Skocz do zawartości

Hades

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    9
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

O Hades

  • Urodziny 19.05.1991

Informacje

  • Wersja
    FM 2012
  • Ulubiony klub
    Lech Poznań
  • Skąd
    Poznań
  • Płeć
    Mężczyzna

Hades's Achievements

Nowy

Nowy (1/15)

0

Reputacja

  1. Na samym starcie ligi, zespół z Trapani na własnym stadionie podejmował Latina Calcio. Więcej ambicji wykazali zawodnicy Kurowskiego, którzy rozbili swoich gości i to w stylu, który pozwalał wierzyć, że niebawem mogą przypominać rozpędzony pociąg. Mylili się natomiast fachowcy, typując nudny remis w tym meczu. Najważniejsze było jednak to, że pierwsze ligowe zwycięstwo Daniela stało się faktem i to na oczach swojego promotora – Don Augustino, który po meczu nie miał już wątpliwości – ten dzieciak ma talent. - Kawał dobrej roboty chłopaku! – mówiąc te słowa boss odpalił swoje cygaro i znacząco się uśmiechnął. Trapani – Latina 3-1 Skład Trapani: Pinna – Zenoni, Lebbihi, Lo Monaco, Mora – Ormazabal, Tadesco (Provenzano), Abelairas, Gambino (Ficarrotta), Capone – Nassi (Madonia) Bramki: Matias Abelairas (3’), Andrea Capone (kar. 23’, 96’) – Jefferson (40’) Kolejna potyczka, odbyć się miała na stadionie Nicola de Simone w Syrakuzach. Miejscowa drużyna Siracusa miała w tym sezonie walczyć podobnie jak Trapani o środek tabeli. Sam mecz przypomniał brazylijską telenowelę. On jego, ona ją, oni siebie i na końcu wielkie nic. Przypadkowa bramka na początku drugiej połowy, zadecydowała o zwycięstwie gospodarzy. Siracusa – Trapani 1-0 Skład Trapani: Pinna – Zenoni, Lebbihi, Lo Monaco, Mora – Ormazabal (Drascek), Tadesco, Abelairas (Provenzano), Gambino, Capone – Nassi (Abate) Bramki: Mohamed Fofana (49’) Przed kolejnym meczem nikt nie miał złudzeń. Trapani nie pomoże nawet atut własnego stadionu. Na stadion Provinciale przyjeżdża bowiem zespół Piacenzy, jednego z faworytów do awansu. Zespół z przeszłością w Serie A, miał zmieść z ziemi sycylijskiego kopciuszka. Zawodnicy Piacenzy wyszli na murawę nastawieni niesamowicie ofensywnie, co szybko wykorzystał Daniel i jego piłkarze. W 39 minucie goście nadziali się na szybką kontrę, po której bramkę strzelił niezawodny jak na razie Andrea Capone. Z takim wynikiem drużyna zeszła do szatni, gdzie trener nie mógł ukryć swojej radości. - To wasza świetna gra dała wam ten wynik – tłumaczył z uśmiechem Kurowski. – Pamiętajcie więc, że skoro potraficie strzelać gole potentatom do awansu, to potraficie też ich ogrywać! Drużyna wróciła na boisko. Jednak niestety tylko fizycznie. Głowy zawodników pozostały gdzieś w tunelu od szatni, co szybko wykorzystali doświadczeni goście. Bramka strzelona w 66 minucie, dawała im remis prawie do samego końca spotkania. Wtedy to jednak przebudził się Giovanni Abate i to dosłownie w ostatniej akcji meczu. Trapani – Piacenza 2-1 Skład Trapani: Pinna – Zenoni, Lebbihi, Lo Monaco, Mora – Ormazabal (Barraco), Tadesco(Drascek), Abelairas, Gambino (Ficarrotta), Capone – Abate Bramki: Andrea Capone (39’), Giovanni Abate (96’) – Fabio Foglia (66’) Po tym spotkaniu drużyna Daniela Kurowskiego znalazła się na 5 miejscu w tabeli. Jak się jednak okazało później, był to dopiero przedsmak emocji, jakie miała zgotować swoim kibicom.
