Skocz do zawartości

Ralf

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    3 477
  • Rejestracja

  • Wygrane w rankingu

    2

Zawartość dodana przez Ralf

  1. Zaledwie dwa dni odpoczynku ledwo wystarczyły na regenerację sił, ale korzystny był fakt, że reprezentację Pakistanu mieliśmy podejmować na tym samym stadionie, więc odpadały trudy podróży. Wiedziałem już, dlaczego sześć kolejek meczów podzielono po równo na stadiony w Ghubrze i tajlandzkim Bangkoku, a tymczasem w australijskiej prasie i na serwisach internetowych pojawiały się artykuły nawołujące do pogromu. Nie byłem zwolennikiem tego typu nakręcania presji, więc spodziewałem się, że z oczekiwanej strzelaniny będzie miało prawo pozostać nawet tylko skromne zwycięstwo. Zdecydowałem nie zmieniać zupełnie niczego w meczowej osiemnastce, dając piłkarzom szansę potwierdzenia swojej formy w tych eliminacjach. Moje przeczucie częściowo sprawdziło się w rzeczywistości i przez pierwsze 20 minut chciało mi się wyć z rozpaczy, widząc naszą rażącą nieskuteczność. Zbawienna okazała się 21. minuta i płaska centra Elricha, po której Cahill z szesnastu metrów nareszcie przestrzelił na wylot autobus zaparkowany w polu karnym Pakistanu. Nieco ponad dziesięć minut później w ślady Tima poszedł Kennedy, tuż przed linią bramkową podcinając strzał Kewella, by "ukraść" mu trafienie. Trzy punkty były już nasze, dlatego nie forsowaliśmy niepotrzebnie sił i po przerwie padły jeszcze tylko dwa gole. Najpierw w 47. minucie dośrodkowanie Portera z lewej strony trafiło prosto do Elricha, który pewnie podwyższył na 3:0, a w ostatniej minucie podstawowego czasu gry Cahill dobił do siatki wyplutą przez pakistańskiego bramkarza piłkę, zdobywając swojego drugiego gola i jednocześnie ustalając wynik meczu. W drugim meczu naszej grupy Oman podniósł się z kolan i pokonał Tajlandię 2:1. Ten wynik najbardziej cieszył nas, ponieważ oczywistym było, że gubienie punktów przez rywali było nam jak najbardziej na rękę. Grupa E: 1. Australia – 6 pkt – 9:0 2. Oman – 3 pkt – 2:6 3. Tajlandia – 3 pkt – 5:2 4. Pakistan – 0 pkt – 0:8
  2. Już dwunastego października z wieczora, dzień przed pierwszym meczem o punkty, stawiliśmy się w hotelu w Ghubrze, stolicy Omanu. Gospodarze, u których rozegramy najbliższe trzy mecze, byli w rankingu FIFA sklasyfikowani wyżej niż Tunezja, z którą przegraliśmy w kiepskim stylu w Londynie, toteż na przedmeczowych konferencjach unikałem buńczucznych wypowiedzi i skupiałem się na asekuracyjnych, stonowanych zdaniach. Ogłosiłem też wyjściową jedenastkę, w której jednak znalazł się Harry Kewell, zdoławszy odzyskać siły. Po kilkunastu minutach od odegrania hymnów wszystko zaczęło się układać po naszej myśli. Owszem, drużyna Omanu próbowała nas przestraszyć śmiałymi wypadami, tyle tylko, że kompletnie nic z nich nie wynikało. Zaś w 11. minucie rozegraliśmy ładny atak pozycyjny, Bresciano zagrał do Kewella, który następnie podaniem w uliczkę obsłużył Portera, a Joel płaskim strzałem przy słupku dał powody do radości nie tylko kibicom, ale też mnie i Hassanowi, któremu zdołałem załatwić wejściówkę na ławkę trenerską. Chwilę później Tim Cahill rozegrał piłkę na środku boiska, po czym sam pobiegł w pole karne, gdzie dopadł do wrzutki Neilla i pewnie podwyższył na 2:0. Spokojnie dotrwaliśmy do przerwy, a od początku drugiej połowy przypuściliśmy kolejną falę ataków na zamroczonych Omańczyków. Chwilę po przerwie Kewell popisał się efektownym strzałem od słupka z linii pola karnego, a pięć minut później Neill popisał się kolejną świetną wrzutką, po której Kennedy z niemal dwunastu metrów strzałem głową pogrążył rozbitych rywali. To jeszcze nie był koniec i w 83. minucie Neill ukoronował swój świetny występ strzałem głową z bliskiej odległości. Na inaugurację eliminacji Pucharu Azji odnieśliśmy pewne i przekonujące zwycięstwo, a po nim pierwsi krytycy zaczęli zauważalnie ograniczać stężenie jadu w swoich publikacjach na temat mojej osoby.
  3. 1. Azja. Pisałem nawet, że bierzemy udział w eliminacjach do Pucharu Azji. 2. W kadrze, panie bacao, w kadrze. W sparingu z Nową Zelandią nie wystąpił z powodu przemęczenia, a i na zbliżające się mecze eliminacyjne nie wygląda najlepiej. Ot, bolączka niejednego selekcjonera. ---------------------------------------- Z początkiem października nadszedł termin ogłoszenia kadry na eliminacyjny trójmecz z Omanem, Pakistanem i Tajlandią. Kontuzje dawały się we znaki, eliminując mi z kadry Emertona, Menechelle'a i Schwarzera, a także spodziewałem się po raz kolejny nieciekawej sytuacji kondycyjnej u niektórych zawodników, zaś występ Emertona stał pod znakiem zapytania z tytułu jego złamanego nosa. Zaszczyt przywdziania trykotu reprezentacyjnego czekał następujących graczy:
  4. Cud, że są jacyś spoza Anglii :P -------------------------------------------- Na sam koniec września polscy kibice mieli powody do radości, gdy w ostatniej prostej przed fazą grupową Pucharu UEFA zarówno Wisła Kraków, jak i Legia Warszawa zdołały wyeliminować swoich rywali i awansować do tych "prawdziwych" rozgrywek. Była to osłoda dla polskiej piłki po rozczarowaniach z początku eliminacji do EURO 2012, w których to Biało-czerwoni zaczęli od dwóch remisów 1:1, z czego jako sromotną porażkę odebrano ten z Azerbejdżanem w Chorzowie. W ten sposób kibice zapomnieli o podziale punktów na Litwie, a grzmiące słowa krytyki Jana Tomaszewskiego mógłbym przysiąc, że echo zaniosło aż do Sydney. Wrzesień 2010 Bilans (Australia): 0-1-1, 2:3Eliminacje Pucharu Azji: –, grupa E Gole: Joel Porter i Joshua Kennedy (po 1) Asysty: Brett Holman i Brett Emerton (po 1) Ligi: Anglia: Liverpool [+2 pkt] Francja: Bordeaux [+3 pkt] Hiszpania: Betis Sewilla [+0 pkt] Niemcy: Bayern Monachium [+1 pkt] Polska: Górnik Łęczna [+2 pkt] Rosja: CSKA Moskwa [+17 pkt] Szwajcaria: Grasshopper Zurych [+0 pkt] Włochy: AS Roma [+4 pkt] Liga Mistrzów: - Puchar UEFA: - Wisła Kraków, Pierwsza Runda, 2:1 i 3:1 z Twente Enschede; awans, gr. E - Legia Warszawa, Pierwsza Runda, 2:0 i 1:0 z Bnei Jehuda, awans, gr. B Reprezentacja Polski: - 04.09, eliminacje ME 2012, piąta grupa, Litwa - Polska, 1:1 - 08.09, eliminacje ME 2012, piata grupa, Polska - Azerbejdżan, 1:1 Ranking FIFA: 1. Anglia [1212], 2. Brazylia [1154], 3. Holandia [1134], ..., 15. Polska [764], ..., 51. Australia [557]
