Skocz do zawartości

Ralf

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    3 477
  • Rejestracja

  • Wygrane w rankingu

    2

Zawartość dodana przez Ralf

  1. Przed meczem z kolejnym ze spadkowiczów, Bristol Rovers, świetną wiadomością było wznowienie treningów przez Crookesa. Peter był też gotowy do gry, więc nareszcie obsada naszej bramki mogła być pewna. Oprócz tego na lewą obronę po spotkaniach reprezentacji powrócił Nicolau. Jednakże nawet najlepszy bramkarz nie wybuduje muru w bramce, gdy nie ma wsparcia w obrońcach. Mecz skończył się po kwadransie, kiedy piłkę z autu wrzucał Christensen, a żadnemu z żałosnych leni nie chciało się podejść do Nowlanda, który w komfortowej sytuacji mógł tylko zdobyć jedynego gola w tym spotkaniu. Pozostałe 75 minut po prostu się odbyło i przegraliśmy bez choćby grama walki. Niemal nic już nie zostało z nieprzewidywalnego Margate z początku sezonu, a niewiarygodne było jedynie to, że mimo kiepskich wyników nadal przez tyle kolejek utrzymywaliśmy drugie miejsce w tabeli.
  2. Październik 2009 Bilans: 4-1-3, 16:13 Coca-Cola League Two: 2. [+2 pkt nad Colchester, -12 pkt do Hull City] FA Cup: 1R, 5:2 z Aldershot Vans Trophy: - Carling Cup: - Finanse: -426 tys. euro (-341 tys. euro) Gole: Simon Atangana (10) Asysty: Simon Atangana (9) Ligi: Anglia: Liverpool [+1 pkt] Francja: Olympique Lyon [+6 pkt] Hiszpania: Real Madryt [+0 pkt] Niemcy: VfB Stuttgart [+1 pkt] Polska: Wisła Kraków [+5 pkt] Rosja: Spartak Moskwa [+1 pkt] Szwajcaria: FC Basel [+2 pkt] Włochy: Inter Mediolan [+4 pkt] Liga Mistrzów: - Puchar UEFA: - Legia Warszawa, grupa H, 1:1 u siebie z Newcastle i 1:1 na wyjeździe z Montpellier - Wisła Kraków, grupa C, 1:3 na wyjeździe z Bordeaux i 1:2 u siebie z Deportivo Reprezentacja Polski: - 03.10, el. MŚ 2010, Azerbejdżan - Polska, 2:3 - 07.10, el. MŚ 2010, Portugalia - Polska 1:2 Ranking FIFA: 1. Brazylia [1174], 2. Holandia [1173], 3. Anglia [1163], ..., 15. Polska [751] -------- Wraz z początkiem listopada zaczynały się baraże o awans na mundial i mecze towarzyskie reprezentacji, a to oznaczało, że oprócz juniorów z rezerw powołanie dostał Nicky Nicolau. Zostałem tym samym z niewielkim polem manewru na lewej obronie, na której nie miałem zamiaru wystawiać nieobliczalnego Murraya, a do tego był problem z obsadą i prawej flanki. Ostatecznie na lewe skrzydło wskoczył Winters, na lewą obronę Somner, a na prawą wyciągnąłem z rezerw juniora Goodwina. Zespół Darlington nie należał do najmocniejszych w lidze, więc zgodnie z moimi przewidywaniami starali się oni przede wszystkim nie stracić bramki. Moi piłkarze tego dnia natomiast cierpieli na niemoc w ataku, a to mogło oznaczać tylko nudny, bezbarwny mecz. Gorąco było tylko w ostatnim fragmencie gry, kiedy w 69. minucie na naszej połowie rozpędzać zaczął się Sodje, a ja intuicyjnie wiedziałem, że coś się święci i za chwilę dowiem się, co takiego. Intuicja w futbolu rzadko mnie zawodzi, dlatego nie zdziwiłem się, gdy napastnika dogonił Somner i bezceremonialnie powalił na ziemię, osłabiając nas czerwoną kartką za faul taktyczny. Na szczęście dla Matta nie zaważyło to na wyniku i stan bezbramkowy utrzymał się już do końca.
  3. Pożar trzeba dusić w zarodku, zamiast czekać, aż się rozprzestrzeni i ogarnie cały budynek. ---------------------------------- Z poziomu League Two rywalizację w Pucharze Anglii zaczynało się od razu od pierwszej rundy zasadniczej. W tejże trafiliśmy na piątoligowe Aldershot, z którym w poprzednim sezonie radziliśmy sobie znakomicie. Nie odważyłem się jednak dać szansy rehabilitacji Annersonowi i w bramce pozostał siedemnastoletni James. Natomiast Sean Eardley ostatecznie szczeniacko zrzekł się odpowiedzialności za sprokurowaną przez siebie bramkę z ostatniej kolejki, lądując z tego tytułu w rezerwach, by tam uczył się stanowczej i poprawnej gry w obronie. Do meczu podszedłem z ostrożnym optymizmem, choć właściwie po pierwszej połowie wszystko zdawało się już zmierzać ku dobremu. Najpierw po kwadransie Nicolau zagrał prostopadle na wolne pole do Atangany, a Kameruńczyk takich okazji nie zwykł marnować, natomiast tuż przed przerwą Russell wybijał naszemu napastnikowi piłkę spod nóg, a ta trafiła do Esposito, który silnym strzałem zza pola karnego praktycznie przestrzelił Stewarta na wylot. Chwilę po rozpoczęciu drugiej połowy Nicolau ponownie błysnął na lewym skrzydle, zagrał do Esposito, Vincenzo z kolei posłał prostopadłą wrzutkę na Robertsona i losy awansu były rozstrzygnięte. Tak się wszystkim przynajmniej wydawało, bowiem kwadrans przed końcem w naszym polu karnym Graham miał już piłkę na głowie, by w ostatniej chwili dać się przeskoczyć Barrattowi. Ledwo minęło sześć minut, a beznadziejny w tym sezonie Murray wytrącił pod naszą bramką piłkę Hudsonowi, zaliczając samobójczą asystę przy kontaktowym golu Hollowaya. Przed oczami miałem już wizję kompromitującego roztrwonienia trzybramkowej przewagi, ale na szczęście po chwili Atangana urwał się obrońcom, ściągnął na siebie bramkarza i wysunął do Watsona, który nie miał prawa chybić. Mecz znów był pod naszą kontrolą, a w doliczonym czasie Simon wyskoczył do dośrodkowania, Stewart sparował piłkę w bok, ale Kameruńczyk dopadł do niej pierwszy i pewnie ustalił wynik na 5:2.
