Skocz do zawartości

Flat Eric

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    1 422
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Flat Eric

  1. Wreszcie puchar, na kórym mi zależało. Ten najważniejszy, najbardziej prestiżowy: Puchar Irlandii Północnej. Wkraczaliśmy do gry w 3 rundzie, na naszej drodze stanęło dobrze nam znane, przeciętne do bólu Brantwood. Krótko mówiąc, trafił swój na swego. Obstawiałem więc dogrywkę. Po kilku niecelnych strzałach, gospodarze dopięli swego. Spence sfaulował w polu karnym Harveya, a „jedenastkę” wykorzystał młody McMaster. Następnie dobrą okazję miał Hirthe, ale tym razem Spence się zrehabilitował i czystym wślizgiem zażegnał niebezpieczeństwo. W przerwie nie szczędziłem swoim podopiecznym ostrych słów, próbując w ten sposób wymusić większą aktywność w napadzie i pewność w defensywie. Czy reprymenda podziałała? Trochę nie, trochę tak. Nie, ponieważ styl nadal pozostawiał wiele do życzenia. Tak, ponieważ doczekałem się gola wyrównującego. A czekać trochę musiałem, gdyż padł on w doliczonym czasie gry. Do rzutu wolnego pewnym krokiem podszedł, tradycyjnie, O'Kane. Odległość była spora, mimo to zdecydował się na bezpośredni strzał. Piłka odbiła się od muru i po rykoszecie wpadła do bramki. Nie wierzyłem własnym oczom! W taki sposób to my gole TRACIMY a nie ZDOBYWAMY! A więc, zgodnie z moimi przewidywaniami, mieliśmy dogrywkę. W niej dominacja Brantwood nie podlegała dyskusji, ale co z tego, skoro ich akcjom brakowało wykończenia? Raz po raz, piłkarze w niebieskich koszulkach pudłowali lub przegrywali pojedynki z Andrew Frenchem. Arbiter zarządził więc rzuty karne. W egzekwowaniu „jedenastek” mieliśmy pewne doświadczenie, już dwukrotnie wywalczyliśmy w ten sposób awans. Pierwszy podszedł do piłki Haugh i przeniósł ją nad poprzeczką. W odpowiedzi Mack po profesorsku, ze stoickim spokojem umieścił futbolówkę w siatce. Humorów gospodarzom nie poprawił Hirthe, trafiając prosto w bramkarza. Loughlin, w przeciwieństwie do poprzednika, idealnie wykonał swoje zadanie i po dwóch kolejkach prowadziliśmy 2:0. Ross wlał nadzieję w serca niebieskich, przełamując niemoc kolegów. Na domiar złego, uderzenie Davidsona obronił Rowan. Nasza przewaga zaczynała niebezpiecznie topnieć. Uskrzydlony swą interwencją Rowan sam postanowił strzelić karnego i uczynił to skutecznie, niczym Ricardo podczas Euro 2004. Na szczęście Jordan nie zawiódł mojego zaufania i trafił na 3:2. To sprawiło, że McMaster musiał zdobyć bramkę, by Brantwood pozostało w grze. Młokos nie wytrzymał presji, przestrzelił i wprawił w euforię kibiców Chimney Corner. Europejskie puchary wciąż były w naszym zasięgu. Puchar Irlandii Północnej - 3 runda Brantwood [2L] - Chimney Corner [2L] 1:1 (1:0) (1:1)/ karne 2:3 18'- McMaster-K 90'+3 - O'Kane MoM: McMaster (8) Widownia: 701
  2. Słowo klucz przy prowadzeniu takich drużyn to "cierpliwość" Irlandczycy najwyraźniej lubią wystawiać ją na ciężką próbę, tak jak w tym meczu ligowym: - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Jeśli chcieliśmy odgrywać poważną rolę w 2 lidze (a chcieliśmy), to przeciwników pokroju QUB musieliśmy pokonywać z palcem w nosie. Kibice drużyny Queens University Belfast byli w stolicy raczej niezbyt liczni, a szkoda, bo miałem nadzieję, że wreszcie zagramy przy poważnej publiczności. Większość moich chłopców nadal sapała po wyczerpujących meczach pucharowych, więc ponownie zostałem zmuszony nieco przemeblować skład. Zwłaszcza obronę można było określić mianem "eksperymentalnej". Mecz miał jednostronny przebieg, cały czas to my atakowaliśmy, więc zamiast tradycyjnej relacji, wymienię tylko najdogodniejsze sytuacje stworzone przez Chimney Corner: 6'- O'Kane w szybkiej kontrze podaje do Loughlina. John znajduje się sam na sam z bramkarzem, strzela, ale to golkiper wychodzi z tego pojedynku zwycięsko. 18'- O'Kane z rzutu wolnego trafia w słupek. Piłka wychodzi w pole, dopada do niej Mack i z dwóch metrów trafia w bramkarza. 33'- McManus dostrzega stojącego w polu karnym, niepilnowanego Chines'a. Dogrywa mu co do centymetra, ale Portugalczyk uderza obok bramki. 66'- Świetne dośrodkowanie w obręb "szesnastki", żaden obrońca QUB nie przecina toru lotu piłki. Futbolówka dociera więc do Crawforda, a ten pudłuje niemiłosiernie. 69'- Tym razem nie sytuacja podbramkowa, a czerwona kartka dla Tumilty'ego. Gospodarze już chyba bardziej nie mogą nam pomóc... chyba, że samobójem. 80'- O'Kane znów wykonuje rzut wolny - bramkarz paruje jego strzał, ale szansę na dobitkę ma Jordan. Johnny zamiast strzelać woli jednak posłać piłkę gdzieś w bok, gdzie nikogo nie ma. 84'- Chines zagrywa do Crawforda, który uwalnia się spod opieki obrońcy, obiega golkipera i ... nie, to niemożliwe... A jednak! Trafia do bramki! GOOOOL! W doliczonym czasie gospodarze przeprowadzili jeszcze akcję, która zmroziła mi krew w żyłach, ale French na spółkę z obrońcami uratował nam trzy punkty. Zasłużone jak nigdy i wywalczone ciężko, jak zawsze. 2 liga - 7 kolejka QUB [9] - Chimney Corner [7] 0:1 (0:0) 84'- Crawford MoM: Crawford (7) Widownia: 178
  3. Rywalizację o Puchar Antrim rozpoczęliśmy w pierwszej rundzie od meczu z amatorskim Dunaghy. Skład był nieco kombinowany - do obrony wracał po kontuzji dziadek Davidson, a na środku pomocy grał wieczny rezerwowy, McCrory. Kibice, widząc początek spotkania w naszym wykonaniu, myśleli chyba, że odniesiemy przekonującą wiktorię. Już po pięciu minutach wyszliśmy na prowadzenie - bramkarz gości tak fatalnie wybił piłkę, że ta trafiła wprost pod nogi Macka. Colin szybko zagrał do swojego kolegi z ataku, który uderzył mocno, z 25 metrów i nie chybił - był to już dziesiąty gol Loughlina w sezonie. Gdy Aaron Wallace zdobył bramkę głową, po dośrodkowaniu Maitlanda, zdawało się, że nic nie odbierze nam awansu do kolejnej rundy. Odebrać mogliśmy go sobie tylko my sami... i tak zrobiliśmy. W 85 minucie Downey mógł spokojnie zacentrować na głowę O'Neilla, a napastnik gości strzelił gola głową, mimo, że obok stał rosły Spence. No właśnie - STAŁ. Zawodnicy Dunaghy zwietrzyli okazję na wyrównanie i skorzystali z niej. O'Neill praktycznie wbiegł z piłką do bramki, a Spence znów przyglądał mu się z podziwem. W przerwie przed dogrywką załatwiłem mojemu obrońcy numer do O'Neilla, bo najwyraźniej mieli się ku sobie. W dogrywce jedyne trafienie zaliczyło Chimney Corner - Loughlin podał w niesygnalizowany sposób do Crawforda, a nasz ofensywny pomocnik przedarł się przed zasieki obronne Dunaghy i przywrócił nam prowadzenie. I znów ogrywamy amatorów po 120 minutach twardej walki. Puchar Antrim - 1 runda Chimney Corner [2L] - Dunaghy [Ama] 3:2 (1:0), (2:2) 5'- Loughlin (1:0) 47'- Wallace (2:0) 85'- O'Neill (2:1) 89'- O'Neill (2:2) 103'- Crawford (3:2) MoM: O'Neill (8) Widownia: 166 Zwycięstwo nad Dunaghy było dobrą wiadomością, po której nadeszły trzy złe. Po pierwsze, Ian Maitland nie zagra do końca roku z powodu nadwyrężonych więzadeł kolanowych. Po drugie, nasz bramkarz Andrew French miał problemy natury emocjonalnej. Był przytłoczony faktem, że interesują się nim liczne kluby, między innymi z pierwszej ligi i walijskiej ekstraklasy. Postanowiłem ulżyć jego cierpieniom i pozwolić mu odpocząć w najbliższym spotkaniu. Po trzecie, czekał nas mecz w ramach kolejnych bezużytecznych rozgrywek - Pucharu Amatorskiego. Rywalem było Ballymoney Utd, zespół, który już dwa razy udowodnił swoją wyższość nad Chimney Corner. Goście zaczęli planowo, od gola strzelonego w pierwszej minucie. Maybin wszedł w pole karne jak nóż w masło i nie dał szans rezerwowemu Martinowi. Przewaga Ballymoney rosła aż do 39 minuty, kiedy to przeprowadziliśmy szybką (jak na północnoirlandzkie warunki) kontrę, sfinalizowaną trafieniem Crawforda. Miałem cichą nadzieję, że szybsi i dokładniejsi United strzelą coś w drugiej połowie, wybawiając nas od konieczności rozegrania drugiej z rzędu, męczącej dogrywki, ale nic z tego. Po raz kolejny nasz mecz miał trwać bite dwie godziny. Ba, wiele wskazywało na to, że kibice będą świadkami rzutów karnych. Do tego jednak nie doszło, ponieważ w końcówce Mack zagrał zaskakującą piłkę do wybiegającego zza obrońców Loughlina, którą to piłkę John skierował wprost do bramki! Zmęczeni, spoceni, ale szczęśliwi, świętowaliśmy pierwsze w historii zwycięstwo nad Ballymoney. Szkoda, że nie w lidze, a w Pucharze Amatorskim... Puchar Amatorski - 1 runda Chimney Corner [2L] - Ballymoney Utd [2L] 2:1 (1:1) (1:1) 1'- Maybin (0:1) 39'- Crawford (1:1) 117'- Loughlin (2:1) MoM: Crawford (8) Widownia: 171
  4. Klimat byłby całkiem przyjemny, gdyby nie mnogość rozgrywek, które nic nie dają i niepotrzebnie męczą mi zawodników:P Poza ligą gram jeszcze w Pucharze Ligi Amatorskiej, Trofeum Antrim, Pucharze Antrim, Pucharze Amatorskim i Pucharze Irlandii Północnej - chyba tylko ten ostatni gwarantuje prawo gry w Europie. Poza tym gra się fajnie, powoli zaczyna mnie wciągać prowadzenie tych brytyjskich kołków, bo każde zwycięstwo daje satysfakcję. A do tej pory nie przepadałem za wyspiarskimi klubami w FMie.
