Skocz do zawartości

Regent

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    254
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Regent

  1. Regent

    Quid pro quo.

    Aktualnie jestem pomiędzy planowanymi, bądź nie, wyjazdami i za bardzo nie mam czasu na grę. Opowiadanie jednak dalej będzie prowadzone, więc temat można zamknąć, ale, broń Boże, nie usuwać.
  2. Regent

    Quid pro quo.

    LUTY 2007 Czekał nas bardzo ciężki mecz i nie pomoże tutaj nawet atut własnego boiska. Przyjeżdża do nas lider, który w tym sezonie tnie równo z trawą. Czy nam uda zatrzymać się Sutton United? Pierwszy kwadrans na to nie zapowiadał. W 14. minucie, kolejny błąd naszej defensywy, bezbłędnie wykorzystał McBean. Na nasze szczęście potrafiliśmy odciąć od podań, najskuteczniejszego strzelca ligi, McManusa. Żeby tego było mało, w 23. minucie zdołaliśmy wyrównać stan meczu po wspaniałym uderzeniu Keevila. Nie był to koniec radości na The Warren. W 49. minucie Grant wykorzystał precyzyjne podanie Pattersona i wypchnął nas na prowadzenie. Gdy wszystko chyliło się ku bramce dla drużyny gości obudził się Echanomi, który najpierw w 78., a potem w 87., dwa razy wpisał się na listę strzelców, ustalając tym samym wynik spotkania na 4:1. Lokomotywa z Sutton zatrzymana! Po tym wspaniałym wydarzeniu, czas mijał bardzo szybko. Po długiej przerwie spowodowanej kontuzją powoli do składu powracał Belaid. Nas czekało spotkanie z 7. w tabeli Lewes. Mecz zapowiadał się niezwykle ciekawie, bowiem przewaga Sutton nad naszym zespołem wynosiła zaledwie sześć punktów. Wszystko było na dobrej drodze, ale w tym dniu dwie rzeczy nam przeszkodziły w ostatecznym sukcesie: sędzia, który, nie dość, że wywalił naszego zawodnika z boiska, to uznał bramkę ze spalonego oraz chorobliwa nieskuteczność, która łazi za nami od początku sezonu. Na domiar złego straciliśmy Echanomiego na około 2 tygodnie.
  3. Regent

    Quid pro quo.

    Do końca pierwszego miesiąca nowego roku mielismy zagrać jeszcze trzy spotkania, w tym dwa z drużynami bijącymi się z nami o miejsca w pierwszej szóstce. Na pierwszy ogień jechaliśmy do wicelidera Fisher Athletic. Do przerwy prowadziliśmy jedną bramką po trafieniu Echanomiego, ale prawdziwe emocje miały miejsce w drugiej odsłonie. Najpierw, w 56. minucie, podczas zamieszania w polu karnym, piłka trafiła wprost pod nogi Jjunju, który wpakował ją do bramki obok bezradnego golkipera gospodarzy. W 62. minucie, zespół The Fish zdołał nawiązać kontakt za sprawą Tomlina oraz... Goddarda. Kilka minut później chciałem wyrwać swoje krzesełko, ponieważ Carew pokonał po raz kolejny Blackmore'a. Na moje nerwy tego było już za dużo, a następne cztery minuty doprowadziły do palpitacji serca. Najpierw bramkę zdobył Grant, po ładnym uderzeniu z narożnika pola karnego, a trzy minuty później po raz kolejny Tomlin pokonał naszego bramkarza ustalając wynik spotkania. Następna kolejka to pojedynek z, zajmującym 8. miejsce w tabeli, Cambridge City. Sam mecz jednak do najciekawszych nie należał i po 90. minutach na tablicy widniał wynik 0:0. Tydzień później jechaliśmy na mecz z Bishop's Stortford. Liczyliśmy na zdobycz punktową, ponieważ gospodarze zajmowali 20. miejsce w ligowej tabeli. Los jednak potrafi spłatać figla. Zaczęło się jednak całkiem nieźle, gdy naciskany przez Granta obrońca The Bishops skierował piłkę do własnej bramki. Radość nie trwała długo, bowiem niecałą minutę później był już remis, a strzelcem bramki został Essandoh. Na domiar złego zaraz po rozpoczęciu drugiej połowy na listę strzelców wpisał się Howell. Tutaj jednak, po raz kolejny, zdołaliśmy w miarę szybko odpowiedzieć trafieniem Granta, a dziesięć minut później Collinsa. Gdy już nastroje były dobre, nasza defensywa strasznie się poluzowała, co doprowadziło do utraty trzeciej bramki. Naszym katem okazał się Howell. Nie umiem znaleźć lekarstwa na nierówną grę bloku defensywnego...
  4. Regent

    Quid pro quo.

    STYCZEŃ 2007 Jak już wcześniej wspomniałem, styczeń rozpoczynaliśmy od swoistego maratonu potyczek ligowych. W ciągu pięciu dni mamy do rozegrania trzy mecze. Do naszego dorobku dopisaliśmy sześć oczek za wygrane z Hayes oraz Eastleigh. Szczególnie smakował sukces w tym drugim spotkaniu, bowiem w pierwszej rundzie zespół The Spitfires bez ceregieli rozniósł nas 3:0, jednak od początku... Nowy rok zaczęliśmy od wyjazdowego spotkania z, zajmującym 17. miejsce w tabeli, Basingstoke. Tutaj niestety nie popisali się moi ofensywni zmiennicy i mimo naszej przewagi to gospodarze cieszyli się z końcowego sukcesu po samobójczym trafieniu Goddarda. Dwa dni później czekał nas derbowy pojedynek z Hayes. Jak zapewne zauważyliście, siedziba naszego zespołu także mieści się w obrębach tego miasta, więc zarząd wywarł na nas malutką presję, aby pokazać w tym meczu nasze królicze kiełki. Pierwsza połowa była jednak całkowitym zaprzeczeniem końcowego wyniku, bowiem do szatni schodziliśmy z dwiema bramkami w plecy. Ich strzelcami byli kolejno Fitzpatrick i Keay, który wykorzystał bezsensowną interwencję, wracającego po kontuzji, naszego bramkarza Blackmore'a. Na drugie czterdzieści pięć minut zdecydowałem się wystawić Echanomiego, który zajął miejsce niewidocznego Jjunju oraz Collinsa, który zmienił, zawodzącego na prawej flance, McGoverna. Ta druga zmiana całkowicie odmieniła losy meczu, bowiem nasz rezerwowy zdołał wpisać się na listę strzelców, a także zaliczyć asystę przy bramce Manousiousa! Jeszcze jedno trafienie dopisał Patterson i po bitwie na Church Road zdołaliśmy wywieźć ze stadionu lokalnego rywala cenne trzy punkty. Nasz maraton kończyliśmy pojedynkiem przed własną publicznością. Naszym rywalem było Eastleigh. Mecz stał na bardzo wysokim i wyrównanym poziomie, jednak całą akcję można zawęzić do siedmiu minut, w których padły, aż trzy bramki. Wpierw Blackmore'a, sprytnym strzałem zza pola karnego pokonał Smith. Na naszą odpowiedź kibice zgomradzeni na The Warren czekali zaledwie 180 sekund, kiedy to Echanomi pokonał bramkarza gości. Cztery minuty później ten sam zawodnik ustalił wynik spotkania na 2:1. W drugiej połowie karnego nie wykorzystał Drysdale.
  5. Regent

    Quid pro quo.

