Skocz do zawartości

gilik

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    1 824
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez gilik

  1. Na trzeci mecz ligowy udaliśmy się do Sutton na mecz z United. Przeciwnicy w dwóch dotychczasowych spotkania spisali się nieco lepiej od nas, gdyż zdobyli dwa punkty. United zaskoczyli nas nieco ustawieniem, ponieważ od początku spotkania zagrali systemem 4-2-4. Była to jednak woda na młyn dla moich piłkarzy. Mogliśmy narzucić nasz styl gry i zrobiliśmy to. A bramki były tylko kwestią czasu, a na dodatek nie kazaliśmy czekać na nie kibicom zbyt długo. Pierwszą zdobył Groves głową po dośrodkowaniu Hoopera w 14 minucie, a drugą ten sam zawodnik minutę później strzelając płasko po ziemi po kapitalnym podaniu Bonnera ze środka pola. Po tych dwóch bramkach dalej przeważaliśmy, ale bramkarz drużyny przeciwnej, Emberson, zaczął bronić bardzo dobrze. Trzecią bramkę zdobył Hughes w 35 minucie strzałem zza linii pola karnego. W międzyczasie w jednej z interwencji jakiegoś urazu doznał Warrington i musiał opuścić boisko. Jak się okazało ostatnią bramkę spotkania zdobył w ostatniej minucie pierwszej połowy wprowadzony wcześniej Sisson strzałem głową, czym wykorzystał dośrodkowanie Bedeau z prawego skrzydła. W przerwie zawodnicy dostali dyspozycję, aby oszczędzali siły. Wprowadzili to w życie i w drugiej połowie ani przez chwilę nie forsowaliśmy tempa. A gospodarze przez cały mecz nie zaistnieli, grali po prostu beznadziejnie. W całym spotkaniu oddali jeden strzał na naszą bramkę. Tak więc wynik nie mógł ulec już żadnej zmianie. 20.08.2005 CPd [3/42] Gander Green Lane, Sutton, widzów: 416 Sutton Utd [14] – Dorchester [17] 0-4 (0-4) 0-1 Groves 14’ 0-2 Groves 15’ 0-3 Hughes 35’ 0-4 Sisson 45’ MoM: Bedeau 10 Warrington (21’ Logan) - McCarthy, Browne – McNiven, Morgan YC, Hugues (81’ Middleton) – Bedeau, Evans (35’ Sisson), Bonner – Groves, Hooper Po meczu dostałem raport od jednego z lekarzy na temat Warringtona. Jego uraz okazał się na szczęście niezbyt poważny, gdyż Andy stłukł sobie żebro. Pomimo tego może nie zagrać do dwóch tygodni.
  2. gilik

    Wygraj ligę

    Klub: LKS Jodłowa Prezes: Piotr Gil Skład: Bramkarze: Fabiniak, Linka Obrońcy: Cleber, Dymkowski, Wiśniewski, Makuch, Uszalewski, Topolski Pomocnicy: Vukovic, Wolański, Iwan, Woś, Kłus ©, Szwajdych Napastnicy: Chałbiński, Costly, Dudzic, Świątek Bardzo ryzykowny skład, niemniej liczę na dużo punktów już w 1. kolejce.