  4. Po żenującym blamażu przeciwko Yeovil w Margate poleciały głowy. Wszyscy ci, którzy zawiedli najbardziej i nawet nie udawali, że próbują coś zmienić poznali, co to dyscyplinarne wstrzymanie tygodniowych poborów, a dotyczyło to najsłabszych Annersona, Redondo, Bye'a, Agostiniego i Wintersa. Dzięki temu przekonałem się, że w klubie nie byłem już kimś na wzór kumpla o zbliżonym wieku, a wiedziano, że nie warto wchodzić ze mną w konflikt – wszyscy posypali głowę popiołem i obiecali poprawę. Byłem skłonny w to uwierzyć, ale na okazję do udowodnienia swoich słów musieli poczekać, najpewniej niekrótko. To jeszcze nie był koniec, bo zdecydowałem wyrazić w mediach swoje niezadowolenie z fatalnej ostatnio postawy Halesa i Baudry'ego, a moje słowa chóralnie poparli również wściekli kibice. Oczywistością było też, że przeciwko silnemu Bournemouth na boisko wybiegła mocno zmieniona jedenastka, m.in. z powracającymi z niełaski Djermoune, Somnerem i Robertsonem, natomiast w bramce wystąpił junior James. Goście okupowali czwarte miejsce w tabeli, toteż jeszcze przed oprawą byłem pogodzony z kolejnym upokorzeniem. I tym razem to my pierwsi niespodziewanie strzeliliśmy gola – po półgodzinie gry Hales odzyskał piłkę na przedpolu gości, po czym zagrał prostopadle do Atangany, a Kameruńczyk z furią strzelił tuż przy dalszym słupku. Prowadzenia oczywiście nie byliśmy wstanie dowieźć do przerwy, gdy w ostatniej minucie doliczonego czasu Eardley nie przeciął wrzutki do Maynarda, będąc kolejnym, który na własne życzenie zafundował sobie pobyt na trybunach lub nawet w drużynie rezerw. W drugiej połowie spodziewałem się podobnej masakry, jak przed trzema dniami, ale tym razem goście zdawali się być zadowoleni remisem – trzeba jednakże zaznaczyć, że kilka obiecujących i pewnych interwencji zaliczył James – i bardzo długo zanosiło się na remis. Wtedy właśnie nastała 88. minuta. Murray uruchomił na prawym skrzydle Halesa, Lee podał po ziemi w pole karne do Robertsona, a Jordan efektownie się przebudził, z półobrotu pakując piłkę do siatki. Poderwałem się z ławki, jakbyśmy trafili w Lidze Mistrzów, i wbrew moim pesymistycznym przewidywaniom udało nam się ugrać na faworyzowanym rywalu trzy punkty.
  5. Jakby mało było tego, że drużyna zaczęła się wysypywać sportowo, to jeszcze dzień po niechlubnej porażce z Oldham przyszedł do mnie Grigorjew z tragiczną wręcz informacją – Peter Crookes na treningu upuścił sobie sztangę na klatkę piersiową, eliminując się z gry aż na miesiąc. To oznaczało, że na mecz z broniącym się łokciami przed strefą spadkową Yeovil do bramki musiałem wystawić albo juniora Jamesa, albo ledwo co wznawiającego treningi Annersona. Którąkolwiek opcję bym wybrał, wiedziałem, że i tak skończy się to ogromną kompromitacją. Nie pomyliłem się ani trochę. Początek jeszcze nie wyglądał najgorzej, a nawet po rzucie rożnym Baudry'emu udało się wyskoczyć najwyżej w polu karnym gości, sensacyjnie strzelając im gola do szatni. Miłe złego początki, bo dziesięć minut po przerwie Mathieu zrehabilitował się rywalom, wręczając im w prezencie rzut karny, z którego chętnie skorzystał Williams. Nawet sobie nie zdawałem sprawy, co mnie jeszcze tego dnia czeka... Najpierw w 66. minucie usiadłem wściekły na ławce, gdy strzelec bramki z rzutu karnego oddał koślawy strzał z 25 metrów, a Annerson nawet nie interweniował. Później dwa łatwe gole w odstępie pięciu minut strzelił Oli i w szatni zafundowałem piłkarzom istne piekło na ziemi, przy którym działania wojenne w Wietnamie to radosne hulanki na wiejskim weselu. Zaczynało się porzucanie tego wszystkiego, co wywalczyliśmy przez te kilkanaście kolejek, więc absolutnie nikt nie mógł być teraz pewien swojego bytu w drużynie. Nikt.