  5. Na drugi mecz towarzyski musieliśmy pokonać kolosalną odległość, bowiem aż do stolicy Nowej Zelandii. W 25-osobowej kadrze nastąpiła kolejna zamiana, gdyż kontuzjowany Sarkies wyjechał z powrotem do klubu, a w jego miejsce powołałem Harry'ego Kewella. Który niestety przyjechał strasznie zmordowany i nie mógł w takim stanie pojawić się nawet na ławce. W wyjściowym składzie dokonałem natomiast kilku roszad podyktowanych nie tylko względami kondycyjnymi, ale i formą z poprzedniego spotkania. Za nieobecnego już Sarkiesa wystąpił Hardy, na prawym skrzydle z Elrichiem zamienił się Emerton, zaś w ataku u boku Portera wystąpił młody Williams. Pierwsza połowa się odbyła, natomiast na drugą wyszliśmy z trzema zmianami, a najważniejszą z nich było wprowadzenie Kennedy'ego do ataku. Dlatego najważniejszą, bo już w pierwszej akcji po wznowieniu gry Bresciano posłał piłkę pod linię końcową do Emertona, ten zaś krótko dośrodkował na głowę Joshua'y, który pewnym strzałem dał nam prowadzenie. Kwadrans później wiedziałem już, że w eliminacjach bramki będziemy tracić głównie po rzutach wolnych, bowiem i Jones nie poradził sobie z uderzeniem z ponad 20 metrów w wykonaniu McCormicka i było 1:1. Prowadzenie mogliśmy odzyskać już trzy minuty później, gdy wywalczyliśmy rzut karny, ale w tym momencie poczułem się prawie jak w Margate – gdyby z jedenastu metrów Bendyke strzelał ostrą amunicją zamiast uderzać piłkę, z Proberta na linii bramkowej zostałoby tylko sito. Później już do końca meczu z naszych akcji nic wielkiego nie wynikało i w ostatnim sprawdzianie przed startem eliminacji pokazaliśmy się z kiepskiej strony.
  6. Dopiero co opuściłem Anglię, a już do niej wracałem. Wszystko za sprawą tego, że Australia "domowe" sparingi rozgrywała nie na własnym podwórku, a na Stamford Bridge w Londynie, czwartego września stając naprzeciw drużynie Tunezji. Z powołanej przeze mnie kadry ubył Aaron Downes, który złapał kontuzję w klubie i musiałem zabrać w zamian Simona Menechella'e. Już na miejscu starałem się wyselekcjonować do gry od pierwszej minuty najmocniejszą jedenastkę, lecz niektórzy zawodnicy mieli zbyt duże braki kondycyjne, bo móc wystąpić. To nie był jednak zbyt wielki problem, po odprawie były jeszcze hymny obu państw i rozpoczął się mój pierwszy mecz jako szkoleniowca nie tylko Australii, ale reprezentacji narodowej w ogóle. Początek meczu był dosyć przeciętny, ani rywale specjalnie nie atakowali, a i my klepaliśmy głównie w środku pola. Gra zaczęła się rozkręcać dopiero po kwadransie, a wtedy wyprowadziliśmy kontrę, Elrich podaniem na dobieg uruchomił Holmana, który następnie przerzucił piłkę nad bramkarzem do Portera, który strzelił do pustej bramki i mogłem unieść ręce w geście radości. Która notabene trwała tylko cztery minuty, bo zaledwie tyle czasu później Tunezja wywalczyła rzut rożny, a w polu karnym Kisnobro zachował się po margate'owsku, czyli kompletnie odpuścił Khederię, który z najbliższej odległości rychło doprowadził do powtórnego remisu. W przerwie przeprowadziłem kilka zmian, by zobaczyć w akcji zmienników, przede wszystkim w bramce stanął dziadek Schwarzer i to był niestety błąd. Po nieco ponad kwadransie drugiej połowy Benachour wykonywał rzut wolny z około 20 metrów, a Mark pokazał, że jest już zdecydowanie mniej ruchawy, niż za swoich najlepszych lat i teraz to my przegrywaliśmy. Najgorsze, że po tej bramce nasza gra siadła, często gubiliśmy piłkę w ostatniej chwili, a przeprowadzane przeze mnie zmiany nic nie dawały. Szkoda więc, że moja przygoda z reprezentacyjną piłką zaczęła się z grubej rury, a więc od katastrofalnej kompromitacji.
  7. Po długiej podróży potrzeba było trochę czasu, by przywyknąć do różnicy czasowej między Australią a Europą, ale poza tym miło się rezydowało w słonecznej, choć dosyć chłodnej o tej porze roku Oceanii. Po kilku dniach nie było wszakże czasu na leżenie do góry podwoziem, tudzież poszukiwania dzikich kangurów, ponieważ jeszcze w lipcu pomyślałem o tym, że nie chciałbym debiutować od razu pod presją meczu o stawkę, lecz spokojnie wprowadzić się w nową rolę poprzez mecze towarzyskie, w których na początku września Australia podejmie reprezentacje Tunezji i Nowej Zelandii – na początek ostrożnie, bez porywania się z motyką na słońce. Ciekawym uczuciem było pierwszy raz w karierze wysyłać reprezentacyjne powołania. Zdecydowałem postawić na tę samą drużynę, która na niedawno zakończonym mundialu nie zdołała wyjść z grupy, gdyż i tak byłem zdania, że o lepszych zawodników będzie piekielnie ciężko, a w obecnej chwili niestety takich nie widać. Skład reprezentacji na moje pierwsze spotkania wyglądał następująco: -- Sierpień 2010 Bilans (Australia): 0-0-0, 0:0Eliminacje Pucharu Azji: –, grupa E Gole: - Asysty: - Ligi: Anglia: Liverpool [+0 pkt] Francja: Olympique Maryslia [+0 pkt] Hiszpania: - Niemcy: Bayern Monachium [+0 pkt] Polska: Arka Gdynia [+0 pkt] Rosja: CSKA Moskwa [+7 pkt] Szwajcaria: Grasshopper Zurych [+0 pkt] Włochy: AS Roma [+0 pkt] Liga Mistrzów: - Wisła Kraków: * 2 runda el., 0:0 i 2:0 z Goricą; awans, vs. Inter Mediolan * 3 runda el., 0:3 i 1:1 z Interem Mediolan; out Puchar UEFA: - Amica Wronki, 2 runda kwal., 0:1 i 1:1 z Pasching; out - Legia Warszawa, 2 runda kwal., 3:0 i 1:2 z Nistru Otaci; awans, vs. Bnei Jehuda - Pogoń Szczecin, 2 runda kwal., 0:2 i 1:0 ze Slavią Praga; out Reprezentacja Polski: - Ranking FIFA: 1. Anglia [1212], 2. Brazylia [1154], 3. Holandia [1134], ..., 15. Polska [764], ..., 51. Australia [557]