  2. Oczy Daniela stopniowo się zamykały. Każda kolejna minuta, wywoływała coraz to większe zmęczenie, jednak za cel postawił sobie dotrwać do ostatniego gwizdka sędziego. Ciężko określić czy to sam mecz sprawił, że jego powieki ważyły tonę, czy wczorajsze wyjście do jednego z lepszych klubów w mieście wraz z ludźmi Don Augustino. - Już więcej nie piję – wybełkotał w stronę swojego asystenta. – Co oni tam wykrzykują w ogóle? - Czy ty w ogóle widziałeś chociaż minutę meczu Daniel? – odparł zdziwiony pomocnik. – Nasi piłkarze robią sieczkę z odwiecznego wroga. Pal pies że to sparing, ale sama gra napawa optymizmem. Kibice natomiast skandują – zrób tak w lidze, a będziesz Bogiem. Co więcej, z dedykacją dla Ciebie. - A tam Bogiem zaraz. Niech mnie chociaż głowa przestanie boleć. Faktycznie, zespół Trapani wywalczył na własnym boisku remis z Palermo, w ostatnim meczu towarzyskim przed sezonem. Zakończony wynikiem 1:1 pojedynek, napawał optymistycznie przed zbliżającym się startem w Pucharze Włoch. Poprzednie sparingi były równie udane. Najpierw w szok wprawiono media, po wygranej 2:0 z Lazio, by potem rozbić jak to mawiał Kurowski – Ogórków z Ama-mama, czyli zespół Aman Al’Aam – 3:0. To wszystko, to jednak zaledwie przedsezonowe przetarcia. Prawdziwy sprawdzian miał się odbyć na boisku drużyny Benevento w pierwszej rundzie Pucharu Italii, gdzie zespołowi z Sycylii nie dawano najmniejszych szans. - Jest to gdzieś na mapie?! – burknął Daniel. - Jest czy nie, czeka nas ciężka przeprawa – stwierdził kapitan zespołu, Giacomo Tadesco. - Powiedz tak jeszcze raz, a powąchasz murawę dopiero wtedy, kiedy mi się to przyśni. Gwarantuję Ci, że możesz trochę czasu zmarnować. Jesteś kapitanem, rozumiesz? Ka-pi-ta-nem! Dlatego nie pieprz głupot, tylko pokaż chłopakom, że ile szans by nam nie dawano, mamy możliwość walki jak równy z równym – kontynuował swój wywód wyraźnie zniesmaczony trener. – Na boisku ma być walka, ma wrzeć, a w tym już twoja głowa, żeby trzeszczały kości. - W sumie… Słowa Dona podziałały. Drużyna na boisku rywala dała z siebie wszystko, dwukrotnie wychodząc na prowadzenie. Regulaminowe 90 minut, zakończyło się remisem. W dogrywce jednak Trapani nie miało sobie równych i wbiło upragnioną trzecią bramkę. W kolejnej rundzie Pucharu, los skojarzył drużynę Kurowskiego, z ekipą Juve Stabia. Tu jednak losy były zgoła odmienne. To Juve prowadziło, a Trapani wydarło remis. Tym razem, po dogrywce Kurowski musiał przełknąć gorycz porażki. Pierwszej przegranej na zawodowych boiskach. W klubie wierzono jednak, że zespół stać na wiele. Gra nie pozostawiała wiele do życzenia, a drużyna pierwszy raz od dawna, grała naprawdę ciekawy futbol. Puchar Włoch (pierwsza runda) Benevente – Trapani 2-2 (2-3d) Skład Trapani: Pinna – Zenoni, Lebbihi, Lo Monaco, Mora – Ormazabal, Tadesco (Drascek), Abelairas, Gambino, Barraco (Capone) – Nassi (Abate) Bramki: Riad Nouri (52’, 75’) – Giacomo Tadesco (6’ ), Andrea Capone (69’), Giovanni Abate (104’) Puchar Włoch (druga runda) Juve Stabia – Trapani 2-2 (3-2d) Skład Trapani: Pinna – Cesar, Lebbihi, Lo Monaco, Mora – Ormazabal, Tadesco, Abelairas, Gambino (Ficarrotta), Barraco (Capone) – Abate Bramki: Gennaro Scognamiglio (40’), Tomas Danilevicius (44’), Jerry Mbakogu (104’) – Giacomo Tadesco (54’), Andrea Capone (kar. 64’)