  5. Dzięki, dzięki, staram się Niestety, podbić świat z Chimney Corner będzie baaardzo trudno.... - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Półfinał Pucharu Ligi Amatorskiej. Przeciwnik: Ards. Po raz pierwszy graliśmy w meczu o stawkę z ekipą z wyższej klasy rozgrywkowej, konkretnie z pierwszej ligi. Nastawienie było bojowe, chociaż bukmacherzy nie dawali nam najmniejszych szans na zwycięstwo. Nie zamierzałem murować dostępu do własnej bramki, powiedziałem chłopakom w szatni, że mają pełne prawo do prowadzenia otwartej gry i atakowania bardziej renomowanego rywala. Ards w 1 lidze radziło sobie dobrze, początek sezonu dawał im nawet nadzieje na awans do ekstraklasy. Moi podopieczni faktycznie nie przestraszyli się klubu z Bangor i toczyli wyrównaną walkę. Mogli nawet wyjść na prowadzenie, ale Mack trafił prosto w bramkarza, a Crawford zbyt długo zwlekał z dobitką... Ards chwilę później zademonstrowało, jak strzela się gole - Burke dośrodkował do Stirlinga tak precyzyjnie, że zastanawiałem się, gdzie schował kątomierz i ekierkę? Snajper drużyny przeciwnej oczywiście zamienił tę centrę na gola i otworzył wynik. Odpowiedzieć próbował Chines, najpierw fantastycznie zwodząc golkipera Ards, a następnie katastrofalnie pudłując... Forsythe obił jeszcze poprzeczkę po rzucie wolnym i tak zakończyła się pierwsza połowa. W drugiej odsłonie nie złożyliśmy broni, jednak mieliśmy problem z wykańczaniem akcji. Ten fakt sprawił, że nie zdołalismy odmienić losów spotkania i po ambitnej walce odpadliśmy z PPLA. A finał był tak blisko... Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej - 1/2 finału Chimney Corner [2L] - Ards [1L] 0:1 (0:1) 28'- Stirling MoM: Burke (8) Widownia: 797 Nic nie poprawiłoby nam humoru tak bardzo, jak wygrana z wiceliderem 2 ligi. Annagh Utd do tej pory nie przegrało ani razu, będąc najskuteczniejszym zespołem rozgrywek. Faworytem znów nie byliśmy, ale mimo to pokazaliśmy się z dobrej strony. Cóż z tego, skoro za styl w futbolu punktów się nie przyznaje... Już w 3 minucie myślałem, że zaleje mnie krew. Chines strzelił bramkę po świetnej, koronkowej akcji całej drużyny, czego najwyraźniej sędzia nie mógł znieść i postanowił zepsuć nam radość, odgwizdując spalonego z kosmosu. Kolejny cios w moje zbolałe serce wbił Mack, trafiając w dogodnej sytuacji, w słupek. Przeważaliśmy, atakowaliśmy, a to musiało się źle skończyć. W 38 minucie Haffey strzelał z rzutu wolnego - piłka odbiła się od muru, zmyliła Frencha i w ten fuksiarski sposób Annagh Utd wyszło na prowadzenie. W takich chwilach człowiek naprawdę ma ochotę wyć. Żeby było śmieszniej, gospodarze zdążyli wbić nam jeszcze "gola do szatni" - tym razem z wolnego strzelał Crowe, futbolówka znów otarła się o któregoś z moich obrońców i wylądowała w siatce. Przebieg meczu tak mnie rozwścieczył, że kazałem swoim najemnikom rzucić się do zmasowanego ataku, nie bacząc na konsekwencje. Przez moment myślałem, że nie był to głupi pomysł - po dalekim wykopie Frencha piłka dotarła do Loughlina, który zgrał ją głową do Crawforda. Alwyn uderzył bez namysłu, zdobywając bramkę kontaktową. United szybko sprowadzili nas na ziemię. Trzy minuty później Crowe strzelił gola (a jakże by inaczej) z rzutu wolnego. Pocieszające, że tym razem było to naprawdę dobre, czyste uderzenie, a nie kolejny rykoszet. Na koniec Ali Habib z dziecinną łatwością odebrał piłkę Maitlandowi i ustalił rezultat na 4:1. Gospodarze pokazali nam nasze miejsce w szeregu. 2 liga - 6 kolejka Annagh Utd [2] - Chimney Corner [6] 4:1 (2:0) 38'- Haffey (1:0) 45'- Crowe (2:0) 65'- Crawford (2:1) 68'- Crowe (3:1) 69'- Habib (4:1) MoM: Crowe (8) Widownia: 196
  6. To nie był dobry sezon dla północnoirlandzkich klubów w europejskich pucharach. Mistrz kraju – Linfield poległ już w pierwszej rundzie eliminacyjnej LM, przegrywając z fińskim Tampere (3:2, 0:2). Pierwsza runda eliminacji do Pucharu UEFA okazała się natomiast zabójcza dla dwóch innych ekip: Dungannon przegrało dwumecz z GKS Bełchatów (0:4, 1:3), zaś Glentoran okazał się słabszy od szwedzkiego AIK (0:3, 0:4). Zdaje się, że w rankingu nie podskoczymy... Zwycięstwo w ćwierćfinale PPLA zaostrzyło nasze apetyty i teraz chcieliśmy powtórzyć ten wyczyn w ¼ Trofeum Antrim. Los przypisał nam za rywala zespół Cookstown Olympic, czyli po raz kolejny amatorów. I znów spacerek po plaży zmienił się w niepotrzebny horror. Popularne „kaleki z Cookstown” wyszły na prowadzenie po bramce Marca Harkina. Moi obrońcy wyraźnie nie chcieli zrobić mu krzywdy... Chwilę później to my mieliśmy szczęście – strzał O'Kane'a z rzutu wolnego odbił się od stojącego w murze Loughlina i w ten sposób doszło do wyrównania. Radość nie trwała długo, jeszcze przed przerwą straciliśmy drugiego gola. Tym razem Wilson okazał się najsprytniejszy w polu karnym i zaskoczył Frencha, pakując piłkę do siatki. Cookstown rozochociło się i w drugiej połowie nadal groźnie atakowało. Ja z kolei straciłem cierpliwość i dokonałem kompletu zmian. Ten ruch trochę wstrząsnął Chimney Corner, bo udało nam się ponownie wyrównać – na strzał zdecydował się wreszcie Crawford i doprowadził do dogrywki. Perspektywa 120 minut walki średnio mnie cieszyła, ponieważ za kilka dni mieliśmy zmierzyć się w trudnym meczu ligowym z Annagh Utd... Dogrywka rozstrzygnięcia nie przyniosła, a więc byliśmy zmuszeni rozegrać konkurs jedenastek. Loughlin – tego wieczoru wyjątkowo nieskuteczny, karnego wyegzekwował perfekcyjnie. Smyth pomylił się nieznacznie, ale to wystarczyło by trafić w słupek i skomplikować sytuację swojego klubu. Wallace uderzył na tyle precyzyjnie, że bramkarz, mimo iż rzucił się w dobrym kierunku, nie zdołał zapobiec utracie gola. McGukan, dla odmiany, postanowił uderzyć leciutko, w sam środek bramki – French nie musiał ruszać się z miejsca, by skutecznie interweniować. Jak na razie 2:0 dla Chimney Corner! Crawford, który już raz pokonał Conwaya, tym razem nie sprostał zadaniu i posłał piłkę wysoko nad poprzeczką... Jeśli Cookstown odzyskało nadzieję, to natychmiast ją straciło. Strzał Doyle'a efektownie obronił French – goście zwyczajnie nie potrafili bić rzutów karnych, co znacznie ułatwiło nam zadanie. W czwartej kolejce Maitland zrobił, co do niego należało i dał nam awans do półfinału. Trofeum Antrim - 1/4 finału Chimney Corner [2L] - Cookstown Olympic [Ama] 2:2 (1:2)/ k 3:0 17'- Harkin (0:1) 19'- Loughlin (1:1) 37'- Wilson (1:2) 76'- Crawford (2:2) MoM: Crawford (8) Widownia: 227
