a walka o drugie miejsce rozstrzygnie się pomiędzy Chelsea i Benficą. Los Portugalczyków w dużej mierze zależy od naszego widzimisię. UEFA Champions League Gr. B [5/6] - 2. mecz (4.) Ludogorec 1945 Razgrad 1:0 Benfica (3.) '88 Hinov
  14. A jaką politykę transferową prowadzisz? I jak klub stoi z pieniędzmi?
  15. yyy... Grałeś Wisłą? Tak
  16. Spajk

    Promocje gier

    Raczej skończyła się promocja. Z tego co pamiętam pudełkowy FM 16 za 50 zł miał być do 10 lipca :P
  17. Spajk

    Co rano to samo

    Ostatnia listopadowa potyczka ligowa przypada na dwudziesty trzeci dzień miesiąca. Dzień wcześniej udamy się na obiekt Luigi Ferraris. Analogicznie naszym celem będzie tylko i wyłącznie zwycięstwo, mimo iż w przeszłości teren ten przynosił nam wielokrotnie rezultaty niepomyślne. Nareszcie mamy okazję wpłynąć na dalszy bieg historii i przerwać dobrą passę Sampdorii. Sam klub spisuje się natomiast przeciętnie, aczkolwiek zgodnie ze swoimi obecnymi możliwościami. Pracę wykonywaną przez Fabio Calcaterra można określić mianem poprawnej. W mediach byliśmy stawiani jako jedyny możliwy zwycięzca. Kibice z całą pewnością nie dopuszczali do siebie jakiegokolwiek odbiegającego od medialnych przewidywań scenariusza. Patrząc na skład naszych rywali ciężko upatrzyć słaby punkt, który moglibyśmy wykorzystać. Jeżeli zaś chodzi o mocne strony, to nie ma ich wiele, a jedna rzuca się w oczy aż nadto. Bezlitosny snajper Federico Bonazzoli w przeciągu ostatnio czterech konfrontacji zdobywał bramki przeciwko Interowi. Wierzyłem, iż za mojej kadencji wiele zmieni się w tej kwestii. W końcu nie byliśmy tym samym zespołem, który w połowie ubiegłej kampanii zajmował dość odległe jedenaste miejsce. W spotkanie zdecydowanie lepiej weszli gospodarze. To oni początkowo nadawali rytm i charakter grze. Nasza bierna postawa w pierwszych minutach i próba wyczucia rywali przyniosły efekt wręcz przeciwny do oczekiwanego. Już w 8. minucie pierwszą naprawdę groźną sytuację podbramkową wypracowała sobie Sampdoria. O ile pierwsza centra Moscatiego zmierzająca płasko po ziemi do ustawionego na piątym metrze Bonazzoliego została zażegnana przez Jesusa, o tyle Brazylijczyk był wręcz bezbronny wobec poprawki. Ta jakościowa była zdecydowanie lepsza. Zmierzała tam, gdzie chciał tego adresat, była całkowicie poza zasięgiem Handanovicia. Pojedynek główkowy z Włochem musiał wygrać Veljković. Niestety nie uczynił tego i tym samym wykreował 22-latkowi idealną szansę na zdobycie bramki. Mocne uderzenie głową mimo dobrej postawy naszego bramkarza ostatecznie przełamało jego żelazne rękawice i zatrzepotało w siatce. Niecodzienna sytuacja, gdyż to my jako pierwsi tracimy gola i jesteśmy wręcz zmuszeni do szaleńczej gonitwy za wynikiem. Tak przynajmniej wydawało się gospodarzom, którzy zamiast przycisnąć dalej, spuścili zdecydowanie z tonu, upatrując swojej szansy w kontratakach. My z kolei nie widzieliśmy żadnej potrzeby w forsowaniu tempa gry. Graliśmy swoje, powoli, ostrożnie, a bliżej bramki Blucerchiati gwałtownie przyśpieszaliśmy tempo, zaskakując tym samym linię defensywną gospodarzy. Swoją najlepszą szansę w pierwszej odsłonie gry zanotowaliśmy stosunkowo szybko, gdyż już w 19. minucie. Ładna, szybka, składna akcja, a więc swego rodzaju nasz znak firmowy. Po szybkiej wymianie podań w środkowej strefie boiska futbolówka