  3. - Nasz sztab przypomina szpital, a nie klub piłkarski – ze zdziwieniem zakomunikował Daniel. – Mamy siedmiu lekarzy, a jednego scouta, w dodatku takiego, który nie odróżniłby kulawego portiera klubowego, od potencjalnej gwiazdy. W taki sposób to nie zaistniejemy. - Masz już jakiś pomysł? – odparł szybko prezes Vittorio Morace - Tak, nie mam nawet najmniejszych wątpliwości co powinniśmy zrobić. Pavone, Vultaggio, Tartamella i Scardina wypadają z gry. W zupełności wystarczy nam na tym pułapie trzech lekarzy. Wolę w to miejsce postawić na scouting i to nie taki jak obecny. - Nie mam nic przeciwko. Tak jak powiedziałem na początku – Ty decydujesz w tej kwestii. - Ok, tutaj mam papiery trzech nowych gości. Przed prezesem Morace wylądowały trzy teczki. W środku znajdowały się referencje i zgłoszenia potencjalnych speców od wyszukiwania talentów. Vittorio nie miał najmniejszych złudzeń. To takich ludzi trzeba im było. Może nie byli oni wielce doświadczeni, ale znajomość języków, zdolność do adaptacji, jak i umiejętności czysto sportowe w zakresie oceny umiejętności i potencjału piłkarzy, sprawiały że szybko znaleźli oni zatrudnienie w zespole. W ten sposób, w klubie pojawili się Vittorio Panucci, Raffaele Mazzone i Manuel Polini. - Masz do mnie jeszcze jakąś sprawę? – zapytał prezes, dopalając swoje cygaro. - Tak. Przejrzałem już całą kadrę zespołu. Potrzeba nam wzmocnień. Kilku piłkarzy z kolei na pewno nie znajdzie miejsca w mojej drużynie – odparł Daniel. - Wiesz już kto ma szukać sobie nowych zespołów? - Tak, nie było to ciężkie. Priola, Cianni, Lo Bue, Dai i Mastrolilli nie są mi do niczego potrzebni. - Dobrze. Jeden z naszych pracowników poszuka im nowych zespołów, może nawet uda nam się na nich cokolwiek zarobić. Ty natomiast zajmij się poszukiwaniem wzmocnień. Jeśli znajdziesz piłkarzy pasujących do Twojej koncepcji, zacznij z nimi rozmowy. Masz wolną rękę. - Tak też zrobię – odpowiedział Daniel, poczym opuścił pokój. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Nowy szkoleniowiec przebudował zespół od piwnicy po strych. Wymienieni w rozmowie zawodnicy znaleźli nowe kluby, na czym Trapani zarobiło 12 tysięcy euro. Nie obyło się też bez transferów do drużyny. W końcu jak mawiał Daniel – kimś trzeba to towarzystwo w lidze utrzymać. Tym sposobem zespół wzmocniło aż… 11 zawodników. Z czego dla szóstki Kurowski widział miejsce w pierwszym składzie. Na prezentacji ekipy z Sycylii, która odbyła się na stadionie, kibice mogli obejrzeć nowe nabytki w barwach ich zespołu. Zaprezentowano całą ekipę, która miała wywalczyć utrzymanie. Największym zainteresowaniem obok trenera, cieszyli się oczywiście ci nowi… ci którzy jeszcze nie zostali przesiąknięci klimatem porażek i bezlitosnej walki o byt. Klub wzmocnili: - Victor Ormazabal (wolny transfer) - Jeffrey Cesar (wolny transfer) - Maurizio Nassi (wolny transfer) - Matias Abelairas (wolny transfer) - Nicola Mora (wolny transfer) - Damiano Zenoni (wolny transfer) - Badis Lebbihi (wolny transfer) - Davide Drascek (wolny transfer) - Salvatore Pinna (wolny transfer) - Luca Franchini (Alto Adige) 20 tys. Euro - Andrea Capone (wolny transfer)
  4. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Powodzenia.