  7. Dobrą passę chcieliśmy kontynuować w meczu z Brantwood. Zadanie nie powinno być trudne, gdyż drużyna ta zajmowała dopiero dziesiątą lokatę w tabeli - głównie z powodu kiepskiej obrony. I rzeczywiście, już pierwsza akcja dała nam bramkę. Niezawodny Loughlin dostał dobre, dalekie podanie od Spence'a, a następnie, w swoim stylu, kropnął potężnie tuż pod poprzeczkę. Ręce same składały się do oklasków. Goście próbowali się odgryzać, ale robili to zbyt niemrawo i nieudolnie by poważnie zagrozić naszej bramce. Moi podopieczni postanowili skarcić kolegów z Brantwood i pokazać jak TO się robi. Tzn. jak strzela się gole. Loughlin udowodnił, że jest w wyśmienitej formie i w 77 minucie podwyższył na 2:0. Trzeba jednak przyznać, że nie musiał się zbytnio wysilać - bramkarz gości po prostu podał mu piłkę, a to nie mogło skończyć się inaczej niż trafieniem numer dwa. Honor Brantwood uratował w samej końcówce George Chambers, który zdobył gola z rzutu wolnego. Po drodze futbolówka odbiła się jeszcze od jednego z obrońców Chimney Corner i to zmyliło Frencha. Na więcej nie było tego dnia stać naszych rywali i zwycięska seria została podtrzymana. 2 liga - 4 kolejka Chimney Corner [7] - Brantwood [10] 2:1 (1:0) 3'- Loughlin (1:0) 77'- Loughlin (2:0) 85'- Chambers (2:1) MoM: Loughlin (8) Widownia: 191 Zabawa się skończyła - w kolejce do golenia czekał wicelider, Ballymoney Utd. Spotkaliśmy się z nimi już w Pucharze Ligi i przegraliśmy 0:1, ale teraz byliśmy na fali i wierzyliśmy, że są w naszym zasięgu. To, że już w 20 sekundzie opukali naszą poprzeczkę, powinno dać nam do myślenia. Większość moich chłopców chyba nadal żyła triumfami nad Dergview i Brantwood, bo na boisku nie byli zbyt przytomni. W 32 minucie Bovill był zmuszony powstrzymać przeciwnika chwytając go za koszulkę, co byłoby do zaakceptowania, gdyby nie fakt, że zrobił to w obrębie "szesnastki"... Do wykonania rzutu karnego podszedł Kearney i z zimnym uśmiechem kata pewnie wykonał wyrok. Gospodarze byli od nas lepsi w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła. W drugiej połowie potwierdził to gol na 2:0 autorstwa McLaughlina, który był popisem niezdecydowania moich obrońców. Spence najwyraźniej zapomniał jak wybija się piłki na oślep. Do tej pory była to jego najmocniejsza strona, tym razem jednak pozwolił piłce poleżeć spokojnie w polu karnym, co skwapliwie wykorzystał napastnik Ballymoney. French nie miał najmniejszych szans na skuteczną interwencję. Tym oto sposobem piękny sen w hrabstwie Antrim został przerwany. 2 liga - 5 kolejka Ballymoney Utd [2] - Chimney Corner [6] 2:0 (1:0) 32'- Kearney-K 77'- McLaughlin Mom: Kearney (8) Widownia: 175
  8. Spojrzałem w klubowy kalendarz - okazało się, że październik zaczniemy od swego rodzaju "dwumeczu" z Dergview - najpierw potyczka w lidze, a następnie w Pucharze Ligi. Nie ukrywam, że liga miała dla mnie dużo większe znaczenie, bo przecież jakie korzyści, poza wątpliwym prestiżem i jeszcze bardziej wątpliwą nagrodą finansową, płynęły z tych wszystkim pomniejszych pucharów? Na to pytanie nikt w Antrim nie potrafił mi odpowiedzieć. Wypuściłem więc w bój najmocniejszy (w miarę możliwości) skład i liczyłem na pierwsze zwycięstwo w rozgrywkach ligowych - remisów miałem serdecznie dość. Biorąc pod uwagę urazy pomocników, zdecydowałem się na grę dwójką napastników. Kiedyś przyniosło to efekt w postaci wygranej 4:3, a taki wynik brałbym w ciemno, z pocałowaniem ręki. Pierwsza połowa to ostra wymiana ciosów, na groźny strzał Crawforda gospodarze odpowiedzieli "poprzeczką" Sproule'a; "słupek" w wykonaniu Loughlina został zripostowany niebezpiecznym rzutem wolnym. Pytanie brzmiało: kto pierwszy przełamie strzelecką indolencję? Nie wiem co działo się w szatni Dergview podczas przerwy i chyba wolę nie wiedzieć, bo czarno-biali wyszli na murawę jacyś rozkojarzeni. Owszem, na początku postraszyli nieco Frencha, ale wreszcie popełnili błąd, który słono ich kosztował. Loughlin w dziecinny sposób ograł Pritcharda, czym otworzył sobie drogę do bramki - nie pozostało mu nic innego jak strzelić gola i paść w objęcia kolegów z drużyny. Od tego momentu gospodarze z każdą minutą stawali się coraz bardziej osowiali, powolni i zwyczajnie "klapnięci". W 79 minucie mogli się tylko przyglądać, jak Loughlin podwaja swój dorobek bramkowy, uderzając przepięknie zza pola karnego. Prowadziliśmy 2:0 i zważywszy na obecną formę rywala było już praktycznie po herbacie. Mimo to nie zwalnialiśmy tempa, moi chłopcy byli napaleni na gole niczym dzik na szyszki. W 85 minucie Mack podwyższył na 3:0, po tym jak piłka odbiła się od jego kolana, za sprawą precyzyjnego dośrodkowania Wallace'a. Gwóźdź do trumny Dergview wbił Crawford, uderzając mocno pod poprzeczkę. Wyjazdowy pogrom stał się faktem, 4:0 robiło wrażenie. 2 liga - 3 kolejka Dergview [6] - Chimney Corner [8] 0:4 (0:0) 62'- Loughlin 79'- Loughlin 85'- Mack 87'- Crawford MoM: Loughlin (8) Widownia: 213 Ten mecz pokazał, że moja gromadka przeciętnych brytyjskich kopaczy ma charakter i potrafi wznieść się na prawdziwe piłkarskie wyżyny (z zachowaniem odpowiednich proporcji, rzecz jasna...) Teraz chciałem się przekonać, że nie był to jednorazowy wyskok - piłkarze Chimney Corner mieli to udowodnić, wygrywając drugie z rzędu spotkanie z Dergview. Skoro już dotarliśmy do najlepszej ósemki PPLA, to warto byłoby zgarnąć pełną pulę, inaczej szkoda by było naszego dotychczasowego wysiłku. Popularne "Sroki" ziały wręcz nienawiścią i dyszały chęcią zemsty za upokorzenie sprzed kilku dni. Wiedziałem, że rozjuszony rywal może zawiesić poprzeczkę wyżej, ale jednocześnie może popełnić więcej prostych, niewymuszonych błędów. Pierwsze huraganowe ataki Dergview skutecznie odparliśmy, French obronił efektownie, między innymi, kąśliwy strzał McNamee. Tak naprawdę to szturm naszych przeciwników trudno porównać do huraganu, piłkarze w czarno-białych strojach doskonale zdawali sobie sprawę z naszego potencjału ofensywnego, dlatego starali się rozgrywać bardzo ostrożnie i nie odsłaniać się zbyt mocno. Nie ma jednak takiej rury na świecie, której nie dałoby się odetkać. Mając w składzie Johna Loughlina każda ściana obrońców była do przejścia. Najskuteczniejszy snajper Chimney Corner dał o sobie znać w 68 minucie - gol zdobyty ze skraju pola karnego był doprawdy piękny. Nic dziwnego, że kibice domagali się bisu i bis otrzymali - 6 minut później Loughlin praktycznie skopiował swój wyczyn, uderzając w podobny sposób, z podobnej odległości, bez przyjęcia. Palce lizać. Zawodnicy Dergview zrozumieli, że znów trzeba uznać naszą wyższość, a Johna Louhglina ochrzcili mianem bestia negra. Półfinał Pucharu Ligi Amatorskiej był nasz! Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej - 1/4 finału Chimney Corner [2L] - Dergview [2L] 2:0 (0:0) 68'- Loughlin 74'- Loughlin Mom: (zgadnijcie) Loughlin (8) Widownia: 142
  9. Stare przysłowie mówi, że brak rozumu można nadrobić szczęściem. Tego drugiego akurat nam nie brakowało, co potwierdzały nagłówki lokalnych gazet: Chimney Corner awansuje psim swędem; Czerwoni wychodzą z grupy kuchennymi drzwiami; Trafiło się ślepej kurze ziarno, czyli sukces ekipy z Antrim, itd., itp. Większość miejscowych dziennikarzy skupiała się na naszym fuksie, nie dostrzegając, że ostatni mecz z Ballinamallard Utd zagraliśmy naprawdę znakomicie i sukces wybiegaliśmy sobie na boisku. Nie pozostawało nam nic innego, jak udowodnić sportową klasę w ligowym meczu z PSNI. Okazja nadarzała się wymarzona, ponieważ goście z Belfastu w pierwszej kolejce przegrali 0:2 i zajmowali ostatnie miejsce. Tym razem na trybunach zasiadło ponad 200 widzów (!), ale zamiast kolejnego popisu szczęścia, obejrzeli w naszym wykonaniu istną paradę pecha. Generalnie, spotkanie nie należało do najciekawszych, a kiedy już coś się działo... Najlepszą okazję do zdobycia gola miał Mack, niestety najpierw trafił prosto w bramkarza, a przy dobitce w poprzeczkę... Kiedy w 64 minucie Owen Montague obejrzał czerwoną kartkę, myśleliśmy, że fortuna znów spogląda na nas przychylnym okiem. No cóż, chwilę później to my straciliśmy dwóch żołnierzy, tyle, że z powodu kontuzji - najpierw Davidson zszedł z boiska ze złamaną kością policzkową, a następnie McClintock został zniesiony na noszach i przewieziony do szpitala - wyglądało to bardzo groźnie. Wisienką na torcie była piłka wybita z linii bramkowej po strzale Loughlina. I znów, mimo gry w przewadze, tylko remisujemy... 