  6. Polskie kluby na starcie Pucharu UEFA nie spisały się porywająco – Wisła Kraków przegrała w Bordeaux 1:3, a Legia Warszawa na Łazienkowskiej zremisowała 1:1 z Newcastle. Nas natomiast czekał wyjazdowy mecz ze spadkowiczem z Legaue One Oldham. Na trybuny odesłany został Somner wraz z Eardleyem, zastąpili ich Redondo i Stansfield, a na lewym skrzydle i w ataku nie mogłem skorzystać z kontuzjowanych Noakesa i Cacicciego, zastępując ich Wintersem i Robertsonem. Gospodarze byli oczywiście faworytami, ale tylko przez pierwszych osiem minut, kiedy to fantastyczne podanie za obrońców dostał Atangana, który wyszedł tym samym oko w oko z bramkarzem, a w ostatniej chwili ściął go Haining, za co mógł obejrzeć tylko czerwoną kartkę. Teraz to my znaleźliśmy się w lepszej sytuacji, lecz niestety coraz bardziej zaczynałem podejrzewać, że Margate zaczyna się kończyć – z biegiem czasu gra coraz bardziej wyglądała tak, jakbyśmy to my grali w osłabieniu, i to podwójnym. Wobec tego w 70. minucie Nelthorpe wrzucał piłkę spod linii bocznej, a moi "wspaniali" stoperzy grzecznie zrobili miejsce Johannsonowi, który z palcem w nosie zapewnił Oldham trzy punkty. Wyglądało na to, że zaczęliśmy wyczerpywać amunicję, choć bardzo chciałem się mylić.
  7. Tia, w tym sezonie, jeśli czegoś nie wykombinują, będą sposobić się do spadku z ligi. Praktycznie sami strzelaliśmy sobie gole.
  8. Kolejny raz w przeciągu ostatnich kilku tygodni wizytę złożył mi Grigorjew, by poinformować, że nogę na treningu obił sobie Annerson i nie będzie z niego użytku przez około tydzień. Wobec tego na pucharowe starcie Vans Trophy przeciwko słabemu Grays wyciągnąłem z rezerw Karla Lewisa, od razu dając mu zagrać od pierwszej minuty. Żałowałem. Początkowo nic nie zapowiadało tak słabego występu, bo w szóstej minucie Bye podciągnął piłkę w pole karne, gdzie skiksował Cacicci, a Atangana uderzył już czysto i mecz zdawał się układać po naszej myśli. Jednak po półgodzinie rzucałem idiotami w kierunku Somnera i zastanawiałem się, czy czasem omyłkowo nie zabrałem do Grays Nielsena, bo najpierw ten pierwszy zafundował gospodarzom rzut wolny z 25 metrów, a Lewis w stylu Tonny'ego wpuścił piłkę do bramki. Byłem jeszcze gotów to zaakceptować, bo takie sytuacje zdarzały się w tym sezonie już wielokrotnie. Ale niedługo później wiedziałem już, że coś tu jest nie tak, bo Somner po raz tysięczny ósmy w tym sezonie dał się ograć przeciwnikowi, piłka trafiła do Granta i zrobiło się 1:2. W szatni było bardzo głośno, zostawiłem tam coraz bardziej dziurawego z każdym meczem Somnera i kompletnie bezużytecznego Halesa, w ich miejsce wprowadzając Baudry'ego i Agostiniego, a całemu zespołowi nakazałem od początku drugiej połowy sunąć po bramkę rywali. W tejże gospodarze długo mieli mecz pod kontrolą, aż nareszcie na kwadrans przed końcem Bye posłał dochodzącą piłkę z prawego skrzydła, a Noakes szczęśliwie doprowadził do remisu, a jak się później okazało i do dogrywki. W tej jednak wystarczyło dwadzieścia pięć sekund, by ucierpiało kilka bidonów, gdy Faulkner przerzucił piłkę na wolne pole do partnera, a obrońcy pozwolili mu bezkarnie wbiec w naszą szesnastkę, by dobić strzał Smitha. Resztę czasu wyłem z rozpaczy, że miałem już wykorzystany limit zmian, a po przeklepanej przez gospodarzy półgodzinie znowu odpadliśmy z rozgrywek Vans Trophy, zanim te w ogóle się zaczęły. Przez całą drogę do Margate siedziałem zaszyty z tyłu autokaru, bredząc pogrążony w obłędzie: "wstyd, żenada, kompromitacja...".
  9. Reprezentacja Polski w ostatniej kolejce eliminacji miała dwa punkty przewagi nad Portugalią, a to oznaczało, że w zamykającym zmagania w szóstej grupie spotkaniu tych drużyn biało-czerwoni musieli co najmniej zremisować, by wywalczyć bezpośredni awans na afrykański turniej. Polacy nie zmarnowali szansy i ku zdumieniu całej Europy pokonali w Coimbrze rywali 2:1, skazując ich na grę w barażach. Koniec eliminacji oznaczał, że mogłem odetchnąć z ulgą – wszyscy moi reprezentanci wrócili do klubu i nareszcie na mecz z Carlisle mogłem wystawić obronę w jej najmocniejszym zestawieniu. Na lewej obronie wystąpił naturalnie Nicolau, zaś na prawą flankę powędrował Eardley. Korzyści były widoczne natychmiast – pewna obrona zwiększyła naszą siłę rażenia w ataku i po kwadransie Eardley prostopadle podał na obrzeże pola karnego do Cacicciego, Włoch następnie "zawiesił" piłkę przed bramką, co pewnie wykorzystał Atangana. Rywale już nie mogli tak łatwo poradzić sobie na naszym przedpolu, a w 75. minucie tym razem Nicolau zdecydował się na przerzut piłki za obrońców Carlisle, na 40. metrze zgarnął ją Fekete, pognał w szestnastkę i pewnie przypieczętował nasze zwycięstwo. Już dziesiąte w tym sezonie.