  5. Hades

    Piłkarski poker

    Szkoda, że takich menago nie ma w Polsce faktycznie. Co kontakt z klubem to Mistrzostwo. Czekam teraz na podboje w LM i z ciekawością będę śledził kiedy i gdzie odejdziesz w świat.
  6. @Bacao, Tomba, Super_Cwikla - dzięki wielkie. Też mam nadzieję, że uda mi się wytrwale pociągnąć to opowiadanie i kariere. Czas pokaże co z tego wyjdzie. ---------- Pod budynkiem klubowym zaparkował czarny Mercedes. Przyciemniane kuloodporne szyby, budziły grozę u każdego, kto zobaczył to auto na mieście. Wszyscy zdawali sobie doskonale sprawę, że należy ono do Don Augustino. Jego rola odgrywana w lokalnym klubie, była ogromna, ale i specjalnie nienagłaśniana. Mawiano jedynie, że jest on przyjacielem i dobroczyńcom. Tłumy fotoreporterów czyhały pod wejściem do budynku klubowego. - Tak, to na pewno on – krzyknął ktoś w tłumie. Rozbłysły flesze. Zamiast delikatnego wiatru i śpiewu ptaków, słychać było jedynie dźwięki wydawane z dziesiątek aparatów. Tłum chciał uwiecznić ten moment na dłużej. W końcu to już dwa lata minęły, od chwili gdy ostatni raz podejmowano w klubie tak ważną decyzję. Drzwi od auta tradycyjnie otwarte zostały przez osobistego szofera Don Augustino. Boss wysiadł jako pierwszy. Przed autem czekało już na niego dwóch ochroniarzy – Pepe i Fabio. Nawet najmniejszy ruch w tłumie, był przez nich szybko wychwytywany. Nie mogli pozwolić sobie na chociażby jeden błąd. Zaraz za Donem auto opuścił Daniel. Zupełnie odmieniony od ostatniego razu. Zabrudzony podczas podróży w bagażniku dres, zamieniony został na idealnie pasujący garnitur. Sportowe buty, na najnowsze skórzane obuwie, prosto od osobistego projektanta rodziny Castellini. Twarz świeżo ogolona połyskiwała w słońcu. Daniel miał w planach udać się na konferencję z zarostem, jednak szybko spotkał się z nieprzychylną reakcją swojego promotora. - Prawdziwy mężczyzna honoru, nie ukrywa twarzy pod jakimś zarostem, a chyba nie chcesz mi powiedzieć że nim nie jesteś – powiedział Don Augustino na krótko przed wyjściem. Daniel został powitany iście po królewsku. Nie był przecież Guardiolą, Mourinho czy innym znanym szkoleniowcem. Był nikomu nieznanym chłopakiem z Polski, ze świeżo co zdobytą licencją na prowadzenie profesjonalnych zespołów piłkarskich. Jednak każdy kto miał w tym mieście rekomendację rodziny Castellini, był dla ludzi jak król. Był ich człowiekiem, którego niezmiernie szanowali. Szalik zespołu rzucony z tłumu, trafił prosto w Daniela zaraz po wyjściu z auta. Z uśmiechem na twarzy zawiesił on go sobie na szyi i pomaszerował zaraz za trójką mężczyzn zmierzającą do wejścia. Przemierzając kolejne korytarze budynku, w końcu stanęli pod drzwiami z tabliczką, na której wygrawerowane było nazwisko Morace. - No i jesteśmy przyjacielu. Tu zaczniesz swoją przygodę z profesjonalną piłką. Nie zawiedź mnie! – rzekł Don, po czym uścisnął mocno dłoń