  3. Piotr Gil, Zawisza: Wreszcie zagraliśmy lepszy mecz i przy lepszej skuteczności mogliśmy pokusić się o trzy punkty. Niestety ona szwankowała i musimy zadowolić się tylko jednym oczkiem. Cieszę się i z niego, gdyż zagraliśmy nieco eksperymentalną taktyką, oby skuteczną. W najbliższych meczach będziemy ją doszlifowywać i z czasem wyniki ulegną poprawie. Uważam natomiast, że goście w studiu Magazyny Orange Ekstraklasa zdecydowanie przesadzili z opinią, że zobaczyli świetnego Zawiszę. Jak na razie to mogli zobaczyć zbieraninę piłkarzy starających realizować moje polecenia taktyczne i nie tylko
  4. Już trzy dni później graliśmy kolejny mecz. Tym razem na Avenue Stadium z Weymouth. Spotkanie rozpoczęliśmy w identycznym ustawieniu jak w poprzednim. Zresztą na początku prawie wszystko było jak w poprzednim. Już w 1 minucie Gary Hooper zdobył pierwszą bramkę spotkania. Dostał piłkę poza polem karnym, ale tak umiejętnie zakręcił trzema obrońcami, że ich minął i nie zmarnował sytuacji sam na sam z bramkarzem. I znów przeciwnicy przejęli inicjatywę. Tym razem krócej czekaliśmy na utratę bramki. W 21 minucie Chukki Eribenne wyrównał strzałem głową wykorzystując podanie Pursera z prawej strony. Jeszcze dobrze nie otrząsnęliśmy się ze straty bramki, a tu po ośmiu minutach ponownie Eribenne umieścił futbolówkę w naszej siatce. Była to kopia poprzedniej sytuacji. Zacząłem głośno opieprzać piłkarzy i zaczynało to skutkować. I w 33 minucie McNiven dośrodkował do Grovesa. Ten jednak ledwo przyjął piłkę na polu karnym, a już leżał jak długi na trawie. Był brutalnie faulowany przez Watermana, który zobaczył czerwoną kartkę, a my mieliśmy karnego pewnie wykorzystanego przez Bedeau. Do przerwy staraliśmy się zdobyć bramkę, jednak dobrze bronił bramkarz gości. Od początku drugiej połowy zaczęliśmy ponownie grać piach. I to pomimo tego, że graliśmy w przewadze jednego zawodnika. Przeciwnicy wykorzystali to i stwarzali sobie bardzo często okazje do zdobycia bramki. Na nasze szczęście w nieszczęściu przez całą część gry wykorzystali tylko jedną. Autorem tej bramki był Kirk Jackson w 71 minucie. Dzięki tej bramce ponieśliśmy porażkę, bo której zawodnicy nasłuchali się dużo nieprzyjemnych słów ode mnie w szatni. 16.08.2005 CPd [2/42] Avenue Stadium, widzów: 172 Dorchester [11] – Weymouth [7] 2-3 (2-2) 1-0 Hooper 1’ 1-1 Eribenne 21’ 1-2 Eribenne 29’ Cz.k. Waterman 33’ 2-2 Bedeau 34’ 2-3 Jackson 71’ MoM: Eribenne 8 [Wey] Warrington – McCarthy, Browne – McNiven, Morgan YC, Hugues (63’ Sisson) – Bedeau, Evans, Bonner – Groves (71’ Wonnacott), Hooper
  5. Dzień 13 sierpnia był dla mnie dniem historycznym – po raz pierwszy zasiadłem na ławce trenerskiej w oficjalnym meczu. Działo się to na stadionie Priory Lane w Eastbourne w meczu z miejscowymi Borogh. Mogło jedynie dziwić, że to my byliśmy faworytami spotkania. Na szczęście wszyscy zawodnicy mogli grać i wyszliśmy na boisko w optymalnym ustawieniu. Spotkanie rozpoczęło się dla nas kapitalnie. Już zaraz po rozpoczęciu spotkania przeprowadziliśmy dobrą akcję skrzydłem, dokładnie Bedeau, zgrał po ziemi do McNivena, a ten kapitalnie dośrodkował na nogę Grovesa, który znalazł się oko w oko z bramkarzem gości. Nie chybił i od 25 sekundy cieszyliśmy się prowadzeniem. Gol dał zawodnikom więcej pewności siebie, ale i tak było wyraźnie widać, że gospodarze są drużyną lepszą. To oni częściej stwarzali groźne okazje pod naszą bramką aniżeli my pod ich. Na szczęście obronną ręką z tych sytuacji wychodził Andy Warrington. Niestety do 44 minuty, kiedy to nieporozumienie w pilnowaniu przeciwników przez moich obrońców wykorzystał Danny Marney zdobywając wyrównującą bramkę, bramkę do szatni. Druga połowa bez historii. Obie drużyny nie miały ochoty zaatakować, bądź ataki były szybko kasowane. To była taka kopanina w środkowej części boiska. Nie wydarzyło się nic godnego uwagi, a więc i wynik nie uległ zmianie. A ja jestem zadowolony z jednego punktu. 