Skocz do zawartości

Małe sprawozdanie


Super_Cwikla

Jaki klub wybrać?  

39 użytkowników zagłosowało

Nie masz uprawnień do głosowania w tej ankiecie oraz wyświetlania jej wyników. Aby zagłosować w tej ankiecie, prosimy się zalogować lub zarejestrować.

Rekomendowane odpowiedzi

Najbardziej rozpoznawalny polski piłkarz i trener kończy z futbolem!

Paweł Wikieł odchodzi na emeryturę! Ta wiadomość zaskoczyła całą piłkarską Polskę. My jako jedyni zdołaliśmy namówić go to wywiadu. Już dziś dzień pierwsza, serdecznie zapraszamy:

-Witam panie Pawle. Jak na emeryturze?

-Dzień dobry. Szczerze mówiąc nie poczułem jeszcze różnicy.-

-Długo się pan nad tym zastanawiał? W końcu rzadko trenerzy decydują się na emeryturę po tak udanym sezonie. Z drugiej strony mało który sezon był dla pana nieudany, szczególnie jako trener.

- Na początku bardzo dziękuje za te miłe słowa. Wiem o co panu chodzi. Czy nie szkoda mi odchodzić z klubu teraz? Powiem panu tak, najlepszy moment to właśnie po takim sukcesie. Po prostu poczułem, że już się wypalam. Następny sezon męczyłbym się Jutylko. A to utrudniłoby odnoszenie kolejnych sukcesów.

-Mógłby nam pan opowiedzieć jak zaczęła się pańska historia z piłką?

-Dość tradycyjnie. W tych czasach każdy grał w piłkę, więc ja też jakoś. Nigdy szczególnie nie interesowałem się piłką, ale w siódmej klasie mieliśmy zawody międzyszkolne, a nasz trener skręcił kostkę i w zastępstwie musieliśmy wziąć nauczycielkę, która nie zna się na piłce nożnej. Zawsze miałem cechy przywódcze, więc postanowiłem zostać wtedy grającym trenerem. Udało nam się wygrać wszystkie spotkania, a ja dostałem się do szkółki Legii Warszawa. Długo tam nie pograłem, bo moja rodzina przeniosła się do Lublina. Tam szybko zgarnął mnie Motor Lublin, ale na studia wróciłem do stolicy i tutaj kontynuowałem karierę. Najpierw w Polonii, później krótki epizod w Legii i wyjazd za granicę. Resztę historii większość już zna.

-Jednak dla tych, którzy nie znają pana osiągnięć jako zawodnika. Mógłby pan to opowiedzieć?

-Szczerze mówiąc nie lubię za bardzo opowiadać o sobie. Ale dobrze. Wyjechałem za granicę, bo trafiła się oferta z AEK Ateny. Ten zespół grał wtedy szybką ofensywną piłkę, co bardzo odpowiadało mojemu stylowi gry. Jako boczny obrońca mogłem grać sporo w ofensywie, a w defensywie wspomagali mnie defensywni pomocnicy i pozostała trójka obrońców. Po 2 latach odszedłem do Levante. Jednak Hiszpania to nie była moja bajka. Już zimą odszedłem do PSV. I tam ta koszmarna kontuzja...

 

 

cdn..

Odnośnik do komentarza

-No właśnie, czy uważasz że ta kontuzja zatrzymała Twoją karierę? Jak na polskiego zawodnika osiągnąłeś na prawdę wiele, ale miałeś potencjał, żeby być w światowej czołówce.

-Początek w PSV miałem dobry. Jednak najpierw złamałem nogę i chciałem jak najszybciej wrócić do treningów. Gdy lekarz pozwolił mi biegać ja już zacząłem trenować z młodym zespołem z Eindhoven. I tam na jednym z treningów kolejna kontuzja. Znów lewa noga, tym razem zerwane więzadła. Po takiej przerwie ciężko podnieść się psychicznie. Jednak po dwóch latach rozłąki z piłką wróciłem. Najpierw trafiłem do Willem II, a po roku do Sieny. W Serie B grało mi się bardzo dobrze, już po sezonie wróciliśmy do elity. Pierwsze pół roku grałem w pierwszym składzie, ale zimą przyszedł nowy obrońca i postanowiłem odejść.

-Czyli awans do Juventusu to była ucieczka? Z beniaminka do czołowej drużyny Starego Kontynentu?

-Może teraz to zabrzmi dziwnie, ale wtedy ich podstawowy lewy defensor był kontuzjowany, a jeśli zagrałbym dobrze to mogłem wygryźć go ze składu. I tak się też stało. I po raz pierwszy udało mi się w końcu zdobyć mistrzostwo kraju. A w tamtym sezonie w pakiecie wpadł też Puchar Włoch.

-I wtedy kariera nabrała dynamicznego rozpędu...

-Faktycznie, sezon później doszliśmy do finału Ligi Mistrzów, gdzie udało mi się strzelić bramkę. Mimo to przegraliśmy z Manchesterem United 1:3. Latem była propozycja właśnie od "Czerwonych Diabłów", więc żal było nie skorzystać. I znów mistrzostwo i "tylko" finał Ligi Mistrzów. Tym razem przegraliśmy 0:2 z Interem Mediolan, a ja nawet nie powąchałem boiska. Sezon później w końcu się udało. W finale graliśmy na własnym terenie z Bayerem Leverkusen, tym razem wyszedłem w pierwszym składzie, a Manchester wygrał 2:0. Jedno z dwóch spotkań, których nigdy nie zapomnę

-A jakie jest to drugie spotkanie?

