Skocz do zawartości

TheDoctor

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    296
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez TheDoctor

  1. XVI Wydarzenia ostatnich dni spowodowały, że Maciek zapomniał o tym, że nie jest na wczasach i powinien bardziej skupić się na nauce. Poranek nie ocieplił i nie rozrzedził atmosfery pomiędzy zwaśnionymi przyjaciółmi, którzy niepierwszy raz w niedługim okresie czasu byli ze sobą skłóceni. Wybudzenie się o godzinie siódmej rano było nie lada wyzwaniem dla Maćka, który poczuł się rozpieszczony przez wczorajszy dzień i nie spodziewał się, że ktoś, a raczej coś - rzeczywistość, będzie go chciała brutalnie przywrócić do porządku. Ocierając oczy, spojrzał na wyświetlacz telefonu, który nieubłaganie wskazywał mu, że pora odpoczynku minęła. Z utęsknieniem wyczekiwał, że ekran wskaże mu nieodebrane połączenie od Duke'a, ale to marzenie mogło pozostać jedynie snem na jawie. Mimo to nie chciał się pogodzić z losem i niezmiennie wierzył, że jego kariera biznesmena ziści się w realnym świecie, a nie tylko w głowie. Każda upływająca minuta zaczynała pozbawiać Maćka kolejnych cząstek nadziei wraz z zajęciami, które nie miały w sobie ani krzty nadzwyczajności. Co więcej, wizja przymusowej nauki w terenie przerażała go coraz bardziej, jakby był dopiero świeżo po poznaniu pierwszych uroków studenckiego życia. Zachłysnął się przygodą, złotem, purpurą, i pomimo tego że poklepanie po plecach trochę złagodziło tego skutki, to prawdziwe, zwyczajne powietrze nie dotleniało jego mózgu w dostateczny sposób. Został psychicznie sparaliżowany, a krew w żyłach krążyła znacznie wolniej, powodując drgania łydek przy każdym kroku, które jakby bały się przybliżać do nadchodzących chwil. Stan chłopaka nie przeszedł bez zainteresowania Alesa, który uświadomił sobie, że jego słowa tym razem zadziałały na współlokatora. Miał nadzieję, że Maciek otrzeźwiał i w końcu zrozumiał co w tej chwili powinno być dla niego najważniejsze. Mimo to nie zamierzał poświęcać czasu kumplowi, postanowił w pełni zająć się sobą. Wyszedł z pokoju, zostawiając przyjaciela sam na sam z myślami. Ten z kolei siedział na swoim doprowadzonym już do stanu używania łóżku. Bał się. Bał się spotkania z codziennością. Bał się świadomości porażki. Bał się, że nie będzie już mu dane spotkać się z Dukem, którego polubił, choć ten momentami traktował go jak pionka. Wreszcie bał się spojrzenia Majki, która czyhała na potknięcie chłopaka i to w obawie przed nią Maciek do ostatniej chwili postanowił nie wychylać nosa poza cztery ściany, w których się znajdował. - Czas się zbierać. - powiedział do siebie i zerwał się z łóżka, ale w równie błyskawicznym tempie osunął się z powrotem na nie. Jego nogi były jak z waty i nie zdołały utrzymać w pionie całego ciała. Przed oczami zawirowało i pojawiły się mroczki. Chłopak podjął jeszcze jedną próbę, aby dostać się do toalety. Chwiejnym krokiem, niezauważony, dotarł do celu i kilkakrotnie przemył oczy lodowatą wodą. Udało się przywrócić częściową sprawność, ale nadal nogi stanowiły niestabilny fundament dla konstrukcji, jakim było ciało Maćka. - Trzydzieści po siódmej, serio czas się zbierać. Wrócił do pokoju, spakował najpotrzebniejsze rzeczy - kilka butelek wody, gdyby samopoczucie się nie poprawiało, ręcznik, czapkę i kilka "gadżetów", które były niezbędne do ćwiczeń w terenie. Westchnął głęboko, spojrzał ostatni raz na wyświetlacz telefonu i niechętnie udał się na zewnątrz, gdzie musiał się zmierzyć z kolejnymi przeciwnościami. Oczywiście najpierw przeszkodą okazało tłumaczenie się Majce, która jak zwykle nie omieszkała skomentować sytuacji Maćka w swój irytujący sposób. Chłopak pomyślał, że najrozsądniejszym rozwiązaniem będzie po prostu ignorowanie dziewczyny, aby nie pogrążać się jeszcze bardziej. Każde słowo było w tym momencie na wagę złota, bo przecież kobieta posiadająca choćby najmniejszą poszlakę, zbiera informacje szybciej niż FBA. Cały czas powtarzała, że jest w stanie zamilknąć, jeśli tylko Maciek włączy ją do biznesu. On natomiast nie był w stanie zachować dumę i jednocześnie przyznać się, że biznesu już nie ma... Inni ludzie patrzyli na niego jak na zapomnianego rozbitka, który utknął na jednej z niezaludnionych wysp Pacyfiku oraz po latach rozłąki ze zwyczajnym pokarmem i maszynką do golenia wrócił do cywilizowanego świata. Ich oczy wyrażały zdziwienie, że ten człowiek jeszcze istnieje. Jak widać jego nieobecność została zauważona u wszystkich poza wykładowcami. Chociaż nie do końca... Cała grupa zebrała się na placu przed budynkiem. W sumie określenie "pole" byłoby w tym przypadku bardziej trafne, ponieważ poza piachem, gliną oraz gdzieniegdzie wyrastającymi spod gleby pojedynczymi źdźbłami trawy nie było nic. Zazwyczaj studenci stali tam około pięciu, góra dziesięciu minut, aby poczekać aż wszyscy zdążą zejść na dół. Tym razem zatrzymali się na dłużej, ponieważ ktoś puścił farbę na temat sytuacji z poprzedniego dnia. Maciek nie miał wątpliwości, kto to zrobił, lecz nie miał na to odpowiednich dowodów. Jeden z prowadzących zajęcia zaprosił go do siebie, aby wyjaśnić pewną sprawę. Już sama pauza przy wyczytywaniu jego nazwiska wywołała u niego ponowny atak mdłości, ale gdy jego strach okazał się uzasadniony, nogi nie chciały nieść go do przodu. - Maciej... może wyjaśnisz mi i innym, dlaczego jakimś cudem zabrakło cię na wczorajszych zajęciach, hm? Przyznam - podziwiam cię za to, jakim cudem udało ci się ominąć nasz wzrok i oszukać czujność, ale przyszedł czas na wytłumaczenia. - powiedział starszy mężczyzna. Młodzieniec spocił się niemal od stóp do głów. Początkowo szukał w swojej głowie jakiegoś sensownego wytłumaczenia, ale czasu miał niewiele, i gdy mina profesora robiła się coraz bardziej marsowa poprzestał na wymyślaniu mało wiarygodnej historyjki i postanowił podać prawdziwe powody absencji. Nie pozwolono mu jednak tego zrobić. Niemal w tym samym momencie z piskiem opon wjechał sporych rozmiarów terenowy samochód. Z niego wysiadł pospiesznie mężczyzna w garniturze, który zobaczywszy, że jest obserwowany przez około pięćdziesiąt osób, z zakłopotaniem poprawił swój czarny jak smoła krawat i coraz pewniejszy podszedł do profesora. Już z pokerową twarzą i ze stoickim spokojem ogłosił pewną sprawę. - Szukam Macieja Olszewskiego. - poprawna polszczyzna dała do zrozumienia, że nie będzie problemu z dogadaniem się. - To ty? - spojrzał na oczy chłopaka, któremu oczy świeciły się jak lampki choinkowe w święta. Zanim ten wykrztusił z siebie choćby słowo, mężczyzna już złapał go za rękę i z szerokim uśmiechem rzekł do wykładowcy - Porywam go. - Po tych słowach szybko skierowali się z powrotem do auta. - Eeeeej! Weźcie też mnie, jestem jego dziewczyną! - wykrzyknęła na cały głos Majka, co wzbudziło wielkie zainteresowania i szepty wśród grupy. Maciek poczuł się zaskoczony do tego stopnia, że oczy niemal "wyszły mu z orbit". Nie miał wątpliwości, że zrobiła to dla czystego zysku. Mężczyzna odwrócił wzrok i tylko skinieniem głowy dał do zrozumienia, że zaprasza ją do siebie. - Co ty do cholery robisz, głupia?! __________________________________________________________________________________________________________________________________________________ @Super_Cwikla i inni czytelnicy - Tak, zamierzam pograć w FM'a. Tak naprawdę już zacząłem, jestem po sparingach, a w samej treści już praktycznie dobiegam do końca i myślę, że następny odcinek wyjaśni wszystkie wątpliwości, jeśli chodzi o klub. Ci, którzy potrafią wyłapywać niektóre zdania, słowa, mogą już wiedzieć, jaki klub zamierzam objąć. Biorąc pod uwagę, że znacie kraj, w jakim będzie toczyła się akcja - wydaje się to zadaniem banalnym. W każdym razie tych mało spostrzegawczych zachęcam do przeczytania następnej części. Tyle ode mnie.
  2. Czy przypadkiem język serbski nie jest zapisywany w cyryilcy? To wtedy wiele wyjaśnia.
  3. XV Zegarek elektroniczny na nadgarstku Maćka wskazywał godzinę wpół do piątej. Pogoda była bardzo dobra - nie padało, obecność słońca nie była też nadmiernie odczuwalna. Ot, zwykłe lipcowe popołudnie. Chłopak nie zdziwił się, kiedy zastał pusty ośrodek. Kucharki zobaczywszy studenta w pośpiechu zaczęły się organizować do gotowania obiado-kolacji, ale ten uspokoił je słowami, że przyszedł wcześniej, bo źle się poczuł, i żeby nie denerwowały się. Panie otarły pot z czoła i wróciły do rozwiązywania krzyżówek, słuchania radia oraz przebijania się historiami z życia wziętymi. Maciek powoli pomaszerował w kierunku pokoju, ale zorientował się, że nie posiada klucza, aby się dostać do środka. - Cholera! Musiałem go zapomnieć! - pomyślał i usiadł w korytarzu, na ziemi, tuż obok zamkniętego wejścia. Wyjął pliki, które podarował mu Duke i przeszedł do operacji przeliczania. - Sto, dwieście, trzysta... - liczył na głos - ... tysiąc dziewięćset, dwa! - Wykrzynął tak, że o mało tynk nie spadł ze ścian. Spojrzał na drugi stosik i wydarł się jeszcze głośniej. - Cztery tysiące euro?! Jestem bogaty! - Wziął jeszcze raz pieniądze do dłoni i z wielką starannością porachował papierki, by upewnić się, czy aby nie zapodział mu się jakiś banknot. Lekko zawiedziony, ale nadal oszołomiony utwierdził się w przekonaniu, że nie popełnił żadnego błędu. Od razu przypomniał mu się fragment teledysku, gdzie czarni raperzy ze złotymi łańcuchami na szyi wyrzucają kasę, jadąc nowiutkim, srebrnym Lamborghini. Tym razem poprzestał na dzikich krzykach i podskokach, bo szkoda było mu potem zbierać pieniądze z podłogi. Chłopak nagle zerwał się do pionu, słysząc jak po schodach wchodzi cała grupa, robiąc hałas niczym stado bizonów biegających po prerii. Postanowił schować się na chwilę w toalecie, aby nie wzbudzać zainteresowania wśród innych, ponieważ wiedział, że skończyłoby się to pytaniami w stylu: "Gdzie byłeś?" lub "Dlaczego nie było cię na zajęciach?". Po paru minutach wyszedł, myśląc, że chmara już wróciła do swoich pokojów. Jak się okazało, jednak niezupełnie. - Ooo, kogo mu tu mamy? - ironicznie i retorycznie zapytała Majka, która jakby czekała przed tymi drzwiami na wyjście Maćka. - Pan Maciej w końcu raczył się pojawić. A gdzie był? - Co mam zrobić, żebyś w końcu przestała się interesować się moim życiem? Czy twoje jest tak bardzo nudne? - Już się nie wykręcisz. Widziałam jak rano wsiadałeś do jakiegoś samochodu. Albo mówisz gdzie byłeś, albo możesz pożegnać się ze studiami. - zagroziła dziewczyna. Maciek popatrzył wielkimi oczami na Majkę i wpadł w śmiech. Kiedy się już uspokoił, powiedział. - I co? Poskarżysz się? Będziesz się zachowywała jak w podstawówce? Chcesz się w to bawić? - To ty zachowujesz się jak dziecko! - krzyknęła gniewnie. - Najpierw zawiązujesz jakąś umowę, a potem traktujesz mnie jak śmiecia! - Moment. Umowa miała obowiązywać, kiedy ty mi w czymś pomożesz, tak? A z tego, co pamiętam nie kiwnęłaś nawet palcem, więc nie wiem czego się domagasz... Chociaż jak tak bardzo chcesz... - Maciek wyjął z kieszeni plik pieniędzy, rzucił 200 euro pod nogi Majki i skierował się do swojego pokoju. - Rzucasz mi kasę jak jakiejś dziwce! Myślisz, że jestem taka tania?! Możesz już się pakować i wracać do domu! - Pieprzę to! Teraz mam studia serdecznie w dupie! - wykrzyknął zdecydowanie za głośno chłopak, bo z niektórych pomieszczeń zaczęły wychylać się głowy studentów, które i tak od dłuższego czasu nasłuchiwały wieści z korytarza. Dziewczyna jeszcze posłała wiązankę w kierunku Maćka, ale ten nawet się nie obejrzał. W pokoju czekał już spocony Ales, który nie miał siły nawet podnieść się z łóżka. - Cześć, i jak poszło? - zapytał Maciek. - Ale co? - nieprzytomnie odpowiedział jego współlokator. - No miałeś mnie kryć dzisiaj! - Aaa... nie drzyj się na mnie. Głowa mi już pęka. Poszło chyba całkiem dobrze, bo jakoś nikt specjalnie cię nie szukał. Chociaż z tego, co słyszałem, to Majka nie ułatwia sprawy... Ona wie, że cię nie było? - Niestety wie... - usiadł na częściowo połamanym łóżku Maciek. - Ale teraz to już mało ważne. Niedługo będę miał kupę kasy, teraz nic innego nie jest istotne. - Czy ty słyszysz co mówisz?! - nagle Ales zmienił pozycję na siedzącą. - Znowu przemawia przez ciebie ten chciwy człowiek! Opanuj się, a co z nauką? Wiem, że obiecałem cię kryć, ale nie mam zamiaru robić tego do końca tego wyjazdu. Maciek ponownie wyjął z kieszeni plik i odliczył z niego kilka banknotów. Ales popatrzył na niego z otwartymi ustami, zmarszczył brwi i bez słowa opuścił pokój. - Wiesz co? Ty jednak się nie zmienisz. Przestałeś myśleć, nie wiesz w co się pakujesz, głupcze...
