Skocz do zawartości

Peak Label


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Po porażce przeciwko dwunastce Lokomotivy na konferencji było sporo kontrowersji. Zaczynając zajmować się menedżerką dałem sobie słowo nigdy nie spuszczać po sobie uszu, tylko nazywać rzeczy po imieniu, otwarcie zabierając głos na temat sędziowskich przekrętów, jeżeli takowe kiedykolwiek mi się trafią. W zdecydowanych słowach wypowiedziałem się więc o decyzji o czerwonej kartce dla Cindricia, przy okazji zapowiadając odwołanie się od kary. A następnego dnia Komisja Dyscyplinarna pokazała, że promuje uczciwe sędziowanie, oddalając odwołanie, czym tym samym dała arbitrom ciche przyzwolenie na dalsze wpływanie na wyniki poprzez decyzje podejmowane na boisku.

 

 

W ostatnim meczu przed zimową przerwą w rozgrywkach podejmowaliśmy Dubravę, jedną ze słabszych drużyn w lidze. Wyczerpujący pojedynek w pucharze sprawił, że musiałem wprowadzić cały szereg zmian w wyjściowej jedenastce, dając odpocząć co bardziej zmęczonym, w tym zawieszonemu Cindriciowi, który i tak rozwalił sobie staw skokowy. Tego dnia zawodnicy niestety do reszty zepsuli mi resztki dobrego humoru, całkowicie odpuszczając to spotkanie i myślami będąc już chyba przy czerwonych ciężarówkach z logiem Coca-Coli i uchachanym Świętym Mikołajem za kierownicą. W 22. minucie Mislav Pezo przerzucił piłkę na skrzydło do Vidovicia, który dośrodkował następnie w pole karne, a tam Jelavić uwolnił się spod opieki Borsicia i głową skierował futbolówkę do siatki, ale dwanaście minut później beznadziejny Vulikić, który przegrywał tego dnia wszystkie pojedynki główkowe, dopuścił się faulu na linii pola karnego, co było równoznaczne z wyrównaniem dla Dubravy po strzale Juranovicia z rzutu wolnego.

 

Po przerwie, w której zażądałem pokazania krzty ambicji i więcej zaangażowania, moi zawodnicy całkowicie stracili zainteresowanie ofensywą, a gdy wreszcie zaczęli rozgrywać akcje, skupiali się na jak największym marnowaniu czasu, w czym przodował Repić, który dramatycznie ociągał się z podaniami i dośrodkowaniami, z kolei kiedy wypracowywaliśmy już okazje, wszystkie partaczyliśmy jak skończeni amatorzy, w czym niezrównany był Memaj. Tym samym udany rok zakończyliśmy przerwaniem świetnej passy wyłącznie na własne życzenie, gdyż był to mecz, który można było bez problemu wygrać, i to niespecjalnie dużym nakładem sił. Wystarczyło tylko trochę chęci i precyzji, których dziś próżno było u nas szukać.

 

Cytat

07.12.2019, Pokraj Jadra, Solin, widownia: 269

Druga HNL (18/30)

NK Solin [4.] – NK Dubrava [14.] 1:1 (1:1)

 

22' M. Jelavić 1:0

34' D. Juranović 1:1

 

NK Solin: A.Topić – M.Mornar, T.Taras, S.Vulikić (47' I.Krštulović-Opara), M.Tomić, S.Puljić – A.Repić ŻK, A.Kacunko ŻK (73' N.Llanos), M.Pezo, K.Vidović – M.Jelavić ŻK, N.Memaj (60' M.Marović)

 

GM: Dragan Juranovic (OP LŚ, NK Dubrava) - 8.3

 

Odnośnik do komentarza
On 1/26/2021 at 5:52 PM, Ralf said:

W pierwszym w mojej karierze konkursie rzutów karnych bramkarze nie odegrali większej roli, gdyż kolejni zawodnicy podchodzący do piłki na jedenastym metrze bez problemu pakowali ją do siatki. Szliśmy z Lokomotivą łeb w łeb, nikt się nie mylił, moi podopieczni imponowali mi mocnymi nerwami, za to troszkę rozczarowywał Topić, który nie stanowił dla strzelców żadnego wyzwania. Liczyłem już na to, że może uda nam się coś zdziałać zasadą nagłej śmierci, ale w ostatniej kolejce swoją szansę zepsuł Memaj, którego uderzenie wybronił Grbić. Zgodnie z przewidywaniami pożegnaliśmy się z Pucharem Chorwacji, ale dotarcie do ćwierćfinału, w którym odpadliśmy dopiero po rzutach karnych, sprawiając tyle problemów pierwszoligowcowi, że w awansie musiał pomagać mu arbiter, było dużym sukcesem.

