Skocz do zawartości

Paul Atryda

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    50
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Paul Atryda

  1. 3. Smoky przez dwa dni nie był wstanie podjąć decyzji. Raz był gotów wyjść z domu i poszukać Chorena, a chwilę później najchętniej zapomniałby o jego istnieniu. W końcu jednak lęk przed wpadnięciem w tarapaty przegrał z ekscytacją, jaką nawiedzała chłopaka, gdy wyobrażał sobie, że za kilkanaście dni zostanie studentem. To było jedno z jego małych marzeń, które do spółki z innymi, powinno zaprowadzić go tam gdzie chciał. Zapewnienia ciotki Priscilli, że jej znajomy to osoba słowa i pewna pozwoliły ostatecznie uwierzyć Smithowi, że warto zaryzykować. Drugiej takie okazji może niemieć. Przez następne pięć lat młody Anglik odbierał pieniądze, za każdym razem było to sześć tysięcy funtów. Studia w Exeter College pochłaniały tylko część środków, resztę mógł przeznaczyć na swoje utrzymanie. Na ostatnim roku Smoky trafił na staż do British Library, może nie o tym marzył, ale ważne było, że staż był płatny. Poza tym w końcu zaczął czuć, że żyje. Wyrwał się z St Ives, nikt już się nad nim nie pastwił, miał czas na pisanie, choć póki co wszystkie jego teksty lądowały w szufladzie, wpierw w domu ciotki, a później wynajętym mieszkaniu. Rok później odebrał dyplom, a co go równie mocno ucieszyło, zaproponowano mu etat w bibliotece. Można powiedzieć, że od mementu gdy wyjechał z Kornwalii los się do niego uśmiechał. Kolejne lata także były udane, w pracy powoli piął się po kolejnych szczeblach kariery, udało mu się tez opublikować jedno z napisanych opowiadań. Ten obraz sielankowej krainy rozpadł się pod koniec grudnia 2011 roku. Było już po świętach i Smoky kończył właśnie kolejny dzień pracy. Tak jak zawsze, od kilku lat, zatrzymał się przy pomniku Netwona aby podziękować za kolejny udany dzień. Tym razem jednak jego rytuał został przerwany. Z zadumy wyrwał go od dawna niesłyszany głos. - Witaj przyjacielu, dawno się nie widzieliśmy - Choren, daruj sobie tego przyjaciela. Przyszedłeś, jak rozumiem, po pieniądze. Ale czy aby nie za wcześniej, dziesięć lat jeszcze nie minęło. - I po co ten nerwy Smoky? Kilka lat temu pożyczyłeś na studia, obiecałem nie zdzierać z ciebie wysokiego procentu i dałem Ci spokój przez ten okres. Ale sam pewnie rozumiesz jakie są teraz czasy. Kryzys wisi nad nami, teraz liczy się każdy cent. - A co jeśli nie mam Ci z czego oddać? Większość pensji zjada mi czynsz, a reszta idzie na jedzenie. - Tak też myślałem, drogi przyjacielu. Widzisz, nie jestem lichwiarzem, ty byłeś w potrzebie i Ci pomogłem. Teraz to ja, a raczej mój przyjaciel z Polski, jest w potrzebie i ty mu pomożesz. A przy okazji sobie i mnie. - O czym ty do cholery mówisz? - I znów ten nerwy. Zupełnie nie potrzebnie. Mój przyjaciel kupił kilka dni temu klub piłkarski i szuka ludzi do pomocy. A ty przecież, jak każdy prawie każdy Anglik, futbol masz we krwi. - Ale ja nie mam żadnych kwalifikacji, nie ma też potrzebnych licencji, czy jak to się nazywa. Oszalałeś. - O nic się nie martw, wszystko jest już dogadane, brakuje tylko twojej zgody. Oczywiście możesz odrzucić moją propozycje i za dwa lata zacząć mnie spłacać z tej swojej marnej pensji, którą płacą Ci w British Library. Tylko wątpię by starczyło na czynsz wtedy. Ale ponoć mieszkanie pod mostem nie jest takie złe.
  2. Król wycofuje z GKSu, zostawia klub na garnuszku miasta (dadzą radę?). Ale nie wycofuje się z pomysłu stworzenia nowego klubu. http://www.eurosport...200/story.shtml
  3. 2. Smoky jak zadecydował tak zrobił. Tydzień po ukończeniu szkoły spakował kilka swoich drobiazgów, oprócz ubrań, były to głównie książki i udał się do Londynu. Rodzina oczywiście o wszystkim wiedziała, a matka nawet przekonała swoją siostrę Priscillę, by ta przyjęła chłopaka pod swój dach. Młody Smith miał na tyle dobre wyniki egzaminów, że nie miał problemów z dostaniem się na wymarzone studia. Problemem, jak to zwykle bywa, okazały się pieniądze. Chłopak bez centa przy duszy, bez pracy którą mógłby łączyć ze studiami, nie miał jak opłacić czesnego. Kredytu w banku udzielić mu nie chcieli, a w związku z jakimś dziwnym nieporozumieniem, a przynajmniej miał taką nadzieje, nie załapał się na pożyczkę, którą udzielano przyszłym studentom. Smoky oczywiście próbował znaleźć jakąś pracę, która pozwoliła by mu zarobić na czesne. Nie miał jednak szczęścia, przez trzy miesiące robił choćby na zmywaku, zamiatał ulice czy wyprowadzał psy, a i tak niewiele udało mu się zarobić. A część z tego co mu skapnęło, musiał wydać na jedzenie. Ciotka uznała, że nie będzie go karmić, wystarczy że zapewniła mu dach nad głową, oraz, że przez niego musi płacić wyższe rachunki za prąd i wodę. W końcu serce Priscilli jednak zmiękło, a chyba wszystko przez to, że nieubłaganie zbliżał się termin zapłaty za pierwszy rok studiów. Ciotka zrozumiała, że darmowa pomoc domowa jeśli nie będzie wstanie zapłacić za swoją naukę, opuści Londyn i wróci do siebie. Pewnego dnia gdy młody wrócił do domu po ośmiu godzinach w pracy, w kuchni czekał na niego nieznajomy mężczyzna. Niski, ale dobrze zbudowany z widoczną już łysiną, siedział przy stole i kończył właśnie kawę. - Jak mniemam, ty jesteś Smoky Smith? - Tak. A pan kim jest i co robi w tym domu? - Podejrzliwy, to dobrze. Nazywam się Choren i jestem, jakby to ująć, przyjacielem i kasą pożyczkową. Twoja ciotka, gdy nie starcza jej do pierwszego, pożycza ode mnie niewielkie sumy. - I popadła w długi? Pewnie teraz ja ma je spłacić? - Ależ skąd, chłopcze! Twoja ciotka to sumienna osoba i zawsze oddaje co pożyczyła w wyznaczonym terminie. Wczoraj mnie zaskoczyła jendak swoją prośbą, gdyż nie chciała wcale pieniędzy dla siebie, a dla Ciebie. Ponoć potrzebujesz na czesne? - Tak, potrzebuje. Wątpię jednak by było mnie stać na taką pożyczkę. - A widzisz i tutaj się mylisz. Ja nie zdzieram procentów z moich przyjaciół. A że jesteś rodziną Priscilli, to i Ciebie mogę zaliczyć do swych przyjaciół. Marne 10% to chyba niewygórowana propozycja? Co byś powiedział na 30 tys. funtów płacone w pięciu ratach. A spłacać mnie zacząłbyś dopiero dziesięć lat po skończeniu studiów. Czy to nie uczciwa oferta? - Może i uczciwa, ale pewnie też jest w niej ukryty jakiś haczyk. - Wcale nie chłopcze, wcale nie. Ale zastanów się nad nią, moja propozycja będzie aktualna przez tydzień. Ciotka wie gdzie mnie znaleźć. Po tych słowach mężczyzna wstał od stołu i bez pożegnania wyszedł. Smoky został sam z myślami. To mogła być jego szansa ale panicznie bał się tego, że ten przedziwny facet wciągnie go w ten sposób w jakieś tarapaty.
  4. 1. Niektórzy twierdzą że właściwą datą, tą która zapoczątkowała tę historię, jest 23 kwietnia 1978 roku. Tegoż dnia na Ayr Lane w St Ives, w domu państwa Smith, na świat przyszedł Smoky. Trzeci syn i trzecie gardło do wykarmienia. Pan Smith nie był osobą majętną, a wykonywana przez niego praca na pewno nie należała do tych prestiżowych i zapewniających godziwą zapłatę. Był, nie ma co tego ukrywać, po prostu rybakiem. Tak jak jego ojciec czy dziadek i taki sam los pisany był też trzem jego synom. Oczywiście los bywa okrutny i lubi płatać przeróżne figle. Nie inaczej było i tym razem. Smoky miał jedną, małą drobną ułomność, która nie pozwoliła mu pracować na morzu. Chłopak panicznie bał się wody. Za każdym razem, gdy znajdował się na otwartym morzu, panikował. Nogi odmawiały mu posłuszeństwa, ręce trzęsły się jak galareta, a głowa wypełniała się kolejnymi hipotecznymi utonięciami. Ojciec i bracia kręcili głowami i wciąż szukali kolejnych sposobów by ten lęk, ich zdaniem irracjonalny, z chłopaka wypędzić. Smoky z każdym kolejnym rokiem czuł się coraz bardziej odsuwany przez braci i ojca. On nie potrafił zrozumieć co ich ciągnie na wodę, oni dlaczego on jej się boi. Najmłodszy Smith szukał drogi ucieczki z tej niemiłej dla niego sytuacji. Pokochał piłkę nożną ale bez wzajemności. Nie ważne, jak bardzo się starał, futbolówka nie chciała się go słuchać. Chciał podać w lewo, piłką leciała w prawo. Chciał strzelić, podał do rywala. Wyśmiewany ze względu na swoje niezdarstwo przez rówieśników z St Ives, w końcu znienawidził to co tak go przyciągało. W końcu jednak znalazł inną pasję. Pokochał książki, fantastyczne krainy, herosów którzy ratowali niewiasty z rąk oprawców, łotrzyków co wykradli sekrety możnym, łowców smoków, tajnych agentów. Uciekał w świat fikcji, ale też odkrył w sobie zamiłowanie do nauki. Ktoś mógłby powiedzieć, że ten młody Anglik trafił z deszczu pod rynnę. I ten ktoś miałby rację. Nie dość że był uznawany za fajtłapę, który piłki prosto kopnąć nie potrafi, to jeszcze w dodatku okazał się kujonem. Spokoju już nie miał do końca swoich dni w St Ives, ale jakoś sobie radził. Zbudował szczelną skorupę odgradzającą go z jednej strony od rówieśników, z drugiej o własnej rodziny i budował wewnątrz jej swój własny świat. Świat, w którym był sławnym piłkarzem, by po przejściu na emeryturę stać się jeszcze sławniejszym pisarzem. W wieku lat osiemnastu zdał sobie sprawę aby zaistniał choć cień szansy na osiągnięcie tego drugiego marzenia, musi się wpierw wydostać z Kornwalii.
  5. http://streamripper.sourceforge.net/ - Ale dawno nie był aktualizowany, więc nie mam pewności czy jeszcze działa.
  6. Paul Atryda

