Skocz do zawartości

Feanor

Przyjaciel Forum
  • Liczba zawartości

    11 088
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    173

Odpowiedzi dodane przez Feanor

  1. Kriss de Valnor

     

    Cykl „bizantyjski” zwieńczony został powrotem kultowej femme fatale thorgalowej sagi, czyli tytułowej Kriss de Valnor. I jest to powrót w dobrym stylu, znamionujący przy okazji powolne żegnanie się van Hamme’a z tą komiksową serią (ten ostatni, sentymentalny kadr!). Znowu nie wszystko tu gra: pomysł na wrzucenie Kriss do fabuły jest meganiewiarygodny, a jolanowe poszukiwania jednorożca powodują lekki wtf… ale pojawienie się tej hultajki sprawia jednak, że wiele potrafię ty wybaczyć i jednak polecić. 

    7,5/10

    • Lubię! 1
  2. Barbarzyńca

     

    Rodzi się Chrystus, odradza się Thorgal! Przynajmniej w moim reunionie z cyklem :) Nie jest tak, że wszystko jest znakomite - trochę mi się gryzie to wstawienie jakiejś fikcyjnej prowincji bizantyjskiej na zachodnim wybrzeżu Afryki (chyba, że ci łowcy niewolników tak daleko się zapędzili), rozbudowane niewolnictwo w Bizancjum to srogi gwałt na historii, a zabawa w polowanie na ludzi jest już mocno zgranym motywem (i jeszcze oczywiście czarnoskóry umiera pierwszy), ale… no jednak sposób, w jaki van Hamme zagęścił tu fabułę a Rosiński ją zwizualizował jest naprawdę znakomity. I nawet bohaterowie negatywni nie są tacy prości - Herakliusz pogardza obłudą ojca, a ojciec zmaga się ze swoją wychowawczą klęską. Brawo!
    8/10

  3. Królestwo pod piaskiem

     

    Po pewnej przerwie, znowu ruszyłem w ślad za Thorgalem i jego rodziną. To ciągle jeszcze są tomy, które kiedyś tam przeczytałem, aczkolwiek „Królestwo…” jest przeze mnie pamiętane bardzo słabo, właściwie w głowie został mi tylko motyw pustyni. Van Hamme dokonał tu rezurekcji wątku „kosmicznego”, co przyjąłem z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony, mocno nieświeży to już kotlet, z drugiej… no logiczne jest, że mieszkańcy Bezimiennej Planety nie czekali na powrót pierwszej ekspedycji i ruszyli w końcu również na Ziemię. Tylko że od razu do opowieści dostają się wątki absurdalne. Cała ludność planety na jednym tylko transportowcu? A po katastrofie z tych setek tysięcy czy milionów ratuje się tylko jeden stateczek ratunkowy? Gorsze jest jeszcze to, że powiązano mitologię kosmiczną z Atlantydą. Do samego pomysłu nic nie mam, tyle że… jej pozostałości widoczne w tym komiksie wyglądają… no niezbyt nowocześnie. I ta cywilizacja ewakuowała się do miejscówki kilka lat świetlnych dalej?
    No słabe to jest. 
    5,5/10
     

  4. Usagi Yojimbo. Początek, część 1

     

    Pierwszy tom zbiorówki dotyczącej początków wędrownego życia Usagiego jest… po prostu typowa dla tego komiksu. Na początek mamy drobne, czasem nawet banalne historie, które w powolnym tempie zaczynają przygotowywać scenę pod dużo większą historię. Ozdobą tej części są pierwsze spotkania naszego ukochanego ronina z Genem (jeszcze z całym rogiem!), pełne tego zawadiackiego honoru, wzajemnego dogryzania i rodzącej się przyjaźni. Jest to jednak jedynie układanie pionów na szachownicy nad którą za chwilę zaczną grzmieć gromy. Finałowy „Spisek Ryczącego Smoka” nie jest może aż tak oszałamiający jak absolutnie rewelacyjne „Ostrze bogów”, ale i tak ma takie momenty, że należy jedynie pokłonić się przed geniuszem autora. Polecam!