Daniela. - Nie zawiodę, może Pan być tego pewien. - W takim razie widzimy się wieczorem. Ja mam kilka ważnych spraw do załatwienia. Aha, zapomniałbym jeszcze o jednym. W sali konferencyjnej czekać będzie wśród dziennikarzy mała niespodzianka ode mnie. Myślę że się nie zawiedziesz. Tymczasem powodzenia! – powiedział na zakończenie Don Augustino, po chwili znikając w jednym z korytarzy. Daniel wszedł do środka pokoju, by po około 30 minutach z uśmiechem na twarzy udać się wraz z prezesem Vittorio Morace do sali konferencyjnej. Ich rozmowa wstępna była bardzo krótka. Małe wprowadzenie do klubowej historii, przedstawienie kart personelu, jak i poszczególnych informacji, na temat kontraktu z klubem. Na wieść o zarobkach Daniel uśmiechnął się znacząco, nigdy bowiem nie zarabiał tak dużych pieniędzy, a przecież pracować miał zaledwie w trzecioligowym zespole. Budżet jaki otrzymał do dyspozycji również napawał optymizmem. Po wejściu do sali, Daniela ponownie przywitał błysk fleszy. Licznie zgromadzeni dziennikarze wstali ze swoich miejsc, żeby jak najlepiej dostrzec każdy możliwy szczegół wydarzeń. - Daniel! Daniel, nareszcie! – krzyknęła kobieta z końca pomieszczenia, w języku zupełnie nie zrozumiałym dla reszty przybyłych gości. - Kamila?! – odparł z niedowierzaniem i błyskiem w oczach Daniel. - A któżby inny jak nie ja. Przyleciałam tu dziś rano, w asyście dwóch Włochów Giulio i Fabrizio, prywatnym samolotem. Wytłumaczyli mi po drodze do czego doszło zanim tu trafiłeś i co będziesz robił teraz. Jutro obiecali przetransportować tutaj wszystkie nasze rzeczy. - Hah, Don Augustino jak zwykle nie kłamał. Już wiem o jakiej niespodziance mówił. Sprowadził moją żonę, o której nawet słowem mu nie wspominałem. Jego siła i znajomości są niezwykłe. - Niezwykłe? Daniel, to Twoja życiowa szansa. Tymczasem uciekaj do tego stołu i nie pozwól na siebie już dłużej czekać – powiedziała na koniec Kamila, po czym jeszcze raz uściskała swojego męża i udała się na swoje miejsce. Zdjęcie uradowanej pary padającej sobie w ramiona, godzinę później obiegło wszystkie włoskie portale internetowe. Słowa które padły na konferencji prasowej, były natomiast niezwykle budujące. Nowy trener w asyście prezesa nie tylko obiecywał przebudowę drużyny, ale i otwarty i atrakcyjny futbol. Pewne było jedno – Trapani Calcio będzie miało nowego szkoleniowca. Z pasją, zamiłowaniem i wielkim ambicjami. Na tym fundamencie miała powstać drużyna, która powalczy o utrzymanie w lidze, a później o awans i najwyższe trofea. Football Manager 2012 Ligi: Anglia(1), Francja(1), Niemcy(1), Włochy(4), Holandia(1), Polska(1), Portugalia(1), Hiszpania(1) Zasady: własne Baza danych: duża Klub: Trapani Calcio (Włoska Serie C1/B)
  7. Po takich wyczynach w Lidze Europy i Ekstraklasie, takie bezrobocie musi być bolesne. Powodzenia w poszukiwaniach pracodawcy i wracaj jak najszybciej do gry.