    Kroniki

    15. - Zastanawiam się, w jaki sposób chcesz załatać dziury w sztabie? - To proste Mut, wyślemy ogłoszenie do prasy, w związku mają też tablice, gdzie można wywieszać oferty pracy i zostawimy informację tutaj. - W Ostańcu? Dlaczego akurat w tym miejscu? - Przychodzi tutaj wiele osób, większość to zwykli śmiertelnicy, mogą jednak znać kogoś, kto ma odpowiednie kwalifikacje i szuka akurat pracy. Ale pewnie też przewijają się ludzie związani z piłką. Może dzięki temu kogoś znajdziemy. - Wygląda sensownie. – odpowiedział. – A wiesz, tak się zastanawiam nad jutrzejszym sparingiem. To znaczy, czy nie chcemy takiego wewnętrznego zorganizować. - Przydałby się, to prawda. Tylko skąd weźmiemy piłkarzy, w juniorach nikogo nie mamy. - No nie mamy, ale nie wiem czy wiesz, że dwa razy w tygodniu, młodzi chłopcy z miasta trenują u nas. Możemy z nimi zagrać. Następnego dnia, Mut zebrał grupę osiemnastu młodych zawodników i wręczył im rezerwowe stroje Manacoru. Przez godzinę, wspólnie trenowali pod okien asystenta. Wiadome było, że nie jest to przeciwnik, z którym rywalizacja, da nam odpowiedź na jakiekolwiek pytania. Gdy wybiła dwudziesta, zawodnicy zajęli swoje pozycje na boisku, a sędzia Teixeira Vitienes zagwizdał po raz pierwszy w tym spotkaniu. Pierwsza bramka padła już w 8 minucie, S. Mut wykorzystał błąd obrony przeciwników i trafił do siatki obok bezradnego bramkarza. Te trafienie, podziałało nad wyraz uspokajająco na moich zawodników, niby coś tam próbowali, jakieś strzały oddawali ale tak naprawdę grać się im nie chciało. Dopiero bura w szatni podziałała na nich mobilizująco. 11 minut po przerwie, na dwa do zera podwyższył García, a chwilę później do własnej siatki trafił Ruiz. Trzy minuty później młodych dobił Caldentey. W sześć minut zdobyliśmy trzy gole, dzięki czemu mogłem na boisko wprowadzić rezerwowych graczy. Zaraz po tych zmianach, zamieszanie w naszym polu karnym wykorzystał Manuel. Wielka radość zapanowała w zespole rywali, zdobyta bramka ich uskrzydliła, bronili się bardziej zaciekle niż wcześniej. Dopiero w 88 minucie gola zdobył Vives, wykopał piłkę z własnego pola karnego, a ta, dwu lub trzy krotnie odbijając się od murawy, przelobowała zaskoczonego bramkarza rywali. Mecz towarzyski, 7.7.2011: Na Capellera, widzów: - [sDB] Manacore – Manacore U-19 [-] 5:1 (1:0) (S. Mut 8’, D. García 56’, sam. J. Ruiz 59’, R. Caldentey 62’, J. Vives 88’, - J. Manuel 68’) MoM: Nico (Manacore)
  7. Paul Atryda