    Osłabieni kontuzjami przystąpiliśmy do dwóch ostatnich spotkań w tym roku. Pierwszym z nich jest pojedynek z Welling. Miejsce Revie na środku obrony zajął młody Bowden-Hasse, a za Granta na boisko wybiegł Jjunju. Spotkanie było bardzo wyrównane i kibiców zgromadzonych na The Warren nie zdziwiłby praktycznie żaden rezultat. Wszystko rozpoczęło się w 21. minucie, kiedy niezdecydowanie naszego bloku defensywnego bezlitośnie wykorzystał, najlepszy strzelec gości, Kedwell. Dziesięć minut później Nicky Green, wykończył akcję naszego skrzydłowego, Brady'ego, i wynik znowu był sprawą otwartą. Na kolejną bramkę kibice musieli czekać do 54. minuty. Niepewną interwencję naszego młodego bramkarza wykorzystał Harper. Tutaj odpowiedź nastąpiła jeszcze szybciej i wynik meczu wyrównał, rozgrywający dzisiaj nieziemskie zawody, Brady. Ten sam zawodnik ustalił wynik spotkania w 82. minucie. Rok kończyliśmy spotkaniem z Weston-super-Mare, czym rozpoczynamy także rundę rewanżową. Przed tym jednak zdołaliśmy sprowadzić do klubu bardzo zdolnego ofensywnego pomocnika rodem z Irlandii, Alana McNevina [iRL, 26, AM C]. Jest on wychowankiem londyńskiego Arsenalu i liczę, że pokaże to w naszym zespole. Pojedynek z The Seagulls kończy także passę spotkań rozgrywanych na własnym obiekcie. O dziwo, w pozytywnym tego wyrażenia znaczeniu, na boisko powrócił Echanomi. Była to kluczowa informacja, bowiem bramka przez niego zdobyta przypieczętowała nasze trzecie z rzędu zwycięstwo i awans na piąte miejsce w tabeli. Brady wypada ze składu na tydzień.
  6. Regent

    Quid pro quo.

    GRUDZIEŃ 2006 Rok kończyliśmy w sposób nietypowy, bowiem mieliśmy to rozegrania, o dziwo, zaledwie dwa spotkania. Jak się później okazało odbijemy to sobie na początku nowego roku rozgrywając cztery spotkania w przeciągu tygodnia... Prawda, że inteligentna organizacja rozgrywek? Czekał nas jednak ciężki finisz roku kalendarzowego, ponieważ graliśmy z czołowymi zespołami w tabeli. Na początek podejmowaliśmy na własnym terenie drużynę z Newport. Po spotkaniu byłem wybitnie rozczarowany. Pierwszą cegiełką jest ponowna strata Echanomiego - warto zaznaczyć, że zdołał rozegrać 70. minut po powrocie ze szpitala. Druga sprawa – nieskuteczność. Raz za razem zagrażaliśmy bramce strzeżonej przez Ovendale'a, a i tak zdołaliśmy zdobyć tylko jedną bramkę... do tego z wapna. Wątpliwy sukces? Ani trochę! Porażka 3:1. Goście oddali zaledwie cztery strzały na naszą bramkę. Do Echanomiego dołączył, jeden z lepszych defensorów, Reive, który na L-4 posiedzi około miesiąca, a także bramkarz Blackmore. Oznacza to tyle, że bramkę obsadzę 17-letnim Swiftem z naszego zespołu młodzików. Tydzień później do Hayes przybyła ekipa z Histon, która zajmuje piąte miejsce w tabeli. W tym meczu obraz gry wyglądał zgoła odmiennie – goście atakowali, a my zostaliśmy zepchnięci do defensywy. Na nasze szczęście w 11. minucie wspaniałym wykonaniem rzutu wolnego popisał się Brady. W drugiej połowie złych wieści z ostatniej kolejki ciąg dalszy, bowiem na noszach boisko opuszczał Grant. Wyrok: miesiąc przerwy. Zaś w 86. minucie Cambridge ustalił wynik spotkania na 1:1.
  7. Regent

    Quid pro quo.

    Teraz nastąpi mała przerwa w pisaniu. Życie prywatne i studia nie dają mi czasu aktualnie czasu. Postaram się wrzucić następny odcinek do końca tygodnia.
  8. Regent

    Quid pro quo.

    Po tygodniowej przerwie ruszyliśmy dziarsko na spotkanie z Farnborough, które było, mimo kary odjęcia dziesięciu punktów na początku sezonu, błąka się w okolicach dwunastego miejsca w tabeli. Spotkanie lepiej rozpoczęli kopacze z The Yellows. Już w 8. minucie za sprawą Harknessa wyszli na prowadzenie. Obraz gry jednak nie odzwierciedlał wyniku, ponieważ przewaga była po naszej stronie, ale odezwała się jedna z największych bolączek The Dings – chorobliwa nieskkuteczność. Raz po raz moi podopieczni marnowali wspaniałe sytuacje bramkowe. Wynik zmienił się dopiero w drugiej połowie, kiedy to, wprowadzony za poobijanego Granta, Jjunju wykorzystał odegranie Manousiousa. W 74. minucie z boiska wyleciał obrońca gospodarzy Tillen, ale nie miało to większego wpływu na końcowy rezultat. Trzy dni później rozgrywaliśmy kolejne wyjazdowe spotkanie. Tym razem jechaliśmy do East Sussex, aby zmierzyć się z Eastbourne Borough. Byłem pełny obaw, ponieważ mecze rozgrywane na obcym terenie nie są naszą specjalnością w tym sezonie, dlatego, gdy w 26 minucie Jjunju wysunął nas na prowadzenie byłem niezwykle ukontentowany. Samo spotkanie stało na bardzo wyrównanym poziomie i na Priory Lane mogło stać się dosłownie wszystko. W drugiej połowie gra się nieco uspokoiła i, zamiast huraganowych ataków, kibice oglądali raczej spokojne konstruowanie akcji. W 62. minucie dośrodkowanie Brady'ego z prawej strony wykorzystał, dobrze grający głową, Manousious i na tablicy było już 0:2. Goście w doliczonym czasie gry zdołali jeszcze ustrzelić bramkę, ale na remis było już za późno. Miesiąc kończyliśmy pucharową potyczką z amatorskim Dover. Nie będę się jakoś wybitnie rozpisywał, ponieważ to spotkanie jest raczej powodem do wstydu, niż ciekawostką w karierze. Podsumuję to tak: 15 oddanych strzałów, 1 celny. Wynik końcowy – 1:2 dla Dover. Tym samym już w listopadzie kończymy naszą przygodę z pucharami.
  9. Regent

    Quid pro quo.

