Skocz do zawartości

Flat Eric

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    1 422
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Flat Eric

  1. Dzięki Mecze pucharowe to przetarcie przed ligą, ale wola walki chłopaków dobrze rokuje na przyszłość. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Jeśli chcieliśmy wyjść z grupy PLA (a w głębi duszy chcieliśmy), to mecz z Moyola Park musieliśmy wygrać. Każdy inny wynik niż zwycięstwo, eliminował nas z rozgrywek. Zaczęliśmy z wysokiego "c" - w drugiej minucie Rios uderzył precyzyjnie i umieścił piłkę w bramce rywala, tuż przy słupku. To pierwszy gol młodego pomocnika w barwach Chimney Corner, ale jestem pewien, że nie ostatni. Amerykanin, grający z młodzieżówce Irlandii Północnej był od początku moim cichym faworytem, w którym widziałem objawienie sezonu. Każdym kolejnym występem Johnny udowadniał, że moje wprawne oko się nie myliło. Niestety, tak szybko jak objęliśmy prowadzenie, tak szybko je straciliśmy. Dwie minuty później Larkin trafił w poprzeczkę, a posiadający marokańskie korzenie Abdelkaker dobił skutecznie strzał kolegi. Od tego momentu kibice zgromadzeni na Allen Park oglądali widowisko pod tytułem "Wielki Chaos". Lekką przewagę mieli goście, ale tak naprawdę nikt nie stwarzał klarownych sytuacji podbramkowych. Dopiero w drugiej połowie zrobiło się nieco ciekawiej, bo Duffin otrzymał czerwoną kartkę za faul na Bovillu. Osłabienie Moyoli cieszyło, ale kontuzja Bovilla niepokoiła. Ricky musiał opuścić boisko na noszach... Mimo, że przez 40 minut graliśmy z przewagą jednego zawodnika, nie potrafiliśmy tego przekuć na zdobycz bramkową. Byliśmy zastanawiająco nieudolni w ataku, co sprawiło, że spotkanie zakończyło się remisem i odpadnięciem z Pucharu Ligi Amatorskiej. Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej - 4 kolejka Chimney Corner [1L] - Moyola Park [2L] 1:1 (1:1) 2'- Rios (1:0) 4'- Abdelkaker (1:1) MoM: Rios (8) Widownia: 168 Bardziej niż pożegnanie z PLA martwiła mnie plaga kontuzji. Do Johnny'ego Jordana, który miał pauzować miesiąc z powodu skręconej kostki, dołączył teraz Bovill z bardzo podobnym urazem. Najgorsza wiadomość dotyczyła jednak Andrew Frencha. Nasz bramkarz, który wydawał się być niezniszczalny, doznał urazu więzadeł krzyżowych i czekał go nawet 10-miesięczny rozbrat z piłką! Strach pomyśleć co by się stało, gdybym w okienku transferowym nie pozyskał Loughnana... Starcie z Ballymoney Utd było jedynie walką o honor. Mimo to, starałem się wykrzesać z chłopaków choć trochę entuzjazmu i zapowiedziałem, że ich postawa w ostatnim meczu Pucharu Ligi może mieć decydujące znaczenie przy ustalaniu składu na spotkania ligowe. Częściowo była to prawda, ponieważ lubiłem facetów z charakterem, którzy nie odpuszczają nawet grając o pietruszkę. I poskutkowało - od samego początku to my dyktowaliśmy warunki. Jedyne czego nam brakowało, to dokładność, bo szarże Riosa i strzały Wallace'a naprawdę mogły się podobać. Los lubi jednak płatać figle. Zawodnicy Ballymoney aż do 32 minuty nie oddali żadnego strzału na bramkę strzeżoną przez Loughnana. Wtedy jednak do wykonania rzutu wolnego podszedł Millen i przepięknym uderzeniem pokonał irlandzkiego golkipera... Nic tylko siąść i płakać. W drugiej połowie moi podopieczni udowodnili, że mają cojones i zawalczyli. W 63 minucie Rios fenomenalnie uwolnił się spod opieki Hilla i strzelił na bramkę - O'Neill z najwyższym trudem sparował strzał Amerykanina, ale przy dobitce McClintocka nie miał żadnych szans. 1:1! Nasza dominacja nareszcie przełożyła się na zdobycz bramkową. Radość nie trwała długo - United wciąż bazowali na defensywie i szybkich kontratakach, co przyniosło efekt w 71 minucie. Brady nie był w stanie powstrzymać Hamiltona i goście znów objęli prowadzenie. Końcówka należała jednak do nas. Doprowadziliśmy do remisu po fantastycznej, zespołowej akcji: Maitland do Riosa, Rios do Crawforda, Crawford do Banksa, Banks do McGinleya, McGinley do McClintocka, McClintock do O'Kane'a i... gooool! Seria szybkich, precyzyjnych podań uśpiła przeciwnika - coś pięknego. A to nie był jeszcze koniec. W 88 minucie O'Kane wykonywał rzut wolny - piłka odbiła się od muru i trafiła pod nogi O'Hagana, a nasz obrońca mocnym strzałem pokonał O'Neilla po raz trzeci! Wygraliśmy 3:2, pokazaliśmy charakter i honorowo pożegnaliśmy się z Pucharem Ligi Amatorskiej. Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej - 5 kolejka Chimney Corner [1L] - Ballymoney Utd [2L] 3:2 (0:1) 32'- Millen (0:1) 63'- McClintock (1:1) 71'- Hamilton (1:2) 84'- O'Kane (2:2) 88'- O'Hagan (3:2) MoM: O'Hagan (8) Widownia: 175
  2. W sierpniu również nie brakowało spektakularnych transferów, największą aktywność przejawiały kluby angielskie i włoskie. Oto najbardziej znani piłkarze, którzy w lecie 2009 postanowili zmienić barwy: 1. John Utaka (Portsmouth => Tottenham) 19,75 mln 2. Oleg Husyev (Dynamo Kijów => Tottenham) 15,75 mln 3. Park Ji-Sung (Manchester United => Villarreal) 7,75 mln 4. Martin Jiranek (Spartak Moskwa => Parma) 6,75 mln 5. Martin Petrov (Manchester City => Everton) 5,75 mln 6. Danko Lazovic (PSV => Sampdoria) 3,6 mln 7. Paulo Ferreira (Chelsea => Palermo) 2,1 mln 8. Przemysław Kaźmierczak (Porto => Sampdoria) 1,9 mln 9. Roberto Ayala (Saragossa => Liverpool) 1,4 mln 10. Emerson (Milan => Palermo) 825 tys. Tymczasem Inter zwyciężał we wszystkich rozgrywkach, w jakich brał udział. Po dwukrotnym z rzędu wywalczeniu Pucharu Europy, nerazzurri obronili Superpuchar. Tym razem w Monaco ograli Valencię, 2:1. Wynik otworzył wprawdzie David Villa, ale po przerwie dwa trafienia Suazo załatwiły sprawę. Inter wyrósł na prawdziwą potęgę europejskiej piłki klubowej. Chimney Corner nie miało aż tak mocarstwowych planów, ale nie ustawało w dążeniu do doskonałości. W trzeciej rundzie Trofeum Antrim mieliśmy okazję zrewanżować się ekipie Carrick za pamiętną końcówkę poprzedniego sezonu... Uczciwie mówiąc, spotkanie nie było ciekawe, a warte zapamiętania sytuacje możnaby policzyć na palcach jednej ręki. W pierwszej połowie Gibson mógł dać prowadzenie gościom, ale French znakomicie interweniował. Po przerwie świetną okazję miał Loughlin, po tym jak jego strzał odbił się od jednego z obrońców - niestety, golkiper Carrick nie dał się zmylić i zaimponował nieprzeciętnym refleksem. W 75 minucie Gamble próbował wykorzystać błąd Banksa i gapiostwo Brady'ego, jednak pomylił się o kilka centymetrów... Czyżby dogrywka? Moi podopieczni woleli uniknąć kolejnych 30 minut męczarni i rzucili się do ataku. W doliczonym czasie gry Paul był bliski szczęścia, ale ostatecznie trafił w poprzeczkę. Dogrywka stała się faktem. Tę lepiej rozpoczęli goście - Kirk wyprzedził powolnego Maitlanda i przełamał strzelecką niemoc. Chłopcy wyglądali na tak zmęczonych, że wątpiłem, by zdołali się jeszcze podnieść. A jednak, miło mnie zaskoczyli. W 110 minucie Crawford przejął piłkę i zagrał w kierunku Loughlina. Coulter próbował temu zapobiec, jednak uczynił to tak niefortunnie, że tylko ułatwił Johnowi zadanie. Król strzelców ubiegłego sezonu przymierzył piekielnie mocno i wyrównał! Nie pozostało mi nic innego, jak tylko ustalić listę wykonawców rzutów karnych. Strzelanie z jedenastu metrów rozpoczęli goście, a konkretnie Gray. Zawodnik w czarnej koszulce chyba poczuł na sobie spojrzenie 173 par oczu, bo zestresował się i przestrzelił. Za to Loughlin nie miał żadnej tremy i spokojnie pokonał Rentona. Towell nie pomylił się, podobnie jak O'Hagan, więc po dwóch kolejkach prowadziliśmy 2:1. Taggart wziął głęboki oddech i trafił tam, gdzie powinien. Następny do piłki podszedł McClintock, który oddychał już rękawami - zmęczenie zrobiło swoje i Mark przeniósł piłkę nad poprzeczką... A więc remis. Kolejną turę rozpoczął Gamble - w trakcie meczu pudłował niemiłosiernie, ale tym razem był dokładny i nie popełnił błedu. Na szczęście, McGinley również wykonał "jedenastkę" perfekcyjnie. Gdy McNamee strzelił karnego, wielka odpowiedzialność spadła na Paula. Kenny musiał trafić, by Chimney Corner nie straciło szansy na awans. Nasz napastnik zachował zimną krew, w związku z czym zabawa trwała dalej - aż do "nagłej śmierci". Coulter spanikował, strzelając obok słupka - Banks mógł dać nam zwycięstwo, ale również nie trafił... W siódmej kolejce do piłki podszedł Kirk i udowodnił, że karne powinien wykonywać tylko w ostateczności - futbolówka znalazła się na trybunach. Liczyłem, że Bovill wreszcie zakończy ten horror i Ricky mnie nie zawiódł. Huknął mocno, dając nam awans do kolejnej rundy Trofeum Antrim! Trofeum Antrim - 3 runda Chimney Corner [1L] - Carrick [1L] 1:1 (0:0), (0:0), karne 5:4 95'- Kirk (0:1) 110'- Loughlin (1:1) MoM: Loughlin (7) Widownia: 173
  3. Naszym drugim przeciwnikiem w Pucharze Ligi był zespół popularnych "gwiazd", czyli Oxford Utd Stars. Kto świecił na boisku najjaśniej? W pierwszej połowie zdecydowanie Aaron Wallace, który po 43 minutach totalnego chaosu, przebił się przez defensywę gości i otworzył wynik spotkania. "Wieczny rezerwowy" dał kolejny jasny komunikat Mackowi i Loughlinowi: jeśli nie weźmiecie się w garść, wygryzę was z pierwszego składu! Wszystko zmierzało w dobrym kierunku do 65 minuty. Wtedy Watson zauważył, że Loughnan jest wysunięty i pokonał go zawstydzającym uderzeniem z dystansu. A to nie był koniec niefortunnych zdarzeń. Sędzia doliczył 3 minuty, mimo, że dłuższych przerw w grze nie zauważyłem. W czwartej (!) minucie doliczonego czasu O'Hagan rzekomo sfaulował w polu karnym Harkina... Oczywiście, podyktowano "jedenastkę", a wykonujący ją Smyth nie pomylił się. Znów zostaliśmy ośmieszeni przez drugoligowca, awans do ćwierćfinału był możliwy tylko na papierze. Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej - 2 kolejka Chimney Corner [1L] - Oxford Utd Stars [2L] 1:2 (1:0) 43'- Wallace (1:0) 65'- Watson (1:1) 90'- Smyth-K (1:2) MoM: Smyth (8) Widownia: 176 Ok, sam mówiłem, że te wszystkie puchary nie są mi do szczęścia potrzebne i że chętnie pożegam się z nimi jak najwcześniej. No, to mam za swoje. Nie, nie zmieniłem zdania, ale postawa drużyny w dwóch pierwszych meczach PLA była niepokojąca w kontekście zbliżającego się sezonu ligowego. Dlatego do starcia z Brantwood w 2 rundzie Trofeum Antrim podszedłem z większą powagą. Wprawdzie już na samym początku Banks był zmuszony wybijać piłkę z linii bramkowej, jednak z czasem gra Chimney Corner wyglądała coraz lepiej. Dowodem na to niech będzie sytuacja z 32 minuty, kiedy to Paul z łatwością odebrał piłkę Porterowi i zaskakującym strzałem pokonał bramkarza Brantwood. Kolejny cios zadaliśmy po przerwie - tym razem rezerwowy Robinson popisał się fenomenalnym uderzeniem zza pola karnego i goście powoli zaczęli tracić nadzieję na korzystny rezultat. Niestety, popełniliśmy ten sam błąd, co w meczu z Oxfrodem - znów straciliśmy bramkę w końcowych sekundach. Irwin dośrodkował z rzutu wolnego, a Johnston okazał się najsprytniejszy w polu karnym. Na szczęście, ten gol nie zmieniał faktu, że odnieśliśmy pierwsze zwycięstwo sezonu 2009/2010 i awansowaliśmy do trzeciej rundy Trofeum Antrim. Trofeum Antrim - 2 runda Chimney Corner [1L] - Brantwood [2L] 2:1 (1:0) 32'- Paul (1:0) 71'- Robinson (2:0) 90'- Johnston (2:1) MoM: Paul (7) Widownia: 175 Podbudowani zwycięstwem nad Brantwood, przystąpilismy do kolejnego meczu PLA. Los przydzielił nam spadkowicza z ekstraklasy - Coagh Utd. Najwyższa pora wybadać jednego z głównych pretendentów do awansu... Zaczęło się pięknie - w drugiej minucie Crawford trafił w poprzeczkę, piłka odbiła się od niej i znalazła pod nogami Paula, a ten już wiedział co z nią zrobić. Wpakował futbolówkę do siatki z najbliższej odległości i mogliśmy się cieszyć golem numer jeden! Przyznaję, gospodarze próbowali się odgryzać i przejęli inicjatywę, ale cóż z tego, skoro mieli całkowicie zwichrowane celowniki? Moi chłopcy postanowili pokazać rywalom, jak strzela się bramki. W 35 minucie McKeague popisał się cudownym podaniem do Jordana, który uderzeniem z ostrego kąta podwyższył na 2:0. Niestety, zawodnicy Coagh okazali się pojętnymi uczniami i 3 minuty później odpowiedzieli trafieniem kontaktowym. Tomelty niemal w pojedynkę wypracował tego gola - zainicjował kontrę, przebiegł pół boiska, ośmieszył obrońców CC i pokonał Frencha. United zaczynali skracać dystans... Kto wie, jak zakończyłby się ten mecz, gdyby nie fakt, że na początku drugiej połowy arbiter nie uznał bramki zdobytej przez Bainbridge'a... A nawet ja spalonego w tej sytuacji nie widziałem. Gospodarze załamali się, a my to bezlitośnie wykorzystaliśmy. Rios zakończył szybką kontrę mocnym strzałem z dystansu - młody Amerykanin trafił w poprzeczkę, ale dobitka Macka była już skuteczna. 