    Kroniki

    14. Defensywni pomocnicy: Arnau (ESP, 29) – Nasza gwiazda, a w dodatku zawodnik, który przygodę z piłką zaczynał w Manacore. Przywdziewał też trykoty Mallorci, rezerw Barcelony czy Sunderlandu. Rok temu wrócił na stare śmieci. Od jego postawy w środku pola może wiele zależeć. David García (ESP , 31) – David to jeden z solidniejszych zawodników w naszym zespole. Nie jest tak dobry jak Arnau, wyraźnie słabszy fizycznie, a i techniką nie dorównuje swojemu młodszemu koledze. Ma jednak spore doświadczenie, które powinno procentować. Wnioski: Dwóch solidnych zawodników, wzmocnień raczej nie trzeba. Poza tym obaj mogą występować też w środku pomocy. Środkowi pomocnicy: Xisco Barbón (ESP, 32) – najsłabszy pomocnik w zespole, póki nie znajdziemy mu godnych następców będzie grał, a później? To się jeszcze okaże. Na pewno szybko go nie skreślę, w Manacor spędził prawie całą karierę, a takich piłkarzy niemożna zbyt łatwo się pozbywać. Wnioski: Barbón to nasz jedyny środkowy pomocnik, póki nie wzmocnimy tej pozycji, to García będzie jego partnerem. Ale tak zestawiona środkowa linia, nie będzie naszym mocnym punktem. Ofensywni pomocnicy: Wychodzi, na to, że żaden z naszych zawodników nie potrafi grać na tej pozycji. Z konieczności można przesunąć tutaj Nico. Wzmocnienia konieczne. Prawi skrzydłowi: Wieść gmina niesie, że w zeszłym sezonie w klubie grało dwóch piłkarzy na tej pozycji. Jeśli są to Ci o których myślę, to nawet dobrze, że już ich nie ma. Lewi skrzydłowi: Nico (ESP, 22) – Nico to kolejny powracający wychowanek i jedyny lewy skrzydłowy w zespole. Podczas pobytu w Rayo próbowano nauczyć go grać zza napastnikami, my będziemy kontynuować tę naukę. Wnioski: Rezygnujemy ze skrzydłowych, a więc wzmocnień nie będzie. Napastnicy: Jaime Mut (ESP , 26) – starszy syn naszego asystenta, który prawie całą karierę spędził w Manacor (jedynie roczna przerwa na grę w innym klubie). Niestety Jaime może mieć problemy z załapaniem się do wyjściowej jedenastki, jest zbyt samolubnym egzekutorem, a i ma problem z wykańczaniem akcji. Sergi Mut (ESP, 20) – Sergi to natomiast młodszy syn Muta, w przeciwieństwie do swojego brata nigdy nie grał w klubie z Majorki. W bardzo młodym wieku trafił do szkółki Valencii, a później przez dwa lata grał w zespole C Villarrealu. Już teraz jest lepszy od Jaimego, a drzemie w nim jeszcze spory potencjał. Llorenç Llull (ESP , 21) – kolejny młody zdolny, wychowanek Mallorci, która kilka lat temu, zgarnęła go ponoć sprzed nosa Manacoru. To też kolejny chłopak, który urodził się w tym mieście i gra obecnie w naszym zespole. Llull ma problemy z podejmowaniem właściwych decyzji na boisku i nie należy do zbyt walecznych zawodników. Wnioski: Przydałby się jeszcze jeden napastnik. Dobrze by było, gdyby to był już ukształtowany zawodnik, od którego Llull, i młodszy Mut, mogli by się uczuć. Plany transferowe: Przede wszystkim nowy bramkarz, dwóch środkowych obrońców i trzech środkowych pomocników oraz jeden ofensywny. Dobrym napastnikiem też bym nie pogardził. Z obecnej kadry, szans na grę nie ma raczej tylko Vives, chyba, że nie znajdziemy nowego golkipera.
  8. Paul Atryda

    Kroniki

    Fenomen: Spróbujemy was dogonić, choć jeszcze nie w tym sezonie. ;) Jaotinho: Dzięki! 13. Jeszcze tego samego wieczoru, wraz Mutą usiedliśmy w Ostańcu, w celu przeanalizowania stanu posiadania oraz wyznaczenia priorytetów na zbliżające się tygodnie. Bramkarze: José Antonio Vives (ESP, 23) – prezes sprowadził nam tego zawodnika w przerwie między sezonami. Nie bardzo wiem, czym się kierował przy podejmowaniu tej decyzji? Chyba jedyne co przemawia za Vivesem, to fakt, że kiedyś spędził już w Manacore jeden sezon. Gaspar (ESP, 30) – doświadczony bramkarz, ale papiery na grę na słabe. Jeśli nie znajdziemy przyzwoitego zawodnika na tę pozycję, to Gaspar będzie pierwszym bramkarzem. Mam jednak nadzieje, że nie dotrwa na tej pozycji do pierwszej kolejki. Wnioski: Gaspar jest niewiele lepszy od Vivesa, a obaj się dramatycznie słabi. Potrzebujemy kogoś pewnego na tej pozycji. Prawi obrońcy: Francisco Campins (ESP, 21) – drugi transfer prezesa, Francisco przyszedł do nas z CF Orihuela. Tym razem wypada pochwalić Suredę, gdyż Campins prezentuje się całkiem dobrze. Jeśli popracuje nad dośrodkowaniami i wytrzymałością, to będzie z niego przydatny gracz. Diego Di Bella (ARG,26) – w klubie od 2008 roku, pomógł wywalczyć awans ale jest za słaby na grę na tym poziomie. Jego czas minie wraz z końcem tego sezonu. Wnioski: Mamy jednego dobrego i jednego słabego zawodnika na tę pozycję, na ten sezon musi wystarczyć. Środkowi obrońcy: Julio Huertas (ESP, 30) – kolejny z autorów sukcesu Manacoru i kolejny piłkarz zbyt słaby na Segunda División B. Liczę jednak na jego doświadczenie i niezłą sprawność jak na swój wiek. Niestety jest zbyt wolnym obrońcą by łapać się do pierwszej jedenastki. Alfonso Artabe (ESP, 22) – trzeci zawodnik, którego ściągnął do zespołu prezes. Wcześniej bronił barw Realu Oviedo ale na poziomie trzeciej ligi rozegrał tylko osiem spotkań, częściej widywano go w czwartej. Dam mu jednak szansę, chyba, że przekona mnie w sparingach, że nie warto na niego stawiać. Wnioski: Potrzebujemy wzmocnień, dwójką środkowych nie rozegramy całego sezonu. Jeśli się uda, ściągniemy zawodników do pierwszej drużyny, jeśli się nie uda, to uzdolnionych młodych. Lewi obrońcy: Roberto Flores (CRC, 24) – drugi obcokrajowiec w składzie, ale ma też hiszpański paszport. Na pewno, na tę chwilę, podstawowy lewy obrońca ale z konieczności może też występować na środku obrony. Gdy poprawi dośrodkowania powinniśmy mieć z niego więcej pożytku. Rafa Caldentey (ESP, 27) – zmienik Floresa prezentuje się przeciętnie, z drużyną już od dwóch lat, a ten rok pewnie będzie jego ostatnim. Choć fizycznie prezentuje się nawet lepiej od Kostarykańczyka. Wnioski: Tak jak na prawym skrzydle, mogłoby być lepiej ale nie zamierzam narzekać. Inne pozycje są słabiej i mniej licznie obsadzone.
  9. Paul Atryda

