Skocz do zawartości

Nelson

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    19
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Nelson

  1. @ Jak byś wiedział .... ----------------------------------- Po pokonaniu Valencii morale w drużynie strzeliło w górę. Wszyscy chodzili z dwoma telewizorami pod pachami i mogli walczyć w klatkach. Alcoron 0:2 Girona ( Aganzo, Mendes ) Półfinał Copa del Rey to był mecz z Levante Valencia. I to spotkanie zgromadziło tyle ludzi, że jak wychodziliśmy na boisko to poczułem się nieswojo. Wyobraźcie sobie, że co dzień kibicuje wam jakieś siedem tysięcy ludzi, a tu nagle tą liczbę mnożycie razy cztery! Szlag, ta dawka adrenaliny jest lepsza niż niejedna dobra kreska koksu! Zremisowaliśmy fartownie. Jakiś gość o nazwisku Rodas wybijał piłkę na rzut rożny, ale nie zauważył, że rzut rożny jest wtedy jak piłka do siatki nie trafia. No i z uśmiechem z całej siły kopnął pod poprzeczkę. Kibice gwizdali jeszcze długo po meczu. Levante 1:1 Girona ( Fortune ) ( Rodas sam. ) Zmęczeni przyjęliśmy na klatę remis ze słabą Cordobą. Posadziłem na ławce Veleza i Aganzo, więc klub grał już tak, jak by im ktoś odkręcił korki z podeszew. Cordoba 0:0 Girona Rewanż też zremisowaliśmy bezbramkowo. Dobrze, że Rodri ( mój asystent ) powiedział mi, że bezbramkowy remis to zwycięski remis, bo inaczej bym myślał, że trzeci mecz będziemy grali. A jak padnie znów remis to i czwarty i siódmy i szesnasty. Mało tego! Teraz będziemy grać w finale Copa del Rey! Naszym rywalem będzie Atletico Madryt! Wiedziałem już, że Sao da mi coś ciekawego w ramach podziękowania. Samochód? Wczasy? A może kupi mi Tajkę? Finał oznacza europejskie puchary. Liga Europy od trzeciej rundy eliminacyjnej. Girona 0:0 Levante W meczu z Lugo pomyślałem sobie, że skoro Roger jest polskim Brazylijczykiem, albo brazylijskim Polakiem ( jak zwał tak zwał ), a w kadrze go nie chcą, to spróbuję zmienić mu pozycję na boisku. I dodałem trzeciego napastnika do duetu Velez – Aganzo. Najpierw miał być to Sachon, ale że Roger imponował mi na treningach to jego wepchnąłem na lewą flanke. I wiecie co? Fajnie eksperymentować z wymiernymi skutkami. Huknął nam gola wychodząc sam na sam z bramkarzem Lugo. Girona 2:0 Lugo ( Aganzo, Roger )
  2. @ Dziękuję za porównanie, ale do niego jeszcze dużo mi brakuje ------------------ Rewanż z Elche wypadł aż za dobrze. Skopaliśmy im tyłki po całości. Na kolejnym szczeblu rozgrywek mieliśmy zagrać z Valencią. Elche 1:3 Girona ( Riga ) ( Jofre, Velez, Coro ) O Aganzo zapytanie złożyło angielskie Fulham i włoska Siena. Obie oferty zakładały umowę ratalną podzieloną na 200 tysięcy teraz i 600 tysięcy za 24 miesiące. Obie odrzuciliśmy. Aganzo ma 31 lat, ale gra o niebo lepiej niż inni. A skoro tak, to jaki jest sens sprzedawania go za drobne na bułki i wodę mineralną? Las Palmas 0:3 Girona ( Velez, Kitoko, Aganzo ) Jak do Girony przyjechała Valencia to całe miasto oszalało. To zdecydowanie było święto miejskie w połączeniu z dobrą kasą którą zarobiliśmy na biletach. Nie rozumiałem do końca tego dlaczego – skoro wygrywamy – nasz stadion jest wiecznie zapełniony 60% publiką. A mecz zremisowaliśmy. I to w cholernie dobrym stylu. Girona 0:0 Valencia Girona 1:1 Castilla ( Hens ) ( Ruiz ) Rewanż sprawił, że nagle nie tylko Hiszpania wiedziała o Gironie. Zdobyliśmy dwie bramki na wyjeździe, dzięki czemu gospodarze musieli ich strzelić aż trzy. A strzelili tyle samo co my. Po raz pierwszy awansowaliśmy do półfinału Copa del Rey, gdzie czekała na nas inna drużyna z Valencii – mianowicie Levante. Ktoś mi mówił, że jak awansujemy do finału, to bez różnicy czy go wygramy czy przegramy, za sam awans będziemy grać w europejskich pucharach. Sao zacierał ręce, bo to oznacza więcej kasy. Legalnej. Valencia 2:2 Girona ( Hadili, Viera ) ( Sanchon, Fernandez )
  3. @ Proszę uprzejmie - David Aganzo ----------------------- Pewnie zastanawiacie się w jaki sposób media jeszcze nie dotarły do mojej ciemniejszej strony egzystowania? Na początku też mnie to dziwiło. To znaczy, wiedzieli, że mam galerię handlową ale jakoś nikt nie wnikał zbytnio skąd na to braliśmy pieniądze. Hades wspominał coś pewnego razu o kimś w rodzaju reportera, którego złapali na tym jak robił zdjęcia późnym wieczorem, gdy Azjaci akurat ładowali się do magazynu. Rzekomo twierdził, że jest z gazety, ale chłopaki wzięli go za jednego z Yardies. Przyczepili za ręce i nogi do zderzaków samochodowych, a później dziarsko każdy ruszył przed siebie rozrywając chłopaka na dwie, prawie równe części. Pamiętam, że tamtego dnia akurat bolała mnie głowa. I to cholernie mocno, bo dzień wcześniej zapiliśmy w hotelowym pokoju numer sto siedemnaście racząc się ciałami nagich tancerek. Hades przyniósł torbę sportową, a w niej zamknął siedem sporych worków z kokainą. Odbiorcą miał być Portolo – tak nazywaliśmy portugalskiego przemytnika, który na zachodnią część Półwyspu Iberyjskiego przerzucał spore ilości tego boskiego proszku. Towar mieliśmy najlepszy, ale chłopak zawsze go próbował przed zabraniem. Po posmakowaniu, niewidzący na jedno oko, ogorzały wilk morski popłakał się mówiąc z pełnymi ustami "Christ! Minha esposa ressuscitado!" ("Chryste! moja żona zmartwychwstała!)... Chociaż wiemy z wiarygodnych źródeł, że był zatwardziałym kawalerem. Dla mnie zawsze wyglądał jak filumenista a nie tam jakiś przemytnik. Zresztą, często czułem, że wkręcając się w świat sportu chciałbym powoli odejść od tematów, którymi zajmowałem się wcześniej. Na szczęście ( albo raczej nieszczęście ) ani Sao, ani Hades nie pozwalali mi na to. W dodatku Witkiewicz zrobił jakiś wielki przewał, zwinął się z kasą i uciekł na południe, do Afryki. I nasz przełożony wyznaczył za niego sporą nagrodę. Za żywego więcej, za martwego … też się opłacało. A mówiłem? Promiskuityzm tak się właśnie kończy. Tylko mnie – do diaska – na szczycie nikt nigdy nie słucha! A później przyszedł Nowy Rok. Nowe postanowienia, nowe doktryny filozoficzne. Grubasy chciały zrzucać kilogramy, geje zmieniać orientację, a kurwy przechodzić na drogę … nie, kurwy zawsze będą kurwami. Trochę w życiu przeszedłem, ale do dziś zostało jeszcze trochę miejsca w moim umyśle na zdumienie. Głównie powodują je ludzie. Już pomijam tych szczwanych idiotów z pierwszych stron. Zwykli ludzie też. Bliscy, zdałoby się. Na przykład tacy, których można, lekko tylko naciągając definicję, nazwać przyjaciółmi. Przyjaciele, którzy po latach znajomości, wywijają nam numer tak pokrętny, że przy nim ogon świni jest jak promień lasera. W Nowym Roku postanawiałem, że i te problemy rozwiążę. Problemy z przyjaciółmi. Te chyba leżą w kategorii „ mniej gorsze ” od gorszych – rodzinnych. Pamiętam, że wtedy za oknem grudniowa trawa zieleniła się zimowo a bezlistne grzebienie drzew i niebotyczne, jasnoszare chmury z niepodzielnym brakiem chęci śnieżnej. Siedziałem sobie w cichym, pustym domu i myślałem o tym, czym są święta. Ale pod tym wszystkim coś się kryje. Nigdy ich nie obchodziłem. Ale teraz, tak jakoś … No bo chodzi o to, że będąc gangsterem święta spędzałem w pracy. Handel przedsylwestrowy był o niebo lepszy niż ten wakacyjny. A teraz? Moi piłkarze mają rodziny. I z nimi spędzają ten cholerny czas. Dziwne, szalenie dziwne uczucie. Pamiętam, że wtedy akurat wychyliłem sam litrową wódkę z lodem. Zamówiłem pizzę. Byłem pijany, odsunąłem firankę w oknie i gapiłem się na miasto. I myślałem wtedy, że to wszystko, to cośś poszukiwanego ale zapominanego, coś głębokiego, choć tuż pod skórą u każdego z nas, coś wielkiego mieszczącego się w najmniejszym serduszku. I wtedy pierwszy raz poczułem tęsknotę. I wiedziałem, że chodzi chyba o … tfu! … Miłość. W barszczu ugotowanym, w ulepionych uszkach, w podszczypywaniu zapracowanej kobity, w żartach, w uśmiechu nad świecą, w parującym kubku herbaty, w niezgrabnie wyśpiewanej pastorałce, nawet w kropli mżawki, która jakoś za diabła nie chce stać się puchatym płatkiem puchu. I kiedy tak gadałem sam do siebie, przechodząc niby mentalny proces czyszczenia głowy z czarnych myśli, dostałem wiadomość, że za godzinę mam być pod bankiem po odbiór paczki. Nawalony w sztos wsiadłem do Bentleya Hadesa, zapuściłem motor i ruszyłem przed siebie. Byłem wtedy taki pewny siebie, taki szalony, taki … naiwny. Bo później, na drugim skrzyżowaniu po lewej od strony galerii zgarnął mnie patrol, gdy wchodząc w zakręt najechałem na chodnik. I gdy