Skocz do zawartości

Szuflandia


Feanor

Rekomendowane odpowiedzi

Dosłownie 2 dni przed wrzuceniem tekstu do działu tekstowego.... skasowali mi dział tekstowy :D Tworzę więc zbiorczy temat tutaj. 
 

Jakiś czas temu rozmawialiśmy z @Hajd o naszych literackich zasobach szufladowych i że może by tak stworzyć tu jakąś przestrzeń dla takich form zaczętych i nie rokujących na razie na sfinalizowanie. No więc może przełamię tremę i zacznę. Najpierw początek tekstu, potem o całym pomyśle. I, jakby to nie było jasne: to w zamyśle jest temat dla wszystkich niedoszłych literatów :)

 

***

 

- Złaź wreszcie z tego konia, bo jak cię porucham sulicą  to sam spadniesz, paniczyku – warknął Serb w hełmie i wycelował grot swej włóczni w Tankreda. Stojący obok napastnik w białej tunice uśmiechnął się krzywo, odsłaniając żółte zęby. Tankred westchnął cicho i pokręcił lekko głową.

 

Nie, żeby się bał. Był adeptem Misterium. Zastraszenie stojących przed nim oberwańców nie powinno przekraczać granic jego możliwości. Sytuacja wydawała się bardziej groteskowa, niż groźna, kaprys losu w bardzo sarkastycznym tonie. Rzecz w tym, że kaprys ten poddawał w wątpliwość sens całego jego ogromnego itinerarium. Od wielu tygodni już jechał w ten zapadły kąt Świętego Imperium po to, by ostatecznie nie spotkać umówionego przewodnika? Czekał na niego na tym rozstaju już trzeci dzień i raczej nie pomylił miejsca: stał tu ten kamienny, pogański, kamienny słup z czterema twarzami pokiereszowanymi mieczami chrześcijan, dokładnie jak opisał to jego mistrz... Czy to możliwe, że grupa maruderów tego parszywego typu zabiła go, zanim zdołał tu dotrzeć? Im dłużej patrzył na tę trójkę, która nagle wyszła z puszczańskiej gęstwiny otaczającej rozdroże przy którym obozował, tym prawdopodobniejsze było dla niego to rozwiązanie. Przewodnik miał na niego tu czekać w kalendy każdego kolejnego miesiąca, licząc od września, tymczasem…

 

  Od jakiegoś czasu już zdawał sobie sprawę, że podróż do Łużyc nie będzie spokojna. Fredemund opowiedział  mu co nieco o wojnach, jakie cesarz toczyć musiał ostatnio ze Słowianami na wschodnich rubieżach res publica christiana. Podczas podróży przez ziemie Sasów do uszu Tankreda dochodziły opowieści o okrucieństwach dzikich Wieletów, Obodrytów i Polan, o krwawych obrzędach wysmarowanych posoką kapłanów, o łupieżcach z Jomsborgu, którym zdarzało się zapuścić na te ziemie, o wilczych watachach tak bezczelnych, że we śnie podróżnych mordujących i o zbrojnych zapasach cesarza Henryka z niewdzięcznym słowiańskim władyką z Gniezna, które przetaczały się przez te ziemie przez ostatnie lata. Tyle, że od ponad roku już w tym regionie panował spokój, gdyż niepokorny Bolesław ze wschodu zmiażdżony teutońską potęgą przestał nękać pogranicze Imperium, a wraz z nim przestali to robić jego pogańscy sojusznicy. Co prawda pewne paskudne plotki sugerowały, iż ci poganie sprzymierzyli się raczej ze świątobliwym imperatorem...

 

Trzej obwiesie przed nim stojący nie przejmowali się cesarskim pokojem. Dwaj z nich zapewne byli tubylcami: zarówno trzymający włócznię, ospowaty blondyn z włosami tak skołtunionymi, że służyły mu chyba za hełm, jak i niski, zagryzający nerwowo wargę, krągłolicy młokos z wydatnym, nie pasującym do reszty oblicza orlim nosem. Obaj mieli na sobie charakterystyczne dla tych stron skórzane kaftany z naszytymi na nie żelaznymi, prostokątnymi łatami, a w ich mowie co chwila pojawiały się saskie wtręty. Młokos miał dodatkowo drewnianą tarczę z czerwonym kurem miotającym z dzioba płomienie. Łużyccy Sklawowie jak z obrazka.