  8. Ogromna willa mieszcząca się na skraju miasteczka, była chroniona potężnym płotem. Przy bramie nieustannie wartę pełniło dwóch strażników. Byli to ludzie gotowi do największych poświęceń w imię swojego dobroczyńcy, bo tak właśnie nazywano w tych okolicach Don Augustino. Krążą legendy, że nawet najmniejsza mysz nie prześlizgnęłaby się przez serię zabezpieczeń jakie się tutaj znajdowały. Pełniący tego dnia wartę strażnicy, siedzieli w zniecierpliwieniu przy głównej bramie. Oczekiwali na przyjazd Fabrizio i Giulio z przedziwną przesyłką dla ich szefa. Słońce wschodziło pięknie tego dnia, dając delikatne promienie, rozświetlające drogę znajdującą się zaraz obok posiadłości. - Jadą! – zabrzmiał donośny głos jednego ze strażników. Rzeczywiście, nieopodal pędziło czarne auto, które nietrudno było rozpoznać. W tej okolicy był to jedyny taki egzemplarz i nawet turystów nie było stać na takie cacko. Giulio Parsenta i Fabrizio Brazzi byli wysoko postawionymi w hierarchii ludźmi Dona. Mimo faktu iż zazwyczaj pełnili jedynie rolę killerów lub ludzi od zadań specjalnych, cieszyli się jego niezwykłym zaufaniem i szacunkiem. Dziś mieli spełnić jego kolejną zachciankę. Auto wtoczyło się na podjazd, mieszczący się u stóp schodów prowadzących do wejścia. Don Augustino czekał już na dole, jak zwykle ubrany w idealnie skrojony garnitur i lśniące buty. Odpalił czerwone Marlboro, po czym powitał swoich gości. - Fabrizio! Giulio! Dawno wasz widok nie cieszył mnie równie mocno co dzisiejszego poranka. Macie dla mnie to, co obiecaliście mi przywieźć? – zapytał zniecierpliwiony. - Don Augustino, przecież każdy z nas dobrze wie, że gdyby ten bagażnik był pusty, skończylibyśmy na dnie morza. Oczywiście że mamy to o co prosiłeś – zakomunikował Fabrizio, klepiąc jednocześnie w tył wielkiego Suva. - Chcecie mi zakomunikować, że trzymacie mojego gościa skrępowanego w bagażniku? Czy wyście oszaleli do końca. Powtarzałem wam głąby, on będzie moim gościem! Gościem! Rozumiecie co to znaczy? Mniej więcej tyle, że będzie jadł dziś ze mną obiad, sączył najlepsze wino jakie mam w piwnicy i rozmawiał ze mną o swojej przyszłości w mieście, a wy zafajdusy trzymacie go w bagażniku? Krzyków Dona nie było końca. Wydzierał się tak głośno, że jego pomarańczowa twarz, szybko zmieniła się w czerwoną. Nie mogło się to jednak równać z furią, w jaką wpadł minutę później. Wtedy gdy ujrzał przed sobą swojego przybysza. - To ma być Rafał Ulatowski?! – wykrzyczał w złości Don – Kto to jest do cholery jasnej? Ja pytam, kto?! Fabrizio jeszcze nigdy mnie nie zawiedliście, ale to przeszło moje najśmielsze oczekiwania! Oczom