    Kroniki

    12. Pamiętasz ten pierwszy dzień w klubie, i pierwszy trening? Oczywiście. Razem z prezesem, Rafaelem Suredą, staliśmy na boisku, obserwując trening prowadzony przez asystenta, Jaume Muta. Z Mutem to dziwna historia, w poprzednim sezonie to on prowadził zespół, a że nikt w klubie nie spodziewał się awansu, to nie zadbano o to, by Jaume zdobył odpowiednie uprawnienia do prowadzenia klubu w Segunda División B. Gorzej, że nie zadbano o przedłużenie kontraktów z niektórym piłkarzami, w związku z czym na pierwszy trening stawiło ich się zaledwie piętnastu. Choć sprawa była bardziej skomplikowana, niż się może pierwotnie wydawać. A jak się później okazało i sztab szkoleniowy ucierpiał. Oprócz mnie i asystenta, nikt inny w klubie nie był zatrudniony. To był bardzo pracowity okres. Musieliśmy zadbać o nie tylko o wzmocnienie pierwszej drużyny, ale też o dobranie sobie odpowiednich współpracowników. Wracając jednak do tamtego dnia. Pamiętam, że pogoda dopisywała, było ciepło, wiał też leciutki wiatr. Mut w końcu nas zauważył. Kiwnął głową i zawołał do piłkarzy. - Panowie! – krzyknął w stronę zawodników - Mamy wam coś do zakomunikowania. Nagle na boisku zapadła cisza, wszystkie oczy skierowały się w moją stronię. Poprawiłem jeszcze garnitur i zszedłem na płytę boiska. - Nazywam się Antonio Puchades i od dziś jestem waszym menadżerem. – przedstawiłem się zawodnikom. Dałem im jeszcze kilka sekund na przyswojenie tej informacji, po czym kontynuowałem przemowę - Przed nami ciężki sezon, jest was tylko piętnastu ale nie oznacza to, że macie pewne miejsce w składzie. Jeśli ktoś nie wykaże się odpowiednim zaangażowaniem na treningach i podczas spotkań, pożegna się z zespołem. Nie mamy zbyt wiele czasu na przygotowania, ani tym bardziej na marudzenie. Nasi rywale uważają nas za najsłabszą ekipę w lidze, i to nie tylko w naszej grupie. Ja nie wiem czy jesteśmy najsłabsi, to ocenić będzie można pod koniec sezonu. Każdy zaczyna z czystą kartą i tylko od was samych zależy, jak ją zapiszecie. Nie będę was dłużej zatrzymywał, dziś trening poprowadzi Jaume, a ja sobie poobserwuje wasze poczynania. Pamiętajcie, od jutra zaczynamy walkę o utrzymanie! Wróciłem do prezesa aby ustalić z nim takie szczegóły jak wysokość budżetu płacowego czy ilość wolnych etatów w sztabie. Zaczyna się!
  10. Paul Atryda

    Kroniki

    11. Puchades spojrzał wpierw na przyjaciela, a później przeniósł wzrok na prezesa. Jeszcze przez chwilę w Ostańcu panowała cisza. - Zdaje mi się, że najzwyczajniej w świecie, nie ma licencji, która uprawniała by go do prowadzenia zespołów na tym poziomie. Musicie być teraz mili dla ZPNu, wtedy są duże szanse, że pozwolą mu na to warunkowo. - A jeśli nie byliśmy mili dla przedstawiciela związku? – zapytał Suerda. - To macie duży problem. Czasu jest niewiele, a sytuacja w klubie też nienajlepsza. Trudno będzie znaleźć dobrego menadżera, który zaryzykuje. - A ty Antonio? - Co ja? - Nie zaryzykował byś? Antoyne wspominał, że masz wszystkie potrzebne uprawnienia. Rozmawiałem też z ludźmi, z którymi współpracowałeś wcześniej i bardzo Cię chwalili. - Antoyne zdecydowanie za dużo mówi. Ale to prawda, mam wszystkie potrzebne papiery. [Moglibyśmy dalej śledzić rozmowę między Suredą i Puchadesem ale zapewne większość już doskonale zdaje sobie sprawę, jak się dalej ona potoczyła. Antonio poprosił o dwa dni do namysłu, a prezes na to przystał. Przez te dwa dni, nasz bohater co chwilę zmieniał zdanie. Był bliski spełnienia swojego marzenia, ale z drugiej strony, zdawał sobie sprawę z kiepskiej, by nie powiedzieć beznadziejnej, sytuacji Manacoru. Postanowił jednak zaryzykować, dużo nie ma do stracenia, a wiele może zyskać. Z prezesem szybko doszli do porozumienia w sprawie kontraktu i celów na najbliższy sezon. Sureda zapewnił go też, że będzie starał się zatrzymać, jak najwięcej osób ze sztabu ale niczego nie może obiecać. W klubie miał się stawić piątego lipca, do tego czasu piłkarze wrócą z urlopów, a i wiele spraw powinno też się wyjaśnić.] FM 12.2.2. DB: Duża Ligi (31/15): Anglia (1-2), Belgia (1-2), Finlandia (1-2), Francja (1-2), Hiszpania (1-3), Holandia (1-2), Islandia (1-2) Niemcy (1-2), Norwegia (1-2), Polska (1-2), Portugalia (1-2), Szkocja (1-2), Szwecja (1-2), Włochy (1-2) Dodatki: Update by Gietz Zasady: mHC
  11. Tutaj masz niższe ligi ale w stylu CFM. http://www.4shared.com/file/107679643/e6a01256/Polskie_Nisze_Ligi_CFM.html
  12. Do 11 był jakiś duży logopack, ale żeby obejmował kluby z okręgówki to nie przypominam sobie. Chyba takiego dodatku u nas nie było i wątpię by kiedyś powstał.
  13. Młody Atryda był także i Muad'Dibem, jak i synem księcia Leto. Można go określić na wiele sposobów i każdy z nich będzie tylko cząstką prawdy, ale to chyba nie jest odpowiedni temat na roztrząsanie tej kwestii. :P
  14. Paul Atryda