  4. XIV Panowie powoli wsunęli się do środka pałacu. Na pierwszy plan wysuwał się wielki, kilkupoziomowy żyrandol, który zapewne wykonany z mieszanki najbardziej drogocennych kamieni. Maciek, jako że posiadał zboczenie związane z jego kierunkiem studiów, zaczął dokładnie oglądać błyszczące się kryształy i starał odgadnąć budowę owego żyrandolu. Duke wyglądał, jakby to był jego dom. Nic nie było w stanie go zaskoczyć. Partner pomyślał, że pewnie nieraz miał do czynienia z takimi ludźmi, więc widoki przepychu nie były dla niego obce, a jedyną rzeczą, nad którą mógł się zastanawiać to ilość papierków, jakie musiał w to włożyć właściciel domu. Maciek odwracając wzrok od żyrandolu nagle pogrążył się w swoich myślach. Skutecznie przeszkadzały mu w tym poręcze wysadzane złotem, schody obite czerwonym płótnem i ogromna ilość purpury. Pomimo tego udało mu się stwierdzić, że czuje się tutaj jak karaluch, mały, nikczemny robak, który nijak pasuje do otaczającego go bogactwa. W tym momencie wyobraził sobie, że niedługo i on będzie miał wielkie pieniądze, więc kupi sobie żyrandol, wszystko wykończy czerwienią i purpurą - będzie żył jak król. Szeptem z marzeń wybudził go Duke. - Uśmiechaj się i zachowuj się spokojnie. W końcu nasz kupiec musi wiedzieć, że jesteśmy poważnymi ludźmi. - Duke zmierzył wzrokiem kolegę, po czym powiedział. - Po prostu się nie odzywaj, on i tak cię nie zrozumie. Z drugiej strony możesz być spokojny, że nie dostaniesz żadnego niewygodnego pytania. We trójkę, razem z ochroniarzem, ostrożnie, jakby nie chcąc czegoś uszkodzić i to nie z obawy przed gniewem właściciela, tylko raczej, aby nie zniszczyć żadnego z tych sprawiających ogromne wrażenie przedmiotów, stąpali po kolejnych stopniach prosto do drzwi, na których widniała tabliczka - "Gabinet", a na klamce zawieszka - "Pracuję, nie przeszkadzać." To zdanie, przetłumaczone przez Duke'a, bardzo zdziwiło Maćka. Oznaczałoby to, że w domu jest znacznie więcej ludzi, choć poza karkiem i jego psem nikogo jeszcze nie spotkali. Co prawda droga od drzwi wejściowych do tego pomieszczenia nie była długa, ale Maciek wydedukował, że jeśli mieszkałaby tu tylko jego rodzina, to ona chyba wiedziałaby, kiedy mąż, ojciec, dziadek - aktualnie pracuje. Ochroniarz, jakby nieprzejęty uwagami zapisanymi na wejściu, zapukał trzy razy, po czym wsunął głowę w szparę między futryną i drzwiami. Po paru przytłumionych zdaniach ubrany w garnitur "kamerdyner" skinął głową w kierunku Duke'a i wskazał ręką, że panowie mogą wejść. Ten odważnie otworzył drzwi, za którymi kryła się siedziba starszego, aczkolwiek niewyłysiałego ani siwego pana. Zsunął okulary na nos, po czym wyprostował się, spojrzał na swoich gości, po czym wstał z krzesła i ze szczerą radością uścisnął dłoń Duke'a, a później Maćka. Wydawało się, że nie zwrócił nawet uwagi na podejrzany ubiór młodszego z nich. Gabinet zajmował około 20 metrów kwadratowych i był pomalowany na błękitny kolor. Niewiele jak na tak bogatego człowieka. Miejsce pracy tego człowieka - drewniane biurko - znajdowało się na wprost drzwi. Na prawej ścianie, patrząc od strony wejścia, była wywiercona (?) duża dziura, która została później oszklona. W niej rzucał się w oczy sporej wielkości puchar, jakby za jakieś zwycięstwo sportowe. Poniżej znajdowały się dwie półki, na których znajdowały się różne medale oraz mniejsze trofea. Maciek pomyślał sobie: "Sportowiec? I tego wszystkiego dorobił się na sporcie?", po czym odwrócił głowę w kierunku drugiej strony pokoju, gdzie stały sporych rozmiarów szafy, a w nich pewnie dużo papierków. Tym razem oświetlenie nie było takie ozdobne, ot, kilka zwykłych żarówek przykręconych do mimo wszystko nowoczesnego żyrandolu. Okno, podobnie jak biurko, znajdowało się naprzeciw drzwi wejściowych. Maciek uznał to za niezwykle niepraktyczne, w końcu słońce musiało mu świecić wprost w monitor, kiedy prezes, jak to powiedział o nim kark, pracował na komputerze. Później jednak dowiedział się od Duke'a, że najczęściej pracuje w papierkach, a od spraw komputerowych ma asystentów, sekretarki i całą masę ludzi. "To mogłoby tłumaczyć skąd ta wywieszka, ale czy w takim razie pracują oni u niego w domu? Jeśli tak, to przynajmniej ma sporą kontrolę nad wszystkim." - pomyślał nadal zaciekawiony młokos. Rozmowa Duke'a z prezesem ,zamiast biznesowej, przypominała pogaduchy przy kawie, której przez dłuższy czas nie zaproponowano gościom, ale właściciel orientując się, że popełnił gafę w pośpiechu przywołał do siebie atrakcyjną kobietę, która 10 minut później przyniosła trzy filiżanki kawy, na co Duke zareagował grymasem na twarzy. Prezes szybko domyślił się o co mu chodzi, dlatego z jednej ze swoich szafek wyjął flaszkę z bliżej nieznanym gatunkiem alkoholu. Maciek w tej chwili przypomniał sobie o Rexie, który chciał, aby przywieźć mu miejscowy specjał. Dlatego szturchnął za ramię Duke'a i spytał: - Co to jest? - wskazał głową Maciek na butelkę. - Ouzo. - odparł ze wzrokiem znawcy Duke. - Coś jak wino, ale mocniejsze i mocno przyprawiane. Nie każdemu smakuje, ale Grecy sobie chwalą. - Kupię to gdzieś na mieście? - No pewnie, że tak, a czemu się pytasz? Jak chcesz to załatwię ci taką butelkę... Zanim Maciek zdążył powiedzieć, że nie chce takich prezentów to zadowolony prezes wyciągnął z barku jeszcze jedną butelkę i wręczył ją chłopakowi. Ten tylko podziękował i przez następne minuty znów zamilkł, no bo jak miałby włączyć się do rozmowy. Przynajmniej ucieszył się trochę, że partner zaczął wspominać o nim prezesowi, ponieważ ten co chwila na niego spoglądał - czasami z uśmiechem, innym razem z podziwem, a jeszcze czasami zwracał się do niego po grecku, na co ten tylko odpowiadał zażenowaniem. Sam przebieg transakcji zaskoczył trochę Maćka. Nie tak sobie wyobrażał biznes. Wiadomo - w filmach i na teledyskach amerykańskich raperów wygląda to bardziej oficjalnie. Tutaj dwóch ludzi, którzy jeszcze na dodatek zachowują się, jakby się znali (może tak jest?) piją sobie alkohol i w międzyczasie przekazują sobie "towar" i pieniądze bez zbędnych ceregieli i rozmawiają dalej. Obyło się bez obstawy, stresu i innych niepotrzebnych rzeczy. Po godzinie miłej rozmowy panowie się ciepło pożegnali, prezes uścisnął też dłoń młodszego "biznesmena", a kamerdyner odprowadził ich do bramy. Po drodze Maciek zauważył coś, na co wcześniej dziwnym sposobem nie spojrzał. Było to popiersie jakiegoś starożytnego filozofa, wodza lub wojownika. Nie mógł jednoznacznie stwierdzić kto to, ponieważ nie rozpoznał twarzy. - Wiesz kogo przedstawia ten posąg? - spytał Duke'a - Wyglądam ci na znawcę? - odparł tamten nie spoglądając nawet w kierunku owej rzeźby. Ochroniarz zamknął bramę pozostawiając Maćka oraz Duke'a z samochodem i starą walizką, w której jak ciężko się domyśleć - znajdowały się pieniądze. - Tak w ogóle po co było mu to złoto? - spytał młody. - Bo ja wiem? Widziałeś jego dom - pewnie potrzebuje materiału do wykończenia jakiejś rzeczy czy coś. - A kto to w ogóle był? - Mój stary przyjaciel Christos. Już nieraz robiliśmy biznesy, robi w cargo, importuje i dystrybuuje auta. To od niego mam to cacko, którym masz przyjemność ze mną jeździć. Dobra, wsiadaj, odwiozę cię do domu. Aha, zapomniałbym - przypomniał sobie Duke i otworzył walizkę, a następnie przekazał Maćkowi dwa sporej grubości pliki. - To dla ciebie. To nie wszystko, za kilka dni przywiozę ci jeszcze coś, ale musisz być cierpliwy, bo mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Maciek wziął te pliki w ręce i patrzył w nie przez całą drogę powrotną do domu. Z drugiej strony zastanawiał się czy właśnie kończy się jego długa i mało owocna kariera biznesmena? Czy to był tylko jednorazowy wypad, dzięki któremu zarobił trochę pieniędzy, a teraz musi wrócić do codzienności i znów mierzyć się z przyziemnymi problemami. Bardzo polubił tę "robotę" i chciał częściej odwiedzać domy bogaczy, mimo że nie poznał tak naprawdę wszystkich wad i zalet takiego życia. Przez te myśli droga powrotna do ośrodka wydała się Maćkowi krótką chwilą i już za parę momentów mógł już obserwować czarną skodę odjeżdżającą w bliżej nieznanym mu kierunku razem z dwoma plikami banknotów i butelką ouzo. - Do następnego! - krzyknął jeszcze Duke i jego auto pomknęło gdzieś do przodu. Te słowa wlały otuchę w serce chłopaka...
