Skocz do zawartości

Fubert

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    153
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Fubert

  1. Fubert

    Kącik depresyjny

    A na mocy jakiej zasady lub prawa jeśli ktoś wierzy, to nie wolno mu się powoływać na badania naukowe? Rozmowa z agnostykiem lub ateistą siłą rzeczy rządzi się innymi prawami niż rozmowa pomiędzy wierzącymi. Argumenty naukowe są w niej nie tylko dozwolone, ale są one czasami niezbędne, choćby po to by wykazać, że podstawowe fakty wiary nie należą do epistemologicznego porządku nauki. Nie należą w tym sensie, że nie mogą być w sposób sensowny zanegowane na gruncie naukowym. Dzięki Bogu, wciąż jesteśmy wolni by wierzyć w swoją wiarę - lub wierzyć w swoją nie-wiarę. W tym sensie nie napisałem nic zabawnego. Nawet nie starałem się tego wartościować; choć z punktu widzenia katolika, utrzymywanie w dobrym samopoczuciu pogan i innowierców, gdy grozi im utrata zbawienia, jest grzechem przeciw miłości! Wobec wiary w Boga są dwie główne postawy: wiara lub odrzucenie. Jak wiara może być chwiejna (jak np. moja), słaba, mocna, żarliwa (jak np. mojej żony), tak i nie-wiara ma różne postawy, np. różne formy walki z wiarą i wierzącymi albo obojętność (żyć, jakby Boga nie było). Jest obojętne, czy ktoś walczy przeciw wierze krwawym prześladowaniem czy też tzw. "neutralnym" pismem. Cel ten sam: złamać w drugim człowieku wiarę. W ostatnich miesiącach czytałem o kilku różnych badaniach, które ukazały, że wiara pomaga lepiej pokonywać chorobę czy też radzić w sobie w życiu. Przed ponad 20 laty (za komuny) jedna gazeta drukująca tłumaczenia prasy zagranicznej dała taki artykuł: "Katolicy są lepsi w łóżku" ;). Dziś byłaby to niepoprawność polityczna. Nawet jeśli wiara byłaby ułudą, warto ją mieć. Jak to zapisał św. Augustyn "Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Panu". Warto poczytać jego Wyznania.
  2. Fubert

    Kącik depresyjny

    Skłaniałbym się raczej ku stwierdzeniu, że religia/wiara jest po to, żeby zlagodzić strach przed śmiercią (czyli czymś kompletnie nieznanym i niemożliwym do poznania). Malo kto potrafi z czymś takim ('bezsensem' istnienia itd.) żyć. Mając świadomość, że po śmierci też jest jakieś 'życie' ludzie są w stanie normalnie funkcjonować. Nie strach przed śmiercią ale co najwyżej strach przed nagłą śmiercią. Nasza kultura uczy od wieków: pamiętaj o śmierci, memento mori. Pamiętaj, bo śmierć będzie oznaczać konieczność rozliczenia się z całego życia, podsumowania i porównania dobra i zła, które w danym ci czasie uczyniłeś. Żyj z pamięcią, że takie rozliczenie przyjdzie nieuchronnie. Nie przypadkiem pokolenia naszych przodków modliły się: "od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas, Panie". A jeśli uznamy ze prawdopodobieństwo życia po fizycznej śmierci jest bliskie zeru (nb. ciekawe na jakich przesłankach opiera się ten wniosek?), to skoro na szali mamy wieczność, nawet niezwykle małe prawdopodobieństwo w pełni usprawiedliwia wiarę w życie wieczne, jako racjonalny wybór ;). Edycja: Co do wszelkich teorii o "samowystarczalności fizycznej świata", a przynajmniej do ich fizycznych podstaw, to wciąż o ile mi wiadomo, nie mogą one uniknąć "początkowych osobliwości", "creatio ex nihilo" (nie mylić z cząstkami wirtualnymi) itp. abstrakcji. Już Poincare zauważył, że nauka potrafi swoimi teoriami prawie wszystko wyjaśnić, za wyjątkiem tego, skąd się biorą teorie naukowe ;). Również zasada antropiczna, choć "egzorcyzmoiwana" zawzięcie przez różnych uzurpatorów, którzy uważją że w nauce rację ma większość, wciąż jest poważnym wyzwaniem dla poważnych uczonych.
  3. Fubert