    7,5/10

  5. Narodziny Fundacji

     

    To jest bodajże ostatnia książka Asimova, książka w której starał się chyba postawić kropkę nad i w swojej unifikacji stworzonych przez siebie uniwersów (pojawiła się tu wzmianka o starożytnej opowieści o Nemesis, wzięta z singlowej dotąd powieści o tym samym tytule). Chyba najgorsza część cyklu. Postacie płaskie, akcja szarpana i trochę chaotyczna. Ocena podbita delikatnie przez rozbawienie mnie konkluzją wątku Cleona I… no i to sentymentalne zakończenie trochę mnie ujęło za serce. 
     

    5/10

  6. Krucjaty północne

     

    Najważniejszym problemem tej dobrej skądinąd książki jest jej mała objętość: spięcie na 300 stronach 300 lat skomplikowanej historii obejmującej wiele frontów i państw to zadanie bardzo trudne i autor częściowo mu nie podołał. Stąd niektóre elementy są potraktowane zdawkowo, szczególnie moim zdaniem część dotycząca podboju Słowian Połabskich. Zdecydowanie lepiej robi się w momencie, w którym książka dociera do Prus, Finlandii i Inflant - szczególnie rozdziały o tym, jak wyglądały społeczeństwa podbite przez krzyżowców dobrze się czyta.

    7/10

    • Lubię! 1
  7. W dniu 22.09.2021 o 17:43, Scorpio napisał:

    27 lat później...

     

    Całego świata niestety nie udało się podbić, ale Cesarz Conmacc kończy panowanie swoje, jak i swojej dynastii tytułami cesarskimi: Irlandii, Hiszpanii, Państwa Frankijskiego, Karpatii, Świętego Cesarstwa Rzymskiego, Cesarstwa Bizantyjskiego, Alby, Syberii, Maghreb, Wołgi-Uralu, Włoch, Imperium Południowobałtyckiego oraz niezliczonych tytułów królewskich. Brak czasu zatrzymał pochód naszych wojsk w kierunku południowo-wschodniej Azji. Skandynawii również nie zdążyliśmy napocząć. Gdyby tak jeszcze ze 100 lat...

     

     

     

    irl6.jpg

    irl7.jpg

    Kiedyś (CK2) można było kontynuować sejw w EU4 :)

    • Dzięki! 1
  8. 5 godzin temu, tio napisał:

    Jesteśmy z tego samego rocznika a mnie do wojska po studiach wzięli. I z doświadczenia: opowieści są bardziej przerażające niż rzeczywistość choć rzeczywiście nie mam zbyt dobrego zdania o kondycji intelektualnej oficerów.

    Bo za szybko zrobiłeś magisterkę najwyraźniej :) tak jak mój kumpel, którego też zgarnięto. Ja zrobiłem naturalnie w ostatnim możliwym momencie (całość napisałem w ostatnim tygodniu sierpnia, broniłem gdzieś pod koniec września) i w międzyczasie Onyszkiewicz zrobił mi prezent. 

  9. 46 minut temu, Hajd napisał:

    Brzmi to przerażająco. Nigdy w życiu bym tam nie poszedł.

    A jesteś w rezerwie? Bo ja tak… aczkolwiek nigdy nie byłem w wojsku, bo Onyszkiewicz mój rocznik studentów od razu do rezerwy przerzucił. Ale trochę strach jest :)

  10. Błękitna zaraza

     

    Ojej. 
    Zła passa Thorgala trwa. „Błękitna zaraza” jest komiksem bardzo słabym, może odrobinę lepszym od „Arachnei”… ale wynika to jedynie z bardzo klimatycznego wstępu z monologiem Jolana. Potem jest już tylko gorzej. Jolan bawiący się kiedyś w chirurgię plastyczną, teraz nawet nie próbuje odnaleźć sposobu na zwalczenie choroby, językowe problemy z „Arachnei” są tu jeszcze bardziej absurdalne (jednych mieszkańców krainy Zhar Thorgal rozumie, a innych zupełnie nie), struktura opowieści jest tu boleśnie prosta (quest w poszukiwaniu mędrca na górze? Oh please), Thorgal potrafi w kilka sekund opanować tajniki operowania lotnią (łącznie z lądowaniem precyzyjnym)… Końcowa przemiana księcia Zhar to już wisienka na torcie…

     

    3,5/10

×
×
  • Dodaj nową pozycję...