  5. Skoro Wengerowi znudziła się FIFA, a rzuca trójki jak Reggie Miller, to może przerzuci się na NBA ;>
  6. XIII - Lubisz country? Pięć kilometrów stąd jest szosaaaa! - zanucił Duke nie oczekując na odpowiedź. - Ihaaaa! Uwielbiam ten kawałek. Powiem ci, że mam stajnię, kilka koni... - uciął w tym momencie, orientując się, że otworzył się za bardzo. - Nie wyglądasz jak klasyczny kowboj. Gdzie twój kapelusz, ostrogi... - nieśmiało, niby pod nosem, odpowiedział Maciek. - Wiesz, to że słucham country i mam kilka zwierzaków nie oznacza, że latam z rewolwerem po miastach, piję browar w saloonie, mam utarczki z szeryfem i przemierzam prerię wzdłuż i wszerz... Duke nie otrzymał odzewu na te słowa. Najwyraźniej uznał, że młody przyznał mu rację albo nie chciał kontynuować, bądź co bądź, jałowej rozmowy na temat dzikiego zachodu. - Skąd twoja nietypowa ksywka? Taka... nie bardzo... polska - niepewnie zagaił Maciek po dłuższej, krępującej ciszy. Znów nastała cisza. Pytany, jakby nie usłyszał pytania, dalej trzymał jedną ręką kierownicę, a drugą od czasu do czasu zmieniał swoje ulubione kawałki. Próba odczarowania partnera okazała się bezskuteczna, gdyż ten przy ponowieniu swoistego sondażu przez Maćka po prostu przerwał mu wpół słowa, zmieniając temat na totalny banał. Być może uznał, że żółtodziób nie powinien znać wszystkich szczegółów wziętych z jego życia, choć to owemu żółtodziobowi wydało się podejrzane, że geneza pseudonimu stanowiła dla Duke'a tajemnicę, której ani myślał przekazywać komukolwiek. Czarna skoda przeszywała gęste powietrze. Robiło się duszno, choć klimatyzacja działała bezusterkowo. Duke od czasu do czasu przecierał tylko pot z czoła, podczas gdy jego pasażer niesamowicie męczył się w tych warunkach. Patrzył na zielone korony drzew i w myślach tworzył apokaliptyczne, aczkolwiek normalne w tych rejonach, wizje. Wyobrażał sobie jak wszystkie liście zostają pochłonięte przez ogień. Płomienie zamieniają zieleń w spopielałą masę, a później zaczynają dobierać się do rozgałęzionych pni aż w końcu piekielny pożar ogarnia całą łąkę, polanę, las... - Ku*wa mać! - wrzask wyciągnął Maćka ze swojego chorego rozumu. - Pieprzony skur*iel, prawie bym mu wjechał w dupę, kto takim idiotom daje prawo do kierowania samochodem?! - nie przebierał w słowach Duke. Towarzysz podróży nie odważył się na skomentowanie sytuacji (tym bardziej, że jej nie obserwował) w stylu - "mogłeś zachować odstęp". Drażnienie partnera nie było w tym momencie najlepszym pomysłem, gdyż nadal uważał go za nieobliczalnego i nie wiedział czy nie postanowi go zostawić samego w lesie, przywiązanego do drzewa. - Na szczęście nie wjechałeś, olej to, jedźmy dalej - ostrożnie zasugerował Maciej. - Łatwo ci mówić... Masz prawko? - spytał i robiąc zaledwie kilkusekundową pauzę kontynuował dalej - Jeśli tak, to pewnie wiesz jak bardzo irytują takie wypindrzone baby za kółkiem, które malują się, gadają przez telefon zamiast patrzyć się na pieprzoną drogę. Albo z innej beczki - staruchy, które jadą po 40 kilometrów na godzinę, zgarbieni i skupieni tak bardzo, że gdyby ktoś przy nich się odezwał, choćby słowem, to tak by się przestraszyli, że ich autko wylądowałoby na słupie albo drzewie razem z ich ciałami. Maciek zauważył, że Duke mimo wszelkich starań, aby nie ujawniać swojej ekstrawertycznej twarzy jednak nie mógł się powstrzymać przed rzuceniem od czasu do czasu ciekawej historii, bądź jak tym razem - narzekaniem na niedzielnych kierowców. W każdym razie podobało mu się, że mężczyzna w końcu zaczynał traktować go jak partnera biznesowego, ba, nawet kolegę! Po około dwudziestu minutach jazdy oczom obu chłopaków ukazał się pokaźnych rozmiarów budynek z częściowo widoczną kolumnadą, która tworzyła szare arkady. Całość nie była jeszcze za dobrze widoczna, bo posesję ogradzał półtorametrowy żywopłot, który tylko gdzieniegdzie prześwitywał tak, że można było chwilowo napawać się niesamowitym dobytkiem człowieka. Maciek instynktownie zrozumiał, że to właśnie jest ich cel podróży jeszcze zanim partner zdążył o tym wspomnieć. - Wiesz do kogo przyjechaliśmy? - zapytał Duke jednocześnie zamykając drzwi samochodu. Maciek odpiął pasy, wysiadł z auta i z impetem trzasnął drzwiami, że Duke odruchowo przymrużył oczy, a dreszcze przeszły mu po plecach. - Nie, nie mam bladego pojęcia, ale biedy to on nie klepie - powiedział. - W takim razie na razie nie musisz wiedzieć. Z resztą na pewno on sam ci się przedstawi. - Duke udał się w kierunku bagażnika, z którego wyjął skórzaną torbę, a w niej kilka, może kilkanaście kilogramów świecącego się metalu... - Złoto?! - niemal na całe gardło wykrzyknął Maciek nie mogąc wyjść z zachwytu. Samozwańczy biznesmen tylko mrugnął okiem i uśmiechnął się. Nagle do bramy, pod którą zatrzymała się czarna skoda podszedł nowoczesny kamerdyner - wysoki, atletycznie zbudowany, odziany w modny garnitur mężczyzna, z kolczykiem (pewnie diamentowym) w uchu, w ręku trzymający smycz, a na niej psa, który pewnie mógłby odgryźć nogę i połknąć ją w całości. Duke wypowiedział jakieś zdanie po grecku, po czym kark tylko skinął głową i uchylił lekko stalowe wrota wpuszczając gości do środka. - Zachowuj się poważnie, jesteś teraz biznesmenem. - Maciek ubiorem bardziej przypominał jednak licealistę, który przyjechał ze szkolną wycieczką, a teraz wychowawczyni dała mu wolny czas na zakup pamiątek. Panowie w dość szybkim tempie przemierzali aleję, wokół której znajdowało się wiele drzew, a gdzieś w oddali, niedaleko ogrodu, stała altana, pod którą właściciel domu w tej porze pewnie często wypoczywał. Do drzwi prowadziła para wielkich, kamiennych schodów. Natomiast same drzwi wyglądały tak, jakby Grecy sprowadzili je wprost z katedry gnieźnieńskiej. Były ornamentowane w florystyczne wzory, które Maćkowi nie przypominały czegoś konkretnego, ale na pewno robiły wrażenie. Lokaj otworzył je przed nim, ukazując wnętrze tego pałacu. - Matko Boska! ... ____________________________________________________________________________________________________________________________ Oczywiście, będę kontynuował, ale byłem w domu na święta i nie miałem tam czasu, a nawet możliwości, żeby coś napisać. Teraz będę starał się coś dodawać, choć jak pisałem na początku tej kariery - mogą być problemy z regularnością, bo nie zawsze mam czas. Zobaczymy jak to będzie.
  7. XII - Szósta rano?! Kto do cholery robi interesy o tej porze?! - pomyślał Maciek, kiedy monotonny i irytujący dźwięk budzika zbudził go o porze, która zazwyczaj jest zarezerwowana na błogi sen. Miał szczęście, że to było lato i w związku z tym wszystkie z latarni powoli gasły, aby ustąpić miejsca naturalnemu światłu. Chłopak ze stresu nie spał zbyt mocno, więc zerwanie się na nogi o tak wczesnej godzinie okazało się nie być dla niego żadnym kłopotem. Po cichu wziął ręcznik, szczoteczkę, pastę do zębów i udał się do toalety w celu powierzchownego odświeżenia się. Łazienka w tego typu ośrodkach nie należy do pomieszczeń luksusowych, a grzybicę złapać łatwiej niż Ratatę w "Pokemonach" na game-boy'u. Ciepła woda natomiast jest towarem deficytowym i zazwyczaj trzeba czekać pewien czas zanim spłynie po wodospadzie zimnej wody. Tym razem chłodny prysznic był wskazany, choć na pewno nie przyjemny. Maciek stanął pod jego strugami i przez kilkadziesiąt sekund pozostawał w bezruchu. Uważał, żeby nie obudzić nikogo w innych pokojach, a w szczególności Majki. Liczył, że uda mu się przemknąć niezauważonym, ale tym razem ta sztuka nie udała mu się. - Cześć, już na nogach? Szybko... - zaczęła ironicznie dziewczyna. - Hej, no jakoś tak się składa, że już się wyspałem. Szkoda dnia, żeby tracić go na sen. - odpowiedź utrzymana była w podobnym tonie. - No i co teraz masz zamiar robić? - A nic ciekawego, pewnie posłucham muzyki, ewentualnie pójdę chwilę pobiegać, zanim się wszyscy obudzą. - No popatrz, a co z twoim genialnym planem? Już cię tak nie pochłania? - To moja sprawa, już ci mówiłem, żebyś za bardzo się nie interesowała, bo już zaczyna mnie to irytować! Naprawdę jesteś aż tak zachłanna na kasę, że teraz będziesz mnie kontrolować? A mówią, że to ponoć ja jestem taki... Poza tym to nie jest rozmowa na teraz, pobudzisz wszystkich. - powiedział Maciek i nie oczekując na odpowiedź udał się do swojego pokoju. Usiadł na łóżku, aby przez moment ochłonąć po czym wziął najbardziej przydatne przedmioty i wyszedł z domu, tym razem niezauważony przez dziewczynę, ale za to chwilę spóźniony. ... - Siema młody, pięć minut spóźnienia, wisisz mi browar za stracony czas. Lubię Budweisera. Tylko koniecznie czeskiego! - Duke przywitał Maćka zza kierownicy nowiutkiej skody. - Wsiadaj, jest mała zmiana planów. Jedziesz robić pierwszy deal, już dziś poczujesz smak świeżutkich dolarów. Chłopak wybałuszył oczy, które stały się nagle wielkości pięciozłotówek, co znacznie bardziej zmotywowało go do działania i utwierdziło w przekonaniu, że jednak podjęte przez niego czyny są jak najbardziej słuszne. - Masz szczęście, jedziemy do niezłej szychy, w bagażniku mam pewien skarb, a jego zawartość pokażę ci jeszcze jak dotrzemy na miejsce. - tłumaczył Duke, podczas gdy jego nowy wspólnik zajmował miejsce pasażerskie. - Zapinaj pasy i jedziemy! ... - A więc to tak? Nie myśl, że ci odpuszczę... __________________________________________________________________________________________________________________________ @MaKK - no na razie staram się nie spieszyć i myślę, że nadal tak pozostanie. Dzięki.
