OK, po kolei. "Grassroots D" został wymyślony 2-3 lata temu jako bezpośrednia odpowiedź na zapotrzebowanie "rynku" na licencjonowanych trenerów do drużyn B-klasowych. Trudno go nawet specjalnie traktować jako etap rozwoju trenerskiego. PZPN wymyślił sobie, że wszystkie kluby od klas B wzwyż muszą być prowadzone przez osoby z uprawnieniami, a następnie wdrożył reformę licencji trenerskich - kiedyś klasy PZPN, teraz zunifikowane na poziomie całej Europy licencje UEFA (wcześniej od UEFA C, obecnie od UEFA Grassroots D). Okazało się, że dziesiątkom klubów B-klasowych w poszczególnych regionach brakuje trenerów z licencjami, a na zatrudnienie posiadaczy takowych nie wystarcza środków w skromnych, klubowych budżetach. Stworzono trenerski poziom "D", z czego skorzystali głównie przedstawiciele zainteresowanych klubów, by mieć na ławce kogoś z licencją. Do dziś powszechną praktyką jest, że w protokole pojawia się figurant (formalnie sędzia ma obowiązek sprawdzić, czy jest obecny na ławce przez cały czas trwania spotkania ligowego) i przesiaduje na ławce 90 minut. Są to np. kierownicy drużyn albo wręcz grający goście. W rolę "trenera" wciela się jednak ktoś inny.
Z drugiej strony, ktoś, komu zależało na faktycznej pracy (choćby z młodzieżą) czy możliwości rozwoju w tym zawodzie, szybko brał się za "C". System więc starano się uszczelnić warunkiem "stażu zawodniczego" lub "przygotowania pedagogicznego". Rosnące jak grzyby po deszczu "akademie piłkarskie" poszukiwały kolejnych trenerów grup dziecięcych i młodzieżowych, więc kto żyw, szedł robić uprawnienia. Kasa z tego nie jest może ogromna, ale jako dodatkowe źródło dochodu dla kogoś dyspozycyjnego, to jak najbardziej. Tym samym, w piłkarskich szkółkach i akademiach pojawiło się sporo osób, które chciały uczyć gry w piłkę dzieciaki, samemu mając problem z prostym kopnięciem piłki. Stąd próba ograniczenia rynku do osób z doświadczeniem piłkarskim lub z przygotowaniem pedagogicznym (głównie absolwentów AWF).
Pytanie więc, z czym startujemy do zabawy w trenerkę i czego oczekujemy po ewentualnym rozwoju? Gdybym zaczynał teraz, poszedłbym na "D" tylko z uwagi na możliwość pracy ze swoimi chłopakami w Kl. B. Być może kurs byłby przynajmniej dedykowany amatorskiej piłce seniorskiej, a nie jak w przypadku UEFA C poświęcony w 90% piłce dziecięcej i młodzieżowej, z kilkoma przypadkowymi wstawkami o trenerce na poziomie III/IV ligi. Wyciągnąć stamtąd coś dla drużyny z poziomu Klas A, B czy C było bowiem ogromną sztuką.