chcieli mnie zamknąć, to natenczas nadjechał jeden z żołnierzy mnicha. Zatrzymał się naprzeciwko, otworzył okno, mrugnął do funkcjonariuszy i znów mogłem swobodnie jechać z głową pełną procentów przed siebie. Tabela po zakończeniu rundy wyglądała następująco : Obrońcy tytułu - Betis | Poz | Inf | Zespół | | M | Wyg | R | P | ZdG | StG | R.B. | Pkt | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 1. | | Girona | | 18 | 14 | 4 | 0 | 30 | 5 | +25 | 46 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 2. | | Villarreal | | 18 | 13 | 5 | 0 | 42 | 11 | +31 | 44 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 3. | | Sporting Gijón | | 18 | 12 | 3 | 3 | 29 | 15 | +14 | 39 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 4. | | Elche | | 18 | 12 | 1 | 5 | 25 | 16 | +9 | 37 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 5. | | Castilla | | 18 | 10 | 4 | 4 | 29 | 18 | +11 | 34 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 6. | | Las Palmas | | 18 | 11 | 1 | 6 | 27 | 21 | +6 | 34 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 7. | | Racing Santander | | 18 | 10 | 3 | 5 | 26 | 14 | +12 | 33 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 8. | | Recreativo | | 18 | 9 | 5 | 4 | 29 | 23 | +6 | 32 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 9. | | Xerez | | 18 | 8 | 6 | 4 | 35 | 22 | +13 | 30 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 10. | | Numancia | | 18 | 7 | 4 | 7 | 17 | 17 | 0 | 25 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 11. | | Córdoba | | 18 | 6 | 5 | 7 | 29 | 27 | +2 | 23 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 12. | | Murcia | | 18 | 6 | 5 | 7 | 25 | 21 | +4 | 23 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 13. | | Alcorcón | | 18 | 6 | 4 | 8 | 22 | 24 | -2 | 22 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 14. | | Hércules | | 18 | 5 | 6 | 7 | 21 | 20 | +1 | 21 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 15. | | Mirandés | | 18 | 6 | 3 | 9 | 19 | 21 | -2 | 21 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 16. | | Almería | | 18 | 5 | 4 | 9 | 24 | 32 | -8 | 19 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 17. | | Huesca | | 18 | 4 | 3 | 11 | 22 | 31 | -9 | 15 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 18. | | Ponferradina | | 18 | 4 | 3 | 11 | 22 | 35 | -13 | 15 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 19. | | Guadalajara | | 18 | 3 | 4 | 11 | 13 | 34 | -21 | 13 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 20. | | Sabadell | | 18 | 2 | 5 | 11 | 13 | 33 | -20 | 11 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 21. | | Lugo | | 18 | 1 | 4 | 13 | 12 | 39 | -27 | 7 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | 22. | | Barcelona"B" | | 18 | 0 | 6 | 12 | 12 | 44 | -32 | 6 | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------| | | | | | | | | | | | | | | ---------------------------------------------------------------------------------------------------------|
  4. Problem ze zgłoszeniem do rozgrywek nowych zawodników polegał na tym, że w kadrze mogliśmy mieć tylko dwadzieścia pięć numerów, a piłkarzy było więcej. A więc przesiałem przez sito opinii trenerów całą kadrę i kilku piłkarzy musiało zostać wystawionych na bazar. Wtedy to pojawił się drugi problem – jak ich do cholery sprzedać? Przecież jesteśmy słabym zespołem z jeszcze słabszej ligi! Na Boga – skoro gość jest wyceniany na 100 tysięcy euro to sprzedamy go za 60-70. I wiecie co? NIKT nie chciał skorzystać z takiej okazji. Dosłownie nikt. Rozmawiałem z Rogerem na temat jego naturalizacji. Mówił, że od kiedy w Polsce przeszła fala fascynacji jego talentem, świat o nim zapomniał. A na zsyłce w AEK pograł tyle meczy ile kul dostał 50 cent pod swoim domem. Jedna runda powoli dobiegała końca. Graliśmy pewnie, bo po serii remisów znów Aganzo błysnął talentem motywując pozostałych chłopaków do lepszej gry. Girona 3:0 Guadalajara ( Hens, Aganzo, Jofre ) Mirandes 0:3 Girona ( Aganzo 2x, Hens ) Girona 1:0 Murcia ( Sanchon ) W Copa del Rey musieliśmy sprostać Elche. I to w dwumeczu. Pierwszą potyczkę wygraliśmy. Na drugą trzeba było czekać aż do stycznia. Girona 2:0 Elche ( Kitoko, Aganzo ) Jeszcze przed sylwestrem udało się nam podpisać dwie umowy. Dwa nowe kontrakty na nadchodzący sezon – dwa niewątpliwe talenty, dwa nowe głośne nazwiska. Głośne – jak na drugą ligę. Transfery : Oier Orazabal – piłkarz młodzieżowej drużyny FC Barcelona, który od obecnego sezonu jest trzecim golkiperem słynnej Barcy. Miał dość przesiadywania na ławce. Dostał 30 tysięcy euro za podpis pod kontraktem. Emanuele Orlandi – siódmy w hierarchii napastnik włoskiego AC Milan. Udało się go przekupić identyczną kwotą co Orazabala. I obaj mieli dołączyć do nas już w letnim okienku transferowym.
  5. @ Myślałem bardziej o tym, by go wystawić na listę transferową. Słabo gra. Ale spróbuję tak jak radzisz. -------------------------- Powoli zaczynałem łapać bakcyla. Wygrywanie miałem we krwi, a przenosząc to na pole sportu czułem, że zaczynają mnie doceniać nie tylko w klubie, ale i w całej Hiszpanii. Wiedziałem, że Druga Liga Hiszpańska nie jest jakimś osiągnięciem, ale grając w ten sposób mamy prosto, jak w mordę strzelił, do pierwszej ligi. I w ramach motywacji Sao obiecał mi pokaźną premię. A jako bonus, po świętach Bożego Narodzenia ( których nigdy nie obchodziłem ) miałem dostać od niego niespodziankę. Lewe interesy szły jak po maśle. Ostatnimi czasy udało się nam przejąć dwa tiry transportujące do Portugalii markowe ciuchy i obuwie. Całość została sprzedana w naszych sklepach z lewymi fakturami. Taki sam pomysł mieliśmy na nadwyżki towaru, które dostawały sieci sklepów spożywczych. Ja twierdziłem, że nadwyżki powinny być sprzedawane przez właścicieli w swoich biznesach, ale Sao nakazał mi otworzyć coś w rodzaju brytyjskiego 99p. I w tym sklepie Hiszpanie mogli kupować wszystko, co związane z konsumpcją. Pranie brudnych pieniędzy powoli nabierało tempa. Handel narkotykowy kwitnął jak wspinająca się po drewnianym badylu róża. Wszyscy byli zadowoleni. Wszyscy … poza Hadesem, który nie wiedzieć czemu, poszedł w odstawkę. Sao zawsze twierdził, że ten chłopak ma potencjał, ale jest cholernym leniem. Dla niego istniał jeden dzień, w którym wiedział – był pewien, że zacznie coś ze swoim życiem robić. I było to „ jutro ”. Od jutra miał przestać palić zielsko, od jutra otworzyć coś swojego. Od jutra miał zając się ściąganiem drobniejszych długów dla unormowania gospodarki przynoszącej mniej pieniędzy. Ale – niestety – jutro nigdy nie nadchodziło. W efekcie ja się bogaciłem, a Hades przerżnął już wszystko w Gironie i zaczął szukać nowych wyzwań poza granicami miasta. Pech chciał, że poza granicami swoich ludzi mieli Yardies. Aganzo został wybrany do jedenastki kolejki. Było to pierwsze wyróżnienie dla naszego zawodnika w tym sezonie. Potwierdził oczekiwania w meczu z Numacią. Girona 1:0 Numancia ( Aganzo ) W kolejnej rundzie Pucharu Hiszpanii mieliśmy ciężkie zadanie pokonania Granady. Buki dawali nam mniej więcej tyle szans, co Seicento w starciu z Ferrari na ¼ mili. I powiem wam, było cholernie ciężko. Dopiero w rzutach karnych udało się ustrzelić rywala. Granada 1 (3) : (4) 0 Girona ( Lopez ) A później nadszedł czas remisów. Z niewiadomych dla mnie przyczyn nie mogliśmy wepchnąć piłki do siatki. I na nic zdały się moje groźby, prośby, błagania, kary. Po prostu, zaczarowali nas. Nie przegrywaliśmy, to fakt. Ale ciułanie punktu po punkcie sprawiło, że na czele tabeli wyprzedziło nas Villareal, a Elche traciło do nas zaledwie jeden punkt. Xerez 1:1 Girona ( Jose Mari ) ( Abe ) Girona 0:0 Hercules Recreativo 0:0 Girona Po potyczce z Recreativo mój genialny asystent oznajmił, że bez mojej wiedzy I zgody zakontraktował dwóch piłkarzy. O ile na początku sezonu miałbym to w poważaniu, o tyle teraz, w środku poczułem się jak kupa. Najgorsze w tym wszystkim było to, że na całym rynku bezrobotnych nie było ani jednego chłopa troszkę lepszego od mojego asystenta. I musiałem się z nim liczyć. Czy tego chciałem, czy też nie. Transfery za darmo : Roger ( PL/29 ) - środkowy, ofensywny pomocnik nadający się również na skrzydła. Mówili na niego brazylijski Polak. I przyszedł do nas z AEK za darmo. Remi Elissalde ( FR/21 ) – środkowy, defensywny pomocnik. Przyszedł za darmo, a jego poprzednim klubem było sławne Bordeaux.
