Skocz do zawartości

Sztaficer

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    43
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Sztaficer

  1. Wiem, wiem, że normalne, ale 6 porażek 6 - 1 pod rząd i bezsilność powodują, że pierwszy raz od x lat odechciewa mi się grać w FMa.
  2. Panowie, nie wiem, gdzie się zgłosić, ale zaraz coś mnie trafi. Zaczęłem kiepskim zespołem, przebudowałem skład i szło świetnie. Na półmetku rozgrywek 4 miejsce, bilans 10-0-5, taktyka spisuje się wspaniale. Potem zaczynają się schody i zaczynam dostawać z każdym, czy to z liderem czy ze słabeuszami, po 3,4,5 - 0. Zmieniam taksę, zawodników, ale to nic nie daje. Mieliście tak kiedyś, macie na to jakieś porady, bo ja już sam nie wiem co robić.
  3. #003 Coraz bliżej Godziny, które pozostały mi do debiutu, choć nieoficjalnego postanowiłem wykorzystać na analizę skrótów kilku spotkań Korony z zeszłego sezonu. Musiałem w końcu od czegoś zacząć. Wziąłem też kartkę i długopis, na których kreśliłem jakieś prymitywne wzory taktyki. Przypominało to bardziej Gmocha niż Mourinho. Nie miałem dużego pola wyboru, ale mimo to byłem bardzo zadowolony z dostępnego składu. Pomyślałem nawet w duchu, że z taką kadrą środek tabeli nie będzie trudny do osiągnięcia. Sam nawet nie wiem kiedy zasnąłem, z głową w klawiaturze. * * * Obudziłem się dosyć późno, chyba po dwunastej, mimo to cholernie niewyspany. Głowę chciało mi rozerwać, a przecież nic nie piłem. Podniosłem się z biurka i niczym zombiak z Walking Dead ruszyłem do lodówki licząc na jakieś szybkie i względnie smaczne śniadanie. To co tam zastałem przeraziło mnie – kaszanka! Chociaż… skojarzyło mi się to z Champions Leauge. Może to jakiś dobry sygnał. Wstawiłem wodę na gaz, wrzuciłem do niej kiszkę i wróciłem do laptopa. Moją uwagę odwrócił jednak dzwonek do drzwi. Cholerne ding-dong spowodowało ból w uszach. Podniosłem się z fotela i skierowałem do drzwi mówiąc na głos. – Kurwa mać, kogo niesie?! Judasz jest przydatnym urządzeniem. Dwie panie, jedna z nich młoda, ładna i zgrabna. Chyba lekko po dwudziestce. Druga za to wyglądała jak typowy kaszalot, pamiętać musiała chyba miłościwie panującego Towarzysza Gomułkę. Z czystej ciekawości, a właściwie dlatego, że spodobała mi się ta młodsza otworzyłem drzwi. - Dzień dobry, czy chciałby pan z nami porozmawiać o Bogu? – zapytała gruba. - S…słucham? – odpowiedziałem pytając, patrząc jednak na młodą brunetkę, która towarzyszyła wielorybowi . - Chciałybyśmy z panem porozmawiać o świecie, Bogu, Piśmie Świętym. Pan wierzący, prawda? – zadała ponownie pytanie. Było jasne, że to Jehowcy. Po wczorajszych wydarzeniach miałem ogromną ochotę na odreagowanie. - Tak, oczywiście, zapraszam. – powiedziałem otwierając drzwi, szykując się jednocześnie do sabotażu. Kobiety weszły, przy czym ta większa, chyba samica alfa stada bacznie rozglądała się po domu. Młodsza sprawiała wrażenie, że nie wie po co tu jest. Chyba spotkało ją to słynne misjonarstwo młodych Jehowców. Zaprosiłem kobitki do salonu w którym generalny porządek robiłem chyba na święta, gdy przyjechali rodzice. Szybko z kanapy zrzuciłem kalesony i koszulkę i z uśmiechem na twarzy usiadłem naprzeciw pań. - Świat nasz jest pełen zła, chcemy panu pomóc trafić na dobrą drogę, unikać tego co… – zaczęła jak łatwo można się domyślić starsza rozkładając przy tym na stole ulotki, książki, jakieś dokumenty. - Pozwolą panie, że zjem śniadanie. – zapytałem, wchodząc jej w słowo. - …diabła. Oczywiście. – odpowiedziała starsza, a ja udałem się do biurka po strawę. Kaszanka z musztardą trafiła na stół. Gdyby oczy miała zabijać byłbym już martwy. Chyba pani już wielokrotnie padała ofiarą podobnych żartów. Wstała, cała czerwona i wrzasnęła chyba tak, że usłyszał to cały blok. - To jest prowokacja! Ja się tak traktować nie dam! Pan jest grzesznikiem! Jehowa się na panem nie zlituje! – krzyczała przy akompaniamencie przeżuwanej przeze mnie kiełbaski. Gdy już skończyła wstałem i pokazałem drogę do drzwi. Nie wyszło jak chciałem, ale przynajmniej w najbliższym czasie mam z głowy wizyty bożych akwizytorów. Spojrzałem jeszcze na młodszą, której widocznie było wstyd za współtowarzyszkę. Nagle została chwycona przez nią za rękę i siłą pociągnięta do wyjścia. - A ulotki? – zapytałem zdziwiony, patrząc na stół zawalony kartkami wraz z najnowszym numerem „Strażnicy”. - Zatrzymaj je, może zmądrzejesz. – odkrzyknęła oczywiście gruba. - Fajnie, że przeszliśmy na „ty”. – powiedziałem pod nosem, zbierając na stertę makulaturę i wrzucając do szafy. Rodzice będą mieli przynajmniej coś na rozpałkę. Wróciłem do biurka. Przeniosłem się z laptopem na kanapę i odpaliłem jakiś film. Czas mijał dosyć szybko. W końcu, gdy wybiła szesnasta zebrałem kilka najpotrzebniejszych rzeczy, wsiadłem do samochodu i pojechałem na stadion. W klubie nie było nikogo poza recepcjonistką. Uśmiechnąłem się do niej i ruszyłem do szatni. Tak jak myślałem, było pusto. Siadłem wygodnie w fotelu, włączyłem muzykę, założyłem słuchawki i zapomniałem o bożym świecie. Po kilkunastu minutach muzyka przestała grać a telefon zaczął wibrować. Dzwonił Tomek. - Czołem, co jest? – zapytałem dotykając zielonej słuchawki. - Serwus Michał, kiedy będziesz na stadionie? – spytał mój przyszły asystent. - No od pół godziny jestem, w szatni siedzę. – odpowiedziałem lekko zdezorientowany. - W szatni? Ale my gramy na Szczepaniaka, nie ma sensu niszczyć murawy. - O cholera. – zakląłem na głos – Dobra, to ja tam za chwilę będę. - He-he, spokojnie, chłopaków i tak jeszcze nie ma. – powiedział Tomek po czym się rozłączył. Szybko ruszyłem w stronę wyjścia, zapominając pożegnać się z sekretarką prezesa. Kilka minut później byłem już na stadionie. Odnalazłem Tomka w starej, nieco zaniedbanej szatni. Do meczu były jeszcze dwie godziny, więc postanowiłem wykorzystać ten czas na rozmowę z osobą, która zna ten zespół od podszewki. W końcu po kilkudziesięciu minutach zaczęli schodzić się zawodnicy, zarówno pierwszy skład jak i młodzież z rezerw. Gdy do meczu pozostało pół godziny zarządziłem wspólną rozgrzewkę. Słońce powoli zachodziło, temperatura nie była wysoka, więc wydawało mi się, że w letni dzień to najodpowiedniejsza pora na mecz. Wybrane już wczoraj jedenastki zaprezentowałem zawodnikom. Zaskoczenia nie było, chwilę później już wszyscy byli na boisku.