    Kącik depresyjny

    Wspólnoty są bardzo pożądane dla człowieka, który może w nich spotkać ludzi mających podobne problemy. Mogą one być wspólnotami wsparcia. Można w nich znaleźć potwierdzenie swojej hierarchii wartości, wsparcie własnej tożsamości i sensu własnych działań. Ty, jeśli dobrze zrozumiałem to zdajesz się uznawać, że wszystko możesz samemu kontrolować i panować nad tym. A co jak jednak pojawi się problem niepowodzeń? Wszystkie sukcesy oczywiście bez problemu przypiszesz sobie, ale niepowodzenia? Wobec pełnej kontroli właściwie są niedopuszczalne, dlatego imo możesz je uważać za wynik przewrotnego działania innych ;). Wówczas jednak nie będziesz w stanie odkryć prawdziwych mechanizmów funkcjonowania życia. Twój upór w budowaniu własnej wielkości będzie powodem niedostrzegania prawdy, która jest na wyciągnięcie ręki. Chciałoby się powiedzieć: nie poznasz misterium, które Cię obejmuje, bo zamiast ducha służby, koniec końców dominować u Ciebie będzie duch promocji samego siebie. Dopiero jakaś całkowita klęska to zmieni ale również może doprowadzic do popadnięcia w całkowite zwątpienie. Nadto, w przypadku modlitwy indywidualnej (nawiązanie do poprzedniego postu) to, co na temat Boga pojawia się w nas, może pochodzić z naszej podświadomości i może w istocie być projekcją naszych własnych wyobrażeń i pragnień odnoszących się do Boga i naszej relacji z Nim. Gorliwość w liturgii natomiast oznacza od strony duchowej wysiłek otwierania się na Boga, który się objawia tak, jak sam tego chce. Jest zatem otwieraniem się na prawdę, która się pojawia tak, jak się pojawia, a nie tak, jak byśmy chcieli, aby się pojawiła. Liturgia w przeciwieństwie do modlitwy indywidualnej ma charakter obiektywny, a nie subiektywny. Myślę jednak, że można wychwycić gdy ci, którzy powołani są do szczególnej opieki nad Objawieniem, czyli kapłani, nie próbują na siłę dostosowywać Mądrości Bożej, czyli Pisma Świętego i Tradycji Kościoła do ludzkich, światowych oczekiwań. Przykładem niech będzie to popularne podejście do miłosierdzia, o którym pisał Gacek. Koncept Miłosierdzia Bożego, które ma być tak obszerne, że piekło czyni miejscem pustym, w nowej teologii niepotrzebnym, skoro na Sądzie Ostatecznym będą same uniewinnienia lub akty łaski… Koncept, który jest jawną kpiną z Miłosierdzia Bożego, bez którego nie mielibyśmy przecież żadnych szans na poprawę. Tkwienie w błędnych poglądach siłą innercji i społecznego konwenansu to nie koniecznie jest najlepsza droga do Zbawienia, choć z drugiej strony mam ogromna wdzięczność za nasze typowo polskie "prowincjonalne" umiarkowanie, jakże bliskie zalecanej przez Kościół arystotelejskiej "drodze środka".
  4. Fubert

    Kącik depresyjny

    Dobra mądralo, tylko że tu nie chodzi o tracenie siebie. Wręcz przeciwnie, chodzi o znalezienie kogoś, kto przywróci Ci wzrok, słuch i mowę i jeszcze raz nazwie rzeczy po imieniu. To jak chodzenie po lesie. Jeśli nie idziesz z dobrym przyrodnikiem nie zauważysz większości niezwykłych roślin i zwierząt, które warte są zauważenia. Będzie Ci towarzyszyło jedynie ogólne poczucie estetyczne. Dobry przewodnik, to ten, który potrafi otworzyć Twoje oczy na skarby słów i treści, których sam byś nawet nie zauważył. Nie chodzi więc o stworzenie sobie świata drugiego i alternatywnego, chodzi o rozumienie i przeżywanie świata realnego, w tym zwiększenie zdolności widzenia prawd nietrywialnych. Wątpię że samemu ze swoimi własnymi duchowościami, religijnościami i zasadami to osiągniesz, bo czas Twojego życia jest ograniczony. A poza tym, co ważniejsze, nasz obecny gust i wrażliwość są kształtowane hasłami, które w zderzeniu z tym co ważne i piękne, przynoszą chyba jedynie trud i upokorzenia. I zaraz rezygnujemy i wracamy do tego co łatwe, co rozumiemy bez trudu i postrzegamy jako przekaz "jasny" i "wyraźny". Bo tak jestesmy wykształceni i wychowani.
  5. Fubert