znalazła się pod nogami Origiego. Ten wyczekał moment, ażeby zagrać odpowiednio w tempo do Torina i prostopadłym podaniem wykreować mu sytuację sam na sam. Młody, niedoświadczony napastnik zmarnował doskonałą szansę na wyrównanie, gdy stojąc oko w oko z równie młodym Slavenem Galiciem posłał piłkę wprost w niego. Bośniak umiejętnie skrócił kąt naszemu juniorowi, a dodatkowo zablokował jego uderzenie ciałem. W przerwie zganiłem chłopaków za brak koncentracji i wyczucia w pewnych, kluczowych momentach. Wszyscy zareagowali pozytywnie na moje słowa, co bezpośrednio przełożyło się na zdecydowanie lepszą postawę drużyny po przerwie. W 50. minucie ruszyliśmy do odrabiania strat. Rzut rożny z prawego sektora boiska egzekwował nie kto inny jak Perisić. Mierzona centra została bardzo szybko wyekspediowana poza obręb szesnastki przez czujnych defensorów gospodarzy. Na szczęście w ostatecznym rozrachunku wylądowała ona pod nogami Medela, który natychmiastowo zgrał do lepiej ustawionego Icardiego. Argentyńczyk zgrał do Diaza, a ten dalej do lepiej ustawionego Jesusa. Świetnie spojony przez Calcaterre blok defensywny ponownie wyszedł górą z opresji, jednakże jakimś cudem do piłki wybitej spod nóg Brazylijczyka dopadł jeszcze Paragwajczyk. Mocnym strzałem po ziemi pomiędzy nogami jednego z obrońców umieścił piłkę w bramce. Niesamowity strzał Diaza. Nawet instynktowna parada Galicia nie pomogła tym razem gospodarzom. Ci wyraźnie podrażnieni utratą gola i koniecznością zmiany planów ruszyli do ataku. Niespełna osiem minut później ponownie objęli prowadzenie tym razem za sprawą Sergio Alvareza. Wykorzystał on fatalną interwencję Veljkovicia, który zamiast wybić piłkę zgrał ją do środkowego pomocnika. Hiszpan mocnym strzałem nie pozostawił najmniejszych złudzeń Handanoviciowi i wraz z kolegami celebrował ładną bramkę. Można rzec, że spotkanie rozpoczęło się od nowa. Na postawione wyzwanie odpowiedzieliśmy momentalnie. Już w 60. minucie doprowadziliśmy do wyrównania. Całą akcję zapoczątkował Perisić, który mocnym podaniem po ziemi uruchomił Origiego. Belg bez trudu zwiódł nacierającego Tomovicia, wziął na siebie ciężar w postaci trójki obrońców, a następnie wystawił piłkę jak na tacy do niepilnowanego Icardiego. Argentyńczyk mocnym strzałem tuż przy słupku pokonał bezradnego golkipera. Niespełna kwadrans później kluczowym przejęciem popisał się niezwykle solidny w defensywie Takacs. Długim podaniem oddał on piłkę ustawionemu w środkowej strefie boiska Palazziemu. Ten zagrał niesamowitą wręcz piłkę za plecy wszystkich defensorów do wychodzącego sam na sam Icardiego, a ten nonszalanckim lobem ośmieszył wychodzącego z bramki Galicia. Mordercza forma Mauro na dobre wybiła mi z głowy pomysł jego ewentualnego transferu z klubu. Do końca spotkania kontrolowaliśmy zarówno przebieg, jak i tempo gry. Nie pozwoliliśmy ofensywnie usposobionej Sampdorii na sforsowanie naszego bloku defensywnego. Wygrywamy niesamowicie trudny mecz. Rzekłbym, że nasi dzisiejsi rywale stworzyli nam trudniejsze warunki aniżeli zdecydowanie wyżej notowany Juventus. Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak jedynie oszczędzać siły bowiem za cztery dni czeka nas równie ważny sprawdzian z Chelsea. W razie ewentualnego zwycięstwa możemy zagwarantować sobie wyjście z grupy na kolejkę przed końcem fazy grupowej.
