Skocz do zawartości

Vami

Przyjaciel Forum
  • Liczba zawartości

    18 162
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    100

Odpowiedzi dodane przez Vami

  1. W dniu 5.07.2011 o 23:40, Vami napisał:

    Serbski film

     

    Zaczyna się jak niewinna opowieść o emerytowanej gwieździe porno, jednak później mamy paradę atrakcji. Wszystko ładnie odzwierciedla przesłanie filmu

      Ukryj zawartość

    jako krytyki społeczeństwa i/lub przemysłu rozrywkowego, w którym liczą się coraz mocniejsze bodźce, bo dawne już się przejadły, a to co było kiedyś tabu, dawno nim już nie jest.

    Film jest doskonały pod względem budowania napięcia, psychologii głównego bohatera i przede wszystkim rewelacyjnych i nowatorskich scen gore. Mamy tu m.in.:

     

     

      Ukryj zawartość

     

    - poród i gwałt na noworodku, co psychopatyczny reżyser Vukmir kwituje słowami "newborn porn" (gore to nie gatunek nadęty, musi być odrobina humoru, Vukmir też w końcowych momentach gdy już ledwo żyje bije brawo i mówi "to jest film!" i cieszy się - zdecydowanie postać wprowadzająca luz i humor do tego raczej mrocznego obrazu)

    - nafaszerowanie faceta wiagrą dla bydła, przez co nie może kontrolować swojego popędu i gwałci kobietę, jednocześnie... użynając jej głowę piłą i kontynuuje akt już po odpadnięciu czerepu

    - gwałt na własnym synu (o czym dowiaduje się po fakcie gdy zdjęty jest kaptur, ale łatwo było to przewidzieć)

    - scena penetracji oczodołu jednego z czarnych charakterów jako akt zemsty, można tu dopatrywać się alegorii do kodeksu Hammurabiego, ten który stał i patrzył stracił oko - tym razem w dość osobliwy sposób

    - odcięcie drogi powietrza za pomocą penisa w gardle aż do uduszenia

    - wiele, wiele, innych!

     

     

    Konkludując, każdy fan naprawdę mocnego, mrocznego, obrzydliwego, ale jednak dobrego kina, MUSI to obejrzeć. "Ludzka stonoga" przy tym to bajeczka dla dzieci.

     

    Zabrakło mi jedynie

      Ukryj zawartość

    seksu z tą młodą dziewczyną z sierocińca, nota bene śliczną aktorką, to właśnie wtedy następuje próba autokastracji

     

     

    10/10 film roku

     

     

    10 lat temu był to film roku. Jakie macie wrażenia po kolejnej dekadzie? Czy coś dorownalo temu klasykowi?

  2. Ło jezu 8 miesięcy nikt tu nie pisał.

     

    No to łapcie mój nowy przepis na sałatkę mistrzów:

     

    Składniki:


    1 stek wołowy z rostbefu (ok. 400 gramów)
    10 plastrów surowego, wędzonego boczku (ok. 150 gramów)
    mieszanka sałat
    kilka filetów anchois
    parmezan w płatkach do posypania
    sosy wg uznania (musztarda, sos BBQ, bekonez, domowy ostry sos)
    opcjonalnie pieprz, sproszkowane grzyby leśne, dodatkowy tłuszcz


    Proces:


    Wytopić tłuszcz z boczku i usmażyć go na chipsy na wolnym ogniu
    Zdjąć i odsączyć boczek, rozgrzać tłuszcz do maksimum
    Na bekonowym tłuszczu usmażyć stek z rostbefu tak, aby skórka była chrupiąca, a środek czerwony lub różowy, odstawić na parę minut
    Posiekać filety anchois
    Rostbef posiekać na cienkie plastry
    Ułożyć na talerzu sałaty, anchois oraz chipsy z boczku, na sałaty włożyć wołowinę, całość posypać płatkami parmezanu
    Dodać dowolne sosy i ew. posypać pieprzem lub sproszkowanymi grzybami

     

    Foty i morskie opowieści:

     

    https://beerbaconliberty.com/2021/09/21/cienko-krojony-rostbef-z-chipsami-z-boczku/

    • Lubię! 2
  3. Jak zawsze zainspirowany piękną menottystyczną Argentyną oraz Zdenkiem Zemanem, wrzucam nowiutką taktykę ze stajni Vamiego.