    Kącik depresyjny

    >> Głosik, Dlaczego rozczarowań, skoro nie trzeba szukać Prawdy z latarką przy pełnym słońcu ;). Rozumem człowiek może samodzielnie dojść do przekonania, że wiara w Boga jest nie tylko niesprzeczna z rozumem, ale równiez wiele wyjaśnia spośród otaczającego nas świata. I jest to wyjaśnienie lepsze, bo prostsze. Do wiary potrzeba łaski Boga, by zaś ją uzyskać, trzeba o nią poprosić, czyli tak usposobić własną duszę (nie tylko jej intelektualną część czyli umysł, ale CAŁĄ duszę), by łaska wiary mogła się stać naszym udziałem. To usposobienie duszy polega w pierwszym rzędzie na pokorze, na uznaniu zarówno własnego, jak i szerzej - ludzkiego rozumu - za niezdolny do objęcia świata w jego ogromie i złożoności. Potem, wraz ze świadomością że nawet głęboka wiedza nie jest mądrością, przychodzi lęk - bo człowiek potrzebuje w życiu mądrości. Wreszcie pojawia się poszukiwanie mądrości - tej prawdziwej, która nie jest jedynie spekulacją ludzkiego umysłu. I wtedy tą mądrość się odnajduje, bo ona jest na wyciągnięcie ręki. Jeśli zaś ugięcie hardego karku przed Bogiem przynosi ujmę, jaką (nie?) przyniosłoby uczynienie tego przed kimkolwiek innym (?) to jednak można spróbować na kozetce u psychiatry (on może realnie pomóc, czasem.. różni "psycholodzy", "psychoterapeuci", "psychoanalitycy" itp. - można ich "stosować" kiedy nie ma się rzeczywistych problemów tylko wymyślone, oraz mnóstwo czasu i pieniędzy). Co do śmierci zaś, to nie ma co o niej myśleć bo imo ona nie ma żadnej wartości. Wartością za to jest stan ducha, wyrażany łacińkim porzekadłem "memento mori". Ono uświadamia nam wartość życia, czyli jako tego krótkiego okresu, w którym "zarabiamy" na wieczność.
  6. Poza tym, te nowe logo jest niefajne. Poprzednie było imo sporo lepsze! (kojarzyło mi się ze starą dobrą polską szkołą plakatu) To tak na marginesie.. ;)
  7. Fubert

    Kącik złamanych serc

    To miało miejsce u mnie w domu i w domu moich dziadków. Partnerki zawsze faworyzowały dzieci. Tak robiła zresztą moja matka. Moim zdaniem to duży błąd. Zarówno mój ojciec jak i dziadek nie czuli się przez dłuższy czas kochani przez partnerki. Z reguły kobiety częściej faworyzują dzieci kosztem partnerów. A że to błąd, to w każdej poradni małżeńskiej im powiedzą ;).
  8. Fubert

    Kącik złamanych serc

    obawiam się Fubercie, że jesteś w poważnej mniejszości w takim razie. byłem w życiu w kilku związkach, dwóch, czy trzech poważnych, wieloletnich i w żadnym nie miałem problemu ze wspólnym oglądaniem pornosów z partnerką (czego niekoniecznie ja musiałem być inicjatorem), czy żartobliwym komentowaniem ładnych kobiet/przystojnych facetów "tą/tego to byśmy wzięli do trójkąta" i choć nie siedziałem w głowach moich dziewczyn to nie wydaje mi się, żeby traktowały to jako zdradę/sposób na jej zagospodarowanie i ja tak tego nie traktowałem. No dobra ale ja to rozumiem jako rodzaj wspólnego instrumentu dla WAS. W istocie, w centrum tych fantazji była ciągle Twoja partnerka, z wzajemnością. Chyba że nie ;).
  9. Fubert

