Skocz do zawartości

Siedem nieszczęść.


Lucasinhoo

Rekomendowane odpowiedzi

Kolejny dzień spędzony w pracy, tak właśnie mówi się na dwunastogodzinny zapierdziel przy dokręcaniu śrub, mocowaniu belek, jak zawsze do domu wróciłem zmęczony, o ile tak można nazwać moje 40 metrów kwadratowych. Myśl o każdym kolejnym przyprawiała mnie o ból głowy. Powoli przyzwyczajałem się do warunków tu panujących, ale cóż dobrze wiedziałem po co tu przyjechałem, jak najwięcej zarobić, jak najmniej wydać. Takie było motto mojego wyjazdu, a wyjechałem jako młody człowiek, który w pozbawionym perspektyw kraju nie był w stanie poradzić sobie z własnym życiem. Początki zawsze są trudne, tak sobie wmawiałem kiedy to robiłem zakupy, rozmawiałem, a raczej próbowałem rozmawiać z szefem, cóż mogę stwierdzić, nauka języka nie szła mi najlepiej. Może wstyd się przyznać, ale swoje problemy lubiłem topić w alkoholu, bywało i tak, że gdy rano budziłem się poza moją norką nawet się zbytnio nie dziwiłem, rutyna – myślałem w duchu. Moje życie ograniczało się głównie do zarabiania pieniędzy i przepijania dużej ich części, co niestety mijało się ostro z moim powyjazdowym mottem. Nie miałem przyjaciół, czy choćby nawet znajomych, jedyną moją towarzyszką była butelka taniej wódki, która smakowała jak ruska i tak też wykręcała mi ryj. Do roboty dojeżdżałem najczęściej autobusem, miałem prawo jazdy, ale po co mi ono skoro nie miałem nawet samochodu, zresztą było to dla mnie wygodą. W pracy nosiliśmy takie śmieszne ogrodniczki, nic więc dziwnego, że ludzie przechodzący obok wytykali nas palcami. Zazwyczaj siedziałem na górze, żółty kask, który miał chronić moją głowę zgrabnie ukrywał niedomyte włosy. Pogrążony w swoim monotonnym życiu nigdy nie przypuszczałem, że to co wtedy zobaczyłem tak zmieni moje życie...

Odnośnik do komentarza

Na swoich długich nogach nawinięte miała ciemne rajstopy, na obcasie wyglądała jak bogini i ta spódniczka. Ahh, - pomyślałem. Wzrok mój utkwił jednak na twarzy, jej pełne usta świetnie zgrywały się z zielonymi oczyma, a piękne ciemne włosy sięgające do okolic ramion zgrabnie powiewały na wietrze. Zamurowało mnie, w pewnym momencie straciłem kontrolę nad sobą, omsknęła mi się noga i tylko tyle pamiętam. Tak właśnie opowiadałem swoją historię leżąc na jednej z sal szpitalnych.

 

- Jak się pan dzisiaj czuje?

- Tak jak wczoraj, przedwczoraj, za tydzień i za miesiąc, nic się nie zmieniło poza tym, że nie mogę ruszać nogą, bo mam ją w gipsie – odpowiedziałem

- Ma pan rację noga nie wygląda najlepiej, czeka pana długa i monotonna rehabilitacja

- Panie ja musze zarabiać na siebie! – krzyknąłem

- Proszę się uspokoić, bo inaczej podamy panu coś na uspokojenie

 

Lekarz wyszedł, ja zostałem sam, myślałem tylko o tej kobiecie, chciałem ją jeszcze raz ujrzeć, mimo to, że teraz nie mogę nawet wstać z łóżka.

Czas w szpitalu leciał wolno, nawet bardzo, w sali nie było nawet telewizora, jedna wielka dziura, ale cóż przynajmniej nie mogłem się upić, z dwojga złego lepiej już leżeć w szpitalu, dostawać jedzenie i być trzeźwym. Martwiłem się trochę, bo zaniedbywałem te wszystkie składki ubezpieczeniowe i inne pierdoły więc kwestia zadośćuczynienia nie była taka oczywista. Choć pieniądze były dla mnie ważną rzeczą ja wciąż nie mogłem wybić sobie jej z głowy.

Odnośnik do komentarza

Następne dni w szpitalu, moja noga wyglądała już dużo lepiej, niestety to nie poprawiało mi humoru, ponieważ kilka razy zdarzyło mi się omdlenie. Lekarze jak na razie nie wiedzą co może być jego przyczyną, przypuszczają jednak, że może być to skutek upadku z wysokości. Jednak te kaski nic nie dają – pomyślałem.