Augustino Castelliniego ukazał się młody, około 26 letni mężczyzna. Nie był to jednak jego gość, którego chciał zobaczyć dziś przed swoimi oczami. Był to człowiek niewiadomego pochodzenia, o niewiadomej przeszłości. Wprawdzie wyglądał dość podobnie, ale to nie on miał zagościć dziś w jego bogatych progach. - Szefie, co z nim zrobimy? – wymamrotał niepewnie Giulio. - Wiem co z wami zrobię, jeśli zaraz nie znikniecie mi z oczu. Wynocha, wróćcie tutaj wieczorem, wtedy zadecyduję co dalej. Ty natomiast śpiewaj kim jesteś! – boss skierował wzrok na swojego niespodziewanego gościa. - Eeee… - No tak, nie rozumiesz po włosku. Brzdąkasz coś po angielsku chociaż? – zapytał z pogardą. - Tak, po angielsku jak najbardziej. Nazywam się Daniel Kurowski, nie mam zielonego pojęcia z kim pomylili mnie Pana ludzie, ale zaszła tutaj niemała pomyłka - odpowiedział ze strachem w oczach młody przybysz. - Te dwa głąby miały mi sprowadzić tutaj trenera piłkarskiego, a sprowadziły mi Ciebie… - westchnął – robisz Ty chociaż w życiu coś pożytecznego, do czego mógłbyś mi się przydać? Czy mam Cie wrzucić rybom na lekkostrawny podwieczorek? - W sumie… w sumie to ja też jestem trenerem. Prowadzę zespół, a właściwie asystuję przy prowadzeniu zespołu z IV ligi. Jeśli to nie zadanie z górnej półki, chętnie sam się go podejmę. Strach nie pozwalał Danielowi na wykrztuszenie z siebie więcej. Nie wiedział, że słowa które właśnie wypowiedział, były dla Don Augustino jak zbawienie. Postanowił on bowiem zaryzykować i diametralnie zmienić swój pomysł. - Co ja mam począć – westchnął ponownie – Mój dobry przyjaciel Vittorio Morace, poszukuje nowego szkoleniowca jego zespołu. Nie wnikaj na razie co stało się z Twoim poprzednikiem. Jutro pojedziemy do niego, a ja przedstawię Twoją kandydaturę. - W sumie nie widzę przeszkód, jednak nie wiem czy nie będą to dla mnie zbyt wysokie progi. Przecież nie mam doświad… - Don Augustino przerwał mu nim zdążył skończyć. - Doświadczenie przyjdzie z czasem. W życiu nie liczy się doświadczenie, a dobre znajomości. Potraktuj to jak przeprosiny za to, że znalazłeś się w tym miejscu – mówiąc to poklepał przybysza po plecach. - Tymczasem wejdźmy do środka. Zapewne ta banda matołów nie dała Ci nic do jedzenia. Boss wyciągnął z kieszeni marynarki paczkę papierosów i poczęstował Daniela. Chwilę później zniknęli między potężnymi drzewami, prowadzącymi do ogrodu. Tam Don jadał śniadania, gdyż jak mawiał, natura pomaga mu lepiej odczuć smak posiłków. Zarówno jeden jak i drugi mężczyzna nie spodziewał się nawet, jak długo wspominać będą ten dzień. Początek ich długiej znajomości.