  6. Ja też wolę opowiadania z fabułą. Róbcie co chcecie. Fm do gra, a gra to zabawa
  7. Mój gabinet powinien wyglądać tak, żebym lubił do niego przychodzić. Bo jaki jest sens chodzenia do pracy, która ma sprawiać przyjemność, gdy na ścianach nie wisi Żyd, a biurko zamiast nosić ślady użytkowania nosi ślady nowości? A więc powiesiłem Żyda przy oknie, zasłony kazałem wyrzucić a w ich miejsce wstawiłem rolety. A wyglądał tak : wchodzisz, po lewej beżowa kanapa ze skóry i drewniany, owalny stół. Zaraz przy nich stoi regał z dokumentami, a przy regale globus z alkoholem ( i lodówką ). Przy czołowej śc`ianie stoi moje biurko i wygodny fotel na kółkach, za fotelem regał z książkami, dokumentami i czymś tam jeszcze, co niby powinno być na takim regale. Po prawej okno, przy oknie Żyd, przy Żydzie drugie okno i już. Na starcie, żeby wykorzystać miejsce do opierdzielu zaprosiłem Aganzo. A później bez ogródek wytłumaczyłem mu, że do klubu przyszedł grać na najwyższym poziomie a nie zarabiać kasę. I, że jak mu się nie podoba, to może iść zarabiać na kasę do supermarketu. Kiwał głową jak bym był klechą i prawił kazania o antykoncepcji naturalnej. A później nadszedł czas potyczek ligowych : Huesca 2:3 Girona ( Alonso, Camacho ) ( Velez, Jofre, Aganzo ) Mecz z Villareal był nazywany przez media lokalnymi derbami. Mi derby kojarzyły się wyłącznie z nie wiem czym, więc wyszedłem do spotkania na luzie. Gorzej było z piłkarzami. Grali jak by im ktoś kije od szczotek w tyłki powsadzał. Girona 0:0 Villareal Sporting rozjechaliśmy jak ratrak narciarza mylącego szlak. Girona 4:0 Sporting Gijon ( Velez, Aganzo, Sergio own., Garmendia ) Z Granadą było ciężko. Copa del Rey, kolejna runda, a moi piłkarze byli tak zmęczeni, że zastanawiałem się czy nie pokruszyć im czegoś przed spotkaniem. Ostatecznie Fernandez strzałem z główki dał nam zwycięstwo. Girona 1:0 Granada CDR ( Fernandez ) Patrzcie jak skutkują despotyczne rządy! Aganzo grał w kratkę, a teraz przy raporcie zarządu nie dość że dostałem pochwały za całokształt, to jeszcze Hiszpan został wybrany najlepszym transferem. No nic dziwnego, skoro był Wonderkidem czy jakoś tak. Almeria 1:2 Girona ( Schoutedern ) ( Aganzo, Tortolero ) Październik zakończyliśmy na pierwszym miejscu. Za nami Villareal, Gijon i Elche.
  8. Popieram kolegę powyżej. Szkoda, że strona nie ma jakiegoś sponsora - patronatu czy coś w tym stylu. Wtedy można by ufundować niewielkie nagrody.
  9. Analizowałem ostatnio stare opowiadania i nie sposób nie zauważyć, że kiedyś ludzie pisali lepiej. Kiedyś liczba odsłon i komentarzy była ogromna, przez co twórcy mieli zapał do pisania. To tak jak ze sportem - jak ludzie kibicują i motywują, poprawiasz wyniki. A dzisiaj? Ci co trafiają do działu " opowiadania " jak już tam są, nie piszą w ogóle, albo tworzą coś co kilkanaście dni. W efekcie ten dział powinien nosić nazwę " kariera Fenomena " bo tylko ten chłopiec tam cokolwiek umieszcza. Pozostali mają problem z budowaniem fabuły. Nie wiem z czego to wynika. Są starzy wyjadacze ktorym też już się nie chce pisać. Bo cokolwiek nie napiszą, zaraz jest najlepsze, chociaż wcale nie jest. Ale znani autorzy budowali swą renomę latami. A większość dzisiejszych autotrów wchodzi po to, by dodać cokolwiek - i w efekcie po kilku tygodniach opowiadanie trafia do archiwum. Ja się wcale nie dziwię, że nie ma rozwiązania konkursu z poprzedniego miesiąca. Z tego pewnie też nie będzie. Szkoda, że ludzie coraz mniej piszą, coraz mniej bawią się językiem, coraz mniej rozbudowują fabułę.
  10. @ I tak nikt tych opisów nie czyta. Jak przeglądałem opowiadanie Fenomena, to tam widziałem, że kilka osób pisze, że wchodzi do opka wyłącznie oglądać wyniki. A skoro nikt nie czyta to po co opisywać ? ------------- Bronislav Witkiewicz i Sao tamtego dnia przesiadywali od samego rana w kawiarnio-księgarni usytuowanej na pierwszym piętrze w naszej galerii. Trzy studentki usługiwały im przy zamówieniach, a drzwi wejściowe zdobiła tabliczka „ Zamknięte ”. Zaczynałem się obawiać, że mój przełożony wybierze sobie mój interes na biznesowe schadzki i to przez niego zacznę tracić legalnie zarobione pieniądze. I wtedy po raz pierwszy stanąłem przed dylematem : co powiedzieć do szefa, gdy jest mi nie na rękę jego zachowanie? Z jednej strony mógłbym grzecznie przeprosić i poprosić o zmianę lokalu. Poskutkowało by to w zależności od humoru mnicha. Albo by go zmienił, albo by mi złamał nos, czy urwał powiekę. Z drugiej strony mogłem mu pozwolić na biznesy, ale wtedy mógłby zaistnieć efekt domino – skoro można swobodnie korzystać z moich włości, można będzie też kilka z nich przejąć w charakterze zapłaty za danie możliwości takowego zarobku. Stałem kwadrans przed głównym wejściem tocząc w głowie taką batalię. Bo chyba każdy ma taki moment w życiu, w którym trzeba pokazać, że ma się jaja. I dotyczy to zarówno kobiet jak i mężczyzn. Faktem jest, że skutki naszego działania mogą być opłakane, ale kto nie gra ten nie wygrywa. Wszedłem do środka, oparłem się o blat stolika który znajdował się dokładnie naprzeciwko miejsca w którym oni siedzieli i miałem już zacząć rozmawiać, gdy Sao odsunął sofę i poklepał dłonią po jej siedzeniu. Gdy usiadłem okazało się, że sieć supermarketów na terenie Girony zaczęła przynosić straty. Wynikało to z trefnego mięsa, które było odświeżane trzykrotnie w ciągu miesiąca. Gdy nie schodziło firma zajmująca się produkcją paszy dla zwierząt w specjalnie wybudowanym magazynie przerabiała mięso na konserwy, pasztety i coś w rodzaju paprykarzy. Podobno podczas jednej z kontroli trefna tercja „wpadła” i teraz należy zapłacić ogromną grzywnę. Początkowo nie do końca rozumiałem sens przekazywanej informacji, ale gdy Witkiewicz wytarł nos w chusteczkę z ręcznym haftem przedstawiającym jego inicjały Sao oświadczył, że przenosi ten magazyn w podziemia naszej galerii – wraz z pracownikami z Azji. Nie było by w tym nic złego gdyby nie fakt, że akurat Azjatów poszukiwali członkowie Yardies, czyli największej mafii na Wyspach Brytyjskich. I to oni toczyli od lat cichą wojnę z Sao. To oni stali za spaleniem fabryki produkującej jogurty, za masowym mordem chemików i specjalistów od sprzętu elektronicznego, którzy pracowali dla nas na przedmieściach miasta. Najważniejszą personę wśród Chińczyków powiesili nad wejściem do kościoła. Oderwali mu cztery kończyny i przybili je do ściany w taki sposób, że pomiędzy korpusem a nimi były dwa, trzy centymetry odległości. Wydłubali mu oczy, przebili igłą i zawiesili na szyi. Chłop wykrwawił się nim ktoś go zauważył. I od tamtej pory mamy z nimi piekło. Bałem się, że Azjaci zostaną złapani i Yardies z zemsty spalą mi galerię. Ale później Sao wyłożył na stół teczkę wypełnioną banknotami, obiecał dać ochronę i pełen monitoring. I tak w podziemiach galerii handlowej powstał magazyn przerabiający trefne jedzenie na to dopuszczalne do sprzedaży. Czyli w konserwach można było znaleźć kawałki padliny, zębów, kości, pleśni … a nawet ludzkiego mięsa. Życie jest niesprawiedliwe. Nawet dla gangstera.