     

    Long story short, doprowadziła mnie w pierwszym sezonie do arcypewnego dubletu w Jagiellonii, z serią 30 spotkań bez porażki z rzędu (wliczając puchar), a w drugim do wyeliminowania PSV Eindhoven z europejskich pucharów stosunkiem 4:1 w Holandii i 3:0 u siebie. Po drodze rozbiliśmy Legię 8:1 w Warszawie. Mam waszą uwagę? To dobrze, bo - oczywiście - wyniki są drugorzędne.

     

    Graj nie tak, aby wygrać, ale tak, aby zostać niezapomnianym. - Sócrates

     

    Nie wiem dlaczego, ale większość bliskich mi wielkich myślicieli futbolu była lewicowcami. Zupełnie inaczej, niż w innych dziedzinach. Cruyff, Sócrates, Menotti... Jedynie Zeman popierał ostatnio Ruch Pięciu Gwiazd - który trudno jednoznacznie zaklasyfikować z powodu dość eklektycznych postulatów.

     

    Menotti, w przeciwieństwie do swojego arcynemesis Bilardo, brzydził się grą cyniczną, brudną, cwaniacką oraz - rzecz jasna - defensywną. Podobnie jak Zeman, chciał futbolem zabawiać masy. "Lepiej w końcu przegrać 4:5, niż zremisować 0:0" - jak mawiał Czech.

     

    Menotti właściwie był ojcem chrzestnym ich wszystkich - Cruyffa, Zemana... 

     

    Ta taktyka nie jest stuprocentowym menottismo, bo choćby system pressingu jest zupełnie inny. "Chudy" stosował niespotykany na swoje czasy wysoki pressing, a ja - nowoczesny mid-block, a nawet mid-low block.

     

    Kilka rzeczy jest jednak wspólnych, gdyż swojego DNA nie oszukam. Tak jak @ladzawsze ostatecznie wróci do 4-4-2 i two banks of four, albo przynajmniej to podejście będzie gdzieś przebijało się mimo gry innym systemem, tak u mnie zawsze menotto-zemanizm wypłynie na wierzch jak przysłowiowa oliwa.

     

    Ustawienie i instrukcje

     

    LxkZJd9.png

     

    Gramy wyjściowo 4-2-3-1, z odwrotnie symetrycznymi bokami - to jedna z rzeczy, które uwielbiam. Po lewej stronie mamy bardzo ofensywnego lewego obrońcę, a więc odwrócony skrzydłowy ma jedynie "wsparcie". Z drugiej strony jest lusterko - mniej ofensywny prawy obrońca i ultraofensywny prawoskrzydłowy z dodatkową instrukcją dośrodkowań na krótki słupek. Bramkarz i obaj środkowi obrońcy mocno nowocześni, grający piłką. Nie ma tu miejsca dla tradycyjnych stoperów. Jak zauważyliście, nie ma tu klasycznej argentyńskiej "piątki" - żadnego Passarelli czy innego Redondo. Mamy raczej "szóstkę" - środkowego pomocnika odbierającego piłkę, grającego w parze z wysuniętym rozgrywającym, który dodatkowo ma indywidualne instrukcje częstszego dryblowania. Nie jest to więc klasyczny enganche, a bardziej holistycznie grający playmaker. W ataku mamy wysuniętego, wszechstronnego napastnika oraz wchodzącego zza niego fałszywego snajpera, czyli zawodnika grającego podobnie do Dennisa Bergkampa.

     

    Nastawienie rzecz jasna ofensywne, krótkie podania i wyprowadzanie piłki od własnej bramki. To podstawa mojego DNA. Gramy nieco szerzej, aby zwiększyć pole gry, a do tego podkręcamy szybkość oraz podajemy na wolne pole. Oznacza to, że potrzebujemy zawodników, którzy dobrze czytają grę oraz potrafią szybko biegać. Co ciekawe, wymagam od nich więcej dyscypliny, a nie kreatywności! Nie oznacza to, że mamy grać topornie. Co to, to nie. Po prostu jako trener-dyktator wiem lepiej, co należy zrobić. Zdenek Zeman też wymagał zawsze sztywnego trzymania się swojego taktycznego opus magnum. Nie gramy - rzecz jasna - na czas. Żadnego cwaniactwa, jak pan Menotti przykazał. Próbujemy też ograniczać strzały z dystansu i - tu opcjonalnie - szukamy stałych fragmentów gry. Dlaczego? Ponieważ mamy w składzie Miroslava Stocha, który większość z nich zamienia na bramki lub asysty. Gdyby nie to, opcja ta byłaby wyłączona.