-Debiut w kadrze. Grałem wtedy w AEK Ateny, a debiutowałem w meczu z Grecją. Graliśmy na stadionie mojego byłego i zarazem ulubionego klubu-Legii Warszawa. Dostałem szanse w dokładnie 65 minucie spotkania. Był bezbramkowy remis. Trener docenił moje ofensywne usposobienie i wystawił mnie na skrzydle. W 80 minucie urwałem się obrońcy, zagrałem do Kowalczyka, a on strzelił bramkę przewrotką. Wygraliśmy i choć to był tylko mecz towarzyski, najważniejszy dla mnie jako zawodnika.

-Co zadecydowało o tym, że reprezentacja, która ma w składzie dwukrotnego finalistę i triumfatora Ligi Mistrzów, który grał w najlepszych ligach świata nigdy nie zagrała na Mundialu?

-Jeden zawodnik nie awansuje do Mistrzostw Świata. Ale przecież nie grałem tylko ja, było jeszcze kilku innych dobrych zawodników, chociażby Kowalczyk, albo Juskowiak. Atmosfery też nie brakowało. Wręcz przeciwnie, każdy zawodnik skoczyły w ogień za innego.

-Wiem, że nie chcesz rozmawiać w tym wywiadzie o swojej karierze trenerskiej, więc to byłoby chyba na tyle. Wielkie dzięki za ten wywiad, to był dla mnie zaszczyt.

-To ja dziękuje. Będę miał fajny wstęp do swojej książki. Właśnie dlatego nie chciałem mówić o trenerce, wtedy nie musiałbym pisać książki.

 

Nie ma już co głosować, klub wybrany :-)

 

 

 

Rozdział 1

 

Nie chcę tutaj pisać pięknych historyjek, że byłem biedny a gdyby nie piłka to piłbym teraz za pieniądze z zasiłku. Od początku mogłem sobie pozwolić na wiele. Za młodych lat nie kochałem piłki nożnej. Oczywiście grałem jak każdy. Jedno co na tamten moment mogłem zawdzięczać piłce to brak nadwagi. Dopiero pod koniec szkoły podstawowej zrozumiałem, że piłka to mój sposób na przyszłość. Trzeba było więc znaleźć jakąś drużynę. Mieszkałem w Warszawie, a w tamtych czasach każdy dzieciak ze stolicy chciał założyć koszulkę Legii. Jakimś nieznanym mi sposobem dostałem się do młodzieżowej drużyny „Wojskowych”. To właśnie tam dowiedziałem się, że gra hobbistyczna nie ma nic wspólnego z profesjonalizmem. Granie od rana do wieczora nie ma większego sensu. Tak więc przez treningi koledzy odwrócili się ode mnie, bo po szkole zamiast na nasze „boisko”(graliśmy na betonowym boisku od koszykówki, bramki były zbudowane z cegieł, które zostały po budowie pobliskiego bloku, a linie musieliśmy rysować praktycznie codziennie) chodziłem na treningi. ‘’I tak niczego się tam nie nauczysz”- ile razy to wtedy słyszałem? Nie zliczę. Długo w Legii nie pograłem. Tata został skierowany do nowej siedziby firmy w Lublinie. Ale nie poddawałem się i dalej chciałem zostać piłkarzem. Więc występowałem w juniorach Motoru Lublin. Tam też zadebiutowałem w seniorskiej piłce. Gdy miałem 15 lat, defensywa była dziurawa jak ser szwajcarski przez kontuzje, więc trener zabrał mnie na mecz i musiałem z konieczności zagrać na lewej obronie(od zawsze wolałem grać na skrzydle). Spisałem się na tyle dobrze, że na tej pozycji zakotwiczyłem na stałe. Kilka lat później powiedziałem rodzicom, że wyjeżdżam na studia do Warszawy. Dostałem niemałe kieszonkowe, jednak od tej pory miałem spróbować sam na siebie zarobić. Oczywiście na studia nawet nie złożyłem papierów. Razem ze mną do pracy przyjechał tutaj kolega z technikum, więc wspólnie wynajęliśmy mieszkanie. Szybko udało mi się znaleźć pracę w restauracji jako kelner i wtedy postanowiłem wrócić do Legii. W końcu po to tutaj przyjechałem. Niestety na początku nie było tu dla mnie miejsca. Więc musiałem iść do rywala zza miedzy. W Polonii ogrywałem się w juniorach, ale na jeden sparing przyszedł trener Legii i na tyle mu się spodobałem, że już tydzień później byłem zawodnikiem Legii. Przez następne pół roku za dnia trenowałem i grałem w sparingach, a nocą biegałem z zamówieniami między bogatymi klientami. 8 godzin snu? Tygodniowo może i tak. Na 18 urodziny piłkarze pierwszej drużyny zrobili mi wspaniały prezent. Namówili trenera, żebym zagrał w sparingu z Rozwojem Katowice. Grałem 70 minut i zaprezentowałem się chyba nieźle, bo o tamtej pory byłem już etatowym członkiem pierwszego zespołu. Oznaczało to oczywiście koniec z pracą w restauracji. Jednak przez następne pół roku nie powąchałem murawy. Na szczęście prezes postanowił sprzedać lewego defensora do HSV i to była moja szansa. Nawet nie wyobrażacie sobie reakcji mojego ojca, który przyjechał na mecz Legia-Zagłębie, a ja wybiegłem w pierwszym składzie. Na szczęście szybko wybaczył mi to kłamstwo i obyło się bez kłótni. Do końca sezonu grałem w większości spotkań. I przyszła oferta z zagranicy…