 

- Witam, ma pan gości – powiedział lekarz, który właśnie pojawił się w drzwiach

- Ja? Kogo? Przecież nie mam tu znajomych ani rodziny… – zapytałem ze zdumieniem

- Mężczyzna w podeszłym wieku wraz z młodą kobietą, ale niestety nie przedstawili się

- W takim razie niech pan ich wpuści, sam jestem ciekawy kogo diabli niosą.

 

Lekarz wyszedł, nie było go może ze trzydzieści sekund. Gdy wrócił o co zobaczyłem, a raczej kogo nie zdarzało mi się nawet w najpiękniejszych snach. To była ta kobieta, tak piękna jak wtedy, a nawet jeszcze ładniejsza. Niestety nie była sama, zaraz za nią wszedł starszy mężczyzna, elegancko ubrany, pod krawatem. Na początku przeraziłem się, nie wiedziałem co powiedzieć, ale nie musiałem długo czekać, bo po chwili odezwała się ona.

 

- Dzień dobry panu, pamięta pan mnie ? – zapytała z uśmiechem

- O tobie? Nigdy w życiu!

- Onieśmiela mnie pan – odpowiedziała zarumieniona dziewczyna

- Ale co w ogóle tu państwa sprowadza – zapytałem

- Po prostu chcieliśmy zobaczyć jak się pan czuje – odpowiedział mężczyzna

- Dlaczego ?

- Moja córka panu pomogła, zadzwoniła po pogotowie, w pewnym sensie czuje się za pana odpowiedzialna

 

W tym momencie zaniemówiłem, oniemiałem, przeszły mnie ciarki. Wydusiłem z siebie tylko głupie – dziękuję.

 

Kobieta podeszłą bliżej, wyciągnęła rękę:

 

- Laura jestem, a ty?

- Łuu, Łuu, Łukasz – wyjąkałem spoglądając jej głęboko w oczy

 

Dziewczyna ponownie się zarumieniła, ojciec chwycił ją za ramię i szepnął coś do ucha, po chwili kierowali się już do wyjścia. Przechodząc przez próg jej ojciec rzucił mi oschłe – do widzenia. Całą sytuacja lekko wyprowadziła mnie z równowagi, wszystko trwało tak krótko, w pamięci utkwiło mi jednak jej imię i wzrok jakim na mnie patrzyła. Postanowiłem sobie, że gdy stąd wyjdę będę próbował ją odnaleźć.

Odnośnik do komentarza

Nie zdążyłem się nawet obejrzeć, a już mogłem chodzić, wyszedłem ze szpitala, teraz większość czasu spędzałem w mieszkaniu. Czasem, ale to bardzo rzadko wychodziłem na spacer na miejsce wypadku z nadzieją, że znowu ujrzę jej twarz, niestety na próżno. Zniechęcony niepowodzeniami w poszukiwaniu dziewczyny, postanowiłem poprosić o pomoc lekarzy, może ktoś z personelu wie cokolwiek o moich tajemniczych gościach.

Kilka dni później byłem już w szpitalu, pytałem, pytałem, starałem się jak mogłem, aż w końcu miła pani z recepcji raczyła powiedzieć mi jak nazywają się Ci państwo, Laura i Jarosław Sarneccy. Znam już nazwisko, to już coś – pomyślałem wychodząc ze szpitala.

W domu coś mnie tknęło, postanowiłem przeszukać ubrania, w których trafiłem do szpitala, jak się później okazało był to strzał w dziesiątkę. W jednej z kieszeni kurtki znalazłem skrawek papieru, a na nim te słowa „Zadzwoń, pomożemy – Laura” , pod podpisem widniał numer telefonu, czułem, że coś wreszcie może mi się udać. Czym prędzej wybrałem numer, a chwilę potem w słuchawce usłyszałem jej głos, głos anioła.

 

- Laura Sarnecka, w czym mogę pomóc?

- Ja, uratowałaś mnie, to ja Łukasz, znalazłem wiadomość..