  11. Taktyka … jaką ja mogłem grać taktyką? Dla mnie okiełznanie jedenastu zawodników graniczyło z cudem. A więc kolejną sprawą było przydzielenie asystentowi ( póki jeszcze pracował ) zadania opracowania taktyki. I najpierw podobno wychodziliśmy w jakiejś klasycznej, później rzekomo skrzydłowi byli wysunięci do przodu. Dla mnie, przeciętnego zjadacza chleba, taktyka jest tak samo skomplikowana jak paradygmaty fleksyjne, czy polityka. Drużyna ma wyjść, strzelać bramki, zarabiać kasę. A sezon dalej kręcił się w najlepsze, bo kolejne wyniki wywindowały nas na pierwsze miejsce w klasyfikacji ogólnej. Szliśmy w zaparte. Ja – dumny z siebie z cholera wie jakiego powodu. Sao – dumny ze mnie i z siebie z podobnych powodów. Girona – dumna ze mnie. Kibice – dumni po zwycięstwie i niby wierni po porażce. Sabadell 0:1 Girona ( Hens ) Barcelona " B " ma tyle wspólnego z Barceloną "A" co parówka z dyskontu z mięsem. Girona 1:0 Barcelona B ( Aganzo ) Ponferradina 0:1 Girona ( Sanchon ) Racing Santander 0:2 Girona ( Velez 2x ) Pucharowe szczeble były cholernie strome. Niby zwycięstwa przychodziły nam ciężko ( ale przychodziły! ), ale puchary rządzą się swoimi prawami. Tak zwykł mawiać Sao za każdym razem, gdy przychodziłem do niego zdawać relacje z tego co osiągamy. Prawił mi kazania, że w przyszłym sezonie przyjdą do nas znani piłkarze, a Girona będzie na ustach nie tylko Hiszpanów, nie tylko Katalonii. Stary wariat wiedział co robi. Nie wyobrażacie sobie jak wielką kasę można pompować w klub – jak wiele można wyfakturować w taki sposób, by Urząd Skarbowy się nie skapnął nawet podczas ciężkich i skrupulatnych kontroli. A takie były na porządku dziennym. Nad tym biznesem pieczę trzymał niejaki Bronislav Witkiewicz – twór jajeczka Polki i plemnika bułgarskiego profesora od biologii molekularnej. Ponoć cholernie skrupulatna bestyjka o sztampowym wyglądzie księgowego – za krótkie nogi, za duży brzuch, za mało włosów, za bardzo sztywny. A i za dużo je. Chodziły plotki, ze Bronislav lubi sobie poużywać biorąc udział w zjazdach Swingersów. I niebawem mieliśmy z Hadesem sprawdzić te nowinki. Bo, w końcu, chyba każdy z nas czasami ma taką myśl, by wziąć koleżankę, oświadczyć że jesteś w związku, a później pojechać na spotkanie Swingersów i poużywać za darmo z kilkoma partnerkami, prawda? No więc, spotkanie pucharowe z Cartageną tak naprawdę było meczem w którym strzelaliśmy w mur nie do przebicia. Dopiero Fernandez wytoczył armatę i ustrzelił siatkę przy lewym słupku, na wysokości kolan bramkarza, który został zmylony. Piłka po rykoszecie odbiła się jeszcze od ziemi i wpadła do bramki dając nam kolejny awans. Tym razem pokonaliśmy szczebel numer trzy. Cartagena 0:1 Girona ( Fernandez )
  12. Cieszy mnie, że się wam podoba Aż się chce pisać dalej ! Jak by ktoś chciał jakieś screeny to piszcie. ------------- Inauguracja sezonu to był czas oddzielenia chłopców od mężczyzn. Nie mieliśmy kompletnie drugiego zespołu, a ekipa tych młodszych, co nazywają ich juniorami, liczyła sobie zaledwie sześciu czy ośmiu chłopaków. Przedziwne zwyczaje panowały w Gironie. Nikt tu nie szanował pracy u podstaw. Tych młodszych wysyłano po kabanosy i wodę mineralną do sklepów; albo podawali piłki, butelki z napojami. A to właśnie praca u podstaw jest najważniejsza. I to musiałem zmienić. Liga ruszyła z kopyta, a nasz start był tak okazały, że jeden z pismaków skwitował go słowami „ Girona już na starcie zmiażdżyła nam systemy ”. Girona 3:0 Cordoba ( Velez 2x, Hens ) Lugo 0:1 Girona ( Kitoko ) Girona 3:1 Elche ( Velez, Ortega, Fernandez ) ( Mateo ) Po zgarnięciu kompletu punktów przyszła pora na puchary. I w drugiej rundzie Copa del Rey kibice zobaczyli horror. Dobrze, że w ostateczności to my wyszliśmy z niego cali. Girona 3:2 Sabadell ( Sanchon 2x, Hens ) ( Hersi, Lanzarote ) Cztery mecze, cztery zwycięstwa. Co drugie spotkanie było transmitowane w telewizji. I nagle okazało się, że Nelson ( czyli ja ) stał się osobą publiczną. Coraz więcej ludzi zaczęło mnie poznawać, coraz więcej artykułów w gazetach traktowało o mnie i mojej Gironie. I wtedy po raz pierwszy właśnie użyłem tego sformułowania – „ Moja Girona ”. Brzmi dumnie, prawda?
  13. Dzięki ---------------------------- Zastanawialiście się kiedyś jakie atrybuty powinien posiadać dobry asystent? Ja miałem taką rozkminę siedząc na murku okalającym dach jednego z wieżowców. To był piękny, słoneczny dzień. W dole, trzydzieści pięć pięter niżej spacerowali turyści, a po ulicy toczyły się leniwie samochody. Tego dnia byłem na mszy świętej, gdzie wielebny Fernando prawił morały o seksie przedmałżeńskim. Zawsze zastanawiałem się nad tym, w jaki sposób ktoś, kto nie bzyka może gadać o bzykaniu? W sensie – jaki jest sens takiej „ mowy trawy ”? Kiedyś Sao przekazywał nam informacje dotyczące handlu. Mówił co kupować, gdzie kupować i jak najkorzystniej sprzedać. I to miało sens. Miał wyniki, więc motywował nas do działania. A proboszcz? Jedyną kobietą z którą sypia jest jego prawica. To smutne. Powinni zezwolić księżom na chodzenie chociażby do agencji towarzyskich. No więc tamtego dnia siedziałem wygodnie na murku gdy Hades z dwoma żołnierzami wywieszali na maszcie flagi Hiszpanii dwóch dłużników. Jeden urwał się z liny dosłownie w kilkanaście sekund i pofrunął w dół z impetem rąbiąc w zaparkowanego busa, który przywoził do budynku świeże surówki. Drugi ze strachu popuścił mocz. I gdy obcinali mu rzepkę w kolanie ręczną piłą do cięcia metalu, zastanawiałem się nad tym jaki powinien być asystent. No bo na dwoje babka wróżyła : z jednej strony powinien być identyczny jak menedżer. Preferować taką a nie inną taktykę i ślepo wierzyć w zmysł trenerski swojego przełożonego. Powinien być jak kobieta – kucharka w kuchni, przyjaciel przy piwie i dziwka w łóżku. Z drugiej jednak strony takie ciepłe kluski często stają się zbyt ciepłe i wtedy taki ktoś traci na poważaniu. A gdy nad podopiecznymi nie ma bata zaczynają się tańce i swawole. Uwierzcie mi, jak ktoś wam trzaska rzepkę piłką do metalu, to zastanawiacie się czy nie lepiej skoczyć z tego dachu za kolegą. Trochę mnie gnębiło poczucie niedosytu. Bo, co prawda z uciętą rzepką, taki człowiek staje się kaleką do końca życia. I wtedy niby zrozumie, że oddawanie długów jest ważniejsze od wszystkiego. Nawet od zrobienia przysłowiowej kupy o poranku, wypicia kawy i czynienia małżeńskich obowiązków. Z drugiej strony dług nadal będzie wisiał w powietrzu. I kiedy puścimy takiego delikwenta wolno, pomimo swojej ułomności na ciele, będzie chodził i rozpowiadał wszystkim, że Nelson i Hades są miłosierni. A tego bym nie chciał. Analizując więc schemat funkcji asystenta podszedłem do chłopaków, spojrzałem na dłużnika i pokazałem im, że piłowanie kolan jest strasznie, ale to strasznie męczące. Lepiej odpiłować od razu głowę. Miękka, chuda szyja oprze się bezapelacyjnie ostrzu stali, a kręgosłup zawsze można odłamać. No więc, gdy piłowali szyję, ja postanowiłem zmienić asystenta. Mój zmiennik powinien mieć swoje zdanie. Powinien być charyzmatyczny, wiedzieć czego od życia oczekuje. Powinien wiedzieć więcej ode mnie o sporcie, piłce nożnej. Powinien mieć znajomości, wtyki i tak dalej. Powinien być wreszcie sobą, a nie plastusiem. Hades nie nadawał się na nikogo, a z tych ludzi, których znałem, nikt nie był tak mądry jak on sam. A więc nadszedł po raz pierwszy czas, w którym musiałem zagłębić się w penetrację lokalnego rynku. Po oddzieleniu ciała od głowy zapakowaliśmy ją w worek, obowiązaliśmy czerwoną wstążką i nakazałem wysłanie jej w charakterze paczki do pozostałych wspólników kierujących firmą eksportującą dywany. Perskie i te zwykłe. Na paczce napisaliśmy „ Czasami ludzie tracą głowę dla swoich interesów ”.
