Skocz do zawartości

Bez tytułu


Rekomendowane odpowiedzi

Uzbrojony w wiedzę, zaczerpniętą z tematów znajdujących się w tym dziale, zapragnąłem napisać opowiadanie, nie mając na nie żadnego pomysłu. Wenger, który kiedyś w sekundzie wymyślał zwariowane wątki, głowa zawsze podpowiadała mu niezmiennie humorystyczne sceny, teraz stał goły i bosy. Przerwa w pisaniu zrobiła swoje, nawet takie tuzy poprawnej polszczyzny jak sołtys Citko nie mogą wejść w rytm nieskazitelnie czystej fabuły, więc i ja, przyznaję, nie mam języka niegdysiejszego, który sam klawiaturę w ruch wprawiał.

 

Kiedyś Stephen King odpowiadając na pytanie jak wymyśla swoje powieści powiedział, że on tylko wymyśla bohaterów a potem po prostu pisze o tym co im się przytrafia.
- przeczytałem w artykule autorstwa sir Tio.

 

Wszystko pięknie, bohatera można stworzyć jednym pstryknięciem palców, ale jak napisać wstęp, ozdobić karierę odpowiednim tytułem, wreszcie co ma się przytrafiać bohaterom, aby akcja była wartka i wszystko trzymało się kupy? W poszukiwaniu inspiracji, cofnąłem się niemalże do korzeni forumowej prozy. Wyzerowałem licznik i zacząłem od samego dna, czyli od banalnego wstępu, którego potem spróbuję przerobić na interesującą historię.

 

"Zawsze chciałem zostać trenerem. Skończyłem liceum i poszedłem na studia trenerskie. Dostałem dyplom, ukończyłem staże i rozesłałem po klubach swoje CV. Pewnego dnia zadzwonił telefon od prezesa Realu..."

 

To oczywiście nikogo nie zainteresuje. Posypie się krytyka ze strony userów, którzy zarzucą autorowi banał i rzucą coś w deseń: „Mógłbyś się trochę wysilić”. Można ten wstęp trochę rozwinąć, ale czy dodając kilka zdań, tekst nabierze barw, kogokolwiek zaciekawi? Spróbujmy.

 

"Od dziecka chciałem zostać trenerem. Grałem w piłkę w juniorach FC Kopacze, ale kontuzja przekreśliła szansę na zawodową karierę. Po skończeniu liceum, nie zastanawiając się ani chwili, poszedłem na studia trenerskie. Po ich ukończeniu zdobyłem dyplom trenera UEFA PRO. Byłem na wielu stażach krajowych i zagranicznych, zbierając potrzebną wiedzę i doświadczenie od najlepszych trenerów. Gdy uznałem, że jestem gotowy, rozesłałem CV po całym, piłkarskim świecie. Pewnego dnia zadzwonił telefon. Omal nie zemdlałem z wrażenia, kiedy mój rozmówca przedstawił się jako prezes Realu. I tutaj następuje banalny dialog."

 

Trochę lepiej, wydłużyliśmy nieco wstęp, ale poprawy nie widać, fabuła nie ruszyła z miejsca. Początek oklepany i zużyty jak stara płyta. Można go zamienić na porwanie mafii, albo coś podobnego, ale ci, co czytają opowiadania skrzywią się z niesmakiem – przecież to wszystko już było. Co zatem zrobić, aby z tak prostego tekstu stworzyć coś, co zainteresuje czytelników? Ano zacząłem myśleć i myśleć, moje szare komórki wariowały niczym meteoryty na orbicie, aż w końcu wpadłem na genialny w swojej prostocie pomysł. Zastosowałem metodę szokową, polegającą na przeobrażeniu powyższego tekstu na same przeciwieństwa.

 

"Nigdy nie chciałem zostać trenerem. W dzieciństwie ani na myśl mi nie przyszło, aby uganiać się za piłką, paplać się w błocie i być kopanym po nogach. Kiedy koledzy grali na podwórku w nogę, ja wolałem siedzieć przed kompem i grać w simsy. Zawód trenera to nawet nie bardzo wiedziałem jak się wykonuje. Kiedyś widziałem w telewizji jak jeden taki ryczał na zawodników spod budy, a potem jak strzelili gola, wyrżnął głową o kant tejże budy i odwieźli go do szpitala. Na drugi dzień umarł na zawał, bo jego drużyna przegrała. Szarpać sobie zdrowie ze zgrają chłopaków, którzy udają, że trenują? To nie dla mnie. Gdy dorosłem, wolałem siedzieć w barze i grać w arta, niż chodzić na jakieś mecze i oglądać 22 wariatów na boisku i dwóch frustratów przy liniach bocznych. A jednak zostałem trenerem piłki nożnej, wbrew sobie, właściwie wbrew wszystkiemu."