Odnośnik do komentarza

Teraz kilka rozdziałów będzie trochę krótszych, proszę o wyrozumiałość :)

 

Rozdział 2

 

19-letni chłopak dostaje ofertę wyjazdu do Grecji, do AEK Ateny. Łatwo sobie wyobrazić, jak bardzo się na to cieszyłem. Nawet nie przeczytałem całego kontraktu, a od razu go podpisałem. Pamiętam jeszcze mój debiut. To była 7. kolejka i graliśmy u siebie z PAOK Saloniki. Po raz kolejny drogę do pierwszego składu otworzyła mi kontuzja kolegi z drużyny. Byliśmy wtedy w słabszej dyspozycji, ale ten mecz wygraliśmy 3:1 i na następne kolejki trener nie chciał zmieniać zwycięskiego składu. Udało mi się zostać w podstawowej jedenastce do końca sezonu. W nagrodę dostałem swoje pierwsze powołanie do reprezentacji na mecz towarzyski z Grecją właśnie. Na boisku pojawiłem się w dokładnie 65 minucie. Dzięki mojej akcji i bramce Kowalczyka wygraliśmy to spotkanie 1:0. Bałem się powrotu do Grecji, może trener z zemsty za grę przeciwko Grecji posadzi mnie na ławce? Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Latem do klubu wpłynęła oferta z Olympiakosu, ale wiedziałem jaka byłaby reakcja kibiców. Wolałem nie ryzykować własnego życia i zostałem w Atenach. Kolejny sezon spędziłem znów w pierwszym składzie, a my zdobyliśmy Puchar Grecji. Po sezonie klub był zdecydowany, żeby sprzedać mnie do Levante, bo proponowali za mnie dość sporo pieniędzy, nie pamiętam już dokładnie ile to było. Zawsze chciałem grać i mieszkać w Hiszpanii, więc decyzja była oczywista. Rzeczywistość okazała się brutalna. Byłem dopiero 3. lewym obrońcą w zespole i przez pierwsze 2 miesiące grałem tylko w rezerwach. Tam szło mi całkiem nieźle, więc dostałem szanse w pierwszym zespole. Nie zostałem na długo w pierwszym składzie. Zagrałem chyba w 5 spotkaniach i zimą odszedłem do PSV.

Odnośnik do komentarza

Rozdział 3

 

W tamtych czasach była to dobra drużyna, a Eredevise był w czołówce najlepszych europejskich lig. Wszystko zaczęło się bardzo dobrze. Już w debiucie strzeliłem bramkę przeciwko Ajaxowi. Kibice dzięki temu pokochali mnie i trener musiał wystawiać mnie w pierwszym składzie. Miałem jednak dużo pecha, bo już w 10 kolejce w ostrym starciu złamałem nogę. Dla młodego piłkarza złamana noga to koniec świata. Przez myśl przechodziło mi wiele czarnych myśli, po tych wszystkich latach mogę przyznać się, że miewałem nawet myśli samobójcze. Na szczęście rodzina, znajomi i kibice PSV bardzo mi pomagali. Po ponad dziesięciu miesiącach rehabilitacji miałem zacząć biegać. Ale porwała mnie młodzieńcza fantazja i powiedziałem trenerowi, że mogę trenować z juniorami. Po tygodniu po kontuzji nie było już śladu, ale na wewnętrznym sparingu kolejny koszmar. Drugi raz w ciągu roku bardzo poważnie uszkodziłem sobie lewą nogę. Tym razem zerwałem więzadła. To oznaczało kolejne kilka miesięcy bez piłki. Na czas leczenia postanowiłem wrócić do Polski. Jednak tutaj poziom medycyny nie był na nawet średnim poziomie, co jeszcze wydłużyło mój rozbrat z piłką. Dodatkowo starzy znajomi ‘’dopadli mnie” i nadrabialiśmy te wszystkie lata. Przez ten czas dowiedziałem się jak wygląda życie polskiego studenta. Do Eindhoven wróciłem po 8 miesiącach z prawie 10 kilogramami nadwagi. Chociaż byłem już zdrowy trener postanowił, że załatwi mi osobistego trenera i wysłał mnie na obóz. 3 miesiące biegania po azjatyckich wyżynach, pływania na basenie i wspinania się po górach. Po nadwadze nie było już śladu. Dopiero wtedy mogłem wrócić do normalnych treningów. Miesiąc ćwiczeń z juniorami i dopiero powrót do pierwszego zespołu. Jednak nie od razu zacząłem grać. Przez prawie 60 dni wracałem do formy, aż w końcu trener wypożyczył mnie do Willem II. Grałem tam przez cały sezon. Była tu ciężka sytuacja kadrowa, więc moja pozycja była niezagrożona. To bardzo mi pomogło, bo regularna gra to było to, czego najbardziej potrzebowałem. Latem w PSV zmienił się trener, który od razu dał mi jasny sygnał. Szukaj klubu, bo tutaj nie pograsz. Wykorzystałem pierwszą okazję i wyjechałem do Włoch.