  14. Moim asystentem był Antonio Rodriguez. Chudy, wyżarty przez stres, z wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Wyglądem bardziej przypominał Szkieletora z He-Mana niż zapaśnika. Któregoś razu powiedział mi, że Hiszpan Aganzo i Japończyk Yuki Abe zostali sprowadzeni do naszego klubu nie dlatego, że był na nich popyt. Według niego kontrakty dostali z powodu Sao. Tybetańczyk wyczytał w Internecie, że kiedyś, kilka lat wstecz obaj wymienieni byli w grupie Wonderkid. Gdy zapytałem czymże jest ta grupa, w odpowiedzi otrzymałem zlepek dziwnie brzmiących informacji. Jakiś Championship Manager, jakieś stare Pecety, jakieś fora internetowe i fani gier menedżerskich. Z takim podejściem do klubu z pewnością osiągniemy niebanalne wyniki. Zwłaszcza, że przecież gry nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. A więc na mecze kontrolne, które zresztą umawiał nam asystent, przyjeżdżałem z duszą na ramieniu. A nie było tak źle. Na początku zagraliśmy mecz wewnętrzny. I wynik nawet mnie zaskoczył. Girona A 9 : 0 Girona B ( Tortolero, Benja 2x, Rigo, Jofre, Moha, Migue, Coco 2 x ) Wewnątrz klubu nie ma dużej rywalizacji. To znaczy, niby jest, ale nikt nikomu nie podetnie, nogi, nie urwie łba, nie poderznie gardła. A więc Rodriguez zorganizował kolejne sparingi. I tak : Guixols 0 : 8 Girona ( Aganzo 3x ( !!! ), Hens, Benja, Gil ( own ), Nieto, Abe ) Cassa 0 : 5 Girona ( Jofre, Garmendia 2x, Velez, Coco ) Girona 2 : 0 Fiorentina ( Fernandez, Velez ) Real Oviedo 3 :1 Girona ( Busto 2x, Nano ) ( Hens ) Liege 0 :4 Girona ( Sanchon 3x, Fernandez ) Wyniki mówiły same za siebie. Jedna z bojówek Girony po meczu z Oviedo została zatrzymana przez naszą policję. Ponoć dwóch kibiców gospodarzy zostało zakopanych glanami na śmierć. Pięciu innych pozbawiono dłoni, a jakiemuś osiemnastolatkowi nasi wytatuowali wielkiego penisa na samym środku czoła z napisem „ I hate Oviedo ”. Później miał nadejść pierwszy sezon. Jakie miałem założenia? Prezes coś wspominał, żebyśmy się utrzymali w środku tabeli. Piłkarze twierdzili, że z taką paczką damy radę powalczyć może o wyższe cele. Ale gdy miałem zadeklarować dziennikarzom o co walczymy – chcąc czy nie chcąc – musiałem oświadczyć, że o awans. Bo tylko to interesowało Sao. Chciał w pierwszej lidze zająć się na poważnie handlowaniem wynikami. I miał ku temu teraz pierwszą okazję.
  15. Tak się chyba zaczyna każda przygoda z menedżerem w roli głównej. Czyli – przybycie, kontrakt, zmiany. Jedni do kibla i woda w dół, inni na piedestał. Redukcja, robienie masy, cięcia, dodatki, plany palące na panewce i rozdmuchane ego. Ale ja tak nie miałem. Byłem kimś, kto nie miał zielonego pojęcia o świecie futbolu. Po jednym z treningów zapytałem Mendesa co w nim takiego rewelacyjnego. A on wzruszył ramionami, jak bym go pytał o stolicę Burkina Faso. Był zwykłym człowiekiem, o którym kiedyś było głośno. Dziś podobno ma kilka nieruchomości na Półwyspie Iberyjskim, a pozostałość pieniędzy przepił i przepuścił na kobiety. Swój chłop. Ja też bym tak zrobił. W centrum Girony postawiliśmy galerię handlową. Niby zwykły, kolejny kolos budzący podziw i odrazę jednocześnie. Tylko że nasza galeria była w 100% NASZA. To my – ja z Hadesem – zatrudnialiśmy cały personel. I wszystkie sklepy były nasze – własnościowe, albo na zasadzie franchisingu. To był nasz pierwszy, tak naprawdę legalny biznes. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie zatrudniał ludzi na czarno. Wywiesiliśmy ogłoszenia w całym mieście i ludzie walili drzwiami i oknami. Tradycyjnie mężczyzn wybieraliśmy na podstawie aplikacji które składali. Ci z doświadczeniem obsadzali wysokie stołki, a ci bez doświadczenia zostawali na lodzie. Ale kobiety to już insza inszość. Tu kierowaliśmy się wyłącznie gustem, a że zwykle chodziliśmy na te same prostytutki, we dwóch na raz, więc z wyborem odpowiednich dziewczyn nie mieliśmy większego problemu. Głównie zatrudnialiśmy Hiszpanki, bo z nimi nie było problemów natury etnicznej. Na parterze, po prawej stronie przy wejściu znajdował się sklep z bronią. Nie mieliśmy w planach zarabiać Bóg wie ile na tego typu przedsięwzięciu, ale samo to, że handlowaliśmy czymś zakazanym w sposób legalny stawiało nas wysoko w hierarchii gangsterów. W ten sposób chcieliśmy zakpić ze stróżów prawa, którzy deptali nam po piętach od kilku lat. Dalej były tradycyjne stoiska i wystawy. Skupiliśmy się głównie na ciuchach damskich, bo na nich był największy zysk. Traktowałem ten biznes jako swoistą odskocznię od tego, co zwykle robiłem. A nigdy nie handlowałem z kobietami. Takie miałem zasady i – prawie – zawsze ich przestrzegałem. Kobiety w świecie przestępczym traktowane są jak zło konieczne. One myślą inaczej, robią inaczej i mówią inaczej niż my. Dla mnie działka koki to działka koki, a dla nich to wybór – sprzedać czy nie sprzedać matce trójki dzieci? Co będzie potem? Może zrobi im krzywdę? Może zamiast kupić im jedzenie kupuje narkotyki? Cholera! Mam to w dupie! Na tym polega różnica. My robimy, one myślą. Miałem kiedyś jedną Hiszpankę, która była przedstawicielem handlowym. Sao kazał ją zatrudnić w charakterze negocjatora, ale dla mnie była po prostu kawałkiem chodzącej padliny z całkiem sporym cyckiem. Po pierwszej – niby udanej – transakcji znaleźliśmy ją w koszu na śmieci, na tyłach kantyny studenckiej. Ktoś rozorał jej krocze tak bardzo, że można było tam parkować transatlantykiem. I tyle było z niej pożytku. Zamiast premii dostała nekrolog w gazecie i dwa znicze. Za to pod względem konsumpcyjnym kobiety są bardzo specyficznym klientem. Z natury chcą mieć wszystko: Ciuchy, perfumy, buty, kosmetyki, książki, figurki, świeczniki, watę cukrową i chleb pełnoziarnisty – koniecznie pokrojony. No bo jak one mają kroić chleb, kiedy wczoraj zrobiły sobie paznokcie? O, właśnie, paznokcie! Więc w niedalekiej odległości od sklepów z ciuchami zrobiliśmy dwa gabinety kosmetyczne, fryzjera i solarium. A najlepiej płacić kartą swojego mężczyzny. A jak dodać do każdego produktu magiczną wywieszkę – przecena – to okazuje się, że nawet Rowling i Tolkien nie mieli tyle mocy twórczej w kreacji swoich dzieł, co kobiety w wynajdywaniu zaskórniaków na coś, co jest im tak naprawdę niepotrzebne. Na samym końcu, tuż przy drugim wyjściu prowadzącym wprost na dwie fontanny uruchamiane w rytm muzyki poważnej stacjonowały bary i restauracje. Tutaj nie było target. Handlowaliśmy wszystkim, ze wszystkimi. Hades wygrzebał skądś rewelacyjne ceny na turecki kebab, który był zlepkiem mięs bliżej nieokreślonego pochodzenia. Ale z czasem okazało się, że był to strzał w dziesiątkę, bo to coś jedli wszyscy.