    Kroniki

    10. Prezes Sureda dobrze przewidział szanse swojej drużyny na odrobienie strat. Puchades, dzięki temu, że dostał dziś wolne, mógł obserwować zmagania piłkarzy z trybun. Wczoraj obaj z Antoynem otrzymali zaproszenie na spotkanie ale tylko jeden z nich mógł zrobić sobie przerwę w pracy. Mecz nie stał na najwyższym poziomie, goście szybko zdobyli bramkę i nie kwapili się do atakowania, a gospodarze stracili ostatnie nadzieje na uzyskanie korzystnego wyniku. Teraz przed Manacor kolejna runda i ostatnia szansa na awans. Jeśli wygrają kolejny dwumecz, awansują do finału, a tam czekają ich kolejne dwa spotkania. Trzeba przyznać, że Hiszpanie wiedzą, jak skomplikować baraże. Po tej porażce w klubie zaczęto porządki, podziękowano za współprace zawodnikom z kończącymi się kontraktami. Morale dzięki temu miały pójść w górę, a zespół miał walczyć o każde źdźbło trawy na boisku. Tak odmieniony Manacor, piątego czerwca przystąpił do spotkania z Mutilverą. Bezbramkowy remis nie zadowalał żadnej ze stron, a rewanż na Balearach był sprawą otwartą. Tym razem się udało, piłkarze prowadzeni przez Mutę wygrali 2:1 i stanęli przed drugą szansą na wywalczenie awansu. Los sparował ich teraz z Almansą, która po drodze pokonała rezerwy Realu Murcia oraz Lanzarote. Almansa okazała się bardzo wymagającym przeciwnikiem, na własnym terenie pokonała Manacor 2:1. Ta jedna bramka, strzelona w ostatnich minutach, dawała jeszcze nadzieje na awans. Na ostatni mecz w tym sezonie przyszedł komplet publiczności. Uskrzydleni wspaniałym dopingiem, zawodnicy gospodarzy, atakowali przez prawie całe spotkanie ale dopiero w doliczonym czasie, udało się pokonać bramkarza gości. Całe miasto do białego rana świętowało sukces swoich piłkarzy. Dzień po zwycięstwie nad Almansą w Ostańcu zjawił się Sureda. Zamówił szkocką i usadziwszy się przy barze, zaczął narzekać. - Wiecie co? Więcej chyba problemów mamy z tym awansem do Segunda División B, niż mogłem sobie wyobrazić. Dziś się okazało, że Muta musi starać się o specjalnie pozwolenie ZPNu na prowadzenie zespołu. Nie wiem dlaczego się go czepiają, to dobry chłopak jest. W dodatku ludzie ze sztabu powiedzieli, że albo dam im pożyczkę, albo odchodzą. – pociągnął szkockiej ze szklanki i zamilkł, jakby oczekiwał od nas jakieś podpowiedzi.
  15. Paul Atryda

    Kroniki

    9. [O miesiącach spędzonych w Ostańcu, Puchades mówi mało, jak sam, za każdym razem gdy go o to pytam, stwierdza, że nic wielkiego się tam nie wydarzyło. Wiódł zwyczajne życie zapracowanego człowieka. Od rana do wieczora mieli co robić. Z reguły, gdy już zamykali karczmę, sił starczyło mu jedynie na to, żeby wdrapać się na piętro i położyć spać. Nie żałuje jednak decyzji przyjazdu na Majorkę, bo jak mógłby żałować? W końcu okazała się punktem zwrotnym w jego życiu, a że nie zawsze było kolorowo? Takie życie.] Przez dwa lata istnienia Ostańca, Antoyne przekonał miejscowych, że będzie to idealne miejsce do oglądania rozgrywek hiszpańskiej ekstraklasy. W północnej części izby na ścianie wisiał 65 calowy telewizor, a dookoła niego stały kanapy i wygodne, skórzane fotele. Udało się też nie dopuścić do tego, aby karczmą zawładnęli kibicie jednego klubu. Od piątku do niedzieli, plan transmisji był napięty, a niektórzy goście potrafili spędzić dobrych kilka godzin, oglądając kolejne spotkania i zostawiając spore sumy w kasie. W środku tygodnia bywało luźniej, chyba, że akurat któryś z hiszpańskich zespołów grał w europejskich pucharach. 28 maja 2011 karczma przeżyła wręcz oblężenie, przecież nie codziennie można oglądać finał Ligi Mistrzów, a to, że w tym meczu wystąpić miał też hiszpański klub, na pewno frekwencji nie zaszkodziło. To był ten finał gdy, po raz drugi w przeciągu ostatnich trzech lat, mierzyła się Barcelona z Manchesterem United. Klub z Katalonii zwyciężył, w zaskakująco jednostronnym widowisku, po bramkach Pedro, Messiego i Villi. Anglicy opowiedzieli tylko jednym golem, którego zdobył Rooney. Tamtego wieczora, jego przyjaciel przedstawił mu Rafaela Sureda, prezesa klubu z Manacor, który na co dzień występował w czwartej lidze hiszpańskiej. Prezes nie miał zbyt dobrego humoru, gdyż tydzień wcześniej, łatwo ulegli w pierwszym meczu drużynie Amorebieta. Trzy bramki zaliczki dla rywali, wręcz przekreślały szanse jego zespołu na awans już po pierwszej rundzie baraży. Jutro czekał ich rewanż, CD Manacor grało na własnym stadionie i choć kibice wierzyli jeszcze w końcowy sukces, innego zdania był Sureda. Morale w drużynie nie były za wysokie. Kilku zawodnikom kończyły się kontrakty i myślami byli przy negocjacjach z innymi pracodawcami. Ponoć pozostali zarzucali im brak lojalności i stąd rodziły się konflikty.
  16. Paul Atryda