 

Trzeci napastnik był inny. Spod szłomu w normańskim typie wystawały mu kędziory w barwie głębokiego brązu, gęstą brodę w tym samym kolorze przecinały srebrne szramy siwizny. Na obnażonych ramionach miał symetryczne tatuaże, końskie łby obwiedzione wieńcem z gwiazd. Biała tunika narzucona była na kolczy kaftan, który luźnymi strzępami sięgał mu do kolan. Prawą dłoń wspartą miał na głowicy miecza. Sklaw, ale z innego odgałęzienia tej barbarzyńskiej rodziny. Polanin? Tankred nasłuchał się o ponurych wojownikach gniezdneńskiego władyki i ten milczek jakoś mu pasował do tych opisów.

 

Saskiemu paniczykowi chyba umu brakuje, by rozumieć ludzką mowę - warknął znowu Serb z włócznią.

 

Napastnik mylił się, i to mylił podwójnie. Tankred nie był Sasem, nie pochodził nawet ze Świętego Imperium. W jego ojczystej Normandii o teutońskiej mowie mówiono z pogardą, i nie znał nikogo, kto zadałby sobie trud uczenia się jego arkanów. Ale rozumiał Serba, rozumiał doskonale, choć ciężko byłoby mu wypowiedzieć choćby słowo w tym barbarzyńskim języku. Efekt uboczny Rozdarcia Zasłony, który wielokrotnie już okazywał się użyteczny. Bez względu na wysiłki klechów, ludzie nie za bardzo chcieli mówić jednym, rzymskim językiem ich ukrzyżowanego, martwego boga.

 

- Machnij jeszcze raz tą włócznią i umrzesz - wycedził wreszcie, czując znajome ukłucia rosnącej furii.

 

- Mów po ludzku albo zawrzyj gębę, szczurze  - krzyknął ten krągłolicy, zbliżając się powoli do Tankreda z mieczem w dłoni.
 

Normanin zamknął oczy. Najwyraźniej łacina mu tu nie pomoże. Wypuścił powietrze i sięgnął za Zasłonę.

 

Czekała tam na niego, zawsze czekała. “Tani” szepnęła, gdy poczuła jego obecność, szepnęła ciepło, szepnęła miękko, jak kiedyś. Przez chwilę krótszą od uderzenia jego serca nieposłuszne mu ciało zadrżało w euforii. Zjeżył się, chwycił jej eteryczne “ja” i cisnął z furią ku Serbowi z sulicą.

 

Ten otworzył wybałuszył oczy, wrzasnął, zacharczał i upadł.

 

Tankred nie powinien tego robić. W chłodnej celi należącej do Fredemunda wielokrotnie słyszał, jak łatwo jest w ten sposób stracić kontrolę nad zmarłym, który może w dodatku potem szukać odwetu na swym dotychczasowym władcy. Tankred nie powinien tego robić, ale wściekłość znaczyła dla niego teraz dużo więcej, niż rozum. Wściekłość na Sklawów... i wściekłość na Annę. Wściekłość na wszystko.

 

Serb umierał, umierał szybko. Nie zobaczył co prawda Anny, tego akurat oszczędziły mu nie udoskonalone przez Rozdarcie zmysły, ale poczuł jej chłód, ten mróz wieczności który czasem dotyka nas w momentach grozy, usłyszał też to piekielne unisono jej krzyku i płaczu. To wystarczyło. Napastnik nie żył już, gdy jego ciało ciężko uderzyło o ziemię, z oczami wybałuszonymi tak bardzo, jakby miały eksplodować, z karkiem nabrzmiałym tak, jakby miał zaraz się złamać.

 

Anna nie próbowała uciekać.

 

Przez chwilę dwaj pozostali Słowianie jedynie stali, wpatrzeni w nagłą, niewytłumaczalną agonię swojego towarzysza.

 

- Precz! - wrzasnął Tankred jeden z nielicznych teutońskich wyrazów, które zdołał poznać. - Wynoście się do nor, z których wypełzliście! - dokrzyczał już po łacinie.