 

Coś chyba drgnęło, myślę, że to może już zainteresować niejednego czytelnika. Tylko jak u licha zrobić z kogoś trenera, kto na to nie ma najmniejszej ochoty? Skąd dyplom trenerski, skąd pomysł na życie? Pomyślimy, pomyślimy. Zostawmy na chwilę fabułę opowiadania i zastanówmy się nad tytułem. Kariera będzie w Anglii. Pierwsze skojarzenie – herbata. Drugie skojarzenie – geniusz, bo przecież nasz bohater będzie prowadził lokalną drużynę do sukcesów, nie mając do tego żadnych predyspozycji. Na przekór wszystkim, na przekór całemu światu!

 

„Geniusz przy herbacie” - prosty, ale bardzo trafny tytuł.

 

Szukając metafory, gry słów, oryginalności, inspirując się „Skrzydłem owcy”:

„Kopyto gęsi” - jakoś mi nie pasuje, ale efekt mógłby być piorunujący.

 

Albo dodajmy do herbaty coś absurdalnego:

„ Dziegieć w herbacie” - nieźle, znajdą się tacy, którzy będą bardzo ciekawi, co się za tym kryje.

 

Pierwsze kliknięcie w kulinaria brytyjskie:

„Lunch oracza”

„Ciasto pasterza” - obie propozycje bardzo interesujące. Można je różnie interpretować, ja kliknąłbym na takie tytuły bez zastanowienia. Oraczem albo pasterzem mógłby być nasz bohater.

 

Zresztą, sami zdecydujcie.

Edit: Zgłupiałem, jak sobie mam stworzyć ankietę? Zarządzanie ankietą nie działa?

Odnośnik do komentarza

 

Wszystko pięknie, bohatera można stworzyć jednym pstryknięciem palców,

 

Jesteś pewien? Bo mi się wydaje, że z tym właśnie forumowi karierowicze mają największy problem. I to nawet najlepsi opkowicze. Twoje dwie kariery halloffamowe kriery mają tego samego bohatera. Co świadczy albo o tym, że kontynuacje się dobrze sprzedają albo potwierdza zdanie Kinga, że jak masz już dobrego bohatera to wystarczy tylko opisywać to co mu się przydaża.

 

Ale podoba mi się warsztat praktyczny z tworzenia kariery. Może zachęci innych do dzielenia się własnymi pomysłami. Na razie właściwie jeszcze nie masz bohatera. Masz niezły wstęp, który świadomie parodiuje jedną z karierowych klisz.

 

Tylko jak u licha zrobić z kogoś trenera, kto na to nie ma najmniejszej ochoty?

 

To właśnie z takich pytań rodzą się dobre pomysły na fabułę. Może został trenerem z powodu zakładu? Może mafia go porwała i kazała prowadzić FC Soprano? A może poszedł do pośredniaka podpisać listę obecności a okazało się, że podpisał kontrakt? (urzędniczce coś się pomyliło i nasz bohater zamiast menagerem działu nabiał w hipermarkecie Real został menagerem Realu Madryt?)

 

Skąd dyplom trenerski

Nie mów, że Ty zadajesz sobie takie pytania.

 

A dlaczego z tytułem chcesz iść w skojarzenia kulinarne? Jakieś nawiązania do "Kociołka"?

 

Mi nie leży żaden z tych dwóch tytułów. Czasem jest tak, że pomysł na tytuł rodzi opowiadanie i ja akurat nie czuję żadnego z tych tytułów. Ale niewątpliwie są niezłe.

Odnośnik do komentarza

Wszystko w swoim czasie, panie Tio. Przecież ja mam już wszystko przygotowane (luźne notatki przeleżały w brudnopisie kilka miesięcy), przedstawiam jedynie swój tok myślenia, aby zainspirować innych do działania. Po to stworzono ten dział :)A "Południowy kociołek" to był gorący stadion w Toulonie, nie żaden węgierski gulasz.