13.08.2005 CPd [1/42] Priory Lane, Eastbourne, widzów: 359 Eastbourne [-] – Dorchester [-] 1-1 (1-1) 0-1 Groves 1’ 1-1 Marney 44’ MoM: McCarthy 8 Warrington – McCarthy, Browne – McNiven, Morgan, Hugues – Bedeau, Evans, Bonner – Groves (74’ Sisson), Hooper
  6. Kolejne dni przynosiły kolejne ruchy transferowe do Dorchester. Ich efektem było zakupienie doświadczonego bramkarza, grającego dotychczas w Doncaster, Andy Warringtona (BR, 29, Anglia). Ma on wprowadzić spokój w szeregach obronnych, a także w pełni zabezpieczyć ewentualne kontuzje. Zapłaciłem za niego 2 tysiące funtów. Za taką samą kwotę z Chester przybył do nas prawy obrońca, Scott McNiven (O/DBP P, 27, Szkocja). Właśnie zawodnika na tą pozycję w tej chwili najbardziej potrzebowałem i mój kłopot został rozwiązany. Teraz jeszcze znaleźć tylko lewego i środkowego obrońcę, o co łatwo nie jest. Sparingi kończyliśmy spotkanie z amatorami Redbrigde. Zagraliśmy taktyką, którą będziemy grać w sezonie, a która ewoluowała przez cały okres przygotowawczy. Jest to taktyka ofensywna, skierowana w szczególności do napastników, którzy mają zdobywać dużo bramek. Tak też było i w tym meczu. Wszak sześć bramek nie strzela się na co dzień. Trzy były dzieła Hoopera, po jednej Bedeau i Grovesa oraz jedna nie napastnika, a obrońcy McCarthy, strzelona głową po rzucie rożnym. 6.08.2005 TOW Oakside, Barkingside, widzów: 71 Redbrigde [Ama] – Dorchester [CPd] 0-6 (0-5) 0-1 Hooper 1’ 0-2 Hooper 4’ 0-3 Bedeau 22’ 0-4 Hooper 41’ 0-5 McCarthy 44’ 0-6 Groves 52’ MoM: Hooper 10 Natomiast na kontynę cie kończyły się powoli kwalifikacyjne rundy LM. W nich, przystępująca od trzeciej rundy krakowska Wisła sensacyjnie pokonała w pierwszym spotkaniu Liverpool 1-0 po golu Pawła Brożka. W PUEFA polskim drużynom nie poszło jednak tak dobrze. Wprawdzie Legia W-wa rozgromiła u siebie 4-0 islandzki IBV (Janczyk, Zjawiński, Klat, Grzelak), ale Groclin tylko zremisował u siebie z Dinamo Tbilisi 1-1 (Sikora), a Wisła Płock poległa w Łoweczu z miejscowym Litexem 3-0.
  7. Początek sierpnia przyniósł wreszcie oczekiwane wzmocnienie linii obrony. Za 10 tysięcy funtów z rezerw Leicester przywędrował do Dorchester 22-letni Irlandczyk, Partick McCarthy (OŚ, 22, Irlandia). Liczę, że wydane na niego pieniądze szybko zwrócą się. Nie obyło się także bez sprzedaży zawodników. Carl Poore i Dave Allen razem za £3,000 odeszli do amatorskiego Chesham. Za Dave’a, jeśli zmieni klub, to otrzymamy 25 procent sumy jego transferu. Glenn Howes za 7,000 funtów i 25% następnego transferu do Morecambe. Jednak najgłośniej w Dorchester mówiło się o sprzedażach Justina Keelera do Accorington i Marka Jermyna do Exeter. Za obu dostaliśmy po 20 tysięcy funtów, a dodatkowo jeśli Justin strzeli 50 bramek dla Accorington, to ta drużyna przeleje na nasze konto £40,000! W pierwszym sierpniowym sparingu zagraliśmy z drugą drużyną Aston Villi. To właśnie goście atakowali, a my skupialiśmy się na grze w defensywie. Bardzo dobrze kierował nią McCarthy i dzięki temu ciężko było strzelić nam bramkę. Kontrowaliśmy za to przeciwników i dzięki temu w 32 minucie Bedeau wyprowadził The Magpies na prowadzenie. Dopiero rozluźnienie na początku drugiej połowy sprawiło, że Logan wyciągał piłkę z naszej siatki po strzale Lunda. Do końca spotkania dzielnie broniliśmy się, a wynik nie uległ zmianie. 2.08.2005 TOW Avenue Stadium, widzów: 92 Dorchester [CPd] – Aston Villa II [Ama] 1-1 (1-0) 1-0 Bedeau 32’ 1-1 Lund 47’ MoM: Logan 8