3:1! Od tego momentu Coagh przestało istnieć, a my spokojnie kontrolowaliśmy grę, od czasu do czasu wrzucając szybszy bieg. Mogliśmy nawet wygrać wyżej, ale nie wymagajmy zbyt wiele. Grunt to naprawdę dobry styl, ładna i skuteczna gra oraz zachowanie szansy na awans. Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej - 3 kolejka Coagh Utd [1L] - Chimney Corner [1L] 1:3 (1:2) 2'- Paul (0:1) 35'- Jordan (0:2) 38'- Tomelty (1:2) 68'- Mack (1:3) MoM: Jordan (8) Widownia: 179
  4. W lipcu czołowe europejskie kluby rozpoczęły ofensywę transferową. Oto 10 najgłośniejszych transferów miesiąca (w euro): 1. Stewart Downing (Tottenham => Liverpool) 31,5 mln 2. Joao Moutinho (Sporting Lizbona => Manchester United) 29,5 mln 3. Elano (Manchester City => Lazio) 23,5 mln 4. Marco Amelia (Livorno => Roma) 23 mln 5. Marek Hamsik (Napoli => Porto) 17,5 mln 6. Tomas Hubschman (Szachtar => Porto) 17,25 mln 7. Balazs Dzsudzsak (Parma => Newcastle) 17 mln 8. DaMarcus Beasley (Blackburn => Manchester City) 16,5 mln 9. Alex (Chelsea => Atletico Madryt) 12,5 mln 10. Angelos Charisteas (Nurnberg => Parma) 10 mln + bonus: Dariusz Dudka (FC Kopenhaga => Sampdoria) 1,9 mln Po serii sparingów rozpoczęliśmy sezon. Plan był prosty: awans do ekstraklasy i jak najlepszy występ w Pucharze Irlandii Północnej. Pozostałe rozgrywki traktowaliśmy w kategorii nieco poważniejszych meczów towarzyskich. Dlatego też do pierwszego spotkania w ramach Pucharu Ligi Amatorskiej podeszliśmy na dużym luzie. Naszym rywalem był spadkowicz z pierwszej ligi, Banbridge. Już w szóstej minucie straciliśmy bramkę, po tym jak Robinson dośrodkował wprost na głowę Grahama. Debiutujący między słupkami Loughnan nie miał wiele do powiedzenia. Chwilę później znakomitą okazję miał Crawford, ale fatalnie przestrzelił. Za to gospodarze poszli za ciosem i podwyższyli na 2:0. Gardiner popisał się świetnym podaniem, a Devlin wyprzedził naszego golkipera i czubkiem buta wepchnął piłkę do siatki. I znów mogliśmy szybko odpowiedzieć, ale tym razem Mack trafił z bliskiej odległości wprost w bramkarza... Co tu dużo gadać - nasza gra nie wyglądała dobrze. W drugiej połowie zawodnicy Banbridge umiejętnie trzymali nas na dystans, nie pozwalając skonstruować zbyt wielu ciekawych akcji. Dopiero w 85 minucie przedarliśmy się przez zasieki obronne gospodarzy. Loughnan dalekim wykopem posłał piłkę do stojącego na drugim końcu boiska Wallace'a, a rezerwowy napastnik Chimney Corner ładnym strzałem zmniejszył rozmiary naszej porażki. Inauguracja sezonu 2009/2010 nie wypadła zbyt imponująco, ale spokojnie, to tylko PLA... Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej - 1 kolejka Banbridge [2L] - Chimney Corner [1L] 2:1 (2:0) 6'- Graham (1:0) 37'- Devlin (2:0) 85'- Wallace (2:1) MoM: Wallace (7) Widownia: 169
  5. Na transfery, oczywiście, nie dostałem ani grosza. Mimo to, poszukiwania przyzwoitych, wolnych zawodników zakończyły się względnym sukcesem. Zgodnie z obietnicą, skupiłem się na przebudowie defensywy - z Chimney Corner pożegnali się: Gregg Davidson (koniec kariery), Gary Spence (AFC Wimbledon) oraz Ally McGarry (wolny transfer). W ich miejsce przybyli: Scott Brady (IRL, 28 lat) - środkowy obrońca rodem z tej "prawdziwej" Irlandii. Trevor bardzo go zachwalał, ale trochę przesadził ze swoimi zachwytami. Mimo to, może się przydać - poprzedni sezon w Downpatrick miał całkiem udany. John Paul O'Hagan (NIR, 18 lat) - bardzo obiecujący młodzian, być może wygryzie na prawej stronie Gibsona. Na treningach pracował naprawdę solidnie, widać, że mimo młodego wieku ma profesjonalne podejście do futbolu. Poza tym nie brak mu pierwszoligowego doświadczenia - w zeszłym sezonie był podstawowym graczem Lurgan Celtic. Nathan Copeman (WAL, 28 lat) - następca Davidsona na lewej obronie. Na tego Walijczyka polowałem od dłuższego czasu i bardzo się cieszę, że dołączył do zespołu. Bardzo zdeterminowany, nieźle grający głową i szybki zawodnik. Pozyskany z ekstraklasy - z Coleraine! Sammy Whiteside (NIR, 19 lat) - kolega Lavery'ego z młodzieżowej reprezentacji Irlandii Północnej. Młody, rosły, środkowy obrońca. Sprawny fizycznie i silny mentalnie - kto wie, może szybko wskoczyć do pierwszej jedenastki. Nareszcie udało mi się pozyskać nowego bramkarza. Martinowi skończył się kontrakt, a ja nie zamierzałem go dłużej utrzymywać. Naszym drugim golkiperem będzie kolejny, po Brady'm piłkarz pochodzący z Republiki Irlandii: Declan Loughlan (IRL, 26 lat) - przede wszystkim bardzo sprawny fizycznie, wygimnastykowany, zwinny. Dobre występy w Comber Rec dają nadzieje, że będzie solidnym zmiennikiem Frencha i jego poważnym konkurentem. Wzmocniłem również drugą linię, sprowadzając dwóch nowych pomocników. Eddie McGinley (NIR, 29 lat) - były zawodnik klubu UUJ operuje na lewej flance, a więc będzie naturalnym następcą Chinesa, który opuścił Chimney Corner. Johnny Rios (USA, 19 lat) - ofensywny środkowy pomocnik. Pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, ale gra w młodzieżówce Irlandii Północnej. Wiążę z nim wielkie nadzieje - uważam, że młody jankes ma przed sobą świetlaną przyszłość. Jest agresywny, sprawny i precyzyjny, żywe srebro.
  6. Wśród ślepych jednooki królem (strzelców) - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 13.05 na stadionie Sukru Saracoglu w Stambule odbył się finał Pucharu UEFA sezonu 2008/2009. Mecz ten był wyjątkowy dla Rafaela Beniteza - menedżer Liverpoolu walczył przeciwko swojej byłej drużynie, Valencii. "Nietoperze" nie dały "The Reds" żadnych szans i rozgromiły ekipę z Anfield Road aż 4:1. Wprawdzie na trafienie Davida Villi odpowiedział jego kolega z reprezentacji Hiszpanii - Fernando Torres, jednak później strzelali już tylko podopieczni Quique Floresa: ponownie Villa oraz dwukrotnie Abou Diaby, rozgrywający mecz życia. Valencia po pięciu latach znów wzniosła w górę Puchar UEFA na oczach Beniteza, ale tym razem oznaczało to porażkę wielkiego stratega. Finał Ligi Mistrzów był w 2009 roku wewnętrzną sprawą Włochów. Na Stadio Olimpico w Rzymie AS Roma "podejmowała" Inter Mediolan. Nerazzurri zostali pierwszą drużyną w historii, która wygrała Ligę Mistrzów dwa razy z rzędu. Przyczyniły się do tego gole Adriano i Ibrahimovica, na które Roma zdołała odpowiedzieć jedynie bramką Manciniego. 2:1 - Inter dominował w Europie. Tymczasem, na północnoirlandzkiej prowincji działy się rzeczy nie mniej interesujące. Gdy siedziałem w swoim biurze, zastanawiając się nad posunięciami transferowymi, odwiedził mnie Witek niosący stertę papierów. - Miałem przekazać panu te dokumenty, więc przekazuję! - rzucił od progu. - Super, a powiesz mi co to za dokumenty? - Proszę ode mnie nie wymagać zbyt wiele. I tak mam pełne ręce roboty. - odpowiedział w swoim stylu, rzucając papiery na moje biurko. Jednocześnie wypuścił z rąk jakiś tajemniczy zeszycik. - To może chociaż wiesz, co to jest? - zapytałem, podnosząc notatnik. - Proszę to zostawić! - krzyknął, przerażony. - Jeszcze nie skończyłem! - Aaa... więc to jest ta osławiona kronika? Myślałem, że nigdy jej nie zobaczę. - Bo... w zasadzie... ona głównie dla członków Związku jest... - jąkał się Witek. - Daj spokój, chętnie zobaczę, co o mnie napisałeś. To przecież żadna tajemnica? Mój asystent już nic nie powiedział, ale w dalszym ciągu wyglądał na mocno zestresowanego. Zacząłem czytać i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Wystarczy przytoczyć fragmenty: "Negocjacje trenera z sędziami przed meczem z Loughgall przyniosły efekty. Wygraliśmy 4:1 - cena: 5 tysięcy euro dla arbitra głównego, po 3 tysiące dla bocznych." "Trener zdecydował, że odpuszczamy ostatnie kolejki, by podreperować budżet. W meczu z Carrick kluczową rolę odegrał McClintock. Za strzelenia samobója otrzymał specjalną premię i roczny zapas szarego mydła." "Koniec sezonu. Odpowiednie korzystanie ze znajomości w środowisku sędziów i bukmacherów, oraz dobre kontakty z piłkarzami sprawiły, że Chimney Corner zajęło czwarte miejsce w lidze. Oznacza to dobry stan finansów (wpływy z ustawionych meczów) oraz przychylność kibiców i zarządu ("walka" do końca, wiele dobrych spotkań). Podsumowując: pełen sukces." - Co tu jest grane do cholery?! Może się łaskawie wytłumaczysz z tych bredni?! - No bo to wszystko dla dobra: twojego i polskiej piłki! Doceń to, zamiast mnie krytykować! - wybuchnął Witek. - Jakiego dobra? Co dobrego jest w kłamstwach, które robią ze mnie sprzedawczyka? - Już mówię. Chodzi o posadę selekcjonera reprezentacji Polski - tak idioto, mogłeś nim zostać! I nadal możesz... Cały plan polegał na tym, by wypromować na zachodzie nową gwiazdę polskiej myśli szkoleniowej. Wiadomo, polscy kibice wolą wszystko co zachodnie, dlatego Beenhakker jest na razie nie do ruszenia. A ten holenderski starzec w ogóle nie prowadzi dialogu ze Związkiem! Dlatego PZPN zaczął się rozglądać za kimś, kto łączyłby: posłuszeństwo wobec Związku z sukcesami odnoszonymi na zachodzie i (co za tym idzie) sympatią kibiców. Idealne rozwiązanie? Młody Polak z europejskim doświadczeniem. Wszystkim zdawało się, że pasowałbyś idealnie na to stanowisko - dlatego przysłano mnie tutaj, żebym nauczył cię polskiej myśli szkoleniowej. Tylko, że ty wcale nie chciałeś słuchać moich porad, wolałeś bawić się w tę swoją "uczciwość"... Aż rzygać mi się chciało, kiedy to widziałem. Cóż, zrozumiałem, że Związek się pomylił, że nie będzie z ciebie żadnego pożytku... - Więc dlaczego kłamałeś w swoich raportach? - Żeby ludzie z PZPN myśleli, że wykonałem powierzone mi zadanie. Dostałbym naprawdę ładną sumkę za wypełnienie misji "Irlandia Północna"... I pewnie nikt by się nie zorientował, bo gdybyś dziś rano dostał propozycję objęcia kadry narodowej, to jak byś zareagował? - Byłbym w takim szoku, że zgodziłbym się, o nic nie pytając. - przyznałem. - No właśnie! I wszyscy żyliby długo i szczęśliwie: ja jako bogaty, zasłużony działacz PZPN-u, ty jako selekcjoner reprezentacji Polski... Może jednak się skusisz? - Jednak podziękuję. - odpowiedziałem, drąc "kronikę". - Mam nadzieję, że więcej się nie spotkamy.
