Skocz do zawartości

kravas

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    136
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi dodane przez kravas

  1. Heh, człowiek wraca "po latach" a tu nic się nie zmieniło! Prof, a raczej jego drużyna jak zwykle na huśtawce. Powodzenia w następnych meczach. Ciekawe jak chłopaki zareagują po takim laniu.

  2. To ci "maluczcy" najczęściej decydują o tytule, niespodziewanie odbierając potentatom punkciki, które w ostatecznym rozrachunku ważą o tutule.

     

    Czego najlepszym przykładem jest Liwadia naszego Profa. Tylko czy można ją już nazywać potentatem? To raczej narodziny potęgi dopiero... :D

  3. Białoruś jest zdecydowanie najsłabszą ligą, w jakiej kiedykolwiek grałem. Na Islandii byli lepsi zawodnicy w drugiej lidze.

     

    A tu się z szanownym kolegą zgodzę. Ale o to chyba chodzi Prof, nie? :D

     

    P.S. Jak tak czytam to mi się Lokomotiw Niżny Nowogród przypomina. Ehh, to były czasy... Syn klubowej sprzątaczki, syn stadionowego sprzedawcy kwasu chlebowego... A jakie wyniki później. Oby tutaj tak samo! :kutgw:

  4. Mamy z nimi ujemny bilans, zawsze są to bardzo ciężkie mecze. Tłuczemy się z nimi od kilku sezonów w lidze, więc chyba wystarczy? Jak spaść, to z wysokiego konia - atrakcyjny rywal to i emocje gwarantowane!

    Doskonale cię rozumiem. Ja grając Valencią w półfinale Pucharu UEFA mogłem trafić m.in. na Arsenal, Chelsea czy Bayern. Modliłem się o każdy zespół byle nie Zaragozę. Oczywiście trafiłem na rywali z ligi i popłynąłem (3:1, 0:4), chociaż w rozgrywkach krajowych dwa razy zlałem ich po 2:0. Zespoły z tego samego kraju są w europejskich pucharach bardzo niewygodnymi przeciwnikami.

    No i gratsy za awans oczywiście.

  5. ...ze szkockiego St.Mirren bramkarz reprezentacji DR Konga, Yves Makabu Ma Kalambay (24, GK; DR Kongo: 24/0), który miał odtąd być wyjściowym golkiperem Gloucester...

     

    Gud czojs. To będzie drugi Kameni. Tyle, że "DR-kongijski". :D

  6. @Adas: Po awansie w poprzednim sezonie dokonują w Ligue 2 wielkich rzeczy. Aktualnie zajmują 2. miejsce w tabeli i jak równy z równym walczą o kolejną promocję ze spadkowiczami z Ligue 1: Toulouse, Valenciennes i Troyes.

     

    @Prof: Dzięki, ale Twoi szaleni Irlandczycy mają chyba coś do zrobienia na Czarnym Lądzie. Nie będę przeszkadzał w zdobywaniu Mistrzostwa Świata... :keke:

  7. Tabela na półmetku

     

    17.11.2007, Stade de la Rabine, Vannes

    [NAT (20/38)] [4.] Vannes - Romorantin [5.]

     

    Mecz z Romorantin był dla mnie niezwykle istotny z dwóch względów. Po pierwsze, w przypadku naszego zwycięstwa odskoczylibyśmy depczącej nam po piętach drużynie na 4 punkty. A po drugie, bardzo zależało mi by zrewanżować się za blamaż z pierwszej rundy, kiedy to przegraliśmy na wyjeździe 0:3.

    Spotkanie mogło wykończyć nawet najbardziej cierpliwych kibiców. Goście przyjechali po jeden punkt i przez 90 minut nie stworzyli żadnej groźnej sytuacji pod naszą bramką. My oczywiście stworzyliśmy ich mnóstwo. Naturalnie nie wykorzystaliśmy żadnej, a prym wśród moich nieudaczników wiódł Stevanovic, którego żaden z siedmiu strzałów nie trafił nawet w światło bramki. Cierpliwość do Serba straciłem w 70. minucie kiedy z siedmiu metrów uderzył nad poprzeczką. Miałem tylko nadzieję, że taki występ był tylko wypadkiem przy pracy, a nie sygnałem początku kolejnego kryzysu.

     

    Vannes – Romorantin 0:0 (0:0)

    Vannes: Sekli – Primorac, Bamba, Poletti, Besnard – Bengelloun – Chazal, Roux – Haguy, Macé – Stevanovic (73. Le Lay)

    MoM: Youness Bengelloun (Vannes) – 7

    widzów: 6196

  8. 10.11.2007, Stade de Bellevue, Yzeure

    [NAT (19/38)] [9.] Yzeure – Vannes [5.]