  8. Następnego dnia o szóstej rano, a dla mnie nad ranem, ze snu wyrwał mnie nerwowo dudniący dzwonek u drzwi. Gdy się do nich dowlokłem i otworzyłem, u progu stał dziwnie podenerwowany Hassan. – Hassan? Człowieku, czy ty nie wiesz, która godzina?! – wymamrotałem wciąż będąc zamroczonym resztkami snu. – Nawet we Wronkach mnie tak wcześnie nie budzili... – Miszter, nie uwierzysz, tam nawet nikt nie udaje, że przejęli się twoim odejściem! – wyrzucał z siebie, jakby ktoś mu ojca harmonią zatrzasnął. – Ledwie zabrałeś swoje rzeczy i przeszedłeś próg, a już się dowiedziałem, że jedzie do nas jakiś anonim i z marszu obejmuje zespół. – No tak, ale mnie już mało interesuje, co się tam dzieje. Mogą nawet lecieć na marsa, koło tyłka mi to lata. – przecierałem dłonią łapiące ostrość oczy, jednocześnie walcząc z oślepiającymi promieniami porannego słońca. – Ani przez chwilę się nie dziwiłem, że rzuciłeś to w cholerę! Nie mam zamiaru patrzeć, jak ten klub wraca do śmieci, nie chcę mieć nic wspólnego z tymi niewdzięcznikami. – Nawet nie mów, że walnąłeś taką bezpieczną fuchą. – zabawne wydało mi się to, że w Margate spędziłem cztery lata, a cały czas nie wiedziałem, czym w klubie zajmował się Hassan, zaś teraz nawet nie chciało mi się pytać. Skoro już mnie obudził, zaprosiłem go do środka, by nie sterczeć w progu. Towarzysz starannie nakreślił, jak przez te kilkanaście godzin po złożeniu przeze mnie rezygnacji w klubie rozpoczęła się rewolucja, a wręcz istna demolka moich filozofii budowy drużyny. Innymi słowy, wszystko było gwałtownie rozmontowywane, niczym wysadzanie kolejnych budynków i fortyfikacji w celu zatarcia śladów zbrodni wojennych. Kręciłem głową z niedowierzaniem, jednocześnie czując pewną satysfakcję, że najprawdopodobniej włodarze srodze się na wszystkim przejadą. – Właściwie to co teraz zamierzasz, miszter? – zagadnął. – Myślałem nad tymczasowym wyjazdem do Australii. Prezes federacji powiedział mi, gdy byłem w Sydney, że gdybym chciał się tam przenieść, by być bliżej spraw kadrowych, może mi zapewnić lokum w zaprzyjaźnionym apartamentowcu. Tutaj nie mam po co siedzieć, a domu też nie ma sensu kupować, bo robota menedżera to jednak ciągła wędrówka. Na przykład teraz: gdybym tydzień temu skończył budować tu willę z basenem, teraz biłbym głową w ścianę z rozpaczy. – Australia, powiadasz? A nie znalazłaby się tam jakaś fucha? – tutaj towarzyszowi wyszła bokiem pochopna decyzja dnia wczorajszego. – Wiesz, nie mogę ci dać nic związanego z reprezentacją, bo nie masz odpowiednich papierów. Aleee... – zaczęło mi coś świtać w głowie. – Mógłbyś być moim agentem. Swoją działkę byś z tego miał, nie sterczałby nad tobą żaden buc w garniturze... – Miszter, świetna myśl! – nagle się ożywił. – Tylko hola, pamiętaj, że jeśli wezmę cię jako agenta, to masz nim być. – pokiwałem uważnie palcem. – Nie jestem żadnym caritasem. – Jasne, miszter, będziesz miał takiego agenta, jakiego jeszcze świat nie widział! – zaczynał się rozkręcać z wazeliną. – Dobra, dobra, luzuj. – wykonałem odpowiedni gest rękoma. – No i co? Będziesz tak tu siedział? – A co mam teraz zrobić? – Jak to co?! Dylaj do domu i się pakuj, jutro z samego rana lecimy w antypody! – Haraszo!
  9. Odszedłem. Już od dłuższego czasu ostrzegałem, wprost lub nie, że irytująco ignorancka oraz byle jaka postawa zespołu zaczyna mnie już męczyć i mam powoli dosyć tego miejsca. Teraz miarka się przebrała, ponadto miałem alternatywę w postaci kadry Australii - wcześniejsze odejście mogłoby się skończyć tym, że nikt by mnie nie wziął, gdyż nadal mam najniższą reputację, a więc "Słabo znany".
  10. Na spotkanie z Plymouth dokonałem już pierwszych drobnych zmian w wyjściowej jedenastce, jako że niektórzy zaczynali pokazywać, że niespecjalnie przykładają się do gry. W ten sposób od składu odsunąłem obiboka Baudry'ego, zastępując go Somnerem, zaś Nicolau wypadł na rzecz Eardleya, a te zmiany miały choć trochę poprawić szczelność defensywy. Niestety, nie poprawiły, a wychodząc na ten mecz nawet nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, że będzie on moim ostatnim jako szkoleniowca Margate. Owszem, strzeliliśmy na trudnym terenie trzy gole, ale styl, w jakim straciliśmy cztery i w samej końcówce daliśmy sobie wyrwać nawet marny punkcik, przepełniły u mnie czarę goryczy i ostatecznie zniechęciły do dalszej pracy z tą bandą nieudaczników. Tym razem na podarowanie rywalom prowadzenia bez walki musieliśmy czekać aż do 18. minuty, kiedy Juanma i Pellegrino tak głaskali się z Noyenem aż wreszcie piłka trafiła do Lasleya, który strzelił i zrobiło się oczekiwane 0:1. Ustawiliśmy piłkę na środku, wznowiliśmy mecz, Plymouth błyskawicznie przeszło w jej posiadanie i ani się obejrzałem, już Anichebe miękką podcinką z główki lobował Huberta, a ja mogłem tylko patrzeć, jak futbolówka leniwie wtacza się do bramki. Moje tradycyjne od początku sezonu wrzaski przyniosły taki skutek, że najpierw w 52. minucie Hales wykorzystał dośrodkowanie Eardleya, a osiem minut później bramkarz gospodarzy minął się z piłką, po czym Thijs po prostu wklepał ją do pustej bramki. Udało nam się wywalczyć jeszcze rzut karny, a Joseph Bye ze swojej drugiej jedenastki w drugim meczu z rzędu znowu nawet nie trafił w bramkę. Rzucałem "k*rwami" jak rzadko, ale o pięć minut uśmiechu przyprawił mnie Turner, gdy kwadrans przed końcem w sytuacji sam na sam położył Howarda i dał nam sensacyjne prowadzenie. Zacierałem ręce nieśmiało myśląc o komplecie punktów, ale szybko na ziemię po raz wtóry ściągnęła mnie obrona, tak długo kiksując w polu karnym, aż wreszcie sprawę wyjaśnił Proctor. Wspomniana czara goryczy efektownie przelała się tuż przed końcem, kiedy straciliśmy ostatni punkt po kontrze Noyena, przy którym biernie podążał Eardley, odprowadzając go aż w pole karne. W tamtym momencie rozpieprzyłem w drobny mak trzymaną przez siebie butelkę, po czym zdecydowanym tonem wrzasnąłem do Hassana, by poszedł ze mną. W szatni poprosiłem go, by pilnował mnie przed demolką, podczas gdy ja nerwowo redagowałem rezygnację. Towarzysz o dziwo nie protestował, z resztą nie bardzo mógł zebrać myśli, ale moja decyzja była nieodwołalna. Już wystarczająco zbyt wiele znosiłem, by teraz dalej dawać chamom lać się po twarzy, nie łamiąc nikomu w odpowiedzi nosa. Tego już za wiele, oj, za wiele...