    Kroniki

    8. Życie Antonia zmieniło się diametralnie. Dotychczas myślał tylko o piłce, starał się oglądać jak najwięcej spotkań, analizując grę obu zespołów, przyglądając się temu jak trenerzy zmieniają taktykę w ciągu spotkania, jakich dokonują zmian. Teraz nie miał na to czasu. Wstawał już o szóstej rano i brał szybki prysznic. Potem schodził na dół i zabierał się do pracy. Należało wpierw zamieść całą salę, powycierać stoliki i ladę. Następnie sporządzić listę brakujących rzeczy w spiżarni. Przed siódmą Antoyne ruszał swoim pick-upem do zaprzyjaźnionych farmerów, po świeże warzywa i owoce, a w mieście kupował mięso. Puchades w tym czasie zabierał się do pieczenia chleba. Należało najpierw wymieszać wszystkie składniki. Do wielkiej miski dodawał na początku mąkę z cukrem i solą, po chwili z glinianego naczynia, przygotowany dzień wcześniej, zaczyn. Gdy już składniki połączyły się ze sobą, wystarczyło uformować kilka bochenków i poczekać aż wyrosną. W międzyczasie przygotował piec, wybrał popiół z paleniska, nagniótł gazet i ułożył na nich trochę suchego drewna. Po kilku minutach pojawił się większy ogień i piec zaczął się nagrzewać. Teraz gdy piekł się chleb, miał kilka, bezcennych, wolnych minut. To był ten moment w którym parzył sobie kawę, kroił kawałek mięsa i siadał do śniadania. To była też jedyna chwila gdy mógł zajrzeć do internetu. A. nie pisała codziennie, z reguły musiał poczekać kilka dni na wiadomość od niej. Sam jednak starał się jak najszybciej odpisać, wiedział, że w ciągu dnia, nie będzie miał ku temu okazji. Bywały dni, takie jak choćby dzisiejszy, że pracy było więcej. Antoyne przywiózł trochę jabłek, trzeba było je posortować, te najlepsze trafiały do spiżarni, a te obite, lub z inną skazą, trzeba było poćwiartować i wrzucić do wielkiej balii. Praca żmudna i zajmująca, jak chyba każda inna w Ostańcu. To była wielka zaleta tego miejsca, tutaj człowiek nie miał czasu myśleć o swoich problemach. Gotowe jabłka przenosiło się do szopy, gdzie wsypywało się je do prasy. Teraz trzeba było podwinąć rękawy, załapać za drewnianą korbę i pociągnąć. Ćwiartki były prasowane i miażdżone, i tak w kółko z każdą kolejną porcją. W ten sposób uzyskiwano sok do produkcji moszczu, z którego przygotują trochę cydru.
  17. Paul Atryda

    Kroniki

    7. Radość Puchadesa, związana z listem od Rudowłosej, nie trwała zbyt długo. Skończyła się w momencie, gdy przeczytał ostatnie zdanie, te, w którym proponowała przypadkowe spotkanie w londyńskiej kawiarni. W tej samej, co trochę ponad tydzień temu. Nawet gdyby mógł teraz wrócić na Wyspy, to i tak, nie było go stać na samolot. Gorzej, w tej chwili nie miał nawet wystarczająco dużo pieniędzy na koncie, aby wydostać się z Majorki. Poza tym obiecał już pomoc przyjacielowi, a nie przywykł do łamania danego słowa. Gdy już odetchnął i zdał sobie sprawę ze swojej sytuacji, wziął się za pisanie odpowiedzi. Postanowił napisać prawdę, licząc na to, że zostanie zrozumiany. Sklecenie krótkiego maila zajęło mu podejrzanie dużo czasu. Kilka razy zastanawiał się nad każdym zdaniem, niektóre też kilkukrotnie poprawiał, a czasami nawet dumał kilka minut nad pojedynczymi słowami. Chciał żeby wszystko było w porządku, żadnych niedomówień, ani źle brzmiących sformułowań. Gdy już był zadowolony z treści i zdecydował się kliknąć przycisk „wyślij”, zamówił sobie jeszcze jedną kawę. Zegar w lokalu wskazywał 16:48, miał jeszcze godzinę i kilka minut do umówionego spotkania. Z Antoynem mieli spotkać się na Plaça de la Reina i stamtąd, samochodem przyjaciela, wyruszyć w kierunku Petry. Do celu powinni dotrzeć w niecałą godzinę, gdyby za kółkiem siedział ktoś inny, zapewne znaleźliby się na miejscu szybciej. Antoyne jednak nie lubił przekraczać przepisów i zawsze jeździł z zalecaną prędkością. Jeszcze dwa lata temu miejsce, w którym teraz stał „Ostaniec”, nie prezentowało się zbyt korzystnie. Rozpadająca się rudera i trochę wolnej ziemi, na plus można było zaliczyć lokalizację i bliskość drogi, która prowadziła do Petry i Manacoru. Teraz stała tutaj dwupiętrowa karczma oraz dwa budynki gospodarcze. Antonio otrzymał mały pokoik na drugim piętrze, będzie musiał sobie radzić jakoś ze schodami, ale innego wyjścia nie było. Na parterze znajdowała się najważniejsza część, czyli duża sala gdzie goszczono przyjezdnych, oraz kuchnia i spiżarnia, a na pierwszym piętrze, trzy pokoje do wynajęcia i wspólna łazienka.
  18. Paul Atryda

    Kroniki

    Też mam taką nadzieje. ;) 6. Puchades stał wśród podmuchów popołudniowej bryzy na piaszczystym brzegu wyspy. Przybył na Majorkę niespełna półgodziny temu, a z przyjacielem był umówiony dopiero na wieczór. Miał więc trochę wolnego czasu i nie bardzo wiedział, co teraz z nim zrobić. Stał tak zwrócony twarzą do morza, a obok niego leżał jego worek z całym dobytkiem. Nie było tego dużo. Trochę ubrań i kilka drobiazgów, bez których nie mógł normalnie funkcjonować. Za jego plecami rozciągało się największe miasto na Majorce, Palma. Wystarczyło się odwrócić i zatopić się w jego uliczkach. W końcu zdecydował się ruszyć z miejsca. Nie znał zbyt dobrze miasta, odwiedził je może z dwa razy w życiu, ale z tego co pamiętał, roiło się tutaj od kawiarenek, więc problemu ze znalezieniem sobie miejsca nie powinien mieć. Powoli przemierzał kolejne ulice, idąc w kierunku górnego miasta. Na Calle de Manacor odnalazł miejsce, którego szukał. To tutaj kiedyś z Antoyne siedzieli do rana, a Bar Valencia przez lata nic się nie zmienił. W środku było niewiele osób, a większość miejsc była wolna. Tylko w jednej części, tej najbliżej telewizora, gromadziła się klientela lokalu. Antonio podszedł do lady i zamówił kawę. Po kilku minutach na jego stoliku stał już zamówiony napój, a na jego kolanach leżał laptop. Dobrze, że mieli tutaj wifi, po powrocie z Anglii nie zdążył jeszcze załatwić wszystkich spraw, a jedną z nich był mobilny internet. Teraz mógł sprawdzić, co tam w szerokim świecie słychać. Oczywiście od razu zajrzał na pocztę, nie spodziewał się znaleźć tam czegoś ważnego. Znów było pełno spamu i reklamowego badziewia, i gdy już miał zaznaczyć wszystkie nieprzeczytane wiadomości i odesłać je tam, gdzie ich miejsce, wyłowił jednego maila, którego treść nie pasowała do pozostałych. Dobrze, że miał ustawiony widok z podglądem na pierwsze zdania. Wziął głęboki oddech aby się uspokoić i zaczął czytać. Witaj nieznajomy, Kilaka dni temu zostawiłeś mi liścik w kawiarni, długo się zastanawiałam…
  19. Paul Atryda