 

 

Trochę się zawiodłem. Zrobiłeś nam przykrość!

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Jeszcze na początku czerwca zanosiło się na to, że czeka mnie w tym roku pierwsze od wielu lat Boże Narodzenie spędzone samemu, zwłaszcza gdy stało się jasnym, że zostaję sam w Chorwacji. Ostatecznie jednak miałem z kim je spędzić, jednakże musiałem poczekać cierpliwie – jako że nadal pilnowaliśmy z Mią, by tajemnicą pozostawało to, że się spotykamy i robimy razem różne przyjemne rzeczy, znaczną część Wigilii spędziłem samotnie we własnej kwaterze. Oglądałem wtedy chorwacką telewizję, nalałem sobie szklaneczkę chłodnego Peak Labela i pełną szklanicę Coca-Coli, a w międzyczasie myślałem o różnych sprawach i wizualizowałem je sobie.

 

Dopiero między godziną 23 a północą zjawiła się u mnie Mia, której wreszcie udało się wyrwać z Wigilii u Zorana Bardicia, na którą zaproszona została ta część rodziny z jego strony, z którą nie zdążył się jeszcze pokłócić, a także jego nieliczni zaufani partnerzy w interesach. Wymieniliśmy się symbolicznymi, ale darowanymi od serca prezencikami, zjedliśmy małą kolację, a po niej moja urocza elfka narzekała na bolące plecy od wielogodzinnego siedzenia za wigilijnym stołem. Zaproponowałem jej więc masaż, w którym przeszkadzała mi jej bluzka i biustonosz, więc musiałem je z niej zdjąć, a kiedy tylko zauważyłem, że pospinane mięśnie grzbietu Mii rozluźniły się, masaż pleców szybko zamienił się w masaż talii, brzucha, piersi i ud, a także masaż jej ust moimi ustami, a na to, co działo się później, opuszczę kurtynę milczenia.

 

Pomiędzy Świętami a nadejściem roku 2020 niewiele się w Chorwacji działo. Rozgrywki zapadły w sen zimowy, piłkarze rozjechali się na urlopy, więc znowu miałem mnóstwo czasu. Nadal unikałem jeżdżenia do Splitu, by nie kusić losu, więc zadowalałem się pobytem w Solinie, a jeżeli już miałem chęć zapuścić się gdzieś dalej, wybierałem wszelkie inne kierunki. Dwa dni przed sylwestrem, czując się wystarczająco przywiązany do Mii oraz uspokojony nieprzemijającym codziennym spokojem, przemogłem się, by na własną rękę odwiedzić jednak Split, zakładając wszakże wcześniej cienką materiałową czapkę, którą naciągnąłem aż na brwi, oraz kaptur grubej bluzy, którą kupiłem sobie miesiąc temu. Tamże zaszedłem nad zatoczkę, stając w miejscu, z którego pół roku temu robiłem wymach, i patrząc na nieprzejrzystą o tej porze roku wodę zatoki, na dnie której leżało gdzieś zdjęcie, które wyrzuciłem tutaj w czerwcu.

 

Zdjęcie, na którym byłem ja i Nikola ponad trzy lata temu, kiedy zrobiliśmy sobie romantyczne selfie na polu pszenicy w Polsce. Mogłem sobie pozwolić na taką wizytę, bo wierzyłem, że dzięki Mii udało mi się wyzwolić z sideł uczuć do kogoś, kto na moje uczucia już nie zasługiwał. Obojętność, z jaką biło moje serce, gdy patrzałem na dość mętną wodę zatoki, która skrywała to osobiste zdjęcie, dała mi jasno do zrozumienia, że nawet jeżeli jeszcze cokolwiek czuję, to jest to już na tyle słabe, że mogę czuć się wyzwolony i szczęśliwy.

 

Ale szczęśliwy nie poczułem się bynajmniej nazajutrz, dzień przed sylwestrem, kiedy przyjechałem do klubu około południa. W korytarzu budynku klubowego natknąłem się na Zorana Bardicia, który z grobową miną, unikając patrzenia na mnie, wskazał kciukiem w ogólnym kierunku mojego gabinetu, i wymamrotał jedynie poważnym tonem:

 

– Idź do siebie. Przyjechała do ciebie policja i czekają w twoim gabinecie. Ja nie mogę ci w niczym pomóc, ale nawet gdybym mógł, raczej bym cię z tego nie wyciągnął.

