Skocz do zawartości

Four Four Two


nordfotboll

Rekomendowane odpowiedzi

„Four Four Two”

 

Lipiec 2003

Goodison Park, Liverpool

 

#1

To był zwyczajny poranek, dzień jakich wiele w kalendarzu. Na typowe dla angielskiej klasy średniej szeregowce padały pierwsze promienie słońca. Przydomowe trawniki oddychały jeszcze ostatkami rosy. Mitchell siedząc w jednym z ostatnich, najwyższych rzędów północnej trybuny kątem oka widział szare dachy zabudowań. Patrzył beznamiętnie przed siebie, tak naprawdę nie widząc zbyt wiele. Powinien cieszyć się tym dniem. Dotarł do celu, tu gdzie zawsze chciał być. Jakaś niewidzialna siła nie pozwalała mu się jednak delektować tą chwilą. Od dłuższego czasu nawet najgłębsze zakamarki jego umysłu tonęły zalewane bezustannie czymś bliżej nieokreślonym. W ostatnich dniach czuł, że wszystko co złe w jego wnętrzu przybiera na sile, nie dając mu normalnie funkcjonować.   

To wtedy. W tym dokładnie momencie, siedząc na drewnianym i niewygodnym jak mało, która rzecz na świecie, a do tego bezlitośnie sfatygowanym krzesełku północnej trybuny Goodison Park zdał sobie sprawę, co stanowi jego główny problem. Gdzieś w głębi duszy wiedział o tym od dawien dawna, potrafił jednak doskonale zagłuszać wewnętrzny szept. Parę minut po podpisaniu umowy i spełnieniu jednego z najskrytszych marzeń podjął decyzję, że właściwie ma dość. Skończy z tym makabrycznym zatruwaniem samego siebie. Aż dziw, że doszedł tak daleko, biorąc pod uwagę wszystkie rzeczy jakie sobie robił, a które nie mogły skończyć się inaczej niż samounicestwieniem. Dziwnym trafem nie dał rady. Siedział tu i teraz. Cały, w jednym kawałku, choć duszę miał rozszarpaną na tysiące kawałków.

Dobra, uporajmy się z tym, powiedział szeptem sam do siebie, nawet lekko się przy tym uśmiechając. Koniec z wieczną, ciągłą ucieczką. Od niej przecież uciec się i tak nie da.

Miał rację.

Odnośnik do komentarza

tio: Dzięki za dobre słowo.

 

----

 

#2

Mrok. Patrzysz przed siebie, ale wszystko zlewa Ci się w bezkresną szarość. Oglądasz ulubiony serial, ale po kilku chwilach zdajesz sobie sprawę, że nie pamiętasz żadnej sceny, nawet pół kadru. Najchętniej zamknąłbyś się w czterech ścianach, wszedł pod kołdrę i spędził tak całą wieczność. Tak, to było ulubione zajęcie Mitchella w przeciągu ostatnich tygodni. Zabunkrowany w ciasnym, ciemnym mieszkaniu, jednym z tych dziesiątek mieszczących się przy Eton Street i reszcie sąsiednich ulic, całe godziny spędzał na gapieniu się w ekran telewizora. Przy życiu utrzymywało go jedynie mrożone żarcie i konieczność przejścia kilkudziesięciu metrów, zmuszając się do odbębnienia zajęć treningowych, podczas których i tak obecny był jedynie ciałem. Wszelkie poczynione postanowienia i cały z tym związany zapał uleciały w mgnieniu oka, po zaledwie kilku dniach.

Mieszkanie załatwił mu jego agent, Tom Flanagan. Znali się jeszcze z czasów juniorskiego grania i choć później ich kariery potoczyły się zgoła inaczej, Ci dwaj odmieńcy jakimś cudem przez całe lata potrafili się ze sobą dogadać, tolerując niezliczoną ilość obustronnych katastrof. Flanagan miał jeszcze jedną, być może najważniejszą zaletę. Był zawsze obecny. Szczerze mówiąc był okropnym agentem, nie mając więc praktycznie żadnych innych klientów nie robił Mitchellowi łaski przesiadując u niego godzinami i pilnując na każdym kroku. Wszak nie miał nic ciekawszego do roboty. Ale był. To odróżniało go od innych osób, które przewinęły się przez życie Mitchella znikając gdy ten pokazywał swoje prawdziwe oblicze. Flanagan w żartach zwykł mawiać, że przecież nikt normalny nie wytrzymałby tego emocjonalnego, trwającego całymi latami rollercoastera. Tak, Flanagan nie był normalny.

Na rogu Eton Street i Goodison Road znajdowało się jedyne miejsce, którego odwiedzanie w pierwszych tygodniach liverpoolskiej przygody sprawiało tej dwójce względną przyjemność. „The Peoples Pub” pozwalał tym rzezimieszkom z północy odpowiednio znieczulić się w nudne środowe wieczory. Z biegiem czasu podobnie kończyły się też te wtorkowe i czwartkowe, tworząc w ten sposób swoisty trzydniowy festiwal picia. Piątek był czasem na wyleczenie zszarganego sumienia i zabicie kaca, a kolejny dzień?

Wtedy nadchodziła sobota...

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...