 

 

Do szkoły trenerskiej przypadkiem się nie trafia, choćby po pijaku, czy dla zakładu z kolegami, bo na drugi dzień przychodzi oprzytomnienie i pytanie: "Co ja zrobiłem, przecież to bez sensu, nie chcę być trenerem". Gdzie zatem można zdobyć dyplom trenerski bez konieczności kursów, stażów i pracy magisterskiej? Oczywiście na Stadionie Dziesięciolecia (dla dociekliwych może być warszawski bazar). Tam wszystko można kupić. I tutaj następuje prezentacja pierwszego bohatera. Jest nim warszawski cwaniak, który od małego kombinował, aby wyjść na swoje. Nazwijmy go po prostu, aby nie było niedomówień, Kazik... Warszawski.

 

Kazik pochodził z wielodzietnej rodziny, gdzie każdy był kowalem swego losu. Od najmłodszych lat zajmował się handlem, czym popadło, aby potem mieć za co kupić oranżadę w proszku, a przy lepszym utargu butelkę pepsi. Chodził z kolegami do podwarszawskich sadów i kradł jabłka, aby później sprzedawać je na bazarze. Skakał przez płot do skupu butelek i podkradał puste flaszki po piwie, a następnie oddawał je do tegoż skupu za kilkanaście groszy. Liczyć umiał dobrze, zawsze znalazł sposób, aby na czymś zarobić. Pewnego dnia przechodził koło hotelu, gdzie śmietanka trenerska z prowincji bawiła się na zjedzie trenerów, ubiegających się o I klasę trenerską. Z dala od żon, panowie szkoleniowcy nie patrzyli sobie wieczorami w oczy i nie odrabiali lekcji. A, że wódki zawsze było mało i Warszawa wydawała się dżunglą, w środku nocy, bezradni, nie wiedzieli, gdzie można kupić kolejne półlitrówki. Kazik od razu wyczuł interes po pierwszej dostawie. Organizacja po kilku zjazdach była wzorowa. Panowie trenerzy zawsze schodzili do recepcji pożyczać kieliszki, bo przecież ze szklanek pić nie wypadało w wielkim mieście, a tam do kieliszków otrzymywali wizytówkę Kazika. Pewnej nocy Kazik niemalże siłą został zaproszony do towarzystwa i przesiedział w hotelowym pokoju do rana. A głowę miał tęgą, bo z Ukraińcami handlował ruskim spirytusem od dobrych kilku lat. Niektórzy, przyszli selekcjonerzy kadry, nie wstali na rozdanie dyplomów, więc u naszego bohatera od razu odezwała się żyłka przedsiębiorcy. Przebrał się w dres nike i pomaszerował odebrać dyplom za jednego z uczestników libacji. I tak to się zaczęło. Na profesjonalnej kserokopiarce kupionej od jednego znajomego oficera wojskowego (podobno służyła CIA w naszych tajnych więzieniach) zrobił kilka tysięcy kopii i na fali EURO 2012 zaczął je sprzedawać po atrakcyjnej cenie.

 

Jest sprzedawca, teraz trzeba stworzyć kupca, czyli wracamy do głównego bohatera. Mamy zaopatrzyć go w dyplom i wyekspediować do Anglii, gdzie zostanie trenerem lokalnej drużyny. Jego geniusz zabłyśnie nieoczekiwanie, wprawiając w zdumienie cała piłkarską Anglię. Nie szukajmy daleko, nazwiemy go po prostu Maciek Genialny.

 

Pewnego, niedzielnego poranka Maciek miał potwornego kaca i udał się na pobliski bazar kupić dwa browary i oscypka na zagrychę. Łeb go bolał niemiłosiernie, bo poprzedniego dnia zabalował z kolegami, którzy do alkoholu serwowali również jakieś paskudne dopalacze. Już przy wejściu doczepił się do niego koleś, który wyglądał jak cinkciarz z lat 80-tych i na siłę chciał mu opchnąć jakiś papier po promocyjnej cenie. Maciek nastrój miał podły, w gardle sucho, toteż dla świętego spokoju wziął dyplom trenerski, bo gostek dołożył do niego trzy browary. "Przyda się w CV wyższe wykształcenie" - pomyślał i wlał w siebie dwa browary bez odrywania butelek od ust.