 

Nim zdążyłem go o cokolwiek zapytać, zniknął pośpiesznie za drzwiami swojej jamy, które natychmiast zatrzasnął. Czując, jak przez plecy przelatuje mi zimny dreszcz, odchrząknąłem, po czym podszedłem do moich drzwi, nacisnąłem klamkę i wszedłem do gabinetu.

Odnośnik do komentarza

– Co jest, kurwa? – powiedziałem odruchowo po polsku, gdy tylko wstąpiłem krok za próg.

 

Za moim biurkiem, wygodnie rozwalony w fotelu, siedział Dariusz, gawędząc w najlepsze ze Stjepanem, siedzącym obok na składanym krześle. W chwili, w której wypowiadałem "co jest, kurwa", obaj wybuchali akurat śmiechem. Mój gabinet zasnuwała mgła dymu tytoniowego, którego, nie licząc cygara Zorana Bardicia, nie czułem już od wielu miesięcy – kolejny dowód, że nie byłem palaczem, a jedynie niewinnie sobie podpalałem, czyli brak jakiejkolwiek chęci zapalenia. Gdy skończyłem już mówić na głos "co jest, kurwa", Darek i Stjepan zamilkli i spoważnieli, spoglądając na mnie stojącego w drzwiach. Znowu miałem to senne wrażenie, że Darek siedzący za moim biurkiem z wypalonym do połowy pall mallem w dłoni, nie jest prawdziwy. Ostatni raz podobnie miałem, gdy zobaczyłem Mię w mojej kuchni, trzymając w dłoni uniesiony pusty wazon o podłużnym kształcie.

 

Wpierw jednak moje myśli na chwilę wypełniło uznanie dla Zorana Bardicia, który do tej pory wydawał mi się lekkim bucem, mimo mojej sympatii do niego, i poważnym jak zawał prezesem NK Solin. Teraz jednak, perfekcyjnie odegraną scenką i mistrzowską intonacją, o mowie ciała nie wspominając, sprawił, że naprawdę byłem już pogodzony z tym, że wplątałem się w kłopoty z prawem.

 

– Darek? Co tu robisz, brada? Więc to tak teraz wygląda policja?

 

– Też się cieszę, że cię widzę mistrzu – odparł. – Może razem poskaczemy z radości, bo kto nie skacze, ten z policji?

 

Ruszyłem przed siebie uchachany. Darek w tym czasie odłożył pall malla do popielniczki, wstał z mojego krzesła i okrążył biurko. Zbiliśmy naszą firmową pionę i uściskaliśmy się, jak przystało na wieloletnich przyjaciół.

 

– Dlaczego, kanalio, nie dałeś znać, że przyjeżdżasz do Chorwacji? – zapytałem. – Co w ogóle słychać? Jak żyjesz? Wywalili cię faktycznie z firmy, czy robisz dalej? Jeżeli to pierwsze, to robisz gdzieś już?

 

– Wolnego, mi hijo, bo zasypujesz mnie pytaniami jak enkawudzista na przesłuchaniu. Nie mówiłem ci nic, bo to miała być niespodzianka, a na poważnie, to chciałem zobaczyć, czy jeszcze w ogóle pamiętasz jak wyglądam, bo od czerwca to wiele wody w kiblu spuszczono. No i dobrze widzieć cię w jednym kawałku, bo gdybym nie namówił cię do pozostania w Chorwacji, raczej marnie byś skończył w tamtym wybuchu...

 

– Powinienem ci w zasadzie podziękować, bo faktycznie tak to wygląda – powiedziałem, klepiąc go po plecach. – Dobry Dariusz, dobry.

 

Roześmialiśmy się, po czym usiadłem na swoim miejscu za biurkiem, a Darek dostawił sobie krzesło, usiadł i wziął z powrotem tlącego się papierosa. Zaczęliśmy rozmawiać we trzech. Opowiedziałem mu o ostatnich kilku miesiącach, konferencjach, o pracy z zespołem, o meczach, codzienności w Solinie. Chciałem też powiedzieć mu o Mii, ale to musiało poczekać; nie chciałem wygadać się przy Stjepanie, który na pewno powtórzyłby to Bardiciowi.

 

– ...ale dobra, bo rozmawiamy tylko o mnie – stwierdziłem po kilkunastu minutach. – Co u ciebie, Darek?

 

– A nic takiego. Na koniec września naprawdę zostałem bez roboty, więc nie robiłem cię w człona. Na wypowiedzeniu mocno oszczędzałem, żeby zrobić jako taki zapas finansowy przed przejściem na utrzymanie państwa. Miałem kilka pomysłów, ale z niczym się nie śpieszyłem, bo nie warto robić niczego na hurra. Korzystałem z wolnego czasu i jak popieprzony studiowałem Split i okolice w Google Maps, zapisując sobie nazwy ulic i różnych zakamarków.