  7. Wreszcie, przyjrzałem się bliżej statystykom, dotyczącym moich podopiecznych - oto, jakie poczyniłem obserwacje. Bramkarze: Andrew French (31 meczów, 52 wpuszczone gole, 3x czyste konto, 1x MoM, średnia ocena: 6.61) - nie da się ukryć, że nie był to wyjątkowo udany sezon naszego jedynego, prawdziwego bramkarza. Andrew wpuścił zdecydowanie za dużo bramek. Niewiele wpadło z jego winy, ale najwyraźniej potrzebny jest nowy golkiper, który zaostrzyłby rywalizację. Obrońcy: Chris McManus (4 mecze, 0 goli, 0 asyst, 0x MoM, średnia ocena: 6.75) - grał bardzo rzadko, ale kiedy już wchodził, pokazywał się z dobrej strony. Gdyby nie skłonność do kontuzji i słaba wydolność, z pewnością grałby częściej. Nad jego przyszłością jeszcze się zastanowię. Johnny Banks (11 meczów, 0 goli, 1 asysta, 0x MoM, średnia ocena: 6.73) - kolejny boczny obrońca, który nie mógł się wykazać ze względu na długotrwały uraz. Biedak pauzował pięć miesięcy, a szkoda, bo gdy był w pełni sił okazywał się najlepszym spośród defensorów. Oczywiście, musi z nami zostać, tym bardziej, że Davidson kończy karierę. Ian Maitland (24 mecze, 0 goli, 1 asysta, 1x MoM, średnia ocena: 6.63) - znów udowodnił, że na środku obrony jest najlepszy w Chimney Corner. Niestety, w tym wypadku najlepszy nie znaczy dobry. Aczkolwiek jeśli któryś ze stoperów dostanie szansę w przyszłym sezonie, to będzie to właśnie Maitland. Gregg Davidson (25 meczów, 0 goli, 1 asysta, 1x MoM, średnia ocena: 6.60) - w tym sezonie miał być tylko rezerwowym, dobrym duchem drużyny. Tymczasem przez długi czas grał w podstawowym składzie, ponieważ Banks nabawił się kontuzji. I co? I spisał się całkiem nieźle, jak na 43 lata. Ogłosił jednak przejście na emeryturę, więc z niego nie będę mógł już skorzystać. Miejmy nadzieję, że zgodzi się służyć CC swoim doświadczeniem i dołączy do sztabu szkoleniowego. David Gibson (28 meczów, 1 gol, 2 asysty, 0x MoM, średnia ocena: 6.57) - znów nie pokazał nic ciekawego, było nawet gorzej niż ostatnio... Pozbędę się go, jeśli wreszcie znajdę kogoś DOBREGO na prawą stronę. David McAlinden (28 meczów, 0 goli, 2 asysty, 0x MoM, średnia ocena: 6.57) - nasz nowy nabytek nie zabłysnął. Zdarzyło mu się wiele spektakularnych kiksów, więc bez żalu oddam go do innego klubu. Gary Spence (12 meczów, 0 goli, 0 asyst, 0x MoM, średnia ocena: 6.50) - w tym sezonie głównie rezerwowy, grał po prostu słabo. Na szczęście znalazł się chętny, by sprowadzić tego kalekę - pewne jest jego odejście do AFC Wimbledon. Alan Gaston (6 meczów, 0 goli, 0 asyst, 0x MoM, średnia ocena: 6.17) - pojawiał się na boisku tylko wtedy, gdy było to konieczne, czyli 6 razy. I oby już nigdy nie wszedł na murawę z herbem Chimney Corner na piersi! Weźcie ode mnie tego złamasa... Pomocnicy: Alwyn Crawford (31 meczów, 8 goli, 11 asyst, 2x MoM, średnia ocena: 7.23) - Alwyn potwierdził tylko swoją klasę. Najlepiej asystujący zawodnik 1 ligi i ulubieniec kibiców. Tu nie ma się co zastanawiać, trzeba na niego stawiać! Miguel Chines (15 meczów, 1 gol, 8 asyst, 0x MoM, średnia ocena: 7.13) - Portugalczyk bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Jeszcze niedawno był na wylocie, ale po serii dobrych występów, chciałbym go zatrzymać. Proszę bardzo, jednak można nad sobą popracować i poprawić swoją grę! Niall Lavery (21 meczów, 0 goli, 3 asysty, 1x MoM, średnia ocena: 6.95) - gdy ściągałem go do klubu, nie sądziłem, że tak szybko przebije się do pierwszego składu. Początkowo rzadko łapał się na ławkę rezerwowych, potem wchodził w trakcie meczów, aż wreszcie stał się jedną z miejscowych gwiazd. Bardzo solidny pomocnik i podstawowy gracz młodzieżowej reprezentacji Irlandii Północnej. Johnny Jordan (14 meczów, 2 gole, 2 asysty, 0x MoM, średnia ocena: 6.93) - w tym sezonie zaliczył zaledwie 14 spotkań, ale niemal każde było dobre w jego wykonaniu. Gdyby nie skłonność do kontuzji, na pewno miałby jeszcze lepsze statystyki. Aidan O'Kane (25 meczów, 8 goli, 2 asysty, 2x MoM, średnia ocena: 6.92) - rzuty wolne w jego wykonaniu to prawdziwy majstersztyk. W tym elemencie nie ma sobie równych, ale to nie jedyna jego zaleta. Kolejny świetny sezon tego pomocnika. Patrick Hudson (8 meczów, 2 gole, 0 asyst, 0x MoM, średnia ocena: 6.88) - solidny zmiennik, ale na lewej flance przegrywał rywalizację z Chinesem i Jordanem. Jeśli będzie chciał odejść, nie będę robił mu problemów. Ricky Bovill (12 meczów, 3 gole, 1 asysta, 1x MoM, średnia ocena: 6.75) - częste urazy sprawiły, że został wygryziony ze składu przez młodego Lavery'ego. Nie znaczy to jednak, że chcę z niego zrezygnować, chociaż jego odejście nie byłoby katastrofą. Aaron McKeague (11 meczów, 0 goli, 1 asysta, 0x MoM, średnia ocena: 6.64) - niestety, znacząco obniżył loty, ale zaawansowany wiek (34 lata) robi swoje. Czas poszukać mu następcy, bo Gaston na pozycji defensywnego pomocnika okazał się niewypałem. Mark McClintock (18 meczów, 0 goli, 3 asysty, 0x MoM, średnia ocena: 6.61) - w zeszłym sezonie grał rzadko, ale bardzo dobrze. W tym częściej, ale dużo słabiej. Może pora się rozstać? Strzelenie samobója, przekreślającego nasz awans do ekstraklasy nie przysporzyło mu wielbicieli... Napastnicy: John Loughlin (27 meczów, 15 goli, 5 asyst, 5x MoM, średnia ocena: 7.04) - znakomity sezon Johna - został królem strzelców 1 ligi i zbierał bardzo pochlebne recenzje. Snajper wyborowy. Szkoda, że już trochę wiekowy. Colin Mack (26 meczów, 10 goli, 2 asysty, 5x MoM, średnia ocena: 6.85) - partner Loughlina i również jeden z czołowych strzelców rozgrywek ligowych. Niestety, także nie najmłodszy. Kenny Paul (16 meczów, 3 gole, 4 asysty, 1x MoM, średnia ocena: 6.75) - typowy joker, w tej roli spisywał się całkiem przyzwoicie. Najprawdopodobniej zostanie z nami na dłużej. Charlie Robinson (8 meczów, 2 gole, 1 asysta, 0x MoM, średnia ocena:6.63) - miał być gwiazdą, ale nie zdołał wygryźć kultowego duetu Loughlin - Mack. Przyszłość: wysoce niepewna. Aaron Wallace (12 meczów, 2 gole, 1 asysta, 0x MoM, średnia ocena: 6.58) - objawienie zeszłego sezonu. Zdawało się, że będzie czołową postacią drużyny. Czas boleśnie zweryfikował jego plany. Może, gdyby dostawał więcej szans... Podsumowując: konieczny rezerwowy bramkarz i rewolucja w obronie. Lewej, prawej, środkowej. W pomocy i ataku jedynie kosmetyczne poprawki - to powinno wystarczyć do awansu.
  8. Musi być, w przeciwnym razie raczej pożegnam Chimney Corner. Pobyt na Wyspach zaczyna mnie męczyć, coraz bardziej tęsknię za kontynentem - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Gdy prezes Jackson zaproponował mi przedłużenie umowy na kolejne dwa lata, trochę się wahałem. Głównym tego powodem był fakt, że jeszcze przed zakończeniem sezonu 2008/2009 w prasie zaczęły pojawiać się pogłoski, jakoby zarząd szukał mojego następcy. "Dobrze poinformowani" dziennikarze wymieniali nawet nazwiska kandydatów... Nie powiem, żeby było to miłe, przez moment nie wiedziałem na czym stoję. Jednak radość, jaką prezes zademonstrował po podpisaniu przeze mnie nowego kontraktu upewniła mnie, że były to tylko plotki. Zgodziłem się więc na pozostanie w Antrim, chociaż wyspiarski klimat robił się dla mnie trochę męczący. Coraz bardziej tęsknym okiem spoglądałem na kontynent, coraz częściej myślałem o kontynentalnym jedzeniu, kontynentalnej pogodzie i, rzecz jasna, kontynentalnych kobietach... Mimo to zacisnąłem zęby i zacząłem myśleć o kolejnym sezonie. Najpierw przestudiowałem podsumowanie minionych rozgrywek. Ekstraklasa: Mistrzostwo - Glentoran Spadek - Glenavon Król Strzelców - Mark Millar (Armagh) - 20 Najwięcej asyst - Stephen McAlorum (Donegal Celtic) - 12 Najwyższa średnia ocena - Mark Millar (Armagh) - 7.42/ 28 m. 1 liga: Zwycięzcy - Ballyclare Awans - Ballyclare Spadek - Banbridge, H & W Welders Król Strzelców - John Loughlin (Chimney Corner) - 11 Najwięcej asyst - Alwyn Crawford (Chimney Corner) - 9 Najwyższa średnia ocena - Alwyn Crawford (Chimney Corner) - 7.27/ 22 m. 2 liga: Zwycięzcy - Ballinamallard Utd Awans - Ballinamallard Utd, Coagh Utd Spadek - Wakehurst Król Strzelców - Darren Higginbotham (Ballinamallard Utd) - 14 Najwięcej asyst - Adrian McCaffrey (Ballinamallard Utd) - 10 Najwyższa średnia ocena - Darren Higginbotham (Ballinamallard Utd) - 7.25/ 20 m. Pozostali zwycięzcy: Puchar Irlandii Północnej - Bangor Puchar Ligi Północnoirlandzkiej - Linfield Północnoirlandzki Puchar Ligi Amatorskiej - Carrick Północnoirlandzki Puchar Hrabstwa Antrim - Glentoran Północnoirlandzkie Trofeum Hrabstwa Antrim - Ards Amatorski Puchar Irlandii Północnej - Glentoran Seconds Północnoirlandzki Puchar Centralnego Ulsteru - Portadown Nagrody: Piłkarz Roku Ulsteru - Steven Davis (Fulham) Król Strzelców - Mark Millar (Armagh) Piłkarz Roku - Kevin Braniff (Portadown) Młody Piłkarz Roku - Daryl Fordyce (Glentoran) Menedżer Roku - Alan McDonald (Glentoran)
  9. 1 liga: decydujące starcie. Do Antrim przyjechało szóste w tabeli Loughgall, a więc drużyna, która już o nic nie walczyła. Zwycięstwo było koniecznością, tylko ono dawało nadzieje na awans. Niestety, musieliśmy też z niepokojem spoglądać na Wilgar Park w Belfaście, gdzie Dundela mierzyła się z Carrick i modlić, by gospodarze urwali "pomarańczowym" jakieś punkty. Na trybunach zasiadło ponad pół tysiąca kibiców - wynik niespotykany w 1 lidze. Doping był ogłuszający, jak na północnoirlandzkie standardy, więc motywacji nam nie brakowało. I z pewnością szybko objęlibyśmy prowadzenie, gdyby nie fakt, że Loughlin dwukrotnie przegrał pojedynek z McConvillem. Bramkarz gości najwyraźniej postanowił popisywać się swoją kocią zręcznością - ok, tylko czemu właśnie dziś?! Golkiper Loughgall nie miałby nic do powiedzenia w 33 minucie, ale Lavery uderzając z rzutu wolnego, z odległości 30 metrów, trafił w poprzeczkę... Zaczynało się robić nerwowo, do szatni schodziliśmy przy wyniku bezbramkowym. Nie mogłem oprzeć się pokusie i w trakcie przerwy sprawdziłem, co dzieje się w Belfaście. Wieści nie były dobre - Dundela, jak na złość, przegrywała 0:1, a miała na koncie passę 10 spotkań bez porażki... Moi chłopcy zauważyli, że coś jest nie tak i na drugą połowę wybiegli bez wiary w końcowy sukces. Rozluźnione, grające o pietruszkę Loughgall bezlitośnie wykorzystało nasze załamanie i zadało cios, który jeszcze bardziej oddalił nas od ekstraklasy. W 54 minucie Smith zagrał fenomenalnie do Moffatta, a ten ośmieszył McAlindena i strzelił bramkę... Jeśli chcieliśmy awansu, potrzebowaliśmy cudu. Jeśli ktoś miał złudzenia, że odwrócimy losy tego meczu (i całego sezonu...), to stracił je w 90 minucie. Heaney huknął potężnie zza pola karnego i tym sposobem wbił gwóźdź do naszej trumny. Koniec meczu i koniec marzeń. Przegraliśmy 0:2 i bez względu na wynik starcia Dundela - Carrick, pozostajemy w 1 lidze, chociaż awans był na wyciągnięcie ręki. Tak, był bliżej niż sądziliśmy - Dundela zremisowała... Pretensje mogliśmy mieć tylko do siebie. 1 liga - 22 kolejka Chimney Corner [3] - Loughgall [6] 0:2 (0:0) 54'- Moffatt (0:1) 90'- Heaney (0:2) MoM: Heaney (8) Widownia: 561 Tabela końcowa 1 ligi - sezon 2008/2009 Liga Mistrzów - 1/2 finału: AS Roma - CSKA Moskwa (0:0, 1:1) Inter Mediolan - Olympique Lyon (1:1, 2:1) Puchar UEFA - 1/2 finału: Valencia CF - Athletic Bilbao (3:1, 2:1) FC Liverpool - HSV (3:0, 1:1)