  10. Do czasu pojedynku z również będącym w czołówce Barnet sytuacja kadrowa niewiele się polepszyła. Karę zawieszenia skończył Murray, ale nadal na zgrupowaniach przebywali Nicolau z Eardleyem. Tak więc tym razem Redondo wystąpił w roli prawego obrońcy, natomiast jako prawy skrzydłowy zagrał Hales, a w środku pola Segreto; Agostiniego z gry wyeliminowały braki kondycyjne. Już trzecie spotkanie z rzędu nie potrafiliśmy dobrze wejść w mecz – po kwadransie Murray z lewego skrzydła idealnie zagrał w nasze pole karne do Frayne'a, zaliczając samobójczą asystę i drugim żałosnym występem odsyłając się na trybuny. Na wyrównanie musieliśmy czekać raptem pięć minut, gdy rzut rożny z lewej strony egzekwował Winters, a w polu karnym najwyżej wyskoczył Graham. Po półgodzinie już prowadziliśmy, kiedy Esposito zagrał na skrzydło do Redondo, a Manuel dośrodkował niemal na linię bramkową, skąd piłkę do siatki wepchnął Atangana. Gospodarze co rusz mieli kolejne okazje do wyrównania, a skoro nie potrafili ich wykorzystać, dziesięć minut po przerwie Hales przypuścił długi rajd prawym skrzydłem, po czym dośrodkował wprost na głowę nadlatującego z impetem Esposito, który głową pewnie podwyższył na 3:1. To trafienie oraz fantastyczne interwencje Crookesa ostatecznie zapewniły nam trzy punkty na bardzo trudnym terenie, co zrekompensowało nam stłuczoną nogę Wintersa. Fred Murray natomiast zapracował na skrytykowanie przeze mnie swojej postawy w mediach.
  11. Na początku października miałem spore problemy kadrowe. Więzadła krzyżowe uszkodził Bridge-Wilkinson, nadal ledwo żywy był Esposito, ale największy zgryz był z linią defensywną. Za czerwoną kartkę zawieszony był Murray, a Nicolau i Eardley pojechali na zgrupowania reprezentacji, przez co stanąłem w obliczu znalezienia rozwiązania nie posiadając w danym momencie ani jednego nominalnego lewego obrońcy. Kikundzie nie potrafiłem za nic zaufać, dlatego ostatecznie na nienaturalną dla siebie pozycję zmuszony byłem wystawić Redondo, a na prawą flankę wskoczył Stansfield. Jednakże grając posklejaną taśmą klejącą defensywą przeciw czwartemu w tabeli Stockport nie sposób było być optymistą. Moje obawy znalazły odzwierciedlenie na boisku i od samego początku rywale wybudowali dom na naszej połowie i porażająco łatwo radzili sobie na przedpolu. Ale to nie lewa flanka była naszą dziurą w kadłubie, a prawa – Stansfield grał na tyle beznadziejnie, że równie dobrze mogłoby go nie być na boisku, a mój zespół grać w dziesięciu. Pierwszą połowę udało nam się przetrwać, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że liczne sytuacje gości muszą w końcu przynieść im gola. I przyniosły – pięć minut po przerwie Graham aż dwukrotnie w jednej akcji Stockport nie potrafił wybić piłki uparcie tracąc ją na rzecz rywala, aż za tym drugim razem podanie na wolne pole dostał Le Fondre i przeciwnicy wreszcie mogli cieszyć się z prowadzenia. Widząc naszą nieporadność z tyłu myślałem, że jest już po zawodach, ale jednak w 65. minucie nieoczekiwanie z pomocą przyszedł nam jeden z rywali, równając z ziemią Atanganę we własnym polu karnym. Jedenastkę bez trudu wykorzystał niezawodny ostatnio Cacicci, a dowiezienie remisu do końca spotkania trzeba było w takich okolicznościach uznać za nie lada sukces.