 

– Google Maps? Serio to było twoje ulubione zajęcie, jakiemu się oddawałeś? – zdziwiłem się. – Po co to wszystko?

 

– Zawsze lubiłem jeździć samochodem, a przyjemnie byłoby jeszcze na tym zarabiać – odparł. – A po co miałbym robić to w kraju, skoro równie dobrze mogę zacząć w Chorwacji, kręcąc się po Splicie, Solinie i okolicach? Fajny, przyjemny kraj, a w dodatku bylibyśmy na miejscu, więc znów moglibyśmy popijać Peak Labela i kurzyć pall malle.

 

Otwarłem usta i przez chwilę oniemiałem.

 

– Coś ty wykombinował?

 

– Zostanę taksówkarzem, numer boczny 7775, tylko nie dam sobie podrzucić do bagażnika karabinka snajperskiego Steyr, mistrzu. Mam zamiar zacząć po Nowym Roku.

 

Wstałem, okrążyłem biurko i podszedłem do Darka z otwartymi ramionami.

 

– W takim razie witaj w domu, bracie!

 

Uścisnęliśmy się ponownie, śmiejąc się i klepiąc po plecach. Stjepan siedział obok i patrzał na nas z wesołym uśmiechem.

 

– No, no! Znowu jak wtedy w pubie nad zatoką! – zawołał, klasnąwszy w dłonie. – Wspaniale, że nasza wielka trójca znowu w komplecie!

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Cheers! Zdarowja! Zu wohl! Cin-cin! Lufa!

 

----------------------------

 

Grudzień 2019

 

Bilans:

- Druga HNL: 0-1-0, 1:1

- Hrvatski nogometni kup: 0-0-1, 2:2k

Druga HNL: 4. [32 pkt; -3 pkt do Rudešu, +1 pkt nad Croatią Zmijavci]

Hrvatski nogometni kup: Ćwierćfinał, 2:2k z Lokomotivą Zagrzeb; out

Finanse: -805,696€ (-72,846€)

Gole: Mario Jelavić (11)

Asysty: Mario Marović Robi Obrstar i Ivan Krštulović-Opara (po 4)

 

Ligi:

Anglia: Manchester City [+1 pkt]

Austria: Red Bull Salzburg [+7 pkt]

Chorwacja: HNK Rijeka [+4 pkt]

Czechy: Teplice [+2 pkt]

Francja: PSG [+0 pkt]

Hiszpania: Real Madryt [+3 pkt]

Niemcy: Bayern Monachium [+3 pkt]

Polska: Lech Poznań [+7 pkt]

Rosja: Zenit Sankt Petersburg [+8 pkt]

Serbia: Crvena Zvezda [+5 pkt]

Słowenia: NK Maribor [+2 pkt]

Włochy: Juventus Turyn [+0 pkt]

 

Liga Mistrzów:

 

Liga Europy:

 

Reprezentacja Polski:

 

Ranking FIFA: 1. Belgia [1742], 2. Francja [1739], 3. Brazylia [1682], ..., 14. Polska [1572]

Odnośnik do komentarza
  • 4 tygodnie później...

Przerwa w rozgrywkach Drugiej HNL miała trwać aż do marca, więc po Nowym Roku wpadłem do klubu z palącą niczym kapsaicyna potrzebą zorganizowania przynajmniej kilku sparingów na rozbieganie po urlopach, nim przystąpimy do rundy wiosennej. Zależało mi na działaniach tym bardziej, że w grudniu absolutnie nikt ze mną na ten temat nie rozmawiał. Wtedy myślałem jeszcze, że braku zaplanowanych przygotowań nie uważano w ogóle za problem.

 

Dali patrzał na mnie, jakbym mówił w innym języku lub gdybym po przeskoczeniu daty na rok 2020 zamienił ludzką mowę na wycie pawiana.

 

– No i co tak się na mnie gapisz? – zapytałem go w końcu, gdy nie wytrzymałem. – Ruszymy się wreszcie, czy będziesz tak stał jak posąg? Czym ty żeś się naćpał?

 

Dali zamrugał powiekami.

 

– Nikt nie wspominał o zimowych sparingach – odezwał się w końcu – bo to zbyt oczywista rzecz, by specjalnie o niej rozmawiać. Chodź i rzuć okiem, czy potwierdzony wczoraj plan gier kontrolnych ci odpowiada.