  10. Antrim wstrząsnęła wiadomość, że Gregg Davidson kończy karierę zawodniczą. 43-latek oznajmił, że po obecnym sezonie zawiesi buty na kołku i pożegna się z Chimney Corner. Co prawda popularny "Gimli" spędził w naszym klubie tylko trzy lata, jednak zdążył w tym czasie zostać ulubieńcem kibiców i żywą legendą CC. Rozegrał łącznie 45 spotkań, mając swój wkład w awans do 1 ligi. Żal mi było rozstawać się z "kieszonkowym kapitanem", dlatego zamierzałem poszukać mu miejsca w sztabie szkoleniowym, o ile będzie miał na to ochotę. A tymczasem czekały nas emocje związane z meczem "o sześć punktów" przeciwko Carrick. Porażka w tym starciu mogłaby nas drogo kosztować, ponieważ dawałaby ekipie Whiteya Andersona drugie miejsce. Nas urządzałby nawet remis, dlatego nakazałem chłopakom spokój, rozwagę i szanowanie piłki. Czy posłuchali? Nie do końca, lub opacznie zrozumieli moje instrukcje. Grali aż ZA spokojnie, przez co zawodnicy Carrick z każdą minutą powiększali swoją przewagę. French musiał mocno się napracować, by skutecznie wybronić uderzenia Gamble'a i Corra. Aż w końcu stało się nieuniknione - gospodarze wyszli na prowadzenie. Gray ograł Jordana jak dziecko i dośrodkował w pole karne - najwyżej wyskoczył powracający do defensywy McClintock i... interweniował tak niefortunnie, że strzelił samobója... A więc to prawda: ofensywni zawodnicy pod własną bramką to tykające bomby zegarowe. W drugiej połowie nasza gra wyglądała nieco lepiej, zwłaszcza po tym, jak czerwoną kartkę otrzymał Woods. Nacieraliśmy coraz odważniej, ale skoro McKeague nie potrafił pokonać bramkarza Carrick z odległości pięciu metrów, to nie mieliśmy co marzyć o wyrównaniu. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem gospodarzy i ich awansem na miejsce barażowe. Sami postawiliśmy się pod ścianą - teraz nie tylko musieliśmy wygrać w ostatniej kolejce, ale też liczyć na potknięcie Carrick. Najbardziej załamany był McClintock, ponieważ zdawał sobie sprawę, że jego samobójcze trafienie może okazać się decydujące. 1 liga - 21 kolejka Carrick [3] - Chimney Corner [2] 1:0 (1:0) 34'- McClintock-S MoM: French (7) Widownia: 247 By nieco się odstresować, zobaczmy co nowego w europejskich pucharach. Liga Mistrzów - 1/4 finału: AS Roma - Chelsea Londyn (1:0, 1:2) CSKA Moskwa - Bayern Monachium (2:1, 1:1) Inter Mediolan - Manchester United (5:2, 1:1) Olympique Lyon - AC Milan (2:2, 4:2) Puchar UEFA - 1/4 finału: FC Liverpool - Betis Sevilla (1:1, 3:1) HSV - Rapid Bukareszt (2:0, 1:0) Athletic Bilbao - Steaua Bukareszt (1:2, 2:1) Valencia CF - OSC Lille (2:0, 2:0)
  11. W dotychczasowych czterech meczach pomiędzy Chimney Corner a Dergview padły aż 24 gole. Kibice na Allen Park oczekiwali więc kolejnego porywającego spektaklu. Zamierzaliśmy zemścić się za pamiętne 4:6, ale czarno - biali nie przestraszyli się naszych zapowiedzi i aż do 22 minuty dzielnie stawiali nam czoła. Wtedy to Colin Mack mocnym strzałem z ostrego kąta pokonał bramkarza gości. Radość trwała krótko, Dergview wyrównało kwadrans później, za sprawą Gary'ego Faira. Nasz kat mógł wbiec z piłką do bramki, ponieważ wcześniej Gamble ośmieszył Spence'a i Maitlanda. Boże, czemu pokarałeś mnie taką obroną? Bóg jednak wiedział co robi i brak utalentowanych defensorów zrekompensował mi dobrymi snajperami. Krótko po przerwie Chines podał do Jordana, a Johnny przebojowo wdarł się w pole karne i uderzył pod poprzeczkę. To podłamało naszych rywali, co skwapliwie wykorzystaliśmy, wbijając im jeszcze dwa gole. Najpierw Crawford zamienił na bramkę znakomite podanie Loughlina, a następnie sam Loughlin nie dał szans golkiperowi Dergview. Pogrom, udana zemsta i powrót na miejsce barażowe. 1 liga - 19 kolejka Chimney Corner [3] - Dergview [10] 4:1 (1:1) 22'- Mack (1:0) 36'- Fair (1:1) 54'- Jordan (2:1) 77'- Crawford (3:1) 88'- Loughlin (4:1) MoM: Loughlin (8) Widownia: 306 Na trzy kolejki przed końcem sezonu Ballyclare zapewniło sobie pierwsze miejsce i bezpośredni awans do ekstraklasy. Nam i kilku innym ekipom pozostawała walka o baraże. Wśród klubów mających szanse na drugie miejsce była również Dundela, z którą mierzyliśmy się w 20 kolejce. Ten mecz udowodnił, że zarówno my, jak i "zieloni" nie zasługujemy na dołączenie do piłkarskiej elity. Spotkanie było niemiłosiernie nudne, fani obejrzeli łącznie zaledwie 4 celne strzały i żadnej bramki. Chociaż, gdyby Jordan wykorzystał sytuację z 90 minuty... Remis nie był jednak złą opcją, gdyż oznaczał, że obroniliśmy drugą lokatę. 1 liga - 20 kolejka Chimney Corner [2] - Dundela [4] 0:0 MoM: Davidson (7) Widownia: 281 Puchar UEFA - 1/8 finału: FC Liverpool - FC Schalke (3:0, 1:0) Betis Sevilla - Lazio Rzym (2:0, 1:1) Steaua Bukareszt - Aston Villa (3:1, 2:1) Rapid Bukareszt - Sochaux (2:1, 2:2) HSV - Arsenal Londyn (1:1, 2:2) Valencia CF - Newcastle United (2:0, 1:1) Athletic Bilbao - Borussia Dortmund (2:1, 1:1) OSC Lille - Real Sociedad (1:1, 2:2)
  12. Mimo, że Ards miało na koncie najmniej porażek w lidze, zajmowało dopiero trzecie miejsce. Powód? Wyjątkowa skłonność do remisów. Ja nie pogardziłbym remisem na Clandeboye Park - podział punków oznaczałby utrzymanie bezpiecznej przewagi nad goniącym nas Ards. Niebiesko - czerwoni byli jednak na własnym stadionie bardzo niebezpiecznym przeciwnikiem. Nacierali bez żadnego respektu - tylko ogromnemu szczęściu i refleksowi Frencha zawdzięczaliśmy, że Striling nie zdobył gola już w pierwszej akcji. Później nie było tak przyjemnie - sędzia uznał, że Davidson zagrywał ręką w polu karnym, a Roy nie miał problemu z wyegzekwowaniem "jedenastki". Gospodarze przewyższali nas w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła. Brak Aidana O'Kane'a okazał się bardzo dotkliwy, gdyż rzutom wolnym wykonywanym przez Macka i Lavery'ego daleko było do ideału. Kto wie, może gdyby O'Kane mógł zagrać, wynik wyglądałby nieco inaczej. Niestety, Aidan zmagał się z kontuzją, a Ards wbiło nam drugą bramkę, konkretnie uczynił to Simpson. Wprawdzie w samej końcówce rezerwowy Paul oszukał defensywę rywala i zaliczył trafienie kontaktowe, ale na odrobienie strat było za późno. Druga porażka z rzędu bolała tym bardziej, że oznaczała spadek na trzecie miejsce. 1 liga - 18 kolejka Ards [3] - Chimney Corner [2] 2:1 (1:0) 19'- Roy-K (1:0) 82'- Simpson (2:0) 89'- Paul (2:1) MoM: Roy (8) Widownia: 314 Czołowe europejskie kluby powróciły tymczasem do walki o Ligę Mistrzów i Puchar UEFA. Liga Mistrzów - 1/8 finału: AS Roma - FC Barcelona (2:0, 1:1) Chelsea Londyn - FC Porto (2:1, 0:0) CSKA Moskwa - Benfica Lizbona (2:0, 0:0) Bayern Monachium - Sporting Lizbona (2:1, 0:0) Inter Mediolan - Werder Brema (1:2, 1:0) Manchester United - Atletico Madryt (3:0, 1:0) AC Milan - PSV Eindhoven (2:10, 0:0) Olympique Lyon - Szachtar Donieck (2:0, 2:1) Puchar UEFA - 1/16 finału: Newcastle United - Poli 1921 (2:0, 2:0) Betis Sevilla - Fenerbahce Stambuł (0:0, 1:0) Lazio Rzym - Tottenham (1:1, 0:0) Real Sociedad - Crvena Zvezda (0:0, 3:1) Sochaux - Udinese (2:0, 3:0) Rapid Bukareszt - Rosenborg Trondheim (1:2, 1:0) Athletic Bilbao - Ajax Amsterdam (3:0, 1:3) Valencia CF - SC Heerenveen (2:0, 1:1) Borussia Dortmund - Galatasaray Stambuł (0:1, 3:0) OSC Lille - Olympiakos Pireus (3:1, 1:2) Aston Villa - Olympique Marsylia (0:0, 2:1) Arsenal Londyn - Fiorentina (2:0, 1:0) FC Liverpool - RC Lens (1:1, 3:0) Steaua Bukareszt - Besiktas Stambuł (3:0, 1:0) FC Schalke - FC Sevilla (2:2, 1:0) HSV - Feyenoord Rotterdam (2:1, 0:0)
  13. Na jesieni rozgromiliśmy H & W Welders aż 4:0, ale w rundzie rewanżowej podopieczni Jimmy'ego McGeougha spisywali się znacznie lepiej i nie byli już chłopcami do bicia. Dlatego też nie zlekceważyliśmy ich i od początku narzuciliśmy swój styl. W dziewiątej minucie ładnie dośrodkował Maitland, a Wallace uderzył głową, nie do obrony. Cały czas dominowaliśmy, ale zamiast strzelić kolejnego gola, straciliśmy go. McAlinden zagrał niefortunnie do Wrighta, ten podał do McCullagha, który przepchnął Gibsona i na raty pokonał Frencha. Czyżby koszmar powrócił? Jednak nie. Moi chłopcy zareagowali pozytywnie - O'Kane zacentrował na dalszy słupek, gdzie znajdował się Mack, a Colin głową odzyskał dla nas prowadzenie. Crawford mógł jeszcze strzelić na 3:1, ale Thompson popisał się wspaniałą robinsonadą. Najważniejsze, że zanotowaliśmy kolejne zwycięstwo i coraz pewniejszym krokiem zmierzaliśmy do ekstraklasy... 1 liga - 16 kolejka Chimney Corner [2] - H & W Welders [11] 2:1 (1:0) 9'- Wallace (1:0) 58'- McCullagh (1:1) 75'- Mack (2:1) MoM: Mack (7) Widownia: 323 Zimowe okienko transferowe przyniosło kilka zaskoczeń. Valencia zapłaciła Fiorentinie aż 37 milionów euro za Riccardo Montolivo, Fernando Belluschi zamienił Bayern na Milan, a szeregi Olympique Lyon zasilił utalentowany Jeremy Menez z Monaco. Polscy kibice żyli transferem Dariusza Żurawia, który opuścił Hannover i zameldował się w eredivisie, a konkretnie w Twente Enschede. Ponadto, po raz pierwszy w swojej karierze zostałem doceniony i ogłoszony menedżerem miesiąca, wyprzedzając szkoleniowców Dergview oraz H & W Welders. No cóż, trzy zwycięstwa w trzech meczach to nie byle co! Marzyłem, by podtrzymać tę znakomitą passę, ale luty zapowiadał się dużo trudniejszy niż styczeń. Terminarz był bezlitosny - czekały nas potyczki z Ballyclare, Ards i Dergview. Kibice na Allen Park mieli być świadkami wielkiego widowiska, prawdziwego meczu na szczycie 1 ligi - przyjeżdżał do nas lider, Ballyclare. Gdybyśmy wygrali, zdetronizowalibyśmy naszego najgroźniejszego przeciwnika. Goście szybko sprowadzili nas na ziemię i udowodnili, że zajmują pierwsze miejsce nieprzypadkowo. Od pierwszego gwizdka zabrali się za atakowanie i szybko dopięli swego - w dwunastej minucie McDowell uderzył z dystansu, otwierając wynik. Tego gola powinno nie być, niestety, French zachował się wyjątkowo niefrasobliwie... Później wcale nie było lepiej. Zawodnicy Ballyclare umiejętnie trzymali nas na dystans, nie spiesząc się i szanując piłkę. Pozwolili nam raptem na dwa celne strzały - tego meczu nie dało się wygrać... 1 liga - 17 kolejka Chimney Corner [2] - Ballyclare [1] 0:1 (0:1) 12'- McDowell MoM: McDowell (7) Widownia: 300