  16. @ Dzięki. Trzymajcie kciuki ! ------ Zgarnęliśmy pieniądze z sieci sklepów spożywczych prowadzonych przez Polaka na terenie całego miasta. Miał fart. Poznał piękną Vanessę – Hiszpankę której matka była Polką a ojciec Katalończykiem. A później odłożone pieniądze zainwestował w polski sklep, gdzie oprócz żarcia hiszpańskiego można było kupić bigos, grochówkę i pierogi ruskie. Na miejscu, na wynos, mrożone i tak dalej. Specyfikacja jego biznesu zakładała prosty schemat działania :polskie jedzenie było importowane z ojczyzny specjalnie przystosowanymi busami. Natomiast polskie żarcie w stylu fast food robiły Polki, które pracowały u niego na umowę śmieciową. W ten sposób ogarnął całe miasto stawiając podobnych sklepów aż osiem. A my, po bratersku, zgarnialiśmy 15% jego miesięcznego dochodu dając w zamian ochronę. Co prawda – na chłopski rozum – kto chciałby napadać na sklepy z jedzeniem? Jak zwał, tak zwal. Praca polegała na dawaniu ochrony i czerpaniu dochodów. Proste. Mieliśmy też gorsze dni. Niekiedy transporty były na minie i ( zamiast zarabiać ) traciliśmy miliony dając się złapać mobilnym służbom celnym. Ale jak człowiek zliczył do kupy całość pieniędzy, nasz biznes i tak był cholernie opłacalny. Powracając do wątku futbolowego Sao pierwsze pieniądze zainwestował w piłkarzy. Dla mnie chłop to chłop, ale dla fanatyka taki Ronaldo to nie to samo co Kowalski, albo inny Nowak. I w ten oto sposób do klubu przywędrowali tacy piłkarze jak : - David Aganzo – napastnik, na ten transfer nie wydaliśmy pieniędzy. Ale Hiszpan kręcił nosem, że to druga liga, że przecież nie ma perspektyw na życie i tak dalej. Daliśmy mu i jego agentowi po 30 tysięcy euro na głowę i problem rozwiązał się w mgnieniu oka. - Sergio Ortega – były piłkarz Celti Vigo i Numancii. Tutaj musieliśmy posmarować po kieszeni tylko piłkarza i za podpis Sao wlepił mu 10 tysięcy euro. - Yuki Abe – środkowy pomocnik, który grywał też na skrzydle. Pochodzi z Japonii i ni w ząb nie rozumie po hiszpańsku. Ale co to dla nas. Dostał – prócz kontraktu – również tłumacza, który nie opuszczał go na krok. - Darley – brazylijski golkiper. Ma 21 lat i całkiem niezłe warunki. To znaczy, tak twierdził ktoś mądrzejszy ode mnie. Ja kojarzyłem, że Brazylia gra dobrze, więc wzruszyłem ramionami. A chłopak przyszedł do nas też całkiem za friko. - Matija Smrekar – chorwacki napastnik. Nie wiedziałem, że w hiszpańskiej drugiej lidze można zgłaszać do rozgrywek tylko dwóch chłopów spoza Unii Europejskiej, więc jak mi położyli na biurku papiery Chorwata to złożyłem parafkę. I teraz pobiera ponad dziewięćset tygodniowo, a będzie podawał piłki i ręczniki na spocone klatki. Ale będzie jak wyfakturować lewe dochody, więc nikt specjalnie nie płakał. - Pedro Mendes – środkowy, defensywny pomocnik. Jak kibice usłyszeli to nazwisko, to koszulki z jego numerem zeszły na pniu. Ponoć jakiś dobry chłopak, co i w Szkocji grał w Rangersach i w angielskim Tottenhamie i portugalskim Porto. Wyglądał jak kawał zdrowego mięsa w długich włosach więc go przyjąłem. A później okazało się, że nikt nie chce naszych piłkarzy kupować i Sao zdenerwowany wysłał delegację do włoskich Ascoli i Regginy i tam powędrowało dwóch naszych. Później mówili, że ponoć decydenci mieli przysłowiowy nóż na gardle, więc ich wzięli. Ale ja, że znam Sao, to sądzę, iż ten nóż to nie tylko przysłowiowo, ale i rzeczywiście pewnie tam spoczywał. Wydaliśmy trochę grosza na łapówki, więc od razu w klubie pojawił się ( tak zwany ) świeży oddech. Morale wzrosło, a ja przyjeżdżałem patrzeć jak moi trenerzy bawią się z chłopakami w infantylną grę. I było mi z tym dobrze. Na konto wpływały pieniądze, a na boku robiłem lewe interesy. Niby sielanka.
  17. Przez naszą prowincję przebiegał tak zwany biały szlak – czyli kanał przerzutowy pomiędzy Europą, a Hiszpanią. Gerona była idealnym miejscem do maskowania czarnych interesów. Wykupiliśmy z Hadesem Costa Brava, Lloret de Mar, Arenys de Mar, Tossa de Mar oraz Blanes i to głównie tam inwestowaliśmy pieniądze. Nowym pomysłem był handel żywym towarem. Robiliśmy to w banalny sposób : w Internecie umieszczaliśmy okazyjne oferty wczasów w naszych kurortach. Robiliśmy zdjęcia, kręciliśmy filmy, promowaliśmy okazje dla płci damskiej. I kiedy ( najczęściej studentki ) przyjeżdżały na miejsce, zamiast hotelowych luksusów trafiały pod nasze skrzydła. Przepis na dobry, żywy towar był bardzo prosty – zwabienie dziewczyn do hotelu, nafaszerowanie dragami a później obsadzanie nimi naszych agencji, lub sprzedaż na dalszy teren hiszpańskiego państwa. W ten sposób nasze obroty roczne wzrosły aż o 20% w stosunku do poprzednich lat. Zdarzały się problemy dotyczące pobytu takiej dziewczyny w naszym kraju. Często rodzina szukała swojej córki, siostry, matki. I wtedy, bez mrugnięcia powieki sprzedawaliśmy je jak najdalej na południe. W ekstremalnych przypadkach były transportowane aż do Portugalii. Pamiętam mój ostatni dzień normalnej pracy w tym biznesie. Opalałem się w najlepsze na wybrzeżu sącząc z ciemnej butelki piwo, gdy Sao wysłał po mnie Morientesa, swojego przydupasa. Miałem kwadrans na dotarcie do centrum miasta, gdzie czekał na mnie jakiś Josep Guso. Rzekomo był podkupionym człowiekiem Tybetańczyka. Normalnie pewnie bym załadował spluwę i zadzwonił po Hadesa, ale tym razem, sam nie wiem czemu, pojechałem w pojedynkę. A później wszystko potoczyło się tak szybko, że nawet nie zdążyłem mrugnąć okiem. Guso od lat dowodził Girona Futbol Club – małą drużyną występującą w Segunda Division, drugiej lidze hiszpańskiej. Z pochodzenia był Baskiem, ale gdy jego rodzice wyjechali za wielką wodę w poszukiwaniu – tak zwanego – lepszego życia, zaopiekował się nim dziadek Lorenzo, którego ojciec był trenerem młodzieży w Valencii. Lorenzo miał ogromny wpływ na Guso i z czasem razem przejęli stery prezesury w Gironie. A tamtego dnia ja miałem zostać twarzą owego klubu. Dokumenty potwierdzające moje kwalifikacje były jeszcze ciepłe. Sao suto opłacił właścicieli Wikipedii, decydentów w Fifa i Uefa. Z papierów wynikało, że grałem w kilku znanych klubach na szczeblach drugiej i trzeciej ligi – począwszy od Hiszpanii, a skończywszy na Francji. Później trenowałem trzy kluby z Ekwadoru, jeden z Brazylii i jeden z Panamy, aż wreszcie – i tu Josep Guso aż przełknął głośno ślinę poprawiając jednocześnie krawat – osiadłem w kraju generała Franco i objąłem pieczę nad drużyną Girony. Szczerze mówiąc za diabła nie rozumiałem o co w tym wszystkim chodzi. Pokazali mi dorosłych mężczyzn, którzy biegają za kawałkiem skórzanego balonu. Kazali mi do nich gadać, układać, radzić i ganić. I to ostatnie podobało mi się najbardziej. Już w myślach snułem ciekawe propozycje na karanie tych chłopaków. Podpalanie zapalniczką włosów na jajach, gniecenie kciuków w imadle, albo nacinanie uszu żyletką maczaną w occie – to tylko kilka propozycji wymyślonych na jednym wdechu. A więc byłem Nelson, menedżer Girony. Na co dzień gangster, a w wolnych chwilach ktoś od sportu. Albo … odwrotnie. Football Manager 2012 FM 2012 Update for CM Rev by Bartek Baza danych : ogromna Ligi : Angielska, Hiszpańska, Włoska Zespół – Girona FC