  18. Z polskich pozytywów tylko gol Wilczka w 1. minucie :P
  19. Spajk

    Co rano to samo

    Parę dni po konfrontacji z bułgarską drużyną dowiedziałem się, iż Juan Jesus poważnie rozmyśla nad swoją dalszą reprezentacyjną karierą. Mimo świetnych występów czy wysokich not piłkarz ten jest kompletnie ignorowany przez selekcjonera reprezentacji Brazylii - Doriva. Miałem nadzieję, że cała historia znajdzie w końcu swój szczęśliwy koniec, a sam piłkarz skupi się na grze w klubie i potwierdzi swoją klasę na boisku. Ze zdarzeń pozaboiskowych warto odnotować również podbudowanie naszej sytuacji finansowej. O ile mój poprzednik na stanowisku nie miał szczęścia do osiągania dobrych wyników, o tyle jego interesy można uznać za całkiem udane. Kondogbia, który za jego kadencji zamienił Inter na PSG po rozegraniu 40 spotkań we francuskim gigancie pozwolił nam zainkasować dodatkowe siedem i pół bańki. Być może zarząd w procesie decyzyjnym uzna, iż pieniądze te powinny zasilić budżet transferowy, na co osobiście bardzo liczę. W międzyczasie rozpoczęliśmy bardzo aktywne przygotowania do ligowej potyczki z Sassuolo. Neroverdi weszli w obecną kampanię bez animuszu. O ile nie można im odmówić chęci do gry, o tyle drużyna ta na przełomie kilku ostatnich sezonów nie czyni jakiegokolwiek progresu. Obecnie również bardzo ciężko ustabilizować im formę, a granie na wyjazdach kończy się dla nich w większości przypadków porażką. Liczyłem, iż w pewnym stopniu przyczynimy się do podtrzymania ich złej passy. Skład, który wybiegł na boisko od pierwszych minut, doczekał się roszad. Za zmęczonego Alonso, którego mecz w Bułgarii kosztował sporo sił, do drużyny z miejsca wskoczył młody, przebojowy Djurović. Ostatnimi czasy Serb prezentował się bardzo dobrze. Samego meczu nie rozpoczęliśmy wysokim, agresywnym pressingiem. Cofnęliśmy się, wiedząc, jak bardzo będzie zależeć przyjezdnym na przerwaniu złej passy. Swoimi atakami sami narażali się na utratę bramki, sami kreowali dla nas wręcz wymarzone kontrataki. W 33. minucie skorzystaliśmy z pierwszej poważnej sytuacji. O ile wrzutka Djurovicia w obręb szesnastki nie trafiła do nikogo z naszych, o tyle wybicie obrońcy poza pole karne pozwoliło na przejęcie piłki Deulofeu. Hiszpan wykazał się szybką reakcją i dobrym ustawieniem. Zresztą nie był to jego jedyny popis w tejże sytuacji. Zamiast podać do boku, przenieść ciężar gry, sam ruszył naprzód. Przedarł się przez dwójkę obrońców dzięki swojej szybkości, a gdy dociągnął akcję do linii końcowej, zacentrował na piąty metr. Tam walkę w powietrzu bez problemu wygrał Origi, który mocnym uderzeniem głową skierował futbolówkę do siatki. Kibice skwitowali całą akcję gromkimi brawami. Mimo popisów indywidualności ze strony poszczególnych piłkarzy wciąż byliśmy drużyną i nie zapominaliśmy o tym. Na przerwę powinniśmy schodzić z dwubramkowym prowadzeniem. Niestety doskonałej centry na jedenasty metr z rzutu rożnego bitego przez Deulofeu nie skorzystał Gnoukouri. Iworyjczyk