    LISTOPAD 2006 Listopad zacząłem od wizyty w gabinecie prezesa, który zaprosił mnie na rozmowę dotyczącą ostatnich ciekawych newsów prasowych. - Popatrz, Gabor, prowadzę ten klub już szmat czasu, ale nigdy nie było o nas tyle w mediach, co teraz! - Pan wybaczy, prezesie, ale za bardzo nie wiem, o co się rozchodzi. - Patrz! Najpierw był artykuł o Echanomim, który wręcz ubóstwiał jego dyspozycję w tym sezonie. - No tak... a teraz spędzi cały miesiąc w szpitalu, więc jego „boska” forma, aktualnie na nic nam się nie przyda. - A co powiesz o tym artykule – w tym momencie prezes Spurden wyciągnął z szuflady wczorajszą gazetę - „Gabor Kovacs: Gole na zawołanie” - zaczął czytać – bla, bla, bla, prawie trzydzieści bramek w trzynastu meczach, bla, bla, bla, miecz obosieczny... Tutaj się w pełni zgadzam z mediami – graliśmy bardzo skutecznie i byliśmy w stanie zdobywać masę bramek. Problem polega jednak na tym, że tak ofensywna taktyka jest, niejako, odpowiedzą na dużą ilość traconych bramek, bowiem zdobywając te 29 goli, straciliśmy ich 24. Gdzie tu jest sens i logika? - Ach. I jeszcze ta ostatnia informacja dotycząca Twojej przeprowadzki do Grays. Coś jest na rzeczy, czy mam być spokojny? -Na razie nie zamierzam się stąd ruszać, prezesie. Teraz pan wybaczy, ale muszę dokończyć papierkową robotę i wracać do baru. Taktyka zdaje egzamin na dostateczny, Echanomi jest kontuzjowany, a na karku już prawie półmetek rozgrywek. Pierwszym listopadowym rywalem był zespół Bedford – czerwona latarnia ligi. Echanomiego w wyjściowej jedenastce zastąpił Manousious, a na lewą stronę obrony wrócił Hudell. Miałem tylko nadzieję, że Grant spełni pokładane w nim nadzieje i godnie zastąpi swojego partnera ze szpicy. Na nasze szczęście, Garvin pokazał w tym meczu, że nie jest jedynie statystą, który gra dla samego poruszania i zrzucenia zbędnych kilogramów po niedzielnym obiadku u mamusi. Ustrzelił hat-tricka i mam nadzieję, że tak mu już zostanie. Bramkę dołożył jeszcze Brady, a honorowe trafienie dla gości zaliczył Lyons. Kilka dni później byliśmy w drodze na spotkanie z ekipą Dorchester. Media widziały w nas nieznacznego faworyta, ale The Magpies napsuli już krwi nie jednej drużynie w tym sezonie. Niestety, po wystrzelaniu się w poprzednich meczach, teraz przyszedł czas na zadyszkę. Oddaliśmy zaledwie cztery strzały na bramkę gospodarzy. Dało nam to jedynie honorowe trafienie Granta.
  10. Regent

    Quid pro quo.

    PAŹDZIERNIK 2006 Przed nami najluźniejszy miesiąc w tym roku. Mamy do rozegrania zaledwie trzy spotkania, z czego jedno z nich rozgrywane w ramach FA Cup, ale nie uprzedzajmy faktów. Naszym pierwszym przeciwnikiem był zespół z Braintree, w którym byliśmy minimalnymi faworytami. Samo spotkanie jednak rozczarowało – mała liczba sytuacji, żadnych bramek. Ot, nudny remis. 07.10.2006 | The Warren, Hayes CnS 12/42 | 701 widzów Yeading [7] – Braintree [13] 0:0 MoM: Riddle 7 [M C, Braintree] W trzeciej rundzie kwalifikacyjnej FA Cup mieliśmy zmierzyć się z ekipą Nuneaton, która swoje spotkania rozgrywa w Conference North. Goście byli bukowymi pewniakami, a samo spotkanie, już przy losowaniu, ogłoszono hitem rundy. Do hitu jednak zabrakło przede wszystkim dwóch godnych siebie rywali, bowiem na boisku tamtego dnia istniała tylko drużyna The Boro, która, po dwóch trafieniach Burgessa i jednym McPhee'ego, rozniosła nas na własnym terenie, kończąc tym samym naszą przygodę z Pucharem Anglii w tym sezonie. 14.10.2006 | The Warren, Hayes FA Cup 3 rnd. Q | 1014 widzów Yeading [CnS] – Nuneaton [CnN] 0:3 (0:3) 7' Burgess 0:1 29' Burgess 0:2 36' McPhee 0:3 MoM: Burgess 9 [M R, Nuneaton] Ostatnie spotkanie rozegraliśmy także na własnym stadionie, gdzie podejmowaliśmy ekipę Thurrock, która zamyka ligową tabelę. Tutaj jednak już nie było większych komplikacji i po całkiem ładnej grze zdołaliśmy zdobyć kolejne punkty i wejść do grupy zespołów zagrożonych barażem o awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Po raz kolejny świetne spotkanie zaliczył Echanomi, a dwiema asystami popisał się Allen-Page, który, gdyby nie obowiązujące zasady, mógł dopisać sobie jeszcze jedną, przy bramce Akuranga. 21.10.2006 | The Warren, Hayes CnS 13/42 | 1096 widzów (kolejny rekord) Yeading [7] – Thurrock [22] 4:2 (2:0) 6' Grant 1:0 42' Patterson 2:0 50' Echanomi 3:0 70' Akurang 3:1 74' Echanomi 4:1 90' McKenzie 4:2 MoM: Echanomi 9 [sT, Yeading]
  11. Regent

    Quid pro quo.

    Przed spotkaniem z Havant & Waterlooville rozlosowano pary drugiej rundy FA Cup. Los skojarzył nas z amatorskim zespołem Slough. Goście byli w formie, co pokazały także notowania bukmacherów, a także czwarta pozycja w tabeli Conference South. Mimo to, chcieliśmy, aby niedowiarki zapamiętały sobie, że The Dings nie będzie rozdawało punktów za pół darmo. I gdyby patrzeć tylko na przebieg meczu oraz jego statystyki to idealnie byśmy to zadanie wykonali. Niestety, pomimo piętnastu strzałów oddanych na bramkę Gore'a, tylko jeden znalazł drogę do siatki tegoż bramkarza. Zdobyliśmy także i drugiego gola – tutaj jednak naszemu obrońcy, Allen-Page'owi, pomyliły się bramki i zanotowaliśmy kolejny remis. 16.09.2006 | The Warren, Hayes CnS 10/42 | 557 widzów Yeading [9] – Havant & W [4] 1:1 (0:0) 56' Allen-Page og. 0:1 60' Grant 1:1 MoM: Grant 8 [sT, Yeading] Po tym spotkaniu do mojego biura przyszedł rzeźnik i oznajmił, że do Huddella dołączy Grant, który wylatuje na dwa tygodnie. Nie mogliśmy jednak wyolbrzymiać tego problemu, bowiem tydzień później jechaliśmy, aby na trudnym terenie podjąć Bognor Regis. Było to jedno z niewielu spotkań, w których media widziały w nas faworyta, co skrzętnie wykorzystaliśmy, przy dużej pomocy gospodarzy. Jednak od początku. Mecz zaczął się od ataków The Rocks, co dało im bramkę. Jej autorem był Killoughery. Potem jednak na boisku istniała już tylko jedna drużyna, czyli nasza. Z łatwością zapakowaliśmy gospodarzom cztery bramki, z czego dwie z nich były ich autorstwa. 23.09.2006 | Nyewood Lane, Bognor Regis CnS 11/42 | 190 widzów Bognor Regis [18] – Yeading [10] 1:4 (1:2) 16' Killoughery 1:0 22' Echanomi 1:1 39' Ackroyd og. 1:2 70' Broughan og. 1:3 77' Manousious 1:4 MoM: Brady 10 [M R, Yeading] Ostatnim spotkaniem września była potyczka pucharowa z amatorskim Slough. O tym meczu można powiedzieć, że się odbył, ponieważ, po dwóch trafieniach Echanomiego i jednym Manousiousa, gładko rozjechaliśmy przeciwników 3:0, inkasując tym samym 2.800 Ł.
  12. Regent