Odnośnik do komentarza

Rozdział 4

 

 

W Sienie zastałem zupełnie inny świat. Pierwszy raz grałem w zespole, który musi bić się o powrót do najwyższej ligi. Serie B to bardzo dobre przygotowanie przed Serie A. Poziom podobny do Eredevise, ale styl łudząco podobny do Serie A. Szybko wywalczyłem sobie miejsce w pierwszym składzie. W 3 kolejce zagrałem na stoperze i podobno zagrałem najlepiej na boisku. Przez to następne 10 kolejek musiałem męczyć się na środku obrony, aż w końcu postawiłem się trenerowi . Chyba trochę przesadziłem, bo początkowo posadził mnie na ławce. Jednak już po 2 meczach dostałem szansę na lewej stronie defensywy i znów zadomowiłem się w wyjściowej jedenastce. Po ciężkich bojach udało nam się awansować do Serie A. Teraz wiem, że gra w drużynie z elity będzie smakowała dwa razy lepiej. Po tych wszystkich spotkaniach na boiskach, które przypominały naszą bazę treningową w Eindhoven pojawiła się szansa zmierzenia się z Milanem, Juventusem, czy Romą. Wszyscy wiedzieliśmy, że trzeba się wzmocnić na te mecze, jednak latem żaden lewy obrońca do klubu nie przyszedł. Przez to trochę się rozluźniłem i w pierwszej połowie sezonu grałem trochę poniżej swojego normalnego poziomu. Gdy w styczniu zagraliśmy z Romą, a ja zawaliłem 3 bramki trener ściągnął kogoś na moje miejsce. Wiedziałem, że muszę uciekać. I wtedy jak dar z nieba do klubu przyszedł fax z Turynu.

 

 

@tomba-dzięki, mam nadzieję że uda mi się podtrzymać poziom :)

Odnośnik do komentarza

Rozdział 5

 

Gdy tylko dowiedziałem się o ofercie z Juventusu znalazłem się w siódmym niebie. ‘’Czas podbijać świat” O takiej ofercie marzyłem od momentu, kiedy dowiedziałem się że wyjeżdżam do Grecji. Okazało się, że jestem tu w zastępstwie. Jednak dawałem z siebie 100% na treningach i meczach dzięki czemu zostałem na stałe częścią pierwszej jedenastki. Pierwsze miesiące w Turynie były dla mnie przełomowe. Tu poznałem swoją przyszłą żonę, a później udało nam się zdobyć pierwsze w mojej karierze mistrzostwo kraju. W finale spotkaliśmy się ze… Sieną. Było to trudny, brutalny mecz, ale po rzutach karnych wygraliśmy. Bardzo żałowałem, że nie mogłem strzelać jedenastek, ale dobro drużyny jest najważniejsze. Długo fetowaliśmy podwójną koronę, a ja miałem okazję żeby wrócić do Hiszpanii. Przyszła oferta z Realu Madryt, ale ja grzecznie odmówiłem. Po prostu od dziecka byłem fanem Barcelony. A poza tym wiedziałem, że w tym klubie rodzi się coś wielkiego. Mieliśmy duże szanse, żeby ten sukces poprawić za rok, a dodatkowo zamieszać trochę w Lidze Mistrzów. Już od początku sezonu moje słowa się potwierdzały. W 8 kolejkach zdobyliśmy 24 punkty, a byliśmy już po meczu z Milanem i derbami z Torino na wyjeździe. Ligę zakończyliśmy już po 25 kolejkach, mieliśmy co prawda „tylko” 23 punkty przewagi, ale nikt nie dopuszczał do siebie myśli, że drugi w tabeli Milan nas wyprzedzi. W Lidze Mistrzów po 210 minutach horroru pokonaliśmy w półfinale Real Madryt i mogliśmy kupować bilety lotnicze do Londynu na Highbury, gdzie mierzyliśmy się z Manchesterem United. Sam stadion można określić jednym angielskim słowem- WOW! Wdziałem już kilka naprawdę ładnych stadionów, m.in. Camp Nou i Santiago Bernabeu, ale stadion Arsenalu jest zdecydowanie najładniejszy. Cały czas pamiętam słowa, które powiedział nam wtedy trener: ‘’Chłopaki, osiągnęliście już tyle, że dzisiaj macie tam wyjść i zagrać tak jak lubicie” Wydawało mi się, że pomoże to całej drużynie, a pomogło chyba tylko mi… Ogólnie zagraliśmy słaby mecz, ale mi udało się strzelić bramkę i mecz zakończył się naszą porażką 1:3. Postanowiłem spróbować swoich sił w lidze, której jeszcze nie grałem. Miałem dwie możliwości: Anglia lub Niemcy. Przyszła oferta z Manchesteru United, więc szkoda było nie skorzystać. Może w końcu to będzie drużyna, która wygra Ligę Mistrzów dwa razy z rzędu?