  4. #002 Wyższe obroty Po kilkunastu minutach do pokoju wrócił Chojnowski. - Za 2 godziny odbędzie się konferencja prasowa. Dzwoniłem też do pańskiego szefa. Nie będzie robił problemów, oczekuje tylko jednej rzeczy, ale akurat w tym nie powinno być problemu. – uśmiechnął się mój szef, tyle, że nowy. No tak, pomyślałem. Pewnie sprzedał mnie za skrzynkę wódki. Już widzę te okładki. Dziennikarz wytransferowany za kilka butelek berbeluchy. - Panie Michale, do tego czasu musimy ustalić kilka kwestii związanych z klubem no i spotkać się z zawodnikami. Dzisiejszy trening został odwołany, ale jutro rozegracie spotkanie kontrolne z zespołem rezerw. Po drugie, jak pan sam wie nie mamy zbyt wielkiego budżetu transferowego. Powiem więcej, byłoby lepiej jakby szukał pan zawodników bez kontraktu. No i trzecia kwestia, liczyłbym, że będzie pan stawiał na młodych zawodników. – zakończył Chojnowski. - Nie widzę problemu. Tylko chciałem dowiedzieć się jak wygląda sprawa obecnej kadry. Czy lista transferowa… jest otwarta? Wiem, że ciężko wyrywać z korzeniami stare drzewo… – zacząłem. - Niech się pan nie przejmuje. W razie jakiejkolwiek oferty sprzedaży zawodnika skonsultuje się z panem i podejmiemy najkorzystniejszą decyzję. Tymczasem spotka się pan z Tomkiem Wilmanem. Zawodnicy czekają. Ma pan jeszcze jakieś pytania? – spytał na koniec prezes. - Nie, raczej nie. – odparłem i skierowałem się do drzwi. Nikogo jednak tam nie zastałem, więc postanowiłem zadzwonić do naczelnego. Chwilę oczekiwania na spotkanie wykorzystałem na ułożenie planu rozmowy. Szybko jednak wyleciał mi z głowy. Po drugiej stronie rozległ się dźwięk. - Matysiak, słucham? – donośny głos ogłuszył mnie na chwilę. - Podobno dogadałeś się z Chojnowskim, prawda to? – zapytałem. - Michał? No prawda, obiecał mi miejsce na loży VIP na najważniejszych spotkaniach i skrzynkę gruzińskiego koniaku. Czego chcieć więcej od życia, phe-he. – odparł mój rozmówca. - Ten to się zawsze ustawi. A w redakcji jakie nastroje? Przyjedzie ktoś na konferencję? - Jak skombinujesz helikopter to tak. Od Kielc byłeś ty. Trzeba poszukać kogoś nowego. Dobra, muszę kończyć bo dostawca z KFC czeka, trzymaj się. - Na razie. – powiedziałem, rozłączając się. Nie zaskoczył mnie niczym. Ale w sumie czy ja byłem warty więcej? Może powinienem być zadowolony, że moja cena była aż tak wysoka. Zaraz… tylko po ile na e-bayu chodzi koniak. Rozmyślania przerwał asystent, który po chwili pojawił się przed moimi oczami. - Cześć, nowy trener, prawda? – zapytał mężczyzna. - Jasne, Michał jestem. – odpowiedziałem podając rękę. - Tomek. Miło cię poznać. Piłkarze już czekają w szatni. Trochę wkurzeni, ale chyba im przejdzie. Droga w klubowym labiryncie trwała chwilę. Kilka razy widziałem to wnętrze w filmikach klubowej telewizji, jednak nigdy na żywo. Mimo to bez trudu poznałem drzwi do szatni gospodarzy. Tomek spojrzał na mnie uśmiechając się. Chwilę później byliśmy już w szatni. Zawodników było kilkunastu, ubrani normalnie, w to w czym przyszli na trening. Większość wydawała się wkurzona, co nie było niczym dziwnym. - Dobra, panowie. To jest nowy trener Korony – Michał Świetliński. – powiedział Tomek. Zawodnicy spojrzeli na mnie jak na idiotę. Chyba zareagowałbym tak samo. Obcy człowiek, nikomu nie znany, no chyba, że jako dziennikarz. - Zaraz, on nie robił ze mną wywiadu po Lechu? – zapytał Michał Janota. - Tak, ale teraz będzie was trenował. – odrzekł Tomek. - Okej, żeby nie przedłużać. Większość z Was kojarzy mnie z roli dziennikarza. Prawda jest taka, że tam trafiłem wcześniej trochę trenując no i teraz prezes postanowił powierzyć mi stanowisko trenera Korony… – mówiłem, gdy przerwał mi Paweł Golański. - Nikt nie będzie oceniał Cię na postawie dawnej pracy. Raczej po tym co tu osiągniesz. - Miło mi to słyszeć. Po rozmowie z szefem ustaliłem, że spokojnie możemy walczyć w tym roku o środek tabeli. – doszedłem znowu do słowa. - Trener dobrze myśli. – powiedział łamanym polskim Siergiej Pilipczuk, lecz nagle wtrącił się inny, znacznie cenniejszy dla drużyny głos. - O taki cel mogliśmy walczyć razem z Leszkiem. Nie mierzy pan wyżej? – powiedział nie kto inny tylko kapitan zespołu, Maciej Korzym. - Yyy.. to już zależy od tego co będziemy w stanie osiągnąć. Ja mogę obiecać nawet mistrzostwo, ale problem w tym jak ułoży się współpraca. Chcecie walczyć? No to walczmy! – powiedziałem pełen optymizmu licząc, że wyszedłem ze ślepej uliczki. - Patrzcie jaki ambitny. – powiedział ponownie Golański. – No to co chłopaki, idziemy po majstra? Szatnia wybuchła śmiechem a mi nie pozostało nic innego jak przyłączyć się do zawodników. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i ruszyłem na murawę zobaczyć stadion. W zasadzie nie po raz pierwszy, lecz pionierskie było dla mnie wizytowanie go z perspektywy ławki trenerskiej. Uśmiechając się od ucha do ucha obszedłem murawę i wróciłem do Tomka. - Michał, za 15 minut konferencja. – powiedział mi, gdy zbliżyłem się do niego. - Już? Tak szybko minął ten czas? – zdziwiłem się. - No tak, właściwie dziennikarze już są, im szybciej zaczniesz tym lepiej. Drogę na salę znałem na pamięć. Kilkukrotnie nią przechodziłem, więc i tym razem nie miałem problemu. Przy wysokim biurku opatrzonym logiem klubu siedział już prezes. Razem z Tomkiem zajęliśmy miejsca obok niego. Dziennikarzy było kilku, głównie znajome twarze. Ich reakcja na zobaczenie mnie tutaj była zaskakująca, jednak nikt nie zdecydował odezwać się. - Witam wszystkich serdecznie na konferencji prasowej. Bardzo miło mi powitać nowego trenera Michała Świetlińskiego, który zastąpił zwolnionego dziś Leszka Ojrzyńskiego. Aby nie marnować czasu, proszę o pytania. – powiedział Chojnowski. - Dzień dobry, Jacek Nowak, Kielecki Sport. Michał.. – dziennikarz zachrząkał. – Panie trenerze. Proszę powiedzieć, niedawno razem z nami komentował pan mecze a teraz trenuje pan Koronę? - Tak to już jest, raz pod wozem, raz nad wozem. – lakonicznie odpowiedziałem. - Jaką Koronę pan będzie chciał stworzyć? Siłową, jak za Ojrzyńskiego, techniczną czy może inną? – zapytał starszy pan, którego nie kojarzyłem. - Przede wszystkim miła dla oka. No i efektywną. – z uśmiechem udzieliłem odpowiedzi na pytanie. - Daniel Szpak, Ekspes Kielecki. Michał, chyba mogę tak się zwracać. Masz już jakiś transfer na oku? Kogo sprowadzisz do Kielc? - Jasne, że możesz, phe-he. – odparłem. – Nie mam pojęcia. Czas pokaże, na razie nic nie wiem. Padło jeszcze kilka mało znaczących pytań. Czy zmieniam sztab, jak wysoko aspiruję a także absurdalna teoria według której klub podpisał ze mną kontrakt już kilka dni temu a zwolnienie Leszka Ojrzyńskiego to moja wina. No cóż, dziennikarze szukają sensacji, sam dobrze o tym wiem. Po kilkunastu minutach byłem już wolny. Dochodziła piętnasta. Z parkingu wyjeżdżałem spełniony, moje marzenie stało się rzeczywistością. W głowie zaświtało mi słynne. Kim jesteś? Jesteś zwycięzcą!