  14. O tak, pierwszej lidze bliżej poziomem do drugiej, niż do ekstraklasy. No, ale jeśli uda się awansować, to płakał nie będę - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Szefie, mam pomysł! - oznajmił pewnego dnia Witek. - Zamieniam się w słuch... - Wyraźnie nie radzimy sobie z drużynami z ekstraklasy, więc tak sobie pomyślałem... Żeby zrezygnować z awansu i zarobić przy okazji niemałą kasę! Po prostu ostatnie mecze sezonu będziemy odpuszczać - za odpowiednią opłatą, ma się rozumieć... Podreperujemy budżet, a pan zachowa twarz, unikając takich porażek jak 1:5 z Ballymeną... Pozostawiłem to bez komentarza. Moje myśli zaprzątał wyjazdowy mecz z Lurgan Celtic. Starcia z popularnymi "celtami" zawsze obfitowały w emocje i dużą liczbę bramek. Kibice nie mogli narzekać, ale ja, znając umiejętności moich obrońców, trochę się denerwowałem. Chłopcy od początku starali się udowodnić, że niepotrzebnie się martwię i przejęli inicjatywę, nie pozwalając gospodarzom na zbyt wiele. Ofensywne usposobienie Chimney Corner przyniosło efekt w postaci pierwszej bramki - Chines popisał się fantastycznym, niesygnalizowanym podaniem, a Loughlin ograł Dallasa i skierował piłkę do siatki. Moi podopieczni nie spoczęli na laurach i podwyższyli na 2:0. Tym razem Portugalczyk dośrodkował z rzutu rożnego, wprost na głowę Macka. Na razie wszystko szło jak po maśle... Ponadto, po swojej stronie mieliśmy dwunastego zawodnika - szczęście. To jemu należy zapisać asystę przy bramce numer trzy: strzał O'Kane z rzutu wolnego odbił się od muru i kompletnie zmylił Harbinsona. 3:0 - było pięknie, ale wtedy obniżyliśmy loty i tym sposobem umożliwiliśmy Lurgan zmniejszenie rozmiarów porażki. Wszystko zaczęło się od głupiej straty Gastona, a skończyło na golu rodowitego Irlandczyka, Rodneya Hassana. Cetowie nic więcej tego dnia nie pokazali, za to my dorzuciliśmy jeszcze jedno trafienie. Mack dograł piłkę co do centymetra, a Crawford zamknął akcję po profesorsku. Zwyciężyliśmy 4:1, podtrzymaliśmy passę czterech meczów bez porażki i, po raz pierwszy w tym sezonie, awansowaliśmy na miejsce barażowe. 1 liga - 14 kolejka Lurgan Celtic [8] - Chimney Corner [4] 1:4 (0:1) 31'- Loughlin (0:1) 49'- Mack (0:2) 58'- O'Kane (0:3) 65'- Hassan (1:3) 90'- Crawford (1:4) MoM: Mack (8) Widownia: 208 Jako świeżo upieczeni wiceliderzy, pojechaliśmy do Limavady, by spróbować swych sił w starciu z głównym kandydatem do awansu, ekipą Limavady Utd. Nasi rywale byli faworytami tego spotkania, ale my, uskrzydleni ostatnimi wynikami, nie zamierzaliśmy się poddawać. Radziliśmy sobie nadspodziewanie dobrze i jedynym powodem , dla którego jeszcze nie prowadziliśmy, były zwichrowane celowniki naszych napastników. W 37 minucie z pomocą przyszedł obrońca gospodarzy, Liam Kearney, który obejrzał zasłużoną czerwoną kartkę i wydatnie osłabił swoją drużynę. Cóż z tego, skoro nadal nie byliśmy w stanie pokonać stojącego między słupkami Ryana... Dopiero po przerwie, kolegów z ataku wyręczył O'Kane, piekielnie mocnym rzutem wolnym - mogliśmy odetchnąć z ulgą, teraz powinno być już z górki. I rzeczywiście, poszliśmy za ciosem. Kilka minut później bramkarz Limavady tak fatalnie wybił piłkę, że ta trafiła wprost pod nogi Paula. Kenny nie namyślał się długo i spokojnym, płaskim strzałem powiększył nasze prowadzenie. Niestety, w dalszej części meczu potwierdziła się teoria, że nie potrafimy grać w przewadze... United poczynali sobie coraz śmielej, aż w końcu Curran zaliczył trafienie kontaktowe. I kto wie, jaki byłby finał tej opowieści, gdyby nie kolejna czerwona kartka, tym razem dla Harrisona. Dziewiątka gospodarzy nie była w stanie się nam przeciwstawić i wynik nie uległ już zmianie. Wygraliśmy 2:1 i umocniliśmy się na drugiej pozycji. 1 liga - 15 kolejka Limavady Utd [4] - Chimney Corner [2] 1:2 (0:0) 47'- O'Kane (0:1) 53'- Paul (0:2) 67'- Curran (1:2) MoM: Paul (8) Widownia: 168
  15. Tobermore Utd zajmowało dziesiąte miejsce w tabeli, więc teoretycznie było rywalem łatwym do ogrania. Niestety (lub na szczęście), teoria i praktyka to dwie różne sprawy. Już pierwsza akcja udowodniła, że nasi przeciwnicy to ligowi outsiderzy. Wyszliśmy na prowadzenie po najbardziej kuriozalnym golu, jaki widziałem z ławki trenerskiej. Hudson, stojąc na naszej połowie, postanowił zagrać długą piłkę do Macka, znajdującego się w okolicach pola karnego gości. Zagranie Patricka okazało się zbyt mocne - futbolówka przeleciała nad głową Macka, a następnie... minęła wychodzącego nieumiejętnie golkipera United i wpadła do opuszczonej bramki! Gol zdobyty z własnej połowy - to nie zdarza się zbyt często. Gdybyśmy my popełnili taki błąd na początku spotkania, zapewne nie podnieślibyśmy się już do końca. Piłkarze Tobermore byli jednak silniejsi psychicznie i rzucili się do odrabiania strat. Byli stroną przeważającą, atakowali z większym rozmachem i zaciętością. W naszym zespole jedynie Loughlin stwarzał jakieś zagrożenie, ale uparł się na strzały z dystansu i za każdym razem brakowało im precyzji. Do przerwy, mimo kiepskiej gry prowadziliśmy 1:0. Goście dopięli swego w 57 minucie. Simpson wykonywał rzut wolny - piłka odbiła się od stojącego w murze Lavery'ego i to zmyliło Andrew Frencha. Cztery minuty później byłem bliski załamania. Dziesiąta siła pierwszej ligi wyszła na prowadzenie. Tym razem Lyons popisał się cudownym podaniem do Chisholma, który dostrzegł nieco zbyt wysuniętego Frencha i pokonał go pewnym strzałem. Nie miałem siły krzyczeć, poczułem się, jakbym rzucał grochem o ścianę. Najwyraźniej moje uwagi nie skutkowały, albo działały tylko na krótką metę. Uspokoił mnie trochę Crawford, finalizując efektowną szarżę Paula i doprowadzając do wyrównania. Obie drużyny wyglądały na usatysfakcjonowane takim wynikiem i nie forsowały nadmiernie tempa gry. I chyba tylko ja nie byłem zadowolony z remisu 2:2... 1 liga - 13 kolejka Chimney Corner [3] - Tobermore Utd [10] 2:2 (1:0) 4'- Hudson (1:0) 57'- Simpson (1:1) 61'- Chisholm (1:2) 72'- Crawford (2:2) MoM: Crawford (8) Widownia: 306 Los nie był dla nas łaskawy i w piątej rundzie Pucharu Irlandii Północnej przydzielił nam trzecią ekipę ekstraklasy - Ballymena Utd. Szanse na zwycięstwo...były nikłe. W okresie przygotowawczym "błękitni" rozbili nas 6:0. W obawie przed powtórką, ustawiłem zespół wyjątkowo defensywnie. Plan był prosty - bronimy się przez 120 minut i próbujemy szczęścia w rzutach karnych. Te plany szybko zostały zweryfikowane: w 23 minucie Watson zagrał do Larmoura, a napastnik gospodarzy otworzył wynik. Sędzia również miał w tym swój udział, ponieważ nie widział/nie chciał widzieć ewidentnego spalonego. "Czas przesunąć się do przodu"- zarządziłem. O dziwo, posłuchali. Po ładnej, zespołowej akcji Mack strzelił gola wyrównującego. Mogliśmy powrócić do ustawienia pt. "nie wychylać się, bronić, w razie potrzeby gryźć". To nie był dobry pomysł, ufać defensywie takiej jak moja... Krótko przed przerwą Ballymena wyszła na dwubramkowe prowadzenie, za sprawą Armoura i Watsona. Później jeszcze dwukrotnie trafiał Larmour i kompletując hat-tricka zakończył wielkie strzelanie. United wygrali 5:1 i nie pozostawili najmniejszych wątpliwości, która drużyna była tego dnia lepsza. Za to my trochę zwątpiliśmy w celowość awansu do ekstraklasy - regularne zbieranie takich batów nie było przyjemną perspektywą... Puchar Irlandii Północnej - 5 runda Ballymena Utd [Eks] - Chimney Corner [1L] 5:1 (3:1) 23'- Larmour (1:0) 37'- Mack (1:1) 43'- Armour (2:1) 45'- Watson (3:1) 56'- Larmour (4:1) 63'- Larmour (5:1) MoM: Larmour (9) Widownia: 1223
  16. Na półmetku rozgrywek zajmowaliśmy niezłe, czwarte miejsce i mieliśmy na koncie 17 punktów. W zeszłym sezonie mieliśmy o tej porze 20 oczek, więc różnica nie była duża. To pozwalało żywić nadzieję, że awans wciąż jest całkiem realny. Co prawda zarząd wcale nie wymagał wprowadzenia Chimney Corner do ekstraklasy, ale mój apetyt rósł w miarę jedzenia i po cichu marzyłem o cotygodniowych starciach z tuzami pokroju Glentoranu czy Portadown. Aby to osiągnąć, płotki takie jak Banbridge należało pokonywać na stojąco. Podopieczni Michaela Lamonta, zgodnie z prognozami, bronili się przed spadkiem - na razie niezbyt skutecznie, bo okupowali przedostatnią, 11 lokatę. Jednak nieoczekiwanie to gospodarze zaczęli z większym animuszem - ofensywny duet Graham - Devlin raz po raz niepokoił naszą obronę. Czyżby ciąg dalszy schematu: klęska - reprymenda - dobry mecz - samozadowolenie - klęska? Obawiałem się, że tak właśnie będzie, ale tuż przed przerwą uspokoił mnie Loughlin, przedzierajac się przez defensywę Banbridge i strzelając gola z ostrego kąta. Liczyłem, że od tego momentu nasza gra będzie wyglądała lepiej. Przeliczyłem się, w drugiej odsłonie nadal spisywaliśmy się poniżej oczekiwań. Mało mnie to jednak obchodziło, gdy Mack, korzystając ze znakomitego podania Lavery'ego podwyższył na 2:0. Allen Park to nie Camp Nou, Chimney Corner to nie Barcelona - tutaj nikt nie oczekiwał porywającego stylu, celem nadrzędnym był dobry wynik. Bovill potraktował to trochę zbyt dosłownie, prezentując gospodarzom gola honorowego. Jego kiepskie podanie zostało łatwo przejęte przez Devlina - napastnik Banbridge odegrał do Rice'a, a ten precyzyjnym uderzeniem pokonał Frencha. Ostatnie minuty to istna obrona Częstochowy, zakończona sukcesem chyba tylko dlatego, że szczęście sprzyja głupszym... Co by nie mówić - drugie zwycięstwo z rzędu, tego dawno nie było! 1 liga - 12 kolejka Banbridge [11] - Chimney Corner [4] 1:2 (0:1) 45'- Loughlin (0:1) 58'- Mack (0:2) 65'- Rice (1:2) MoM: Mack (7) Widownia: 191 Tęsknym okiem spoglądałem na europejskie boiska, marząc, że kiedyś poznam smak elitarnych rozgrywek pucharowych. Na razie pozostawały relacje telewizyjne... Oto, jakie drużyny awansowały do 1/8 finału Ligi Mistrzów: Grupa A: 1. FC Barcelona, 2. FC Porto, 3. Besiktas Stambuł, 4. Celtic Glasgow Grupa B: 1. Benfica Lizbona, 2. Bayern Monachium, 3. Olympique Marsylia, 4. FC Kopenhaga Grupa C: 1. Inter Mediolan, 2. Manchester United, 3. Olympiakos Pireus, 4. Dynamo Kijów Grupa D: 1. Atletico Madryt, 2. PSV Eindhoven, 3. FC Liverpool, 4. Juventus Turyn :( Grupa E: 1. Sporting Lizbona, 2. Olympique Lyon, 3. Feyenoord Rotterdam, 4. Club Brugge Grupa F: 1. Szachtar Donieck, 2. CSKA Moskwa, 3. Arsenal Londyn, 4. Real Madryt Grupa G: 1. AC Milan, 2. Werder Brema, 3. FC Sevilla, 4. CFR Cluj Grupa H: 1. Chelsea Londyn, 2. AS Roma, 3. Borussia Dortmund, 4. Glasgow Rangers Za największe sensacje należy uznać odpadnięcie Liverpoolu, Juventusu, Arsenalu i Realu Madryt. A tak zakończyła się faza grupowa pucharu UEFA: Grupa A: 1. Valencia CF, 2. Galatasaray Stambuł, 3. Tottenham, 4. Artmedia Bratysława, 5. Anderlecht Bruksela Grupa B: 1. Real Sociedad, 2. HSV, 3. Poli 1921, 4. Zenit St. Petersburg, 5. AZ Alkmaar Grupa C: 1. Lazio Rzym, 2. OSC Lille, 3. Rosenborg Trondheim, 4. Panathinaikos Ateny, 5. Aberdeen Grupa D: 1. Sochaux, 2. Fiorentina, 3. SC Heerenveen, 4. Dinamo Bukareszt, 5. Partizan Belgrad Grupa E: 1. Ajax Amsterdam, 2. Aston Villa, 3. Udinese, 4. Auxerre, 5. Slavia Praga Grupa F: 1. Fenerbahce Stambuł, 2. Steaua Bukareszt, 3. Crvena Zvezda, 4. FC Basel, 5. Hapoel Tel-Aviv Grupa G: 1. Rapid Bukareszt, 2. FC Schalke, 3. Betis Sevilla, 4. Empoli, 5. Standard Liege Grupa H: 1. Newcastle United, 2. RC Lens, 3. Athletic Bilbao, 4. Spartak Moskwa, 5. HJK Helsinki Rewelacją rozgrywek okazało się rumuńskie Poli, które wyeliminowało Zenit i AZ Alkmaar. LFCFUN - bezpośrednio awansuje tylko najlepsza drużyna, zespół z drugiego miejsca gra baraże. W ekstraklasie jest 16 drużyn. A o awans nie będzie tak łatwo jak ostatnio - za duże wahania formy... Tylko dobra postawa napastników napawa optymizmem