  18. Dziękuję. Motywuje mnie to do wytężonej pracy. Mam nadzieję, że efekt was zadowoli. P.S - dlaczego jak piszę w Wordzie i wklejam tutaj, to na forum nie ma akapitów? Da się to gdzieś ustawić? ------------------ Swój pierwszy biznes otworzyłem mając jakieś dziewiętnaście lat. Ojciec miał kumpla na osiedlu, który w piwnicy pędził bimber. Mocne cholerstwo było, bo zwalało z kopyt nawet najwytrwalszych koneserów. Laliśmy go najpierw w butelki i słoiki apotem sprzedawałem na konto tego sąsiada po okolicznych sklepikach. Ale później, jak stary kipnął na zawał, sam przejąłem fabrykę. Produkowaliśmy kilkadziesiąt litrów tygodniowo i wszystko schodziło na pniu. I to dosłownie, bo często ludzie czekali pod domem w autach aż odleję odpowiednią ilość. Z zarobionych pieniędzy wykupiliśmy ten dom, a później ojciec kopnął w kalendarz – schodząc po schodach ukręcił kark tak, że twarz miał z tyłu, a ciało z przodu. Znalazłem go po dwóch dniach ze szczurem żrącym palca. Kobiety zaczęły mnie interesować tak naprawdę wtedy, gdy czas na świeżynki minął. Te, które były śliczne miały wagony. Te, które były mniej śliczne i bez wagonów prowadziły gokarty z dzieciakami przed sobą. A te, które były wolne najczęściej wyglądem przypominały konia albo, co gorsza, miały przebiegi jak stary, kręcony Mercedes W 124 w dieslu. Ojciec jak jeszcze żył, to tłukł mi do głowy, że z ładnej miski się nie najem. Ale ja twierdziłem inaczej. Jak mam jeść, to wyłącznie z takiej miski, z której będzie mi przyjemnie. Bo jak mam zakładać rodzinę z najważniejszym elementem, gdy ten element nie pasuje do mojej układanki? Takie właśnie miałem podejście – kobieta musi być godna bycia ze mną. A nie odwrotnie. Nigdy nie byłem wierzący. Na religię w szkole nie chodziłem, a o Bogu usłyszałem po raz pierwszy gdy kradliśmy z dwoma kumplami z komórki jakiegoś pastora elektryczne piły i wiertarki. Krzyczał za nami, że Bóg nas ukarze, a później sam wdepnął w grabie. Trzonek złamał mu nos, po brodzie pociekła bordowa maź i usnął przy drzwiach, na schodach zgięty w pół jak scyzoryk. Resztę doczytałem w Internecie, ale jakoś mnie ten temat nie wciągnął. Po aferze z pastorem okazało się, że w okolicy pojawił się były tybetański mnich o imieniu Sao. Gość wyglądał jak karykatura Tenzina Gjaco. Niski, łysawy, wysportowany, w okularach. Chude to było jak łan zboża, albo ostrze żyletki. Miał jednak dar przekonywania i jednania sobie ludzi. Legendy głoszą, że uciekł z jakiegoś klasztoru po tym, jak udusił żyłką rybacką któregoś wielkiego mistrza. Później przybył do naszego miasta, opłacił kilku drabów i zaczęli plądrować nasze okolice. W pół roku wykupił wszystkich znaczących oprychów, a w kolejne pół przejął całe miasto, wliczając w to mnie, Hadesa i resztę podobnych nam. Właśnie wtedy poznałem Hadesa. Był mniej więcej w moim wieku, mniej więcej mojego wzrostu. Nosił luźne, sportowe ciuchy, chusty, czapki z daszkiem i obciachowe łańcuchy przytwierdzone do portfela, rąk. Tak naprawdę skumaliśmy się konkretniej gdy poszliśmy na pierwszą większą robotę. Jeden z szefów policji deptał Sao po piętach. Szpiegował jego samochody, skanował rachunki, nasyłał urzędy, sanepidy i tak dalej. Dostaliśmy po gnacie na głowę i poszliśmy którejś nocy pod jego dom. Wszyscy spali. Pamiętam, że wtedy księżyc świecił na maksa, więc pomimo tego, że nie było latarni, było dość jasno. Hades poszedł od południa, ja od frontu. Zastaliśmy go w łóżku z żoną. Ona dostała kolbą w potylicę, aż jej skóra pękła i w tym miejscu wyrósł kawałek mięśnia. Zemdlała. On błagał o życie na kolanach. Normalnie pewnie bym olał sprawę ( bo mieliśmy go tylko nastraszyć ) i poszedł do domu, ale gdy Hades wyrżnął mu po raz trzeci z kopyta w brzuch chłop porwał się do szafki i wyjął ze środka spluwę. Wpakowaliśmy w niego całe dwa magazynki. Tańczył przed nami na kolanach, a kawałki mięsa odrywane przez kule paćkały meble i ścianę. Po wszystkim wylecieliśmy z domu jak z procy i na pieszo dobiegliśmy do mojego domu. Ciuchy spaliłem, a Sao na drugi dzień w ramach podziękowania podarował nam awans w hierarchii i od tamtej pory mieliśmy pod sobą pięciu oprychów do takich zadań jak to. Pięciu degeneratów, którzy za odpowiednią sumę oddali by siostrę i matkę do burdelu. Każdy miał wyroki długie jak moja ręka i każdy też był gwałcony w więzieniach. To ich nauczyło bycia bezlitosnym. Zwykle roboty wyglądały następująco : Sao zlecał nam zadanie, a następnie ja z Hadesem dobieraliśmy sobie ekipę. Pozostali stali na rogach ulic i handlowali narkotykami. Za wykonaną misję dostawaliśmy kasę do podziału na dwóch. A później z tej kasy oddawaliśmy miesięczne pensje dla pozostałych. I tak to wszystko kręciło się przez cztery lata. Przez cztery tłuste lata rozszerzaliśmy działalność o kolejne źródła przychodów. Siedem agencji towarzyskich, cztery kasyna, trzy bimbrownie. Ciągnęliśmy z sąsiednich miast tytoń bez banderoli, a później słaliśmy na wschód z pięćsetną przebitką. Hades postawił trzy zakłady mechaniczne. Kupowaliśmy rozbite auta, kradliśmy te najbardziej chodliwe, a później na przedmieściach, w opuszczonej fabryce gipsu przekładaliśmy części z nowych do starych i sprzedawaliśmy w komisach poniżej ceny rynkowej. I pewnie wszystko kręciło by się przez długie lata, gdyby nie fascynacja Sao światem sportu. Tamtego dnia przybyłem do szefa pożyczoną 911. Zaparkowałem pod wjazdem do garażu, zgasiłem silnik i rzuciłem Alfredowi ( lokajowi ) kluczyki z dwoma miedziakami napiwku. Sao oglądał spotkanie Chelsea – Manchester United na ogromnym telebimie, który często służył mu za telewizor. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem, że trzeba zacząć prać nasze pieniądze na dużo większą skalę, niż myjnie samochodowe, zakłady mechaniki pojazdowej, czy stoiska z odzieżą. A takowe też mieliśmy – rozsiane po wszystkich galeriach handlowych. Myślałem, że chce zakładać kolejną sieć czegoś tam. Ale tym razem wpadł na szalony pomysł – chciał zainwestować w jakiś klub piłkarski. Gadał jak najęty, jak oszalały, jak by go piorun huknął w deszczowy wieczór. A ja słuchałem w swoim systemie odbioru – jednym uchem wpada, w głowie zostają wybiórcze informacje – drugim wypada. Wyglądało to mniej więcej tak : - Nelson, a ty się w ogóle znasz na tym sporcie? Wiesz kto, gdzie, z kim i za jaką cenę? - Piłka nożna? Coś tam oglądałem. Ale to sport dla kobiet. Co innego futbol czy baseball. - Widziałeś kiedyś statystyki? Jak byśmy mieli się skupić na najpopularniejszych sportach, to bym zainwestował w krykiet. Ale w krykieta grają skośnoocy, żółtki albo inni kolorowi. A w piłkę wszyscy. Od czarnuchów przez ciapatych na białasach kończąc. Popatrz tu, na tego świniaka z Manchesteru. Runej mówią na niego. Ty wiesz ile kasy klub zarabia na koszulkach? - A bo ja wiem? - Miliony. Zresztą, nie bez kozery ja jestem szefem, a ty żołnierzem. Proste. Dlatego pomyślałem, że kupię … - Klub? - Na klub kasy nie mam. Ale kupię prezesa. I zarząd cały. I tam wpompujemy mnóstwo pieniędzy. A ty to poprowadzisz. Hades jest za tępy, a pozostali nie dorastają mu do pięt. Pamiętam, że wróciłem wtedy do domu z mieszanymi uczuciami. Wyrwać komuś łyżką oko, czy odpiłować rękę, urżnąć palec sekatorem – to coś, w czym się specjalizowałem. Ale poprowadzić zarząd? Jak? A później wszystko potoczyło się tak szybko … za szybko …