  12. Nasze dobre wyniki nie tylko we wrześniu, ale przez cały początek sezonu znalazły odzwierciedlenie w nagrodach przyznawanych wraz z nowym miesiącem. Joseph Bye został Pilkarzem Miesiąca oraz autorem drugiej najładniejszej bramki, ja zaś zająłem drugie miejsce w konkursie na menedżera września. Wrzesień 2009 Bilans: 5-0-0, 15:6 Coca-Cola League Two: 2. [+4 pkt nad Bournemouth, -4 pkt do Hull City] FA Cup: - Vans Trophy: Płd 1R (vs. Grays) Carling Cup: - Finanse: -448 tys. euro (-363 tys. euro) Gole: Joseph Bye (5) Asysty: Simon Atangana (5) Ligi: Anglia: Liverpool [+0 pkt] Francja: Olympique Lyon [+0 pkt] Hiszpania: Real Madryt [+1 pkt] Niemcy: Werder Brema [+1 pkt] Polska: Amica Wronki [+4 pkt] Rosja: Spartak Moskwa [+6 pkt] Szwajcaria: FC Basel [+2 pkt] Włochy: Inter Mediolan [+2 pkt] Liga Mistrzów: - Puchar UEFA: - Legia Warszawa, Pierwsza runda, 2:1 i 1:1 z Rapidem Wiedeń; awans, gr. H - Wisła Kraków, Pierwsza runda, 3:0 i 2:1 z Elbasani; awans, gr. C Reprezentacja Polski: - 02.09, el. MŚ 2010, Litwa - Polska, 1:2 Ranking FIFA: 1. Brazylia [1174], 2. Holandia [1167], 3. Anglia [1135], ..., 19. Polska [713]
  13. Mało brakowało, a byśta zapeszyli, panowie szlachta. --------------------------------------- Do grona kontuzjowanych dołączył Gatting, również mocno obrywając w końcówce ostatniego spotkania, a jeszcze tuż przed meczem ze Stevenage grypę złapał Bye, co było dla nas sporym osłabieniem. Joe zastąpił Włoch Cacicci, a za naszego rozgrywającego zagrał rodak Sashy, Esposito. Stevenage było kolejnym zespołem z dolnych rejonów tabeli, zatem spotkanie z nimi było kolejną okazją do zdobycia punktów. Ale nie weszliśmy w nie dobrze, bowiem w 10. minucie pierwszy raz w tym sezonie głowę stracił Hales, w polu karnym ratując się faulem po głupiej stracie piłki, dzięki czemu Fraser z jedenastu metrów dał gospodarzom prowadzenie. Obawiałem się, że jest to początek katastrofy, ale po dwudziestu minutach prawym skrzydłem ruszył Atangana, zgubił po drodze Digby'a i posłał wrzutkę w pole karne, gdzie Winters pewnym strzałem głową zdobył gola wyrównującego. Kwadrans później Simon tym razem z lewego skrzydła wyłożył piłkę przed szesnastkę Esposito, potężny strzał Vincenzo z trudem sparował bramkarz, a na miejscu był Cacicci i teraz to my zyskaliśmy przewagę. Druga połowa początkowo była dość ospała, aż wreszcie w 66. minucie rywale wywalczyli rzut rożny, po którym piłkę piąstkował Crookes, ale Somner dał się przepchnąć Obinnie, który doprowadził do remisu. Dwa podania i trzydzieści sekund – tyle potrzebował Cacicci, by odzyskać dla nas prowadzenie; od środka zaczął Atangana do Agostiniego, a William zagrał długą piłkę do Sashy, który zdobył swoje drugie trafienie delikatnym, ale zabójczo celnym strzałem przy dalszym słupku. Do samego końca kolejne kłody lądowały pod naszymi nogami, gdy najpierw musiałem zdjąć ukopanego przez rywali Esposito, a w samej końcówce drugą żółtą kartkę zebrał Murray i przez cały doliczony czas na naszej połowie było aż czerwono od trykotów Stevenage. Jakaż to była ulga, gdy wreszcie usłyszałem najpiękniejszą tego dnia melodię – końcowy gwizdek sędziego...
  14. Niestety okazało się, że Fekete kończył mecz z urazem twarzy, który wyłączył go z gry na dwa tygodnie. W związku z tym na wyjeździe przeciwko czerwonej latarni ligi, zespołowi Boston United, w wyjściowej jedenastce wybiegł na boisko Gatting, zaś w roli rezerwowego pojechał z nami Cacicci. Oprócz tego na trybunach wylądował oczywiście Kikunda, zaś w jego miejsce wskoczył Luke Graham. Jak przystało na drużynę zamykającą ligową tabelę, gospodarze mało brakowało, a zaczęliby budować bunkry i inne fortyfikacje na własnej połowie, co doprowadzało nas do białej gorączki. Przez absolutnie całą pierwszą połowę nie potrafiliśmy rozmontować ich defensywy i dopiero moja przemowa w szatni zdołała zmienić sytuację. W 70. minucie Martin ruszył na przebój prawym skrzydłem, świetnie zagrał za obrońców do Atangany, a Kameruńczyk z linii pola karnego pewnie wykorzystał niezdecydowanie bramkarza i nareszcie objęliśmy prowadzenie. Rywale momentalnie rzucili się do odrabiania strat, ale szybko ich zapędy ostudził Curley faulem na Simonie w polu karnym, a Cacicci z jedenastu metrów zaliczył swoje pierwsze trafienie w barwach Margate, ustalając przy okazji wynik spotkania.
  15. Mając tak wielu napastników w składzie starałem się dać pograć każdemu, dlatego gdy przyjechał do nas zespół Chesterfield, zabrałem na ławkę Joe Gattinga, który w sierpniu dość długo leczył kontuzję. Goście zajmowali dopiero szesnaste miejsce w lidze, więc z umiarkowanym optymizmem zapatrywałem się na to spotkanie. Rzeczywiście, najpierw w siódmej minucie Bridge-Wilkinson z bliska wepchnął do bramki nieczyste uderzenie Fekete po płaskiej centrze Atangany, a kwadrans później Niven sfaulował w szesnastce Bye, po czym sam poszkodowany pewnie wykorzystał rzut karny. Jednakże jeszcze przed przerwą Ameobi z łatwością przeszedł Somnera korzystając dodatkowo z faktu, że Kikunda poszedł szukać skarbu na środek boiska, i zdobył kontaktowego gola. To źle wróżyło i po dziesięć minutach drugiej połowy Bye faulował tuż przed polem karnym, co skończyło się trafieniem McMillana z rzutu wolnego i nasze dwubramkowe prowadzenie było już tylko wspomnieniem. Przez całe siedem minut z resztą. W 61. minucie bowiem świeżo wprowadzony Gatting błysnął przytomnym podaniem w uliczkę do Fekete, z którego Tomas jak najbardziej skorzystał. Z kolei kwadrans przed końcem Bridge-Wilkinson wystartował prawym skrzydłem do bezpańskiej piłki, natychmiast wypuścił w bój Czecha, który z dwoma obrońcami na plecach wbiegł w pole karne i odwdzięczył się Gattingowi – teraz to Fekete asystował, a Joe strzelał. Mecz był już pod naszą kontrolą i zainkasowaliśmy kolejne trzy ważne punkty. Jedynym niewesołym człowiekiem w Margate był Kikunda, który dwoma beznadziejnymi występami z rzędu stracił miejsce w wyjściowym składzie.