Odnośnik do komentarza

Czas na trochę dłuższy odcinek :]

 

Rozdział 6

 

Od pierwszych dni w Manchesterze mogłem czuć się jak gwiazda. Ludzie podchodzili na ulicach, żeby wziąć autograf, czasami żeby po prostu porozmawiać. Naprawdę fajni kibice.

 

Już od pierwszych meczy wiedziałem, że zrobiłem dobrze przenosząc się do ‘’Czerwonych Diabłów”. Atmosfera ta trybunach była nie do opisania. Krzyk kilkudziesięciu tysięcy gardeł, gdy tylko masz piłkę przy nodze-bezcenne. Ja pokochałem Manchester, a Manchester pokochał mnie. Przynajmniej tak wyglądało to z mojej perspektywy.

 

Gra tutaj to nie tylko wyniki sportowe. Jako piłkarz jestem przykładem dla młodszych, którzy chcą iść w moje ślady. Dopiero tutaj zdałem sobie z tego sprawę. Nigdy wcześniej w mojej karierze nie zdarzyło mi się uczestniczyć w spotkaniach z dziećmi na zajęciach wychowania fizycznego w pobliskiej szkole, czy odwiedzać naszych kibiców w szpitalu. Ale żeby nie było wątpliwości, na piłkę też znalazłem czas.

 

Od początku postawiliśmy sobie na cel obronę tytułu najlepszej ekipy w Europie. Na początku szło całkiem nieźle. Wygraliśmy wszystkie mecze w grupie i nie przegraliśmy żadnego w fazie pucharowej, aż w końcu przyszedł czas na finał.

 

Na Allianz Arena komplet widzów do czego przyzwyczaiłem się grając w angielskiej drużynie. Piłkarze Interu Mediolan przyjechali tu już tydzień wcześniej, aby dobrze się zaaklimatyzować i dobrze poznać murawę. Niestety decyzja trenera była taka, że dziś zacznę mecz na ławce rezerwowych. W trakcie spotkania nie dostałem nawet szansy, aby się rozgrzać. Już w 7 minucie straciliśmy pierwszą bramkę. Trener kazał rozgrzewać się wszystkim ofensywnym graczom. Kilkanaście minut później wykonał pierwszą zmianę. Do przerwy zmarnował je dwie. Początek drugiej połowy to kolejny cios. W 50 minucie po szybkiej kontrze Włosi prowadzą już 2:0. Próbowaliśmy strzelić choćby bramkę kontaktową, jednak to nie był nasz dzień. Nasz powrót do Anglii przypominał bardziej stypę niż drogę powrotną z finału Ligi Mistrzów.

 

Okres przygotowawczy spędziliśmy w nieludzkich męczarniach. Jednak był to nasz wybór. Chcieliśmy przygotować się jak najlepiej do sezonu i odzyskać mistrzostwo Anglii i szczególnie Puchar Europy. Tym bardziej, że w tym roku finał był rozgrywany na słynnym Wembley, angielskim stadionie, więc tutaj zwycięstwo będzie smakowało jeszcze lepiej.

 

Na początku sezonu byliśmy trochę przemęczeni i nie szło nam najlepiej, ale dość szybko złapaliśmy swój rytm i byliśmy nie do zatrzymania. W końcu przyszedł ten wielki finał. Naprzeciw nam Bayer Leverkusen. Większość stadionu w czerwonych szalikach, nic tylko wygrać ten mecz. Szybko zadomowiliśmy się na połowie przeciwników i nie pozwalaliśmy na jakiekolwiek zagrożenie naszej bramki. Pierwszą połowę mogliśmy tak naprawdę grać bez bramkarza. Nie byłoby różnicy. Jednak nic nie wpadało, a jak wiadomo niewykorzystane sytuacje się mszczą. Nie chciałem by było tak tym razem, więc w doliczonym czasie pierwszej części spotkania wbiegłem w pole karne, huknąłem przy słupku, bramkarz wyciągnął się jak struna. Pozwoliło mu to na sparowanie piłki na słupek, ale tam czyhał już nasz napastnik, który spokojnie wpakował futbolówkę do siatki. Po przerwie skupiliśmy się na tym, żeby przetrzymać piłkę i nie stracić jakiejś głupiej bramki. W 88 minucie przy rzucie rożnym Bayeru do naszego pola karnego zawędrował niemiecki golkiper. Kiepskie dośrodkowanie, jeden z naszych zawodników wybija piłkę ‘’byle dalej’’, a ona jakimś cudownym sposobem znalazła się w bramce. 2:0 i dwie minuty do końca. Tego już nikt nie mógł nam zabrać! Feta po wygraniu Ligi Mistrzów trwała przez następny tydzień.

 

Szczerze mówiąc nie pamiętam tych 7 dni za dokładnie. Wiem jednak, że zasłużyliśmy na to. Następny sezon miał być dla mnie jeszcze lepszy. Dostałem propozycję, by zostać kapitanem wielkiego Manchesteru United

Odnośnik do komentarza

Rozdział 7

 

…jednak odmówiłem. ‘‘To nie jest rola dla mnie.” Sir Alex Ferguson nie wiedział jednak wtedy, że przyszły wyniki moich profilaktycznych badań. Niewydolność serca… Czy trzeba mówić coś więcej?