  5. Powodów może być tyle ile goli razem straciłeś. - zawodnicy mogą nie ogarniać taktyki albo po prostu samo ustawienie jest słabe, - zawodnicy mogą być za słabi, - morale są niski, - zawodnicy mają wewnętrzny konflikt
  6. Czołem. Jakieś półtora roku temu próbowałem napisać opowiadanie, które skończyło się na raptem ośmiu częściach. Spróbuje więc szczęścia jeszcze raz. Zapraszam do lektury. FM 14 Brak uaktualnień Baza danych: Polska, Anglia, Niemcy, Włochy, Hiszpania #001 Never say never Radio Igrek Sport. Pora na dawkę informacji. Leszek Ojrzyński został zwolniony ze stanowiska trenera Korony Kielce. Wedle informacji uzyskanych przez nas prosto od prezesa klubu zawiniły kiepskie ostatnio wyniki zespołu. W ciągu kilku dni ma zostać wybrany nowy szkoleniowiec, który poprowadzi kielecki zespół w nadchodzącym sezonie. - No to się Lesio doigrał. – powiedziałem pod nosem, ruszając , gdy światło na sygnalizatorze zmieniło swój kolor na zielony. Sam do niedawna trenowałem, tyle, że kluby na totalnym zadupiu, gdzie psy du… mniejsza o takie szczegóły. W każdym bądź razie nie szło mi najgorzej, tylko jak to bywa w prowincjonalnych zespołach, właściciel jest gotowy wykładać pieniądze do pewnego stopnia rozgrywek, później mu się wyraźnie nie opłaca. Dlatego też postanowiłem więcej nie babrać się w usiłowanie zrobienia z podrzędnego klubiku drużyny aspirującej przynajmniej do grania w III lidze. Szkoda zachodu. Od tego czasu zarabiam z bycia dziennikarzem. Piłkę kochałem od zawsze to i pisanie o niej sprawiało mi niesamowitą frajdę. Pieniędzy z tego nie było wiele, podobnie jak z zabawy w trenowanie. Z rozmyślania wyrwał mnie dzwonek telefonu. - Michał! Słyszałeś o Ojrzyńskim? – zapytał lekko zniekształcony, nieco przepity głos. Poznałem jednak od razu, że dzwoni naczelny. - No jasne, szkoda chłopa, ale w sumie się nie dziwię. – odparłem. - Gówno mnie obchodzi co o tym myślisz. Mieszkasz w Kielcach to masz jechać na stadion, może dorwiesz kogoś w klubie i dowiesz się czegoś. Więcej mówić chyba nie muszę, nie? – zapytał pewny jak zwykle szef. - No jasne… – odpowiedziałem ze sztucznym entuzjazmem i rozłączyłem się. Po kilkunastu minutach byłem już przy Ściegiennego. Jak to bywa w letnie przedpołudnie ciężko spotkać tu kogoś żywego. Zaparkowałem samochód i szybko ruszyłem do siedziby. W holu poza recepcjonistką nie było nikogo. - Przepraszam. – powiedziałem lekko uśmiechając się. – Zastałem prezesa? Wysoka szatynka w kręconych włosach uniosła głowę znad komputera i ze sztucznym uśmiechem odpowiedziała. - Pan Chojnowski jest w swoim gabinecie. A pan właściwie kim jest? - Aa… tak. Michał Świetliński, Tylko Ekstraklasa. Chciałem porozmawiać na temat zwolnienia trenera Ojrzyńskiego. – odrzekłem pełen zapału. - No dobrze. – uśmiechnęła się, chyba tym razem na serio podnosząc słuchawkę. – Panie prezesie, jakiś dziennikarz chciałby się z panem spotkać … oczywiście… tak… Pan Prezes ma kilka minut by z panem porozmawiać, proszę się pospieszyć. – powiedziała wskazując na drzwi w rogu recepcji. Ruszyłem we wskazanym kierunku nieco się stresując. Nigdy do tej pory nie rozmawiałem z kimś takim. Wywiady z zawodnikami były normą, ale prezes? No może konferencje prasowe, ale tam poza mną było jeszcze kilkanaście osób. A tutaj sam, w cztery oczy. Zapukałem w drzwi i po otrzymaniu zaproszenia do środka pociągnąłem za klamkę. - Dzień dobry… – nieco niepewnie przywitałem się wchodząc do biura. - A witam, witam. Pan wybaczy, ale mamy bardzo mało czasu. Pan w sprawie pana Ojrzyńskiego, zgadza się? – zapytał Chojnowski. Mamy? Rozejrzałem się po pokoju i zobaczyłem, że obok mnie stoi Andrzej Kobylański. - Tak, naturalnie. Chciałem się dowiedzieć czy macie państwo już w głowie nazwisko nowego trenera? – odpowiedziałem. - Chyba za wcześnie na takie przypuszczenia. – zaśmiał się prezes. – Zaraz, ja pana chyba skądś kojarzę. Nie tyle z dziennikarstwa. Hmmm. Pan Świt.. Śwat… - Świetliński. – poprawiłem uśmiechając się. - No właśnie! To pan dwa albo trzy lata temu wprowadził Sokoła do III ligi z kompletem zwycięstw w sezonie. – mówił włodarz Korony na moment przerywając. – Co się stało, że pan odszedł? Muszę powiedzieć, że słyszałem sporo o pana drużynie. - Jeśli mam być szczery to właściciel okazał się kompletnym idiotą mówiąc, że klubowi nic więcej niż IV liga nie jest potrzebne. A jeśli chodzi o oficjalną wersję to klub popadł w kłopoty finansowe. – powiedziałem bez chwili namysłu. - Smutne… Ale no cóż. Jeśli chodzi o trenera Ojrzyńskiego to mimo jego zasług dla Korony obawialiśmy się, że w nowym sezonie możemy walczyć o utrzymanie. A ta okropna seria braku zwycięstwa na wyjeździe była dodatkowym czynnikiem. Lubiłem pana Ojrzyńskiego, jednak zaważyło dobro klubu. – zaczął tłumaczyć się Chojnowski. - A co z kibicami? Są bardzo niezadowoleni. – zadałem kolejne pytanie. - Zdaje sobie z tego sprawę. Jednak cóż poradzić. – wzruszył ramionami. –Zaraz… zaświtała mi pewna myśl. Zatrudniając Ojrzyńskiego strzelałem w ciemno i okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Tak sobie myślę, czy… pan by sobie nie poradził na tym stanowisku. Zamurowało mnie. Nogi ugięły się pode mną i poleciałem na ścianę. Sam nie wiem dlaczego. - Słucham? – z wytrzeszczonymi oczami spojrzałem na Chojnowskiego. - No… wydaje mi się, a przynajmniej wydawało mi się, że zna się pan na swoim fachu. Poza tym nasz budżet jest w opłakanym stanie i nie stać na nas na Mourinho ani przynajmniej Michniewicza. Poza tym jest pan kibicem Korony, więc ta dziura po Ojrzyńskim może zostać szybko załatana. No i ostatnia kwestia. Do rozpoczęcia rozgrywek dużo czasu. Jeśli po kilku sparingach uznamy, że się pan nie nadaje decyzję zdążymy jeszcze naprawić. - Zaraz… spokojnie… – usiadłem na krześle i przetarłem pot z czoła. – Jestem nieaktywny od ponad dwóch lat. Mam przejąć drużynę ot tak? - Dokładnie. – uśmiech prezesa wydał mi się psychopatyczny. Zero stresu. - I mam zastąpić Leszka Ojrzyńskiego? - W rzeczy samej. - Pa… * * * Ocknąłem się po chwili widząc nad sobą recepcjonistkę. - Panie Michale, lepiej? – zapytał jeden z mężczyzn. - Tak, tak, lepiej. – odparłem. - Proszę, niech się napije pan wody. – powiedział Kobylański podając plastikowy kubek. Od razu poczułem się lepiej. Upał plus emocje zadziałały uziemiająco. Dosłownie. - Czyli mam rozumieć, że zgadza się pan? – zapytał Chojnowski. - Niech mi pan powie czy nie jesteśmy w ukrytej kamerze. – zapytałem wprost. - Dlaczego pan tak myśli? – zdziwił się prezes. - To wszystko… takie dziwne. – odparłem powoli pijąc kolejny łyk wody. - Niech się pan nie boi, pan ma przynajmniej czystą kartę. Zatrudniając Ojrzyńskiego mieliśmy rzeszę niezadowolonych kibiców sugerujących się opiniami ze Sosnowca. Jest pan w o niebo lepszej sytuacji. – pocieszył mój prawdopodobnie przyszły szef. No właśnie! A co z redakcją! Przecież naczelny mnie zabije. - Tylko… ja mam umowę o pracę. Nie mogę jej od tak zerwać! - Może pan. Jeszcze dziś skontaktuje się z pańskim szefem. Z tego co słyszałem jest bardzo chętny do negocjacji. – zaśmiał się Chojnowski poklepując mnie po ramieniu. Tekst opublikowany także w serwisie Tylko Ekstraklasa.
  7. Jakaś asteroida pieprzła w ziemię, że zrobił się falloutowy klimat?
  8. I znowu typy się sprawdzają. ;) Skibniewski w Betisie w pierwszym składzie, Lenczowski transfer do Niemiec. Czekam tylko na Międlara i możemy powoli myśleć o podaniu na scouta Interu. ;)
  9. Tak jak przypuszczałem, Skibiniewski zaczyna mieszać za granicą. Lenczkowski w ciągu roku, max. dwóch lat trafi z Jagi na zachód, podobnie Międlar. Jestę Skautę.
  10. To już kierunek Pyccka? Ciekawe, nie powiem. ;) A ja dalej trzymam kciuku za moją 4, której zgodnie z planem idzie dobrze. ;) Lenczkowski, Skibiniewski i Międlar. A... Bojanowski też niech strzela.