  16. Ligowy pojedynek z mocnym Wrexham był jednym z niewielu w dotychczasowym sezonie, na który mogłem wystawić niezmieniony skład z poprzedniej kolejki. Goście zajmowali w tym momencie siódme miejsce, trzy pozycje za nami, ale wskutek spłaszczonej czołówki tabeli tracili do nas jedynie punkt. Mecz rozkręcał się bardzo powoli, ale gdy już zaczął to robić, od razu krzywo skręcił – po półgodzinie gry Somner niepotrzebnie wychodził do Kamary, robiąc w ten sposób miejsce Symesowi, który nie miał problemów z pokonaniem słabszego dziś Crookesa. Na szczęście szybko odpowiedzieliśmy rywalom pięknym za nadobne i już dwie minuty później mocno z dystansu po ziemi strzelał nie kto inny jak Bye, zaskakując zagapionego bramkarza. Joseph był w świetnej formie i tuż przed przerwą popisał się niezaprzeczalnie genialnym uderzeniem zewnętrzną częścią stopy, z 25 metrów pakując piłkę idealnie w okno bramki Sullivana. To nie był koniec jego popisów i jeszcze w 53. minucie skompletował efektownego hat-tricka, oczywiście strzałem z ponad 20 metrów, fundując jednocześnie gościom dzień wielkiej zmoki. A przynajmniej tak by wyszło, gdyby nie sytuacja z 66. minuty. Wtedy to Roche wrzucił w nasze pole karne na głowę Jonesa, Crookes zdołał wypluć ten strzał, ale Kikunda zamiast natychmiastowo wybić piłkę, tylko przyglądał się tępo, jak niedoszły strzelec wstaje z murawy i bez problemu skutecznie dobija. Mulopo wobec tego od razu został ściągnięty do szatni, by nie zepsuł nam meczu, dzięki czemu udało nam się dowieźć zwycięstwo w całości do końcowego gwizdka.
  17. Po niedawnym zainteresowaniu Redondo, teraz inne drużyny zaczynały ostrzyć sobie zęby na Crookesa. Najbardziej śmiać mi się chciało, gdy odebrałem ofertę od Hull City, naszego ligowego rywala – musiałbym upaść na głowę i to kilka razy, by oddać bezpośredniemu rywalowi mojego najlepszego golkipera i zarazem filar zespołu. Później najważniejsze było wyjazdowe spotkanie z mistrzem Conference National sprzed dwóch lat, drużyną Hereford. Wliczając poprzedni sezon rywale kontynuowali passę jedenastu spotkań bez zwycięstwa, zatem warto było pokazać, kto jest lepszym "majstrem" piątej ligi. Do składu wrócili Hales i Nicolau, na prawą obronę wobec tego ponownie powędrował Murray. W pierwszej części meczu męczyliśmy się z defensywą gospodarzy i dopiero w 23. minucie udało się ją przełamać, gdy Bridge-Wilkinson wykonywał rzut wolny z 25 metrów, a Senior ułamek sekundy spóźnił się z interwencją. Niecały kwadrans później Fekete rozegrał dwójkową akcję z Markiem, zagrał mu na skrzydło, ten pognał z piłką do narożnika, skąd dośrodkował, a Tomas na piątym metrze podciął piłkę głową i było 2:0. Hereford niespecjalnie sobie z nami radziło, więc pozostało ich tylko dobić butem – dziesięć minut po przerwie Bye z głębi pola uruchomił Atanganę, Simon nie dał się skosić defensorowi, wbiegł w pole karne i strzałem przy krótkim słupku ustalił wynik spotkania.