  11. Drugim meczem inauguracyjnego tryptyku było spotkanie na własnym obiekcie ze spadkowiczem z League One, zespołem Port Vale. Goście zaczęli sezon od porażki u siebie z Cheltenham 1:3, zatem wyglądało na to, że ujemną formę z wyższej klasy rozgrywkowej zawlekli ze sobą do League Two. Wcześniej jednak musiałem interweniować dyscyplinarnie, gdy Fekete nie zjawił się na treningu, a ja postąpiłem ostro, wlepiając mu wstrzymanie tygodniowych poborów. Wystarczyło pięć minut, by jeszcze mocniej zachwiać moją motywacją do dalszej pracy z Margate, kiedy drugi mecz z rzędu obrona myślała o niebieskich migdałach – najpierw Baudry wyszedł do przodu, puszczając na wolne pole Birchalla, zaś Pellegrino i Juanma stojący we dwóch przy Joseph-Duboisie i tak pozwolili mu komfortowo dobić piłkę do pustej bramki, co zapewniło gościom łatwe trzy punkty. Przez resztę meczu wszyscy bez wyjątku napastnicy bronili się jak mogli przed wbiciem Port Vale trzech, a może czterech bramek – okazji ku temu mieli bez liku –, a także nie wykorzystaliśmy nawet DWÓCH rzutów karnych, gdy najpierw Nicolau omal nie zabił bramkarza, zaś Bye trafił w słupek. Nie popisali się nawet kibice, których na meczu ligowym już od dawna nie było tak mało. Po meczu ostro ochrzaniłem napastników i dwóch "jedenastkowych" partaczów, Nicolau usłyszał nawet ode mnie, że znalazł się na mojej czarnej liście i powinien się modlić, by nie zamieniła się na transferową, a ja sam w duchu odczuwałem ulgę, że zaufała mi australijska federacja, bowiem po coraz bardziej prawdopodobnym odejściu nie zostałbym w polu.
  12. A asystenta jakoś niet :| Nie wiem co jest z tą Australią, bo to już moja druga przygoda z Kangurami i drugi raz mam piekielny problem ze skompletowaniem sztabu. Kiedyś nawet do reprezentacji Albanii bez trudu zapraszałem największe trenerskie sławy, a tutaj cyrki się dzieją. ---------------------------------- Na zamieszczone przeze mnie ogłoszenie odpowiedziało tylko dwóch zainteresowanych, a byli to... dwaj spośród moich trenerów z Margate, Sánchez i Grassman. Uznałem, że być może najciemniej jest pod latarnią, po czym zaproponowałem im posadę mojego asystenta w kadrze Australii. Obaj zaczęli kręcić nosem, więc zdecydowałem pozostawić ogłoszenie w obiegu. Siódmego sierpnia inaugurowaliśmy nowy, oby lepszy sezon ligowy, na pierwszy ogień jadąc do Bostonu na mecz z miejscowym United. W składzie wyszła mieszanka starej gwardii i świeżej krwi, m.in. w bramce wystąpić miał Hubert, w obronie Juanma i Pellegrino, w pomocy Rehm i Thijs, a w ataku obok Atangany do rozpoczęcia gry ustawił się Turner. Musieliśmy niestety radzić sobie bez Esposito, który naciągnął mięśnie grzbietu. Spotkanie zaczęliśmy fatalnie, bowiem po zaledwie sześciu minutach Thomas urwał się Juanmie, zagrał w pole karne, gdzie Baudry odpuścił Davida Grahama, który wobec tego nie miał problemów z otwarciem wyniku. Po tym ciosie zbieraliśmy się przez kilka ładnych minut, aż wreszcie idealnie po kwadransie gry Juanma głęboko dośrodkował, a Atangana z niemal zerowego kąta wyrównał na 1:1. Ledwo minęły trzy minuty, a tym razem z lewego skrzydła przed bramkę wrzucał piłkę Winters, zaś Simon przeskakując Coughlana wykorzystał jednocześnie nieprzemyślane wyjście z bramki Forecasta i nareszcie odczułem ulgę. Druga połowa kosztowała mnie sporo nerwów. Najpierw już w 49. minucie Pellegrino zszedł na prawo, żeby zrobić miejsce Kellowi, jego strzał obronił Hubert, ale był już bezradny wobec dobitki Dudfielda, natomiast później raziliśmy nieskutecznością i długo zanosiło się na stratę dwóch punktów na dzień dobry. Na szczęście losy spotkania rozstrzygnął strzał Bye'a, który pięć minut przed końcem dopadł w polu karnym do wytrąconej przez Coughlana piłki, po czym pewnie odesłał ją do bramki.