     

    Na treningu Laurent Hervé doznał kontuzji, która wykluczyła go z gry nawet na trzy miesiące. Postanowiłem zaryzykować i zamiast doświadczonego obrońcy wystawiłem 19-latka z drużyny rezerw, Romaina Poletti.

    Na grząskiej murawie stadionu w Yzeure poradziliśmy sobie znacznie lepiej od gospodarzy i nasze zwycięstwo ani przez chwilę nie stało pod znakiem zapytania. Szalał Stevanovic, niewiele ustępował mu Haguy. Ponieśliśmy jednak jedną, bardzo bolesną stratę. Na trzy miesiące ze składu wypadł kontuzjowany Willy Barru.

     

    Yzeure – Vannes 0:3 (0:1)

    Vannes: Sekli – Primorac, Bamba, Poletti, Besnard – Bengelloun (46. Kouadio) – Barru, Roux – Haguy, Mulak (64. Le Lay) – Stevanovic (74. Bakayoko)

    35. Stevanovic 0:1

    59. Haguy 0:2

    61. Stevanovic 0:3

    80. Barru (kont.)

    MoM: Marko Stevanovic (Vannes) – 10

  9. Ten z Martigues był trzeci. :>:)

     

    03.11.2007, Stade de la Rabine, Vannes

    [NAT (18/38)] [6.] Vannes – Louhans-Cuiseaux [15.]

     

    Pierwszym krokiem do przełamania kryzysu było pokonanie pętającej się w ogonie tabeli ekipy Louhans-Cuiseaux. Przed meczem poinformowałem zawodników, że jeśli w tym meczu nie zdobędą trzech oczek, złożę dymisję. W oczach narzekających na brak występów Abdoulaye i Bengellouna pojawiły się dziwne błyski, szybko więc wykreśliłem ich ze składu na to spotkanie.

    Zaczęliśmy z werwą, a prym w akcjach ofensywnych wiódł Haguy. Brakowało mu jednak szczęścia i precyzji. Bezradni rywale uciekli się do najprostszego sposobu na wyeliminowanie zagrożenia. W 24. minucie Steve opuścił boisko na noszach i wydawało się, że zapał w drużynie zgaśnie. Jednak ciężar gry wziął na siebie lewy obrońca Besnard, a jego rajdy lewym skrzydłem i celne dośrodkowania zaczęły siać spustoszenie w polu karnym rywali. Po jednej z takich akcji Marko Stevanovic musiał tylko lekko zmienić tor lotu piłki i wyszliśmy na prowadzenie.

    Które naturalnie po frajersku straciliśmy w krótkim odstępie czasu. Bamba odpuścił krycie, a N’Diaye swobodnie i bez problemu wepchnął piłkę do siatki. Typowa bramka do szatni powinna podłamać zawodników Vannes. I tak też się stało. Przez niemal całą drugą połowę snuli się oni po boisku bez celu, tylko Sekli i linia obrony przejawiała jakiekolwiek oznaki życia i chęci do gry. Ale w 82. minucie ponownie przebudził się Besnard. Zacentrował ostro w pole karne, Willy Barru zwodem zgubił obrońcę i mocnym strzałem przy słupku strzelił dającego nam cenne trzy punkty gola.

    O pokonaniu kryzysu mowy być oczywiście jeszcze nie mogło, ale pierwszy krok został uczyniony.

     

    Vannes – Louhans-Cuiseaux 2:1 (1:1)

    Vannes: Sekli – Primorac, Bamba, Hervé, Besnard – Segreto – Barru, Roux – Haguy (24. Le Lay), Mulak – Stevanovic

    24. Haguy (kont.)

    38. Stevanovic 1:0

    45. N’Diaye 1:1

    82. Barru 2:1

    MoM: Florent Besnard (Vannes) – 8

    widzów: 5334

  10. Październik 2007

     

    Vannes

    Championnat National: 1-1-2, 4-4, [6.] (-3), 28 pkt, 26-19

    Coupe de France: -

    Finanse: 870.189 funtów (+105.602)

    najwięcej bramek: Marko Stevanovic – 7

    najwięcej asyst: Sylvain Macé – 6

     

    Ligi Europy:

    Anglia: Arsenal [+1]

    Francja: Lyon [+5]

    Hiszpania: Real Madryt [+2]

    Holandia: Feyenoord [+0]

    Niemcy: Borussia Dortmund [+3]

    Polska: Groclin [+1]

    Portugalia: Benfica [+0]

    Włochy: Napoli [+1]

  11. W trzech, Brachu. W trzech...

     

    27.10.2007, Stade Francis Turcan, Martigues

    [NAT (17/38)] [19.] Martigues - Vannes [4.]