  8. XI - Coś ty tak długo robił?! - Majka podniosła głos na Maćka wychodząc ze swojego pokoju. - Nie mogłeś się odnaleźć w ośrodku? Ten nie odezwał się ani słowem. Milczał jak grób i mozolnie wnosił walizkę na wysokość trzeciego piętra, traktując przyjaciółkę jak muchę, która brzęczy nad uchem i siada na nosie przeszkadzając w śnie. - No odezwij się, mówię do ciebie! - O co ci chodzi? Kontrolujesz mnie, jakbym był twoim synem! Dasz mi odrobinę prywatności? - Chyba zapomniałeś, że chcę ci pomóc! - I dlatego musisz śledzić każdy mój krok?! Przyszedłem później, ale to wcale nie oznacza, że od razu robię coś bez twojej wiedzy! W ten sposób wcale nie pomagasz! - grzmiał Maciek pokonując ostatnie stopnie. - A może rozmawiałeś z tym facetem i teraz reagujesz tak agresywnie, co? - Nie, nie pojawił się. - chłopak opuścił trochę głos jednocześnie wpadając w zakłopotanie. - Szukałem torby w autokarze, bo gdzieś mi się zawieruszyła. Daj mi trochę więcej spokoju, dobra?! - Maciek trzasnął drzwiami od pokoju nr 70. Tam leżał na łóżku Ales ze słuchawkami na uszach oraz nierozpakowanym bagażem. Huk i wrzask dobiegający z korytarza wcale nie zrobił na nim wrażenia. - Sorry, nie wiedziałem, że już jesteś. Czesiek nie zareagował na te słowa, jakby czuł jeszcze jakąś urazę do kumpla. Odwrócił jednak na chwilę wzrok ze ściany w kierunku drzwi i podskoczył na łóżku, jakby wybudził się momentalnie z najgorszego koszmaru. - Boże, prawie zawału dostałem. Długo już tu tak stoisz? - zaśmiał się ze swojej reakcji, po czym zmienił pozycję na siedzącą. - Nie, dopiero wszedłem. Myślałem, że mnie ignorujesz... - Maciek rzucił torbę na ziemię i rozłożył się na drugim z łóżek. - Nie słyszałeś tego hałasu z zewnątrz? - A co się działo? Nie słyszałem nic poza melodią na słuchawkach. - W sumie to nic ciekawego... - szybko zmienił temat. - Myślę, że będzie się tu dobrze mieszkać. - Oszalałeś? Mamy dwie szafki, które i tak się rozpadają, półki ledwo trzymają się na kołkach, a na dodatek pod twoim materacem... -momentalnie rozległ się trzask połamanej deski - jest pęknięta płyta - dokończył Ales jednocześnie wpadając w szaleńczy śmiech turlając się na jedynym "sprawnym" tapczanie w tych czterech ścianach. Jego współlokator nie był już tak bardzo zadowolony, ale chichot kumpla spowodował reakcję łańcuchową i już za chwilę obaj wydawali dźwięki podobne do tych dochodzących z chlewu. - No nie, dziś wszystko układa się przeciw mnie. - powiedział ocierając jeszcze łzy z oczu. - Jak to wszystko? Maciek poczuł, że posunął się za daleko. - Mam problemy z moim biznesem, wszyscy chcą mi pomagać i kontrolują mnie jak gówniarza. Jakbym nie miał mózgu albo nie był w stanie samodzielnie myśleć. - Wszyscy? To znaczy kto? - Majka mówi, że mi chce pomóc, ale myśli tylko o kasie... - ... dokładnie jak ty - przerwał Ales. - No dobra, ale ona chce mi pomóc, a nie dość, że wziąć większość zysku to jeszcze patrzy na mnie tak, jakby nie chciała, żebym kręcił coś na boku. No i jeszcze Rex przysłał mi tu jakiegoś faceta, który traktuje mnie jak śmiecia. - Rex? A co on ma do tego? Grzeje dupę w Polsce przecież. - No tak, ale stwierdził, że pośle mi kogoś do współpracy, bo w końcu to on jako pierwszy wpadł na pomysł interesu. Jutro rano muszę wstać i do tego czasu wymyślić coś, żeby żaden z profesorów nie miał pojęcia o mojej nieobecności na zajęciach. - Masakra. Mówiłem ci, że to wszystko to jedna wielka ściema. Masz szansę się jeszcze wycofać, zastanów się dobrze. - Nie, już podjąłem decyzję i muszę brnąć w to dalej. Jestem ciekawy czy Majka będzie taka sprytna jak jej powiem, że i ona musi zerwać się z zajęć. Skoro chce mi pomagać, to niech też ponosi tego koszty. Ales tylko pokiwał głową wyrażając swoje niezadowolenie z powodu decyzji przyjaciela. Patrzył uważnie na jego twarz, która mimo wszystko wyjawiała ogromny stres, który miotał Maćkiem na wszystkie strony. - Dobra, jeśli chcesz już topić się w tym bagnie, rób to na własną rękę. Ona i tak ci nie pomoże, wyczuła, że jesteś naiwny, a teraz jeszcze chce ci odebrać kasę za pomysł. Myślisz, że jutro będzie chciała wstawać i cię wspierać? Zaśmieje ci się w twarz, a potem powie, żebyś przyniósł jej pieniądze na złotej tacy lub najlepiej w zębach. Powiedziałeś jej o tym facecie? - Mówiłem jej wczoraj, ale dziś wspominałem, że jednak się nie pojawił. - No i gra. Lubię cię, dlatego ja pomogę ci w wymierny sposób. Jutro postaram się kryć cię jak tylko będę potrafił. Mam nadzieję, że nikt z kadry nie będzie chciał jutro zbyt mocno wykorzystywać twojej wiedzy, to może i uda się w jakiś sposób zamaskować twoją nieobecność. Nie chcę maczać palców w twoich minerałach, ale to jestem w stanie dla ciebie zrobić. Spotkaj się z tym typem, koniecznie sam, on na pewno jest rozeznany w różnych branżach, w końcu to człowiek Rexa. Tylko nie zaufaj mu za mocno, bo to pewnie kuglarz, jakich mało, wrobi cię jeszcze w coś i zostaniesz na lodzie. Zrozumiano? Maciek czuł się jak w wojsku, kiedy starszy stopniem żołnierz nakazuje wykonywanie zadań młodym kotom, ale tym razem uwierzył w dobre zamiary kolegi. - Jasne, dzięki wielkie za to, na pewno nie pozostanę dłużny. - Martw się lepiej o swój tyłek. Dobra, chyba czas w końcu wstać z łóżek i wyjąć rzeczy z torby. Swoją drogę spakowałeś się jak baba... Co ty tam wsadziłeś? ...
  9. Słuchaj, nie wiem czy jest ktoś, kto przeczytał ostatnią część. Tekst "w kupie", zero pogrubień i kursyw. Jak widzę taką "plamę", to nagle pojawia się szok, że jest dużo do przeczytania i na dodatek jednym ciurkiem. Zmieniłbyś to wrażenie, gdybyś to wszystko jakoś podzielił i wyróżnił niektóre rzeczy. Pozdrowienia.
  10. X - Maciek! Wstawaj, patrz! - krzyknęła Majka jednocześnie potrząsając chłopakiem na wszystkie strony, którego na chwilę opuściły wszelkie myśli i mógł nareszcie zmrużyć oczy na kilka chwil. - Czy tu nie jest pięknie?! Rzeczywiście - było, a on nie zamierzał temu zaprzeczać, będąc jeszcze na wpół śpiący. Jego częściowo zapadłe powieki ograniczały mu możliwości, ale nie mógł nie dostrzec przedzierającego się słońca spomiędzy białokamiennych budynków. Ten widok przypominał Maćkowi jego całogodzinne "randki" z grami komputerowymi, w których główny bohater wcielał się w architekta jednego z polis w starożytnej Grecji i dążył do stworzenia największej potęgi na Adriatyku, a może i jeszcze większej. Nie zdał sobie sprawy z tego, że podróż powoli dobiega końca, ponieważ przezwyciężyły go potrzeby fizjologiczne. To, co zauważył po całkowitym przebudzeniu przeszło jego najśmielsze oczekiwania. - O matko... - cicho wyszeptał nie znajdując innych słów, które mogłyby określić piękno tego terenu. - Miasto tysiąca kolorów... Tak się mówi na to miejsce. - przybyła z pomocą dziewczyna, która ani na moment nie oderwała wzroku od niesamowitych szczytów, u podnóża których znajdowały się setki typowych dla Grecji domów. Piękno krajobrazu dopełniała płynąca środkiem niewielka rzeczka, można byłoby powiedzieć - strumień, a nad nim skromny, betonowy most. Natomiast całość osłonięta była wysokimi drzewami, które o tej porze fantastycznie zieleniły się. "Tak, ten opis jest trafny jak żaden inny" - pomyślał Maciek. Autokar mijał kolejne obiekty. Z kolei niedoszły biznesmen zaczął coraz intensywniej zastanawiać się nad zbliżającymi się dniami, godzinami, a nawet minutami, gdyż spotkanie z nieznajomym było coraz bliższe. Popadał ze skrajności w skrajność, chęć rezygnacji przeplatała się z przyrostem ambicji i myślą, że mógłby dać radę sam - bez pomocy Majki i koleżki Rexa. W końcu nastał kres podróży. Bus zaparkował w niedalekiej odległości od "noclegowni". Budynek wyglądał jak każdy inny w okolicy, tyle że na nim znajdował się sporej wielkości szyld napisany w języku greckim, który do tamtej pory pozostawał Maćkowi nieznajomy, choć spodziewał się, że to oznacza "hotel" bądź coś w tym rodzaju Wyjął dużą torbę i plecak ze schowka nad podwoziem i zaczął kierować się do środka domu. - Ej, stój. - Maciej usłyszał głos, ale nie za bardzo wiedział, z której strony. Jak gdyby nigdy nic zaczął iść dalej nie mogąc odnaleźć osoby, do której owy głos należał. - No nie słyszysz, czekaj! - tym razem chłopak stanął i zauważył siedzącego na ławce mężczyznę. Na oko miał ponad 30 lat, a już na pewno wiek studencki miał za sobą. - Sorry, nie zauważyłem... pana. - jako młodszy czuł się skrępowany, nie wiedział, w jaki sposób zwracać się do mężczyzny, którego znakiem charakterystycznym wydawał się kraciasty kaszkiet. - Mów mi Duke. To pewnie ty jesteś Maciek, co nie? - powiedział, po czym wstał z ławki jednocześnie podnosząc lekko do góry swoje nakrycie głowy, które lekko zapadało mu na czoło nie pozwalając dokładnie przyjrzeć się studentowi. - Przez jakiś czas będziemy na siebie skazani, bo mam przysługę u Dominika. Chciał, żebym ci pomógł... Nie lubię takich młokosów jak wy. Jesteście jeźdźcami bez głowy, każdy z was chce osiągnąć jak najwięcej, jak najmniejszym nakładem. Na dodatek myślicie, że to takie proste i normalne. Maciek po tych słowach przełknął ślinę i zaczął się nerwowo rozglądać, poszukując wzrokiem Majki. Obiecała być przy nim, ale w tamtej chwili akurat jej zabrakło. - Dobra, moje zdanie na wasz temat jest nieważne. Jestem człowiekiem honorowym i muszę spłacić dług. Od dziś jesteś, nazwijmy to, moim wspólnikiem. Bardziej pasowałoby tu "przełożonym", ale skoro ty też masz mieć z tego zysk, to stawiajmy się w miarę na równi. Biorę ćwiartkę ze wszystkiego co uda się wyjąć. Trochę nietypowe to "spłacanie", ale ja narażając się też chcę coś z tego mieć, jasne? Liczba nie jest do negocjacji. Myślę, że wszystko jasne? Chłopak tylko pokiwał głową, w której sprytnie obliczył, że z tego całego interesu nie zostanie mu zbyt dużo. Bał się jednak sprzeciwiać, ponieważ Duke był człowiekiem ponad dwumetrowym. Może i niezbyt zbudowanym, ale jego wzrost i przy tym niski głos powodowały, że po plecach przechodziły dreszcze. - Ok, skoro wszystko zrozumiałeś, to teraz posłuchaj mnie jeszcze przez chwilę. Jutro z rana przyniosę ci paczkę. Zaprowadzę cię w pewne miejsce, gdzie zrobimy pierwszy deal. Bądź przygotowany. - Słuchaj, ale ja jutro mam ćwiczenia z grupą. - przypomniał sobie nagle Maciek, choć przez ostatnie dni w ogóle się nimi nie przejmował. - Chcesz robić interes czy się uczyć, co? - uniósł się Duke. - Jak ci zależy, to znajdziesz wyjście. Ja już spadam, trzymaj mój numer - podał numer zapisany czarnym długopisem na skrawku papieru - i w razie co dzwoń, do jutra. Wysoki jak tyczka facet szybko zniknął z oczu Maćka, a ten stał jeszcze przez chwilę, jakby został przygwożdżony do ziemi i wpatrywał się w poobdzieraną kartkę. "Rex, ja cię dorwę, zobaczysz" - pomyślał chłopak, po czym ruszył z walizami do ośrodka, gdzie większość już dawno zdążyła się rozgościć... _______________________________________________________________________________________________________________________________________________ @Super_Cwikla: Jeszcze trochę do sedna, czyli gry, ale będzie ciekawie. @bacao: Jak teraz przejdę do FM, to opowiadanie straci baaardzo na wartości, więc proszę o cierpliwość. @MoA111: No kilka to na bank, zobaczę jak się z tym wszystkim zmieszczę.