  8. W sparingu z czwartoligowym Notts Country zagrał kolejny nowy zawodnik. Tym razem napastnik. Był nim 18-sto latek zakupiony za 3 tysiące funtów z Grays, Gary Hooper (N, 18, Anglia). Pomimo swojego młodego wieku będzie podstawowym zawodnikiem i bardzo na niego liczę w kontekście walki na szóstym froncie w Anglii. W tym samym spotkaniu nie zagrało także trzech kolejnych zawodników, którzy opuścili Dorchester. Mowa tu o Marku Robinsonie, sprzedanym za £3,000 do Worcester, Jamie Gleesonie (€5,000 -> Thurrock) i Jacku Cannonie (2,000 funtów i 25% następnego transferu ->Team Bath). Nie liczyłem na nawiązanie walki z dużo lepszą od nas ekipą, a w tym sparingu liczyłem tylko na dalsze zgrywanie się zawodników. Okazało się jednak, że walczyliśmy przez cały mecz jak równy z równy, lecz błędy nie wzmocnionej jeszcze defensywy zapewniły nam porażkę. Więcej mieliśmy z gry, więcej oddaliśmy strzałów, a po prostu graliśmy lepiej od przeciwników i to bardzo cieszy. Teraz pozostało tylko wzmocnić defensywę i możemy zacząć walkę o ligowe punkty. 29.07.2005 TOW Avenue Stadium, widzów: 99 Dorchester [CPd] – Notts Country [LT] 0-2 (0-2) 0-1 White 27’ 0-2 Long 31’ MoM: Wilson 9
  9. W sparingu z Frickley zagrali kolejni nowi zawodnicy. Mowa o Richard’zie Evans’sie (OPL, 22, Walia), który został zakupiony z rezerw Sheffield Wednesday za 10 tysięcy funtów, co jest najwyższą kwotą wydaną na zawodnika w historii klubu Dorchester! Kolejnym zawodnikiem, który podpisał kontrakt z zespołem z Avenue Stadium był Mark Bonner (PŚ, 31, Anglia). Kosztował on nas okrągły £1,000 funtów i będzie walczył z wcześniej sprowadzonymi zawodnikami o grę na środku pola. Tym samym raczej zakończyłem sprowadzanie pomocników. Z klubu zdążył odejść natomiast Daniel Bulley, którego za 7,000 funtów odkupiło od nas Gainsborough. Spotkanie z Frickley to mecz bez historii, aczkolwiek zwycięski. Nie o to jednak w tym spotkaniu chodziło. Mieliśmy powoli zgrywać ze sobą nowych zawodników, wprawdzie jeszcze nie w komplecie, szczególnie w środkowej linii. I z każdą minutą współpraca pomocników wyglądała coraz lepiej. Pierwszą bramkę spotkania zdobył w 12 minucie Hugues strzałem głową po rucie rożnym , a drugą Keeler w sytuacji sam na sam, na którą wyprowadził go świetnym podaniem Bedeau. 24.07.2005 TOW Westfield Lane, South Elmsall, widzów: 80 Frickley [Ama] – Dorchester [CPd] 0-2 (0-2) 0-1 Hugues 12’ 0-2 Keeler 19’ MoM: Keeler 8
  10. Przed drugim ze spotkań sparingowych doszło do kolejnych ruchów transferowych i to w obie strony. Po 2,000 funtów dostaliśmy za Seana Smitha (Frickley) oraz Simona Radcliffe’a (Billericay), natomiast do klubu było więcej ruchu. Zaczęło się od poważnego wzmocnienia środka pola doświadczonym Paulem Huguesem (PPŚ, 29, Anglia) zakupionym z rezerw Luton za £5,000. Jest to bardzo kreatywny zawodnik i często asystujący, a więc liczę na niego. Zaraz po nim na Avenue Stadium zawitał Michael Sisson (OPŚ, 26, Anglia). Wyłuskałem go za darmo z Matlock Town. Kolejnym nabytkiem był kolejny środkowy pomocnik, tym razem nieco młodszy, bo 19-letni. Wydałem na niego 1,000 funtów z Lincoln City II, a mowa tu o Lee Frecklingtonie (PŚ, 19, Anglia). W dniu meczu z Corintian Casuals zakontraktowałem byłego zawodnika Torquay uniwersalnego reprezentanta Grenady, Tony Bedeau (OPPŚ/N, 26, Grenada 2/0). Kosztował on 2 tysiące funtów. W sparingu zagrali już nowi zawodnicy, ale pomimo tego obraz gry nie uległ pozytywnej zmianie. Graliśmy słabo, bez ładu i składu. Na domiar złego Dorchester przegrało, a to może się źle odbić na morale zespołu. Może, a nie musi, bo i tak pierwsza jedenastka w sezonie będzie się znacząco różniła od meczu z Corintian. Jeśli mogę kogoś pochwalić to tylko Huguesa, który w pojedynkę starał się napędzić trochę strachu bramkarzowi drużyny przeciwnej. 21.07.2005 TOW King George’s Field, Tolworth, widzów: 77 Corintian Casuals [Ama] – Dorchester [CPd] 1-0 (1-0) 1-0 Clark 2’ MoM: Clark 8’
  11. Od następnego dnia zabrałem się do pracy na moim nowym stanowisku nie mając żadnego doświadczenia. Pierwszy mecz sezonu mieliśmy rozegrać w Eastbourne z miejscowym Borough 13 sierpnia, a do tego czasu będziemy grać sparingi. Mój asystent dobrał następujących przeciwników: Grays, Corinthian Casuals, Frickley, Notts Country, rezerwy Aston Villi, a na koniec Redbridge. Pierwszą moją decyzją, poza wystawieniem prawie wszystkich zawodników na listę transferową, było umieszczenie w miejscowej prasie informacji o poszukiwaniu dobrego lekarza i asystenta. Natomiast Tom Hudson dostał dyspozycję, aby przeszukiwał angielski rynek piłkarski i szukał potencjalnych nowych zawodników Dorchester. Pierwszy transfer zaklepany przeze mnie to sprzedaż jednego z zawodników. Cena jednak była ogromna jak na warunki szóstoligowe. Chodzi tu o sumę 30,000 funtów, które wydało Shrewsbury Town za Craiga Bradshawa. Shrewsbury to klub League Two, czyżbym więc nie poznał się na talencie Craiga? Szybko jednak wynagrodziłem sobie jego sprzedaż sprowadzając na jego miejsce 19-letniego Irlandczyka Conrada Logana (BR, 19, IRL). Przyszedł on do nas z rezerw Leicester za £2,000. Na pierwszy sparing pod moją wodzą przyszło 59 kibiców – byli to sami zapaleńcy. Ja wystawiłem nie wiem czy najlepszy skład, ale taki był moim zdaniem. Z taktyką nie eksperymentowałem – było to klasyczne 4-4-2. Na boisku było jednak widać, że zawodnicy dopiero rozpoczynali treningi, jak i to, że byli po prostu bardzo słabi. Można ich było jednak pochwalić za dużą waleczność, dzięki której mecz zakończył się bramkowym remisem. 16.07.2005 TOW Avenue Stadium, widzów: 59 Dorchester [CPd] – Grays [Con] 2-2 (1-0) 1-0 Keeler k.6’ 1-1 Morgan sam.49’ 1-2 Thurgood 60’ 2-2 Byerley 65’ MoM: Thurgood 8
  12. Na szczęście to nie mój sztab miał decydować o lasach meczów, tylko zawodnicy. Tak więc przegląd kadr zacząłem od szatni, gdzie czekało na mnie aż 26 chłopa. Jednak to trening miał pokazać kogo na co stać. A ten pokazał mi, że mam tu do czynienia z 26 nieudacznikami. Bramkarzy miałem dwóch, dwóch młokosów na dodatek. Ten starszy, wychowanek Portsmouth, 20-letni Craig Bradshaw (BR, 20, Anglia) mógł się pochwalić dobrą koncentracją i walecznością. Drugi, młodszy Nick Jones (BR, 17, Anglia) umiał tylko dobrze piąstkować. Po szkole, a przed treningiem pewnie lubił wpaść na siłownię lub na ring bokserski. Najliczniejszą grupą liczącą 11 osób była formacja obronna. Filarem wydawał się być doświadczony Alex Brown (OŚ, 32, Anglia), który pomimo swojego wieku był niezwykle wytrzymały. Na środku powinien partnerować mu wychowanek Reading Gary Middleton (OŚ, 20, Anglia). Gary podobnie jak Alex brylował tym, że wytrzymał cały trening. Z nimi walczyć