  18. Reprezentacja Polski była o krok od zapewnienia sobie awansu na mundial w RPA, najpierw pokonując w Chorzowie Chorwację 2:0, następnie na początku września na wyjeździe Litwę 2:1. Biało-czerwoni na dwie kolejki przed końcem eliminacji byli liderami swojej grupy, z dwupunktową przewagą nad Portugalią Sierpień 2009 Bilans: 3-3-2, 12:9 Coca-Cola League Two: 7. [+0 pkt nad Colchester, -1 pkt do Wrexham] FA Cup: - FA Trophy: - Carling Cup: 1R, 0:2 z Brentford Finanse: -372 tys. euro (-286 tys. euro) Gole: Jordan Robertson (4) Asysty: Simon Atangana, Joseph Bye i Nicky Nicolau (po 2) Ligi: Anglia: Liverpool [+0 pkt] Francja: Olympique Lyon [+3 pkt] Hiszpania: Real Madryt [+0 pkt] Niemcy: Werder Brema [+0 pkt] Polska: Amica Wronki [+4 pkt] Rosja: Spartak Moskwa [+2 pkt] Szwajcaria: FC Basel [+0 pkt] Włochy: AC Milan [+0 pkt] Liga Mistrzów: - Wisła Kraków, 3 runda el., 0:5 i 0:0 z Chelsea Londyn; out Puchar UEFA: - Korona Kielce, 2 runda kwal., 0:4 i 1:2 z Young Boys; out - Legia Warszawa, 2 runda kwal., 2:1 i 1:1 z Pobedą; awans, vs. Rapid Wiedeń - Radomiak Radom, 2 runda kwal., 2:2 i 0:3 z FC Kopenhaga; out Reprezentacja Polski: - 29.08, el. MŚ 2010, Polska - Chorwacja, 2:0 Ranking FIFA: 1. Brazylia [1157], 2. Holandia [1133], 3. Anglia [1090], ..., 31. Polska [660]
  19. Mając w meczu prezent w postaci aż dwóch rzutów karnych, nie ma innej opcji, jak tylko pewnie wygrać. No ale od czego jest Margate... Poza tym fakt, początek sezonu mamy bardzo dobry, ale ze słabiutką obroną daleko nie zajedziemy. ------------------------------- Po ostatnim spotkaniu byłem tak zirytowany bezbłędnie skopanymi rzutami karnymi, które kosztowały nas dwa punkty, że Bridge-Wilkinson załapał się na deser w postaci medialnej krytyki, wobec której na swoje szczęście zachował się bardzo pokornie. Nie uchroniło go to jednak przed odesłaniem na ławkę na rzecz Djermoune przed spotkaniem z Wycombe. Poza tym, wciąż zespół dziesiątkowały dziwne braki kondycyjne, w wyniku których na tygodniowy wypoczynek zmuszony byłem wysłać Halesa. W miejsce Lee wskoczył Esposito, natomiast na zgrupowania młodzieżówki Walii i reprezentacji Cypru pojechali Nicolau i Eardley, co zmusiło mnie do przesunięcia na lewo Murraya, a na prawą flankę desygnować strasznie nieprzewidywalnego pod względem postawy Stansfielda. Wreszcie w ataku wypoczął już Fekete, spychając Robertsona do roli rezerwowego. Po raz kolejny potwierdziło się, że nasza obrona przy czwartej lidze jest niczym mrówka przy Empire State Building – najpierw w trzecie minucie Stansfield minięciem się z piłką omal nie sprezentował rywalom bramki, ale po niespełna dwudziestu minutach Murray przegrał kluczowy pojedynek główkowy i tym razem przeznaczenie już nas dosięgnęło. Ostatni na dłuższy czas występ w pierwszym zespole zaliczył Djermoune, który całą pierwszą część gry zdawał się pomylić trykoty i założyć koszulkę Margate, zamiast Wycombe. Stojąc przy ławce chciałem powiedzieć to samo o Robertsonie, który z pięciu metrów strzelał na dwunaste piętro, gdy w 84. minucie Jordan z linii pola karnego nareszcie uderzył czysto po fantastycznym podaniu Wintersa i szczęśliwie uratowaliśmy jeden punkt. ---
  20. Kolejnym trudnym starciem był mecz przeciwko Colchester, nie potrafiącemu od czterech lat wyrwać się z czwartej ligi po spadku z League One. Po raz kolejny musiałem zamieszać w ataku, gdyż braki kondycyjne wykazywał tym razem Fekete. Przywróciłem więc do wyjściowego składu Robertsona, a na ławce usiadł debiutant O'Razio. Drugi mecz z rzędu mieliśmy świetny początek, kiedy w trzeciej minucie El-Abd fatalnie minął się z piłką, pozwalając Robertsonowi wyjść sam na sam z bramkarzem – McEwen zdołał jeszcze odbić uderzenie, ale prosto pod nogi Atangany, który nie miał możliwości się pomylić. Później gra toczyła się głównie w środku boiska aż do 35. minuty, kiedy rzut karny wywalczył strzelec gola Simon, ale Bridge-Wilkinson postanowił strzelić w środek bramki, a więc prosto w golkipera. To oczywiście nie mogło się dobrze skończyć, dlatego chwilę po przerwie festiwal żałosnych błędów absolutnie całej linii defensywy, który przyćmiłby nawet Rock In Rio, doprowadził do wyrównania Ballingera. Tym samym roztrzaskałem w drobny mak swój pierwszy bidon z elektrolitami w League Two. Odczułem nawet ulgę, że miałem to już za sobą, ale niestety nie ostatni raz. Pięć minut przed końcem Smith ściągnął Gradleya za koszulkę w szesnastce, a sędzia podyktował drugi rzut karny. Cieszyłem się, że na boisku nie ma już Bridge-Wilkinsona, ale niestety Robertson pokazał, że bez problemu jest w stanie "godnie" zastąpić Marca i również załadował idealnie w środek, w McEwena. Była to nasza piłka meczowa, kolejny bidon szlag trafił, a ja byłem po prostu wściekły – wcześniej remis brałbym w ciemno, ale z dwoma rzutami karnymi mieliśmy psi obowiązek zgarnąć trzy punkty. W autokarze natomiast zapowiedziałem Marcowi i Jordanowi, że jeśli jeszcze raz założą się między sobą, który pierwszy pozbawi bramkarza rywali wątroby, a także jeżeli przy rzucie karnym zbliżą się do piłki bez mojej zgody, kolejne dwa tygodnie spędzą na strzyżeniu murawy na Hartsdown Park. Nożyczkami.