  11. W moim mniemaniu na poziom powyżej I ligi wybiją się tylko poniżsi, ale czymże ja jestem jak nie marnym scoutem? Bartosz Międlar Marcin Skibniewski Bartosz Lenczkowski No i Paweł Bojanowski, pośmieje się jak będzie strzelał w b-klasie. ;)
  12. Imię i nazwisko: Michał Świetliński Data urodzenia: 8 kwietnia Klub: Raków Częstochowa Wzrost i waga: 177/77 Miejsce urodzenia: Włoszczowa: Druga narodowość: (jeśli się daj oczywiście) Węgier Pozycja: Obrońca prawy [20] Cechy: Ustawianie się: 15 Odbiór: 15 Pracowitość: 15 Wytrzymałość: 15 Krycie: 15 Szybkość: 15 Gra głową: 15 Siła: 15 Przewidywanie: 15 Koncentracja: 15 Preferowana noga: Prawa Ulubione kluby: Korona Kielce, Inter Mediolan Nielubiane kluby: Wisła Kraków, KSZO Ostrowiec, AC Milan Ulubione osoby: Javier Zanetti, Jacek Kiełb, Kamil Kuzera Nielubiane osoby: Cezary Wilk, Wojciech Pawłowski Języki obce: angielski, niemiecki, węgierski Preferowane zagrania: krótkie krycie rywali, atakowanie piłki wślizgami
  13. Ciekawy sposób przedstawienia kariery, na dodatek mojej kochanej Koroneczki. Trzymam kciuki.
  14. Sztaficer

    Polityka wewnętrzna

    Coś na poparcie tej tezy (poza tym, że wszyscy tę opinię powtarzają)? Jak dla mnie PiS bez Kaczyńskiego nie istnieje. On tę partię stworzył i jest jej właściwie jedyną po odejściu swojego brata i Ziobry twarzą. Kto miałby być nowym liderem? Brudziński, Hoffman? Bez jaj! Ależ oczywiście. Zrobiona przez PO kampania nienawiści względem jego osoby sprawiła, że w najbliższym czasie niewielu odważy się głosować na niego. Już prędzej lemingi wrócą do SLD`skiego betonu. Dla sporej części wyborców Donalda, Kaczyński = IV RP, a więc w ich umysłach ustrój totalitarny (swoją drogą podziwiam, że udało im się zrobić to niczym J. Goebbels). Oni po prostu nie chcą głosować na niego bo nazywa się Kaczyński. Faktem jest, że PiS bez Kaczyńskiego nie istnieje, ale i z nim już nic nie osiągnie. Młodzież wkraczająca w dorosłość ma dość Tuska i wybiera między prawicą z PiSu i lewactwem od Palikota. Mi brakuje konkretnej partii narodowej, która niczym NDcja może uzyskać poparcie społeczeństwa. Obecnie jest za duży podział...
  15. Sztaficer

    Farbowane lisy

    Kołodziejczak, w nowym FMie Thiago Cionek, może za parę lat IG będzie Paulo Dybala...
  16. Sztaficer

    PZPN PZPN

    Czyli łączymy Craxę i Wisłę, jedna już w I lidze a druga bardzo blisko. Legię i Polonię też można, hurtowo. Mówiąc poważnie, to chory pomysł. Faktem jest, że w ŁKSie nie mają kasy, ale przecież o to doszłoby w Mieście Łodzi do jakichś rozruchów.
  17. Sztaficer

    PZPN PZPN

    Prorok... Może Zdzisiu załapie się chociaż na jakąś skromną posadkę. Viceprezes? Sekretarz generalny?
  18. Przepraszam za nieaktywność, ale z racji braku czasu zawieszam karierę. W nowym FMie prawdopodobnie ją reaktywuję. Przepraszam jeszcze raz i dziękuje za czytelność w marnym 8 częściowym opowiadaniu.
  19. Wątpię, nie są zrzeszone ani w FIFA ani w UEFA, więc z jakiej racji mają grać? Kosowo to właściwie same Albanusy, nie ma narodowości "kosowskiej".
  20. Takie dane występują w większości "głosowań".
  21. Faktycznie, błędy są. Przyznaje jednak, że staram się pisać coraz lepiej. Wiadomo, człowiek uczy się na błędach. Ustosunkuje się tylko do sprawy Jehowych. Jak pisałem, matka jest dosyć specyficzną osobą, która ustala swoje warunki. ;) Za krytykę jeszcze raz dziękuje, mobilizuje mnie do dalszej pracy. __________________________________________________________________________________________________ 8. Labas Rytas Vetra Od meczu z Niemnem minął ponad tydzień. Wyleczyłem już kaca i byłem gotowy… na kolejny mecz. Tym razem naszym przeciwnikiem miała być wileńska Vetra, klub, który obecnie gra na zapleczu litewskiej Ekstraklasy. Vetra w ostatnim czasie BYŁA litewskim potentatem. Słowa „była” użyłem celowo. W 2010 roku w trakcie sezonu wycofała się z rozgrywek, z powodów finansowych. Sądząc po stylu życia Pupliauskasa Możejkom grozi coś podobnego. Nie chcę jednak zaprzeczać. Mam podpisany 2`letni kontrakt i chcę go wykorzystać, by gdzieś się stąd wybić. Mówiąc o Vetrze nie mogę nie wspomnieć o wydarzeniach z 2007 roku, gdy w stolicy Litwy wybuchły burdy, a jedną ze stron byli kibice warszawskiej Legii. Pamiętając wydarzenia z wileńskiego dworca, z dnia kiedy przybyłem tutaj postanowiłem być ostrożnym. Moje obawy okazały się uzasadnione, bo do Możejek wybierała się dosyć spora grupa kiboli Vetry. Niby sezon się nie rozpoczął, ale to z racji gry na innych szczeblach kolejny mecz może się nie zdarzyć. Z całą pewnością chodzi o polskiego menadżera. W sumie sam tego nie rozumiem, ale staram się poprowadzić drużynę do zwycięstwa. 11 marca wstałem jak co dzień. Nie było jednak wyjazdu na trening o 10, miałem do 18 wolne. Mecz miał odbyć się o 19.30, przez co mogłem pobyć dłużej z Joasią. Tej widać udzieliły się litewskie klimaty. Zaczyna uczyć się powoli litewskiego, planuje znaleźć pracę. - Przyjdziesz na mecz? – zapytałem ciekawy jej planów na wieczór. - Będę w klubie z Darią. – odpowiedziała. - A może pójdziecie chociaż na trybuny? – powiedziałem z nadzieją. - Zapomnij, jest zimno. – odrzekła i poszła do pokoju. Trochę mnie to zasmuciło, ale postanowiłem się tym nie przejmować. Może faktycznie jest zimno? Reszta dnia minęła mi na oglądaniu filmów na laptopie i grze w PESa 11. Kilkanaście minut przed 18 wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do siedziby. Czekał na mnie już standardowy skład – Witek, Grubas, Daria i Andriej. - Czołem Witek. Pagerbti Daria Ir Andriej. Labas Rytas jums Pupliausas. – przywitałem się ze wszystkimi. Asia ruszyła zaraz z Darią do gabinetu, Andriej podał rękę, Grubas coś odburknął, skinął na swojego kierowcę i gdzieś poszli. Był trzeźwy, co mnie wyjątkowo zdziwiło. Nawet Andriej wyglądał na weselszego. - Cześć! Nie wyobrazisz sobie co się stało! Do sponsora doszły słuchy, że Pupliau szaleje i postawili go pod ścianą. Albo skończy z piciem albo wycofają się ze sponsorowania. – powiedział wesoło tłumacz. - Ta… prędzej uschnie niż przestanie pić. – odparłem. - Mam też złe wieści. Stankevicius mówi, że Dmytro nie będzie mógł grać przez pół roku. Mało tego Grusaukas wypada praktycznie na resztę sparingów. – dodał z nietęgą miną Witek. - Kurde, jak się sypie to po całości. Dobra, zawodnicy już się zbierają, zaraz zaczynamy odprawę. – wycedziłem widząc wchodzących do budynku trzech Ukraińców. Przywitaliśmy się z nimi i ruszyliśmy do szatni. Było już tam kilku zawodników. Wieści rozniosły się szybko i temat trzeźwego prezesa okazał się ciekawszy niż rozmowy o Vetrze. Trzeba było jednak zejść na ziemię i po kilkunastu minutach, gdy drużyna zebrała się w komplecie powiedziałem, że koniec żartów. - Witek, tłumacz. – powiedziałem po chwili kontynuując. – Ustawienie z Niemna się sprawdziło, więc gramy nim ponownie. Vetra jest mniej wymagająca, ale nie możemy uśpić naszej uwagi. W składzie nie planuje większych zmian, poza Dmytrym, który jak pewnie wiecie nie zagra pół roku. Za niego zagra Augustinas. – wskazałem na Montvydasa. – Za Grusauskasa wejdzie Dargevicius. Reszta bez zmian. Ważne, żebyśmy dosyć szybko przejęli inicjatywę. Vetra grała do tej pory 4 mecze, wszystkie przegrała. Nie zdobyła żadnej bramki! W każdym traciła minimum dwa gole! Najwięcej, bo 5 dostali wiecie od kogo? Od Niemna! Liczę, że podtrzymacie statystykę! Po tych słowach moi zawodnicy wraz ze mną i sztabem wyszli na boisko. Światła z jupiterów oświetlały pogrążony w mroku stadion. Kibiców nie było zbyt wielu. Coś koło 40-50 osób. Ponownie dopisał dobrze znany mi młyn. Kilkudziesięciu chłopaków z szalikami na wschodniej trybunie próbowało zagrzewać zawodników do walki. Wytypowana jedenastka ruszyła na murawę, ja z resztą usiedliśmy na naszej ławce. Nie mogłem jednak usiedzieć długo i udałem się na „mój” prostokąt. Mecz rozpoczęliśmy my. Ruszyliśmy szybko, podaniem na prawe skrzydło. Sluta nie miał problemu z ograniem obrońców i szybko przedarł się na wysokość pola karnego. Precyzyjny cross dotarł na długi słupek, gdzie Kyslyakov uderzeniem z główki umieścił piłkę w siatce już w 25 sekundzie! 