    Kącik złamanych serc

    Ale co z tego, że z własnej krwi? To przecież nie podlega dyskusji. Chodzi o to, że jak dziecko dorośnie, to już nie powinno mieć potrzeby przynależenia do rodziców. Powinno za to mieć własne życie i nie wolno mu w tym przeszkadzać, co też nie znaczy że nie może liczyć na rodziców. Może ;). Moja mama podchodzi do tego w podobny sposób. Tylko czy wtedy nie cierpi partner? Fubert, ale z drugiej strony z partnerem możesz się rozwieść, a dziecko pozostanie twoim dzieckiem całe życie. To w końcu twoja krew. Jasne że mogę się rozwieść, ale tego przecież nie zakładamy wiążąc się...
  10. Fubert

    Kącik złamanych serc

    jasonx > ja też zwracam uwagę i w ogóle bardzo lubię towarzystwo kobiet. Niemniej, nie mam potrzeb aby o nich fantazjować itp. Vami > tak uważam. Bo dziecko po 20 latach wychodzi z domu, a żonę masz na całe życie. Twoim obowiązkiem jest przygotować dziecko do życia w świecie, a nie do życia dla siebie.
  11. Fubert

    Kącik złamanych serc

    Raczej sie nie da. Zreszta nie mam pojecia po co mialbym to robic - myslenie o fajnej kobiecie pod katem seksu to juz zdrada? Restrykcyjny system :] Jednak wiele relacji, jeżeli nie większość, działa na zasadzie "muszę", "nie mogę", "nie POWINIENEM", "chciałbym ale..." itd.. Oglądam masę facetów (przede wszystkim) oraz bliższych znajomych i nieznajomych w relacjach długotrwałych, ewidentnie walczących przeciw pokusom. Nawet sam fakt, że w duszy się CHCE kogoś innego, ale sobie jego/jej dla zasady odmawia, świadczy o gnijącym związku. Widzę kumpli żonatych, dosłownie śliniących się na widok młodych panien (nawet się do nich uśmiechających) którzy sfrustrowani, w imię spokoju, znajdują siebie w "agonii" tej pokusy. Normalne jest, kiedy się tej donny 20 letniej NIE CHCE i NIE POŻĄDA bo się ma swoją partnerkę, ale chore jest, kiedy w duszy ją się chce ale niesamowitą siłą woli, siłą charakteru lub brakiem możliwości, sobie ją odmawia...jednak dalej o niej i jej podobnych myśląc. Zdrada więc w sumie staje się w momencie kiedy ktoś w stałej relacji, choć na chwilę, ma fantazje o kimś innym, bo wtedy kogoś innego pożąda. Sam seks jest tylko kropką nad i. Odmawianie sobie na zasadzie białych pięści (zaciśnięte dłonie, tak że kostki bieleją) jest mordęgą i działa tylko krótki czas. I żeby była jasność, ja to tylko próbuję objąć w jakieś ramy; nie oceniam samego faktu zdrady w ww. zakresie. Czasami można ją nawet "zagospodarować", np. w sposób jaki opisał Vami, lub wybaczyć nawet postawienie tej "kropki nad i" (bo to jest prywatnie wybaczalne, również dla mnie). Są zresztą zdrady dużo gorsze, jak chociażby porzucenie i przejście na stronę "wroga". Albo jeżeli z prawidłowej hierarchii "1. mąż/żona, 2. dziecko/dzieci, 3. rodzice", a taka jest właśnie prawidłowa hierarchia, kilka lat po ślubie zmieniamy ją na np. "1. Ja sam/dziecko/dzieci, 2. mąż/żona/rodzice, 3. rodzice/mąż/żona", to wówczas mamy zdradę czy jedynie drobne oszustwo?
  12. Fubert

    Kącik złamanych serc

    Ja nie zdradzam (w pospolitym rozumieniu tego słowa, choć może mieć ono również głębszy wymiar, nie tylko zdefiniowany do seksu, który sam w sobie nie jest sprawą życia i śmierci czy też czymś egzystencjalnym i skomplikowanym) - ale nie ze względu na zasady ale dlatego, że nie mam takich potrzeb! Mam za to kumpla, trzeźwego alkoholika...i tak samo to działa. Nie pić, zmuszając się do abstynencji czy uniemożliwiając sobie picie lekami jak np. Antabus, to tylko kwestia czasu. Nie pić BO SIĘ NIE CHCE w duszy, jest całkiem inną sprawą. Masa ludzi nie zdradza, ale tylko unikalna garstka nie robi tego bo NAPRAWDĘ W DUSZY NIE POŻĄDA kogoś innego; reszta się zmusza i wiele cierpi.
  13. Fubert