  17. Atmosfera w klubie była tak gęsta, że można ją było ciąć husqvarną. Trevor, który rzucił palenie po naszym awansie do 1 ligi, znów zaczął palić; prezes tylko spoglądał na mnie z wyrzutem; nawet Witek zrozumiał powagę sytuacji i zrezygnował ze swoich mądrych porad. Każdemu z tej trójki się oberwało, ale najostrzejszą wymianę zdań miałem z prezesem. Cóż, sam się o to prosił - od początku sezonu stękał, że powinienem być aktywniejszy na rynku transferowym. Tym razem nie wytrzymałem i powiedziałem mu, co sądzę na ten temat. Do kogo te pretensje stary dusigroszu? Jak niby miałem być aktywniejszy, skoro i tak blokowałbyś każdy transfer, zasłaniając się "troską o finanse klubu"? A może łaskawie wysupłałbyś jakieś konkretne pieniądze na zakup solidnych graczy, bo samymi zawodnikami z kartą na ręku, potęgi nie da się zbudować? Jackson nie bardzo wiedział jak zareagować. Gdyby nie fakt, że był z natury spokojnym człowiekiem i doceniał moje dotychczasowe osiągnięcia, zapewne już nie pracowałbym w Chimney Corner. Ostatecznie zapadła między nami krępująca cisza, która trwała jeszcze jakiś czas... Zresztą prezesa i tak potraktowałem łagodnie. Na piłkarzach nie zostawiłem za to suchej nitki. Chcąc dopiec im jak najmocniej, posłużyłem się w swych inwektywach terminologią ichtiologiczną, najbardziej chyba obrazową dla Irlandczyków. Wykrzyczałem, że ich matki są brzydkie jak flądry, żony całują jak glonojady, a oni sami mają jaja wielkości kawioru. Poza tym bardzo chciałem wymienić całą obronę, ale sytuacja kadrowa nie pozwalała mi na to. Pozostawało mieć nadzieję, że reprymenda podziałała motywująco. Z Loughgall wygrać musieliśmy, tego zażądałem i nie chciałem słuchac żadnych usprawiedliwień w stylu: "oni są wyżej notowani", "przecież gramy na wyjeździe" itp. Trzy punkty mają być! W przeciwnym razie...no właśnie - dymisja? W 2 minucie Loughlin wykorzystał fatalne zachowanie obrońców gospodarzy, popędził na bramkę niczym gepard i pewnym uderzeniem otworzył wynik. Braaawo - który to już raz strzelamy w pierwszych sekundach, by potem to wszystko zaprzepaścić? Okazało się, że w 9 minucie jeszcze nie oddaliśmy rywalom inicjatywy - Jordan popisał się świetnym podaniem, a Loughlin podwyższył na 2:0. - Wspaniale! - krzyczałem ze swojego stanowiska. - To co, dzisiaj bijemy rekord? Może tym razem roztrwonimy czterobramkową przewagę? John chyba też miał taki zamiar, bo chwilę później dobił strzał Crawforda i zanotował pierwszego hat-tricka w barwach Chimney Corner. To wszystko układało się zbyt dobrze, przecież czwarta drużyna ligi wkrótce się otrząśnie i wybije nam z głowy marzenia o triumfie... Jednak do 27 minuty nic takiego się nie działo, przeciwnie, Loughlin utrzelił czwartego gola. Było to jednocześnie najefektowniejsze trafienie, bo oddane z odległości 30 metrów. Tego dnia naszemu napastnikowi wychodziło WSZYSTKO. Mimo to, wciąż byłem sceptyczny: - Brawo! Jeszcze jakieś 3 bramki i zwycięstwo będzie całkiem realne! Krótko po przerwie McKee, jakby na potwierdzenie mojego sceptycyzmu, strzelił gola dla Loughgall. Moi podopieczni nie grali już tak efektownie i ofensywnie jak w pierwszej połowie, ale kontrolowali przebieg spotkania, nie pozwalając rywalowi na zbyt wiele. Mecz zakończył się wynikiem 4:1, plama na honorze częściowo została zmazana. Czy oni, do cholery, nie mogą tak grać za każdym razem? 1 liga - 11 kolejka Loughgall [4] - Chimney Corner [5] 1:4 (0:4) 2'- Loughlin (0:1) 9'- Loughlin (0:2) 17'- Loughlin (0:3) 27'- Loughlin (0:4) 50'- McKee (1:4) MoM: Loughlin (9) Widownia: 210 Tabela po 11 kolejkach, czyli na półmetku rozgrywek.
  18. Jak nietrudno zgadnąć, po meczu z Dundelą nie przebierałem w słowach. Skończyło się odgrywanie dobrego wujka - przegrywać można, ale nie w takim stylu, na Boga! W następnym meczu chciałem zobaczyć inną drużynę i oczekiwałem wygranej, bezwarunkowo. Strata do czołówki wciąż nie była duża, ale przy takich wahaniach formy ciężko było myśleć o awansie. Na naszej drodze stanął tym razem Carrick. Taki klub, nie Michael. Może to i lepiej, bo podejrzewałem, że pomocnik Manchesteru mógłby w pojedynkę ograć moje stadko kelnerów. A tak nawet objęliśmy prowadzenie - w 4 minucie Crawford dośrodkował z rzutu rożnego, a Hudson głową otworzył wynik. Nauczeni doświadczeniem nie reagowaliśmy zbyt entuzjastycznie - bolesna lekcja sprzed tygodnia dawała o sobie znać. Dlatego nie zwalnialiśmy tempa, przeciwnie - nieco je podkręciliśmy i w 29 minucie prowadziliśmy już 2:0. Lavery niezbyt mocno uderzył na bramkę gości, ale Coulter, próbując ją wybić...zanotował samobója. W drugiej części gry popełniliśmy ten sam błąd co zwykle - pozwoliliśmy przeciwnikowi rozwinąć skrzydła. Może nie odpuściliśmy tak bardzo jak ostatnio, ale to wystarczyło by Carrick wyrównał. Treanor uderzył, a piłka po nodze Maitlanda wpadła do bramki strzeżonej przez Frencha. Chłopcy spanikowali - wciąż mieli w pamięci moją reprymendę i raczej nie chcieli tego przeżywać jeszcze raz. W związku z tym rozpaczliwie bronili się przed wyrównaniem - tak długo, aż zabrzmiał ostatni gwizdek. 3 punkty uratowane. 1 liga - 9 kolejka Chimney Corner [6] - Carrick [7] 2:1 (2:0) 4'- Hudson (1:0) 29'- Coulter-S (2:0) 75'- Treanor (2:1) MoM: Lavery (7) Widownia: 272 Kiedy wszyscy w Antrim myśleli, że kryzys został zażegany i że nadeszła era seryjnych zwycięstw.... Na mecz z Dergview pojechaliśmy z pieśnią na ustach, zapominając o tym, co złe - czekało nas przecież łatwe spotkanie z beniaminkiem. No tak, tylko że my też byliśmy beniaminkiem... Zresztą, nieważne. Ważne, że w 2 minucie Loughlin oszukał obronę gospodarzy i pewnym uderzeniem dał nam prowadzenie. Było pięknie. Jeszcze piękniej zrobiło się w 18 minucie, gdy Loughlin został sfaulowany w polu karnym przez Gallaghera, a Robinson zamienił "jedenastkę" na gola numer dwa. Przeciwnicy zwyczajnie nie istnieli. W 32 minucie było praktycznie po meczu - O'Kane zdobył bramkę za sprawą perfekcyjnie wykonanego rzutu wolnego. "3:0? To już będzie trudno roztrwonić."- pomyślałem. Ale dla chcącego nic trudnego. Jeszcze przed przerwą Dergview odrobiło część strat - bramkarz O'Reilly zainicjował błyskawiczny kontratak, który skutecznie wykończył Fair. "Ok, niech też coś mają od życia..." - uśmiech nie znikał z mojej twarzy. Mimo to w szatni motywowałem chłopaków, by nie odpuszczali i wystrzegali się nadmiernej pewności siebie. A co tam, pozory trzeba stwarzać. Moi podopieczni chyba wyczuli, że mówię to bez przekonania, bo po powrocie na murawę zachowywali się jakby mecz już się skończył. Za to gospodarze grali i strzelili gola kontaktowego - Leckey znakomicie podał, a Fair powiększył swój dorobek. Mój uśmiech powoli zmieniał się z beztroskiego w nerwowy... A dosłownie trzy minuty później całkowicie zgasł, gdyż Dergview wyrównało. Gibson zahaczał Watsona w obrębie "szesnastki", zaś Colin Robinson wymierzył sprawiedliwość. 3:3 - a jednak, Chimney Corner (podobnie jak AC Milan) udowadnia, że roztrwonić można wszystko. Nie myślałem do końca trzeźwo, na boisko spoglądałem zaślepiony wściekłością, irytacją i poczuciem beznadziei. Doskonale wiedziałem, jak potoczą się dalsze losy tego meczu, mimo to nakazałem swoim piłkarzom frontalny atak. Gospodarze tylko na to czekali: Lindsay dośrodkował, a McHale kropnął bez przyjęcia, zapewniając Dergview prowadzenie. Kto by pomyślał... Następnie Watson oraz fenomenalny tego dnia Fair, skarcili nas kolejnymi trafieniami. Widowisko zrobiło się przykre i żenujące, wyczyny moich obrońców były żywcem wyjęte z "Piłkarskich Jaj". Na koniec, jakby chcąc osłodzić nam dotychczasowe męki, bramkarz gospodarzy wybił piłkę wprost pod nogi Crawforda i podarował w ten sposób gola na 4:6. Podsumowując: dramat, tragedia, kompromitacja. W takich chwilach człowiek zaczyna poważnie zastanawiać się nad swoją trenerską przyszłością. 1 liga - 10 kolejka Dergview [10] - Chimney Corner [4] 6:4 (1:3) 2'- Loughlin (0:1) 18'- Robinson-K (0:2) 32'- O'Kane (0:3) 42'- Fair (1:3) 47'- Fair (2:3) 50'- C.Robinson-K (3:3) 61'- McHale (4:3) 65'- Watson (5:3) 72'- Fair (6:3) 78'- Crawford (6:4) MoM: Fair (9) Widownia: 192
  19. Puchar Irlandii Północnej - akurat w tych rozgrywkach warto wygrywać. Ewentualny awans do europejskich pucharów bardzo by nam się przydał, zważywszy na kiepską sytuację klubowych finansów. Pierwszą przeszkodą na drodze do Europy byli amatorzy z Downpatrick. Mimo mało atrakcyjnego przeciwnika, na stadion przybyło ponad 1000 kibiców, a to cieszyło. Sam mecz nie należał do najciekawszych, długo nie byliśmy w stanie sforsować defensywy rywala. Dopiero w 43 minucie "Juninho z Antrim" - O'Kane, ładnym uderzeniem, bezpośrednio z rzutu wolnego dał nam prowadzenie. To sprawiło, że amatorzy rozluźnili nieco szyki obronne, pozwalając naszym napastnikom na coraz więcej. Niestety, nie potrafiliśmy tego wykorzystać, między innymi Kenny Paul dwukrotnie zawiódł w znakomitych sytuacjach. Na szczęście w 80 minucie Crawford był skuteczniejszy i po dobrym podaniu Bovilla strzelił na 2:0. Kiedy myśleliśmy, że zwycięstwo mamy w kieszeni, Carl Andrews zdobył bramkę kontaktową - obrońcy Chimney Corner podziwiali w tym czasie przepływające nad stadionem obłoczki. No i znów zrobiła się nerwowa końcówka... Ostatecznie utrzymaliśmy prowadzenie do końca i mogliśmy zameldować się w 5 rundzie krajowego pucharu. Puchar Irlandii Północnej - 4 runda Chimney Corner [1L] - Downpatrick [Ama] 2:1 (1:0) 43'- O'Kane (1:0) 80'- Crawford (2:0) 88'- Andrews (2:1) MoM: Crawford (8) Widownia: 1027 W ósmej kolejce ligowej czekała nas potyczka z drużyną o wdzięcznej nazwie: Dundela. Na razie mecze wyjazdowe nie kończyły się dla nas najlepiej i bardzo chcieliśmy to zmienić. Zaczęło się wybornie - McKeague popisał się cudownym podaniem, po którym Loughlin z chirurgiczną precyzją umieścił piłkę przy słupku. Nie minęły dwie minuty, a już zabłysnął inny z moich podopiecznych - O'Kane. Prawy pomocnik zdobył wspaniałego gola z rzutu wolnego, z odległości 25 metrów. Ptaszki śpiewały, kibice Chimney Corner podskakiwali radośnie, a uradowani zawodnicy klepali się po pośladkach. Jedynie piłkarze gospodarzy, nie wiedzieć czemu, nie chcieli brać udziału w tej sielance i zaczęli grać w piłkę. W 35 minucie Graham strzelił gola kontaktowego. "No jak to tak? - zdawali się pytać gracze w czerwonych koszulkach - Przecież to nam dzisiaj wszystko wychodzi!" Nie wszystko moi drodzy, nie wszystko. A już na pewno nie bronienie. Jeszcze przed przerwą mieliśmy remis - tym razem uderzał Murphy, gdyż defensorzy CC nie pofatygowali się by do niego podejść. I nagle czar prysł, a sytuacja zmieniła się jak w kalejdoskopie. Nam nie wychodziło dosłownie nic, a gospodarzom - wszystko. Po przerwie Burrows bez problemów wyprzedził Maitlanda, odegrał do Grahama i już mógł się cieszyć z asysty. Stało się nieuniknione - przegrywaliśmy, roztrwoniliśmy wszystko, co można było roztrwonić. Ba, nawet dodaliśmy bonusik w postaci bramki numer cztery. Graham uderzeniem z rzutu wolnego ustalił wynik na 4:2 i skompletował hat-tricka. Dundela triumfowała, a my znów frajersko straciliśmy punkty. Z drugiej strony - czego tu oczekiwać, skoro od 10 minuty nie stworzyliśmy żadnej składnej akcji? 1 liga - 8 kolejka Dundela [7] - Chimney Corner [5] 4:2 (2:2) 7'- Loughlin (0:1) 9'- O'Kane (0:2) 35'- Graham (1:2) 40'- Murphy (2:2) 60'- Graham (3:2) 82'- Graham (4:2) MoM: Graham (9) Widownia: 175