1 – 0. Następne 15 minut nie przyniosło nic nadzwyczajnego. Gra polegała na przejściu kilkudziesięciu metrów i utracie futbolówki. Dotyczyło to obu stron. Jednak jeden z kontrataków Vetry przebił się dosyć daleko. Prawy skrzydłowy klubu z Wilna próbował uderzyć z 30 metrów trafiając w Dubrowskija, który złapał piłkę. Niewykorzystane okazję lubią się mścić. 3 minuty później ruszyliśmy z kontrą. Vetra desperacko wybiła piłkę na aut. Podanie do Kislyakova, który wrzuca piłkę z lewego skrzydła w pole karne trafia do Sluty. Ten uderzeniem z główki umieszcza ją w siatce. Teraz obaj mają po golu i asyście. 2 – 0. Chwilę później mogliśmy podwyższyć wynik, ale dośrodkowanie Podelisa przejął obrońca i wykopał piłkę w trybuny. O tym, że Dargevicius nie jest CR7 wiedziałem od początku. Jednak próba dryblingu się opłaciła, bo wywalczyliśmy rzut wolny z okolic korneru. Wrzutka Juodeikisa trafiła w ferwor walki. Chwilowa kopanina poskutkowała wybiciem piłki na 16 metr, gdzie dopadł do niej Polyanskyi i uderzeniem z woleja trafił w samo okienko. 3 – 0. Czas upływał a sędzia doliczył 2 minuty. Vetra postanowiła ruszyć do walki. Udało im się wywalczyć rzut rożny. Słabe dośrodkowanie poskutkowało przejęciem piłki przez moich zawodników. Antipov posłał piłkę do Podelisa, który ruszył sam na trzech obrońców. Przebił się stosunkowo szybko i posłał piłkę między krótki słupek a bramkarza. 4 – 0. Po chwili sędzia odgwizdał koniec połowy a moi zawodnicy z uśmiechem na twarzy ruszyli do szatni. W głowie miałem już plan na kolejne 45 minut. Skrzydłowi spisali się dobrze, więc podziękowałem im za grę i dałem szansę zmiennikom. Kyslyakova i Slutę zmienili Karciauskas i Sitko. Powiedziałem zawodnikom „Pokażcie Niemnowi, że słusznie z nami przegrali”, po czym ruszyliśmy z powrotem na murawę. 50 minuta przyniosła nam rzut rożny. Dośrodkowanie Juodeikisa wykorzystał wprowadzony Karciauskas. 5 – 0. Parę chwil później podwyższenia bliski był Podelis, jednak Sitko podał odrobinę za mocno. W 55 minucie słaby wykop bramkarza Vetry przejął młody Montvydas. Dargevicius chyba nie był jednak zbyt zainteresowany biegiem do piłki i minął go obrońca, który ślamazarnie wybił piłkę, wprost pod nogi Karciauskasa. Ten uderzył w lewy górny róg. 6 – 0. Mając wygraną w kieszeni postanowiłem po kwadransie wprowadzić 3 młodych graczy. Obrońce Kance, pomocnika Norkusa i napastnika Kizeviciusa. Nim jednak zdążyli wejść powtórzył się słaby wykop bramkarza. Ponownie Montvydas przejął piłkę. Tym razem dopadł do niej Podelis i strzałem z 20 metrów pokonał bramkarza. 7 – 0. 5 minut przed końcem Sitko przejął piłkę i wrzucił ją w stronę Podelisa. On jednak uderzył minimalnie obok bramki. Do końca meczu nie stworzyliśmy już więcej sytuacji. 11 marca 2011, 19:30, Możejki FK Możejki – Vetra Wilno 7 : 0 (4 : 0) Kyslyakov 1`, Sluta 19`, Polyanskyi 35`, Podelis 45+1`, 77`, Karciauskas 52`, 56` Możejki: Dubrovskij – Labzentis, Antipov (Kance 78`), Polyanskyi, Kunevicius – Montvydas (Norkus 78`) – Sluta (Sitko 45`), Juodeikis, Kyslyakov (Karciauskas 45`) – Dargevicius ( Kizevicius 78`), Podelis MoM: Podelis (9,4 Widzów: 49 Postanowiłem spróbować zjednać sobie kibiców i wraz z drużyną udaliśmy się w stronę prowizorycznego młyna. Ukłoniliśmy się zawodnikom, a kapitanujący drużynie dzisiaj Juodeikis podziękował kibicom za doping. W odpowiedzi usłyszeliśmy podobne słowa za grę. W szampańskich nastrojach skierowaliśmy się do szatni. Tam czekał na nas ciągle trzeźwy Pupliauskas. Jego mina była weselsza od tej, którą mnie przywitał. Postanowił osobiście podziękować każdemu wykonując uścisk ręki. Wyglądało to o tyle dziwnie, że ktoś nie znający standardów i „odchyłów” Jego Prezesowatości pomyślałby, że to my dziękujemy mu za wygraną. W końcu mogliśmy odpocząć. Zawodnicy regenerowali siły a ja rozmawiałem z Witkiem. - Co z tą Vetrą? Mieli coś szykować a wyszła dupa. – zaśmiałem się. - A bo ja wiem. Podobno mieli przyjechać. – odpowiedział. Podziękowałem osobiście zawodnikom za wysiłek i ruszyłem do sekretariatu. Asia zajęta rozmową z Darią mnie nie zauważyła. Chyba zaczęło się między nami psuć. Postanowiłem więc zabrać dziewczyną na kolację do pobliskiej restauracji. - Asiu, kochanie, co powiesz na kolację w restauracji? – zapytałem. - Hmmm… no dobrze. – odpowiedziała uśmiechając się tak jak dawniej. Trzymając się za ręce ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Mijając gabinet prezesa usłyszeliśmy z środka dosyć dziwne dźwięki. Drzwi były lekko uchylone, więc ukradkiem zajrzałem. Widok był… normalny i komiczny. Prezes chowając się za biurkiem „obracał” właśnie butelkę wódki. Odpuściłem, zaśmiałem się i ruszyliśmy dalej do wyjścia. Prawem dżentelmena pierwsza wyszła Joasia. Moja służbowa Octavia stała raptem 50 metrów. Już mając w głowie wizję romantycznej kolacji włożyłem rękę do kieszeni szukając kluczy. Dotarliśmy do auta, nagle rozległ się głośny ryk. Zacząłem się nerwowo rozglądać i po chwili zza muru okalającego kompleks klubu wyskoczyło kilkunastu mężczyzn. Pośród mroku w świetle latarni mieniły się na ich ubraniach kolory żółty i czarny. A więc jest nasza Vetra. Spojrzałem na ukochaną i krzyknąłem tylko „Uciekaj!”. Po chwili zrozumiałem, że sam nie zrobię nic i pobiegłem za Asią. Tamci byli jednak szybsi i dorwali mnie kilkanaście kroków przed drzwiami. Szczęście w nieszczęściu, że dziewczyna wbiegła do środka. Wśród krzyków po litewsku zacząłem być kopanym. Nie wiem ile to trwało. Po otrzymaniu kolejnego uderzania w głowę straciłem przytomność…