    Quid pro quo.

    WRZESIEŃ 2006 Gdy we wrześniu dzieciaki powolutku z tornistrami na plecach zasuwały do szkoły, my mieliśmy do rozegrania sześć spotkań. Wcześniej o tym nie wspomniałem, ale to nie nie skończyliśmy jeszcze ruchów na rynku transferowym. Do naszego zespołu dołączyło jeszcze trzech zawodników: Stuart Tulloch [ENG, 23, ST] za darmo z Arslough oraz Brendan McGovern [iRL, 26, AM R] i Chris MacDonald [ENG, 27, D LC], którzy mieli swoje karty w ręku. Pierwszym wrześniowym spotkaniem był wyjazd do Sutton. Media skazywały nas na pożarcie i chyba za bardzo wziąłem to sobie do serca, bowiem przez moje ultradefensywne nastawienie zespołu do tego meczu, zespół gospodarzy nie miał problemu, aby w ciągu 48. minut wypunktować The Dings. Zmiana ustawienia i taktyki pokazała, że mieliśmy szansę w tym spotkaniu, ale na to było już za późno. 02.09.2006 | Gander Green Lane, Sutton CnS 7/42 | 717 widzów Sutton United [3] – Yeading [8] 3:0 (2:0) 40' McManus 1:0 45' Birley 2:0 48' Keogh 3:0 MoM: Keogh [M C, Sutton Utd] Po przerwie spowodowanej rozgrywkami międzynarodowymi, w których reprezentował nas Echanomi, podejmowaliśmy u siebie Lewes. Tutaj, mimo wyższego miejsca naszych rywali w tabeli, ustawiłem zespół niezwykle ofensywnie. W pierwszej połowie jednak spotkanie było bardzo wyrównane i po trafieniach Echonamiego oraz Hamiltona na przerwę schodziliśmy remisując. Po przerwie, piłkarze zmotywowani naszą rozmową w szatni... - GRAJCIE! Nie dość, że u siebie to jeszcze kilku scoutów i urząd emigracyjny na trybunach! Ja nie wiem, czy mogę tu zostać, więc zróbcie to dla mnie. No i dla siebie, bo widziałem jakiś telewizyjny furgon pod stadionem. - w szatni zapanowało zamieszanie. Tylko Everitt patrzył nieobecnie na resztę swoich kolegów, ale w pełni go rozumiałem – kac jest szalenie ciężkim przeżyciem... ... wyszli i dołożyli jeszcze dwa trafienia, czym zamknęli usta krytykom. 09.09.2006 | The Warren, Hayes CnS 8/42 | 548 widzów Yeading [10] – Lewes [5] 3:1 (1:1) 25' Echanomi 1:0 27' Hamilton 1:1 64' Echanomi 2:1 88' Grant 3:1 MoM: Echanomi 8 [sT, Yeading] Po tym spotkaniu mieliśmy tylko cztery dni na regenerację sił, a potem czekała nas wyjazdowa potyczka z Salisbury. Byliśmy przedmeczowymi faworytami, co pokazała także pierwsza połowa. Naszą przewagę udokumentowaliśmy trafieniami Echonamiego i Granta. Zespół gospodarzy zdołał odpowiedzieć bramką zdobytą przez McGregora. Po przerwie jednak moi kopacze zbyt bardzo uwierzyli w swoje umiejętności i całkowicie się rozregulowali, a cały mecz zakończył się zaledwie remisem. 12.09.2006 | The Raymond McEnhill Stadium, Salisbury CnS 9/42 | 1014 widzów Salisbury [15] – Yeading [9] 2:2 (1:2) 2' Echanomi 0:1 20' McGregor 1:1 25' Echanomi 1:2 68' Tubbs 2:2 MoM: Belaid 8 [M C, Yeading] P.S.: CODE czy QUOTE?
  13. Regent

    Quid pro quo.

    SIERPIEŃ 2006 Mając jeszcze niecałe dwa tygodnie do wyjazdowej inauguracji Conference South, zamknąłem się z Tomem w budynku klubowym, gdzie próbowaliśmy, wspólnymi siłami, stworzyć jakąś w miarę wydajną taktykę. Rzecz okazała się na tyle trudna, iż ciężko było nam wykombinować taki schemat, w którym wykorzystalibyśmy nasze nieliczne atuty, a przy okazji schowali nasze przywary (największa to chyba brak szybkości wszystkich zawodników). Po wielu dniach, nocach i kuflach stouta, w końcu ułożyliśmy trzy warianty, którymi mieliśmy zawojować boiska VI. ligi. W międzyczasie, nie widząc zbytnich postępów w wyszukiwaniu wolnych agentów na rynku transferowym, poleciłem naszym szperaczom, aby podsyłali mi także profile zawodników, których moglibyśmy zaciągnąć na zasadzie wypożyczenia. Zaowocowało to dołączeniem do naszego zespołu dwójki napastników – Efe Echanomiego [NIG, 19, ST] z rezerw Leyton Orient oraz Gavina Granta [ENG, 22, ST] z Millwall. Obydwaj będą reprezentować nasze barwy do końca sezonu. Jak powszechnie wiadomo okienko transferowe otwarte jest także w sierpniu i to właśnie w tym miesiącu rozpoczęła się karuzela transferowa. Na rynku angielskim, jak można było się domyślić, najgłośniejsze ruchy przeprowadziła londyńska Chelsea. Za kwotę 34.5 mln Ł The Blues sprowadzili takich zawodników, jak Franck Ribery, Rodrigo Palacio, czy Alberto Zapater. Do tego dużą niespodzianką było przejście wielkiej nadziei meksykańskiego futbolu, Andersa Guardado, do drużyny West Hamu United. Nie bez echa odbiło się także przejście gwiazdy M'boro, Stuarta Downinga, do Tottenhamu Hotspurs za 12.25 mln Ł. Na rynku polskim najwięcej zarobiła krakowska Wisła, która, za sprawą AZ Alkmaar, zarobiła 900 tys. Ł na transferze Pawła Brożka. Na nas czekała jednak inauguracja rozgrywek ligowych, a naszym pierwszym rywalem miał być zespół Weston-super-Mare. Samo spotkanie było nudne – innego słowa nie potrafiły użyć nawet gazety, bowiem obydwie drużyny oddały zaledwie sześć strzałów na bramkę przeciwnika, z których tylko dwa były celne. Na nasze szczęście, te dwa celne strzały ustaliły wynik tego spotkania na 2:0 dla The Dings i mogliśmy cieszyć się ze swoich pierwszych punktów w nowym sezonie. Kilka dni później na The Warren zawitała drużyna Basingstoke, która, podobnie do nas, jest uważana za kandydata do spadku. Tutaj kibice przeżyli dużo więcej emocji, o czym świadczy zawrotna liczba sześciu ustrzelonych przez obydwie ekipy bramek. Tutaj znowu moja drużyna okazała się lepsza, a świetne zawody rozegrali nowo sprowadzeni Echanomi oraz Grant, którzy ustalili nam wynik meczu. Kolejne dwa spotkania to wyjazd do Eastleigh oraz goszczenie u siebie Fisher Athletic. Tutaj już nie mieliśmy zbyt wiele do powiedzenia i otrzymaliśmy tęgie baty, kolejno trzy i dwa do zera. W meczu z Cambridge znowu zaznaliśmy smaku porażki, jednak tutaj gra wyglądała o niebo lepiej, niż w poprzednich potyczkach, a o końcowym wyniku zaważyły indywidualne błędy moich obrońców. Wynik 2:3. Miesiąc kończyliśmy na The Warren, gdzie naszym przeciwnikiem była drużyna Bishop's Stortford. Pomimo niewykorzystanego rzutu karnego przez Granta, moi podopieczni byli w stanie przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść i goście musieli wracać do domu na tarczy oraz czterema bramkami w plecy. Zarząd ocenił pierwsze wyniki bardzo dobrze, ale nie uchroniło to klubowych finansów od straty w wysokości ok. 6 tysięcy Ł. Do tego wszystkiego kontuzji na treningu nabawił się Huddell i nie zobaczymy go na boisku przez najbliższy miesiąc.
  14. Regent