powinni Andy Harris (OŚ, 31, Anglia), Daniel Bulley (OŚ/NŚ, 20, Anglia) i Nathan Walker (OŚ, 18, Anglia). Lewą część defensywy powinien zabezpieczyć niezwykle agresywny Scott Morgan (OLŚ, 30, Anglia). Jego atutem są stałe fragmenty gry. Oprócz niego na tej pozycji nominalnie grywają Simon Radcliffe (OL, 24, Anglia), Jack Cannon (OL, 18, Anglia) i Peter Monks (O/PL, 18, Anglia). Po przeciwległej stronie boiska było nieco mniejsze zagęszczenie. Tylko dwóch zawodników ustawiało się na tej pozycji. Żaden z nich nie przypadł mi jednak ani trochę do gustu. Mowa tu o Carl’u Poore (OP, 22, Anglia) i Anthony’m Griffin’ie (O/DBPP, 26, Anglia). W pomocy było dużo gorzej. Wybór był na środek pola był duży. W miarę uniwersalny Jamie Gleeson (DP/OPŚ, 20, Anglia) wyglądał najlepiej z defensywnych dzięki swej pracowitości. Trochę słabszy był defensywny Mark Jermyn (DP, 24, Anglia). Natomiast najgorzej prezentował się Gareth Keeping (PŚ, 23, Anglia). Jako ofensywny najlepszy był Glenn Howes (OPŚ, 23, Anglia). Natomiast Dave Allen (OPŚ, 21, Anglia) wyglądał wręcz fatalnie. W razie potrzeby w środku pomocy mogli grać także Mark Robinson (OPPŚ, 30, Anglia) i kreatywny Jamie Brown (OPŚ/N, 23, Anglia). Na skrzydłach miałem solidarnie po jednym zawodniku, więc nie miałem jak porównać i ocenić. Z lewej strony boiska biegał Justin Keeler (OPL/N, 27, Anglia), a po prawej jedyny obcokrajowiec w zespole Larbi Mekchiche (OPP, 22, Francja). Napastników w zespole było aż czterech, z czego jednego można było nazwać gwiazdą zespołu. Niezwykle zdeterminowany i pracowity, a do tego dobrze wykańczający akcje Matt Groves (N, 25, Anglia) to wychowanek Portsmouth i to on właśnie był tą gwiazdą. Zdecydowanie słabiej wyglądał Warren Byerley (N, 20, Anglia), a umiejętności dwóch osiemnastolatków Matthew Wonnacotta (N, 18, Anglia) i Seana Smitha (N, 18, Anglia) lepiej przemilczeć. Podjąłem decyzję, że jestem skłonny sprzedać każdego zawodnika, ba, wszyscy z wyjątkiem Grovesa, Browna i Jonesa zostaną wystawieni na listę transferową. Tak więc trzeba się spodziewać dużych ruchów kadrowych tego lata w Dorchester.
  13. Dorchester Town Bardzo stary klub, założony już w 1880 roku. Jednak wiek nie przełożył się na sukcesy klubu, gdyż ich nie było. W związku z tym jest to tylko półzawodowy zespół rozgrywający swoje spotkania na Avenue Stadium, mogącym pomieścić 5009 osób, z czego tylko 697 może dostąpić zaszczytu oglądania spotkania na siedząco. Poza tym jeśli mówimy o bazie treningowej, to jest w stanie tragicznym. Aktualnie The Magpies walczą na szóstym froncie południowym w Anglii. Jednak nawet gorzej od bazy treningowej wyglądali moi przyszli współpracownicy. Najbliższy z nich, ten który ma mi zawsze asystować i ma być moim cieniem, Brain Benjafield (44, Anglia) to zapewne podobnie jak i ja człowiek z ulicy. Podobnie zresztą Paul Morrel (44, Anglia), jedyny trener. Natomiast znachor Geoff Dine (55, Anglia) mógł bardziej zaszkodzić zawodnikowi, aniżeli pomóc mu. Śmiem twierdzić, że już łowczy Tom Hudson (42, Anglia) byłby lepszy na stanowisku Dine’a. Wniosek był taki, że potrzeba całkowitej wymiany sztabu szkoleniowego. Od asystenta dowiedziałem się jedynie tyle, że w klubowej kasie znajduje się około czterech tysięcy funtów, więc jak chcę kogoś zatrudnić to jedynie z wolnego transferu lub sprzedając kogoś z klubu. Jednak to też nie gwarantowało powodzenia transferu, aby nie zostawić po nim czkawki w klubowej kasie, gdyż na płacę dla wszystkich pracowników możemy wydawać na tydzień aż 3,600£.