  20. H & W Welders nie mogli, póki co, zaliczyć tego sezonu do udanych. Nawet ja byłbym podłamany pięcioma porażkami w pięciu pierwszych meczach. Od każdego po kolei dostawali solidne lanie, więc nie chciałem być gorszy. Wszyscy leją H & W Welders - leję i ja! Uprzedzając fakty powiem, że od pierwszej do ostatniej minuty byliśmy stroną przeważającą, lepszą, szybszą i skuteczniejszą. Gospodarze coś tam niby chcieli strzelić, ale nie wychodziło im to. Jedynie Wright mógł z czystym sumieniem powiedzieć po meczu swojemu trenerowi: "szefie, nie bij mnie, ja przynajmniej się starałem." Reszta piłkarzy w żółtych strojach najchętniej położyłaby się i przeleżała tak 90 minut. Mimo ospałości przeciwników, dopiero w 36 minucie zaaplikowaliśmy im pierwszego gola - uczynił to Loughlin uderzeniem z ostrego kąta. Od tego momentu graliśmy już na pełnym luzie, wiedzieliśmy bowiem, że uniknęliśmy najgorszego - bezbramkowego remisu. Zaraz po przerwie Loughlin podwoił swój dorobek bramkowy, przedzierając się przez zasieki obronne H & W i ze spokojem wykańczając akcję. Teraz pora na gorsze wiadomości - Chines, sobie tylko znanym sposobem, zwichnął swoją żuchwę i był zmuszony zejść z boiska. Następnie w jego ślady poszedł McClintock, który zerwał więzadła kolanowe - być może będzie pauzował aż 3 miesiące. Wyrastał nam klubowy "szklany chłopiec"... Piłkarze, którzy pozostali przy życiu postanowili mnie pocieszyć i w ciągu ostatnich 10 minut strzelili jeszcze dwa gole. Najpierw Crawford skorzystał z cudownego podania Loughlina i obiegł bramkarza, a później Ricky Bovill dobił rywala fenomenalnym uderzeniem z 30 metrów. Rozgromiliśmy słabeusza - niby miło, ale poczułem się trochę tak, jakbym zabrał dziecku lizaka. Czas zapolować na grubego zwierza! 1 liga - 6 kolejka H & W Welders [12] - Chimney Corner [8] 0:4 (0:1) 36'- Loughlin 52'- Loughlin 80'- Crawford 90'- Bovill MoM: Loughlin (9) Widownia: 189 - Powiedz mi jedno, szefie... Ile to H & W bierze za podkładanie się? Chyba całkiem przystępne sumki, sądząc po tabeli? - zapytał Witek. - Kiedy wreszcie zrozumiesz, że nie jesteśmy w Polsce, tylko w Irlandii Północnej... Tu panują trochę inne zasady. - kolejny raz, spokojnie wytłumaczyłem. - Ok, ja rozumiem, że to Zjednoczone Królestwo to dziwne jest, że tu mają kierownicę po prawej stronie, że tu eurosów nie chcieli, ale żeby meczu spokojnie kupić nie można?! Do tego się chyba nigdy nie przyzwyczaję. I jak tu niby zdobywać doświadczenie trenerskie? W tym sezonie na własnym stadionie nie szło nam najlepiej. Być może moi podopieczni byli stremowani, widząc taką liczbę kibiców na trybunach - sam nie wiem. Wiedziałem natomiast, że pokonanie lidera - Ards będzie bardzo trudnym zadaniem. Tym większa była moja radość, gdy w 19 minucie Crawford przedłużył piłkę głową, a Mack z bliskiej odległości wpakował ją do bramki, dając nam nieoczekiwane prowadzenie! Entuzjazm wśród rezerwowych szybko jednak ostudziłem, zdawałem sobie sprawę, że trwonienie przewagi jest jedną z naszych specjalności. Na domiar złego marnowaliśmy świetne sytuacje - O'Kane przestrzelił minimalnie, a strzał Macka wybronił bramkarz. Ards odpowiedziało tylko uderzeniem Roya, obronionym przez Frencha. Na początku drugiej połowy Mack zdobył drugiego gola, ale sędzia zagwizdał pół sekundy wcześniej i zamiast dać nam przywilej korzyści, zarządził rzut wolny. Moja wściekłość zniknęła, kiedy arbiter pokazał przy okazji czerwoną kartkę O'Connorowi. Wszystko układało się jak trzeba... Niestety, po raz kolejny okazało się, że gra w przewadze nie jest naszą mocną stroną. W doliczonym czasie Gibson tak fatalnie podał do Frencha, że piłkę przejął Stirling, odegrał szybko do Sharratta, a ten skierował futbolówkę do opuszczonej bramki... Miałem ochotę coś rozwalić - najlepiej, gdyby był to łeb Gibsona. To on podarował rywalowi punkt, to on dostał opr w szatni i to on żegna się ze składem na czas nieokreślony. 1 liga - 7 kolejka Chimney Corner [5] - Ards [1] 1:1 (1:0) 19'- Mack (1:0) 90'- Sharratt (1:1) MoM: Mack (7) Widownia: 275
  21. wenger - wielkie dzięki za wyróżnienie. Coś w tym jest, wcześniej podejmowałem pracę między innymi w Holandii i wyniki były znacznie gorsze niż tutaj .erzet. - gram na podstawie. Z PLA odpadłem już w fazie grupowej, frajersko przegrywając ostatni mecz. A zacząłem od dwóch zwycięstw i dwóch remisów... Ostatecznie trzecie miejsce. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Limavady Utd jeszcze w zeszłym roku było dumnym przedstawicielem północnoirlandzkiej ekstraklasy. A teraz? Cóż, upadli tak nisko, że musieli grać z drużynami pokroju Chimney Corner. Wynik rywalizacji wydawał się z góry przesądzony - goście mieli wygrać i uczynić kolejny krok w kierunku powrotu do elity. Sam dobrze nie wiedziałem na co nas stać, na razie graliśmy w kratkę: 2 zwycięstwa, 2 porażki. Dlatego przyznaję - w duchu podzielałem opinię bukmacherów. Trzeba powiedzieć, że spadkowicze niczego specjalnego nie zaprezentowali. Pierwszą naprawdę groźną akcję przeprowadziliśmy my, ale Loughlin w sytuacji sam na sam trafił w w bramkarza. Odpowiedzią gości miał być strzał Clyde'a, lecz French również nie dał się pokonać. W drugiej połowie najaktywniejszy na boisku był O'Kane. Za pierwszym razem przegrał pojedynek z Ryan'em, ale drugie podejście okazało się zabójcze - Aidan pozornie nonszalanckim, płaskim strzałem zza pola karnego zaskoczył bramkarza Limavady. Zrobiło się ciekawie... Wygrana nad wyżej notowanym przeciwnikiem z każdą minutą stawała się coraz bardziej realna, aż wreszcie... Harrison zagrał do Holmesa, a ten, mimo że moi obrońcy wzięli go w kleszcze, oddał mocne uderzenie i uratował swoich kolegów przed kompromitacją. Nie muszę chyba dodawać, że miało to miejsce w 90 minucie. Tak więc, do dwóch zwycięstw i dwóch porażek dołączył remis. 1 liga - 5 kolejka Chimney Corner [8] - Limavady Utd [7] 1:1 (0:0) 74'- O'Kane (1:0) 90'- Holmes (1:1) MoM: O'Kane (7) Widownia: 284 Odpadliśmy już z PLA i Trofeum Antrim, ale to nie był koniec moich "ulubionych" rozgrywek pucharowych. Właśnie startował Puchar Amatorski - w 1 rundzie trafiliśmy na dobrze nam znany zespół Lurgan Celtic. Nie tak dawno ograliśmy ich w lidze, ale podobno nic dwa razy się nie zdarza. Celtowie od początku rzucili się do ataku i w 3 minucie objęli prowadzenie po golu Adamsa. Radość gospodarzy trwała niespełna kwadrans - Loughlin wyrównał, wykorzystując ładne podanie Lavery'ego. I tak, mimo optycznej przewagi Lurgan, do przerwy utrzymywał się remis. Nasi rywale rozpoczęli drugą odsłonę tak samo jak pierwszą - strzeleniem bramki. Tym razem Frencha zaskoczył McCourt. Na szczęście Celtowie po wyjściu na prowadzenie znów obniżyli loty i pozwolili nam odrobić straty. Chines dobrze dośrodkował, a Loughlin uprzedził pilnującego go Boyda i skierował piłkę głową do siatki. Mecz mógł się podobać - wyrównana gra, ostra wymiana ciosów, sporo bramek... A to nie był koniec strzeleckich popisów: krótko po golu Loughlina, Lurgan odzyskało prowadzenie - na 3:2 strzelił Lawless. Jeśli gospodarze myśleli, że tym razem już się nie podniesiemy, to byli w błędzie. Po raz trzeci doprowadziliśmy do remisu, po tym jak McClintock zgrał piłkę głową, a Robinson z kilku metrów wpakował ją do bramki strzeżonej przez Harbinsona. Regulaminowe 90 minut tego ciekawego widowiska zakończyło się wynikiem 3:3 i kibice szykowali się na kolejne pół godziny piłkarskich emocji. Dogrywka nie była aż tak pasjonująca, chociaż Lavery był bardzo bliski pogrążenia swojej byłej drużyny - trafił w słupek. O awansie miały zadecydować rzuty karne. Do tej pory "jedenastki" były naszą mocną stroną, ale zazwyczaj wykonywaliśmy je przeciwko amatorom. Jako pierwszy podszedł Robinson i nie pomylił się. Lurgan zaraz jednak wyrównało, bo O'Hagan skopiował wyczyn poprzednika. McClintock również nie zawiódł, za to uderzenie Murphy'ego obronił French i to my byliśmy bliżej 2 rundy. Kiedy Davidson spokojnie wykorzystał swojego karniaka, wszystko zdawało się zmierzać w dobrą stronę. Jednak Lawless zachował zimną krew i dał nadzieję fanom Celticu - po trzech kolejkach było 3:2. Kłopoty zaczęły się, gdy O'Kane przeniósł piłkę nad poprzeczką, a Armstrong spokojnie pokonał Frencha i doprowadził do remisu. Młody Lavery nie wytrzymał presji i fatalnie spudłował. Boyd mógł nas wyeliminować, ale również przestrzelił - teraz obowiązywała zasada "nagłej śmierci". Wallace uderzył niecelnie, więc gol Browna zakończył nasze męki - tym razem rzuty karne nie dały nam awansu. Odpadliśmy z kolejnego pucharu, ale cieszyć mógł fakt, że w meczu pokazaliśmy charakter, trzykrotnie doprowadzając do wyrównania. Puchar Amatorski - 1 runda Lurgan Celtic [1L] - Chimney Corner [1L] 3:3 (1:1)/ karne 4:3 3'- Adams (1:0) 17'- Loughlin (1:1) 49'- McCourt (2:1) 57'- Loughlin (2:2) 65'- Lawless (3:2) 72'- Robinson (3:3) MoM: Loughlin (8) Widownia: 194
