Ja z kolei byłem na trzech studniówkach, więc po kolei Wbrew pozorom moja była drugą. Na pierwszą poszedłem ze znajomą jaką poznałem na pierwszym (i na razie niestety jedynym) wyjeździe w Alpy na obóz snowboardowy. Rok starsza, ale człowiek miał już jakąś tam nawijkę, więc coś próbowałem poderwać. Oczywiście się nie udało, ale zakumplowaliśmy się i właśnie ona mi zaproponowała bym poszedł na jej studniówkę. W sumie nic wielkiego na niej się nie działo, zabawa była spoko, studniówka była w Gliwicach, za chuj nie pamiętam gdzie już.
Moja własna z kolei miała trochę przygód bo wpierw był ogromny ból dupy o koszta. Ktoś wymyślił, że będzie w Tarnowskich Górach, w jakiejś mega knajpie gdzie koszt od osoby miał wynieść ponad 200zł. Jakimś sposobem pomysł przeszedł i byli wszyscy, a dochód był u niektórych różny, więc pewnie niektórym było ciężko :/
Drugi ból dupy był mój własny bo jako, że ktoś musiał zatańczyć poloneza z kadrą padło na mnie, gościa który regularnie zbierał uwagi i nagany za złe zachowanie w szkole. Oczywiście dostałem dyrektorkę, która nie dość, że była paskudnie szpetna to jeszcze wychudzona, więc obejmowałem trzymałem ją w trakcie tańca mniej więcej jak Jahu Lisowską czy kogo tam.
Jako, że wtedy nie miałem dziewczyny to wpierw mnie zaprosiła koleżanka z klasy, zgodziłem się, aaaaaale jakiś czas później, na parę miesięcy przed imprezą poznałem koleżankę z klasy równoległej, a że była ładniejsza to sam, po paru uśmiechach tu i ówdzie na korytarzu, ją zaprosiłem i tamtej powiedziałem, że jednak nie mogę. Do dziś się przyjaźnimy z tą której odmówiłem więc jakoś dała radę Na miesiąc przed studniówką był wyjazd do W-wy gdzie wraz z moim przyjacielem z LO (do dziś mamy kontakt dobry) po obowiązkowym zwiedzaniu Muzeum Powstania i Powązek mogliśmy pójśc w miasto. Więc wybraliśmy pierwszy lepszy pub, kupiliśmy sobie pierwszego Guinessa w życiu (do dziś pozostaje najsmaczniejszym jakiego piłem) przeżywszy szok, że kosztował nas 9zł za 0,33 W tym pubie też odkupiliśmy za 50zł od właściciela kapelusz z imprezy na Św. Patryka. Rondo było dupną koniczyną, a góra była taką puchatą szklanką Guinessa. Tenże kapelusz towarzyszył mi na studniówce, gdzie po przemyceniu każdy mniej więcej pół litra na głowę i spożyciu tejże ilości, towarzyszył potem każdemu na parkiecie i wtedy też się zgubił, czasem zresztą za nim płaczę
Zaś imba jaka się wydarzyła też była z przemoco, ale nie rasistowską, a kibicowską ;) mój przyjaciel był wtedy wielkim fanem Górnika (dalej jest, ale nie aż tak bezmózgim jak wtedy ), jego znajoma bliska też. Więc wzięli po szaliku na studniówkę, a że byli tam też jacyś kibice Ruchu to i trafił się jeden, który do nich wystartował po paru głębszych. O dziwo jakoś nie zauważyli tego nauczyciele. Kolega wtedy trenował bodajże judo więc sobie jako tako poradził ;)
Z kolei trzecia studniówka była mojej dziewczyny, która wtedy była dwa lata ode mnie młodsza. Gdyby była rok to bym zaliczył trzy lata z rzędu ze studniówką, a tak niestety się nie udało. Tam z kolei nic się nie działo, pamiętam jedynie, że była wtedy chyba moda na fontanny czekoladowe i tam się taka trafiła, pyszna rzecz zresztą.
Zdjęcia wrzucę może potem ;)