 

W terminarzu pojawił się okres przygotowawczy składający się z sześciu meczów towarzyskich. Pracę rozpocząć mieliśmy od gier z Kamenem i Junakiem, czyli drużynami, z którymi graliśmy już latem – z tą pierwszą nawet przegraliśmy wtedy 0:1, więc teraz mieliśmy sprawdzić, jakie postępy poczyniliśmy od czerwca. Pozostała seria sparingów zakładała sparingi z Neretvą, Hrvacami, Slogą i Primoracem Biograd.

 

Mogłem więc odetchnąć z ulgą i zająć się w spokoju klubowymi sprawami. Przede wszystkim starałem się pozbyć z Solina niewydarzonego Vlatko Simunacia, nim zacznie psuć atmosferę w szatni, a także usiłowałem znaleźć klub na wypożyczenie dla Luki Dadicia. Niestety obie sprawy szły bardzo opornie. Na szczęście inaczej było z Dariuszem, który szybko przestawił się na życie w Chorwacji i skończył z myśleniem o sobie, jako emigrancie z Polski.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

W Chorwacji byłem jedynie latem, więc nie mogę na to pytanie odpowiedzieć. Byłem natomiast we Włoszech, w Wenecji, w listopadzie 2018 roku - siąpił drobny deszczyk, było pochmurno, ale wystarczyła tylko niezbyt gruba bluza zarzucona na ręce, by czuć się komfortowo. Sądzę, że zimą dałoby się przeżyć zakładając taką kurtkę, jakie u nas nosi się jesienią lub przedwiośniem. Biorąc pod uwagę, że rejon Splitu, w którym obecnie toczy się akcja opowiadania, jest bardziej wysunięty na południe względem Wenecji, zimy zapewne są tam dość przyjemne w porównaniu do naszej. No i trzeba pamiętać, że zależy, o której części Chorwacji mówimy - czy o wybrzeżu, czy o terenach wgłąb lądu.

Odnośnik do komentarza

Szklanki z grubym dnem momentalnie zaszły delikatnym szronem niedługo po tym, jak z niebiańskim chlupotem wypełnił je świeżo wyjęty z zamrażarki Peak Label. Pierwsza wspólna okazja od niepamiętnego z mojej perspektywy czasu.

 

– No, no, całkiem niezłe mieszkanko, muszę przyznać – rzekł Dariusz, gdy rozglądał się po salonie połączonym z kuchnią, a ja polewałem. – Może to nie to samo, co tamta hacjenda, którą zajmowaliśmy w czerwcu, ale i tak przytulnie.

 

– Mieszkam sam, więc nie potrzeba mi żadnej willi, a darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, czy jakoś tak to szło – odparłem, lejąc tym razem Coca-Colę do dwóch kubków wyjętych z szafki nad mikrofalówką. – Zresztą, tyle co się osiedliłem w Chorwacji i zacząłem zarabiać porządniejsze pieniądze. Odłożę godną sumę, to pewnie pomyślę o czymś nieco większym, a przede wszystkim własnym. Zwłaszcza, że nie wiadomo, ile czasu jeszcze pomieszkam sam.

 

Darek usiadł obok mnie na kanapie, przyglądając mi się z ukosa.

 

– Co się za tym kryje?

 

– Jak widzisz, tylko kawałek blatu i pilot od telewizora – powiedziałem, gdy odsunąłem na bok stojącą naprzeciwko niego butelkę Peak Labela.

 

Parsknął śmiechem.

 

– No dobra, ale pytam poważnie. Myślisz o lokatorze, czy raczej...

 

– Najpierw się napijmy, bo whisky stygnie, już dość było czekania.

 

Unieśliśmy zimne jak serce polityka szklanki, stuknęliśmy i wypiliśmy po soczystym łyku. Od razu inaczej smakuje; utwierdziłem się tylko w przekonaniu, że jak pić Peak Labela, to tylko z odpowiednim kompanem, jak Dariusz.

 

– Wiesz, Darku, tamta blondyneczka ze Splitu, córka Bardicia, ma na imię Mia, dość się do siebie zbliżyliśmy. Powiedziałbym, że nawet bardzo. – Odruchowo obejrzałem się, nie wiem dlaczego, żeby sprawdzić, czy nie mamy towarzystwa, po czym dodałem konspiracyjnie zniżonym głosem: – Spotykamy się potajemnie, "dogłębnie" się poznaliśmy, i te sprawy, wiesz...

 

Postawny Darek zaśmiał się w swoim stylu i pogładził po karku, w jeszcze bardziej swoim stylu, po czym powiedział:

 

– Ciągnie wilka do lasu, co? Mam nadzieję, że wiesz co robisz, bo jeśli kolejna dziołcha ma cię wyrolować, to mi ręce opadną do samej ziemi. Ale zakładam, że skoro mówisz mi o tym w taki sposób, jakbyś przyznawał się, że byłeś drugim strzelcem z Dallas, to trzymacie to w tajemnicy.