 

Manchester proponował mi opiekę medyczną, jednak w tym momencie najbardziej chciałem być z rodziną. Dopóki człowiek nie wie, że może szybko skończyć swoje życie nie wie tak naprawdę wiele o sobie.

 

W czasie choroby dowiedziałem się, ile tak naprawdę znaczy dla mnie rodzina i wiara. Przez ponad 3 lata moje życie wyglądało podobnie. Szpital, dom, kościół. Nie wiem co jeszcze mogę o tym powiedzieć. Ciężko opisać co się czuje w takim momencie.

 

Na pewno odczuwa się większą radość z najprostszych czynności. Zwykły spacer po parku sprawia mi takie same przyjemności jak występ w finale Ligi Mistrzów. Niestety, żeby nie było tak różowo, wiem że do uprawiania sportu już nie wrócę.

 

Muszę zacząć sobie nowego zajęcia. Jeśli tylko zdrowie pomoże, bo nie chcę być 30-letnim emerytem. Po 2 latach leczenia doktor zezwolił mi na szukanie pracy. Ja zdecydowałem, że zostanę przy piłce nożnej. Przecież jest ona dla mnie wszystkim. Trzeba tylko wybrać jakiś dokładny fach. Może scout? A może trener juniorów? Czy może ten pierwszy najważniejszy trener?

Odnośnik do komentarza

Rozdział 8

 

Przyszedł czas na zdobycie wszystkich papierów. Już na początku miła niespodzianka. Mój były klub, Legia Warszawa załatwił mi szkolenie w PZPN. Niby nie są to wszystkie papiery, ale starczy na początek.

 

Już na początku wakacji wyjechałem do Wrocławia na pierwsze zajęcia. Były one prowadzone we Wrocławskim AWFie. Chociaż przyjechałem tu jako ‘’człowiek” Legii to zostałem przywitany bardzo ciepło. Ludzie pamiętali mnie głównie jako zawodnika Juventusu i Manchesteru United.

 

Na zajęciach spotkałem wielu byłych piłkarzy, m. in. Jerzego Dudka, Dariusza Sztylkę, Jacka Krzynówka i Macieja Szczęsnego. Jurka i Jacka poznałem już jako zawodnik, więc nie mogłem czuć się samotny. Były zawodnik Wolfsburga i Hannoveru 96 również miał zwolnienie lekarskie na zajęcia wychowania fizycznego ze Stefanem Majewskim, więc podczas nich miałem z kim pograć w Fifę na PlayStation.

 

Zajęcia taktyczne prowadził Antoni Piechniczek i Grzegorz Lato, więc były one nudne jak flaki z olejem. Szczerze mówiąc jedynym ciekawym punktem było odpalanie slajdów przez pana Latę. Same prezentacje ciekawe nie były, ale oglądanie jak prezes PZPN walczy z laptopem-bezcenne.

 

Do tego doszły jeszcze zajęcia praktyczne, które polegały na… graniu w Football Managera! Każdy z nas dostał Football Managera 2006 z dodatkową III ligą polską, mieliśmy objąć klub z najniższej klasy rozgrywkowej w naszym kraju i bez żadnych dodatków doprowadzić ten klub do Orange Ekstraklasy. Akurat te zajęcia ukończyłem z wyróżnieniem, bo już w drugim sezonie zdobyłem Puchar Polski, a pierwszy sezon w Orange Ekstraklasie ukończyłem na 3 miejscu i zagrałem w eliminacjach Pucharu UEFA.

 

Z dyplomem podpisanym przez Grzegorza Latę, Antoniego Piechniczka i Zdzisława Kręcine, który prowadził kurs gry w FM’a mogłem ruszyć na podbój polskiej piłki.

Odnośnik do komentarza

sorry, że wczoraj nie było żadnego odcinka, miałem problem z internetem.

 

 

 

Rozdział 9

 

 

Jednak wolałem najpierw naprawdę nauczyć się tej roboty. Bądźmy szczerzy, stracone wakacje na wykładach pana Piechniczka, czy nauce gry w Football Managera pana Kręciny nie pomogą mi w tej pracy.

 

Z resztą Football Manager to moja ulubiona gra od kilku lat. Postanowiłem uruchomić moje kontakty i załatwić sobie kilka staży. Od razu pomyślałem o Fergusonie, który zgodził się bez zbędnego tłumaczenia i bardzo ciepło przyjął mnie w Manchesterze. Dużo osób mnie tu pamiętało, niektórzy zawodnicy ciągle grali w tej drużynie.

 

Naprawdę miło spędziłem cały sezon, sporo się nauczyłem głównie o motywacji zawodników. Od dawna wiedziałem, że sir Alex jest w tym najlepszy, a teraz dodatkowo wszystko mi wytłumaczył i zrozumiałem jak dobierał mowy do każdego spotkania w tych czasach kiedy ja byłem jego podopiecznym.

 

Tutaj uświadomiłem sobie jak powinien wyglądać taki trenerski kurs. Związek opłaca staż w 2-3 klubach po min. 2 miesiące w każdym i później egzamin z taktyki, motywacji itp. Wtedy przynosiłoby to jakieś efekty. Niestety, wszystkiego trzeba uczyć się samemu.

