Skocz do zawartości

Januszek

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    3
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Informacje

  • Wersja
    CM3
  • Klub w FM
    Nottingham Forest FC
  • Płeć
    Mężczyzna

Januszek's Achievements

Nowy

Nowy (1/15)

2

Reputacja

  1. Zawsze uwielbiałem mróz, śnieg i wszystko co przypomina zimowe klimaty. Tak charakterem, jak i przyzwyczajeniami zdecydowanie bliżej mi było do wycofanych ludzi północy niż wszelkiej maści południowców. Kierując się tymi upodobaniami przed rozpoczęciem sezonu zdecydowałem, że skauting zawężę do Wysp Brytyjskich i Skandynawii. Lepiej skupić się na mniejszym obszarze działań, niż cudować i stawiać na dziwne wynalazki. W obecnych czasach może brzmieć to śmiesznie, ale wtedy miałem to w dupie, wszak Forest musieli w końcu wypracować swój własny unikatowy charakter. Charakter, który został zatracony gdzieś na przełomie lat 80/90. Idąc za ciosem postanowiłem w okresie przygotowawczym wybrać się z moja ferajną na norweską ziemię, gdzie zamierzałem dać rozkapryszonym gwiazdeczkom ostry wycisk. Obóz w starym dobrym stylu miał odsiać ziarno od plew, a przy tym byl pierwszym krokiem wprowadzania mojej boiskowej filozofii, w której główny nacisk był położony na przygotowanie fizyczne zawodników. Tak, pod tym względem byłem szkoleniowcem starej daty. Dzień zaczynaliśmy poranną przebieżką, która dziwnym trafem kończyła sie późnym popołudniem. Wieczorem natomiast czekały nas zajęcia z psychologiem, w myśl zasady jaką przytoczył kiedyś Grzegorz Szamotulski: "W Legii mieliśmy jednego psychologa. Na imię miał Johnny, a na nazwisko Walker". Muszę przyznać, ze w lecie 1998 roku na obozie N.Forest nasz przysłowiowy "Johnny Walker" miał ręce pełne roboty. Po kilku dniach najsłabsi i to wcale nie piłkarsko prosili o bilet powrotny, a wśród pozostałych tworzył sie team-spirit rodem z szatni Crazy Gangu. O dziwo w tej drugiej grupie ostał się mój ulubieniec z Holandii wiodąc prym szczególnie podczas wieczornych sesji. Myślę, że Irvingowi i ludziom w Nottingham podobał się nowy porządek. W tym miejscu kuli ziemskiej, jak chyba w żadnym innym, bardziej od taktycznych bzdetów hołdowano prostemu futbolowi. To tutaj zamiast wielkich pieniędzy, liczył się spryt, a na boisku nie biegały zblazowane gwiazdy, tylko zwykli goście, którym nigdzie indziej nie chciano dać nawet jednej szansy. Powiem wprost: zamierzałem na City Ground powielić schemat, który lata temu wywrócił futbolowy świat do góry nogami. Problem w tym, że wtedy za sterami tej łajby stał Brian "Wielka Gęba" Clough, a nie nałogowy hazardzista wyciągnięty z pobliskiego rynsztoku...
  2. 1998 - Van Hooijdonk! Ty marna, holenderska podróbko Dikembe Mutombo! - ilekroć obserwowałem grę tego gościa doprowadzał mnie on do szału, z każdym dniem irytując coraz mocniej. - Money, money, give me more money ... - słowa te brzmiały mi w uszach i nie musiał ich wypowiadać, wystarczyło że wyszczerzył swój wątpliwej urody zgryz a' la Freddie Mercury uśmiechając się po każdej głupiej stracie. Tak, ten czarny sk... był leniwym i chciwym patałachem, bez krzty charakteru. Miałem to w dupie, bo był ulubieńcem Scholara, a co najważniejsze istną maszynką do strzelania goli. Wraz z Irvingiem traktowaliśmy go jako człapiącą, ale jednak najpewniejszą inwestycję. W duchu liczyliśmy, że powtórzy ubiegłoroczny wynik (29 goli w 43 meczach), a później może wyp..., o czym sam zresztą marzył od początku swojej przygody z Forest. Nie będę Was zanudzał historią swojego życia, a tym bardziej starał się wyjaśnić, jakim cudem trafiłem na City Ground. Z Irvingiem Scholarem obecnym właścicielem N.Forest znaliśmy się od lat, więc gdy moje kopanie się po czole na angielskiej prowincji dobiegło końca wyciągnął do mnie rękę. Powiem więcej - uważam, że ten gość uratował mi życie. Po uszy tkwiłem w bagnie, jakim było umiłowanie do wszelkich gier hazardowych. Nie było zakładu jakiego nie obstawiłbym, a moja egzystencja w pewnym momencie ograniczyła się do ciągłego wlepiania ślepiów w telegazetę i szukania potencjalnych overów, handicapów i innych bzdet do zagrania. Irving obserwował to wszystko z boku i wkroczył w najbardziej odpowiednim momencie. W jeden z lipcowych wieczorów siedzieliśmy razem na Brian Clough Stand. Oprócz nas na stadionie nie było żywej duszy. Za kilka tygodni miał się rozpocząć nowy sezon, a my zdawaliśmy sobie sprawę, że dowodzone przez nas Forest jest głównym kandydatem do spadku. Ostatnie lata wydrenowały klubowy skarbiec, a do tego za boiskowe poczynania miał odpowiadać debiutant na salonach Premiership. Spojrzałem na starego Scholara i zauważyłem że uśmiecha się pod nosem. Ten siwy drań pomimo tego wszystkiego nie może się juz doczekać pierwszego meczu! Nie miałem odwagi przyznać, że czułem dokładnie to samo. Tego wieczoru wydukałem ledwie kilka zdań, ale wszystkie prowadziły do jednego wniosku. Uratować nas może tylko ten pomyleniec van Hooijdonk... CHAMPIONSHIP MANAGER 98/99
  3. Stojąc na skraju lasu postanowiłem po raz ostatni spojrzeć na miejsce, które zabrało mi kilka lat życia. W oddali więzienne reflektory przecinały bezchmurne niebo i choć minęła północ to zalegający wszędzie śnieg dodatkowo rozjaśniał horyzont. Uśmiechnąłem się sam do siebie, ponieważ widok ten jakimś cudem przywołał we mnie najbardziej skrywane wspomnienia. Przysiągłbym, że pomimo tego ze to była typowa mroźna listopadowa noc, czułem zapach murawy rozświetlanej stadionowymi jupiterami. Przypomniały mi sie wszystkie czwartkowe wieczory, gdy obserwowałem jako jeden z nielicznych potyczki zespołu rezerw, próbując wyłowić kogoś wartego uwagi. W tej jednej chwili przez mój umysł przemknęły wszystkie najważniejsze daty i nazwiska. Ponownie był rok 1998, świat stał u moich stóp. Obróciłem się i zrobiłem krok w ciemną otchłań. Znowu byłem wolny...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...