 

– A jak myślisz? Jak zareagowałby Bardić, gdyby się dowiedział, że Polak posuwa mu córkę? Oczywiście nie myślę w ten sposób o mojej relacji z Mią, bo nie myślę o niej swoim fiu...

 

– Stary, przecież ja to rozumiem – przerwał mi, przewracając oczami. – Rozmawiamy między sobą i używamy prostego języka. Wiem o co chodzi, i to wystarczy. Do rzeczy.

 

– Zależy mi na niej i mam wrażenie, że jej na mnie również – przyznałem. – Jeżeli by się to przyjęło, to pewnie kiedyś chcielibyśmy zamieszkać razem. Kiedyś...

 

– Tylko wtedy Bardić na pewno by się już dowiedział. Nie myślisz chyba, że czulibyście się dobrze, gdybyście mieli żyć razem i każdego dnia pilnować, by nikt się nie zorientował?

 

Pociągnąłem kolejne dwa łyki Peak Labela, tym razem popijając je godnym haustem Coca-Coli.

 

– Coś ty, to byłaby nie lada udręka – rzuciłem natychmiast, gdy tylko chuchnąłem alkoholowym oddechem. – Obecne rozwiązanie jest dobre tylko na razie. Będę musiał z nią w końcu o tym pogadać, bo nie sądzę, by takie potajemne schadzki miały być dobrym rozwiązaniem na dłuższą metę. Wiesz, dla mnie to nie jest wielki problem, ale już za wiele doświadczyłem z pannami, bym miał nie wiedzieć, że dla niej zacznie być to ogromną ujmą.

 

Dariusz wymierzył we mnie palcem, w drugiej ręce trzymając szklankę.

 

– Chociaż tyle się wreszcie nauczyłeś, bratku – powiedział. Następnie sam pociągnął porządnego grzdyla i też popił. – Nie wiadomo, co mogłoby przyjść Bardiciowi do głowy, w końcu wątpię, by wdzięczność za uratowanie córki była u niego aż tak wielka, by miał być zachwycony tym, że się spotykacie i robicie razem ciekawe rzeczy. Wiesz, to oczywiście wasza sprawa, ale gdybyś potrzebował rady lub po prostu się wygadać, to wal od razu do starego Darka.

 

– Daj spokój, nie chcę cię niczym męczyć.

 

– Taka rola przyjaciół – stwierdził. – Chodzi nie tylko o to, by mieć z kim wypić, ale też móc na kim się wesprzeć, komu zwierzyć i poprosić o radę. A teraz nie musisz ze mną gadać przez telefon, bo jestem tu, na miejscu. Wystarczy, że zagwiżdżesz, a jestem.

 

– Kurwa, Darek, mówiłem to już, ale nie masz pojęcia, jak się cieszę, że też postanowiłeś wyprowadzić się do Chorwacji. Wręcz zaje-kurwa-biście!

 

Szybko opróżniliśmy pierwszą szklankę. Potem funkcję polewającego dobrowolnie przejął na siebie Dariusz. Po czterech kolejkach już nieźle szumiało nam w głowie, jak za starych czasów w Polsce.

 

– ...ale dobra, dosyć już o mnie i Mii – powiedziałem stanowczo. Mój poważny ton zabrzmiał dość groteskowo, co sprawiło, że przez chwilę rżeliśmy pijackim śmiechem. – Powiedz mi lepiej, czy choć fundamenty zostały z kamienicy, gdzie wcześniej mieszkałem. Co tam się teraz dzieje?

 

– Film kręcą.

 

– To dlaczego ja nie gram?

 

– Spierdalaj! Ale już! – odpowiedział automatycznie. Popatrzyliśmy na siebie i wybuchnęliśmy histerycznym rechotem. Miłość do dobrych, polskich komedii lat dziewięćdziesiątych była dodatkowym spoiwem naszej wieloletniej przyjaźni – wystarczyło, że jeden z nas rzucił jakimś tekstem z "Kilera", "Chłopaki nie płaczą", "Psów" lub "Krolla", a drugi natychmiast wiedział, co odpowiedzieć.