  9. Na wstępie chciałbym wszystkich przywitać, z racji iż jest to mój pierwszy wpis na forum. ---------- Czarny Suv z przyciemnianymi szybami pędził po nowiuśkiej francuskiej autostradzie. Kierowca z niewzruszona miną wyprzedzał kolejne samochody, które spowalniały go na wyznaczonej przez GPS trasie. Od zawsze z pogardą patrzył na kierowców którzy na takich drogach, starali się trzymać przepisów. - Jak można się tak wlec – rzucił z niedowierzaniem. -Gdybyś mnie posłuchał i nie targał tej kupy złomu na przejażdżkę, już dawno bylibyśmy w domu. Mówiłem – lećmy samolotem, ale nie, pieprzony Giulio Parsenta musiał się upierać przy swoim. - Skończ biadolić Fabrizio. Jeszcze kilka godzin i będziemy na miejscu. Don Augustino zapłaci za zlecenie i dostanie to co chciał – rzucił z uśmiechem Giulio. - Co mu w ogóle strzeliło do głowy. Przeszukajcie wioski i miasta i znajdźcie mi tego trenera – wycedził przez zęby w prześmiewczym tonie - Jakby w naszym mieście brakowało zdolnych chłopaków. Przecież to niedorzeczne i nie w jego stylu. - To nie nasz interes, chciał dostać tego młodego barana, to go dostanie. Swoją drogą, ciekawe czy już kiedyś ktoś targał go w bagażniku na drugi koniec Europy. Auto przemierzało kolejne dziesiątki kilometrów. Za oknami zapadł mrok. Do tej pory, Giulio i Fabrizio nie mieli ochoty na jakiekolwiek postoje. Zależało im na jak najszybszym dotarciu do miasta, by oddać to, co należeć miało od dziś do ich szefa i mentora. Byli skłonni nie przespać kolejnych nocy, by znaleźć i dostarczyć to, o co poprosił ich wielki Don Augustino Castellini – władca ich regionu. - Że też ten zasrany trenerek musiał z nami zadzierać – zaczął po raz kolejny Giulio. - Tak. Zachciało mu się udawać, że ma pełen zwis na słowa Dona. Sam się o to prosił. Gorące prośby się spełnia, a nie odstawia w kąt – odparł Fabrizio. - Zatrzymam się tutaj na chwilę. Muszę coś sprawdzić. Giulio zaparkował auto na parkingu niewielkiej stacji benzynowej i udał się w jej kierunku. Po przejściu rozsuwanych drzwi, skierował się ku sklepowej ladzie. - Dwie kawy, byle mocne – rzucił w kierunku ekspedientki, po czym zapłacił z nawiązką jak to miał w zwyczaju i na moment poszedł w stronę półki z gazetami. Na stojaku leżały przeróżne dzienniki. Giulio szukał jakichkolwiek informacji, na temat ostatnich wydarzeń w ich mieście. W chwili gdy chwycił jeden z nich, serce stanęło mu prawie w gardle. - Ten bydlak nadal żyje! – rzucił sam do siebie. W pośpiechu odebrał przygotowane dla niego kubki z kawą i nie bacząc na uśmiechy młodej ekspedientki wybiegł ze stacji. To co zobaczył, nie wróżyło dobrze. Mogło totalnie pokrzyżować ich plany. Co więcej, cały ich dzisiejszy wysiłek mógł pójść na marne. Młody chłopak z ich bagażnika, mógł okazać się zupełnie niepotrzebny. Setki myśli krążyły w tej chwili po jego głowie. Co jeśli… co jeśli Don każe go odstrzelić? - Hej Giulio! Gdzie się podziewałeś tak długo? Znowu zebrało Ci się na umizgi i podrywy młodych ekspedientek? – zawołał z daleka Fabrizio. - Milcz i czytaj gamoniu – odparł Giulio rzucając na maskę auta gazetę. Postrzelony trzy dni temu Roberto Boscaglia, wciąż walczy o życie w jednym z włoskich szpitali. Jego stan jest ciężki, ale stabilny. Przyjaciele i znajomi, wciąż nie dowierzają w to co się stało. Jak nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, powodem zamachu był konflikt trenera z lokalną grupą mafijną. Boscaglia miał odmówić wystawienia do składu Trapani Calcio jednego z chrześniaków Don Augustino Castelliniego. - Cholera Giulio! Nie dramatyzuj. Ten pajac z pewnością nie wróci już do trenerki, a już na pewno nie w tym klubie. Mamy dzieciaka w bagażniku, Don będzie wiedział jak odpowiednio go wykorzystać. Nie zmienia to faktu, że czym prędzej musimy znaleźć się w domu! - Masz rację. Wsiadaj i odjeżdżamy. No i zdejmij tą cholerną kawę z dachu mojego auta! Samochód odjechał w kierunku Trapani. Najbliższe godziny, miały być decydujące. Życie bydlaka z bagażnika, miało już nigdy nie być takie samo…
×
×
  • Dodaj nową pozycję...