     

    Pressing zakładamy dość nisko, ale z maksymalną intensywnością i od razu po stracie piłki. Do tego natychmiast kontrujemy. Gramy na wysokim tempie i intensywności. Obniżona linia pressingu jednak pozwala nam skupić drużynę na małej przestrzeni i ograniczyć możliwość rozgrywania piłki rywalowi.

     

    Kryjemy krótko, ale nie wchodzimy ostro. Wypychamy też rywali na skrzydła i zagęszczamy środek.

     

    Wyniki

     

    Najpierw dwie fety:

     

    2bXtYV9.jpg

     

    Z67PvgI.jpg

     

    A tak rozgromiliśmy Legię w drugim sezonie:

     

    RtVzO7H.png

     

    W pierwszym Warszawa okazała się jeszcze bardziej gościnna:

     

    YNasNWY.png

     

    W Eindhoven, jak pisałem, także zrobiliśmy sobie spacerek. Nie pomógł Mario Gotze:

     

    N5rFOie.png

     

    Nasi juniorzy zdominowali ligę:

     

    MEkrnGO.png

     

    No i my też. Jedyne porażki ponieśliśmy w... pierwszej kolejce z Wisłą oraz po tym, jak już zapewniliśmy sobie mistrzostwo, a Puljić został królem strzelców z 32 golami na koncie:

     

    AY3swB4.png

     

    Lekką dominację pokazaliśmy w wielu aspektach gry:

     

    FYjSohC.png

     

    Także indywidualnie to piłkarze z Białegostoku zjedli ligę:

     

    ulwdvLo.png

     

    Jeśli więc lubicie szybką, ofensywną piłkę z dużą liczbą podań w uliczkę i dryblingów, a w portrety Zubeldii, Bilardo i Mourinho rzucacie lotkami, to jest taktyka dla was. Zapraszam do ściągania:

     

    Kliknij, aby ściągnąć

    • Lubię! 3
  4. Moja najnowsza taktyka, którą zdobyłem Mistrzostwo Turcji zespołem Caykur Rizespor.

     

    Ustawienie to klasyczne 4-3-3

    433.thumb.png.ee9ad2589214c3d7c57d970b267ad5f5.png

     

    Gramy ofensywnie. Obrońcy muszą umieć rozgrywać, a boczni to de facto skrzydłowi. Mój DR (Diogo Lopes) został najlepszym asystentem ligi.

     

    Kluczową pozycją jest DLP - Miguel Luis - miał najwięcej podań w lidze, a także celnych i tworzących akcję bramkową zagrań. Tu musicie mieć naprawdę gościa z radarem w głowie.

     

    IF L i IF R - na skrzydłach schodzący - najlepiej z przeciwstawną nogą - najważniejszy atrybut: szybkość. Zarówno DLP jak i DLF będą im zagrywać piłki na dobieg. Muszą na krótkim dystansie odsadzić rywala.

     

    Napastnik musi być silny i dobrze grać głową. Jest de facto ostatnim rozgrywającym.

     

    Statystyki

     

    W ataku nie było na nas mocnych. Strzelaliśmy najwięcej, a obaj IFowie (mimo finishingu 6 [!]) zdobyli ponad 15 bramek w lidze. Tyle samo strzelił nasz DLF.

     

    atak1.png.0a2d2bfa7c7dad600281b52b96993c74.png

     

    Obaj IFowie oraz FBowie muszą umieć dryblować. Pod tym względem byliśmy najlepsi w lidze:

     

    drib.png.4e378812d979a475558e261fa159a97a.png

     

    Ostateczna klasyfikacja wyglądała tak:

     

    1799990041_SporTotoSperLig_Stages.thumb.png.93d4bcf55c5ffd83746c528503906513.png

     

    Najwięcej goli, punktów - a także najmniej straconych bramek. Totalna dominacja.