 

Mamy dyplom! Teraz Anglia! Czemu miałby pojechać do Anglii, skoro na garnuszku u mamusi było mu dobrze? Nie pracował, z renty swojej połowicy zawsze podkradał na papierosy, a z zasiłku mógł zamówić sobie pizzę?

 

Jedzenie pizzy przed komputerem i skrobanie się po jajach było fajne, do czasu, kiedy 58-letnia mamuśka zakochała się po raz trzeci i wyszła za mąż, zostawiając Maćkowi mieszkanie na utrzymaniu. Nasz bohater nie był wstanie płacić za czynsz, został bez środków do życia. Cóż zatem mógł uczynić? W Anglii było już kilku jego kolegów. Słyszał od nich, że tam można popracować cały tydzień i ze dwa miesiące z tego wyżyć. To mu odpowiadało. Kiedy po przybyciu na miejsce zapytano go co najlepiej umie robić, od razu odparł, że najlepiej to mu wychodzi demolka, bo u babci na wsi kiedyś starą stodołę rozwalał. Trafił do ekipy remontowej.

 

Mamy Anglię i dyplom w kieszeni na wszelki wypadek. Teraz wystarczy zgrabnie sterować akcją, aby zawód trenera stał się jego pasją życiową. Ale, to już w następnym odcinku, bo czasu na pisanie mam niewiele.

Odnośnik do komentarza

Postanowiłem pomóc akcji i sięgnąłem do historii kinematografii. Jak w scenariuszu hollywodzkim wszystko musi się zazębiać i niezwykłe zbiegi okoliczności są na porządku dziennym.

 

Mortimer Duke i Randolf Duke siedzieli w hotelowym pokoju i obmyślali strategię na nadchodzący, ligowy sezon. Bossowie klubu byli przekonani, że ich drużyna awansuje do ligi wyższej bez względu na to, kto będzie ich trenerem.

- A ja ci mówię Randolfie, że naszych chłopaków może poprowadzić byle głupek. Z takimi zawodnikami mamy awans pewny, szkoda wydawać pieniądze na drogiego trenera.

- A założymy się? Przecież nawet najlepsi piłkarze muszą mieć swojego pasterza.

 

Maciek Genialny dostał nowe zlecenie. Remont wielkiego hotelu rozpoczęto od wyburzenia ścianek bocznych i poszerzenia salonu w luksusowym apartamencie. Po wypiciu 10-ciu red bulli nasz bohater siłę miał nieziemską, toteż robota szła szybko i bezboleśnie. W pewnej chwili Maciek walnął młotem za mocno i razem ze ścianą wpadł do sąsiedniego apartamentu, przerywając poufną rozmowę bossów. Ze spodni roboczych wypadł mu dyplom trenera, który nosił ze sobą zawsze jako talizman. Randolf spojrzał wymownie na Mortimera.

 

- Przerwałeś nam ważną rozmowę, wystraszyłeś kontrahenta. No to teraz twoja firma zapłaci nam gigantyczne odszkodowanie, a ty będziesz spłacał je całe życie, rozwalając młotem pół Londynu. Nie będziesz rozstawał się z tym młotem, wrośnie ci w rękę, będzie twoim przekleństwem. Chyba. że...

- Chyba, że...

- Mamy dobre serce, lubimy Polaków, pomimo tego, że wygrali z nami na Wembley. Nie wystąpimy o odszkodowanie, ba, zaproponujemy ci nową pracę. Będziemy ci płacić 5 razy tyle!

- Nie chcę rozwalać całej Anglii, ja tylko mocniej się zamachnąłem...

- Znasz się na futbolu, u nas futbol to religia?

- No, w piłkarzyki trochę grałem i u kolegi w Fm-a raz.

- Świetnie. A wiesz ilu zawodników trzeba wystawić do meczu?

- A to wiem, chyba jedenastu.

- To nam wystarczy.

- O funta? Zakład stoi – szepnęli sobie do ucha bracia Duke, zacierając ręce.

 

Tutaj może nastąpić rozwinięcie, głupie pytania nie będącego w temacie Maćka, jego zastrzeżenia i wątpliwości. Przykład.

 

- A co ja miałbym niby robić?