     

    W meczu z nie lubianym przeze mnie Martigues również liczyłem na pewne trzy punkty, mimo to zaryzykowałem i aby dać nauczkę niektórym zawodnikom podstawowej jedenastki, „nieco” ją przemeblowałem. Właściwie zostali z niej tylko Sekli, Roux i Haguy, a ten ostatni tylko dlatego, że Baldé na treningu złapał kontuzję.

    Dublerzy spisali się przeciętnie. W miarę szybko objęli prowadzenie, jeszcze szybciej je stracili. Po wyrównującej bramce dla Martigues jeszcze się starali, jednak po drugim trafieniu rywali zaczęli grać takie padło, że zrezygnowany odpuściłem sobie obserwację tego meczu. Kontuzje dwóch naszych zawodników nie były dla mnie żadnym wytłumaczeniem. Przechodziliśmy kryzys i to do mnie należała decyzja, jak z niego wyjść.

     

    Martigues - Vannes 2:1 (1:1)

    Vannes: Sekli – Abdoulaye, Edjenguelle (61. Segreto), Hervé, Ballesta – Bengelloun – Guillouche (45. Barru), Roux – Haguy, Le Lay (46. Macé) – Bakayoko

    26. Haguy 0:1

    29. Souyeux 1:1

    45. Guillouche (kont.)

    49. Hislen 2:1

    61. Edjenguelle (kont.)

    MoM: Julien Vellas (Martigues) – 8

  12. 20.10.2007, Stade de la Rabine, Vannes

    [NAT (16/38)] [4.] Vannes – Châtellerault [15.]

     

    Do naszych kolejnych przeciwników pałałem szczególną antypatią. Winiłem ich za uniemożliwienie nam awansu w poprzednim sezonie. Najpierw w przedostatniej kolejce niesprawiedliwie nas pokonali, by w decydującym meczu nie utrzymać do 90. minuty remisu w meczu z Laval dającego nam promocję. Gdybyśmy w pojedynku z Châtellerault nie zdobyli kompletu punktów, moich podopiecznych miało czekać coś znacznie gorszego niż przebieżka na trasie Poissy – Vannes.

    Lailler był bramkarzem co najwyżej przeciętnym, dlatego w arcyważnym dla mnie meczu między słupkami ponownie zjawił się Sekli. Przez całą pierwszą połowę bombardowaliśmy bramkę gości, jednak ci w składzie mieli maszynę, cyborga, mesjasza bramkarskich rękawic – Juliena Baron. Również w drugiej części meczu ta żywa reklama baterii Duracell była wszędzie tam gdzie leciała piłka. Nic więc dziwnego, że spotkanie zakończyło się podziałem punktów. Niesprawiedliwym, rozczarowującym i wywołującym we mnie agresję tak wielką, że nawet prezes nie odważył się wejść po meczu do szatni, by wytknąć nam słabą postawę zespołu. Ocalił tym samym co najmniej własne życie i honor bliższej i dalszej rodziny. Czego nie można powiedzieć o moich podopiecznych. A szczególnie dostało się Bambie za idiotyczny faul i czerwoną kartkę w doliczonym czasie gry.

     

    Vannes – Châtellerault 0:0 (0:0)

    Vannes: Sekli – Primorac, Edjenguelle, Bamba, Besnard – Segreto – Barru, Roux – Haguy, Macé (Le Lay) – Stevanovic (79. Baldé)

    90+2 Bamba (czerw/k)

    MoM: Julien Baron (Châtellerault) – 9

    widzów: 6140

  13. 13.10.2007, Stade Léo Lagrange, Poissy

    [NAT (15/38)] [20.] Poissy – Vannes [2.]

     

    W przedsezonowym sparingu rozbiliśmy naszego kolejnego rywala w stosunku 6:0. Na podobnie wysoki wynik nie liczyłem, ale zdobycie kompletu punktów było dla mnie jedynym możliwym rozwiązaniem. I nie omieszkałem poinformować o tym przed meczem swoich podopiecznych.