  11. IX "Uważajcie na siebie tam w Serbii, bo słyszałem, że atmosfera robi się gorąca" - taką wiadomość dostał Maciek od Rexa na sam poranek. Podróż powoli zbliżała się do końca, a granice prawdziwych Bałkanów były na wyciągnięcie ręki. Jedynym problemem była jedna niesprzyjająca wycieczkom sytuacja na tym terenie. Serbia oraz Czarnogóra były świeżo po rozpadzie, a o swoje prawo coraz ostrzej walczyło Kosowo i zapowiadało się, że w niedługim czasie może dojść do kolejnej rewolucji. Przybyszów traktowano prawie jak podejrzanych o srogie przestępstwa. Można było przewidzieć, że przejazd będzie bardzo utrudniony, tym bardziej, że trasa wiodła przez Nowy Sad i obrzeża Kosowa. Już na granicy autokar został zatrzymany na dłuższy czas, co bardzo zniecierpliwiło grupę. Nikomu nie pozwolono wysiadać zanim wszystko nie zostanie zapięte na ostatni guzik. Ostatecznie po niecałej godzinie autokarowi udało się ruszyć z miejsca, a sprawę dodatkowo wydłużyła bariera językowa. - Mam już dość tej podróży. - narzekał Maciek mijając kolejne budynki. - Nie dość, że wolno jedziemy to jeszcze te cepy na granicy nas przetrzymały, jakbyśmy nie wiadomo kim byli. - Chyba usłyszeli o twoim niecnym planie. - zaśmiała się Majka. - Nie bądź taka dowcipna, bo teraz to i ty jesteś częścią tego planu. Co więcej, chcesz odgrywać główną rolę, więc teraz nie spychaj wszystkiego na mnie! - Oj, dobrze już dobrze... Serbia sama w sobie okazała się bardzo przyjaznym krajem, po drodze grupa nie miała żadnych problemów poza tymi z utrudnionym przejazdem przez patrole monitorujące sytuacje na obrzeżach Kosowa. Nagle rozbrzmiał dźwięk telefonu Maćka. - Rex?! Na cholerę do mnie dzwonisz, przecież wiesz, że zżera mi kasę z konta! - No tak, tak, postaram się mówić szybko. Mam dla ciebie wiadomość mordo! - Jaką?! Mów szybko! - Słuchaj, mam coś dla ciebie. Kiedy dotrzecie na miejsce, to podejdzie i wtedy sobie pogadacie. - Co? Może coś więcej o nim powiesz, a tak w ogóle jak mam niby do cholery go rozpoznać?! - Dasz radę, uwierz mi. Wie kim jesteś, przesłałem mu twoje zdjęcie, sam cię znajdzie. Jego wzrok jest taki dogłębny, że zajrzy ci w jelita, co będzie oznaczało, że momentalnie popuścisz w gacie. - powiedział Dominik w typowym dla siebie stylu, po czym zaczął warczeć ze śmiechu jak rodowodowy owczarek niemiecki. - Człowieku, o czym ty mówisz, weź streszczaj się i przejdź do konkretów! - Spokojnie, bo robię ci fantastyczny interes, a ty jeszcze narzekasz. Jak go spotkasz to wszystkiego się dowiesz. Aha, należy mi się za to jakaś druga połóweczka oprócz tej, którą już mi obiecałeś. - Nie bądź taki spryciarz, na razie jeszcze nic nie dostałem, nie wiem nic, bo nagle tobie zachciało się być tajemniczym... Skąd ty w ogóle masz takie kontakty za granicą. - Hmmm... powiedzmy, że biznes rodzinny. Z resztą nie interesuj się za bardzo, bo kociej mordy dostaniesz. Ok, kończę, bo zaraz zostaniesz bez środków, narka! Maciek pozostał z telefonem przy słuchawce jeszcze przez dobre 15 sekund po zakończeniu rozmowy przez Rexa. "Co on do cholery kombinuje?" - myślał chłopak, ale z tej śpiączki wybudziła go Majka. - Ej, co ci się dzieje?! Żyjesz?! Wydaje mi się, że skończyłeś już rozmawiać i nie musisz trzymać telefonu przy uchu. Maciek nagle się ocknął - Yyy... tak, tak. - powiedział, po czym schował komórkę do kieszeni, choć nadal był oszołomiony. - Kto dzwonił? - Słucham? Przepraszam, ale jakoś mnie zamurowało. - Mogę wiedzieć dlaczego? Pewnie chodzi o tę rozmowę, a znając życie tyczyło się to twojego interesu, bo ostatnio o niczym innym nie myślisz. - W sumie... to sam nie wiem. Dzwonił Rex, miał być z nami na ćwiczeniach, ale ostatecznie stwierdził, że chce zmienić studia. W sumie to on jako pierwszy wpadł na ten pomysł, żeby zrobić interes. Powiedział, że na miejscu będzie na mnie czekał jakiś facet, który coś chce mi dać. Może stwierdził, że skoro jego nie ma, to przynajmniej wspomoże mnie w jakiś sposób. Tylko szkoda, że przysyłając faceta, którego ani razu na oczy nie widziałem... - Spokojnie, jesteś ze mną. - powiedziała dziewczyna jednocześnie klepiąc przyjaciela po plecach. - Pamiętasz? Ja będę od myślenia, więc w razie czego mogę też z nim pogadać. A może on jest w porządku? - Skąd mam to wiedzieć. Rex ma jakieś układy w innych krajach, jeszcze okaże się, że z jakimiś Arabami czy innymi terrorystami. - Nie martw się tym. W razie co skopiemy mu tyłek jak już wrócimy. Z resztą zostały nam niecałe 4 godziny do celu! Powoli opuszczamy Serbię, a wiesz co to oznacza? Chłopak wiedział doskonale o co chodzi. Na samą myśl o greckich plażach, bałkańskich kobietach, winie, zabawie oraz przede wszystkim wspaniałych minerałach, ciekł mu pot z czoła. Obawiał się jedynie nieznajomego człowieka. - Hellado! Zeusie! Przybywam! - wykrzyknął Maciek nie martwiąc się o to, że wzrok ludzi został skierowany na jego osobę, gdyż dał się za bardzo ponieść emocjom. - No co?! Wy się nie cieszycie? ...
  12. Chyba jednak nie będą to Włochy. W końcu coś, co mogę przeglądać od deski do deski. Znakomita odtrutka na masę szarości w obecnych karierach. Długo nie będzie trzeba czekać na przeniesienie do "Opowiadań", co chyba jest oczywiste. Niczego nie będę ci życzył, może jedynie tego, żebyś uważał na kable.
  13. VIII W szybkim tempie autokar opuścił czeskie granice i wkroczył do Słowacji, gdzie nadal można było obserwować przepiękne pasma Karpat Zachodnich. Grupa cały czas trzymała się blisko granicy słowacko-austriackiej, choć ani razu nie miała potrzeby jej przekraczać. Powoli zbliżał się wieczór, ale lato było w pełni, więc słońce nadal ogrzewało twarze, co w głównej mierze nie pozwalało nikomu usnąć. Z resztą spać nikt nie miał zamiaru. Z tyłu pojazdu większość chlała na umór trzymając w dłoni alkohole różnej maści zmieszane z colą czy Spritem w plastikowych butelkach. Bardziej po lewo kółko karciane rozgrywało kolejną partię pokera - oczywiście na jedzenie. Z kolei panie przeglądały damskie czasopisma poszukując pomysłów na nowe stylizacje oraz uważnie przeglądając artykuły o celebrytach, które były powodem do bardzo gorących rozmów. Nieliczni, ze słuchawkami na uszach, zamknęli się w swoim świecie obserwując przemijające za oknem szczyty i drzewa. Powodem do zachwytu u większości była panorama Bratysławy, która oświetlana była resztkami zachodzących promieni słonecznych. Ten widok zniknął równie szybko jak się pojawił, a przez następne kilometry drogę kierowcy niemalże wyznaczała węgierska część Dunaju. Polak, Węgier - dwa bratanki. Wiadomo, do czego, więc kierowca bez żadnych oporów postanowił uzupełnić alkany z właścicielem stacji benzynowej pod pretekstem zaatakowania samochodu. Człowiek jak widać też musi czasem "zatankować". Nastał już późny wieczór, każdy wyszedł z pojazdu, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Powoli można było wyczuć atmosferę bałkańską, przysłowiowy kociołek - powietrze robiło się gęstsze i cieplejsze. Maciek coraz intensywniej zastanawiał się nad swoim planem. Nie miał jeszcze żadnego pomysłu na realizację zamierzeń. Kreatywność nigdy nie była jego atutem, toteż miał problemy z wymyśleniem czegoś konkretnego. Było już ciemno, więc nie zauważył, że od pewnego czasu nie stoi już całkowicie sam. - O czym tak myślisz? - odezwała się niespodziewanie Majka. - O, już nie śpisz. No wiesz, mam pewne problemy. - odpowiedział tajemniczo Maciek. - Co, pojawiają się pierwsze wątpliwości? Tak to jest, jeśli wcześniej nie przemyślało się wszystkich za i przeciw. Teraz oczywiście się nie wycofasz, ponieważ twoje ego zostałoby zniszczone, poza tym niejako przyznałbyś rację Alesowi. - Nie prawda! Wyjaśniliśmy sobie wszystko z Alesem! - ostro skontrował chłopak. - Mhm... - mruknęła Maja z szyderczym uśmiechem - I myślisz, że on już nie czeka na to aż przyznasz mu rację? Może i się pogodziliście, ale każdy mężczyzna jest taki sam - liczy, że ktoś uzna jego wyższość. Mówiłam ci o tym ego, a wtedy mnie wyśmiałeś. Maciek po tych słowach zamilkł. Dotarło do głowy, że jego konstrukcja jako mężczyzny rzeczywiście powoduje coś takiego, że nie może się przyznać do błędu. - No i co, tylko to chciałaś mi powiedzieć?! - Nie. Wiesz co? Spodziewałam się, że w końcu staniesz przed sytuacją, w której stwierdzisz, że nie wiesz jak się zabrać do tego wszystkiego. Lubię cię, dlatego ci pomogę. Pochodzimy z tego samego regionu, jesteśmy dla siebie prawie jak rodzina, więc załóżmy, że ja zajmę się myśleniem, a ty wykonywaniem. - No co ty? Kobieta do takiego planu? Od kiedy zajmujecie się takimi biznesami? - zapytał szyderczo Maciek jednocześnie śmiejąc się pod nosem. - Masz zamiar ze mnie drwić czy potrzebujesz pomocy. Czesiek w tej chwili ma gdzieś twój biznes, a ja jestem jedyną osobą, która wyciąga do ciebie dłoń. Chcesz zostać z tym sam, a potem narzekać, że nic nie wypaliło? Uśmiech z twarzy mężczyzny zniknął szybciej niż się na niej pojawił. - Dobra, niech ci będzie. Skoro masz jakiś pomysł to skorzystam z twojej propozycji. - Powiedzmy, że jeszcze nie mam, ale na pewno wymyślę go prędzej niż ty. Aha, biorę sześćdziesiąt procent z tego, co uda się wyjąć. - Maja jasno postawiła sprawę. - Jesteście też bardzo wyrachowane, zachłanne i cwane. A może to tylko ty jesteś taka? - Ciesz się, że chcę tylko 60%, bo za moją pomoc powinieneś zapłacić więcej. - uśmiechnęła się dziewczyna odgarniając swoje czarne włosy z czoła. Księżyc powoli zaczął otwierać noc. Maciek czuł się zawiedziony, że kobieta wtrąca się do jego interesu i bierze jego większą część. Jednak starał się z tym pogodzić na rzecz sukcesu. Sukcesu, który wydawał mu się już na wyciągnięcie ręki... _____________________________________________________________________________________________________________________________________ @Super_Cwikla: Hmmm, no trochę jeszcze tego będzie, trzeba sprytnie przejść do FM'a, a nie chciałbym robić tego na skróty.