    Filmy

    http://vimeo.com/27524572 - "Taken for a ride" Film szczegółowo ilustruje mechanizm likwidacji transportu publicznego w miastach USA. Zachęcam do obejrzenia.
  14. Dla osób z Poznania - Chwaliszewo - album poświęcony tej pięknej niegdyś części miasta (© Wydawnictwo Miejskie "Posnania").
  15. Fubert

    Banki

    ...praktycznie kasując program. Zabrakło odwagi go po prostu skończyć, PR-owsko źle by to wyglądało. Dziwię się bo program był (jest) przedmiotem wielu nadużyć - bardzo łatwo umownie obejść limity, o ile ktoś dysponuje wkładem własnym.
  16. Fubert

    Kącik złamanych serc

    Na dłuższą metę tak; o ile w przypalonym garnku potrafi znaleźć się sedno najlepszego dowcipu ;) Od ponad 6 lat jestem żonaty z tą samą kobietą (w sumie 8 lat życia razem), tylko że nie zawsze się tolerujemy więc nie zawsze razem mieszkamy. Akurat teraz tak.
  17. Fubert

    Kącik złamanych serc

    Zgadzam sie, ze milosc = wszystko za wszystko ale musi byc margines na WLASNE obowiazki, sprawy i wyprawy; inaczej czyz nie nalezaloby powiedziec, ze zycie Twoje bez tej drugiej osoby nie jest nic warte? Obowiazki czasami wykluczaja uwieszanie wlasnej egzystencji na partnerze i koniec koncow chyba nikt nie ma jednak takiego komfortu, zeby jego zycie mogloby byc nic nie warte.
  18. Fubert

    Kącik złamanych serc

    Zrobisz jak uważasz; możesz albo popracować nad sobą, co jest trudne, albo założyć, że przy 45 jest się dojrzałym facetem...lub starą babą ;). Zależy od płci. Stad też mało 45 letnich bab mających 20 letnich facetów, a więcej 45 letnich facetów mających 20 letnie panny, którym można szeptać bzdury do uszka jak to robią lovelasy remizowe i don juany w urlopowych miejscowościach.
  19. Fubert

    Kącik złamanych serc

    W długim okresie kobieta, która kocha, nie będzie żyć razem (na bieżąco) z kimś, kto np. nie panuje nad swoimi natręctwami i terroryzuje nimi najbliższe otoczenie. Albo ma inne potrzeby - woli pognić samemu bo nie potrzebuje ŻADNYCH wrażeń..czuje harmonie i niesamowicie silne poczucie spokoju wewnętrznego, przy tym mając jakieś takie pobłażliwe podejście do innych i ich problemików i gówien, które ich nurtują. To tak jakby poznać "swoją tajemnicę", której druga osoba nie zna i poznać nie może. Przykłady można mnożyć. Ile ich jest w stanie, poprzez trening i rutynę, pozostać bez wpływu na "kochanie"? Przez samą definicję stan taki nie może trwać długo.
  20. Fubert

    Kącik złamanych serc

    Zasadniczo jednak żyje się z kimś "za coś" a nie "pomimo czegoś". "Bardzo cię kocham ale nie będziemy ze sobą dopóki czegoś z tym (ze sobą) nie zrobisz". W perspektywie przestanę cię również kochać. Chyba że chodzi o miłość matki do dziecka.
  21. Fubert

    Kącik złamanych serc

    Trochę OT ale tak mi się skojarzyło ...otóż spotkałem się ostatnio ze znajomym, lokalnym (Poznań) przedstawicielem belgijskiego dewelopera, który to deweloper, przy okazji konsultacji wewnętrznych nt. planowanej inwestycji w Poznaniu, porównując rynek mieszkaniowy Polski i Belgii, stwierdził zupełnie "na zimno", że olbrzymia część popytu na mieszkania w jego kraju jest generowana przez rozpad małżeństw - bo przecież jedno z małżonków po rozstaniu musi gdzieś zamieszkać. Znajomy myślał, że za tą konstatacją pójdzie jakaś egzystencjalna refleksja - gdzież tam! Zamiast tego usłyszał: „u was w Polsce to zjawisko nie jest niestety jeszcze tak silne, ale rynek powinien iść w tym kierunku”... W Belgii 70% małżeństw rozpada się w stopniu ostatecznym, prowadzącym do rozwodu.
  22. Fubert