    Znowu zaczęliśmy dobrze. W 5. minucie w zamieszaniu podbramkowym Rachid Hamdani próbował wybijać piłkę poza boisko tak nieszczęśliwie, że ta wpadła prosto do siatki gospodarzy. Podziękowaliśmy i ruszyliśmy do dalszych ataków. Tyle, że cholernie ciężko gra się przeciwko bramkarzowi i dziesięciu obrońcom. Do końca pierwszej połowy nie potrafiliśmy przebić się przez żywy mur piłkarzy Poissy i na przerwę schodziliśmy z zaledwie jednobramkowym prowadzeniem. Co gorsza, po wznowieniu gry gospodarze zaczęli poczynać sobie coraz odważniej i w 54. minucie zdołali wyrównać po nieudanej pułapce ofsajdowej naszej obrony i strzale Raddasa. Chwilę później dokonałem dwóch zmian. Bezproduktywnych Baldé i Macé zastąpili Haguy i Le Lay. To miało ożywić nasze niemrawe linie ofensywne.

    Ożywiło. Fabiena Raddasa, który w 61. minucie ośmieszył najpierw Bambę, później Lailler’a i dał swojej drużynie prowadzenie. To nasunęło mi jedną refleksję. Siedziska dla gości są na stadionie Poissy wykonane z bardzo nietrwałych materiałów.

    Utrata prowadzenia w meczu z ligowym słabeuszem wprowadziła zawodników Vannes w takie zdumienie, że już do końca spotkania zdolni byli jedynie do chaotycznego biegania po boisku i idiotycznych strzałów z połowy boiska.

    Frajerzy, frajerzy, frajerzy... Mogli do domu wracać autokarem. Wybrali bieg.

     

    Poissy - Vannes 2:1 (0:1)

    Vannes: Lailler – Primorac, Edjenguelle, Bamba, Besnard – Segreto – Barru (86. Guillouche), Roux – Baldé (56. Haguy), Macé (56. Le Lay) – Stevanovic

    5. Hamdani 0:1 sam.

    54. Raddas 1:1

    61. Raddas 2:1

    MoM: Fabien Raddas (Poissy) – 8

  14. Na 1 stycznia 2008 roku zaklepałem transfer kolejnego utalentowanego napastnika. Tego dnia za 20 tysięcy dołączy do nas marnujący się w rezerwach Rennes 21-letni Szwajcar Julian Esteban. A my spadliśmy na 4. lokatę, gdyż Strasbourg wygrał swój zaległy mecz i wskoczył na pozycję lidera.

     

    06.10.2007, Stade de la Rabine, Vannes

    [NAT (14/38)] [4.] Vannes – Boulogne-sur-Mer [2.]

     

    Jako, że Christophe Le Tallec nie zachwycił mnie swoimi występami na początku sezonu zastępcą słabo spisującego się Hervé na środku obrony został 20-letni William Edjenguelle. Przynajmniej w meczu z zaskakującym wiceliderem tabeli.

    Menedżer rywali za główne zagrożenie z naszej strony uznał Haguy’a. I słusznie, gdyż to właśnie Steve od pierwszego gwizdka sędziego zaczął nękać obrońców i bramkarza gości. Jednak na prowadzenie wysunęliśmy się dzięki komuś innemu. Florent Besnard sprytnie zagrał do niepilnowanego Segreto, ten zamarkował strzał, a kiedy bramkarz rzucił się w krótki róg, nasz pomocnik posłał piłkę w przeciwny zaliczając w ten sposób swoje pierwsze trafienie dla Vannes.

    Znakomicie zaczęła się druga połowa meczu. Dwie minuty po jej rozpoczęciu Besnard wyrzucał piłkę z autu, ta trafiła pod nogi Barru, a nasz utalentowany skrzydłowy mocnym strzałem przełamał dłonie bramkarza i prowadziliśmy już dwoma bramkami. Taką przewagę utrzymaliśmy do końca spotkania, chociaż kilka okazji do podwyższenia wyniki potrafiliśmy sobie stworzyć. Znowu rozegraliśmy niezłe spotkanie, a młody Edjenguelle pokazał mi, że chyba będę mógł na niego liczyć w kolejnych pojedynkach.

    Druga lokata nasza!

     

    Vannes – Boulogne-sur-Mer 2:0 (1:0)

    Vannes: Lailler – Primorac, Edjenguelle, Bamba, Besnard – Segreto – Barru, Roux (67. Le Lay) – Baldé (55. Stevanovic), Macé – Haguy

    25. Segreto 1:0

    47. Barru 2:0

    MoM: Sylvain Macé (Vannes) – 8

    widzów: 6192

×
×
  • Dodaj nową pozycję...