 

Gdy już się wyśmialiśmy, Darek opowiedział:

 

– Byłem o ciebie spokojny, bo gdybyś przyjechał do Polski, na pewno byś mi powiedział. Gdy dowiedziałem się o wybuchu, nie mogłem się powstrzymać, by podjechać i zobaczyć na własne oczy, co jest grane. Dawno nie widziałem tyle gruzu, zniszczonych aut i walających się po całej ulicy resztek mebli, osmalonych ubrań, sprzętu AGD i innych pierdół. Cud, że ostatecznie tylko cztery osoby zginęły, choć lepiej byłoby, gdyby obyło się bez ofiar. Po kilku dniach, gdy strażacy i ratownicy z psami byli już pewni, że pod gruzami na pewno nie ma już nikogo żywego, wjechał ciężki sprzęt, którym zaczęli powoli zbierać gruz i podnosić większe fragmenty murów. Wtedy właśnie znaleźli czwarte ciało. Tydzień później był już pusty plac, ładnie zniwelowany, uprzątnięty i ogrodzony siatką. Zanim wyjechałem z kraju, zaczęły chodzić głosy, że w miejscu kamienicy ma zostać wybudowana Biedronka, Lidl lub Netto.

 

No tak, jakie to polskie. Nieważne, czy w danym miejscu stała 150-letnia kopalnia, zabytkowa cementownia, taka jak w Grodźcu, czy wydarzyła się kiedyś katastrofa. Wszelkie pozostałości trzeba zrównać z ziemią, wywieźć gruz, zaorać i pierdolnąć setną Biedronkę w mieście.

 

– Zaraza... – warknąłem, kładąc dłoń na czole.

 

– No to jak, kurwa, będzie, robimy interes? – zapytał Darek, wskazując mi napełnione przez siebie mimochodem szklanki.

Odnośnik do komentarza

Zawodnicy powrócili z zimowego urlopu w doskonałej kondycji i bez większych problemów, nie licząc jedynie Mario Jelavicia, który złapał grypę, w związku z czym odesłałem go do domu, by w spokoju doszedł do zdrowia.

 

W międzyczasie kadra NK Solin uszczupliła się o jednego zawodnika. Ivan Bilonić, choć nadawał się do łatania dziur w składzie, nie zaliczał się jednak do kluczowych graczy pierwszego zespołu, a do tego nasz fundusz płac był obecnie mocno przekroczony, więc gdy zgłosił się po niego trzecioligowy Neretvanac, postanowiłem wysłuchać zainteresowanych. Sam Ivan nie miał nic przeciwko przeprowadzce, a drobne odciążenie finansów zawsze było mile widziane, więc Bilonić zmienił otoczenie na zasadzie wolnego transferu. Przynajmniej przypadkowo nie zasiliłem kadry żadnego z ligowych rywali.

 

Przygotowania do rundy wiosennej rozpoczęliśmy od sparingu z Kamenem. Latem przegraliśmy z tym rywalem 0:1, i to u siebie, więc teraz warto było się odegrać. Byliśmy zespołem zauważalnie lepszym, co sugerowało, że poczyniliśmy pewne postępy przez te kilka miesięcy, ale zabrakło udokumentowania tej różnicy kilkoma zdobytymi bramkami. Dobrze się zatem stało, że w 74. minucie przebłysk strzelecki zaprezentował wprowadzony na boisko Vidović, który pewnym strzałem zapewnił nam wygraną w towarzyskiej potyczce, dzięki której zmazaliśmy plamę z czerwca. Na wyjeździe. Kwita.

 

Cytat

25.01.2020, NK Kamen, Ivanbegovina, widownia: 88

Mecz towarzyski

NK Kamen [3NL] – NK Solin [2NL] 0:1 (0:0)

 

74' K. Vidović 0:1

 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Doceniam humorystyczną wstawkę, ale chciałbym podkreślić, że opowiadanie "Peak Label" jest strefą wolną od C****-19, kor*****usa i pan**mii, więc prosiłbym o powstrzymywanie się od poruszania tutaj czegokolwiek związanego z tym tematem ;)  W "Peak Label" żyjemy normalnie, ludzie są nastawieni do siebie pozytywnie, wszystko mamy otwarte, i chcę, by tak pozostało ;)

 

----------------------------------------------

 

Niespodziewanie zaczęły się nasilać kłopoty transferowo-kontraktowe. Beznadziejna sytuacja finansowa NK Solin mocno ograniczała mi pole manewru w kwestii płac możliwych do zaoferowania potencjalnym wzmocnieniom, co spowodowało, że pierwszych trzech ciekawych zawodników, którzy byli do wyciągnięcia na prawie Bosmana, ostentacyjnie poodkładało słuchawki. Jakby tego było mało, Zoran Bardić nie pomagał mi też w sprawie płac dla naszych aktualnych zawodników, a na wszelkie moje argumenty był głuchy i nagle przestawał mówić tak po angielsku, jak i po chorwacku, o polskim nie wspominając. Na skutki tak radykalnego podejścia nie musieliśmy długo czekać, bo w ciągu ostatnich dni ofertę kontraktu otrzymał Antonio Kacunko, jeden z naszych kluczowych zawodników, a oferta była nie od byle kogo, tylko od samego Hajduka Split. Musiałem więc zacząć godzić się z utratą bardzo ważnego pomocnika, a przecież na konkretne wzmocnienia nie miałem co liczyć...

