- McAlorum, ruda namiastko piłkarza! Jak Ty zamierzasz grać w europejskich pucharach skoro nie potrafisz zagrać celnie prostej piłki na nie więcej niż 10 metrów?!
To było retoryczne pytanie, wszak kierowałem je do 29-letniego gościa, który w całej karierze nie wychylił nosa poza tą podwórkową ligę. Podobne uwagi mogłem kierować do większości swoich nowych podopiecznych, ale oni mieli je w zasadzie w dupie. Gdy już pojawili się na treningu, to i tak skupiali się na podsłuchiwaniu nowych wieści odnośnie losu miejscowej stoczni, której właścicielem był stary Henderson, nomen omen obecny prezes Glentoranu. Interes chylił się ku upadkowi i nie pozostawało to bez wpływu na sytuację klubu. Stephen Henderson miał obecnie ważniejsze sprawy na głowie, więc niewesoła sytuacja The Glens ulegała stałemu pogorszeniu. Część zawodników zatrudnionych jednocześnie na stoczniowym etacie rozglądała się powoli za nowym zajęciem. Gdyby inne klubu pomogły in w znalezieniu dodatkowego zajęcia to podejrzewam, że za chwilę mógłbym mieć spore problemy ze zmontowaniem wyjściowej jedenastki. Pierwsze zwolnienia dotknęły jednak sztab szkoleniowy. Szukając oszczędności, a jednocześnie przeganiając dziadostwo polubownie rozwiązałem kontrakty z większością pracowników, pozostawiając przy The Oval jedynie legendarnego Roya Coyla (dyrektor sportowy) oraz byłego gracza The Glens, Jasona Hilla (trener zespołu rezerw i U-18). Los okazał się również łaskawy dla Jonathana Cumminsa, klubowego fizjoterapeuty. Wraz z moją skromną osobą stanowiliśmy prawdopodobnie najgorszy sztab szkoleniowy w historii brytyjskiego futbolu.
Jak znalazłem się w tym "doborowym" towarzystwie? Zostawmy to. Podejrzewam, że zdesperowanemu Hendersonowi odmawiał w ostatnich dniach nawet największy gniot dostępny na trenerskim rynku. Ponieważ następny w kolejce byłem ja, więc o to jestem. Gość o wątpliwych zdolnościach, ale za to z głową pełną absurdalnych pomysłów. W Belfaście obecnych czasów nie potrzeba więcej. Podejrzewam, że do odniesienia sukcesu wystarczy tak na oko tona farta. Ma ktoś na zbyciu?
Kończąc prezentację The Glens u progu sezonu 2015/2016 należy się Wam kilka słów o kopaczach. Jako wielki fan brytyjskiej młócki rodem z przełomu lat 80/90 nie mogłem oprzeć się pokusie grania typowego kick and run opartego o jeździe na tyłkach przez pełne dziewięćdziesiąt minut. System 4-4-2 uznałem, więc za jedyny słuszny. Podstawowym golkiperem miał być Elliot Morris, który strzegł bramki The Glens od blisko 13 lat, zaliczając w sumie 389 występów. Na prawej stronie bloku defensywnego widziałem Ciarana Caldwella, nominalnego prawego pomocnika. W środku defensywy rządzić miała dwójka Calum Birney-Jay Magee, a z lewej strony nie do wygryzienia wydawał się być Marcus Kane. Rolę skrzydłowych przewidywałem dla wychowanka Jima O’Hanlona i wychowanka Aston Villi Davida Sculliona. W środku pola zamierzał ustawić dwóch typowych przecinaków w osobach Nialla Hendersona i wspomnianego na wstępie Stephena McAloruma. Za zdobywanie bramek odpowiedzialni mieli być Francis McCaffrey i strzelec wyborowy Curtis Allen. Żelazna jedenastka wydawała się być nie do ruszenia. Cała reszta, z małymi wyjątkami (przede wszystkim rzeźnik Barry Holland), przeznaczona była do odstrzału.
Klub: Glentoran F.C.