    Quid pro quo.

    LIPIEC 2006 Pierwszy wakacyjny miesiąc spędziłem praktycznie w swoim mieszkaniu odbierając maile i telefony to od moich scoutów, to od zawodników, którzy mieli zasilić szeregi The Dings. Wpierw jednak muszę tutaj wymienić moich współpracowników, dzięki którym, w tajemniczych okolicznościach, mogliśmy te wzmocnienia znaleźć. Pierwszą i najważniejszą osobą w klubie (zaraz po mnie, rzecz jasna) był mój asystent, Tom Evans [ENG, 33]. Zajmował się on drużyną w trakcie sparingów i treningów, na których nie mogłem być obecny. Za przygotowanie fizyczne i techniczne odpowiadali: Kevin Hunter [ENG, 31] oraz Nathan Fairclough [ENG, 31]. Aby Ci dwaj mogli dobrze wykonywać swoje obowiązki, czuwał nad nimi nasz fizjoterapeuta, zwany także „Rzeźnikiem z The Warren”, Gary Roscoe [ENG, 27]. Ostatnia grupa moich współpracowników ma już duży związek ze wzmocnieniami, więc postaram się ich opisać zaraz przed ich „wynalazkami”. Stuart Holloway [ENG, 35], Danny Foster [ENG, 36] , Jamie Black [ENG, 36] – to trio jest odpowiedzialne za raporty dotyczące potencjalnych wzmocnień oraz analizowania gry naszych przeciwników. Dzięki ich pracy w lipcowym okienku do naszego klubu, pomimo zerowego budżetu transferowego, zawitało kilku nowych kopaczy, a byli to: Leon Drysdale [ENG, 25, D RL] Ben Smith [ENG, 27, D/WB/M R] Nick Manousious [ENG, 24, ST] Moses Jjunju [ENG, 23, ST] Andy Brady [iRL, 24, M R] Jamie Reive [ENG, 25, D C, DM] Wszyscy przybyli na zasadzie wolnego transferu. Jak wcześniej wspomniałem, moja drużyna rozegrała także kilka spotkań kontrolnych. Niestety, ich wyniki nie napawały optymizmem, co potwierdził także raport mojego asystenta. Będziemy mieli ciężki orzech do zgryzienia. WYNIKI: vs Chelmsford [NL] 0:1 vs Afan Lido [NL] 1:1 – Patterson vs Rochdale [2L] 0:3 vs Camarthen [WEK] 1:2 – Keevil vs Cambridge [CON] 0:0 vs Bury [2L] 0:4 Do rozpoczęcia rozgrywek ligowych zostało niecałe dwa tygodnie, a moja drużyna na pewno nie była jeszcze gotowa na tę inaugurację, zarówno pod względem personalnym, jak i przygotowawczym. Nie mamy taktyki, nie mamy bramkarza, nie mamy aktualnie żadnych złudzeń.
  15. Regent

    Quid pro quo.

    Pomoc: | Wyb | Inf | Nazwisko | Pozycja | Kraj | Wzrost | Waga | Wiek | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | | Fouhad Belaid | P Ś | FRA | 188 cm | 89 kg | 26 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | | Nicky Green | P Ś | ENG | 179 cm | 81 kg | 18 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | | Sam Keevil | P Ś | ENG | 173 cm | 64 kg | 25 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | | Bradley Quamina | P Ś | ENG | 178 cm | 78 kg | 21 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | | Liam Collins | OP PŚ | ENG | 183 cm | 73 kg | 24 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | | Marlon Patterson | OP L | ENG | 174 cm | 76 kg | 23 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | | Richard Bouton | OP/N Ś | ENG | 176 cm | 80 kg | 20 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| Druga linia to najrówniej obsadzona formacja w Yeading. Każdy z zawodników prezentuje zbliżony poziom, a jedynym mankamentem jest brak lidera, który pociągnąłby grę w środkowej strefie boiska. Napastnicy: | Wyb | Inf | Nazwisko | Pozycja | Kraj | Wzrost | Waga | Wiek | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | Jun | Chris Bignall | N | ENG | 178 cm | 78 kg | 16 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | Jun | Jon Dowson | N | ENG | 177 cm | 82 kg | 16 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | | Jeff Goulding | N | ENG | 183 cm | 86 kg | 21 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | | Marvin Morgan | N | ENG | 185 cm | 84 kg | 23 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| Tutaj zaś jest najwęższa część zespołu. Niekwestionowanym liderem jest, ograny już na boiskach Conference, Jeff Goulding, którego pozyskaliśmy w „specyficzny” sposób. Marvin jest typowym przeciętniakiem i tutaj wzmocnienia są bardziej, niż konieczne. Wysłałem leśniczych, przekazałem reżimy treningowe asystentowi, a sam udałem się do baru żeby poszukać namiarów na kolejne wzmocnienia, dopóki nie otrzymam pierwszych nagrań od swoich zwiadowców. Sezon przygotowawczy czas zacząć.
  16. Regent

    Quid pro quo.