  13. Krok po korku kompletowałem kadrowych współpracowników, jeszcze przed końcem lipca wzbogacając sztab o dwóch szkoleniowców młodzieżówek i czwartego trenera. Byli to selekcjoner reprezentacji U-21 David Wells (35 l., Menedżer, Australia), opiekun drużyny U-19 a zarazem menedżer australijskiego Sydney FC, Pierre Littbarski (50 l., Menedżer, Niemcy; 73/18) oraz Daniel Fleming (35 l., Trener, Nowa Zelandia). Wciąż bezskutecznie poszukiwałem asystenta, w końcu postanawiając wykorzystać do tego celu ogłoszenie w angielskiej prasie. Ostatnim sparingiem na koniec okresu przygotowawczego był spokojny pojedynek z grającym w Conference National York. Swojego czasu mieliśmy z tym rywalem sporo problemów, gdy rywalizowaliśmy jeszcze w piątej lidze, więc teraz miałem się przekonać, o ile poszliśmy do przodu od tamtego czasu. Okazało się, że, przynajmniej w sparingu, byliśmy o klasę lepsi, udowadniając to dwoma golami i pewnym zwycięstwem. Wyglądało na to, że jesteśmy gotowi na otwarcie sezonu. --- Lipiec 2010 Bilans (Margate): 0-0-0, 0:0 Coca-Cola League Two: - FA Cup: - Vans Trophy: - Carling Cup: - Finanse: -301 tys. euro (-201 tys. euro) Gole: - Asysty: - Bilans (Australia): 0-0-0, 0:0 Eliminacje Pucharu Azji: -, grupa E Gole: - Asysty: - Ligi: Anglia: - Francja: OSC Lille [+0 pkt] Hiszpania: - Niemcy: - Polska: Górnik Łęczna [+2 pkt] Rosja: CSKA Moskwa [+7 pkt] Szwajcaria: FC Arau [+3 pkt] Włochy: - Liga Mistrzów: - Puchar UEFA: - Reprezentacja Polski: - Ranking FIFA: 1. Anglia [1212], 2. Brazylia [1154], 3. Holandia [1134], ..., 15. Polska [764], ..., 51. Australia [557]
  14. Już po powrocie do Margate zająłem się kompletowaniem sztabu szkoleniowego reprezentacji Australii, jako że wraz z odejściem Hiddinka w ślad za nim poszli wszyscy jego współpracownicy. Niestety okazało się to ciężkim kawałkiem chleba, bowiem nawet rodowici Australijczycy niekoniecznie chcieli przyjmować proponowane przeze mnie stanowiska. Po pierwszych kilku dniach udało mi się zaprosić do współpracy trzech trenerów, Jasona Watsona (37 l., Trener, Australia), Simona Elliotta (35 l., Trener, Nowa Zelandia; 56/6) i Ato Dyke'a (36 l., Trener, Samoa Afrykańskie) oraz fizjoterapeutę Darrena Hamiltona (42 l., Fizjoterapeuta, Australia). Nadal poszukiwałem chętnego kandydata na posady asystenta oraz po jednym menedżerze reprezentacji U-21 i U-19. Sparing z grającym w Premiership Charlton był kolejną odważną decyzją, ale w tym przypadku był to strzał w dziesiątkę. Zwycięstwo 3:2 pozwoliło scementować atmosferę w szatni, na listę strzelców wpisywali się już zarówno nowi gracze, jak i starsi stażem, zaś kondycyjnie wyglądaliśmy coraz lepiej. Czas płynął bardzo szybko, dlatego trzy dni później rozgrywaliśmy przedostatnią już kontrolę, tym razem bawiąc się w berka z szóstoligowym Billericay. Teraz stara gwardia pokazała, że zamierza ostro walczyć o miejsce w składzie, gdyż dwa trafienia zaliczył D'Orazio, a po jednym golu dorzucili Atangana i Fekete. Innymi słowy, w zespole zdawała się panować duża motywacja.
  15. Zatkałem nos przełykając ślinę, by zaradzić zatkanym uszom, co zwykle towarzyszyło mi w chwilach, w których samolot osiągał swój pułap przelotowy i wyrównywał lot. Rozmyślając o debacie dnia poprzedniego z Hassanem skupiałem się tylko i wyłącznie na argumentach za, ponieważ nie było już odwrotu i ostatnim, czego potrzebowałem, były rozterki i wątpliwości. Będąc zapobiegliwym odciąłem się od otoczenia za pomocą słuchawek, po czym spojrzeniem wodziłem między jednym atrakcyjnym i zgrabnym widokiem a drugim, trochę bardziej rozległym i malowniczym – stewardesy z uśmiechami przechadzały się po pokładzie i pytały, czy czegoś nie trzeba, zaś za oknem rozciągał się oranżowy pejzaż skąpanego w zachodzie słońca nieba. Nieubłaganie nadciągała noc, a po kilkunastu godzinach lotu, które mnie czekały, na lotnisku w Sydney miał mnie powitać słoneczny dzień. Cieszyłem się na myśl o wizycie w kraju, z którego wywodził się jeden z moich ukochanych zespołów, a dinozaury światowej sceny, legendarne AC/DC. Po zapadnięciu zmroku udało mi się nawet zasnąć, i to na tyle mocno, że delikatny wstrząs towarzyszący lądowaniu ledwie zdołał mnie obudzić. Po rutynowych kontrolach udałem się przed terminal, gdzie wreszcie odnalazłem czekający na mnie umówiony wóz, który dostarczył moją osobę do budynku siedziby australijskiego ZPN'u. Nieśmiało wszedłem do środka, a po kilku minutach włóczenia się po korytarzach zagadnął mnie jakiś typowy sekretarzyna. – Przepraszam bardzo, pan w jakim celu? – spytał nieznajomy. – Prezes mnie oczekuje, byłem umówiony na ważne spotkanie. – odpowiedziałem trochę nieśmiało. – Z prezesem? Jest pan pewien? Kim pan w ogóle jest? – zaczął mnie delikatnie atakować gradobiciem pytań. – Alan, na miłość boską, kiedy ty się wreszcie oduczysz tego indyczenia? – huknął dziarski głos z tyłu, a moim oczom ukazała się poważna osoba odzianego w szyty na miarę garnitur dżentelmena. – Mister Ralf? – zwrócił się do mnie z serdecznością. – Tak, to ja. – Ależ panie prezesie, miał się u nas stawić nowy selekcjoner kadry narodowej... – protestował zmieszany sekretarz. – Stoi tu przed tobą. – prezes wskazał gestem mnie. – Najmocniej przepraszam, nie miałem pojęcia. Bardzo mi przykro. – pokornie pochylił przede mną głowę świeżo ochrzaniony człowiek swojego pryncypała. Następnie zostałem zaproszony na elegancką salę konferencyjną, gdzie z wolna zbierali się dziennikarze. Widziałem jak na dłoni zmieszane niczym dobry koktajl wrażenia zgromadzonych, gdy oficjalnie przedstawiono mnie jako nowego opiekuna piłkarskiej reprezentacji Australii. Nie przejmowałem się wszakże nimi, bo po wypowiedzeniu przez prezesa "Mr. Ralf" naraz rozbłysnęły flesze, a ja pochyliłem się nad stołem, dumnie pozując do zdjęć, zaś po chwili skinąłem głową do prezesa z aprobatą, jakoby dając w ten sposób do zrozumienia, że przetrawiłem całą sytuację i jestem gotów do działania. Po konferencji zostałem wtajemniczony w najważniejsze sprawy reprezentacji, a przede mną zostało postawione zadanie pomyślnego przebrnięcia eliminacji Pucharu Azji, a także spokojna budowa drużyny pod kątem Mistrzostw Świata 2014. Ciągle uczulano mnie, bym nie zwracał uwagi na narzekania malkontentów, którzy przyzwyczaiwszy się do znanego Guusa Hiddinka odczuwali spory regres. Całe szczęście, że prezes wraz z resztą gremium dobrze wiedzieli, że jestem dopiero u progu swej trenerskiej kariery i przynajmniej zeszła ze mnie część presji. Daleko mnie zaniosło, oj, daleko. Tymczasem w Margate moja drużyna rozgrywała trzecią grę kontrolną, za przeciwnika mając piątoligowe Woking. Nowi zawodnicy coraz lepiej sobie poczynali, a jedynym zgrzytem była kontuzja Joe Gattinga, który z urazem stopy musiał przez 4 tygodnie odpocząć od treningów.
  16. Staję przed małym konfliktem tragicznym, bo z jednej strony chciałem wziąć reprezentację europejską, ponadto w przypadku Rosji mam załadowaną ligę, a więc większy wybór kadrowiczów, a z drugiej kusi mnie Australia. Już kiedyś prowadziłem Socceroos, tyle tylko, że wtedy było to rok bodajże 2016, a wtedy w kadrze było już większość newgenów o niezbyt optymistycznych umiejętnościach, które wyszły bokiem na najbliższym mundialu. Po południu sprawdzę jeszcze parę rzeczy w FM'ie, a nóż zajdę jakiś koronny argument. @Piotrze Sebastianie, Dostałem propozycje tylko z Rosji i Australii. To niepowtarzalna szansa, więc nie zamierzam odrzucać obu ofert, żeby się okazało, że pozostałe federacje nawet nie odburkną.