  14. Przed tym aktem desperacji wpadłem na jeden, obiecałem sobie że już ostatni pomysł. Po prostu zacząłem dzwonić po ludziach z którymi przyjechałem do Anglii myśląc, iż są moimi przyjaciółmi. W większości rozmów z mojej strony padały mocne słowa i kończyły się nasze znajomości. Niemniej podczas jednej z rozmów byłem bardzo zaskoczony, pozytywnie na szczęście. Dowiedziałem się, że jest ciekawa robota i bym się do niej nadawał. Jednak kończyły się fundusze na rozmowę z budki i przerwało mi rozmowę. Usłyszałem tylko, że mam się udać na południowe wybrzeże Anglii do Weymouth. Dwa dni później byłem na miejscu. Tyle zajęła mi podróż autostopem. Długo szukałem miejskiego rynku, gdzie miał czekać na mnie znajomy. Po kilku godzinach udało się. Pracował on przy przeróbce ryb. Praca niby nie ciężka, ale podobno męcząca. Jak się okazało zarobki były bardzo dobre, około 600 funtów na miesiąc z zakwaterowaniem, ale bez jedzenia. Co jak co, ale takiego zadania nie podjął bym się. Jakże się ucieszyłem, gdy usłyszałem, że chodzi o inną robotę, taką jaka mi pasuje. Podobny było już wszystko ugadane, a ja miałem tylko podpisać niezbędne papiery i zaczynać pracę. Aby to jednak zrobić, zgodnie ze wskazówkami znajomego miałem udać się do pobliskiego Dorchester i szukać rozwalającego się baraku na obrzeżach miasta przy największej budowli w okolicy. Tak też zrobiłem. Nie było to większym kłopotem, gdyż te paręnaście kilometrów zajęło mi zaledwie trzy godzinki piechotką, gdyż przez ten czas ani jedno auto nie zmierzało w kierunku Dorchester. Szybko znalazłem ten barak i pewnym krokiem wkroczyłem do niego. A gość w środku chciał na mnie spojrzeć, jednak nie można było nic dostrzec przez dym z papierosów. - Who are you? –wrzeszczącym i nieprzyjaznym głosem zapytam mnie. -Yyyy, jjjjj… jjjj… Dżob – odparłem i podszedłem bliżej i wreszcie zauważyłem coraz to weselszą twarz mężczyzny. - Oh, great! I was waiting for you! – odparł a ja zgłupiałem. Gdzie ja się miałem angielskiego uczyć? A czy mi się chciało? Na szczęście dostałem jakiś papierek do ręki. U góry pisało Dorchester Town, a na dole mężczyzna wskazał mi miejsce gdzie mam podpisać. Jednak się trochę wstrzymałem. Przeglądnąłem go, ale nie wiedziałem nic z niego. No może oprócz dwóch dat: 10.07.2005 i 10.07.2006. Oznaczało to chyba od kiedy do kiedy będę pracował, a także 100£ per week, czyli zarobki 100 funtów miesięcznie. Tak więc niezwłocznie podpisałem umowę o pracę i zacząłem wychodzić z budynku. - I,m Eddie Belt, Chairman of Dorchester Town. And remember, tomorrow at 10.
  15. Począwszy od 1 maja roku 2004 wszystkie kraje Unii Europejskiej przeżywały najazd ludzi, potencjalnych pracowników, i nie inaczej było w Anglii. Prym wiedli Polacy i to ciągle się nie zmienia. Ja nie miałem ochoty emigrować z kraju ojczystego, ale powoli żądza „chleba” zmuszała mnie do tego. Po roku od otwarcia granic dobrałem się więc z grupką przyjaciół, których ja namówiłem do podróży, i w miarę szybko od podjęcia decyzji byliśmy w Londynie. Jechaliśmy trochę w ciemno, gdyż nie mieliśmy załatwionej żadnej roboty. Pocieszaliśmy się trochę tym, że o pracę nie powinno być trudno. Był to początek maja, a więc liczna rzesza studentów z Polski nie zalewała jeszcze brytyjskiego rynku pracy. Na początek chciałem pojechać tylko na okres letni, trzy do czterech miesięcy. Nie wiedziałem czy sobie poradzę i czy wytrzymam bez bliskich. Nie liczyłem też na jakieś duże zarobki. Koło 500 funtów miesięcznie by mi wystarczyło. Nie miałem też żadnych określonych preferencji co do stanowiska pracy. Nie miałem także pojęcia gdzie będę pracował. Nie robiło mi to żadnej