  22. I jak wrażenia z gry w Irlandii Północnej - jakieś sukcesy są tu w ogóle możliwe? Nie wiem o jakiego Montgomery'ego Ci chodzi, nikogo o tym nazwisko nie było w mojej drużynie kiedy ją obejmowałem. Pewnie grałeś w którąś ze starszych wersji i do 2008 zdążył opuścić Chimney. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - W trzeciej kolejce na Allen Park przyjechali Celtowie z Lurgan. Pasiaste, biało - zielone stroje miały ich upodobnić do imienników z Glasgow, ale grą raczej nie przypominali mistrza Szkocji. Pierwszy poważny cios musieli przyjąć na swe twarde brytyjskie klaty już w 4 minucie. Chines dośrodkował z rzutu rożnego, a Mack wyskoczył najwyżej i zrobił użytek ze swej głowy - 1:0. Później goście próbowali się odgryzać - co prawda dość nieudolnie, ale Adams dwukrotnie mocno nas przestraszył. Przetrzymaliśmy ten napór i zaatakowaliśmy po raz drugi. Tym razem to Boyd, obrońca Lurgan wyłożył Mackowi piłkę jak na tacy. Colin podziękował z uśmiechem i podwyższył na 2:0. Rozochoceni pokusiliśmy się o trzecią bramkę. Minutę później dośrodkowanie Paula na gola zamienił Crawford. Do przerwy mogło być nawet 4:0, ale O'Kane trafił w poprzeczkę. Wydawało nam się, że druga połowa będzie formalnością, ale trochę się przeliczyliśmy. Celtowie szybko sprowadzili nas na ziemię. Brown dośrodkował, a Adams dopiął swego i z metra wpakował piłkę do siatki. Jeszcze gorzej było w 69 minucie, gdy po uderzeniu Maguire'a futbolówka odbiła się od Lavery'ego i wpadła do bramki strzeżonej przez Frencha... Goście złapali kontakt i mieli zamiar "dorżnąć watahy". Na szczęście w końcówce McGrath brutalnie sfaulował Crawforda i czerwoną kartką osłabił swój zespół. To nas uratowało i ostatecznie udało nam się dowieźć wygraną do końca. Kibice mogli obejrzeć drużynę o dwóch obliczach - w pierwszej połowie szybcy i wściekli, w drugiej drzewa umierające stojąc. 1 liga - 3 kolejka Chimney Corner [5] - Lurgan Celtic [4] 3:2 (3:0) 4'- Mack (1:0) 37'- Mack (2:0) 38'- Crawford (3:0) 56'- Adams (3:1) 69'- Maguire (3:2) MoM: Mack (8) Widownia: 275 Po dramatycznym spotkaniu z Lurgan, Witek obdarzył mnie wyszukanym komplementem: "Od razu widać, że stosuje pan porady z naszego poradniczka! Wydział Szkolenia byłby z pana dumny!" Natomiast nikt nie czuł dumy, widząc co Chimney Corner wyprawia w meczu przeciwko Ballyclare. Z boiska wiało nudą, aż wstyd wspominać... Jeszcze bardziej wstyd wpominać o wyniku - przegraliśmy 0:1 po bramce Smitha. Wprawdzie w końcówce rzuciliśmy się rozpaczliwie do odrabiania strat, ale poza poprzeczką Davidsona nic ciekawego nie zaprezentowaliśmy. 1 liga - 4 kolejka Ballyclare [5] - Chimney Corner [4] 1:0 (0:0) 72'- Smith MoM: Smith (8) Widownia: 183
  23. Nasz debiut w 1 lidze przypadł na 23.09. Typowe, wrześniowe popołudnie w Antrim - trochę słońca, trochę chmur. W tych okolicznościach na Allen Park zawitał jeden z najniżej ocenianych zespołów zaplecza ekstraklasy: Banbridge. Naszym największym problemem była lewa flanka. Po tej stronie obrony, pod nieobecność Banksa musiał grać Davidson, ale 42 lata robią swoje i facet nie ma już takiej kondycji jak dawniej. Zmęczony pucharowymi bojami musiał nieco odsapnąć. W jego miejsce mogłem wystawić lewego pomocnika - Chinesa, ale ten był potrzebny...w pomocy. A to dlatego, że podstawowy lewy pomocnik, Jordan, również zmagał się z kontuzją (nie tak groźną jak Banks, ale jednak). W związku z tym na lewej obronie zmuszony był zagrać nominalnie prawy McManus. Podsumowując: skład był lekko kombinowany... Za to pozytywnie zaskoczyła mnie frekwencja na trybunach - kibiców było ponad 300! Od razu widać, że sukcesy przyciągają widownię. Mecz zaczął się dobrze dla nas - wyszliśmy na prowadzenie, po tym jak Gibson zagrał do Macka - Colin znajdował się na pograniczu spalonego (zdaniem rywali BYŁ na ofsajdzie), przebiegł kilka metrów i mocnym uderzeniem strzelił pierwszego gola dla Chimney Corner w 1 lidze. Euforia trwała zdecydowanie zbyt długo - my jeszcze świętowaliśmy, a Banbridge już wyrównało. Montgomery przymierzył idealnie z rzutu wolnego zaledwie 5 minut po trafieniu Macka... Minęły kolejne dwie minuty i nawet jeden punkt zaczął wymykać się z naszych rąk. Tym razem Murray wykorzystał fatalne zachowanie Spence'a i strzelił z dystansu, sprawiając, że French skapitulował po raz drugi. Sytuacja w 7 minut zmieniła się o 180 stopni... 3 bramki po 19 minutach - można było spodziewać się istnego gradu goli, ale do tego nie doszło. Po bramce Murray'a tempo gry spadło, a rozpoczęło się wzajemne kopanie po kostkach. Mecz zmienił się w pokaz antyfutbolu, więc pominę szczegóły. Najważniejsze, że wynik już się nie zmienił i 300 kibiców opuszczało Allen Park ze zwieszonymi głowami. Debiut w 1 lidze okazał się nieudany. 1 liga - 1 kolejka Chimney Corner [-] - Banbridge [-] 1:2 (1:2) 12'- Mack (1:0) 17'- Montgomery (1:1) 19'- Murray (1:2) MoM: Murray (8) Widownia: 311 Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów wyładowałem swoją frustrację na piłkarzach i w ostrych słowach powiedziałem, co myślę o ich ostatnich dokonaniach. Zapowiedziałem, że w meczu przeciwko Tobermore Utd mają wygrać, w przeciwnym razie pierwszą 11-stkę czeka przemeblowanie. Jeśli mieli trochę oleju w głowie i orientację co do sytuacji kadrowej, domyślili się, że blefowałem... Ale nic innego mi nie pozostawało. Pierwsze minuty pozwalały żywić nadzieję, że mój blef poskutkował. Już po 4 minutach prowadziliśmy - Bovill uderzył bezpośrednio z rzutu wolnego z blisko 30 metrów (!), bramkarz rywali obronił to uderzenie, poradził sobie też z dobitką McClintocka, ale przy poprawce Wallace'a był już bezradny. Widać było, że chłopcy są zdeterminowani i nastawieni na ofensywę. Potwierdzili to w 15 minucie, kiedy to Wallace wycofał piłkę do Bovilla, a środkowy pomocnik Chimney Corner, z pomocą któregoś obrońcy, skierował łaciatą do siatki. Niestety, odpowiedź Tobermore nadeszła bardzo szybko - Chisholm mocnym strzałem zza pola karnego zaskoczył Frencha i gospodarze złapali kontakt. I kiedy zdawało się, że United łapią wiatr w żagle znów dali o sobie znać moi podopieczni - piłka dość przypadkowo znalazła się pod nogami Macka, który zachował przytomność i z łatwością podwyższył na 3:1. Już byliśmy w ogródku, już witaliśmy się z gąską, ale scenariusz tego wieczoru miał nas jeszcze kilka razy zaskoczyć. Gibson fatalnie traci futbolówkę (który to już raz), przejmuje ją Chisholm, oddaje ją Lyonsowi, ten odgrywa z powrotem do Chisholma i prowadzimy już tylko jedną bramką. Po przerwie ciąg dalszy strzeleckiego festiwalu. McAlinden w bezdennie głupi sposób traci piłkę na rzecz Chisholma, który nie namyślając się długo przekazuje ją Lyonsowi. Jego partner już wie co z tym zrobić - mamy remis. Znów roztrwoniliśmy przewagę, znów po beznadziejnych błędach beznadziejnej defensywy. A była to dopiero 55 minuta, więc byłem przekonany, że zdążą jeszcze zgarnąć pełną pulę. Na pewno! Jeśli ktoś dziś wygra to będą to oni! Los jednak znów spłatał nam figla - tym razem miłego. W końcówce wpuściłem na boisko O'Kane'a, licząc, że Bóg da nam szansę w postaci jakiegoś rzutu wolnego. Przecież stałe fragmenty były ostatnimi czasy naszą najmocniejszą bronią. I tak się stało - w doliczonym czasie, tuż przed polem karnym piłkę ustawił O'Kane. Wziął głęboki oddech, kopnął i...dał nam zwycięstwo! Ależ dramaturgia! Nagle wszystkie kiksy obrońców przestały być istotne - zaliczyliśmy pierwszą wygraną w pierwszej lidze. 1 liga - 2 kolejka Tobermore Utd [9] - Chimney Corner [10] 3:4 (2:3) 4'- Wallace (0:1) 15'- Bovill (0:2) 23'- Chisholm (1:2) 28'- Mack (1:3) 41'- Chisholm (2:3) 54'- Lyons (3:3) 90'- O'Kane (3:4) MoM: Chisholm (8) Widownia: 264 Po meczu podszedł do mnie Witek z nieodłącznym poradnikiem. - Noo szefie, ale była walka! Ale na pierwszy rzut oka widać, że obrona trochę dziurawa. Przeczytać, co mówi na ten temat poradnik? - Skoro musisz... - "Jeśli tracisz dużo bramek: A) udaj się do odpowiednich ludzi, B) jeśli obecnie nie masz funduszy, spróbuj zdobywać więcej bramek, niż tracisz."
  24. W całej Irlandii Północnej nie mówiło się od pewnego czasu o niczym innym, jak o inauguracji rozgrywek ligowych. Oczywiście, większość skupiała się na ekstraklasie, ale kibice drużyn pierwszoligowych też emocjonowali się nadchodzącym sezonem. Bukmacherzy uważali, że największe szanse na awans do elity ma Limavady Utd, czyli świeżo upieczony spadkowicz. Co ciekawe, chociaż byliśmy beniaminkiem, eksperci wróżyli nam utrzymanie się i w notowaniach zajmowaliśmy przyzwoitą, ósmą lokatę. Kiedy siedziałem w swoim biurze i z zapałem studiowałem terminarz meczów, usłyszałem pukanie do drzwi. - Otwarte! - krzyknąłem, spodziewając się, że zobaczę Trevora, albo klubową sekretarkę. Tymczasem moim oczom ukazał się niepozornej postury mężczyzna. - Niespodzianka ze związku! - oznajmił od progu. - Radzieckiego? - pokusiłem się o kiepski dowcip, nie zdając sobie sprawy, jak niewiele się pomyliłem. - Nie-e, Polskiego Związku Piłki Nożnej. Teraz sobie przypomniałem - podczas ostatniej rozmowy prezes Grzegorz wspominał coś o jakimś prezencie. - Dobrze, to gdzie ta niespodzianka? Mam pokwitować odbiór? - To ja jestem niespodzianką. - jęknął, wyraźnie urażony człowieczek. Jako, że po PZPN-ie można się spodziewać wszystkiego, nie zdziwiło mnie to aż tak bardzo. - Hmm, a co miałbym robić z takim prezentem? Będziesz moim bodyguardem, prywatnym kucharzem, pucybutem? - Już wyjaśniam! Zacznijmy od tego, że na imię mam Witek. Związek przysłał mnie tutaj, żebym obserwował pańską pracę w klubie, a następnie sporządził raport i przesłał do centrali. - Raport? Nie do końca rozumiem, będziesz kontrolował co robię? - Ajj nie, czemu od razu kontrolował? Chociaż, jeśli pan chce, to służę wskazówkami, mam tu ze sobą taki PZPN-owski poradniczek "Polska myśl szkoleniowa w pięć dni", autorstwa Jerzego Engela Syna... Bardzo ciekawa lektura. No więc, nie będę kontrolował, tylko prowadził taki, jakby to nazwać...dziennik pokładowy! Kronikę po prostu, żeby utrwalić osiągnięcia polskiego trenera na Wyspach. A przy okazji będę pana drugim asystentem. Prezes Jackson już o wszystkim wie. - A więc chyba nie mam wyjścia... Witam na pokładzie. Tym sposobem dorobiłem się drugiego "asystenta", chociaż PZPN-owska koncepcja "kroniki" wydawała mi się mocno podejrzana... Jeszcze zanim wystartowała liga, północnoirlandzkie zespoły zdążyły pożegnać się z rozgrywkami europejskimi. O ile Linfield odpadło w 1 rundzie Pucharu UEFA z honorem (0:2 i 1:2 z Salzburgiem), o tyle występ Armagh na tym samym etapie należy uznać za kompromitację. Zdobywcy Pucharu Irlandii Północnej dwukrotnie przegrali z chorwackim Slavenem Belupo - 0:7 i 0:1. W eliminacjach do Ligi Mistrzów było nieco lepiej niż rok temu, gdyż Glentoran przeszedł pierwszą rundę - zwyciężając dwumecz ze Skonto Ryga (2:0, 1:2). Na kolejnym szczeblu stołeczny klub wpadł jednak na Galatasaray, więc nie miał najmniejszych szans na sukces. Przegrał planowo 0:4 i 0:1.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...