    - W dzisiejszych czasach nic nie jest już tak łatwe i bajkowe, jak kiedyś. Jeżeli nie rozumiecie to dam wam taki przykład: biedny Polak wyjeżdża zbierać truskawki i bum! Nagle zostaje trenerem Juventusu. Zgodzę się, że to piękna wizja, ale dalej jest raczej niemożliwa, czyż nie? - Czy ja wiem? Ja jestem Węgrem, przyjechałem tutaj na zmywak, a teraz mam debiutować w Conference z pana zespołem, prezesie. - czarnowłosy mężczyzna odpowiedział z dozą wymuszonego entuzjazmu na pytanie łysego grubaska siedzącego po drugiej stronie biurka. - Ale czy nasze małe Yeading jest Juventusem, a Conference to Serie A? Wszak i tak dorabiasz, jako barman. - Powiedziałbym raczej, że to w klubie dorabiam do tamtej wypłaty. - Gabor, nie przesadzaj. Sam wiesz, jak to u nas wygląda. - Rozumiem, prezesie, ale i tak chciałbym pogadać o nadchodzącym sezonie. W poprzednim wykonałem kawał dobrej roboty... - Wiedziałem – grubasek widocznie był poruszony przerwaną wypowiedzią swojego rozmówcy – Na szczęście wcześniej przygotowałem dla Ciebie nową ofertę. Oto ona. - wypowiadając te słowa podsunął towarzyszowi stertę kartek. Kilka minut później przedłużyłem swoją umowę z Yeading Football Club, przy okazji fundując sobie malutką podwyżkę. Phillip Spurden nie należał wszak do twardych negocjatorów, ale przyznać mu trzeba, że darzył swój klub prawdziwym uczuciem. Nie ma się czemu dziwić, skoro wychował się w Yeading, a klub jest, bodaj, jedyną wizytówką tej cichej i spokojnej dzielnicy wschodniego Londynu. Yeading F.C. pod taką nazwą widnieje w rejestrach od 1965 roku, ale datę oficjalnego powstania klubu szacuje się na 1894 rok. Zwyczajowo fani zespołu nazywają siebie The Dings i zawsze są mile widziani na stadionie The Warren, który jest w stanie pomieścić 2.500 widzów. Cel na ten sezon – utrzymać się w lidze. Żeby mi pomóc, zarząd przeznaczył na płace zawodników ok. 4.000 Ł tygodniowo, zaś na transfery nie dostaliśmy nawet złamanego funta szterlinga. Kadra prezentuje się następująco. Bramkarze: | Wyb | Inf | Nazwisko | Pozycja | Kraj | Wzrost | Waga | Wiek | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | | Luke Blackmore | BR | ENG | 187 cm | 91 kg | 22 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | | Paul Seuke | BR | ENG | 178 cm | 84 kg | 22 | Niestety ta pozycja jest jedną z najsłabiej obstawionych w naszej drużynie, co dało się odczuć już w poprzednim sezonie, gdzie traciliśmy wiele bramek w dosyć kuriozalny sposób, bo błędach Luke'a i Paula. Jeżeli w okienku nie uda się sprowadzić kogoś klasowego na tę pozycję to będę musiał mieć nadzieję, że mój blok defensywny będzie, niczym monolit... Obrona: | Wyb | Inf | Nazwisko | Pozycja | Kraj | Wzrost | Waga | Wiek | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | | Richard Goddard | LB, O Ś | ENG | 173 cm | 73 kg | 28 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | | Danny Allen-Page | O P | ENG | 178 cm | 78 kg | 22 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | | Nathan Bowden-Haase | O Ś | ENG | 187 cm | 89 kg | 22 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | Jun | Joe Douthwaite | O Ś | ENG | 182 cm | 85 kg | 16 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | | Nevin Saroya | O Ś | ENG | 191 cm | 94 kg | 25 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | | Ben Hudell | O/DBP/OP L | ENG | 174 cm | 76 kg | 20 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------| | - | | Adam Everitt | O/P L | ENG | 177 cm | 80 kg | 24 | Tutaj już jest lepiej, ale pewne braki są zauważalne. Niewątpliwie gwiazdami loku obronnego są Nevin Saroya, Richard Goddard oraz Ben Hudell. Reszta zaś to typowi zmiennicy, którzy na pewno dostaną swoje szanse w tym sezonie. Wspominając o brakach, miałem na myśli prawą stronę naszych tyłów, bowiem poziom Danny'ego Allen-Page'a nie jest zbyt wysoki, a nikogo lepszego na razie nie widać.
  17. Regent

    The Gunners

    Trzeba poczekać na mecze o stawkę. Wtedy zaczynają się schodki.
  18. Rozpoczynając nowy temat, w którym każdy ma zamiar opisywać swoje wzloty i upadki w wirtualnej pracy menedżera, zawsze zadawałem sobie bardzo proste, aczkolwiek zasadnicze pytanie: statystyka - częstotliwość, czy fabuła - czas? We wcześniejszej próbie, którą podjąłem, nie udało mi się zasadniczo określić zarysów tego, co chciałem przekazać, co doprowadziło do naturalnej śmierci historii dziarskiego Madziara podbijającego nieprzyjazną Szwecję. Dzisiaj będzie troszkę inaczej, ale nie mogę zdradzić Wam zbyt wiele już na początku, bo co skłoniło by Was do powrotów? FM 2007 v. 7.0.2 94768 DB: Medium Tryb: niby HC, ale nie do końca HC Ligi [32/11]: Anglia, Belgia, Francja, Hiszpania, Irlandia, Irlandia Północna, Niemcy, Polska, Rosja, Szkocja, Walia. Dodatki: oczywiście oczywista Profesorska Bomboniera.
  19. Regent

    Efekt.