  17. Osiemnasty lipca był kolejnym dniem okresu przygotowawczego, który w całości był poświęcony na treningi kondycyjne. Rano jak zawsze siedziałem w swoim gabinecie przed dołączeniem do drużyny koło południa. – Widzisz? Wtedy w środku pola mamy zdecydowaną przewagę, możemy rozegrać piłkę tędy i przeciwnik w mig znajduje się w tarapatach – tłumaczyłem Hassanowi wadę systemu 4-2-4, gdy moją wypowiedź przerwało pukanie do drzwi. – Proszę. – Good morning, panie Ralf. Można? – w drzwiach stanęła główna księgowa klubu. – A, witaj Brendo. Co tam masz? – szybko wychwyciłem niecodzienną minę kobiety – Coś się stało? – Niech mister sam spojrzy. Żeby nie było, zobaczyłam tylko nagłówki, nie czytam cudzych listów. W moich rękach znalazły się dwa pliki kartek luksusowego papieru, na pierwszych stronach których widniały loga i pełne nazwy dwóch związków piłkarskich, z czego jeden zapisany był krajowym alfabetem nadawcy, a pod spodem widniała jego międzynarodowa translacja. Przed oczami miałem oficjalne faksy z Australii i Rosji. Niezwłocznie przystąpiłem do lektury, a na twarzy Hassana malowało się narastające zniecierpliwienie. – O, cholera! – wytrzeszczyłem oczy, a moja żuchwa omal nie rozbiła się o blat biurka. – Co się stało? Jakieś kłopoty? – spytał towarzysz. – Nie, przyjacielu, żadne kłopoty. Widzisz te papiery? Właśnie trzymam oficjalne propozycje objęcia reprezentacji Australii lub Rosji. – trzęsącymi rękoma odłożyłem oba egzemplarze na biurko. – Pieprzysz! Mogę zobaczyć? – Musisz, bo chciałbym uwierzyć, że nie mam urojeń! Hassan wziął kartki, przeczytał, po czym i jego mina przybrała taki wygląd, jakiego jeszcze nigdy u niego nie widziałem. – Miszter, gratuluję! Mówiłem, że warto się wysilić! – błyszczał zębami spod wąsa. – Tak, jest świetnie, tylko właśnie staję przed problemem wyboru. Trudnego wyboru. Cholernie. – drapałem się po głowie oparty o blat, by po chwili spojrzeć w zadumie na towarzysza. – No i co ja mam teraz zrobić?
  18. Reszta sparingów była już tylko wyborem Raine, który wśród swoich obowiązków miał kontraktowanie tychże. Początkowo miałem mieszane uczucia, gdy w zaproponowanym przez niego terminarzu sezonu przygotowawczego ujrzałem na drugiej pozycji Arsenal Londyn, ale koniec końców uznałem, że przyda się nam twarda lekcja wielkiego futbolu. 16 lipca żałowałem. Okazało się to kompletnie niepotrzebne, boleśnie przegraliśmy 0:4, a nabranie jako takiego doświadczenia z o wiele silniejszym rywalem i blisko komplet widzów nie były dostatecznie wymiernymi korzyściami, bym mógł uznać ten test za satysfakcjonujący. Nie było wszakże sensu płakać nad rozlanym mlekiem i moim zadaniem na kolejne gry było zbudowanie solidnego morale w drużynie Śledząc poczynania drużyn na niedawno zakończonym czempionacie zacząłem się zastanawiać, jakby to było prowadzić reprezentację jakiegoś kraju. Podobały mi się dramatyczne zwroty akcji, piękne dyrygowanie menedżerów, a także świętowanie sukcesów i tłumaczenia porażek na pomeczowych konferencjach. Naturalnie po mistrzostwach nastąpiło wiele przetasowań na na zaszczytnych stołkach, a ja o nich doskonale wiedziałem. – Daleko ta Bułgaria zaszła, ćwierćfinał dla takiego średniaka to jest coś. Miszter, gdzie ten Stoiczkow miał rozum, że rzucił w cholerę taką robotę? – rozmyślał towarzysz Hassan. – Pewnie chciał zejść ze sceny niepokonanym, przyjacielu. – odpowiedziałem. – Jak to "niepokonanym"? Przecież dostali w ćwierćfinale 1:2 od Hiszpanii. – Nie o to chodzi. – uśmiechnąłem się z politowaniem – To jest tekst z utworu takiego zespołu, który jest legendą polskiej sceny. Chodzi mi o to, że teraz w Bułgarii zapewne uważa się osiągnięty rezultat za wielki sukces, a Stoiczkow pewnie chciał zostać zapamiętany jako ten wielki, niż rozmienić się na drobne. – Niegłupie... – Hassan przewinął następnie stronę z wyświetlonym newsem. – Ale zaraz, miszter, pana Hristo zwolnił bułgarski ZPN... – Zwolnił?! Ha, co za niewdzięcznicy! – decyzja tamtejszego szefostwa związku wydała mi się irracjonalna. – Swoją drogą, złapać taki stołek to by było coś... – Miszter? – Słucham. – Nigdy nie pytałem, ale chyba będąc menedżerem profesjonalnego zespołu ma się jakiś kontakt do różnych struktur. Nie jest tak? – zapytał. – Owszem, w każdej chwili mógłbym puścić faks do jakiegokolwiek klubu nie tylko w Anglii, ale i w całej Europie, a kto wie, czy nawet nie dale... – w tym momencie nagle mnie zatkało, a Hassan patrzał na mnie wymownie, kręcąc swoim sumiastym wąsem. – Myślisz, że...? – Nu a jak? To chyba nie jest dużo roboty wysłać kilka papierów? – Raczej nie... – zacząłem marszczyć czoło w zamyśle. – Ale... Eee tam, przecież już w Anglii prawie nikt mnie nie zna, to co dopiero dowolni ludzie z dowolnego ZPN'u. Zapewne przeznaczyliby moje papiery na makulaturę. – Co ci szkodzi, miszter, spróbuj! – naciskał towarzysz. – Mówisz? – zacząłem gładzić dłonią swoją siwiejącą bródkę – Wysyłać? – Prosty rachunek – nic cię to nie kosztuje, zajmie to co najwyżej kwadrans, a w najgorszym wypadku nic się nie stanie. – Racja, nie grasz - nie wygrasz. Pójdę na całość i puszczę papiery na wszystkie po-mundialowe wakaty. – w moich oczach pojawił się pewien błysk – Haraszo, do dzieła!
  19. Liczę na nich, bo w minionym sezonie nie wszyscy spisywali się odpowiednio. ------------------------ Mistrzostwa Świata 2010 w RPA przeszły już do historii. W meczu o trzecie miejsce Argentyna okazała się lepsza od Hiszpanii po zwycięstwie 1:0, natomiast mistrzostwo obroniła Anglia, w takim samym stosunku radząc sobie z reprezentacją Francji. Równolegle z finałem rozgrywaliśmy lipcowe rozbieganie, na które wybrałem półzawodowe Maldon. Hassan na swoim wiernym notebooku z Wi-Fi miał włączoną transmisję, ponadto spiker co chwila informował o postępach meczu Anglia - Francja. Rozbieganie spełniło swój cel, nowi zawodnicy zaczęli wpasowywać się w nasz styl gry, a stara gwardia nadal strzelała. Tym razem spotkanie poprowadził mój asystent Raine, by mógł być obeznany, gdyby przyszło zastąpić mnie na wypadek arcypilnego wyjazdu.