wyskoczył najwyżej, ale nie był w stanie skierować piłki do siatki. Po powrocie na murawę przycisnęliśmy mocniej. W 55. minucie ruszyliśmy z kolejną kontrą napędzaną przez Icardiego. Argentyńczyk nie próbował nawet zwalniać akcji i mocnym przerzutem do boku uruchomił zbiegającego na skrzydło Origiego. Belg wykorzystując swoją szybkość, bez problemu uwolnił się spod krycia Mauricio, a następnie ściął do środka. Nie dostrzegając innej możliwości, zacentrował przed pole karne na siedemnasty metr, a stamtąd potężną bombą w okienko bramki strzeżonej przez Consigliego popisał się Djurović. Byłem w szoku. Nie spodziewałem się, że nasz prawy obrońca ma aż tak fantastycznie wyważoną prawą nogę. Jeżeli wciąż będzie ciężko pracował i nie spocznie na laurach, czeka go świetlana przyszłość w Interze. Co ciekawe goście również mieli swoje szanse, a najlepszą ze wszystkich w czwartym kwadransie gry zmarnował Duncan. W sytuacji sam na sam z Handanoviciem posłał on piłkę kilka metrów nad poprzeczką. My z kolei wykorzystywaliśmy sytuacje i wbiliśmy gwóźdź do trumny rywala w 74. minucie. Praet rozciągnął grę krótkim podaniem do podłączającego się Djurovicia. Ten nie będąc w stanie wygrać sam na sam ze zdecydowanie szybszym obrońcą zgrał ponownie do środka tym razem do zbiegającego Deulofeu. Niska wrzutka nie znalazła drogi do jakiegokolwiek piłkarza w granatowo-czarnym trykocie. Na szczęście wszystko zmienił kiks ze strony obrońcy. Acerbi nie trafił w piłkę, z czego momentalnie skorzystał Perisić. Przejął futbolówkę i mocnym uderzeniem po ziemi tuż przy słupku pokonał bezradnego golkipera przyjezdnych. Efektowna wygrana, świetny mecz, w którym wychodziło nam dosłownie wszystko. Jednocześnie na moją skrzynkę mailową wpłynęła informacja, iż skorzystałem w tym sezonie z rekordowej ilości piłkarzy, aż 32.
  20. Spajk

    Co rano to samo

    @MaKK: Teraz wypadałoby jedynie poprawić koncentrację ;) Wszystko inne jest na dobrej drodze. ----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Byłem lekko naiwny, wierząc w to, iż mistrz Bułgarii będzie dla nas może nie tyle konkurentem co twardym orzechem do zgryzienia. Dzięki fantastycznej postawie drużyn zostałem pozbawiony złudzeń, a nasze zwycięstwo było na tyle efektowne, że wciąż jest wspominane w mediach. Tym razem jednak role zostaną odwrócone. To my udamy się na mogącą pomieścić przeszło dwunastu tysięcy widzów Ludogorec Arena w celu zdobycia kolejnych trzech punktów. W tym samym czasie swoją batalię będą toczyć angielska Chelsea oraz portugalska Benfica. Na myśl o ponownym starciu z najsłabszą drużyną w grupie moje oczy rozpaliły się niczym pochodnie. Była to wymarzona okazja do uzyskania korzystniejszego bilansu bramkowego, a przede wszystkim do ewentualnej możliwości znalezienia się na samym szczycie grupy. Wyjściowa jedenastka, która pojawiła się na murawie, składała się w dużej mierze z mocnych elementów tworzących jeszcze silniejszy monolit. Sam mecz rozpoczął się zgodnie z