  21. Po trzech dniach odpoczynku wracaliśmy do ligowych zmagań. Tym razem przeprowadziłem kilka zmian – przede wszystkim wróciłem do sprawdzającego się w piątej lidze ustawienia obrony, a więc ponownie przesunąłem Murraya na prawą, zastępując w ten sposób kiepskiego ostatnio Stansfielda, a w miejsce Freda wystawiłem Nicolau. Poza tym na środek pomocy powrócił nareszcie Hales, a z ataku wycofałem coraz bardziej przeciętnego Robertsona, by mógł się przekonać, że nie jest świętą krową – miejsce u boku Atangany zajął Tomas Fekete, a na ławce czekający na debiut Watson. Southend, bo to z tą ekipą rywalizowaliśmy w piątej kolejce, było jednym z mocniejszych zespołów League Two, przed dwoma laty będąc nawet wieloletnim średniakiem trzeciej ligi. Spodziewałem się więc trudnej przeprawy, ale spotkanie zaczęliśmy świetnie – krótko po upływie pierwszej minuty Bye przeciął kiepskie podanie Ferrella w poprzek boiska, natychmiast prostopadle podał do Atangany, a Simon strzałem zza pola karnego zaskoczył Granta, nareszcie otwierając swoje konto w Margate. Szkoda, że od tej pory Kameruńczyk wyraźnie się "podpalił" i zaczął strzelać z kompletnie nieprzygotowanych pozycji, a co za tym idzie bardzo niecelnie. Do tego mimo stabilnych boków, nadal co najwyżej przeciętnie grał środek obrony, wciąż przegrywając zbyt dużo pojedynków główkowych, ale na szczęście Crookes wyrastał na jedną z wiodących postaci zespołu i wybronił przez cały mecz wiele groźnych strzałów. Niewykorzystane sytuacje się mszczą, więc dziesięć minut po przerwie Buxton wybijał piłkę z pola karnego gości, na czterdziestym metrze przejął ją Hales, w swoim stylu zagrał w uliczkę do Fekete i Czech pięknym wolejem również rozpoczął strzelanie w granatowych barwach. Ten gol podłamał gospodarzy, i choć jeszcze wielokrotnie zmuszali oni Crookesa do interwencji, ostatecznie "mecz debiutanckich bramek" zakończył się naszym zwycięstwem.
  22. Ralf

    Błyskawiczna awaria.

    Jak na razie sparingi niezłe, chłopaki się ogrywają, wychodzi im realizowanie powierzonych zadań, zatem w lidze na straconej pozycji nie stoicie. Nowi gracze są tylko z wolnego transferu, czy również za procent kolejnych sprzedaży? Czyli już wiemy kto :>
  23. William Wallace nie pomoże :P Tak, czy owak, z Peterborough jeszcze się spotkamy :> ---------------------------------- 19 sierpnia przystępowaliśmy do pierwszego i zapewne ostatniego meczu w Carling Cup, za przeciwnika mając grające w ogonie League One Brentford. W obronie zadebiutował Kikunda, zastępując zmęczonego, ale i niepewnego Baudry'ego, z kolei w środku pola nie mógł zagrać mający braki kondycyjne Esposito, więc w jego miejsce wystąpił kolejny debiutant, Segreto. Zdecydowałem również wycofać z jedenastki Nicolau, wystawiając za niego Noakesa, a na ławkę biorąc Wintersa. Oczywiście nie mogło być mowy o niespodziance, i po dwudziestu minutach Hejazi przy biernej postawie obrońców, którzy tylko się przyglądali, przyjął sobie piłkę w polu karnym, po czym spokojnie odesłał do bramki. Już w trakcie piątego w tym sezonie meczu wywnioskowałem, że obrona jest naszą piętą achillesową i zapewne jeszcze wiele razy będę rwał włosy z głowy, oglądając wyczyny tejże. W przerwie próbowałem jeszcze tknąć w zawodników ducha walki, ale ewidentnie im się nie chciało, w dodatku Robertson chyba założył się z kimś o to, jak daleko poza stadion zdoła wykopać piłkę, bo inaczej nie byłem w stanie wytłumaczyć jego koszmarnie przestrzelonej sytuacji z kilku metrów. Tak zaś kwadrans przed końcem Kikunda nawet nie raczył wyskoczyć z Burgessem do pojedynku główkowego, co rozstrzygnęło losy awansu, a ta sytuacja idealnie nadawała się do zilustrowania postawy mojego zespołu. Oczywiście liczyłem się z porażką, ale sądziłem, że przyjdzie ona po walce, a ostatecznie o takiej nieszczególnie mogła być mowa.
  24. Czekaj no, Kargul, jak przyjadę z Margate na Ulster i za sierp będę się brać :>
  25. Anthony Pulis nie czekał długo na kupca i za 30 000 euro (50%) zasilił skład grającego w Conference National Macclesfield. Później przyszedł czas zmierzyć się na wyjeździe z Peterborough, z którym zdarzyło się nam już dwukrotnie grać, raz towarzysko i raz w pucharze – z różnymi skutkami (1:0 i 0:1). W składzie zaszły drobne zmiany, bo nie najlepszego ostatnio Redondo zastąpił Somner, a w środku pola za prezentującego przeciętną postawę Agostiniego szansę debiutu dostał Vincenzo Esposito, według mediów mający szansę być nowym Andreą Pirlo. Każdy, nawet najpiękniejszy sen musi się kiedyś skończyć, a dla nas niemiłe przebudzenie nastało właśnie teraz. Mimo naszych ambicji, po półgodzinie było już po zawodach – najpierw w szóstej minucie Stansfield w słabym stylu dał się przeskoczyć w polu karnym Musampie, zaś w 31. Somner pozwolił urwać się z piłką Marshowi, a Baudry przy podaniu na wolne pole Garnerowi, dzięki czemu zdobył on łatwego gola. Gospodarze przez cały mecz z łatwością trzymali nas wyprostowanym ramieniem za czoło, bezlitośnie wykorzystali wszystkie rażące błędy obrony, a my mogliśmy tylko boksować powietrze, czego dowodem były zaledwie dwa celne strzały w przeciągu 90 minut. Doznaliśmy tym samym pierwszej porażki w sezonie, a kosztowała nas ona od razu zakończenie przygody z czołową siódemką.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...