 

Jak już mówiłem, sezon spędzony bardzo miło przeze mnie i chyba całą drużynę(kolejne mistrzostwo Anglii). Czas ruszać na kolejny staż.

Odnośnik do komentarza

Rozdział 10

 

Kolejnym miejscem do którego się wybrałem była słoneczna Barcelona.

 

Pepa Guardiolę poznałem na wakacjach kilka lat wcześniej. To maniak taktyczny i właśnie dlatego chciałem tu przyjechać. Pozwolił mi nawet zamieszkać na ten czas u siebie. To było coś niesamowitego! Jego żona chyba mnie nie lubi, ale to nic dziwnego, bo on zamiast zajmować się nią wieczorami wolał ze mną dyskutować na temat piłki.

 

Po tych dwóch stażach mogę śmiało stwierdzić, że o taktyce wiem już prawie wszystko. Przynajmniej o tej ofensywnej. W dzisiejszym futbolu pojedyncze umiejętności na nic się nie zdadzą, jeśli trener nie dopasuje do nich odpowiedniej taktyki.

 

Taki Leo Messi grał genialnie na skrzydle, ale Pep zauważył, że lepiej będzie mu szło na szpicy, ustawił pod niego drużynę i efekty możemy obserwować teraz.

 

Skoro o ofensywie wiem już wszystko czas zająć się defensywą, bo jak wiadomo drużynę buduje się od tyłu. Właśnie dlatego wyjechałem do Włoch.

Odnośnik do komentarza
  • 4 tygodnie później...

Rozdział 11

 

 

We Włoszech również trafiłem do swojego byłego klubu-Juventusu Turyn. Trener Allegri zatrzymał mnie tu na 3 miesiące, przez które nauczyłem się wiele faktów o grze defensywnej. Mimo że byłem obrońcą, wielu z tych rzeczy nie wiedziałem.

 

Włoch udowodnił mi, że gra na 3 obrońców wcale nie musi być taka ofensywna jak mi się wcześniej wydawało.

 

Był środek sezonu, a ja nauczyłem się już wiele jednak chciałem jeszcze dowiedzieć się co nie co o szkoleniu młodzieży. A gdzie szkolenie młodzieży jest lepsze niż w Holandii?

 

Tak więc teraz kierunek Eindhoven. W PSV zastałem zupełnie inny świat niż za czasów mojej gry w tym klubie. Nowoczesne bazy treningowe, siłownie, baseny, bieżnie, własna kuchnia(w Europie to teraz norma, ale za moich czasów tutaj tego nie było). Holendrzy pokazali jak powinno się postępować z młodzieżą. Na pewno zostanie mi to w głowie na długo.

 

Zaproponowali, żebym przyjechał przed sezonem to dowiem się jak powinien wyglądać okres przygotowawczy. Jednak ja dobrze pamiętam co musiałem robić, żeby zgubić 10 kilogramów nadwagi gdy grałem w PSV albo naszą harówkę w Manchesterze po przegranym finale Ligi Mistrzów.

Odnośnik do komentarza

@Wielkie dzięki za II miejsce w debiucie miesiąca, dało mi to motywacje do dalszego pisania :) Loczek-już niedługo... Odcinek jest specjalnie trochę krótszy, żeby trzymać w niepewności co do wyboru klubu

 

Rozdział 12

 

Czas znaleźć sobie jakąś pracę. Mam referencje od najlepszych w tym zawodzie, mogę przebierać w ofertach. Tak przynajmniej myślałem na początku. Miały być od razu takie potęgi jak Bayern Monachium, Manchester City, czy A.C. Milan, a przez pierwsze 3-4 miesiące nie interesowały się mną kluby pokroju Sparty Praga, czy Legii Warszawa, choć dość szybko zwalniali swoich trenerów.

 

 

Wróciłem w swoje rodzinne strony, do stolicy. Ciągle czekałem na ofertę życia, ale żeby nie zanudzić się na śmierć znalazłem sobie pracę. Będę… nauczycielem wf w warszawskim LI Liceum Ogólnokształcącym im. Tadeusza Kościuszki. Nie była to praca moich marzeń, ale muszę przyznać, że to ciekawe doświadczenie.

 

 

W końcu, po tych wszystkich latach oczekiwania przyszła oferta, którą mogłem przyjąć bez zastanowienia. Choć w pewnym momencie serce powiedziało nie, wiedziałem że muszę to przyjąć, bo to szansa, która szybko się nie powtórzy. Krótko mówiąc-wyjeżdżam do…

Odnośnik do komentarza

@tomba, pudło :P

 

__________________________________________________________________________________

 

Rozdział 13

 

Białegostoku. Oferta z Jagielloni była jak zbawienie.

 

Obecny sezon to kompletna klapa dla ekipy Tomasza Hajty. Głośne transfery, obiecane europejskie puchary, a skończyło się na 10. miejscu.

 

Miałem 2 dni na przygotowanie tej drużyny do ostatniego meczu sezonu-finał Pucharu Polski z Ruchem Chorzów. Dużo zmienić nie mogłem, wystawiłem ten skład, który był akurat w najlepszej formie, jeśli można o kimś powiedzieć, że był akurat w formie.