naszymi przewidywaniami. Inicjatywę przejęliśmy natychmiastowo, skutecznie ograniczając swobodę gospodarzy. Ci z kolei nie byli w stanie sprostać wysokiemu tempu gry i wycofali się możliwie jak najbliżej własnej bramki. Na pierwszego gola przyszło nam jednak poczekać, aż do 25. minuty. Wówczas Campbell świetnym zwodem, a następnie wypuszczeniem sobie futbolówki oszukał jednego obrońcę, a w decydującej fazie zastawił się bokiem. Spryt Kostarykanina był w tej sytuacji kluczowy. Rozpędzony Antonov nie był w stanie zatrzymać się i wpadł w niego, obalając naszego skrzydłowego w obrębie szesnastki. Sędzia nie wahał się ani przez moment i odgwizdał przewinienie Bułgara, za które przyznano nam rzut karny. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze mógł podejść tylko Icardi. Argentyńczyk poczynił trzy kroki do tyłu i mocnym uderzeniem w prawy róg zwiódł rzucającego się w przeciwnym kierunku Gencheva. Zdobyta bramka sprawiła, iż grało nam się jeszcze łatwiej. Wyśrubowaliśmy tempo jeszcze bardziej, zmuszając tym samym piłkarzy z Bułgarii do szaleńczego wysiłku. Dwie minuty później o podwyższenie różnicy bramkowej ponownie zadbał Icardi. Tym razem całą akcję w środku pola rozpoczął Perisić. Chorwat podholował futbolówkę kilka metrów do przodu, a w najbardziej newralgicznym momencie pod naporem dwójki defensorów zgrał do boku. Podłączający się Alonso zabrał się z piłką w okolice linii końcowej boiska. Stamtąd zacentrował na dalszy słupek do D'Ambrosio, zgranie główką przez prawego obrońcę i potężny wolej Argentyńczyka znalazł drogę do siatki. Mimo dobrego ustawienia 23-letniego bramkarza strzał ten nie miał prawa zostać wybroniony. Był doskonały w każdym aspekcie - precyzji, siły, rotacji. Śmiem twierdzić, iż nawet ktoś tak wybitny, jak Buffon, pełniący obecnie rolę trenera bramkarzy w Gianie Erminio, u szczytu swojej kariery nie byłby w stanie sparować tak perfekcyjnego uderzenia. Sam strzał ujął nie tylko mnie, ale również i naszych kibiców zgromadzonych na Ludogorec Arena oraz wszystkich obecnych przy linii bocznej. Nie mniej był to dopiero wstęp do festiwalu pięknych bramek. W 38. minucie ruszyliśmy z kontratakiem. Całą akcję pod pole karne gospodarzy podciągał pędzący skrzydłem Alonso. Po dotarciu w obręb pola karnego zdecydował się on na rozciągnięcie ciężaru gry do znajdującego się po przeciwległej stronie Campbella. Kostarykanin wbił piłkę miękko w pole karne, a tam niesamowitą, galaktyczną wręcz przewrotką futbolówkę do siatki skierował nie kto inny jak Icardi. Popis w wykonaniu jednej gwiazdy. O drugiej połowie natomiast warto zapomnieć. Nie wiele akcji, strzałów. Odpuściliśmy sobie, nie forsowaliśmy tempa w końcu przed nami kolejny ważny mecz ligowy z Sassuolo. UEFA Champions League [4/6] (3.) Benfica 2:1 Chelsea (1.) '2 Pavon, '5 Jimenez - '73 Montoya
  21. Gratulacje. Odratowałeś sytuację i zaskoczyłeś wszystkich Jak kasa na nowy sezon? Zarząd skąpi czy w związku z dobrymi wynikami pozwoli na większe wydatki?