różnicy czy zostanę w Londynie czy też będę szukał po całej Anglii. Na miejscu było jednak o wiele gorzej niż myśleliśmy z przyjaciółmi. Chodziliśmy to tu, to tam w poszukiwaniu pracy. Nic jednak z tego nie wynikało. Nie zarabialiśmy nic, a przecież trzeba było coś do zjedzenia kupić i gdzieś się przespać. Nawet nasi rodacy mieszkający już na stałe w stolicy Anglii nie chcieli nam pomagać. Byliśmy jednak wytrwali i dalej staraliśmy się gdzieś zatrudnić. Ja miałem najmniej szczęścia. Wszyscy znajomi powoli znajdowali jakieś zajęcia, a ja dalej nic nie robiłem. Chciałem wracać, ale nie miałem za co. Ci z którymi przyjechałem obiecywali mi pożyczyć jak tylko coś zarobią. Ciągnęło się to jednak niemiłosiernie. Myślałem nawet, że już o mnie zapomnieli. A to dzięki mnie mogli coś zarobić, a nie ciągle siedzieć na wyrze przed telewizorem i z piwem w ręku. Robiłem się coraz bardziej sfrustrowany i byłem skłonny zacząć żebrać na londyńskiej ulicy. ==================== FM 2006.0.3 Ligi: Anglia (1-6), Polska (1-2) Baza: Normalna Zasady: gilikowe, czyli wymyślane w trakcie gry
  16. Piotr Gil, Zawisza: Panie Juszkiewicz, trochę mnie poniosło jedynie. Może i Pogoń nie jest słabym zespołem, ale chodziło mi o to, że nie należy do walczących o najwyższe cele w lidze i Pański klub był w naszym zasięgu. Patrząc na mecz było to zdecydowanie widać. Mogliśmy spokojnie zremisować, a nawet Zawisza mógł wygrać, ale miał Pana klub dużo szczęścia zdobywając obie bramki ze stałych fragmentów gry. Bez nich, stałych fragmentów gry, Pogoń nie byłaby w stanie sforsować naszej linii obrony. I tylko o to mi chodziło, mówiąc "ze słabym przeciwnikiem".
  17. Piotr Gil, Zawisza: Zagraliśmy słaby mecz ze słabym przeciwnikiem i przegraliśmy. Zawiódł cały zespół, ale jeszcze nie będę nikogo z osobna osądzał za grę. Za krótko jestem na razie z drużyną i nie byłem w stanie wpoić wszystkich moich założeń na grę. Niemniej jednak z każdym meczem powinno być coraz lepiej.
  18. gilik

    Stadion

    Również grając Paris Est miałem identyczną sytuację. Tylko, że u mnie najpierw rozbudowano stadion (Stade Dejerine się chyba nazywał, o ile mnie pamięć nie myli), a dopiero po dwóch latach zaczęto budować nowy. I tak samo mecze pucharowe grałem na nowym, a ligowe na starym.
  19. gilik

    Passion

    Jeszcze tu No dobra, kończę z tym A co do Molango to się jednak myliłem, i dobrze KUTGW
  20. Piotr Gil, Zawisza Bydgoszcz: Mój debiutancki mecz zaczął się dla nas dobrze, bo od prowadzenia. Szkoda tylko, że ta bramka nas uśpiła i Bełchatów szybko doprowadził do wyrównania. Później na boisku sama walka i dobra dyspozycja linii defensywnych obydwu zespołów. Pomimo tego mogliśmy, a wręcz powinniśmy wywalczyć trzy punkty. Cóż, tak się jednak nie stało i trzeba się cieszyć z tego co mamy, czyli jednego oczka. Teraz czeka nas trudny wyjazd do Szczecina, ale osobiście liczę na zwycięstwo.
  21. Piotr Gil - Zawisza Bydgoszcz: Dobrze się stało, że pięć polskich drużyn gra w I rundzie Pucharu UEFA. Jest to rzadkość, ale niezwykle cieszy. Losowanie par okazało się jednak fatalne. Jedno jednak dziwi: jak aż cztery drużyny trafiły na włoskie kluby? Tylko Lech Poznań trafił na klub z innego kraju i powinien powalczyć o awans do dalszych gier. Reszta będzie mieć niezwykle ciężko, chociaż osobiście liczę na dwie sensacje. W końcu Messina czy Sampdoria to nie są jakieś bardzo dobre drużyny w porównaniu z Milanem czy Romą.
  22. Nie sądzę Moim zdaniem jest to działanie zamierzone. W tym FM-ie takie ustawienie często skutkuje lepszą skutecznością
  23. Za betspace: To s? dane na dzie? 15.05.2007
×
×
  • Dodaj nową pozycję...