 

 

 

Ptak-Golański Pazdan Modelski Norambuena – Cetkovic Ljevakovic Dzalamidze Rybus- Plizga Matusiak

 

Mecz zaczął się najlepiej jak tylko mógł. Już w 6 minucie po błędzie obrońców bramkę zdobył Dawid Plizga. 2 minuty później z rzutu rożnego Rybus wyłożył piłkę przed pole karne, uderzył Dzalamidze, ale nie trafił w bramkę. Trochę się rozluźniliśmy i Ruch Chorzów szybko to wykorzystał. W 11 minucie Smektała urwał się obrońcy i pokonał bez największych problemów Ptaka. Szybko chcieliśmy znów wyjść na prowadzenie i znów zespół z Chorzowa nas skarcił. Smektała rozegrał klepkę z Kuświkiem i ten drugi wpakował piłkę do siatki. W 23 minucie sytuacje sam na sam miał Matusiak, ale fatalnie spudłował. Kilka minut przed przerwą Rybus pobiegł lewym skrzydłem, zszedł do środka i uderzył z całej siły, ale piłka przeleciała tuż nad poprzeczką. Po przerwie na boisku zameldował się Tomek Frankowski. Już od dłuższego czasu wiadomo, że to jego pożegnalny występ w barwach Jagielloni. Kibice na Stadionie Narodowym powitali go oklaskami, nic tylko strzelić bramkę na 2:2. Chwile po wejściu na boisko miał idealną sytuację, ale Baszczyński pewnie wybił piłkę z pod jego nóg. Do końca meczu to my atakowaliśmy, ale Ruch dzielnie się bronił i to on zdobył Puchar Polski w sezonie 2008/2009.

 

 

Finał Pucharu Polski [1/1]

Jagiellonia Białystok 1:2 Ruch Chorzów [PLIZGA 6’ Smektała 11’ Kuświk 15’]

Stadion: Stadion Narodowy

Widzów: 45 768

MoM: Jakub Smektała

 

 

 

 

 

Football Manager 2008 (8.0.2)

Ligi: Polska(1-2), Anglia(1-1), Brazylia (1-1)

Uaktualnienie: Zimowe okienko transferowe.

Odnośnik do komentarza

Rozdział 14

 

 

Po przegranym sezonie czas na przebudowę zespołu. Nie jakieś małe czystki, ale prawdziwy remont. Z klubu odeszli Zivkovic za 550 tys. € do GKS Bełchatów, Chrapkowi, Norambuenie, Niewulisowi, Zubovichovi i Bronowickiemu pokończyły się kontrakty i postanowiłem ich nie przedłużać. Wyjątkiem był Norambuena, bo jak ja przyszedłem do klubu to miał już podpisany kontrakt z Polonią Bytom. Trochę dziwny wybór, bo drużyna z Bytomia spadła z hukiem z I ligi i Alexis będzie teraz występował dwie klasy rozgrywkowe niżej.

 

Karierę zakończył Tomasz Frankowski i został trenerem od napastników w naszym zespole. Sprzedaliśmy również 2 stoperów, Krzysztofa Łagiewkę i Ugo Ukaha.

 

W zamian za nich do klubu dołączyli:

 

Michal Papadopoulos-kontrakt z nim podpisał jeszcze mój poprzednik, wierzę że będzie to dobry zakup.

Wojciech Pawłowski- kibiców naszego klubu zdziwiła decyzja o sprzedaży pierwszego bramkarza, ale nie wiedzieli, że mam w zanadrzu transferową bombę. Wojtek kosztował nas zaledwie 35 tysięcy €.

Adrian Błąd-W poprzednim sezonie I ligi zdobył 2 bramki i zaliczył aż 12 asyst. Niezły wynik jak na zaledwie 22-letniego zawodnika. Wszyscy w klubie mają nadzieje, że Adrian jeszcze się rozwinie i w przyszłości zostanie czołowym rozgrywającym T-Mobile Ekstraklasy. Kosztował nas 275 tysięcy €.

Josmar Zambrano-kolejny transfer, z którym wiążemy duże nadzieje. Rok temu przyszedł do Legii Warszawa z rezerw Valladolid, ale przegrał rywalizację z Furmanem, Łukasikiem i Radoviciem i już zimą został zesłany do Młodej Ekstraklasy. Kosztował nas aż 850 tys. €, ale cały Białystok wierzy, że te pieniądze szybko się zwrócą.

 

W okresie przygotowawczym rozegraliśmy tylko 4 sparingi. Najpierw w pucharze towarzyskim Frankowski Cup w półfinale pokonaliśmy Tawrię 3:2, a w finale nasz zespół juniorski 2:0.

 

2 tygodnie później wybraliśmy się do Machaczkały, aby rozegrać sparing z Anżi. Zaprezentowaliśmy się bardzo dobrze i zremisowaliśmy 1:1.

 

Jednak najlepszy mecz pre-sezonu przypadł na sam koniec. Ekipa Bordeaux urządziła sobie tournee po Polsce, na początek zagrali mecz z nami. Od razu pokazaliśmy im siłę polskiego futbolu gromiąc ich aż 5:0. Wynik i gra cieszy tym bardziej, że drugą połowę zagrali głównie rezerwowi, a mimo to udało się w niej strzelić 4 bramki. Z dobrej strony pokazał się Dawid Plizga, który ustrzelił hat-tricka. Polsko, nadchodzimy!

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...