2 Liga - 2 kolejka Chimney Corner [7] - PSNI [12] 0:0 MoM: Rees (7) Widownia: 206 Wiadomości przekazane przez fizjoterapeutę nie były krzepiące - Davidsona czekał miesiąc przerwy, a McClintock musiał pauzować przez blisko 4 miesiące, gdyż zerwał mięsień łydki. Zwłaszcza strata najlepszego ofensywnego pomocnika bardzo mnie zmartwiła. W czwartej rundzie Trofeum Antrim przetestowany na jego pozycji miał zostać Miguel Chines. Naszym przeciwnikiem było amatorskie Connor, dotychczas radziliśmy sobie z amatorami, ale za każdym razem psuli nam sporo krwi. Tego dnia chcieliśmy obejść się bez dogrywki, o karnych nie wspominając. Niestety, goście nie przestraszyli się nazwy "Chimney Corner" i walczyli z nami bez kompleksów. Byli na tyle waleczni, że straciłem kolejnego piłkarza - kontuzji nabawił się McKeague (jak się okazało, wyłączała go z gry na 3 tygodnie...) Druga linia stopniowo się sypała, ale O'Kane, jako jeden z nielicznych okazał się nieczuły na ciosy rywali i w 73 minucie, mocnym strzałem zapewnił nam prowadzenie, którego już się oddaliśmy. A więc jednak, z amatorami można wygrać też w regulaminowym czasie gry! Trofeum Antrim - 4 runda Chimney Corner [2L] - Connor [Ama] 1:0 (0:0) 73'- O'Kane MoM: O'Kane (8) Widownia: 190
  10. - No dobrze, chłopcy – zacząłem przedmeczowe przemówienie.- Dobrze wiecie, że szanse na wyjście z grupy są minimalne, ale chciałbym żebyście zagrali dobre zawody, dla własnej satysfakcji i dla wiernych fanów, którzy przyjechali aż do Ballinamallard, by wam kibicować. - Hmm, szefie... - odezwał się nieśmiało Gibson. - Serio jest tu ktoś od nas? - Eee, no pewnie, zobaczcie... Przyjechał prezes, fizjoterapeuta, ja przyjechałem. Wygrajcie dla nas! Piłkarze wzięli sobie do serca moje słowa i od pierwszych minut siali popłoch w szeregach obronnych gospodarzy. Atak sunął za atakiem, bramka strzeżona przez Chrisa Snow'a przeżywała prawdziwy, regularny ostrzał. Jednak dopiero stały fragment gry przyniósł gola – tuż przed polem karnym futbolówkę ustawił O'Kane i gdy wszyscy spodziewali się, że odda swój firmowy, bezpośredni strzał, on... wyłożył tylko piłkę nadbiegającemu Bovill'owi, a ten huknął jak z armaty, pokonując bramkarza rywali! W czasie przerwy celowo nie sprawdzałem wyników pozostałych spotkań, by nie wpływać na postawę moich podopiecznych. Wprawdzie Trevor Smith uśmiechał się enigmatycznie znad laptopa, jednak dotrzymał umowy i nie pisnął choćby słówkiem. Pogratulowałem tylko chłopakom dobrej pierwszej połowy i powtórzyłem wytartą formułkę: „uwaga na wodę sodową!” Formułka, choć oklepana, spełniła swoje zadanie – w drugiej odsłonie Chimney Corner nadal prezentowało się o klasę lepiej od przeciwnika. Dowodem była bramka z 64 minuty – ofensywnie usposobiony, 41-letni Davidson fenomenalnie dośrodkował w pole karne, wprost na głowę Aarona McKeague. Defensywny pomocnik zachował się niczym rasowy napastnik, skutecznie wykańczając tę akcję – futbol totalny w wersji północnoirlandzkiej! W końcówce kropkę nad „i” postawił rezerwowy Miguel Chines. Portugalczyk efektownym zwodem minął Chambersa, pognał na bramkę i mocnym uderzeniem dobił Ballinamallard. Zwycięstwo w wielkim stylu stało się faktem. Była to pierwsza tak okazała wygrana w mojej karierze i cieszyłem się, że w godnym stylu żegnamy się z Pucharem Ligi Amatorskiej. Chociaż...Spojrzałem na Trevora – mój asystent jedną ręką łapał się za głowę, a drugą trzymał wyciągniętą, z podniesionym kciukiem. Tak, moi państwo. Moyola Park nie odpuściło i rozbiło Glebe 3:0, a Ballymoney po bezbramkowym remisie podzieliło się punktami z QUB. Krótko mówiąc: rzutem na taśmę awansowaliśmy do ćwierćfinału! Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej – 5 kolejka Ballinamallard Utd [2L] – Chimney Corner [2L] 0:3 (0:1) 37'- Bovill 64'- McKeague 84'- Chines MoM: Bovill (8) Widownia: 168 Tabela końcowa grupy 4: Moyola Park – 15 pkt. (13:2) A Chimney Corner – 7 pkt. (8:6) A Ballymoney Utd – 7 pkt (3:3) Glebe – 6 pkt. (5:7) QUB – 5 pkt. (5:7) Ballinamallard Utd – 1 pkt. (1:10)
  11. Łudziłem się, że ligowa potyczka przyciągnie na Allen Park więcej kibiców, ale stadion znów zapełnił się w nieco ponad dziesięciu procentach. Szybko przekonałem się, że mieszkańcy Antrim wolą poświęcić swój wolny czas piwu, wędzonym rybom i miejscowym, najmniej brodatym ślicznotkom. Na mecze przychodziła garstka zapaleńców, wagarowicze z pobliskiej szkoły oraz rodziny, chcące urządzić sobie piknik pod gołym niebem. Atmosfera była więc...specyficzna. Mecz z Ballinamallard Utd był o tyle interesujący, że cztery dni później mieliśmy zmierzyć się z nimi w decydującym spotkaniu Pucharu Ligi. Przyjezdni uchodzili za drużynę zbliżoną poziomem do nas, czyli czekało nas starcie outsiderów. Pierwsza połowa zdawała się potwierdzać ten fakt – obaj bramkarze mogli spokojnie położyć się na murawie i poczytać gazetę, pracy praktycznie nie mieli. Dopiero po przerwie na boisku zaczęło się coś dziać. W podbramkowym zamieszaniu, jakie miało miejsce po rzucie rożnym, McVitty powalił na ziemię Aarona McKeague, a sędzia zdecydowanym ruchem wskazał na jedenasty metr. Do rzutu karnego podszedł Colin Mack i pewnym strzałem dał nam prowadzenie – widziałem jak zgromadzone pod zegarem rodziny na chwilę odłożyły swoje kanapki i uniosły ręce w geście triumfu. Piłka zbliża! Gdy w 59 minucie Grant Hutchinson otrzymał drugą żółtą kartę, myśleliśmy, że nic nam nie zagrozi. Ba, uwierzyliśmy w możliwość podwyższenia wyniku. Cóż, to byłoby zbyt proste... Niepokój wzbudziło już uderzenie w poprzeczkę po strzale Carrolla, niestety, nie podziałało to na nas motywująco. Na kwadrans przed końcem meczu Cooke popisał się świetnym uderzeniem z rzutu wolnego i wyrównał w ten sposób stan rywalizacji. Moi chłopcy rzucili się do ataku, ale United bronili się dzielnie i dowieźli ten korzystny dla siebie rezultat do końca. Remis nie bolałby tak bardzo, gdyby nie gol stracony mimo przewagi liczebnej... 2 liga – 1 kolejka Chimney Corner [-] - Ballinamallard Utd [-] 1:1 (0:0) 54'- Mack- K (1:0) 76'- Cooke (1:1) MoM: Mack (7) Widownia: 185 Nadszedł dzień, decydujący o naszym być albo nie być w Pucharze Ligi Amatorskiej. Tabela przed ostatnią kolejką prezentowała się następująco: Moyola Park – 12 pkt. (10:2) A Glebe – 6 pkt. (5:4) Ballymoney Utd – 6 pkt. (3:3) Chimney Corner – 4 pkt. (5:6) QUB – 4 pkt. (5:7) Ballinamallard Utd – 1 pkt. (1:7) Żebyśmy awansowali, musiały zostać spełnione następujące warunki: A) pokonujemy Ballinamallard B) pewna awansu Moyola ogrywa Glebe (przy naszym dwubramkowym zwycięstwie, tu mógł paść remis, byle nie za wysoki) C) Ballymoney NIE wygrywa z QUB; najlepszy byłby remis lub nikłe zwycięstwo QUB Nic prostszego, prawda? - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Próbowałem wstawić tabelkę utworzoną za pomocą funkcji "wydruk z ekranu", ale po wklejeniu jej tutaj rubryczki lekko się rozjeżdżają i nie wygląda to ciekawie.