  20. Jedni woleli kasę, drugim uwłaczała perspektywa gry na wschodnim wybrzeżu.
  21. W RPA Biało-czerwoni zaskoczyli wszystkich, gdy jako drużyna mająca w grupie F najmniejsze szanse na awans rozgromili Iran aż 5:1, co w połączeniu z porażką Paragwaju z meczu z Holandią dało im awans do 1/8 finału, w którym zmierzyli się z Bułgarią. Niestety rywale okazali się od nich o włos lepsi, i po porażce 0:1 Polacy pożegnali się z dalszym udziałem w turnieju. Tymczasem nareszcie nastał lipiec, a w klubie osobiście powitałem nowych zawodników, standardowo w większości ściągniętych na Bosmanie. Zacznę najpierw od juniorów, którzy dołączyli do zespołu rezerw, a byli to Nick Walker (17 l., BR, Anglia) z Aldershot, Antonio Bosio (17 l., P P, Włochy) z Voghery i Nicola Poli (18 l., DP, Włochy) z Ceciny. Najważniejsze były wszakże wzmocnienia pierwszej drużyny, a pod kątem tychże postawiłem tym razem na doświadczenie. Wobec tego w klubie zjawili się Hiszpan Juanma [ sylwetka ] (32 l., O/DBP/P P, Hiszpania) z Osasuny Pampeluna, reprezentant Belgii Bernd Thijs (32 l., DP, Belgia; 5/0) z Hoffenheim, Giordano Pelegrino (24 l., O PŚ, Włochy) z Benevento, Nicolas Dieuze [ sylwetka ] (31 l., DP, Francja) z Toulouse, Yann Hubert (25 l., BR, Francja) z Vitroless, napastnik John Turner (24 l., N, Anglia) z Watford oraz jedyny tego lata transfer za gotówkę, Austriak Philipp Rehm (25 l., DBP/P P, Austria; 7/1) z Schaafhausen, sprowadzony za 2 000 euro (50%). Negocjowałem jeszcze kontrakty z kilkoma zawodnikami, których w ostatniej chwili wypatrzyli Żurawlew z Żukowem, a którym właśnie wygasły umowy z ich klubami, więc pozostało tylko czekać na ich rezultat oraz pierwszy sparing sezonu przygotowawczego. Z klubem natomiast zgodnie z zapowiedziami odeszli Segreto, Molango i Wainwright, zaś Annerson przeszedł do Kidderminster, zostawiając po sobie początkową sumę 1 000 euro.
  22. Nie będzie, bo nie potrzeba mi na liście płac bramkarza, który puszcza piłki między rękami, nogami i uszami.
  23. W swoim drugim meczu na Mistrzostwach Świata reprezentacja Polski przegrała z Holandią 0:2, ale zachowała szanse na awans. W Anglii tymczasem myślano już o nowym sezonie. Z tego tytułu otrzymaliśmy 350 000 euro za prawa telewizyjne, a także ogłoszono terminarz na sezon 2010/11, który zaczniemy od meczu z Boston United oraz dwoma spadkowiczami z League One, Port Vale oraz Plymouth. W samym już Margate kibice przyznali swoją nagrodę dla piłkarza roku, którym po głosowaniu został zgodnie z oczekiwaniami Simon Atangana. Następnie zarząd poinformował o zawarciu nowej czteroletniej umowy sponsorskiej wartej 55 000 euro rocznie, prezentując wobec tego nowe koszulki, w których będziemy występować przez najbliższe sezony. Natomiast zła sytuacja finansowa klubu oznaczała naturalnie, że na transfery ponownie nie zostanie przeznaczony ani cent, lecz ani trochę mnie to nie martwiło. Z naszej szkółki juniorskiej do drużyny U-18 dołączyło dwóch nowych chłopaków, piętnastoletni napastnik Andy Howard i szesnastoletni defensywny pomocnik Neil Walton, zdaniem Raine rokujący nadzieje na dobrego piłkarza. A skoro o ruchach personalnych mowa, bramkarz Annerson za 1 000 euro (50%) zasili skład piątoligowego Kidderminster, a Karl Lewis za 4 000 euro (50%) od razu przeszedł do półzawodowego Branbury.
  24. @Profesor, Pozdrowienia z zaskakująco pogodnej Anglii do upalnej Italii @Brachu, Trafna uwaga, towarzyszu. ---------------------------------- W dotychczasowych mundialowych meczach obywało się bez sensacji, a w swoim pierwszy spotkaniu w grupie F reprezentacja Polski zremisowała 1:1 z Paragwajem po bramce Dawida Janczyka z rzutu karnego. Prawe skrzydło bezapelacyjnie należało do Bridge-Wilkinsona, który nieraz potrafił wziąć na siebie ciężar gry i jeśli tylko był zdrów i w dobrej formie, występował od pierwszych minut. Rozczarował kompletnie Djermoune, który po wejściu smoka na inaugurację ligi kompletnie się rozsypał i w rezultacie miał olbrzymie problemy z przebiciem się choćby na ławkę rezerwowych. Jednakże nie zamierzałem się go jeszcze pozbywać, gdyż Martin grał strasznie nierówno i przyszły sezon mógł być jego ostatnim w granatowych barwach, a Neil Wainwright może i był zasłużony dla drużyny, ale jednak już zbyt słaby na czwartą ligę, dlatego czekało go odejście po wygaśnięciu kontraktu. Do zespołu świetnie wprowadzili się Esposito i Hales, którzy nie tylko potrafili dobrze asystować, ale i samemu strzelić gola, zwykle efektownego z dystansu. Oprócz nich w dalszym ciągu wartościowym elementem drużyny był Bye, a Agostini dobrze sprawdzał się jako zmiennik, czasem zaczynając od pierwszej minuty. Trochę ciężej z przebiciem się do składu miał Segreto, ale gdy zwłaszcza pod koniec sezonu otrzymywał szansę, spisywał się solidnie – Francuz jednak narzekał na zbyt rzadkie występy, i choć zaproponowałem mu nową umowę, najprawdopodobniej odejdzie po wygaśnięciu kontraktu. W rezerwach spokojnie rozwijali się obiecujący Hunt, Lee oraz Smith, a Pata Gradleya niestety czwarta liga przerosła i trafił na listę transferową. Lewe skrzydło Margate wyglądało niestety coraz bardziej przeciętnie, mimo że obaj nominalni zawodnicy spisywali się nie najgorzej. W miarę możliwości musiałem zacząć wzmacniać tę pozycję coraz bardziej kompletnymi piłkarzami, bo jeśli za rok udałoby się awansować do trzeciej ligi, z obecną obsadą lewej flanki daleko byśmy nie zajechali. Tym razem co do napastników miałem mieszane uczucia. Na najlepszy transfer zeszłego lata zapowiadał się Atangana i w sumie nim był, zostając najlepszym strzelcem Margate tego sezonu, ale jednocześnie trzeba pamiętać o jego skłonności do marnowania świetnych