  14. VII Zgodnie z planem autokar zajechał w końcu do Brna, gdzie kierowca zrobił sobie przerwę na papierosa. Z resztą nie tylko on, bo młodzież również poszła za drzewa puścić dymka, ewentualnie załatwić swoje potrzeby. Maciek rozprostował kości i począł szukać wzrokiem Alesa, ponieważ za radą Majki postanowił wyciągnąć rękę do przyjaciela. Ten stał gdzieś na boku i patrzył a to na chmury, a to w ziemię. - Mogę przyłączyć się do stania? - Maciek zaczął z uśmiechem rozmowę, ale jego współlokatorowi raczej do śmiechu nie było. - Co, postanowiłeś mnie przeprosić, doszedłeś do tego, że nie warto kręcić tego biznesu? - odpowiedział pytaniem Czesiek nie patrząc się nawet w oczy rozmówcy. - Tak, ale jak nadal zachowujesz się jak cham to sobie odpuszczę. Co się ugryzło? Nastała chwila ciszy, Ales spojrzał przez moment na kumpla, po czym ponownie skierował wzrok przed siebie. - Słuchaj, to moje życie i zrobię z nim co będę chciał. Skoro nie chcesz wchodzić w to wszystko - ok, ale przynajmniej mógłbyś zachowywać się jak człowiek, kiedy ktoś z dobrego serca chce się pogodzić. - powiedział lekko zirytowany Maciek, po czym odwrócił się i chciał już iść, ale powstrzymały go słowa: - Nic nie rozumiesz... Niemalże wściekły już chłopak stanął w miejscu, odwrócił się i bezpardonowo wykrzyczał: - No to do cholery powiedz mi o co chodzi, bo ja może nie jestem tak bardzo inteligentny i nie czytam z twoich myśli! Chyba znamy się na tyle długo, że mógłbyś mi zaufać, a nie naburmuszać się, a potem zwalać winę na mnie, że nic nie rozumiem! - Daj mi coś powiedzieć. - ze stoickim spokojem odpowiedział Ales - Nie mówiłem ci tego, bo nie lubię dzielić się problemami z innymi. Po co i oni mają zaprzątać sobie głowę takimi rzeczami. - Boże Święty! - zniecierpliwiony Maciek złapał się za włosy, których i tak miał niewiele - Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Po to jestem, żebyś mi mówił takie rzeczy. Myślisz, że byle jakiej osobie powiedziałbym o swoich zamiarach? Zastanów się! - Przepraszam cię, ale zrozum mnie, że to nie jest łatwe dzielić się takimi sprawami! Wrzuć na luz to ci wszystko opowiem, ok? - Dobra. - napięcie i ciśnienie trochę opadło. - Mów co się dzieje. - Pewnie myślisz, że jestem zachwycony z powodu naszej obecności w Czechach, w końcu cały czas gapię się przez to pieprzone okno i mam łzy w oczach. - powiedział Ales przecierając jednocześnie oczy - Prawda jest jednak inna. Wiesz, rodzice zawsze chcieli mnie zapisać do prywaciaka. Wiadomo, mieli dużo kasy i chcieli zadbać o to, aby synek uczył się bardzo dobrze. Z kolei ja tego nie chciałem i po serii błagań, żalów i płaczu przekonałem ich, abym mógł sam zadecydować o swoim losie i poszedłem tam, gdzie większość dzieciaków - do zwyczajnej szkoły. Czesiek zawiesił się na moment. - No mów dalej, śmiało. - zachęcał go Maciek. - Myślałem, że będzie w porządku, ale nie do końca tak było. Zawsze byłem popychadłem, nauczyciele nie przepadali za mną, dlatego uczyłem się jak najwięcej, aby w końcu mnie polubili. Za to ci idioci, niby "koledzy" mieli kolejny powód, aby zmieszać mnie z błotem. Bo kujon, bo nigdzie nie wychodzi. A gdy już przełamałem się i szedłem na dwór, to i tak później okazywało się, że uciekałem z powrotem do domu. Oczywiście rodzicom nie pisnąłem ani słowa. Powiedzieliby mi, że to moja wina, że sam wybrałem taką drogę i pewnie już nigdy nie miałbym możliwości na własną decyzję. Dlatego tak bardzo nie skupiam się na kasie i irytuje mnie, gdy ktoś myśli tylko non stop o niej, bo ja posiadając ją borykałem się ze znacznie gorszymi sprawami. Maciek momentalnie osłupiał, takiej prawdy o swoim przyjacielu jeszcze nie znał. Sam pamiętał takich ludzi, którzy zawsze stali gdzieś na uboczu, ale tłumaczył to sobie tym, że to oni powinni się przełamać i "wkupić się" w grupę. Nie znał jednak drugiego dna, którym w przypadku Alesa byli rodzice - bogaci i nadopiekuńczy. - Dlatego już liceum kończyłeś w Polsce... Teraz już wiem, dlaczego też są z tobą na studiach. - Dokładnie. Niby zyskałem jakąś samodzielność, ale nadal mnie chcą mieć na oku. Żeby zyskać prawdziwą samodzielność, musiałbym chyba przeprowadzić się w jakieś inne miejsce i postawić ich przed faktem dokonanym. Po tych słowach obaj zamilkli i stali przy drodze do końca przerwy, patrząc się na panoramę Brna. Mieli okazję, aby przemyśleć swoje błędy. Nikt już nie chciał nic dodawać, aby nie pogarszać atmosfery napiętej już jak łuk. - Panowie! Koniec przerwy, kończcie pogaduszki i wracajcie do autokaru! - krzyknął kierowca. Krzyk zbudził ich momentalnie z letargu. Obaj powolnym krokiem, nadal w ciszy, wracali na swoje miejsca. Zanim jednak usiedli, Maciek jeszcze wydusił: - Wiesz dobrze, że swoich planów nie zmienię. - Wiem. Rób co chcesz, w końcu to twój biznes i twoja sprawa. Nic mi do tego... _______________________________________________________________________________________________________________________________ @Super_Cwikla: FM08 od zawsze był moim ulubionym, a skoro dobrze mi się w nim gra, to wolę się nie męczyć z późniejszymi wersjami.
  15. VI Czechy - państwo Krecika, knedliczków, Ivana Lendla - wielkiego tenisisty z kraju morawsko-śląskiego. To tam po nieco ponad dwóch godzinach dotarł autokar. Krajobrazy naprawdę były zdumiewające, a Karpaty swoją dostojnością działały niemal jak narkotyk. Uzależniały, ale też rozszerzały źrenice. Dookoła wiele upraw, pól, lasów, z dala od wielkomiejskiego szumu. Ludzie w Karwinie - jednym z większych powiatów - starali się żyć naturalnie, w zgodzie z naturą. Klimat Moraw niesamowicie uzupełniał ten folklor, dzięki czemu można było poczuć się niczym w naszych rodzimych - warmińskich - stronach. Kilkadziesiąt kilometrów dalej nadal można było obserwować podobne widoki, mimo że gości z Polski przywitała już jedna z "Česká metropole" - Ostrawa Miasto było bardzo nisko zabudowane, a ponad szare budynki mieszkalne wypiętrzały się jedynie kominy fabryk oraz Katedra Boskiego Zbawiciela. Grupa mogła jedynie obserwować to miasto z odległości, ponieważ przerwa nie była jeszcze zaplanowana, a lepiej poruszać się obwodnicą niż samym centrum miasta. Maciek wyglądał przez okno i również był zdumiony widokami zza okna. Natomiast u Alesa pojawiły się łzy w oczach Nie był on mocno związany z Morawami, lecz Czeską Republikę traktował jak swoją matkę. Jednocześnie był niesamowicie uradowany, że może zobaczyć te tereny, które nie dane mu było odwiedzać w ostatnich czasach. Nie mógł się doczekać pierwszej przerwy, która była zaplanowana na Brno - jakieś 170 km od Ostrawy. - Nigdy nie byłam w Czechach. - odezwała się nagle Majka, która jeszcze niedawno spędzała czas u Morfeusza. - Ja raz. Jak byłem mały to grałem w piłkę i razem z klubem pojechaliśmy w wakacje na obóz. Było całkiem fajnie, choć w sumie ja zawsze siedziałem na ławce. Wybitny może i nie byłem, ale w końcu z tego wszystkiego przestałem trenować, straciłem nadzieję, że mogę być lepszy od innych chłopaków - odparł Maciek nie odrywając oczu od szyby i jednocześnie zapominając, że rozmawia z kobietą - bądź co bądź średnio zorientowanej w tematyce sportowej. - I zrobiłeś wielki błąd, było kopać tę piłkę, miałeś więcej sił, nie piłeś tyle, przesiadywałeś mniej przed komputerem. - trafnie zauważyła dziewczyna. - Nic nowego mi nie powiedziałaś, teraz to i ja taki mądry jestem. A ty to niby nie popełniłaś podobnej głupoty? Pewnie grałaś na jakimś instrumencie albo uczyłaś się jakiegoś obcego języka, ale ubłagałaś rodziców, żeby przestali cię zmuszać do tego, co mogłoby ci się przydać w przyszłości. Zamiast tego wybrałaś lekkie życie, zaczęłaś odwiedzać kluby, palić fajki... Masz głowę na karku, ale kiedyś miałaś szansę, żeby osiągnąć coś wielkiego, a teraz? - A teraz nadal mogę spełniać marzenia i robić to co chcę. - Racja. Tylko, że najlepsze lata na naukę właśnie zmarnowałaś. Ja też mogę robić to co chcę i właśnie tak mam zamiar postąpić jak już dotrzemy na miejsce. - Jednak jesteś zdeterminowany głupku. - Maciek odebrał te słowa pozytywnie, bo tak też miały one wybrzmieć. - Dziwię ci się, że porywasz się na takie rzeczy, ale jeśli osiągniesz swój cel, to jestem w stanie ci szczerze pogratulować i zwrócić honor. Na razie i tak jesteś tylko owym głupkiem. - Głupcem Majka, głupcem... podobno oni mają szczęście, a ja limitu jeszcze nie wyczerpałem. Możemy się założyć, co ty na to? Skoro jesteśmy w tym miejscu, to o czeski browar, hm? Drobne stworzenie, a wybuchło śmiechem tak, że usłyszało to czoło autokaru: - Ok, niech będzie. Coś czuję, że porywasz się z motyką na słońce, ale w sumie to twoja propozycja. - Nagłe parsknięcie z tyłu pojazdu rozbudziło Alesa, który myślami był gdzieś w oddali za szybą. Spojrzał na uśmiechniętą parę przyjaciół, co zostało przez nią zauważone. - Maciek, może byś jednak pierwszy wyciągnął do niego rękę. Wzrok chłopaków spotkał się, ale nie na długo, ponieważ Czesiek od razu skierował oczy z powrotem na mijane lasy i pola. - Wiesz co, to chyba jest dobry pomysł. Jak będziemy mieli przerwę to z nim porozmawiam. Tylko chyba coś mi się za to należy, prawda? - A czy ja mam z tym coś wspólnego? Nie kupię ci kolejnego piwa, nawet o tym nie myśl. - ponownie tyły opanował chichot, który tym razem nie spotkał się z takim dużym zainteresowaniem wśród grupy. - Ok, ok, niech będzie - zrobię to dlatego, bo się poczuwam, nie muszę niczego udowadniać. Zmieńmy temat, a najlepiej patrzmy uważnie przez okno. - zasugerował Maciek - Przed nami jeszcze wiele do zobaczenia, a to co tu widzimy to tylko wstęp do prawdziwych fajerwerków... __________________________________________________________________________________________________________________________________________ @Super_Cwikla - jakim autorze, mniejszość może mnie co najwyżej kojarzyć, ale na forum jest wiele innych, bardziej "znanych pisarzy" Chciałbym, żeby był on jednym z najlepszych, ale na razie jest tylko jednym z wielu, ma dopiero sześć niedługich części. Natomiast cieszę się, że we mnie wierzysz i liczę, że pozostaniesz przy tej karierze. Dzięki
  16. Imię i nazwisko : Kuba Łokietek Data urodzenia(dzien i miesiac): 27.11 Klub(do wyboru z II ligi polskiej, grupy na sezon 2011/2012): Pogoń Siedlce Wzrost i waga: 185 cm, 85 kg Miejsce urodzenia: Warszawa Pozycja: (max 3, jedna główna[20], 2 poboczne[15]): Ofensywny pomocnik prawy [20], napastnik [15] Cechy: (każdy gracz ma do podziału 150 punktów) Szybkość - 17 Drybling - 15 Dośrodkowania - 15 Gra z pierwszej piłki - 13 Wykańczanie akcji - 14 Przyspieszenie - 15 Siła - 12 Kreatywność - 12 Podania- 15 Równowaga - 11 Błyskotliwość - 11 Preferowana noga: prawa Ulubione kluby: Barcelona Nielubiane kluby: - Ulubione osoby: Andres Iniesta, Loic Remy Nielubiane osoby: Pepe Języki obce: angielski, francuski Preferowane zagrania: (max 3): - zapuszcza się z piłką prawym skrzydłem - odgrywa z klepki - wychodzi na wolne pole