  12. Racja, od teraz odstępy będą mniejsze. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Przedostatnia kolejka fazy grupowej Pucharu Ligi to mecz z Glebe. Popularne „Pasiaki” miały na koncie dwa punkty więcej, dlatego porażka znacznie zmniejszyłaby nasze szanse na awans do ćwierćfinału. Motywacji nie brakowało, argumentów sportowych również. Nasza przewaga nie podlegała dyskusji, od pierwszego gwizdka atakowaliśmy zaciekle, z pasją i zaangażowaniem. To musiało przynieść efekt; w 11 minucie McIntyre sfaulował Jordana przed polem karnym. McClintock, nie namyślając się długo, podszedł do wykonania rzutu wolnego, uderzył piekielnie mocno i precyzyjnie, wprawiając cały „stadion” w euforię. Gol naprawdę przedniej marki. Później powinniśmy wbić rywalom przynajmniej kilka kolejnych bramek – niestety, Loughlin dwukrotnie pomylił się o centymetry, a McClintock przegrał pojedynek jeden na jeden z bramkarzem. Obawiałem się, że ulubione powiedzenie Szpakowskiego („niewykorzystane sytuacje się mszczą”) okaże się prawdziwe... Tym bardziej, że w drugiej połowie piłkarze Glebe wyraźnie się rozkręcili i postanowili powalczyć o choćby jeden punkt. Po kilku strzałach ostrzegawczych, trafili. Cromie podał do Neilla, a ten widząc brak komunikacji między Gibsonem i Frenchem, skierował piłkę do siatki płaskim strzałem. Kilkanaście sekund później mogło być 2:1 dla gości, ponieważ McManus idealnie wyłożył piłkę Neill'owi. Na szczęście, napastnik Glebe nie spodziewał się takiego prezentu ze strony przeciwnika i przestrzelił. W doliczonym czasie gry powinniśmy zostać skarceni za niefrasobliwość – Neill wszedł w pole karne niczym nóż w masło, jednak jego strzał z metra wybronił French. Do dobitki dopadł jeszcze Holsgrove, ale on również trafił w naszego golkipera. Niestety, piłka jak zaczarowana wracała pod nogi gości – znów próbował uderzać Neill, tym razem Gibson do spółki z McManusem zażegnali niebezpieczeństwo, wykopując futbolówkę jak najdalej i czekając na ostatni gwizdek sędziego... Koniec meczu. Biorąc pod uwagę ostatni kwadrans, remis należało uznać za sukces. Szkoda tylko, że nasze szanse wyjścia z grupy zmalały do minimum – musieliśmy nie tylko wygrać ostatnie spotkanie, ale też liczyć na korzystne rezultaty pozostałych meczów. Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej – 4 kolejka Chimney Corner [2L] – Glebe [2L] 1:1 (1:0) 11'- McClintock (1:0) 81'- Neill (1:1) MoM: McClintock (8) Widownia: 160 Zmartwienia pucharowe zostawmy na potem – oto zbliżał się (nareszcie!) początek sezonu ligowego. Bukmacherzy uważali, że w stawce 12 drużyn uplasujemy się gdzieś pomiędzy 8 a 10 miejscem, krótko mówiąc, uznawali nas za jedną ze słabszych ekip. Oczywiście chciałem im udowodnić, że są w błędzie, ale sam musiałem przyznać, że nie bardzo mam kim straszyć. Dotychczasowe mecze nie wypadały wprawdzie aż tak tragicznie, jak się spodziewałem, ale przecież wszelkiego rodzaju Puchary Ligi, czy regionalne trofea to tylko walka o prestiż... Tak naprawdę to liga była priorytetem. W drugiej lidze Irlandii Północnej rozgrywane są 22 kolejki, dwa najlepsze zespoły awansują bezpośrednio do wyższej klasy rozgrywkowej, a dwa najsłabsze walczą w barażach o utrzymanie. Nam wróżono raczej tę drugą opcję. Na pierwszy ogień – Ballinamallard Utd.
  13. W trzeciej rundzie Trofeum Antrim los ponownie przydzielił nam amatorów, tym razem była to Knockbreda – były zespół Iana Maitlanda. Poprzednio kibice byli świadkami arcynudnego widowiska, na szczęście piłkarze postanowili tego dnia wynagrodzić im brak emocji i zafundować istny piłkarski dreszczowiec. Sam zresztą się do tego przyczyniłem, stawiając po raz pierwszy na duet napastników Loughlin – Mack, licząc, że wreszcie przełamią swoją strzelecką niemoc (na 4 gole zdobyte przez Chimney Corner, 3 były autorstwa pomocników, a 1 obrońcy). Początek należał do nas, stłamsiliśmy gospodarzy i już w 11 minucie wyszliśmy na prowadzenie – Jordan przejął piłkę na naszej połowie, dalekim podaniem uruchomił Loughlina, który wpadł w pole karne i mocnym strzałem pokonał bramkarza! Czyżby nowe ustawienie przynosiło efekty? Chyba tak. 10 minut później powiększyliśmy przewagę, gdy McClintock popisał się znakomitym podaniem do wybiegającego zza obrońców Macka, a ten powtórzył wyczyn swojego kolegi z linii ataku. W tym momencie poczuliśmy się chyba zbyt pewni siebie, nie doceniając waleczności Knockbredy. Krótko po bramce Macka, Eccles zagrał do Williamsa, wykorzystując gapiostwo pilnującego go Spence'a. Pokonanie Frencha było już tylko formalnością... Nasi rywale poszli za ciosem – zaledwie 5 minut później stanęli przed najdogodniejszą z możliwych okazją do wyrównania. Zdaniem arbitra Gibson faulował Williamsa w obrębie „szesnastki” i podyktowany został kontrowersyjny rzut karny. Johnny Holland ustawił piłkę na jedenastym metrze i nie pomylił się, 2:2... W drugiej połowie obie strony mogły przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, ale albo brakowało kilku centymetrów, albo dobrze spisywali się golkiperzy. W związku z tym czekała nas dogrywka. Dodatkowe pół godziny gry lepiej rozpoczęło się dla moich podopiecznych – w 96 minucie, po składnym kontrataku i dośrodkowaniu Loughlina, rezerwowy Hudson ponownie wyprowadził nas na prowadzenie. Gdy w 104 minucie Loughlin wykorzystał znakomitą centrę O'Kane'a, zdawało się, że jest po meczu. Knockbreda nie zamierzała się jednak poddawać – w drugiej odsłonie dogrywki gospodarze zmniejszyli rozmiary porażki, po tym jak Hughes precyzyjnie dośrodkował z rzutu rożnego na głowę Parkera. Na szczęście więcej bramek nie padło i mogliśmy cieszyć się z kolejnego triumfu, tym razem po ciekawym, żywym meczu. Po raz pierwszy to napastnicy spisali się lepiej niż linia defensywna, Loughlin i Mack wreszcie udowodnili, że potrafią strzelać gole. Trofeum Antrim – 3 runda Knockbreda [Ama] – Chimney Corner [2L] 3:4 (2:2) (2:4) 11'- Loughlin (0:1) 21'- Mack (0:2) 28'- Williams (1:2) 34'- Holland- K (2:2) 96'- Hudson (2:3) 104'- Loughlin (2:4) 109'- Parker (3:4) MoM: Loughlin (8) Widownia: 163