okazji, bez której miałby na koncie może i ponad 30 goli. Pozostali snajperzy byli strasznie nieregularni w trafianiu do siatki, choć mogło to wynikać z rotacji w składzie. Cokolwiek, na sam koniec batalii, w finale baraży, okropnie podpadł mi Fekete, przez którego zamiast rezultatu 5:2, mecz skończył się ostatecznie 1:2 i zostaliśmy na kolejny sezon w League Two. Przyzwoite występy zaliczali Robertson i Cacicci, natomiast reszta musiała ciężko pracować, by udowodnić mi, że warto zatrzymać ich w klubie. W zespole rezerw ogrania i umiejętności nabierali Henry i Martini, którzy mogli już teraz wywierać presję na starszych kolegach. Niestety do składu nie potrafił przebić się już Maheta Molango i stało się jasnym, że Kongijczyk stał się jak Balcerowicz – będzie musiał odejść. ------ Sezon 2009/10 Ligi świata: Anglia Czołówka PL: 1. Liverpool, 2. Arsenal Londyn, 3. Chelsea Londyn; Spadek do Championship: 18. West Bromwich, 19. Wigan Athletic, 20. Watford; Awans do PL: 1. Bolton Wanderers, 2. Portsmouth, Br. Norwich; FA Cup: Arsenal Londyn; Carling Cup: Liverpool. Francja Czołówka L1: 1. Olympique Lyon, 2. Strasbourg, 3. PSG; Spadek do L2: 18. Montpeiller, 19. Rennes, 20. Sochaux; Awans do L1: 1. Laval, 2. Nancy, 3. Créteil; Coupe de France: Olympique Lyon; Coupe de Ligue: Olympique Marsylia. Hiszpania Czołówka PD: 1. Real Madryt, 2. Valencia, 3. FC Barcelona; Spadek do SDA: 18. Alavés, 19. Recreativo, 20. Lorca; Awans do PD: 2. Espanyol Barcelona, 3. Racing Santander, 9. Gymnàstic; Copa del Rey: Sevilla F.C.; Supercopa: FC Barcelona. Niemcy Czołówka Bundesligi: 1. Werder Brema, 2. Bayern Monachium, 3. Hertha BSC Berlin; Spadek do 2. Bundesligi: 16. Fürth, 17. Borussia Mönchengladbach, 18. Eintracht Frankfurt; Awans do Bundesligi: 1. Eintracht Braunschweig, 2. VfL Osnabrück, 3. VfL Bochum; DFB-Pokal: VfL Bochum; Liga Pokal: Schalke 04 Gelsenkirchen. Polska Czołówka OE: 1. Wisła Kraków, 2. Pogoń Szczecin, 3. Legia Warszawa.; Spadek do II ligi: 15. Zagłębie Sosnowiec, 16. GKS Bełchatów; Awans do OE: 1. Jagiellonia Białystok, 2. Zagłębie Lubin; Puchar Polski: Wisła Kraków. Rosja (w trakcie) Czołówka Premier Ligi: 1. CSKA Moskwa, 2. Lokomotiw Moskwa, 3. Tom Tomsk; Strefa spadkowa PL: 15. Ałania Władykaukaz, 16. Amkar Perm; Czołówka Piervyi Divizion: 1. Bałtika Kaliningrad, 2. Kubań Krasnodar; Kubok Rassij: Spartak Moskwa; Superpuchar: Spartak Moskwa. Szwajcaria Czołówka Axpo Super League: 1. FC Zurych, 2. FC Basel, 3. Young Boys; Spadek do Challenge League: 9. FC Sion, 10. St.Gallen; Awans do ASL: 1. FC UGS, 2. FC Bulle; Swisscom Cup: Yverdon. Włochy Czołówka Serie A: 1. Juventus Turyn, 2. AS Roma, 3. Inter Mediolan; Spadek do Serie B: 18. Bologna, 19. Palermo, 20. Torino; Awans do Serie A: 1. Atalanta, 2. Cesena, Br. Triestina; Coppa Italia: Juventus Turyn; Supercoppa: Inter Mediolan.
  25. Inauguracja Mistrzostw Świata w RPA była dość nudnym widowiskiem – w obu środowych spotkaniach kibice obejrzeli zaledwie jedną bramkę. W meczu otwarcia broniąca tytułu Anglia bezbramkowo zremisowała ze Słowacją, zaś Chile sensacyjnie przegrało z Chinami 0:1. W Margate w akompaniamencie mundialowych emocji dokonywałem z Raine przeglądu kadry. Po koncertowo schrzanionej sytuacji ligowej co poniektórych czekały naprawdę ciężkie chwile, ale sami mogą być sobie winni. Na początku sezonu naturalne pierwszeństwo w bramce Margate miał Crookes, ale niestety zbyt często był on łapany przez kontuzje, by był z niego wystarczający pożytek, a gdy już wrócił do siebie po złamaniu obojczyka, okazało się, że wraz z urazem przeminęła jego forma. Na szczęście w rezerwach miałem świetnego juniora Jamesa, który mimo że nie sprawiał wrażenia wybitnego bramkarza, to jednak po zastąpieniu Petera spisywał się nad wyraz obiecująco. Kompletnie zawiódł natomiast Annerson, golkiper o dziurawych rękach, okazał się nietrafionym transferem, więc nie zamierzałem przedłużać z nim kontraktu. Listę transferową zasilił jeszcze Lewis, który przestał się rozwijać i zmarnował już swoją szansę na zaistnienie na wschodnim wybrzeżu Anglii. Na tej pozycji zawodzili wszyscy bez wyjątku. Zarówno Eardley jak i Goodwin dobre i obiecujące występy przeplatali zawalaniem nam bramek, a Stansfield i Murray wręcz przekreślili swoją dalszą karierę w Margate. Pierwszy jeszcze na koniec sezonu został bez żalu sprzedany do Bath, zaś Murray w lipcu pójdzie siać spustoszenie do sposobiącego się do debiutu w Championship Nothingham Forest. Lee Smith już wcześniej pokazał, że nie zasługuje na pozostanie w klubie, dlatego odejdzie po wygaśnięciu kontraktu. Na środku defensywy brak było zdecydowanego lidera. Nikt nie był wybitny, a najczęściej w wyjściowej jedenastce grali Baudry i Kikunda, rzecz jasna nie wystrzegając się irytujących błędów. Somnerowi natomiast dobrze zrobiła długa banicja w rezerwach za częste czerwone kartki i pod koniec sezonu grał przyzwoicie. Paradoksalnie mimo najlepszych spośród stoperów recenzji na listę transferową trafił Luke Graham, który na zakończenie ligowej kampanii wraz ze Stansfieldem wyczerpał moją cierpliwość wobec swojej osoby. Nicky Nicolau nie był już tym samym piłkarzem, co za czasów Conference National. Teraz zdecydowanie zbyt łatwo dawał się urywać rywalom na skrzydłach, przykładał rękę do porażek, a w decydującym momencie finałowego meczu baraży o awans podarował przeciwnikowi rzut karny, który przekreślił nasze szanse na dogonienie wyniku. W przyszłym sezonie będzie musiał się postarać, by udowodnić, że zasługuje na reprezentowanie Margate, a w minionym zawsze mógł być zastąpiony przez Eardleya lub przegranego już Murraya.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...