  17. V Majka była dziewczyną pochodzącą z rodzinnych stron Maćka, ich miasta były oddalone od siebie o nieco ponad 20 kilometrów, lecz nigdy się wcześniej nie poznali. Niewielkiego wzrostu o włosach ciemnych, a nawet kruczoczarnych, była dla niego bliską przyjaciółką, a połączyło ich właśnie pochodzenie, byli dla siebie jak rodzina w zupełnie obcym terenie. - Mów mi co się dzieje! O jakie męskie porachunki ci chodziła, jestem dla ciebie prawie jak rodzeństwo, więc chyba możesz mi powiedzieć? - zapytała retorycznie dziewczyna, bo wiedziała, że Maciek i tak się przełamie i powie. - No dobra, - usiadł z tyłu autokaru chłopak - tylko obiecaj mi jedno. Nie będziesz mnie oceniać, ok? Nie chcę, żebym i z tobą miał jakieś zatarczki, bo nagle wyjdzie na to, że nie będę miał z kim rozmawiać. - Obiecuję, że cię nie zmieszam z błotem, chyba, że zrobiłeś coś naprawdę głupiego, to wtedy możesz liczyć, że nie zostawię na tobie suchej nitki. - odpowiedziała Majka z szerokim uśmiechem na ustach, niczym niewinna, choć w środku tego drobnego ciała mieszkał chochlik, który nie miał żadnych oporów, aby w dosadny sposób wyperswadować komuś, że jest idiotą. - Ok, więc słuchaj. Ostatnio wpadł mi do głowy pewien pomysł. Wiadomo, że jakby nie patrzeć, jedziemy "na zachód". Może mapa nie pokazuje tego tak dosadnie, ale umówmy się... tam można wziąć trochę kasy. - No i co z tego, co to za pomysł? - spytała Maja, nie wiedząc co ma na myśli jej przyjaciel. - Nic nie mów, słuchaj. No... wpadłem na pomysł, aby zarobić trochę pieniędzy, a przy tym trochę się pobawić. Złoto głupców, mówi ci to coś? - Świrujesz pawiana? W końcu nie bez przyczyny jestem na takim, a nie na innym kierunku, orientuję się co to jest. - odezwał się chochlik. - Więc pewnie wiesz mniej więcej o co mi chodzi. Chcę na tym zarobić. I to nie jest tylko słomiany zapał, który ucieknie w trakcie ćwiczeń. Mam zamiar zdobyć te kostki i uczynić z nich pożytek. - No chyba nie mówisz poważnie. - ostro zaczęła dziewczyna, po czym dodała - Na ćwiczeniach przede wszystkim musimy trzymać się w grupie, każdy chce to zaliczyć, nie będzie czasu na jakieś indywidualne przyjemności. Jedyną przyjemnością, jaką będziesz miał to impreza pod gołym niebem, ale przecież nie będziemy mieli na tyle czasu "wolnego", abyś mógł się urwać i jeszcze jakieś interesy robić. Zastanów się trochę. - Miałaś mnie nie oceniać... - Maciek odwrócił się i zaczął patrzeć w szybę. - Przecież cię nie oceniam, mówię ci jak to wygląda. Z resztą ty też powinieneś mieć tego świadomość. Jesteś młody, nie masz pojęcia o tym "biznesie", nie wiesz ile można na tym zarobić i nie wiesz na kogo trafisz. Wszystko na nie! A jak olejesz sobie te ćwiczenia to chyba wiesz co cię czeka? - Majka chciała spojrzeć mu prosto w oczy, ale zamiast tego mogła obserwować tylko tył jego głowy, dość oszczędnie owłosiony. - No nie złość się, powiedz mi lepiej co to za porachunki, o co chodzi? Maciek spuścił wzrok z szyby, odwrócił się na moment i krótko odpowiedział - Ales nie podziela mojego pomysłu, mówi, że jestem pazerny. - Ales jest snobem, ma bogatych rodziców i nie znosi, gdy ktoś za szybko się wzbogaca. On zawsze ma być w centrum uwagi, a ty stanowisz dla niego zagrożenie. Jesteście przyjaciółmi, ale on dba przede wszystkim o swój wizerunek. Dlaczego nie chciał zakończyć sporu? Bo ma swoich koleżków, a w ich oczach musi być odpowiednio postrzegany. Poczeka aż ty z podkulonym ogonem przyjdziesz do niego i na kolanach będziesz przepraszał za swoje słowa. Swoją drogą ty też masz spore ego. - Nic nie mów o moim ego, wy kobiety to niby nie spieracie się o byle co? Gdyby dać wam władzę w największych krajach to wyobrażam sobie te wojny o byle bzdury. - powiedział chłopak śmiejąc się pod nosem. - Widzę, że ty i twój rozum już czujecie się lepiej - skontrowała ta filigranowa istota lekko podnosząc kąciki ust, nie przejmując się wcześniejszymi słowami. Autokar w międzyczasie zapełnił się po brzegi, wykładowcy sprawdzili obecność, po czym z donośnym warkotem pojazd opuścił wydziałowy plac. Grupa ruszyła w drogę na południe Półwyspu Bałkańskiego. - Maciek, powiedz mi jeszcze jedno? Jak zdobędziesz ten minerał? - Nie wiesz, że w mieście, do którego zmierzamy ludzie go normalnie wydobywają? - No i ty myślisz, że oni odstąpią ci tego tyle, że będziesz w stanie na tym dużo zarobić? - odpowiedziała pytaniem Majka jednocześnie pukając palcem w ściętą prawie na milimetr głowę rozmówcy. - Będą musieli - Maciek skwitował to szerokim uśmiechem, ale nie powiedział, że tak naprawdę nie ma jeszcze żadnego planu. Miał prawie dobę, żeby spokojnie się nad tym zastanowić...
  18. Mam nadzieję, że administracja i Łks, który założył temat, wybaczą mi ten ostatni spam w słusznej sprawie. Rafik, nie będę się z tobą kłócił, bo po prostu nie widzę sensu. Skoro dla ciebie "opószczać" znaczy to samo co "opuszczać", w takim razie nic tu po mnie. Ze słownikiem też byś dyskutował albo z nauczycielką od polskiego czy profesorem na uniwersytecie? Ktoś z nich (lub w tym przypadku coś) wytłumaczyłby ci, że nie ma takiego terminu jak "opószczać", a tym bardziej nie jest on synonimem do "opuszczać", no ale co ja mogę? Jestem tylko jednym ze znajdujących się w mniejszości wojowników o poprawność języka wśród bandy ignorantów. Tak jak mówiłem, błędy się zdarzają, ale traktować je jak powietrze to nieporozumienie. Pozdrowienia. No ale, żeby nie było całkowitego OT - Łks, usunąłeś też swój obecny save? Masz zamiar zaczynać od nowa?
  19. IV "Nie zapomnijcie przywieźć jakiegoś miejscowego specjału" - Maciek początkowo nie zrozumiał o co może chodzić Rexowi w tym smsie, ale później przypomniał sobie, w czym lubuje się jego puszysty kolega. Nie miał jednak czasu, aby sprawdzić w internecie co mogłoby okazać się najlepszym prezentem, więc postanowił, że pójdzie na żywioł i zda się na swój smak - wszak miał się tam dobrze zabawić. Ostatnia kłótnia z przyjacielem zmusiła również i jego do refleksji nad własnym postępowaniem. Było mu głupio, że zbyt wcześnie wybuchł, choć cały czas trzymał się swojego pomysłu i nie zamierzał z niego rezygnować. Tak samo nie było mu spieszno do przepraszania współlokatora. Uważał, że ten potraktował go niesprawiedliwie i częściowo właśnie tym starał się usprawiedliwiać swój gniew. W końcu skończył czytać wiadomość, porzucił wszystkie myśli, schował telefon do kieszeni, wtem usłyszał krzyk Alesa z przedpokoju: - Możesz być na mnie zły, nie odzywać się do mnie, ale wyłaź z pokoju, musimy wychodzić, bo się spóźnimy. Maciek usłyszawszy te słowa ubrał buty, zabrał torbę i w milczeniu opuścił dom razem z Cześkiem. Perspektywa wyjazdu dla obu zrobiła się mniej ekscytująca i ciekawa Każdy z nich chciał zachować honor, nikt nie zdecydował się na pierwszy krok do "rozejmu", więc zamiast myśleć o plażach, krewetkach i świetnej zabawie - skupili się na kłótni i staraniach usprawiedliwiania swojego zachowania. W tramwaju siedzieli obok siebie, ale nawet na siebie nie spojrzeli, inni mogliby pomyśleć, że w ogóle się nie znają, podczas gdy łączyła ich mocna więź, która jak mogłoby się wydawać - nie odgrywała w tamtym momencie żadnej roli. W takich nastrojach dojechali pod swój wydział, gdzie czekała już masa ludzi - między innymi "paczka" Alesa, który bez słowa oddalił się od kumpla i postanowił dać mu do zrozumienia, że wcale nie przejmuje się chwilowym brakiem kontaktu. Nie trzeba być mistrzem dedukcji, żeby wywnioskować jak zadziałało to na Maćka. Miał wrażenie, że "Pakt" zdezaktualizował się, a teraz ważniejsze dla Cześka jest obracanie się w towarzystwie ludzi, z którymi nie czuje żadnej więzi, ale w ich gronie jest uważany za autorytet, człowieka, który mógłby pociągnąć za sobą tłumy. Tylko od czasu do czasu Ales rzucił okiem za siebie, sam nie wiedząc czy z troski o przyjaciela, czy dlatego, by sprawdzić jak bardzo się irytuje. Maciek stanął przy barierkach, które odgradzały go od rzeki. Musiał wziąć kilka głębszych oddechów, aby nie roznieść czegoś lub kogoś na strzępy. W końcu o jego wybuchowym charakterze dowiedział się tylko współlokator i to po kilku latach znajomości. Nie chciał aby jego wizerunek uległ zmianie, bo w szarej skórze i masce na twarzy było mu całkiem wygodnie. Słońce tego dnia świeciło bardzo mocno, a jasnozielone liście połyskiwały od jego promieni. Nagle jeden z tych promyków niepostrzeżenie zbliżył się do Maćka i orzeźwił go niczym podmuch bryzy. - Hej Maciek, co tak tu sam stoisz? - ciepłym głosem zagaiła filigranowa, ciemnowłosa dziewczyna z pięknie rysującym się uśmiechem na twarzy. Chłopak wnet "otrzeźwiał". Poczuł się, jakby nagle ktoś przeniósł go do innej rzeczywistości, w której nie ma Alesa, nie ma pieniędzy i nie ma tych zgubnych złocistych kostek. Starał się jednak zachować ponurą twarz, aby jeszcze bardziej zainteresować rozmówczynię. - Cześć, nic specjalnego - takie męskie porachunki. - odpowiedział Maciek w stylu macho, choć nie mógł za bardzo wypiąć klatki piersiowej z tego względu, że na siłownię nigdy nie miał po drodze. - Bredzisz, nie zgrywaj kogoś, kim nie jesteś. - rozszyfrowała go dziewczyna. - Choć, usiądziemy już w autokarze, wszystko mi opowiesz, w końcu na Bałkany trochę się jedzie. - Jeszcze będziesz miała mnie dość, będziesz błagała, żebym dał ci już spokój. Ona tylko się uśmiechnęła. To Maćkowi wystarczyło, żeby kompletnie zapomnieć o wszystkim dookoła... ______________________________________________________________________________________________________________________________ @Maniek_ZKS - o piłce zero wspomnień i chyba jeszcze jakiś czas nie będzie. Mam nadzieję, że spodoba się.
  20. Rafik, proszę cię, cofnij te słowa, udawajmy, że ich nie było. Nie ma takiego wyrazu jak "opószcza", więc nie może ono oznaczać tego samego co "opuszcza", tak samo jak "świnia" nie oznacza "krowa", a jeśli to cię nie razi... no cóż. Aha, to nie jest problem tego, kto to "wymyślił", tylko twój, że to ignorujesz, ewentualnie kogoś, kto tak pisze. Chcąc uniknąć OT - bodajże Loczek w innym z tematów napisał, żeby zapisywać na 2-3 save'ach i chyba to dobre rozwiązanie, a przynajmniej częściowo ograniczające problem. Przy crash dumpach, z tego co pamiętam, tworzą się backupy, więc spróbuj go wczytać. U mnie to działało.
  21. Cytując klasyka: "Boże, widzisz i nie grzmisz". Rafik, z twojego postu wynika, że ma ignorować błędy, bo przecież robi jak mu się podoba, tak? Ja rozumiem, że można mieć różne pomysły na karierę, ale jak można nie przejmować się ortografią i stylem? Jeśli to "nie ma nic wspólnego z prowadzeniem drużyny", to sobie graj i nic poza tym, skoro to tak mało ważne. Jeśli piszesz artykuł, tekst, wypracowanie, esej, cokolwiek, to możesz powiedzieć, że jest dobre/dobry, jeśli NIEUMYŚLNIE (futurystów nie wliczając, w końcu oni robili to celowo) popełniasz błędy? Wyobrażasz sobie, jakby Mickiewicz napisał: "Litfo, ojczysno moja..."? Albo tytuł artykułu na Onecie - "Lewandowski opószcza Borussię"? Zaraz uniosłoby się wielkie grono ludzi (słusznie) zarzucając autorowi brak profesjonalizmu i nieznajomość podstaw języka ojczystego. Kariera to też jest tekst - pisany po polsku (chyba, że biegle posługujesz się innym językiem), a nie po "polskiemu", więc warto zadbać o jego jakość. Nie wiem dlaczego ludzie się burzą, gdy ktoś poprawia innego człowieka. W którą stronę idzie ten świat? Jedyne, w czym zgodzę się z tobą to zwrot - "bez nerwów". Łks, nie irytuj się jak ktoś chce ci pomóc (no chyba, że nie chce, wtedy ok ). Dobra, teraz coś na temat twojej kariery. Zacznę od mojej ulubionej rzeczy () i zaapeluję jeszcze raz - sprawdzaj ogonki, wtedy będzie naprawdę super, bo jest już trochę lepiej niż było na początku. Już widzę, że wystrzegasz się większych błędów, co cieszy. Jeśli chodzi o samą karierę, to mocno przetrzebiłeś ten atak, mam nadzieję, że przełoży się to na gole. Graty również za Xisco i Appiaha, myślę, że liga nie powinna być wielkim problem w tym sezonie. Powodzenia i pozdrawiam. PS. Jeśli miałbym ci doradzać, pisz dłuższe posty, informacje o transferze Bilińskiego mogłeś umieścić w kolejnym odcinku, żeby robić mniej bałaganu.