  14. Nadszedł wrzesień, a co za tym idzie letnie okno transferowe zostało zamknięte. Sprowadzona przeze mnie siódemka wspaniałych miała jeszcze czas, by się wykazać, na oceny było zbyt wcześnie. Żaden z moich zakupów nie powinien raczej liczyć, że zostanie w przyszłości zakupiony przez klub szanowany na europejskiej arenie... Jednak zawsze jest ciekawie poobserwować ruchy transferowe piłkarskich potęg, oto najciekawsze (moim zdaniem) transfery lata 2007 (sumy podawane w euro) : Nemanja Vidic (Manchester United --> Inter Mediolan) 24 mln. Andrea Barzagli (Palermo --> AC Milan) 18,5 mln. Per Mertesacker (Werder Brema --> Juventus Turyn) 18 mln Cristian Zaccardo (Palermo --> Sevilla) 10,5 mln. Naldo (Werder Brema --> Olympique Lyon) 9,25 mln. Roman Pavlyuchenko (Spartak Moskwa --> Anderlecht) 7,75 mln. Luka Modric (Dinamo Zagrzeb --> Fiorentina) 2,4 mln. Zapachniało wielkim światem, ale, niestety, musimy wracać do Antrim. Chimney Corner mierzyło się w trzecim meczu PPLA z liderem tabeli, ekipą Moyola Park. Nasi przeciwnicy wygrali dwa pierwsze spotkania, nie tracąc jak dotąd żadnej bramki. Trzeba przyznać, że moi zawodnicy nie przestraszyli się silniejszego rywala i, przynajmniej w pierwszej odsłonie, zawiesili poprzeczkę dość wysoko. Na tyle wysoko, że w 38 minucie wyszli nawet na prowadzenie – Ricky Bovill uderzył zza pola karnego mocno, pod poprzeczkę nie dając szans wyciągniętemu niczym struna bramkarzowi gospodarzy! To nie koniec dobrych wiadomości. Prowadzenie utrzymaliśmy do przerwy. Dobre wiadomości skończyły się wraz z rozpoczęciem drugiej połowy. Dokładnie 25 sekund po wznowieniu gry Moyola Park wyrównało za sprawą Storey'a, wykańczającego składną, zespołową akcję swoich kolegów... Gospodarze byli od tego momentu jak piranie, które poczuły krew – zwietrzyli okazję na dobicie oszołomionego przeciwnika i szybko ją wykorzystali. Davidson sfaulował szarżującego w polu karnym McNicholla, a sędzia bez wahania wskazał na wapno. Hilditch zachował zimną krew i ze spokojem pokonał Andrew Frencha. Ten gol złamał nasze serca, koncepcja się posypała, a morale drastycznie spadło. Ostateczny cios otrzymaliśmy w 74 minucie – utykający, czekający na zmianę Maitland nie upilnował Duffina, który mógł strzelić z ostrego kąta gola numer 3 dla Moyola Park. Przegraliśmy 1:3 i nasza sytuacja w tabeli zaczynała się komplikować. Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej: Moyola Park [2L] – Chimney Corner [2L] 3:1 (0:1) 45'- Bovill (0:1) 46'- Storey (1:1) 56'- Hilditch (2:1) 74'- Duffin (3:1) MoM: Hilditch (8) Widownia: 181
  15. W drugim meczu Pucharu Ligi przyszło nam zmierzyć się na wyjeździe z faworyzowaną ekipą Ballymoney Utd. Tym razem eksperci nie pomylili się – gospodarze byli stroną przeważającą, a moi podopieczni nie potrafili przeciwstawić się sile ofensywnej rywali. Skupieni głównie na defensywie, broniliśmy się dzielnie aż do 45 minuty, kiedy to kapitan, Sammy McVicker wykorzystał precyzyjne dośrodkowanie Eoina Hudsona. Gol do szatni podciął chłopakom skrzydła, nie poskutkowały dawane w szatni słowa otuchy, głaskanie po główkach, ani wypuszczenie w bój drugiego napastnika – Macka. W całym meczu Chimney Corner nie oddało ani jednego strzału w światło bramki! Tylko nieskuteczności napastników Ballymoney zawdzięczaliśmy tak nikłą porażkę – w drugiej połowie gospodarze nas oszczędzili i spotkanie zakończyło się wynikiem 1:0 dla popularnych United. Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej – 2 kolejka fazy grupowej Ballymoney Utd [2L] – Chimney Corner [2L] 1:0 (1:0) 45'- McVicker MoM: McVicker (8) Widownia: 172 Mimo przegranej, wciąż zajmowaliśmy drugie, premiowane awansem miejsce w tabeli. No właśnie, jeśli jest ktoś, kto nie zna zasad rządzących Północnoirlandzkim Pucharem Ligi Amatorskiej, spieszę z wyjaśnieniami. Otóż w rozgrywkach biorą udział 24 drużyny, podzielone na cztery 6-zespołowe grupy. W ramach fazy grupowej drużyny grają ze sobą tylko jeden raz, co, jak łatwo policzyć, daje pięć kolejek. Dwa najlepsze kluby z każdej grupy awansują do ćwierćfinału, w którym również nie ma rewanżów. Tymczasem, przystąpiliśmy do pierwszej potyczki w rozgrywkach prestiżowego Trofeum Antrim. Walkę rozpoczynaliśmy od drugiej rundy, a naszym przeciwnikiem byli amatorzy – Islandmagee. Gdybym chciał zanudzić kogoś na śmierć, na pewno posłużyłbym się nagraniem z tego meczu. Nudny, toczony w żółwim tempie, pełen niedokładnych podań i fauli – kwintesencja antyfutbolu. Posiadanie piłki oraz liczba strzałów były, rzecz jasna, po naszej stronie, ale nic z tego nie wynikało. Najlepsze okazje mieli w drugiej połowie Colin Mack i Marc McClintock, jednak w obu przypadkach mieliśmy do czynienia z uderzeniami posyłanymi „Panu Bogu w okno”. Na nieszczęście dla piłkarzy, trenerów i – przede wszystkim – kibiców, spotkanie zostało przedłużone o 30 minut dogrywki, równie emocjonujących, jak regulaminowe 90. Jedyne ciekawe sytuacje były udziałem Aidena O'Kane'a, który najpierw groźnie strzelał z rzutu wolnego, a następnie wyleciał z boiska za drugą żółtą kartkę. Tym oto sposobem dobrnęliśmy do najciekawszego momentu tego widowiska – konkursu „jedenastek”. Pierwszy uderzał Mack – pewnie wykonał swoje zadanie, chociaż bramkarz rywala odczytał jego intencje. McQuillan z Islandmagee wolał zrekompensować kibicom 120 minut męczarni i podarował piłkę fanom na trybunach. W drugiej kolejce nasz kapitan, Davidson, skopiował wyczyn Macka i prowadziliśmy już 2:0. Sytuacja nie zmieniła się po strzale Conlona, który trafił w słupek – byliśmy coraz bliżej zwycięstwa. McClintock nie zawiódł, posłał futbolówkę pod poprzeczkę i postawił gości pod ścianą – Waite musiał wykorzystać karnego, w przeciwnym razie jego drużyna pożegnałaby się z Trofeum Antrim. Trzeba przyznać, że spisał się lepiej od swoich poprzedników, bo przynajmniej uderzył w światło bramki, ale na tyle słabo, że French obronił i mógł rzucić się w objęcia kolegów, świętować awans do trzeciej rundy. Trofeum Antrim – 2 runda Chimney Corner [2L] – Islandmagee [Ama] 0:0/ karne 3:0 MoM: Foster (7) Widownia: 170
  16. No i zaczęło się. Mój debiut w roli szkoleniowca Chimney Corner przypadł na 11. sierpnia 2007 roku. Tego dnia podejmowaliśmy QUB, w ramach rozgrywek o Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej. Zdaniem bukmacherów obie drużyny prezentowały zbliżony poziom, więc spodziewano się wyrównanego meczu. Zdecydowałem się na ustawienie 4-1-3-1-1, gdzie wysuniętym napastnikiem był najlepszy strzelec okresu przygotowawczego, John Loughlin (imponujący dorobek dwóch goli w starciu z drużyną rezerw). Przez długi czas gra toczyła się w środkowej strefie boiska, piłkarze obu zespołów wyraźnie badali swoje możliwości. Pierwsi zwietrzyli okazję moi chłopcy – Bovill zagrał prostopadłą piłkę do wybiegającego zza obrońców McClintocka, który z zimną krwią, płaskim strzałem, pokonał bramkarza rywali. Wynik dowieźliśmy do przerwy i zdaje się, że popadliśmy w samozachwyt, bo już pięć minut po wznowieniu gry, QUB wyrównali. Prenter egzekwował rzut wolny na własnej połowie (!), piłka dotarła do znajdującego się przed polem karnym Donnelly'ego (ponieważ McGarry wyskoczył za nisko) i chwilę później znalazła się w naszej bramce – 1:1. W 59 minucie wszystko zdawało się wracać na dobrą drogę – gdy McDonald otrzymał czerwoną kartkę, znów uwierzyłem w końcowy sukces. Niestety, moi podopieczni nie chcieli być gorsi i chwilę później siły się wyrównały – z boiska, za drugi żółty kartonik, wyleciał O'Kane. Wszystko wskazywało na to, że w swym debiucie zanotuję remis, ale czekała mnie miła niespodzianka. Na dwie minuty przed końcem McGarry (tak, ten drewniany McGarry), zagrał do Jordana, ten z kolei wyprzedził obrońców, obiegł golkipera QUB i pewnym strzałem wyprowadził nas na prowadzenie! Okazało się, że to nie koniec emocji. W doliczonym czasie gry, po rzucie rożnym, gola na 3:1 strzelił David Gibson i tym samym ustalił wynik spotkania. Mój debiut wypadł całkiem okazale... Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej – 1 kolejka fazy grupowej Chimney Corner [2L] – QUB [2L] 3:1 (1:0) 32' – McClintock (1:0) 50' – Donnelly (1:1) 88' – Jordan (2:1) 90' – Gibson (3:1) MoM: McClintock (8) Widownia: 175