     

    Polecam taktykę każdemu.

     

    Download

    • Uwielbiam 1
  5. Michał Okoński - "Światło bramki"

     

    Pisać o prostych rzeczach w sposób wzniosły to dla jednych grafomania, a dla drugich sposób podniesienia rangi zjawisk i czynności, które z jakiegoś logicznie niewytłumaczalnego powodu stanowią dla nich emocjonalną wartość znacznie wyższą, niż jest to społecznie pożądane. Jest to zabieg po trosze kompensacyjny, jakby zadośćuczynienie czynnościom powszechnie uważanym za zwyczajne, lecz mającym w sobie coś magicznego.

     

    Stąd, zamiast jedenastu ćwierćinteligentów spędzających całe dnie na graniu w gry na konsoli albo włóczących się po galeriach handlowych lub innym targowisku próżności, w epopejach egzaltowanych futbolowych romantyków po boisku dostojnie kroczą antyczni herosi, półbogowie, poeci, a - wykreowany zapewne przez cyniczne agencje marketingowe - imidż co poniektórych futbolistów-filozofów trafia na podatny grunt w postaci mężczyzny w średnim wieku, który - jak ten argentyński pibe - nigdy nie chce przestać być chłopcem i pragnie znów poczuć ten dreszcz emocji towarzyszący oglądaniu tytanów z plakatów zdobiących ściany jego pokoju w rodzinnym domu.

     

    Ten rodzaj języka pierwszy raz poczułem, kiedy w wieku szczenięcym czytałem “Encyklopedię Piłkarską FUJI. Tom 13. Copa America” autorstwa Tomasza Wołka. Wówczas na nieświadomego nastolatka z Białegostoku spłynęła cała magia południowoamerykańskiej piłki, zwłaszcza tej pradawnej, amatorskiej, a fragmenty o wieszczach tworzących dzieła opiewające dryblingi Isabelino Gradina, historia alumnów British High School w Buenos Aires rządzących ligą, czy w końcu namalowany z pieczołowitością godną mistrza Caravaggia - choć piórem, nie pędzlem - obraz niebieskookiego mulata Artura Friedenreicha, posypującego swą skórę w odcieniu cafe au lait mąką przed trybuną skandujących rasistowskie hasła kibiców Fluminense utkwiły w mojej pamięci tak bardzo, iż stworzyły pewnego rodzaju azymut piłkopisarskiej doskonałości, objawiony mi podczas wołkowego zwiastowania.

     

    Wówczas to zstąpił na mnie po raz pierwszy duch Eduardo Galeano, najwybitniejszego z woltyżerów futbolowego pióra, choć jeszcze nienazwany. W ciele własnym objawił mi się jak archanioł Maryi dopiero dwie dekady później, gdy - zawiedziony komercją i kierunkiem, w którym piłka jako sport podąża (fizyczność, kolektyw, atletyzm - brak miejsca dla wirtuozów) - zakupiłem przypadkiem arcydzieło zatytułowane “Blaski i cienie futbolu”. Don Eduardo wystąpił w tej historii w roli Pantokratora, który wskrzesił zblazowanego, trzydziestoletniego Łazarza, w mogile czasów minionych wspominającego ostatniego prawdziwego enganche. Znalazłem mentora, który - choć od lat martwy - zza grobu szeptał mi do serca “nie jesteś sam, jest nas wielu”.

     

    Niejako w kontrze do magicznego realizmu kreślonego przez dryfujących w chmurach pogrobowców Wernyhory, powstawały kolejne odarte z poezji publikacje - do bólu faktograficzne lub wulgarne i skandalizujące. Tryumfy święciły treści poświęcone korupcji, pornografii i pijaństwu. Odbiorca masowy konsumował kolejne alkoholowe biografie i napędzał tabloidowe perpetuum mobile. Paweł Zarzeczny jako radę dla adeptów dziennikarstwa przedstawiał czatowanie pod klubem nocnym jak paparazzi, a Janusz Atlas wprost mówił, że on jest od tego, żeby gazetę sprzedać, a nie głosić dobrą nowinę - dlatego woli pisać o kochankach piłkarzy niż o dalszych losach afrykańskich olimpijczyków z Barcelony. Romantyzm był zdecydowanie w odwrocie. Duch jednak nie umarł.