    - Patrz – tleniona blondynka zwróciła się do swojej koleżanki – znowu przyszła tutaj z kimś innym. Myślisz, że to znowu jakiś frajer z III.? - Nie. - ta z kolei była farbowaną czarnulką – ma za dużo klasy, jak na Óbuda. - przystopowała i przyjęła minę myśliciela – A może Kispest? Tam przecież zostało wiele osób uznawanych niegdyś za „wyższe sfery”? - Może kiedyś, ale wiele się zmieniło, stara. Teraz to tylko alkohol i biedota. - Racja. O, chyba płacze! - zatrzymała się i kiwnęła głową do koleżanki, aby ta zwróciła obliczę w kierunku rzeczonej pary. - Usiądźmy bliżej. Może uda się wyłapać jakieś nowe ploteczki. __________________ - Uspokój się. To jest raczej normalne, że mnie już nie pamiętasz – tajemnicza kobieta wyciągnęła dłoń w moim kierunku – podejdź proszę. Nazywam się Eliz i byłam przyjaciółką Ili. Razem przychodziłyśmy na wasze wspaniałe spotkania – na jej twarzy pojawił się uśmiech. Powoli zacząłem kojarzyć fakty: - To Ty jesteś tą małą dziewczynką, która zawsze chodziła za nami, bo bała się odezwać? - mogło to zabrzmieć, jak zarzut – Oczywiście nie chcę Cię urazić. To było raczej słodkie. - Może dla was, bo dla mnie zlewanie się kolorem z moimi ówczesnymi włosami było raczej krępujące. - odpowiedziała z przekąsem i odwróciła się plecami. - Znowu zamierzasz się czerwienić, droga Eli? - zawsze lubiłem się przekomarzać. Niestety nie usłyszałem żadnej ciętej riposty. - to może, w imię starych czasów, da się pani zaprosić za kawę? Tyle mogę zrobić, aby przełamać pierwsze lody, a że dawno mnie tutaj nie było, potrzebuję kogoś kto zna Budapeszt. Czy zgadza się pani na tą propozycję? - kolejne pytanie z pewną dozą sarkazmu musiało poskutkować. - Z wielką chęcią, proszę pana. - znowu spoglądała w moją stronę, a przy wypowiadaniu tych słów, złapała swój płaszcz w talii i elegancko się ukłoniła. Mnie było stać jedynie na zaoferowanie mojej towarzyszce ramienia i po chwili wychodziliśmy z budynku, kierując się do jednej z wielu kawiarenek. ___________________ - Patrz jaki ma fajny telefon! - blondynka szturchnęła swoją koleżankę i razem podziwiały aparat faceta siedzącego przy stoliku obok nich. Był ubrany całkiem normalnie, jak na swój wiek – biała koszula, calowy krawat, bordowy sweterek w serek, głęboko niebieskie jeansy i sportowe buty, raczej w stylu casual, niż sport. Cała scena wyglądała przekomicznie. Dwie farbowane panny spoglądające ukradkiem na mężczyznę po trzydziestce siedzącego w towarzystwie kilka lat młodszej kobiety. - A po jakiemu on mówi? Nie rozumiem, ani słowa. ___________________ Spacerowaliśmy, nie spiesząc się nigdzie, po Józsefvárosie. Aura także dopisała, a trzeba powiedzieć, że, mimo przyzwyczajenia do śniegu i ogólnie pojętej zimy, brakowało mi tej miejskiej, delikatnej pogody. W Szwecji zima to zima – wielkie mrozy, ciemno, jak w dupie, a śniegu po kolana. Tutaj zaś leniwie prószył śnieg, temperatura była znośna, a ja szedłem spokojnie z towarzyszką do kawiarni. -To tutaj – przerwała, aby pokazać mi miejsce, do którego zmierzaliśmy. Staliśmy przed drewnianymi drzwiami, nad którymi wisiał owalny szyld z napisem „Czarcie kopyto”. - Brzmi groźnie. - Ale jest bardzo klimatycznie. Bez dalszych komentarzy, wkroczyliśmy do środka. Eli miała rację – drewniane stoły, krzesła, a nawet lada baru, nadawały temu miejscu niespotykaną atmosferę. Do tego należy także dodać wszelkiego rodzaju rysunki, szkice, obrazy i masę dodatków, kojarzących się z nazwą lokalu. Zajęliśmy miejsca pod ścianą, a nad nami wisiał malunek przedstawiający kilka diabłów tańczących wokół ogniska. Zamówiliśmy po kawie, a Eli wzięła sobie jeszcze kawałek sernika. - Długo Cię tutaj nie było, Gabri – rozpoczęła rozmowę – co Cię sprowadziło w nasze strony? - No troszkę mnie nie było. Co mnie sprowadza... - nie mogę przecież powiedzieć, że samotność, nuda i chęć dowiedzenia się czegoś od jej przyjaciółce – zatęskniłem za rodzinnymi stronami. Tylko i aż tyle. - A gdzie teraz mieszkasz i czym się zajmujesz? - Żyję i pracuję w Szwecji. W takim małym miasteczku kilkadziesiąt kilometrów od Goteborga. Jak dobrze pamiętasz, każdy chciał zostać piłkarzem, a mi poniekąd udało spełnić się te marzenia. - To znaczy? O co chodzi? Mów! - moja rozmówczyni była wyraźnie podekscytowana. - Zacząłem studia tutaj, ale skończyłem je już w Skandynawii. Były to studia na AWF-ie, kierunek trenerski. Potem troszkę zamieszania z papierami i zostałem menedżerem klubu z tej małej mieściny. - Bardzo ciekawe. I jak się powodzi Twojej drużynie? - zdawałem sobie sprawę, że wcale jej to nie interesuję, ale brakowało mi rozmowy z kimś, kto choć trochę mnie zna. Po tylu latach w końcu opowiedzieć, co się stało. - Jakimś cudem w ciągu dwóch sezonów, zaliczyliśmy dwa awanse do wyższych lig. A Ty czym się zajmujesz? Wyglądasz, jak typowa bizneswoman! - i faktycznie tak było. Biała bluzka, elegancki żakiet i spódniczka do kolan z rozcięciem na boku, a wszystko to podkreślało wspaniałą figurę oraz walory Eliz. Dosłownie. - Bizneswoman? Nie, to raczej nie dla mnie – zaczęła się śmiać – skończyłam historię sztuki na Corvinusie i teraz pracuję, jako asystentka kuratora Muzeum Sztuk Pięknych. Dzisiaj mieliśmy spotkanie w sprawie wystawy, dlatego właśnie wyglądam tak oficjalnie. - Ciekawy zawód – pamiętacie, gdy wspominałem o rudych włosach? Wywalcie to. Eliz była najpiękniejszą blondynką jaką na oczy widziałem, ale nie jakąś tam blondynką. Nie potrafię nawet nazwać tego koloru, ponieważ jej włosy mieniły się, chyba, wszystkimi odcieniami tejże barwy. Telefon przerwał jednak chwilę zadumy nad urodą towarzyszki dzisiejszego wieczoru. - Hej. På telefonen. Ja, jag minns. Tja. Låt mig veta hur du får reda på något särskilt. Vi ses på kontoret. - Jestem pod wrażeniem... - nachyliła się w moją stronę – i tamte dwie dziewczyny obok nas chyba też – tutaj szeptała i zakończyła wszystko wspaniałym uśmiechem, pokazując mi swoje białe zęby.
  20. Regent

    Efekt.