  22. Spajk

    Co rano to samo

    Pierwszego dnia listopada wyruszyliśmy do Bergamy, by zmierzyć się tam ze stołeczną drużyną - Atalantą. Dea od początku sezonu nie potrafi ustabilizować swojej formy, co bezpośrednio przekłada się na wyrównany współczynnik zwycięstw i porażek. O ostatniej konfrontacji z tymże zespołem wolałbym zdecydowanie zapomnieć. Nasi rywale wykorzystali wówczas naszą bardzo słabą dyspozycję w końcówce sezonu i bez trudu ugrali na własnym stadionie trzy punkty. Nie myśleliśmy nawet o tym meczu w kontekście rewanżu za niepowodzenie z zeszłej kampanii. Byliśmy skoncentrowani na zwycięstwie, a wszelkie zaszłości wymazaliśmy z pamięci. Co ciekawe Atalanta nie odnotowała jakichkolwiek osłabień przed samym spotkaniem w przeciwieństwie do nas. Na kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem sędziego moje przypuszczenia dotyczące Eliasa i jego potencjalnie nie groźnej kontuzji sprawdziły się. Brazylijczyk naciągnął sobie mięsień brzuchaty łydki, w efekcie czego będzie zmuszony do pauzowania przez najbliższe dwa trzy tygodnie. Data jego powrotu do gry w znacznej mierze zależy od dobrze rozwiniętego, klubowego pionu medycznego. Co ważne zdaniem analityków i ekspertów dysponujemy najlepszym sztabem medycznym w całej lidze. Bezapelacyjnie jest to dla nas powód do dumy, ponieważ na sukces drużyny nie pracują tylko i wyłącznie menedżer oraz piłkarze. Gdyby ktoś nakazał mi wyłonić faworyta po piętnastu czy nawet trzydziestu minutach uznałbym go za niepoczytalnego. Dawno nikt nie stawiał nam takiego oporu jak właśnie Atalanta. W piłkarzach gospodarzy było widać ogromną ambicję, chęć pokazania się z dobrej strony na tle trudnego rywala. Na początku nie odważyliśmy się napierać, a jedynie cofnęliśmy linię defensywy nieco głębiej i wyczekiwaliśmy. Efekty były jedynie kwestią czasu, a konkretniej ośmiu minut. W 8. minucie kontratak środkiem pola zapoczątkował Samper, który uprzednio popisał się kapitalnym wślizgiem. Hiszpan zdecydował się na najprostsze, acz najskuteczniejsze zagranie i nie podejmując ryzyka rozciągnął ciężar gry do boku do Camary, którego w międzyczasie obiegał podłączający się prawą flanką Nagatomo. Był to jedynie zalążek ukazujący nasz ogromny potencjał ofensywny oraz wymienność pozycji na linii schodzący napastnik - boczny obrońca. Japończyk podholował futbolówkę niemalże pod końcową linię boiska, a stamtąd zacentrował ją na piąty metr. Wydawało się, iż dośrodkowanie zmierza tak naprawdę donikąd. Dopiero Diaz wbiegający niczym cień z głębi pola przeciął tor lotu futbolówki na dalszym słupku i mocnym uderzeniem głową skierował ją do siatki. Zarówno Neto, jak i obrońcy mogli jedynie pluć sobie w brodę. Lepsze krycie tudzież przegląd sytuacji zapobiegł utracie tejże bramki. Szybko zdobyty gol zdecydowanie podreperował pewność siebie piłkarzy. Zaczęliśmy grać wolniej, rozważniej, szanowaliśmy piłkę i zmuszaliśmy przeciwnika do intensywnego pressingu. Nasze działania do przerwy odcisnęły piętno na motoryce poszczególnych piłkarzy gospodarzy. W 65. minucie piłkę po odgwizdanym spalonym wykopywał Neto. Brazylijczyk uczynił to na tyle niedokładnie, iż ta momentalnie znalazła się na głowie Poulsena. Duńczyk zgrał ją do Camary, a ten zaadresował natychmiastowe podanie zwrotne. Yussuf znalazł się niemalże w sytuacji sam na sam, którą przegrał z bramkarzem. Wielka szkoda. Tym razem mocne uderzenie tuż przy słupku nie przyniosło oczekiwanego rezultatu. A niewykorzystana sytuacja, jak to niewykorzystane sytuacje zemściła się. Przed ostatnim kwadransem gry straciliśmy bramkę po kapitalnej akcji zespołowej, którą Dea całkowicie rozmontowała nasz blok defensywny. W decydującej fazie futbolówka wylądowała pod nogami Cigariniego, który pierwszym strzałem nie dał rady zaskoczyć Rizzotto. Niestety poprawka Politano była zbyt silna dla naszego bramkarza. Remis wydaje się tutaj najsprawiedliwszym rozstrzygnięciem, aczkolwiek możemy żałować niewykorzystanych sytuacji, które zapewniłyby nam kolejne trzy punkty. Tym samym po raz kolejny nie wykorzystujemy wpadki Juventusu.