- Dostaniesz dres, notatnik, parę piłek i poprowadzisz treningi, a jak przyjdzie dzień meczu, my ci powiemy kiedy, napiszesz na kartce skład, a nasza sekretarka go wydrukuje i zawiesi na drzwiach szatni.

- I tylko tyle? Ale czy podołam, ja się na treningach nie znam. Nie, to jakieś żarty, ukryta kamera?

- Wolisz rozwalać pół Londynu młotem, czy pójść na dwie godziny dziennie na trening i

opalać się w słońcu.

- Przecież u was ciągle pada deszcz.

- Kupimy ci solarium! Damy współpracowników, co jeszcze?

- A bar macie? Urlop mi przysługuje? Zasiłek, chorobowe?

- Wszystko, gołe baby będą ci tańczyły na rurze, a ty będziesz grał w arta. Ale to wszystko po treningu.

- W takim razie się zgadzam.

 

Nowo upieczony menadżer przeraził się nie na żarty. Zadzwonił do kolegi z Żoliborza, aby ten odnalazł Kazika Warszawskiego i załatwił u niego wszystkie wersje Fm-a.

- Ty, Jarek, weź skocz na bazar i poszukaj tego cinkciarza w tureckiej skórze. Załatw mi u niego całą serię Fm-a, bo zostałem trenerem i muszę się nauczyć prowadzić drużynę piłkarską. Tylko szybko, bo będę miał przejebane.

 

I tak to się mogło potoczyć. Można było pokierować akcją nieco inaczej. Odpuścić bezczelnie naiwną scenę z dyplomem, w pokoju mogły tańczyć dziwki na oczach rozebranych staruszków, którzy zażądaliby dyskrecji, ale wątek pozostałby bez zmian. Wzięli za trenera głupka z Polski, przekonani, że każdy może poprowadzić ich drużynę do awansu. Później okaże się, że mieli inne zamiary, ale to w dalszej części. Brakuje jeszcze bohaterki, bo przecież opowiadanie bez kobiety jest jałowe. Z Anglią skojarzyła mi się szybko Margaret Thatcher w podeszłym wieku. A od tego droga niedaleka do... babci klozetowej. Pomijając opis, jak Maciek Genialny poznał ową damę, jedziemy szybko z nowo wymyślonym wątkiem. Budujemy lotnisko, na którym będą lądować rywale lokalnej drużyny. Babcia klozetowa będzie przesyłać pierwsze informacje o ich formie. Jakim moczem sikają (czy są odwodnieni), czy rzygają (po imprezie), czy mają długie kutasy, wreszcie - wysocy, niscy, zadbani, niechlujni itd. Wszystko. Telefon komórkowy będzie leżał obok talerzyka z drobnymi funcikami, razem z papierem toaletowym.

 

Reasumując.

 

Maciek Genialny – poprowadzi wybraną drużynę do sukcesów, bazując na doświadczeniu efemowskim. Będą komiczne sytuacje, kiedy trener zacznie krzyczeć z ławki i wydawać polecenia rodem z gry. Rozmowy motywacyjne również będą zabawne, modyfikacje treningów niezrozumiałe dla zawodników, a odprawy meczowe trafią do klasyki tragikomedii. Jednym słowem cyrk.

 

Kazik Warszawski – będziemy go widzieć bardzo często przy bramie stadionu, handlującego dziwnymi precjozami. W jego kramiku znajdzie się paznokieć z palca Ronaldo, strupek z kolana Iniesty, źdźbło trawy z meczu Anglia – Polska na Wembley i oczywiście fałszywe bilety na EURO. Kazik będzie również bezpośrednim doradcą naszego menadżera w kwestiach transferowo – finansowych, bo na pieniądzu to się zna, jak mało kto.

 

Margaret Thatcher – pierwsza informatorka. Zakocha się w Kaziku. Drużyny przeciwne nie będą miały przed nią tajemnic. Będzie gotowa przespać się ze wszystkimi piłkarzami naraz w męskiej toalecie.

 

Mortimer Duke i Randolf Duke – opiszemy ich rozmowy, rozterki, wątpliwości. I najważniejsze, ich prawdziwe zamiary. Bo potem wyjdzie na jaw, że ich celem będzie bankructwo klubu i wybudowanie na miejsce stadionu olbrzymiego centrum handlowego.

 

Najtrudniejsze za nami. Mamy bohaterów, teraz trzeba tylko opisać to, co im się przydarzyło.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...