 

Przydałby się Dariusz z flaszką Peak Labela.

 

Pod koniec stycznia mierzyliśmy się towarzysko na Pokraju Jadra z trzecioligowym Junakiem, a dziewięćdziesiąt minut później miałem jeszcze więcej zmartwień, przy których kłopoty płacowo-transferowe jawiły się jak niewinna zabawa w berka. Żenująco do sześcianu zaprezentowała się nasza obrona, aż trzy razy pozwalając się urwać Masteliciowi i Maganiciowi, którzy bezlitośnie nas rozstrzelali, a na największe baty przy wszystkich trzech bramkach zasługiwali Toni Taras i Ivan Krštulović-Opara, którzy razili biernością i nieumiejętnością odpowiedniego ustawienia się bez piłki. O Josipie Benderze nie ma sensu wspominać, bo w pierwszej połowie nie było go nawet na boisku, a na poprzeczce bramki była tylko zawieszona bluza z jego nazwiskiem.

 

W pozostałej części zimowego okresu przygotowawczego miałem pełne ręce roboty, którą musiałem wykonać perfekcyjnie. W przeciwnym wypadku w pierwszych kolejkach rundy wiosennej czekał nas bezlitosny zjazd w dół tabeli.

 

Cytat

29.01.2020, Pokraj Jadra, Solin, widownia: 130

Mecz towarzyski

NK Solin [2NL] – NK Junak [3NL] 1:3 (0:3)

 

3' I. Mastelić 0:1

16' D. Maganić 0:2

28' I. Mastelić 0:3

83' N. Llanos 1:3 rz.k.

 

Odnośnik do komentarza

Styczeń 2020

 

Bilans:

- Druga HNL: 0-0-0, 0:0

- Hrvatski nogometni kup: 0-0-0, 0:0

Druga HNL: 4. [32 pkt; -3 pkt do Rudešu, +1 pkt nad Croatią Zmijavci]

Hrvatski nogometni kup: Ćwierćfinał

Finanse: -859,285€ (-69,782€)

Gole: Mario Jelavić (11)

Asysty: Mario Marović Robi Obrstar i Ivan Krštulović-Opara (po 4)

 

Ligi:

Anglia: FC Liverpool [+6 pkt]

Austria: Red Bull Salzburg [+7 pkt]

Chorwacja: HNK Rijeka [+4 pkt]

Czechy: Teplice [+2 pkt]

Francja: PSG [+6 pkt]

Hiszpania: Real Madryt [+3 pkt]

Niemcy: Bayern Monachium [+0 pkt]

Polska: Lech Poznań [+7 pkt]

Rosja: Zenit Sankt Petersburg [+8 pkt]

Serbia: Crvena Zvezda [+5 pkt]

Słowenia: NK Maribor [+2 pkt]

Włochy: Juventus Turyn [+0 pkt]

 

Liga Mistrzów:

 

Liga Europy:

 

Reprezentacja Polski:

 

Ranking FIFA: 1. Belgia [1742], 2. Francja [1739], 3. Brazylia [1682], ..., 14. Polska [1572]

Odnośnik do komentarza

Sam wynik sparingu to kompletnie inna sprawa, do której aż tak dużej wagi nie przywiązuję, choć taka porażka u siebie z zespołem z niższej klasy rozgrywkowej nigdy nie wygląda dobrze.

 

W sparingach, zamiast na wynik, patrzę na grę zespołu oraz poszczególnych formacji, by w warunkach braku presji wyniku skupić się wyłącznie na obserwacji.

 

Nawet gdybyśmy wygrali z Junakiem 3:1, zamiast przegrać 1:3, to patrząc na fatalną postawę obrony, która dawała się robić jak przedszkolaki, też powiedziałbym, że nie jest dobrze. W takich sytuacjach zakładam, że ligowi rywale wkorzystywaliby te błędy, zamieniając je na gole.

 

No i na koniec dodam, że ja jestem z tych, którzy NIE usprawiedliwiają mankamentów i nie robią dobrej miny do złej gry, tylko są jak Mariusz Max Kolonko, zanim poszedł w politykę — mówią, jak jest :P

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...