  23. Spajk

    Co rano to samo

    Ostatnio mała aktywność w tym wątku, ale mam nadzieję, że ktoś to czyta, bo wyświetlenia cały czas rosną :P ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Sam kontekst spotkania z Catanią został zepchnięty na drugi plan. Oczywiście wciąż naszym psim obowiązkiem było zdobycie trzech punktów w bezpośredniej konfrontacji z drużyną okupującą ostatnią pozycję w ligowej hierarchii. Co ciekawe największa rywalizacja między moim zespołem a drużyną prowadzoną przez Waltera Mazzarriego zwolnionego w ubiegłym sezonie z Fiorentiny rozegrała się w mediach. O ile początkowo starałem się zachowywać w sposób możliwie najkulturalniejszy, o tyle prowokacje ze strony 58-latka zmusiły mnie do zabrania głosu. Pomyśleć, że wszystko rozpoczęło się od wywodu na temat obcokrajowców w składzie i rzekomej nadmiernej ich ilości w naszym przypadku. Nie dostrzegam w tym najmniejszego problemu, dopóki wszystko mieści się w ramach zasad rejestracji składu. Spotkanie rozpoczęliśmy, jak na gospodarzy przystało. Momentalnie narzuciliśmy przyjezdnym własne tempo gry i kontrolowaliśmy przebieg spotkania. Wszelkie próby z ich strony były natychmiast blokowane przez defensorów. Byliśmy naprawdę dobrze zorganizowani zarówno z przodu, jak i z tyłu. Niestety zdecydowanie brakowało nam szczęścia. Ilekroć zapędzaliśmy się z groźną sytuacją w obręb pola karnego Catani, o tyle w decydującej fazie nie wychodziło nam absolutnie nic. Goście grający zdecydowanie ostrzej w przeciągu pierwszych czterdziestu pięciu minut zarobili trzy żółte kartoniki. Po powrocie na murawę byliśmy bardziej zdeterminowani i żądni zwycięstwa. Nie obyło się oczywiście bez roszad taktycznych. Naszym celem było granie zdecydowanie wyżej, z większym, intensywniejszym pressingiem. Na efekty wprowadzonych zmian przyszło nam poczekać, aż do samej końcówki spotkania. Wyraźna dominacja przyniosła nam swe pierwsze plony dopiero w ostatnim kwadransie. W 81. minucie rozpoczęliśmy akcję od skrzydła w odległości około dwudziestu metrów od pola karnego przyjezdnych. Przegrywaliśmy piłkę wzdłuż szesnastki krótkimi podaniami dezorientując w tenże sposób nieszczelną defensywę Catanii. Po kilku wymianach futbolówka ostatecznie trafiła na skrzydło do podłączającego się Djurovicia. Młody Serb nie wahał się ani przez moment i mocnym zagraniem z pierwszej piłki przelobował obronę gości. Wydawać by się mogło, iż samo zagranie jest wielce dalekie od celnego, a do piłki pewnie zmierzającej poza obszar gry nie zdąży nikt. Było to twierdzenie jak najbardziej mylne. Kapitalne uwolnienie się spod krycia zanotował Deulofeu, który chwilę później przeciął tor lotu dośrodkowania. Bardzo mocne uderzenie z pierwszej piłki odbiło się jeszcze od wewnętrznej krawędzi słupka, zanim zatrzepotało w siatce. Zasługiwaliśmy na tę bramkę z przebiegu całego spotkania. W końcu wydarliśmy to, co powinniśmy uzyskać już dawno temu. Nie poprzestaliśmy również na jednobramkowej przewadze i w przeciągu kilku najbliższych minut zacisnęliśmy pętlę na szyi rywala na tyle mocno, iż kolejny gol był jedynie kwestią sekund. Dokładnie cztery minuty później swojej szansy poszukał Cataldi. Włoch ustawił się na skraju pola karnego i mocnym strzałem pod poprzeczkę starał się zaskoczyć Pietro Terracciano. O ile próba Danilo nie znalazła drogi do siatki, o tyle dobitka Origiego ustaliła wynik spotkania. Belg zachował się w tej sytuacji jak rasowy napastnik. Ruszył za strzałem, dzięki czemu uniknął pułapki ofsajdowej. Tym samym utrzymujemy naszą przewagę punktową nad resztą stawki. Tabela Serie A 2019/20 po 10. kolejkach
×
×
  • Dodaj nową pozycję...