  22. Podobnie jak MaKK nie rozumiem koncepcji takiego przedstawienia kariery. Rozumiem, że chcesz prowadzić stronę internetową klubu z managera. Tylko dziwnie widzę jak datą 5.11.2012 są oznaczone jednocześnie przygotowania, mecz z Cracovią, transfery, jakieś obozy itp. Ja wiem, że czas płynie szybciej w managerze, ale widzę trzy posty, które są w jednym czasie, a opisują trzy różne wydarzenia. Jeśli to sprawia tobie frajdę - super, trzymaj tak dalej, ale wydaje mi się, że aktualizowanie strony stanie się w końcu dla ciebie uciążliwe, czego oczywiście ci nie życzę. Pozdrawiam i powodzenia.
  23. III Blask przydrożnych latarni zbudził Maćka z krótkiej i zarazem lekkiej drzemki. Sama myśl o teoretycznie łatwych pieniądzach skutecznie spędziła mu sen z powiek. Nie wiedział do końca w jaki sposób zdobędzie te symetryczne, regularne kostki, które doprowadzały go niemal do gorączki, ale był przekonany, że problem sam się rozwiąże, a on zbierze plony. Wiedząc, że już nie uśnie, poszedł do kuchni zaparzyć wodę na herbatę i przygotować prowiant na podróż. Kilka minut później w kuchni zjawił się Ales z zaklejonymi oczami i nieprzyjemnym oddechem. - Już wstałeś? Jeszcze godzina do pobudki. - spytał zaskoczony Maciek. - To samo pytanie mógłbym zadać i tobie. Mnie też zrób kawę skoro już podniosłem się z łóżka. - odparł Czesiek, wyraźnie zaspany oraz z "kogutem" na głowie. - Sorry, że cię obudziłem. - Spoko, też nie spałem, ale mam wrażenie, że z innych powodów niż ty. Uprzedzając twoją ciekawość - jestem podekscytowany wizją wyjazdu na dwa tygodnie, zobaczeniem tylu nowych miejsc... A ty myślisz tylko o kasie. Nie bez kozery ludzie mówią "złoto głupców"... - Sugerujesz coś? - Maciek zirytował się widząc, że przyjaciel nie podziela jego pomysłu, co więcej ma do niego wyrzuty. - Tak, sugeruję ci, że oczy zrobiły ci się jak pięciozłotówki robisz się strasznie zachłanny. - odpowiedział Czesiek, zachowując nadzwyczajny spokój. Nastała chwilowa cisza, po której niespodziewanie gniewem uniósł się Maciek: - Wiem, że twoi rodzice mają pieniędzy jak lodu i nie musisz się martwić o to, że nie będziesz miał z czego żyć, bo kochany tatuś zawsze ci wszystko załatwi, podczas gdy ja chomikuję każdą złotówkę, by mieć na cholerne jedzenie, a ty mi zarzucasz zachłanność? Może i masz inne problemy - dziewczyna cię rzuciła, potrzebujesz nowej pary butów, bo siedem ci nie starczy, ubrudziłeś sobie koszulę kawą ze Starbucksa czy jakiegoś innego gówna, ale pomyśl sobie, że na tym świecie ktoś ma inną hierarchię potrzeb. Ales był zdumiony. Po pierwsze tym, że Maciek miał odwagę zarzucić mu coś takiego, ale bardziej tym, że otworzył się. W końcu wyłonił się z niego potwór, pokazał, że nie jest tylko szaraczkiem, pachołkiem, pionkiem. Wyrzucił z siebie to, co tłamsił w sobie od długiego czasu, coś co właśnie było powodem jego nijakości. Pomimo szoku, Ales chciał mieć ostatnie słowo i wtrącił swoje kolejne trzy grosze, kiedy jego współlokator cały czerwony, z furią opuszczał kuchnię. - Pieniądze to nie wszystko... Maciek usłyszawszy te słowa cofnął się i z pogardliwym uśmiechem parsknął: - Co ty możesz o tym wiedzieć? Jeszcze będziesz mnie prosił, żebym cię w to wciągnął. Nie dla kasy, a dla przygody... bo twoje życie jest nudne jak urugwajska telenowela. Powiesz, że chcesz poczuć adrenalinę, moc. Będziesz miał ochotę na szaleństwo, a nie tylko durnowate spotkania ze swoimi psiapsiółami i koleżkami - równie bananowymi jak ty. Po tych słowach z hukiem trzasnął drzwiami, a Ales pozostał w kuchni w ciężkim szoku. Powiedział w myślach, - "a jeśli on ma rację?" - po czym starał się to tłumaczyć - "nie, po prostu mi zazdrości". W tej samej chwili drzwi od pokoju otworzyły się z piskiem: - Aha, zrób sobie kawę, bo chyba chciałeś... ________________________________________________________________________________________________________________________________________________ @ZachowajDystans - może i nie pierwszy raz, ale szczerze powiedziawszy nigdy konkretniejszej fabuły nie udało mi się napisać. Myślę, że po prostu teraz mam na to pomysł i jak nie pogubię pewnych rzeczy, pewnych wątków to powinno być ok. Dzięki @Loczek - super, że mogę liczyć na takiego czytelnika, dziękuję. Mam nadzieję, że nie zawiodę. @Miki088 - powiem ci, że jeśli tamte rzeczy podobały się tobie, to teraz powinieneś jeszcze bardziej polubić ten tekst, ponieważ z założenia to ma być znacznie ciekawszy "projekt" niż te poprzednie.
  24. Wiesz, sprawa jest ciężka, bo chyba każdy zaczynając temat w "Karierach" ma jakieś ogólne pojęcie o FM-ie, taktyce, transferach. Wiadomo, że rady możemy ci udzielić (a przynajmniej ci, którzy się na tym znają), ale problem jest w tym, że nie widzimy twojego ustawienia, nie gramy za ciebie meczów, nie przeprowadzamy transferów, możemy się opierać tylko na tym co napiszesz. Tylko najpierw, zanim tej rady ktoś będzie w stanie ci udzielić - musi najpierw przeczytać to, co jest napisane. A to, co jest napisane musi mieć poprawny styl. Wyobrażasz sobie, że każdy będzie ci podpowiadał na temat kogo masz kupić, itp.? Najpierw zachęć czytelnika do tego. Spraw, że będzie tu zaglądał z przyjemnością, a nie z tego powodu, żeby znów wytknąć błędy. To nie jest kółko wzajemnej adoracji, ale skoro druga, trzecia, czwarta osoba z rzędu pisze ci, że co nieco można byłoby poprawić, urozmaicić niektóre rzeczy to ja na twoim miejscu zacząłbym szukać powodów takiego zachowania w swoim tekście, a nie szukaniu teorii spiskowych typu: "O, w pierwszym poście mnie krytykują, to teraz wszyscy będą tak pisać". Tym bardziej, że jest to twój pierwszy raz. Każdy zaczynał tak jak ty i myślę, że na większość z nas spadła fala krytyki, ale człowiek uczy się na błędach i z czasem zaczyna patrzeć na to w inny sposób. Nie masz powodów, aby się pieklić. Według mnie, jeśli potrzebujesz rady na temat gry twojego zespołu, to na pewno znajdziesz ją w odpowiednich zakładkach w dziale "Football Manager 2011" czy 2012. Pozdrowienia.
  25. II - Aaaa, moja głowa! - obudził Maćka przeraźliwy hałas – Ales! Co ty robisz?! - Jem. Kac morderca – nie ma serca, co? - odpowiedział Czesiek z pełnymi ustami. - Godzina 12., wstawaj już, bo trzeba się powoli pakować, przecież jutro wyjeżdżamy. - Wiem, wiem... Nie wierzę, że to już jutro. Rzuć mi tę butelkę z biurka, muszę się czegoś napić. - Zabawne, wczoraj mówiłeś dokładnie to samo. “Rex, podaj mi tę butelkę, muszę się napić, bo schodzi ze mnie”. Potem sam zszedłeś, a potem kto musiał cię doprowadzić do domu? - Żartujesz?! Nie pamiętam jak wróciliśmy do domu. Sorki Ales, że musiałeś to robić, odwdzięczę ci się za to. - Tak, tak, słyszałem to wiele razy. Podnoś dupsko, ogarniaj się, a potem spakujemy torby. Obaj znali się od liceum. Nie chodzili co prawda do jednej klasy, ale byli w jednej grupie z wychowania fizycznego. Szczyt swojej przyjaźni przeżyli podczas jednej z imprez tak zwanych – plenerowych. Wśród towarzystwa przyjęła się nazwa “puszcza”, albo bardziej dosadnie “dżungla”, ponieważ wtedy odzywały się w nich pierwotne instynkty i zachowywali się często nie lepiej niż szympansy w klatkach. Miejscem na owe “dżungle” był stary poligon. To właśnie tam nastąpiło stworzenie czegoś na rodzaj umowy, a nazwano to “Paktem Tygrysów”. Miejscem zebrań owego paktu był właśnie las, a konkretnie zniszczony mur, który był świadkiem najlepszych momentów z życia Cześka, Maćka i reszty grupy. Pakt nie był do końca oficjalny, nie było żadnego braterstwa krwi, ani innych zaprzysiężeń. Za to nie przyjmował nowych członków, należeli do niego tylko ci, którzy byli przy jego założeniu. Maciek na pewno czasy „paktu” zapamiętał znakomicie. Przypomina mu to blizna na powiece. Podczas pierwszej „dżungli” to on był głównym bohaterem, gdyż zaproponował „najazd” na obcy obóz, ponieważ poligon był miejscem powszechnie znanym i odwiedzanym przez licealną młodzież. Niczym spartański wojownik rozpoczął natarcie i jak na prawdziwego woja przystało – wrócił z tego ze szramami na ciele. Zwyciężył bitwę z krzakiem, który zostawił wspomnianą wcześniej szramę na powiece. Przez to nie dotarł nawet do obozu, ponieważ zapał Paktu opadł, a i on sam stracił ochotę do wojowania. Skończyło się na wspaniałomyślnych planach. Mniej więcej w tym samym czasie razem z Alvesem postanowili, że będą kontynuować naukę w tym samym mieście. Tak też się stało, co więcej – mieszkali w tym samym pokoju i uczęszczali na ten sam kierunek studiów – geologię. Końcówka czerwca miała być dla nich wielkim odpoczynkiem – wyjazd na ćwiczenia terenowe. Wiadomo, belfrowie utrzymywali, że nie można sobie odpuszczać, że nie będzie czasu na odpoczynek, ale i tak kirzyli jeszcze bardziej niż studenci albo co jeszcze lepsze – ze studentami. W szczególności w weekendy, kiedy do domów się nie wraca, a przecież jedni z drugimi muszą wytrzymać przez dwa tygodnie widząc te same, parszywe, znienawidzone twarze i jednocześnie nie pozabijać się. - Ales! Pamiętasz, co wczoraj mówiliśmy o planie na nasze ćwiczenia? – wykrzyknął jeszcze w przedpokoju Maciek wychodząc jeszcze mokry z łazienki. - Coś kojarzę... Mówisz o tym przekręcie? Myślisz, że to przejdzie? Poza tym musimy jeszcze znaleźć tego kilka kostek. Centymetrowa bryłka to tylko niewiele ponad 4 zł. Wyobrażasz sobie ile tego byśmy musieli uzbierać? - Niekoniecznie. Pomyśl, że laikowi taką bryłkę opchniesz za kilkadziesiąt, o ile nie kilkaset razy więcej! Co szkodzi nam spróbować? Chodzisz na zajęcia, więc wiesz ile razy M. wspomina o giełdach, wiesz ile na tym można zrobić i jesteś doskonale świadomy, że idioci dają się na to nabierać. - Maciek już zacierał ręce na samą myśl o nowym pomyśle na biznes. - Przestań. Kto uwierzy dwójce młodych chłopaków stojących przy drewnianym stole z garścią regularnych, jakby wyszlifowanych kostek? Co, powiemy, że wróciliśmy świeżo z Johannesburga Który ciul na to się nabierze? Przecież ludzie nieraz widzieli złoto i wiedzą jak wygląda. - Głupiec Ales, tylko głupiec... Dobra, pomyślimy jeszcze nad tym. Pakujmy się. Widziałeś moje okulary przeciwsłoneczne? Na bank będzie gorąco... ____________________________________________________________________________________________________________________________________________________ @Vulture - Mam nadzieję, bo tym razem wydaje mi się, że złapałem jakieś chęci. Jeśli będę miał mniej czasu, na pewno z większą przyjemnością będę wracał do gry.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...