     

    W tym właśnie klimacie zmartwychwstał po raz kolejny. Czytając książkę “Światło bramki” Michała Okońskiego znów czułem się jak wtedy, kiedy Eduardo Galeano opowiadał anegdotę o starym Alcidesie Ghiggi dryblującym pomarańczą pomiędzy sklepowymi alejkami, odtwarzając pamiętnego gola z finału Mistrzostw Świata w 1950 roku, kiedy to uciszył Maracanę. Okoński zresztą przyznaje się do inspiracji otwarcie. Nazwisko dona Eduarda pada w tekście dziennikarza “Tygodnika Powszechnego” wielokrotnie, podobnie zresztą jak innego znawcy i propagatora czasów minionych - Jonathana Wilsona, którego “Aniołowie o brudnych twarzach” to moja druga ukochana książka o piłce.

     

    Okoński pisze w swoim charakterystycznym stylu elokwentnego przedstawiciela krakowskiej inteligencji katolickiej, gdzieś w tle echem odbija się Stec, ale nad jednym i drugim czuwa niezmiennie Galeano. Są odniesienia biblijne, kulturowe, literaturowe i całe mnóstwo introspekcji. Wszystko to, co kocham. Pozwólcie, że zacytuję mój ulubiony fragment, dotyczący meczu guardiolowskiego Bayernu z Manchesterem City w Lidze Mistrzów:
     
    "Tu nie ma nic ludzkiego, nic na naszą miarę. Siła i potęga tej rzeczywistości budzi grozę, jak głos gromu. Ogień szerzy się przed nią i spala wokół jej przeciwników, a Joe Hart okrywa się wstydem (por. Ps 97). Musimy się jej bać, jak sądu ostatecznego, z jego zastępami aniołów. Aniołów - dodajmy - nieoswojonych barokowym obrazkiem, może więc bardziej jeźdźców apokalipsy o dürerowskich twarzach Ribery'ego, Mullera, Robbena i Kroosa. Miłosierdzie? Nadzieja? Czy nie lepiej ją porzucić, zwłaszcza że jeden z piłkarzy nazywa się Dante?"
     
    Czytając to czułem, jakby mi don Eduardo po sercu bosymi stopami chodził. A jest tego więcej. Podobnie jak Wilson, Okoński czci słowem Cruyffa, Maradonę, Pirlo, wspomnianego Guardiolę, Kloppa czy Wengera, jednak dodaje do tego cudowny polski akcent w postaci Roberta Lewandowskiego i Jakuba Błaszczykowskiego. Wszystko to czyni w podobny - charakterystyczny dla siebie sposób.

     

    Zdaję sobie sprawę, że “Światło bramki” nie jest książką dla każdego. Ba, jestem święcie przekonany, że do większości kibiców nie trafi. Podobnie jak nie trafia Galeano. Co ciekawe, jako samozwańczy ambasador dobrej nowiny wieszcza z Montevideo, pożyczyłem “Blaski i cienie futbolu” trzem znajomym piłkarskim zapaleńcom. Żaden z nich nie był zachwycony. Nie ma wszak w tym nic złego - to kwestia gustu. Podobnie dla wielu dziś kiczowate i niepotrzebne wydają się barokowe katedry, a do tego właśnie porównałbym Okońskiego i Galeano - do budowniczych monumentalnych kopuł pełnych ornamentów i symboliki wymagającej nie tylko rozumienia, ale i uwielbienia pewnego kodu kulturowego. Kodu, który w epoce wszechobecnego minimalizmu i kultury zupki z proszku jest wybitnie niemodny i anachroniczny. Tak samo, jak anachroniczni byli wielcy stadionowi romantycy - Pirlo, Riquelme czy Baggio.

     

    Dla futbolowych romantyków - polecam 10/10.
     

    • Lubię! 4
    • Uwielbiam 1
×
×
  • Dodaj nową pozycję...