  17. Na podstawie jest aż tak tragicznie? W FM 2008 stawiam pierwsze kroki, myślałem że najpierw wypróbuję czystą wersję,a potem ewentualnie ściągnę patche. Naprawdę nie da się w to bez nich grać? Podobno jestem człowiekiem o mocnych nerwach
  18. Sparing z drużyną rezerw niekoniecznie musiał być przysłowiowym „spacerkiem po plaży”. Piłkarze stanowiący zaplecze pierwszego zespołu chcieli pokazać się z jak najlepszej strony, licząc, że spojrzę na nich przychylnym okiem i dla niektórych znajdzie się miejsce wśród najlepszych. Niestety (a może na szczęście) żaden z zawodników grających w barwach Chimney Corner II pozytywnie się nie wyróżnił. Zwycięstwo przyszło nam łatwo – w 19 minucie O'Kane został podcięty w polu karnym, a Loughlin pewnie wykorzystał jedenastkę. Nasz nowy snajper postanowił pójść za ciosem i chwilę później podwoił swój dorobek bramkowy, wykorzystując precyzyjne dośrodkowanie Bovilla. W drugiej połowie nadal byliśmy stroną przeważającą, lecz nie potrafiliśmy tego udokumentować kolejnymi trafieniami i w rezultacie wygraliśmy tylko 2:0. Mecz towarzyski Chimney Corner [2L] – Chimney Corner II [Rez] 2:0 (2:0) 19'- Loghlin (K) 25'- Loughlin Widownia: 61 Kolejny mecz towarzyski, tym razem z amatorskim Newington, szybko sprowadził nas na ziemię. Amatorzy już w drugiej minucie zadali bolesny cios moim pół-amatorom. Mullan w banalny sposób odebrał piłkę Gastonowi, Platt okazał się szybszy od Maitlanda i mierzonym strzałem pokonał bezradnego Frencha. Drugi atak gości oznaczał drugą bramkę... Gaston za nisko wyskoczył do piłki, przez co dopadł do niej Mullan, wyprzedził Maitlanda i pewnym uderzeniem podwyższył wynik spotkania. Później nieliczni kibice oglądali prawdziwy popis umiejętności Frencha oraz nieudolności napastników Newington. Dopiero w 68 minucie mieliśmy powód do radości- wtedy to O'Kane uderzył piekielnie mocno z rzutu wolnego. Niestety, na więcej tego dnia nie było stać moich podopiecznych i z boiska schodziliśmy pokonani. Mecz towarzyski Chimney Corner [2L] – Newington [Ama] 1:2 (0:2) 2'- Platt (0:1) 11'- Mullan (0:2) 68'- O'Kane (1:2) Widownia: 174 Jak się okazało, był to ostatni sparing Chimney Corner przed sezonem, gdyż rozlosowano grupy Północnoirlandzkiego Pucharu Ligi Amatorskiej. Brzmi dumnie, prawda? Trafiliśmy do grupy złożonej wyłącznie z drugoligowców, naszymi rywalami były następujące ekipy: Ballinamallard Utd, Ballymoney Utd, Glebe, Moyola Park oraz QUB. By zwyciężyć w tych prestiżowych rozgrywkach, ściągnąłem jeszcze jednego, nowego piłkarza. Był nim Gary Spence (NIR, 21 lat)- młody środkowy obrońca, były gracz Ards.
  19. Poszukiwania chętnych i, co ważne, wolnych chłopców zakończyły się względnym sukcesem. Jeszcze przed rozegraniem pierwszego sparingu zakontraktowaliśmy czterech nowych graczy: Ian Maitland (NIR, 31 lat)- solidny, doświadczony, środkowy obrońca. Nieźle kryje, przyzwoicie gra głową i walczy do upadłego. Były zawodnik Knockbredy zapowiadał się na prawdziwą gwiazdę naszych szyków obronnych. Ricky Bovill (NIR, 29 lat)- środkowy pomocnik, występujący ostatnio w Ballynahinch United. Technik z niego marny, ale skoro potrafi od czasu do czasu dokładnie dograć piłkę, to spokojnie zrobi karierę w Chminey Corner. John Loughlin (NIR, 30 lat)- napastnik z prawdziwego zdarzenia! Technika na wysokim poziomie i tym razem nie doszukujcie się choćby cienia sarkazmu, Loughlin naprawdę ma zadatki na gwiazdę ligi. Aż dziwne, że kopał piłkę w amatorskim zespole Albert Foundry. Colin Mack (NIR, 29 lat)- drugi pozyskany przeze mnie snajper. Może nie tak dobrze wyszkolony jak Loughlin, ale moim zdaniem równie wartościowy. Pierwsze obserwacje wskazywały, że Colin zachowuje więcej zimnej krwi w sytuacjach podbramkowych, typ lisa pola karnego. Jego poprzednim pracodawcą było amatorskie Ballymacash. Podbudowany stosunkowo udaną łapanką, wypuściłem moje smyki w pierwszy, towarzyski bój. Rywal nie byle jaki, bo grająca w ekstraklasie ekipa Ballymena United. Nad przebiegiem meczu nie ma co się specjalnie rozwodzić. Nasza gra przypominała boiskowe wyczyny na lekcjach w-fu, w klasie bynajmniej nie o profilu sportowym. Jeśli miałbym szukać jakichś pozytywów, to doszukiwałbym się ich w grze wyżej notowanych przeciwników. Mimo, że Ballymena występowała dwie klasy rozgrywkowe wyżej, nie pokazała nic wyjątkowego. Oczywiście, rywale byli szybsi, lepiej zorganizowani, ale im też zdarzały się żenujące kiksy. Jedyny gol był zresztą dziełem przypadku - Wray zagrał po ziemi do znajdującego się w polu karnym Pickinga, po drodze piłka minęła jeszcze Davidsona, który mruczał coś o bolących stawach. Picking mógł więc spokojnie dośrodkować, jednak McManus wybił futbolówkę głową, zażegnując na chwilę niebezpieczeństwo. Na chwilę, gdyż łaciata znalazła się w posiadaniu Watsona, ten uderzył bez namysłu i piłka, po rykoszecie mylącym bramkarza, znalazła się w siatce. Mecz towarzyski Chimney Corner [2L] – Ballymena Utd [Eks] 0:1 (0:1) 38'- Watson Widownia: 180 Przed drugim zaplanowanym sparingiem szeregi Chimney Corner zasiliło dwóch nowych zawodników. Byli to: Miguel Chines (POR, 28 lat)- ten ofensywny, lewy pomocnik wybitnym graczem nie był, ale mógł być solidnym zmiennikiem. Poza tym, za jego zatrudnieniem przemawiał fakt, iż z pochodzenia był Portugalczykiem. Spodziewałem się, że wiele bladolicych, północnoirlandzkich pań przybędzie na stadion, by przyjrzeć się egzotycznemu, latynoskiemu kochankowi. Miguel robił więc głównie za atrakcję naszego futbolowego cyrku, pozostawało powiesić mu na szyi tabliczkę z napisem Nie karmić. Johnny Jordan (NIR, 22 lata)- znów skrzydłowy, tyle że młodszy i bardziej uniwersalny, szalał zarówno na lewej, jak i prawej stronie. Nieco drewniany, ale szybki i błyskotliwy, poza tym swego czasu znajdował się w kadrze Manchesteru City! W Antrim ten fakt był wystarczającą rekomendacją.