    Kroniki

    verlee: Dzięki. Zdaje sobie sprawę, że nie jest idealnie. Staram się czytać po trzy, cztery razy każdą kolejną część, ale wszystkiego nie wyłapie. 5. Była ostatnia godzina przed świtem i skuwający wszystko mróz przemienił wieczorną pluchę w lód. Taka zima w Anglii, to było coś niespotykanego, Puchades zaczął się nawet cieszyć, że już stąd wyjeżdża. Rozejrzał się jeszcze po okolicy. Wysoko w górze zobaczył niewielki fragment rozgwieżdżonego nieba. Pora ruszać - pomyślał. Zarzucił swój marynarski worek na ramię i obrał kierunek na metro. Antonio dotarł w końcu na lotnisko. Po przejściu przez odprawę, rozsiadał się wygodnie w samolocie, którym miał wrócić do kraju swojego pochodzenia. Po wyprawie do ojczyzny futbolu, zostanie mu wiele przykrych wspomnień ale też jedno, które będzie wywoływało uśmiech na jego twarzy. Choć nie udało mu się porozmawiać z Rudowłosą, a nawet poznać jej imienia, to i tak był zadowolony że przydarzyła mu się taka „przygoda”. Oczywiście, że powinien wykazać się większą odwagą. Nie zamierzał jednak tego roztrząsać. [Nasz Antonio wrócił do Hiszpanii. Zaplanował, że przez tydzień pobędzie w Barcelonie. Przypomni sobie, jak smakuje tutejsze powietrze, jak grzeje słońce. Tego brakowało mu w Anglii. W końcu też odpocznie od deszczu, którego miał już serdecznie dość. A, że niewiele się w tym czasie działo wartego wzmianki, mogę pozwolić sobie na małą dygresję. Podczas zbierania materiałów do tej kroniki, czy raczej kronik, gdyż okazało się w pewnym momencie, że w jednym tomie nie uda się zawrzeć całej historii, niewiele udało się znaleźć na temat pobytu Puchadesa na Wyspach. Mogę opierać się jedynie na tym, co sam mi opowiedział. Pod koniec zaplanowanego odpoczynku skontaktował się ze swoim przyjacielem. Antoyne podtrzymał swoją propozycję. Powiedzmy sobie szczerze, Antonio nie miał innego wyjścia. Do końca sezonu zostały jeszcze trzy miesiące i nikt w tym czasie nie będzie szukał nowego pracownika. Najwcześniej na przełomie czerwca i lipca zaczną się pojawiać wolne stanowiska. Dlatego nasz bohater w końcu ruszył dalej. Znów opuścił kontynent i obrał kierunek na kolejną wyspę. Tyle, że tym razem była to Majorka.]
  20. Paul Atryda

    Kroniki

    citko: Powiedzmy, że jest bardzo podobna do Natalie Portman. ;) A co do Wegnera, to uznajmy, że miał lepsze rzeczy do robienia w tym czasie niż szwendanie się po kawiarniach. wegner: Dlatego staram się dobrze podlewać, jedno czy dwa piwka wieczorem i od razu lepiej się pisze. Tylko później rano trzeba na spokojnie tekst sprawdzić. 4. Następnego dnia wstał wcześnie rano. Nie był pewien czy obudziły go promienie słońca czy może bolące mięśnie. Zasnął wczoraj w fotelu i nie była to najszczęśliwsza decyzja. Wziął szybki prysznic, a później zjadł lekkie śniadanie. Czekał go długi dzień, przede wszystkim musiał się spakować, a jutro będzie już w samolocie lecącym do Barcelony. Gdy skończył się szykować się do wyjazdu, okazało się, że nie ma już nic innego roboty. Przy okazji i wymówki też się skończyły. Musiał w końcu włączyć laptopa i sprawdzić pocztę. Nie spodziewał się aby Rudowłosa napisała do niego. Aż tak naiwny nie był. Sprawdzić jednak musiał. Żadnej nowej wiadomości oprócz spamu i newsletterów, przeniósł to wszystko do kosza i wyłączył komputer. Zastanawiał się co będzie robił po powrocie. Musi sobie znaleźć jakieś zajęcie. Mógł skorzystać z propozycji Antoyne’a. Dwa lata temu kupił on kawałek ziemi w pobliżu Petry. Od kilku lat marzył o otworzeniu własnej karczmy i teraz właśnie realizował swoje plany. Przed wyjazdem zaproponował mu, że w razie niepowodzenia może zahaczyć u niego na jakiś czas. Ze swoją nogą za kelnera robić nie będzie, ale pomóc przy wypiekaniu chleba czy ważeniu piwa zawsze może. Tak jak stanąć za kontuarem. Resztę dnia poświęcił na odpoczynek. Sięgnął po zaczętą miesiąc wcześniej książkę. Zawsze lubił prozę Gene Wolfe’a, a „Cień Kata” to chyba najlepsza rzecz jaką napisał. Zastanawiał się też czy nie wyjść na miasto, ale nie miał ochoty na spacery po Londynie. Niczego nie zmieni, tym bardziej, że był już gotowy do drogi. Pogodził się z tym, że Anglia go odrzuciła. W ciągu dnia zdążył jeszcze kilka razy sprawdzić pocztę ale za każdym razem rezultat był ten sam. Żadnych nowych wiadomości. Późnym wieczorem skończył czytać i udał się na spoczynek, to jego ostatnia noc na Wyspach.
  21. @Hawkeye, Padyszachem Imperatorem, po więcej odsyłam do książki. Albo do Google.
  22. Paul Atryda