    Nie wiem, czy byliście kiedykolwiek w Budapeszcie, ale jeżeli nie to musicie to, jak najszybciej, nadrobić. Trzynaście lat poza domem, poza dzielnicą – poza wszystkim, co pamiętam. Nie wiedziałem, czego się spodziewać, po tak długiej rozłące. Gdy wyjeżdżałem wszystko się zmieniało: stare propagandowe plakaty w postery informujące o nowym sklepie, urzędnicze placówki w filie wolnego państwa. Ciężko nazwać to uczucie, kiedy znowu przechadzałem się burżujskimi uliczkami Belső Ferencváros, które zmieniło się w kolebkę bohemy tego miasta. Puby, kawiarnie, restauracje – wszystko było nowe, lśniące i świeże. Wcześniej, Ráday utca, mimo położenia i ważności dla IX. dzielnicy, była „wyklęta” z racji swojej historii. Teraz tętniła życiem kulturalnym. Idąc dalej można zauważyć, co oznacza francuskie fin-de-siecle, kiedy zestawi się stary gmach Uniwersytetu Corvinusa z, jak się dowiedziałem, nowym skrzydłem, w którym mieściła się katedra technologiczna. Mnie najbardziej zastanawiało, co zmieniło się na Ulloi ut 129 i mojej kamienicy na rogu Ferenc ter oraz Belezs Bala utca. Chciałem odwiedzić Stadion Floriana, ale nie mogłem – czułbym się podle, wiedząc, że złamałem obietnicę pozostawioną temu miejscu. Wyobraźcie sobie, więc człowieka, który stoi u bramy tego wspaniałego obiektu, patrzy w jego kierunku i nagle, odwracając się na pięcie, odchodzi. Nie wiem, dlaczego, ale czułem, że tu jeszcze wrócę – jeśli nie teraz to w przyszłości. Naturalnie, potem udałem się do mojej małej ojczyzny, niegdyś położonej obok rzeźni i parku, w którym zawsze bawiliśmy się, gdy nie graliśmy w piłkę na szkolnym boisku. Wiele się zmieniło od ostatniego spotkania: zamiast kamienic i bloków – hotele i pensjonaty. Miałem jednak nadzieję, że uda mi się trafić pod rodzinną strzechę bez większych problemów. Klatka schodowa wiele się nie zmieniła, jeżeli nie liczylibyśmy zdjęcia tego okropnego portretu Stalina z głównego holu. Dozorca popatrzył na mnie z wyraźnym zaciekawieniem. Nie mógł mnie znać, ani pamiętać – był za młody i nie pochodził z tych okolic. Skąd to wiem? To się czuje. Wy pewne też potraficie powiedzieć, kto jest swój, a kto obcy, prawda? Pierwsze piętro, drugie – czułem, jak wdrapując się powoli po stopniach na ostatnią kondygnację, serce waliło, skakało i chciało uciec z klatki piersiowej. Poczułem także tę samą falę gorąca, która uderzyła we mnie w przerwie spotkania z Brommapojkarną, ale tym razem, na szczęście, nie zemdlałem. Tym razem dopiąłem swego bez większych problemów. Stałem przed swoimi drzwiami. Przed drewnianymi, starymi wrotami do krainy beztroskiego dzieciństwa i brutalnego progu dorosłości. Wiedziałem, że muszę pociągnąć za klamkę i wejść. Dopiero po chwili doszło do mnie, że przecież ktoś tam może mieszkać. Zadzwoniłem – cisza. Jeszcze raz i znowu to samo. W końcu zacząłem pukać, ale to też nie dało efektu. Zdecydowałem się na krok krytyczny, chwyciłem mocno za klamkę... drzwi były otwarte, a w mieszkaniu nie było żywego ducha. Nagle moja pewność siebie poszła w las i, jak dziecko we mgle, powoli wturlałem się do środka, oglądając pozostałości starego życia. Te same szafy, drewniana podłoga – nic się nie zmieniło. Nawet stół w jadalni, teraz przykryty tkaniną, która kiedyś pewnie była biała, stał w tym samym miejscu. Podszedłem do okna, przez które zawsze sprawdzałem, czy moi koledzy już są na boisku. Poczułem czyjąś obecność. Zaraz potem usłyszałem kroki i odwróciłem się w stronę wejścia. W drzwiach stała kobieta, na oko w moim wieku. Całkiem wysoka, o bardzo zgrabnej sylwetce. Prawdopodobnie miała rude włosy, ale te zasłaniała czapka, więc pewności na tamten moment nie miałem, w odbiciu światła zauważyłem, jednak, że ma niebieskie oczy. Tak bardzo niebieskie oczy... - Pomóc panu w czymś? - zapytała. - Nie, dziękuję – odpowiedziałem zmieszany – może wydać się to dziwne, ale kiedyś tu mieszkałem i... ech, ale co panią to interesuję. Przepraszam za kłopot. - zrezygnowany, wypowiadając te słowa, kierowałem się do wyjścia. - Mieszkał pan tu? To wiele wyjaśnia. - powiedziała, a na jej twarzy pojawiła się ciekawość. - Tak, ale, jak wcześniej wspomniałem, już wychodzę. Jeszcze raz przepraszam za kłopot. W momencie wypowiadania tych słów, stałem z nią twarz w twarz. Byłem tak blisko, że poczułem zapach jej perfum, a, mogę powiedzieć szczerze, były wspaniałe. Nie trwało to jednak długo, bowiem, jak najszybciej chciałem się ulotnić, aby nie ściągnąć na siebie kłopotów. Coś jednak mnie zatrzymało... - Oj, Gabri. Miło Cię znowu widzieć. Tak mówiły na mnie tylko dwie osoby – matka i ta, przez którą wyjechałem. Serce biło szybciej, czułem, że zaczynam się pocić. Odwróciłem się w jej kierunku, ale nie byłem w stanie wykrztusić nawet słowa. - Uspokój się. _____________________ muszę was troszkę pomęczyć, bowiem znalazłem tt&f 07 i jeszcze nie skończyłem go czytać. za utrudnienia przepraszam.
  21. Regent

    Efekt.

    Po zakończeniu sezonu w klubie zapanowała pustka – jak w poprzednim roku zostałem w nim tylko ja. Nawet nasz skąpy zarząd pozwolił sobie na wczasy zagraniczne. Ach, jeszcze dwóch współpracowników zostało wysłanych na „urlopy”, na których mieli szukać wzmocnień, bo – nie oszukujmy się – Superettan to już zaplecze ekstraklasy, a nie niższe ligi krajowe. Wróciłem spokojnie do domu, gdzie, przy akompaniamencie muzyki i kilku chmielowych specjałów, wyciągnąłem album ze zdjęciami. Wspomnienia z wakacji, spędów rodzinnych odżyły w mojej głowie. Pojawiły się też te najboleśniejsze – Wigilia Bożego Narodzenia. Zawsze cieszyłem się na te kilka dni w roku, kiedy z całą rodziną i znajomymi siadaliśmy przy jednym stole, jedliśmy i rozmawialiśmy na wszystkie tematy. Uczucie solidarności i bliskości jest czymś, czego nie jesteśmy w stanie zastąpić niczym – chyba, że mówimy o drużynie sportowej. I tutaj pojawia się prawdziwy problem moich rozterek, ponieważ w trakcie przerwy między sezonami siedzę, jak ten cieć, całkiem sam w pustym mieszkaniu i próbuję zająć się pracą, której po prostu nie ma. Na następny dzień udałem się do klubu i kazałem asystentce przekazać dwie wiadomości: scouci mają wysyłać próbki możliwości potencjalnych zawodników na maila, a mojemu asystentowi pozostawiłem wolną rękę podczas kontraktowania tych, którzy przykują moją uwagę. Ja zaś nazywam się Gabor Nowak i po trzynastu latach wracam do domu.
  22. no to The Cottagers, w kiepskim, bo kiepskim, stylu rozjechani 3:1 8-)
  23. The Yids? Poważnie? Powodzenia w ogrywaniu nowego FM'a ;)
  24. Regent

    Efekt.

    dziękować. niestety, w przyszłym sezonie wracamy do starej ligi, więc radość będzie krótka
×
×
  • Dodaj nową pozycję...