    Papierosy

    Ja ostatnio Djarum Black lub Cherry; rewelacja;-).
  23. Fubert

    Kącik absurdalny

    http://www.rp.pl/art...obi-miasto.html Im więcej infrastruktury zbuduje się dla samochodów, tym częściej ludzie będą ich używać i tym więcej pojawi się ich na drogach, co w przypadku miast jest typowym błędem związanym z urban sprawl (nie jedynym). Większy ruch = niższy standard życia w mieście. Niższy standard życia w mieście = więcej ludzi przeprowadza się na przedmieścia. Alternatywą może być nowoczesny, szybli, komfortowy i atrakcyjny transport publiczny.
  24. Fubert

    Polityka wewnętrzna

    M8_Pl jak widzę przyklejanie łatek adwersarzom i szufladkowanie ich zgodne z własną, ciasną siatką pojęciową, są środkami z bardzo szczególnego arsenału. Znamionują wyjątkową kulturę dyskusji, która sama w sobie wystarczy za wszelkie możliwe argumenty. Gdy ktoś WYDZIELA Z SIEBIE TREŚCI, obojętnie jakie, w sposób w jaki to czynisz, w zasadzie dalsza dyskusja staje się zbyteczna. Jest pewien minimalny poziom, od którego można rozmawiać a nawet ostro się spierać. W przypadku takich “poglądów” popartych taką “wiedzą”, nawet na sensowny spór nie ma szans. A swoją drogą Twoja deklaracja przypomina słowa piosenki radzieckich pionierów: “Bud’ wsiegda budjet’ sonce" Dziecięca emocja przez nie wyrażana jest poniekąd zrozumiała, lecz opis świata z infantylnej perspektywy rzadko bywa względem świata adekwatny. Z drugiej strony rozumiem, ze selektywny odbiór i stronnicza interpretacja informacji dotyczących polityki, jest uwarunkowana neurologicznie. Przeprowadzone w USA badania z wykorzystaniem metod tomograficznych pokazują działanie tego mechanizmu wśród ludzi. Otóż przy odbiorze informacji dotyczących polityki w pierwszym rzędzie aktywują się ośrodki emocji. Aktywacja ośrodków odpowiadających za racjonalną analizę problemu jast pózniejsza i słabsza, w dodatku nastawiona raczej na proces wtórnej racjonalizacji. Jedna rzecz. Pisałem już kiedyś o tym, że państwa, chcąc osiągnąć przewagę konkurencyjną, muszą wydatkować ogromne środki na infrastrukturę, naukę, badania podstawowe, edukację (w tym badania historyczne) i promocję swojej kultury (również w propagandowy sposób). W wymiarze ekonomicznym są to niezbędne inwestycje zapewniające względny dobrobyt na średnią i dalszą przyszłość. W tym zakresie powinniśmy też np. wytypować takie dziedziny badań podstawowych, które są naturalnym podglebiem dla nauk stosowanych, których rozwój może mieć z kolei ogromne znaczenie dla polskiej gospodarki w przyszłości. Mam tu szczególnie na myśli informatykę, genetykę i biotechnologię, chemię, robotykę etc. Warto w tych dziedzinach sprowadzać wybitnych uczonych ze świata, którzy mogliby łączyć pracę przy konkretnych projektach z działalnością dydaktyczną. Jednocześnie musimy zadbać o taką strukturę organizacyjną wspieranych przez państwo przedsięwzięć innowacyjnych, by prawie całe ryzyko finansowe ich prowadzenia spoczywało na podmiotach prywatnych, które z kolei zarabiając na wdrożeniach będą w większym stopniu skłonne do inwestowania w prace badawczo-rozwojowe. Dzięki temu być może uda się uniknąć powtórki afery Laboratorium Osocza, choć ryzyka porażki nigdy do końca wyeliminować się nie da. Temat na osobne obszerne rozważania. Wydatki, o ktorych tu powyżej jedynie napomykam, mają jednak kilka poważnych mankamentów. Są workiem bez dna, którego istnienie uzasadnia drenaż podatkowy społeczeństwa i gospodarki. W dodatku alokacja środków odbywa się za pomocą mechanizmów, które nie tylko nie gwarantują żadnej efektywności ich wykorzystania, ale są źródłem permanentnych nadużyć. Jeśli zatem chcemy żyć w państwie, które zapewnia swoim obywatelom bezpieczeństwo, praworządność, oraz warunki rozwoju ekonomicznego promującego pracowitość, rzetelność i talent, a nie próbuje im organizować całego życia łupiąc przy okazji podatkami i hodując zjadającą nas pomału urzędniczą narośl z jej kryminalnymi mutacjami, to musimy znaleźć sposoby na realizację strategicznych i ogólnonarodowych zadań państwa. Bez tego nie ma co marzyć o niskich podatkach i normalnym życiu, a będzie tak jak jest a jedyne zmiany, których możemy oczekiwać, to zmiany na gorsze. Przy całym moim krytycyzmie dla PiS, musze im przyznać, że ich konstatacja dotycząca stanu jednego z fundamentów państwa, jakim zawsze jest aparat ścigania i wymiaru sprawiedliwości była (i niestety jest nadal) zasadniczo słuszna. Podobnie z korupcją. Ich działania, jakkolwiek by ich nie oceniać były nakierowane na odbudowę fundamentu praworządności. To był jeden z nielicznych przypadków działania politycznego w Polsce, nakierowanego na dobro państwa w ostatnich dwóch dekadach. I nie miało to nic wspólnego z żadnym “talibanem”. W tym sensie Tusk jest “politykiem” a nie politykiem, bo jego jedynym osiągnięciem jest stwarzanie pozorów uprawiania polityki, traktowanej jako rozumne działanie na rzecz dobra wspólnego. Kaczyński tak rozumianą polityke traktował serio, choć jego wizja państwa była - jak dla mnie i chyba nie tylko dla mnie - dość uboga, co skazywało PiS na społeczną izolację i porażkę. Co ciekawe, były tam podejmowane próby budowy szerszej wizji, np. przez Ludwika Dorna, który wspominał o przygotowywanym programie skierowanym do inteligencji technicznej - środowiska inżynierów, wychowanych na Przeglądzie Technicznym (to już moje spekulacje - ta inicjatywa z braku zainteresowania Prezesa umarła w powijakach). Niemniej, jednym z nielicznych sensownych działań, których próbę podjęli to było powołanie CBA, któremu partyjni protektorzy Zbycha, Mira i Grzesia za nadmierną dociekliwość właśnie wyrwali kły. Nic tu nowego nie trzeba wymyslać, jedynie przywrócić to co dobrze działało. I dobrą legislację, rzecz jasna, tak by nie walczyć jedynie ze skutkami jakie stwarzają okazję, ale tez z samymi okazjami. Tyle że rynkowa deregulacja nie jest tą receptą. Ponieważ Polska potrzebuje WŁASNYCH (a nie importowanych) prospektów technologicznych, a środki jakimi dysponuje i w najbliższych latach będzie dysponować państwo są zbyt skromne, by można było z nich sfinansować w całości niewielka nawet liczbą znaczących projektów, i konieczny jest system finansowania mieszanego, to wbrew temu co bredzi Pitera, potrzebujemy też sprawnego CBA.
  25. Fubert