  20. Skład zespołu potwierdzał, że mam do czynienia z pół-zawodowcami, traktującymi grę dla Chimney Corner w kategoriach rozrywki, dobrej zabawy, lub metody na odstresowanie się. Większość zawodników nie mogła imponować umiejętnościami, wątpiłem też, by brak talentu nadrabiali pracowitością... Bramkarze: Andrew French (NIR, 21 lat)- jeden z nielicznych chłopaków w kadrze, mających zadatki na zawodowych piłkarzy. Refleks, komunikacja, gra w powietrzu- to jego niewątpliwe atuty. Czułem, że mogę mieć z niego pożytek, w tej chwili zdecydowanie numer 1 w bramce. Brian Martin (NIR, 27 lat)- zmiennik Frencha. Dobry w powietrzu i agresywny- na tym kończyły się jego zalety. Obrońcy lewi: Gregg Davidson (NIR, 41 lat)- najpierw myślałem, że widzę Gimli'ego z Władcy Pierścieni, gdy ochłonąłem, wziąłem go za trenera. A tu niespodzianka- oto nasz najlepszy lewy obrońca, mierzący 1.60 m. Mimo, że wnuki w drodze, trzymał się całkiem nieźle- mentalne atrybuty na naprawdę wysokim poziomie. Łyknie przed meczem Geriavit i da radę. Johnny Banks (NIR, 27 lat)- urodzony w Liverpoolu defensor był młodszą i słabszą wersją Davidsona. Miał za to większe inklinacje do gry ofensywnej. Obrońcy prawi: Chris McManus (NIR, 22 lata)- hmm... bardzo słaby piłkarz, pewne miejsce na ławce rezerwowych. David Gibson (NIR, 22 lata)- umiejętności zbliżone do McManusa, ale sprawniejszy fizycznie i szybszy. To dawało mu nadzieję na grę w wyjściowym składzie. Obrońcy środkowi: Alan Gaston (NIR, 25 lat)- agresywny, skoczny, szybki i rzekomo błyskotliwy. Jego wyraz twarzy przeczyłby temu opisowi. Ally McGarry (NIR, 27 lat)- blisko dwumetrowy, stukilowy byk, zwany Taranem z Antrim. Nie tylko silny, ale i... skoczny. Pomocnicy defensywni: Aaron McKeague (NIR, 32 lata)- jedyny defensywny pomocnik w składzie. Kiepski, nada się. Pomocnicy środkowi: Philip Agnew (NIR, 23 lata)- kolejny, który uważa, że w futbolu nie liczy się technika, a twarde pięści. I kolejny, którego najmocniejszą stroną jest skoczność. Paul McCrory (NIR, 19 lat)- młody, filigranowy i słaby, ale sympatyczny. Pomocnicy lewi: Patrick Hudson (NIR, 19 lat)- następny nastolatek, zdaniem zarządu i kibiców „przyszłość Chimney Corner”... W takim razie, czarno widzę tę przyszłość. Szybko łapie agresora, ale za to jest uniwersalny- może grać jako środkowy, ofensywny pomocnik, a nawet napastnik. Pomocnicy prawi: Aidan O'Kane (NIR, 27 lat)- nie tylko jest błyskotliwy i szybki (jak na północnoirlandzkie warunki), ale też nieźle bije rzuty wolne. Jedna z gwiazd drużyny. Pomocnicy środkowi, ofensywni: Marc McClintock (NIR, 22 lata)- obecnie chyba najbardziej utalentowany spośród moich podopiecznych. Waleczny, pracowity, rzecz jasna skoczny. No i ta technika! Mógłby nogą wiązać krawaty, ale tego nie robi. Napastnicy: Alwyn Crawford (NIR, 23 lata)- może będą z niego ludzie, co tu dużo mówić? Przyzwoity. Aaron Wallace (NIR, 23 lata)- klon Crawforda. Ot, brytyjski klocek. Przegląd wojsk nie napawał optymizmem, skład ubogi, zarówno ilościowo, jak i jakościowo. Transfery były konieczne, szkoda tylko, że dostałem na nie okrągłe 0 euro.
  21. Dzięki;) Na razie pomęczę się na podstawie, zobaczymy co z tego będzie- jeśli faktycznie okaże się ponad moje siły to przed rozpoczęciem kolejnej kariery posłucham Twojej rady;) - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Przyznaję bez bicia- do tej pory nie posiadałem zbyt rozległej wiedzy na temat północnoirlandzkiej piłki. Jedyne nasuwające się skojarzenia to George Best, David Healy i Glentoran Belfast, z którym swego czasu Wisła Kraków mierzyła się w pucharze UEFA. Kiedy mój przewodnik, a zarazem klubowy asystent- Szkot Trevor Smith odebrał mnie na stołecznym lotnisku i bez zbędnych wyjaśnień wywiózł za miasto, doświadczyłem kolejnego rozczarowania. Wszystko wskazywało na to, że nie będę pracował w Belfaście, a na jakiejś prowincji.... „Chwila!- przemknęło mi przez myśl.- Może nawet wcale nie będę prowadził zespołu z Ekstraklasy? Nie-e, no bez przesady, to niemożliwe. Przecież tu nie ma niższych lig...” Wspominałem już, że nie byłem ekspertem od północnoirlandzkiego futbolu? No więc, nie byłem. Zatrzymaliśmy się w miejscowości o niewiele mówiącej nazwie Antrim. - Musisz się załatwić, Trevor? Bo ja nie mam potrzeby, ale chętnie bym zrobił małą przerwę na hamburgera, mają tu jakiś bar, albo chociaż sklep? Trevor spojrzał na mnie z lekkim niesmakiem. - Będziesz miał czas, żeby rozejrzeć się po okolicy. Duuużo czasu. Jesteśmy na miejscu, witaj w Antrim, Tom. Tym oto sposobem wylądowałem w 20- tysięcznym miasteczku, będącym stolicą hrabstwa (a jakże by inaczej) Antrim. Co ciekawe, jest to najliczniej zamieszkałe hrabstwo Ulsteru, leżące nad Oceanem Atlantyckim oraz Morzem Irlandzkim. Jako człowiek mający za sobą kilka lat życia na polskim wybrzeżu, poczułem się prawie jak u siebie. Prawie... Smith od razu zaprowadził mnie na stadion dumy wszystkich tubylców- klubu Chimney Corner. Wolałem nie pytać o genezę tej nazwy, zresztą nie miałem na to czasu, gdyż wkrótce dołączył do nas rozentuzjazmowany prezes Roy Jackson, zasypując mnie gradem pytań. - To pan jest tym polskim Mourinho? Podobno jest pan najzdolniejszym trenerem młodego pokolenia w waszym kraju? Trener z kontynentu, a niech mnie! Trevor, pamiętasz kiedy ostatni raz widziano w Antrim kogoś z kontynentu? - Pamiętam, szefie. Pięć lat temu przyjechał do nas researcher Football Managera, miał opracować drugą ligę, ale stwierdził, że tutaj żaden zawodnik nie zasługuje na dwucyfrowe staty. Od tamtej pory nikt już się nie pofatygował, żeby nas odwiedzić, a nasi piłkarze od pięciu lat dostają w FM-ie, z automatu, same jednocyfrówki. Złapałem się za głowę. „Moje” Chimney Corner grało w drugiej lidze Irlandii Północnej. Idąc na spotkanie ze swoimi podopiecznymi czułem, że będzie i śmieszno, i straszno.
  22. Polska myśl szkoleniowa od lat cieszy się dużym uznaniem na całym świecie, za wyjątkiem...Polski. No cóż, najtrudniej być prorokiem we własnym kraju. Historia oceni, kto miał rację- piłkarscy wizjonerzy pokroju Zbigniewa „kurczej paki” Lacha, czy wieczni malkontenci, nie potrafiący cieszyć się drobiazgami. Światli działacze PZPN wiedzieli jednak, że kto nie idzie naprzód, ten się cofa i postanowili zainwestować w najmłodsze pokolenie krajowych managerów. Doskonale zdawali sobie sprawę, że jeśli nie wyhodują kolejnych marionetek, dających się łatwo sterować...tfu! Doskonale zdawali sobie sprawę, że jeśli nie wyhodują następców Łazarka, Engela, czy Engela Juniora, polska myśl szkoleniowa upadnie i znów trzeba będzie zatrudniać cudzoziemców, mających jakieś dziwne, kosztowne metody szkoleniowe. Program „Szukamy następców Mistrza” szczęśliwie objął też moją skromną osobę. Po ukończeniu miesięcznego Kursu Obsługi Plazmy i Mazaka, prowadzonego przez Jacka Gmocha, otrzymałem nieoczekiwane zaproszenie na ul. Miodową. - Sytuacja jest tego rodzaju, że...- zaczął standardowo prezes Grzegorz. - Słyszałem, że ukończyłeś pan kurs obsługi mazaka i to z wyróżnieniem. Takich ludzi nam trzeba! Ani się pan obejrzysz, a będziesz stałym ekspertem od Ligi Mistrzów w TVP. Dlatego też, również, ponieważ PZPN wspiera najzdolniejszych młodych trenerów, mam dla pana niespodziankę. W tym miejscu prezes zrobił pauzę, potęgując napięcie i uśmiechając się enigmatycznie. Podniósł jedną brew niczym Hubert Urbański, wycelował we mnie palce wskazujące i wypalił: - W nagrodę otrzymujesz pan pracę w brytyjskim klubie...i to w charakterze managiera! „Zaraz, chwila... Sir Alex zrezygnował? Zwolnili Beniteza? Czyżbym nie był na bieżąco?”- tysiące myśli przelatywały przez moją biedną, skołowaną głowę. Prezes szybko rozwiał wszystkie wątpliwości. - Sytuacja jest tego rodzaju, że bilety na jutrzejszy lot do Belfastu już zarezerwowaliśmy. W imieniu całego związku życzę panu powodzenia i liczę, że polska myśl szkoleniowa zatriumfuje wkrótce na zielonych boiskach Ulsteru! Formułka wypowiedziana przez byłą gwiazdę Stali Mielec szybko sprowadziła mnie na ziemię. „Irlandia Północna, wspaniale... Spakuję tylko koszulkę z Janem Pawłem II i mogę lecieć...” - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - FM 2008, 8.0.0 Baza: Średnia Ligi: Irlandia Północna (2. Liga i wyższe), Irlandia (1. Liga i wyższe), Szkocja (2. Liga i wyższe), Walia (tylko Ekstraklasa) Klub: Chimney Corner - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Tak w ogóle, to chciałbym wszystkich przywitać. Jestem nowy i, podobnie jak kraj, w którym przyjdzie mi „pracować”, kompletnie zielony;) Dlatego, jeśli coś robię nie tak (od strony formalnej), proszę o wybaczenie i drobne wskazówki. Z góry ostrzegam, że poziom literacki, a zwłaszcza czysto „sportowy” może nie być imponujący- dopiero zaczynam poważne granie w FM 2008, kupiłem go dawno temu, ale długo nie miałem okazji się porządnie wkręcić. Pozdrawiam wszystkich moich FM-owych mentorów (dopiero zaczynam się tutaj udzielać, ale kariery innych użytkowników śledzę regularnie już jakiś czas;)).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...