  22. 7. Poznajmy się lepiej Zmęczony dniem miałem ochotę od razu iść spać. Kierując się z Joasią do drzwi już marzyłem o wspólnej kolacji. Z marzeń wyrwał mnie Witek krzyczący w holu. - Michał! Zaczekaj! Niechętnie się odwróciłem. Lubiłem gościa, ale teraz, po całym dniu jazdy samochodem miałem faktyczną ochotę odpocząć. - Tak? – powiedziałem odwracając się z nietęgą miną. - Znalazłem u Grubasa w szafce francuskie wino. Napijemy się? – zapytał z uśmiechem. - Wiesz… wolałbym wrócić do domu. – odpowiedziałem. - Daj spokój, zostaniemy. – wtrąciła się Asia. Chcąc, nie chcąc wróciliśmy do gabinetu Witka. Była tam już Daria. Zauważyłem, że między nią a moim tłumaczem iskrzy, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. W sumie było mi to na rękę. W czwórkę sączyliśmy wino, najpierw jedną butelkę, potem zaczęliśmy drugą. Dziewczyny w pewnym momencie przestały pić, a my z Trockim, w imię polskiej miłości do alkoholu opróżniliśmy i tą butelkę. Faktem jest, że trzymałem się na nogach trochę lepiej niż kompan od kieliszka. Z poprawionym humorem ruszyliśmy do wyjścia. Na parkingu stał już zdenerwowany Andriej. - Labas rytas Andrzej! – krzyczałem jak opętany, gdy tylko go zobaczyłem. Alkohol mi się udzielił. Wsiedliśmy do środka. Daria z przodu, ja z Asią i Witkiem z tyłu. W trakcie jazdy zaczęliśmy śpiewać, ale bardziej to przypominało wycie. Chcąc się dowiedzieć co z prezesem musiałem zapytać się Asi. Ta po angielsku Darii a ta po litewsku Andrieja. Odpowiedź wróciła tą samą trasą. Pupliauskas rzeczywiście zwrócił zawartość żołądka do samochodu. Nawet nie zauważyłem, że jeździmy limuzyną prezesa. Tamten poszedł do sprzątania. Zajechaliśmy pod dom. Wytoczyłem się z auta a Witek zaraz za mną. Na parkingu przed blokiem zaczęliśmy ponownie śpiewanie polskich pieśni. Gdyby nie interwencja Andrieja, który zapakował Trockiego do auta i zamknął oraz zawlekł mnie do mieszkania zapewne mielibyśmy spotkanie pierwszego stopnia z miejscowymi dresami. Obyło się jednak bez ekscesów. Im czas leciał bardziej do przodu tym mniej pamiętam. Właściwie to po przekroczeniu drzwi do domu urwał mi się film. Obudziłem się rano, z potwornym kacem oraz miską koło łóżka. Właściwie to był koc położony na ziemi. - Ostatni raz. – powiedziała Asia krzątając się w kuchni. - Już wstałaś kochanie? – zapytałem. - Wstałaś? Całą noc nie spałam, żebyś nie udusił się wymiocinami. – odpowiedziała rzucając ścierką do zlewu. – Wiesz, że o 11 masz odprawę w klubie? A jest już… 9.50. - C…co? O Boże, ja tam nie dojdę. – mówiłem zwijając się z bólu. - Żartowałam, dzisiaj masz wolne, jutro jedziecie gdzieś z piłkarzami, na kręgle, czy jakoś tak. Aha, za pół godziny przyjedzie po mnie Daria, jedziemy na miasto. – po tych słowach ruszyła do pokoju. Ja tymczasem jęcząc z bólu prosiłem w modlitwie Boga o szybką śmierć. Właściwie tak minęła większość dnia. Leżałem na kocu, biegłem do łazienki, wracałem na koc i z powrotem do toalety. Asia wróciła dopiero o 15. Nim jednak przyjechała zadzwonił Witek. - Żyjesz stary?- zapytał przez telefon. - Skoro rozmawiam z tobą to prawdopodobnie tak. – odpowiedziałem. - To dobrze, Grubas chyba tez, chociaż pewności nie mam, hahah… aua… mój brzuch. – mówił z podobną chęcią do życia co ja. - To prawda co mówiła Asia? Jutro jest jakiś wyjazd integracyjny? – zapytałem. - Tak, jedziemy się poznać, a znając życie po prostu schlać. Ty myślisz, że po co prezes trzyma w szafie te 5 kartonów wódki? – spytał ironicznie Witek. – Dobra, ja będę kończył, bo potrzeba wzywa. Na razie. - Na razie . – odpowiedziałem kończąc rozmowę. Joanna wróciła z torbą zakupów a widok mnie, leżącego, półżywego powodował uśmiech na jej twarzy, szyderczy uśmiech. Do końca dnia wstawałem tylko za potrzebą. Następny dzień był już lepszy. Wstałem rześki i wypoczęty, podczas, gdy moja dziewczyna jeszcze spała. Postanowiłem jej nie budzić, tylko zadzwonić po Andrieja. Nauczyłem się już słów „Andriej , ateis po manes” i „Andriej, prie sedynes” i właściwie to mi wystarczyło do „obsługi szofera”. Autobus już stał pod klubem. Stary Autosan był chyba prezentem od Orlenu. Wchodząc do środka połowa miejsc była już zajęta. Na przedzie, zajmując dwa pierwsze fotele był nie kto inny tylko sam prezes. Z miną małpy bawiącej się zegarkiem próbował otworzyć butelkę wódki. Wyglądało to o tyle dziwnie, że kto jak kto, ale on nie powinien mieć w tym problemów. Moje wątpliwości rozwiała jednak pusta flaszka na fotelu obok. Prezes już po rozgrzewce. Zapowiadał się ciekawy dzień. Ruszyłem dalej. Zawodnicy witali się z uśmiechem na twarzy puszczając oko w stronę Grubasa. Mijając 3 szereg foteli usłyszałem soczyste „Kekse”. Wróżąc kłopot odwróciłem się i ujrzałem Pupliauskasa, tym razem zbierającego z podłogi potłuczoną butelkę wódki. Jednak sobie nie poradził. Ruszyłem jednak dalej, witając się z resztą obecnych zawodników. W końcu dotarłem do Witka, który siedział mniej więcej w połowie autobusu. Wyglądał jeszcze trochę na „wczorajszego”. - Powiedz mi szczerze, on jest alkoholikiem? – zacząłem. - Skąd, po prostu chłop nie lubi chodzić o suchym pysku.” – z uśmiechem odpowiedział tłumacz. Gdy po kwadransie autobus zapełnił się zawodnikami ruszyliśmy. Z problemami, bo okazało się, że prezes zapomniał czegoś ze swojego gabinetu. Zdenerwowany Andriej ruszył z nim po chwili wracając z dwoma kartonami, które powędrowały pod fotel Pupliauskasa. W końcu „maszina” ruszyła. W trakcie jazdy prezes postanowił otworzyć karton. Jak łatwo się domyślić w środku był alkohol. Na nic zdały się prośby i groźby Andrieja, prezes ruszył z kartonem wzdłuż pojazdu i każdej dwójce siedzących podawał butelkę wódki. I my otrzymaliśmy jedną. 45% rosyjski trunek nie posiadał banderoli, co wzbudziło moje zaniepokojenie. Kazałem Andriejowi wręcz biec do każdego i pod groźbą zawieszenia nie otwierać a co najwyżej wylać przez bądź przelać. Za pasem sparingi a ja nie chce mieć drużyny w szpitalu. Nikt nie zdecydował się na skosztowanie „wody ognistej”. My tymczasem dojechaliśmy do jakiegoś budynku, który z zewnątrz wyglądał na hangar. Wyładowawszy się ruszyliśmy do środka. - Witek, czy to ku**a wyglądał na kręgielnie? – krzyknałęm do Trockiego. - Spokojnie, sam nie wiem co ten idiota wymyślił. – odpowiedział ze spokojem. Wchodząc przez wywarzone drzwi do środka zastanawiałem się co nas czeka. Zawodnicy również nie wyglądali na zadowolonych. Z środka była to zwykła opuszczona fabryka. Nagle zza filaru wyszło 4 mężczyzn w maskach gazowych. Prezes niosący pod pachą otwarty karton odwrócił się do nas i coś krzyknął. Mężczyźni zaczęli mówić. Próbowałem sobie tłumaczyć, ale z pomocą przyszedł Witek. - Gramy w paintball. - Zajebiście. – odpowiedziałem kierując się jak reszta do hali obok. Wydano nam sprzęt. Kombinezon, maskę i marker. Zapas kulek z farbą był dosyć pokaźny. Przynajmniej nie czułem się jak radziecki żołnierz pod Stalingradem. Z racji, że było nas około 30 chłopa podzieliliśmy się na 6 5- osobowych drużyn. Mi trafił się Witek, Butkus, Kochanauskas i Stankevicius, czyli drużyna złożona ze sztabu szkoleniowego. Pupliauskas jak łatwo się domyślić stworzył zespół z mężczyznami, którzy organizowali spotkanie. Jak na złość to my mieliśmy walczyć z nimi w pierwszej rundzie. Walka do pierwszego zgonu miała wyłonić zwycięzcę. Zapomniałem powiedzieć o nagrodzie? Prezes stawia skrzynkę wódki. Walka ruszyła. Schowani za filarami staraliśmy się bronić. Przeciwnicy podownie, oczywiście poza ich nowym członkiem ich drużyny, który krzycząc „Urrrra!” wybiegł prosto na nas otrzymując serię ognia zaporowego. Upadł dość