    Kroniki

    3. - Przepraszam, czy to miejsce jest wolne? Antonio podniósł głowę do góry i zaniemówił. W odpowiedzi kiwnął tylko głową. Nie potrafił uwierzyć, że to ona. Teraz mógł przyjrzeć się jej z bliska. Mówiła z dziwnym akcentem, na pewno nie była rodowitą Angielką. Z pewnością nie pochodziła też z Wysp Brytyjskich i nie była Hiszpanką, to rozpoznał by od razu. A teraz to i tak bez znaczenia, nie zacznie przecież nagle opowiadać jak to przez dwa tygodnie bezskutecznie jej wyglądał. Wyszedł by na jakiegoś wariata. Gdy tak bił się z myślami, nieznajoma wstała z krzesła i udała się w kierunku toalety. Puchades wyjął notes i napisał krótki liścik, na nic więcej nie był wstanie się zdobyć. Zostawił złożoną kartkę przy jej filiżance z kawą i zaczął się zbierać do wyjścia. Gdy był już przy drzwiach wyjściowych, rzucił jeszcze raz okiem na stolik. Zostawiona przez niego kartka wciąż była na swoim miejscu. Otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz. Od razu uderzył w niego deszcz, postawił kołnierz płaszcza i wspierając się na lasce, ruszył w kierunku hotelu. [W tym miejscu należą się wam słowa wyjaśnienia. Jestem narratorem tej opowieści, znam ją z pierwszej ręki, od samego Puchadesa. Możliwe że czasem coś podkoloryzuje albo pominę, pamięć już nie ta coś kiedyś. Moja tożsamość w tej chwili nie jest istotna. W końcu pewnie i tak się wygadam ale wszystko z czasem. Tak samo jak w pewnym momencie oddamy głos samemu bohaterowi tej opowieści. Wejdziemy do jego głowy, poznamy jego myśli, będzie patrzeć jego oczami, słuchać jego uszami i mówić jego ustami. Tymczasem jednak wrócimy do Londynu] Antonio dotarł w końcu do swojego hotelu. Na początku chciał nawet wrócić do kawiarni, ale strach przed kolejną porażką skutecznie odwiódł go od tego pomysłu. Nie wiedział co ze sobą zrobić, miotał się po całym pokoju. W końcu jego wzrok padł na płytę znajdującą się na biurku. To był jego wierny towarzysz podróży, „The Division Bell” Pink Floydów. Zabierał ją ze sobą wszędzie, bez niej nie mógł żyć. Włożył CD do odtwarzacza i od razu przeskoczył do jedenastego utworu. Zgasił światło i usadowił się wygodnie w fotelu, a David Gilmour zaczął śpiewać. Beyond the horizon of the place we lived when we were young In a world of magnets and miracles Our thoughts strayed constantly and without boundary The ringing of the division bell had begun
  23. Paul Atryda

    Kroniki

    Fenomen: roger that 2. Kolejny błysk i… …. znów siedział w tej samej kawiarni. Od tamtego momentu minęły dwa tygodnie. Przez ten czas, tak jak sobie obiecał, codziennie o tej samej porze, przychodził tutaj by wypić jedną kawę, oczywiście także aby znów zobaczyć nieznajomą. Czuł coraz większe rozgoryczenie, jedynie kawa była zawsze na swoim miejscu. Pracy nie znalazł, Rudowłosej także już nie ujrzał. Skończyły mu się też pieniądze, pokój w hotelu opłacony był jeszcze przez dwa dni, a na koncie środków zostało akurat na bilet lotniczy. Będzie musiał wracać do Hiszpanii. Nie potrafił pogodzić się z porażką. Gdy miesiąc temu decydował się na przyjazd do Anglii był pełen nadziei, a przyszłość widział w różowych barwach. Jedynie jego kumpel Antoyne pukał się w czoło. Mówił. „Antonio powiedz mi, czego tam szukasz? Nikt Cie zna, tutaj zrobiłeś dobre wrażenie w kilku klubach. Po co tak ryzykujesz?”. Wtedy w odpowiedzi tylko machnął ręką, teraz musi przyznać mu rację, wyjazd do Anglii był porażką. Stracił prawie cały miesiąc i sporą część oszczędności. Żałował tego, że odrzucił propozycję Teruel. Chcieli go tam w sztabie szkoleniowym, proponowali normalną pracę, nawet ofertę kontraktu przysłali. Ambicje jednak były górą i odmówił. Co z tego miał? Cztery tygodnie wyjęte z życia, zszargane nerwy, kilkadziesiąt rozmów i za każdym razem słyszał „Skontaktujemy się z panem”. Oczywiście nikt nie dzwonił, ani maila nie przysłał. Rozejrzał się jeszcze raz po kawiarni, ludzi było coraz więcej. Przy jego stoliku ostało się ostatnie wolne miejsce. Kilka osób nawet spoglądało tęskno w kierunku tego niezajętego krzesła ale widząc opartą o stolik laskę, rezygnowało. Sięgnął po dzisiejszą gazetę i oddał się lekturze. - Przepraszam, czy… Tak brzmiały słowa które oderwały go od lektury artykułu o zbliżającym się El Clásico.
  24. W sumie pierwszy raz na jakimś forum się zarejestrowałem, a że uwielbiam Diunę to nie było problemu z wyborem nicka. Chyba nie trzeba tłumaczyć kim był Paul Atryda, co nie?
  25. Do tej pory tylko was czytałem, a teraz postanowiłem sam spróbowac swoich sił. Dodam tylko, że kariera na początku pewnie będzie długo i powoli się rozwijała, uprasza się o cierpliwość. 1. Drzwi cicho zamknęły się za nim, odcinając muzykę i światło. Nagła cisza i ciemność pobudziły wspomnienia, i jak to zwykle bywało, wyciągnęły z zakamarków pamięci tamte chwile w Londynie. Po omacku odnalazł fotel i usiadł w nim, wiedział doskonale, że nie uwolni się od przeszłości. Na nic były próby odegnania jej od siebie. Przymknął oczy i dopiero teraz usłyszał cichy szmer dochodzący zza drzwi, ale nie dało się w nim wyłapać melodii ani słów. Przez chwilę nic się nie działo, kilka sekund nadziei, ale błahej. Obrazy zaczęły same napływać… Siedział wtedy w kawiarni, ciesząc się ciepłem panującym w środku i dobrą kawą. Zimowy deszcz siekał w okna i spływał po nich w pomarańczowym blasku latarń. Od dwóch tygodni codziennie przesiadywał w tym miejscu, uciekając od ponurych myśli, które nawiedzały go w hotelowym pokoju. Zastanawiał się jak długo jeszcze ma chodzić o drzwi do drzwi licząc na to, że któryś z prezesów angielskich klubów zlituje się nad nim i go zatrudni. Nie myślał oczywiście o Championship, ani tym bardziej o Premier League. Nie chciano go jednak w League One czy Two. Odchodził z kwitkiem gdy próbował przekonać do siebie prezesów z Conference. Na nic były studia, licencja czy staże w trzecio i czwarto ligowych klubach hiszpańskich. Traktowano go jak człowieka bez kompetencji i doświadczenia. Czuł rozgoryczenie, ale równocześnie doskonale rozumiał, że takich jak on, zielonych w piłce i bez nazwiska było wielu. Ten wieczór jednak zapadł w jego pamięci z innego powodu. Wtedy to pierwszy raz zobaczył A.. Akurat spojrzał na ulicę, a ona stała na chodniku i walczyła z parasolem, który próbował jej uciec popędzany przez wiatr. Ta, wydawać by się mogło, nierówna walka w końcu jednak się skończyła, nieznajomej udało się ją wygrać i zaczęła się oddalać od kawiarni. Wiedział już, że szybko nie wyjedzie z Anglii i że będzie wracał tutaj, żeby znów ją spotkać. W myślach nazwał się Rudowłosą, to była pierwsza rzecz, która rzucała się w oczy. Jej kręcone rude włosy. Dopił swoją kawę rozmyślając o kolejnych próbach znalezienia pracy w ojczyźnie futbolu. W końcu sięgnął po kapelusz i powoli podniósł się. Jeszcze rozejrzał się po lokalu po czym powoli, wspierając się na lasce, wyszedł z kawiarni.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...