  19. Bycie kimś złym w dzisiejszych czasach to cholernie trudne zadanie. Wszystkie filmy, bajki, legendy, fraszki skazują czarny charakter na przegraną. Struś Pędziwiatr przecież dawno powinien zostać pożarty przez kojota, a Jerry przez Toma. O ile ciekawsza była by bajka Peyo, gdyby Gargamel wreszcie ugotował Smerfy? Niestety schemat walki dobra ze złem jest powielany z pokolenia na pokolenie i – tylko – w dramatach ( i to nie zawsze zresztą ) czarny charakter winszuje. W tej historii jest inaczej. Inaczej, bo nie jestem żadnym herosem, półbogiem z nadprzyrodzonymi zdolnościami zbawiania świata. Nie mam wykształcenia, nie znam obcych języków a prawo jazdy zabrali mi cztery lata temu za jazdę po wódce. W szkole nigdy nie radziłem sobie z rachunkami, a wyrecytowanie nauczonego na pamięć wiersza przyprawiało mnie o mdłości. Za to na wychowaniu fizycznym zawsze byłem w czołówce. Zamiast marnować życie na czytaniu książek, wkuwaniu bzdurnych regułek, które i tak w życiu nie będą potrzebne ( po cholerę komu wiązania kowalencyjne, fotosynteza, teoria doboru naturalnego i całki? ) namiętnie rozwijałem się pod kontem fizyczności. Ta historia opowiada o drodze wyłożonej trupami, ołowiem, nepotyzmem, kumoterstwem i sutenerstwem. Dekalog zamknięto w kufrze, wartości moralne wpajane przez rodziców odeszły w niepamięć. A było to tak … Sędzia Roberto Conrado zawsze puszczał płazem nasze wyskoki. Potrafił przymknąć oko na pobicia, napady z bronią w ręku i kradzieże samochodów. Oczywiście był przez nas bardzo dobrze opłacany, a więc mógł sobie pozwolić na trochę luzu. Pamiętam, jak któregoś razu, gdy skazał Harona na trzy lata za handel heroiną dostał salwę z dwóch stron. Dom po kilku sekundach wyglądał jak ser szwajcarski, a jego sportowe Subaru Impreza zamieniliśmy w grzankę. Od tamtej pory w okolicy wszyscy traktowali nas z należytym szacunkiem. A było o co walczyć. Cztery dzielnice podzielone na czterech właścicieli przynosiły miliardowe dochody. Trzymaliśmy w garści dysponentów sklepów, barów, restauracji i hoteli. Sposób był zwykle taki sam : brałem dwóch żołnierzy i szliśmy rozmawiać o interesach. A gdy najemca odmawiał naszego wsparcia w charakterze ochrony, najzwyczajniej w świecie zginaliśmy mu kolana, albo łokcie, w drugą stronę. Filmowe demolowanie lokali wyszło już z mody. Bo, sami powiedzcie, jaki jest sens dewastowania dobrze prosperującego biznesu, gdy z czasem będzie trzeba zainwestować w jego remont gdy właściciel pójdzie po rozum do głowy? Przez pięć lat przejęliśmy wszystko, co mogło przynosić zyski. I wtedy nadszedł czas, na który czeka każdy z ludzi naszego pokroju – czas chciwej ekspansji na obce tereny. Pamiętam, że tamtego dnia waliło z nieba salwami deszczu. I to był cholernie wkurzający deszcz, bo nie dość, że lał nierównomiernie, to do tego zacinał na wschód mocząc nas pod parasolem. Hades przywiózł nas na główny deptak miasta Mulsannem, a że uwielbiał się lansować, spuścił dwie szyby rzucając na pustą okolicę trochę amerykańskiego rapu. Uwielbiał to gówno od kiedy go poznałem. Zawsze transportował w aucie kilka nowych płyt, a gdy nie było roboty woził się na luźno. Ja wolałem markowe ciuchy, za które zresztą płaciłem mnóstwo kasy. Taka praca wymagała poważania. Ja to rozumiałem, a Hades twierdził, że skoro ludzie wiedzą kim jest, to czy założy t-shirt z napisem „ Fuck Swag ” czy oryginalne mokasyny od jakiegoś geja z wybiegu, nie robi to różnicy. I tak widząc go w mieście wszyscy robili w gacie. Wtorkowe popołudnie przyniosło krwawe żniwa. Kurduplowaty żółtek prowadzący sieć barów z chińskim żarciem nie płacił nam od dwóch miesięcy. Nie znosiłem takich dupków, bo później brudną robotę musiałem wykonywać najczęściej wtedy, gdy miałem w planach trochę odpocząć od interesów. Wywieźliśmy go za miasto, na wzgórze przy starym, opuszczonym już kościele. Pamiętam, że dookoła budynku było nawalonych nagrobków rodem ze starych, amerykańskich filmów o truposzach. Hades go przywiązał do drzewa, a nogi do zderzaka swojego Bentleya. I urwał mu obie bez mrugnięcia oka. Stałem wtedy pod drzewem i czekałem, aż skończy swoją pracę. I byłem wkurwiony, bo deszcz lał mi po ciuchach. A jak wygląda wełniana marynarka z kroplami deszczu? Co najmniej niemodnie. Później obie kończyny położyliśmy pod drzewem. Nie wiem czy gość skonał czy w jakiś sposób doczłapał się do domu. W każdym razie, przejęliśmy i tę sieć. Ostatnią. I to na wyłączność. Mówili na mnie Nelson. Ojciec to wymyślił. Że niby na cześć Horacego Nelsona co go zarypali pod Trafalgarem. Matki nie pamiętam. Ponoć zwiała zaraz po narodzinach gdzieś do Ameryki Południowej z jakimś agentem ubezpieczeniowym. Szczerze mówiąc lałem na to ciepłym moczem. Nie było jej przy wychowaniu, więc matką była tylko z definicji. A ojciec jak to ojciec – wracał z huty szkła gdzie robił na trzy zmiany i pił. Siadał przed telewizorem, oglądał Springera i żłopał rudy alkohol aż po samo dno. Jak nie kumałem co pije to było mi dobrze, ale z czasem podziwiałem go. Bo pół litra przyłożyć na raz to trzeba lat treningów. Zwłaszcza, że to nie czysta, a perfum. Skończyłem technikum elektroniczne po siedmiu latach. Dwa razy chcieli mnie wypierdolić za wagary, raz za próbę gwałtu na nauczycielce od biologii. Na szczęście wtedy Roberto Conrado był dyrektorem elektronika i stary mu posmarował po portfelu więc zostałem. A tej młodej dupy wcale nie chciałem gwałcić. Była starsza gdzieś o pięć lat i zawsze nosiła albo obcisłe legginsy, albo jakiś kawałek ścierki co to niby spódniczka jest. Tylko nie oszukujmy się – jak laska nosi takie rzeczy w szkole, gdzie 90% społeczeństwa to ci z testosteronem, to sorry Winnetou. I kiedyś po lekcjach kazała mi zostać i napisać na tablicy sto razy jakiś wzór na coś co mi było kompletnie do życia nie potrzebne. A że za młodu naoglądałem się pornosów gdzie uczniowie z nauczycielkami wyrabiali takie rzeczy, to i przy pierwszej lepszej okazji podwinąłem jej sukienkę i chciałem sprawdzić co ma w środku. Reszty nie pamiętam, bo dostałem w łeb czymś twardym i ciężkim. Później była policja, telewizja i wpierdol od ojca w domu. Wychowałem się metodą – albo walczysz, albo cię pokonają. Później obrobiłem nowego Merola, którego zostawił sąsiad z otwartymi drzwiami. Zwinąłem CB Radio i dwie torby zakupów. A że w jednej z nich był portfel to i trochę grosza wpadło. Kupiłem żarcie do domu, zapłaciłem dwa rachunki, czynsz i zostało mi na nowe Timberlandy. A CB radio sprzedałem na drugi dzień jakiemuś ciapatemu. To była moja pierwsza gangsterka. Gwałt i kradzież. Dopiero później wypłynąłem na szersze wody i ksywa Nelson w mieście zaczęła nabierać odpowiedniej konotacji. Pieczę nad nami trzymał tybetański mnich – Sao. Łysy pokurcz z dwoma bliznami przecinającymi twarz wzdłuż i wszerz. To on był naszym ojcem i sędzią. Niesprawiedliwym, surowym, wymagającym. Ale zawsze płacił. I to bardzo dobrze.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...