szybko klnąc coś po litewsku. Po chwili zostaliśmy zaatakowani z zaskoczenia i jak łatwo się domyślić odpadliśmy. Potem przyszedł czas na resztę drużyn. Walki tutaj były akurat wyrównane. Jednak, gdy ktoś trafiał na drużynę Grubasa musiał pogodzić się z porażką. Oprócz starć z nimi właściwie było fajnie. Bawiliśmy się bite 4 godziny. Droga powrotna została umilona oczywiście przez naszego kochanego szefa, który zaczął śpiewać litewską muzykę biesiadną. Ja tymczasem poznałem lepiej zawodników, którzy notabene za tydzień w meczu z Vetrą zagrają drugi sparing. Tymczasem dobiegł końca okres transferowy. Kadrę na nadchodzący sezon mam skompletowaną, pozostają 3 sparingi z nisko notowanymi drużynami, które mają dać moim zawodnikom wiarę we własne możliwości. Mecz z Vetrą nie dawał mi spokoju, w końcu pamiętam wydarzenia z Wilna. _______________________________________________________________________________________________________ Transfery do klubu: Dmytro Treflovskyi – 0 € - Zachodni Bug Ivan Sitko – 30.000 € – Partizan II Mińsk Raimondas Ceginskas – wolny transfer Darius Artiomovas – wolny transfer Aleksandr Sukstul – wolny transfer Dainius Konevicius – wolny transfer Piotr Dubrovskij – wolny transfer Mantas Karciauskas – wolny transfer Z klubu odeszło 22 zawodników, na których transferach zarobiono 275.000 € _______________________________________________________________________________________________________ Bramkarze: Piotr Dubrovskij – (BR, 23) – zawodnik, który ma największe szansę na bluzę z numerem 1. Przyszedł do nas za darmo. Cechuje się dobrą grą w powietrzu i na przedpolu oraz niezłym chwytaniem. Raimondas Ceginskas – (BR, 35) – doświadczony golkiper, który ma być alternatywą na absencję Piotra. Świetna skoczność i podobna gra w powietrzu to jego najmocniejsze cechy. Nie ustępuje młodszemu koledze także chwytaniem. Martynas Matuzas – (BR, 21) – młodziak, który ma nabierać doświadczenie w Pucharze Litwy, jego największym atutem jest niesamowity refleks. Obrońcy: Nerijus Labzentis – (O PŚ, 24) – boczny defensor, który pokazał zęby w meczu z Niemnem. Szybki, dobrze gra głową. Skutecznie odbiera. Murowany kandydat na prawą obronę. Vadim Antipov – (O PŚ, 22) – Ukrainiec, który raczej będzie zmiennikiem. Nieźle odbiera piłkę i gra głową. Vitalyi Poliyanskyi – (O PŚ, 22) – Kolejny sąsiad zza Buga. Niesamowicie silny i sprawny będzie mocną stroną na środku obrony. Dainius Kunevicius – (O L, 32) – doświadczony lewy obrońca. Dosyć agresywny, świetnie odbiera piłkę. Roman Kislyakov – (O L, 22) – zmiennik Kuneviciusa, który w meczu z Niemnem pokazuje, że do pierwszego składu niewiele mu brakuje. Darius Artiomovas – (O Ś, 32) –doświadczony Litwin nieziemsko grający głową. Aleksandr Sukstul – (O Ś, 22) – raczej zmiennik, posiada świetny odbiór i podobny potencjał. Ismantas Kance – (O Ś, 17) – junior, który z powodu braku juniorskiego zespołu trafił do pierwszej ekipy. Posiada ogromny potencjał, więc kwestią czasu jest jego wejście do pierwszego składu. Pomocnicy: Dmytro Trefilovskyi – (DP, 27) – Ukrainiec sprowadzony do pierwszego składu. Kontuzja w meczu z Niemnem okazała się poważna i właściwie wypadł na cały sezon. Augustinac Montvydas – (DP, 17) – Junior, któremu niespodziewanie może przypaść przypadkiem miejsce w pierwszym zespole. Mindaugas Zlibinas – (DP, P Ś, 20) – kolejny młody zawodnik. Będziez Montvydasem walczył o grę na defensywnej pomocy w zespole. Tomas Norkus – (P Ś, 16) – młodzieżowy reprezentant Litwy. Wróży mu się wielką przyszłość. Co z niego będzie, czas pokaże. Ivan Sitko – (OP P, 22) – Białorusin, jedyny za którego zapłaciliśmy pieniądze za transfer. Ma walczyć o prawe skrzydło ze Slutą. Marius Sluta – (OP L, 26) – rywal dla Białorusina do walki o prawe skrzydło. Umiejętności podobne, o zwycięstwie zadecyduje forma w sparingach. Mantas Karciauskas – (OP L, 25) – jedyny kandydat na lewe skrzydło, które prawdopodobnie zostanie wzmocnione. Gintaras Juodeikis – (OP PŚ, 38) – doświadczony kapitan zespołu. Na koncie dwa mecze w reprezentacji Litwy. Będzie grał zaraz za napastnikami. Napastnicy: Gintas Podelis – (N, 24) – jeden z czterech kandydatów do dwóch miejsc do gry w ataku. Niezły drybler, ma kłopoty z wykańczaniem. Mindaugas Grusauskas – (N, 23) – kolejny kandydat, z odrobinę lepszymi umiejętnościami niż poprzednik. Nerijus Dargevicius – (N, 23) – zakontraktowany przed sezonem. Alternatywa dla reszty zawodników. Tomas Kizevicius – (N, 20) – odstający od reszty technicznie, wyśmienity fizycznie. Może być dobrym zmiennikiem na końcówki.
  23. 6. Kto pod kim dołki kopie... - C..co ty tu robisz? – spytałem siedzącej na walizce Asi. - Matka… matka mnie wyrzuciła z domu. – odpowiedziała i zalała się ponownie łzami. - A niech ją szlag. – zakląłem pod nosem po czym dodałem. – Nie płacz, wszystko będzie dobrze. Po tych słowach wziąłem ją pod rękę i wprowadziłem do kawalerki. W środku zbytnio się nie zmieniło. Usiadła na kanapie a ja zająłem się parzeniem herbaty. Dziewczyna wyglądała na zziębniętą, wszak na dworze było jakieś 15 stopni na minusie. Otulona kocem sprawiała wrażenie otępiałem. Wcale jej się nie widzę, jej cały dotychczasowy zgniły świat obrócił się w proch. Może to lepiej? W końcu oderwie się od psychopatycznej matki. Gdy zagwizdał czajnik na stoliku pojawił się natychmiast kubek pełen po brzegi „Sagi”. - Dziękuje. – powiedziała biorąc kubek do ręki, szlochając przy tym. - Co właściwie się stało? – zapytałem niesamowicie ciekawy. - Miała… tam siedzieć jeszcze 3 dni, ale oczywiście się… pokłóciła i ją wyrzucili. Powiedziała, że mam się wynosić. A ja niczego takiego nie zrobiłam. – prawie krzyknęła przy okazji wylewając trochę zawartości kubka na panele. - Nic nie szkodzi. – powiedziałem, kierując się do łazienki po mopa. Gdy wróciłem i starłem plamę usiadłem mówiąc. – Kontynuuj. - Spakowałam się i wyszłam z domu, Michał, co ja teraz zrobię? – wyłkała, ponownie zaczynając rzewny płacz. - Poradzisz sobie, spokojnie. – powiedziałem jedyną rzecz jaka przyszła mi do głowy. – Na razie możesz mieszkać tutaj. Ja i tak pojutrze wracam na Litwę. Sąsiadom powiem, że jesteś kuzynką. - N..naprawdę? – powiedziała i uśmiechnęła się pierwszy raz od momentu przyjścia. - Tak. Pościelę ci w moim pokoju, ja będę spał na kanapie. – odpowiedziałem. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i poszła spać. Ja nie mając nic innego do roboty włączyłem telewizor i zasnąłem przy oglądaniu. Brakowało mi polskiej telewizji. Zmógł mnie sen. Śniło mi się, że jestem na Litwie, jadę samochodem trasą ze stadionu do domu. Mijam te same budynki. Gdy dojeżdżam do bazaru samochód zaczyna się zatrzymywać. Nagle z targowiska wybiegają ci sami kibole, którzy pobili mnie i Witka przed „Planetą”. Jeden w ręku trzyma cegłę, którą rzuca w szybę mojej Octavii. Szkło rozbija się na kawałki. - Otwierać ku**a! Otwierać to ch**u! – usłyszałem krzyki, gdy otworzyłem oczy. Leżałem na kanapie, telewizor był włączony. Na zegarku 7.43. - Co u diabła? – pomyślałem i zwlokłem się z kanapy. Założyłem koszulkę i ruszyłem do drzwi. Nie spojrzawszy przez Judasza otworzyłem je. Za nimi stała matka Joasi. - Gdzie ona ku**a jest?! Wiem, że tu jesteś dziwko! Wychodź! – krzyczała bez opamiętania. - Niech się pani uspokoi. Pani córki tutaj nie ma! – krzyknąłem starając się pozbyć wieloryba. - Wychodź pi**o! – wrzeszczała, chyba nie zwróciwszy na mnie uwagi. Sąsiad z na przeciwka wyjrzał przez drzwi, lecz po chwili schował głowę. Czułem, że zaraz zrobi się jeszcze bardziej gorąco. - Powtarzam, pani córki tu… - mówiłem, gdy nagle. - Nigdzie stąd nie idę! Zostaje z nim! – powiedziała Asia wieszając mi się na ramieniu. - Ty ku**o! On zrobi ci dziecko i cie zostawi! Wracaj do domu! – z monologu matka przeszła do dialogu z córką. - Kocham go i z nim będę! On przynajmniej mnie rozumie! – krzyknęła Asia słowa, po których mnie zamurowało. Nie wiedziałem co mam zrobić. Z amoku wyrwało mnie dwóch Strażników Miejskich, którzy zaalarmowani krzykami przybiegli do bloku. O dziwo szybko poradzili sobie z kaszalotem. Zostałem ponownie sam z Asią. - Ty… na poważnie? – zapytałem całkowicie zdezorientowany. - Tak! – krzyknęła, po czym rzuciła się mi na szyję. Pocałowała mnie, gdy nagle zadzwonił telefon. Mając wybór między nową ukochaną a komórką wybrałem to pierwsze. On jednak nie przestawała dzwonić. Gdy zaczął grać „Słowiańską Armię Pracy” 5 raz chcąc nie chcąc spojrzałem na wyświetlacz. Dzwonił Witek. - Halo! Michał! Pojawiły się komplikacje. Grubas umówił mecz dzisiaj wieczorem, Kochanauskas zjadł coś nieświeżego i ma sraczkę a Butkus nie ma papierów. Musisz być na 16 w Możejkach! – krzyczał, wręcz przez słuchawkę. - Ty sobie żartujesz? Mam polecieć helikopterem? Zapomnij! – powiedziałem, chcąc nacisnąć czerwony guzik, gdy Witek krzyknał. - Powiedział, że jak nie przyjedziesz zwolni cię! - No ja pier**le. – powiedziałem, po chwili kontynuując. – O której mecz? - O 18.00. – odpowiedział. - Skoro nie mam nic innego do roboty… będę…. – po czym zakończyłem rozmowę. - Co się stało? – zapytała zaskoczona Asia. - Kochanie… muszę wracana Litwę. – odpowiedziałem zasmucony. - Kiedy? – spytała? - Konkretnie to… teraz…. – odrzekłem. Joasia zaczęła płakać. Ja usiadłem na kanapie i zacząłem myśleć. Wyglądało to jak odcinek Mody na sukces, ale w ostatnim czasie w moim życiu takich scen było wiele. Stan ten trwał kilka minut po czym wypaliłem. - Chcesz jechać do Możejek ze mną? - Ale… ja mam studia! – wypaliła Asia. - Możesz wziąć urlop dziekański. Studiujesz anglistykę, możesz przenieść studia na Litwę. – odpowiedziałem. - Raz kozie śmierć! – krzyknęła rzucając mi się ponownie na szyję. - Joanno, nie poznaje cię. – powiedziałem całkiem poważnie. Po dwóch godzinach siedzieliśmy już w samochodzie, wyjeżdżając z Warszawy. Rozmawiając z dziewczyną czas mijał bardzo szybko. Nim się obejrzałem minęliśmy Suwałki, a chwilę potem granicę. Cała podróż trwała 8 godzin. Zmęczeni zajechaliśmy pod mój roboczy dom o 17.02. W międzyczasie dowiedziałem się, że Witkowi udało się przełożyć mecz na 19.30 Na dworze było dosyć zimno, ale ja nie musiałem biegać po murawie w szortach. W kilka chwil „ogarnęliśmy się” i ponownie siedziliśmy w aucie. Tym razem celem podróży był budynek klubowy. Na parkingu przywitał się z nami Witek. - Co temu Grubasowi się dzieje z głową?- zapytałem na początku. - Mnie nie pytaj, sam nie wiem co w niego wstąpiło. – odparł Witek. - Tak w ogóle. Asia, moja dziewczyna, Witek, mój tłumacz. – przedstawiłem ich sobie. – Witek, z kim my w ogóle gramy? - Z Niemenem Grodno. – odpowiedział tłumacz. – Chodźcie do środka. Ruszyliśmy do środka. Tam nerwowo chodził już prezes. Gdy mnie zobaczył zaczął wrzeszczeć po litewsku. Witek starał się go uspokoić. W pewnym momencie zbliżył się do mnie. Asia uciekła mi za plecy a ja poczułem na twarzy dość mocną woń alkoholu. Na szczęście ochroniarze dosyć szybko poradzili sobie z Pupliauskasem a Andriej odwiózł go do domu. W gabinecie Witka wypiliśmy kawę i porozmawialiśmy chwilę. Nagle okazało się, że klubowa sekretarka, Daria również studiuje anglistykę, w Kownie. Szybko złapały z Asią wspólny język. Ja tymczasem spojrzałem na zegarek, była 18.45, mecz zbliżał się coraz bardziej. Zostawiliśmy dziewczyny i ruszyliśmy do szatni, gdzie byli zebrani już zawodnicy. Było ich tylko 26. - Witek? A gdzie reszta stada? – zapytałem śmiejąc się. - Grubas się dzisiaj spił i pozwalniał tych, których nie zdążył sprzedać z twojej listy. Z klubu odeszło 20 zawodników, ale zatrudnił 10, dosyć dobrych. Przekonasz się o tym. Tu masz przetłumaczony raport Kochanauskasa. – powiedział dając mi kartkę. Przetłumaczone przez Witka notatki asystenta zawierały mniej więcej to co już zdążyłem zauważyć, ale też informacje o tej nowej dziesiątce. Piłkarze zaczęli się zbierać. Wszyscy byli mówiąc żargonem „wkurzeni”. Dowiedzieli się o meczu w podobnych warunkach co ja. Podobnie też jak ja postawiono ich przed faktem dokonanym. - Witek, tłumacz im. – skinąłem do tłumacza, kontynuując po chwili.- Gramy ustawieniem 4-1-3-2. Obrona ma nie wychylać się zbytnio, bo jak wiemy nie jesteśmy faworytami. Staramy się nastawiać na kontrataki, dlatego narzucamy dosyć szybkie tempo. Gramy twardo, odstajemy technicznie, więc pokażmy serce. Jakieś pytania? Rękę podniósł mężczyzna w wieku prezesa. Powiedział coś a reszta zawodników zaczęła się śmiać. - Co mówił? – zapytałem Witka. - Pyta się czy to prawda, że Grubas zarzygał służbowy samochód. Podobno widzieli go przed klubem. – odparł Trocki. - A bo ja to wiem? Jak zarzygał to będzie miał kaca i będziemy mieli jeden dzień spokoju. – odpowiedziałem. Witek przetłumaczył moje słowa a na twarzach zawodników pojawił się uśmiech. Nagle do szatni wszedł Butkus, Niemen już jest gotowy. Wedle notatek wybrałem skład. Mój nieoficjalny debiut w Możejkach stał się faktem. Zawodnicy w długich rękawach, niezbyt chętni do gry ruszyli na murawę, a ja w kurtce, otulony wełnianym szalikiem na ławkę trenerską z resztą piłkarzy. Kibice jednak dopisali. Chyba byli ciekawi Polaka w roli szkoleniowca. Nawet tzw. "młyn" był obsadzony kimś w rodzaju ultrasów. Oprawy powitalnej jednak mi nikt nie zgotował. Ustawiłem się w miejscu szkoleniowca i gestykulując próbowałem wydawać polecenia zawodnikom. Zaczynałem powoli się bać o pracę. 26 luty 2011, 19:30, Możejki FK Możejki – Niemen Grodno 2 : 1 (0 : 0) Dargevicius 57`, Podelis 68` - Bombel’ 80` Możejki: Dubrovskij – Labzentis, Antipov, Polyanskyi (Kance 77`), Kunevicius – Treflovskyi (Sukstul 90`+ ) – Sluta (Sitko 66`), Juodeikis, Kyslyakov – Grusauskas (Dargevicius 45`), Podelis MoM: Labzentis (7,9) Widzów: 708 SKRÓT MECZU: Atmosfera w szatni była niesamowita. Zawodnicy zmęczeni cieszyli się ze zwycięstwa. Ktoś zadzwonił do prezesa, lecz ten nie odbierał. Ciekawie czemu. Podziękowałem zawodnikom za świetną grę i pobiegłem do Joasi… ________________________________________________________________________________ ((Przepraszam za przydługi wstęp do sezonu. Od teraz będę starał się publikować odcinek zakończony meczem ligowym. Dla zainteresowanych relacja z meczu w spoilerze.))
×
×
  • Dodaj nową pozycję...