- O, już myślałam, że nigdy się nie odezwiesz

- Nie mógłbym, od tamtej chwili marzę tylko o tym, aby cię jeszcze raz zobaczyć – odpowiedziałem

- Dobrze więc, słuchaj, przyjedź do biura mojego ojca, adres wyślę ci smsem, mam dla ciebie propozycję…

 

Godzinę później byłem już pod budynkiem, nie zdążyłem nawet wejść do środka, a przed drzwiami pojawili się oni.

 

- Musimy stąd wyjechać, ojciec ma pewną sprawę do załatwienia, nie wiem czy jeszcze tu wrócimy, zabieramy cię ze sobą

- Jak to? Przecież ledwo co się znamy? – zapytałem

- Cii.., im mniej wiesz tym lepiej – powiedziała Laura przykładając mi palec do ust

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Kilka godzin później byłem już w samolocie, nie powiedzieli mi gdzie lecimy, a z tych dziwnych słów nad wejściem na pas startowy udało mi się wyczytać jedynie „ Udanego lotu”.

Wewnątrz maszyny było pełno ludzi, można wywnioskować, że różnej rasy i koloru skóry, nie przeszkadzało mi to, przecież nie jestem rasistą. Zajęliśmy miejsca obok siebie, jedynie ojciec Laury zginął gdzie po drugiej stronie w towarzystwie innego mężczyzny, z którym najwyraźniej znał się od lat.

 

- Powiesz mi wreszcie o co tu chodzi ? – zapytałem zdziwiony

- Bardzo bym chciała, ale uwierz mi wszystkiego dowiesz się na miejscu

- Ale gdzie my w ogóle lecimy ?

- Widzę, że nie dasz mi spokoju dopóki się nie dowiesz, dobrze więc, tata jest właścicielem jednego z największych przedsiębiorstw budowlanych na starym kontynencie

- I co z tego ? – wtrąciłem

- Nie przerywaj mi, firma niestety ma pewne kłopoty finansowe, jeden z pracowników ojca – Martin, okradał ukradkiem konta taty, zamiast na materiały budowlane pieniądze przepuszczał w kasynach, etc. Dlatego zamknęliśmy oddział w Danii, ale to nie wszystko, Martinowi to nie wystarczało, kiedy ojciec zorientował się co jest na rzeczy od razu zablokował wszystkie konta, ten dureń zapożyczał się u różnych ludzi, a oni dowiedzieli się gdzie wcześniej pracował i ile pieniędzy ma mój tato.

 

- Fantastyczna historia, ale co ja tu robię i gdzie lecimy ? – zapytałem zdumiony

- Udajemy się na spotkanie z pewnym człowiekiem, właścicielem dobrze prosperującej „firmy”, z której można jeszcze dużo wyciągnąć, mój ojciec chce wykupić w niej udziały...

 

W tym momencie naszą rozmowę przerwał komunikat :

"Drodzy pasażerowie, samolot będzie podchodził do lądowania, prosimy o zapięcie pasów. Dziękuję "

Odnośnik do komentarza
  • 4 tygodnie później...

Gdy wyszedłem z samolotu przez moje ciało przebiegła fala zimna, nie było to miłe uczucie, rozglądałem się, ale nie mogłem w żaden sposób ustalić miejsca aktualnego pobytu. Laura złapała mnie za rękę i razem ruszyliśmy do taksówki, która czekała na nas przed budynkiem. Wychodząc z lotniska zauważyłem wielki szyld, który nie sposób było przeoczyć, widniał na mnie napis: „You’ll Never Walk Alone”. W tej chwili wszystko stało się jasne, byliśmy w jednym z największych miast Wielkiej Brytanii.

Siedząc w taksówce zagadnąłem do pana Sarneckiego.

 

- Mógłby mi pan wreszcie wytłumaczyć co ja tu robię i co to za firma ?

- Mógłbym, ale nie chce, mogę ci jedynie powiedzieć, że na pewno nie będziesz żałował, że z nami wyjechałeś…

- Ale…, czym w ogóle zajmuje się owa firma? – zapytałem ponownie

- To dość nietypowa firma, bo jej pracownicy grają w piłkę nożną, ostatnio nie wiedzie im się najlepiej, właściciel zamierza ją sprzedać, a ja zamierzam ją wykupić.

 

Zamurowało mnie, w tym mieście znam dwa kluby, Everton i Liverpool, tak ten sam, który jeszcze tak niedawno świętował zdobycie największego trofeum na Starym Kontynencie. Samochód zatrzymał się , wysiadłem i nagle to wszystko stało się faktem, staliśmy przez ogromnym stadionem The Reds.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...