    Polityka wewnętrzna

    Czyli: 1) korupcja w Polsce to wymysł pisowskiej propagandy i paranoja Kaczorów, 2) jeśli nawet występuje, ci którzy się nia parają działaja w pojedynkę, 3) jeśli nawet czasem się znają i spotykają, to tylko żeby doradzac sobie w sprawie wyborów kijów golfowych, 4) korupcja omija media, zwłaszcza elektroniczne, które są głosem społeczeństwa obywatelskiego, 5) nic z korupcja w Polsce nie mają do czynienia funkcjonariusze dawnych słuzb, zwłaszcza wojskówki, 6) od korupcji wolni są politycy, zarówno posłowie jak i urzędnicy rządu, zaangażowani w proces legislacyjny, 7) obywatele RP są nie tylko w teorii ale równiez w praktyce równi wobec prawa, które jest egzekwowane jednakowo surowo wobec wszystkich, 8) przypadek Romana Kluski dowodzi, że zdarzaja się wyjątkowi pechowcy, 9) proces “przekształceń własnościowych” nie powinien być hamowany przez jego nadmierna i zbyt skrupulatną kontrolę, bo prywatne działa lepiej niż państwowe, 10) prowokacja policyjna jest działaniem, które z uczciwego obywatela czyni przestępcę, Czy coś zrekapitulowałem w błędny lub tendencyjny sposób? Jeśli tak, bardzo prosze o sprostowanie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...