 

Nie docenił ich, szczególnie tego młodszego. Młody Serb nagle krzyknął, wyszarpnął zza pasa spory nóż i zaatakował (Tankred przysiągłby, że przy okazji zamknął oczy). Pchnął, celując w nogę Normanina, trafił jednak obok; ostrze ześlizgnęło się po siodle i zaryło w końskiej skórze. Koń kwiknął, stanął dęba i Tankred runął na ziemię. Nagłe uderzenie wypchnęło mu z płuc powietrze, ale nie na darmo dorastał w domu wikinga: zerwał się na nogi, zataczając się przy okazji i wyciągnął miecz. Świat wokół niego się kołysał, na języku czuł krew. Machnął na oślep swym ostrzem nie do końca zdając sobie sprawę z tego, gdzie jest jego krągłolicy  przeciwnik. Miał szczęście: Słowianin przestraszył się wyraźnie wierzchowca, wierzgającego wściekle w próbach pomszczenia zadanego mu cierpienia. Serb cofnął się kilka kroków, próbując zasłonić się swą tarczą z ognistym kurem.

 

- Pomóż mi, Krasny! - krzyknął wreszcie spanikowanym nieco głosem do swego starszego druha, który dotąd sytuacji się jedynie przyglądał. Ten splunął teraz i dobył miecza.

 

Niedobrze.

 

Tankredowi głowa ciągle fundowała mały kołowrót i posłużenie się Anną było niemożliwe. W dodatku Krasny sprawiał wrażenie biegłego w wojennym rzemiośle, a Tankred... cóż, miał krew wikingów w swoich żyłach, ale ojciec umarł zbyt szybko, by przyuczyć go porządnie w robieniu mieczem i toporem.

 

Niedobrze.

 

Skoczył ku napastnikowi z tarczą, próbując szerokim zamachem uderzyć wystającą zza szczytu okrągłą głowę, Sklaw jednak instynktownie się zasłonił i ostrze zaryło w drewnie. Tankred wyrwał je pospiesznie i zadał jeszcze jeden cios, tym razem niskim łukiem chcąc zahaczyć lewą nogę wroga. Ten jednak zaczął się cofać i miecz Tankreda trafił w próżnię. Co gorsza, młodzian przypomniał sobie chyba o trzymanej w prawej ręce włóczni i machnął nią niczym cepem, zmuszając Normana do odskoku. Krasny był już blisko.

 

Umrę szczyny Fenrira umrę umrę umrę.

 

Usłyszał tętent kopyt, nad głową przeleciał mu oszczep. Trafił w tarczę Serba, dokładnie w głowę czerwonego kura. Impet uderzenia, a może zaskoczenie młodzika wydarło mu szczyt z ręki.

 

- ODSTĄPIĆ! - rozległ się krzyk jeźdźca, jasnowłosego brodacza w srebrzystej kolczudze i hełmie z żółtą kitą rozwiewaną przez wiatr. - ODSTĄPIĆ!

 

Tankred rzucił się do przodu z krótkim zamachem, celując w szyję orlonosego Słowianina. Trafił, z gardła chlusnęła krew i młodzik runął na trawiaste pobocze traktu. Przez moment wyczulonym przez Rozdarcie oczom Normana błysnęła jego uciekająca dusza, sięgnął po nią nerwowo, łapczywie, lecz ta umknęła mu w ostatniej chwili, uciekając ku Enigmie.

 

Odwrócił się ku Krasnemu, ten jednak znikał już między drzewami.

 

- Nie ścigaj go. Dwa trupy chyba na dziś wystarczą.

 

Łacina? A to ci niespodzianka. Tankred spojrzał na nieznajomego uważniej, dysząc przy tym ciężko i opierając o kamienny słup. Słowianin zdjął hełm, odsłaniając naznaczone blizną czoło i resztę swoich lekko kręconych, długich, jasnych włosów. Przez kolczugę na piersiach przechodził mu poprzecznie gruby, skórzany pas, kryjący się częściowo pod ciemnozielonym płaszczem. Płaszcz spięty był dużą, owalną, płaską fibulą... z wypukłą alfą. Alfą Symmachii.

 

Doczekał się jednak.

 

Tankred przysiadł na darni, patrząc przez chwilę smętnie w stronę, w którą uciekł jego wierzchowiec. W głowie pulsować zaczął mu tępy ból.

 

- Wieżyce Atlantis czekają, chłodem oblewane - powiedział.

 

- Ich mieszkańcy śnią w oczekiwaniu - odparł Słowianin schodząc z konia. - Hengist mnie przysyła, nie inaczej. Jestem twoim przewodnikiem, Tankredzie z Gisors.

 

Przewodnik podszedł do leżącej obok Tankreda tarczy i zaczął siłować się z wbitym w nią oszczepem. Wyrwanie go okrasił głośnym stęknięciem.

 

- Nie uważasz, że ten zawszony uciekinier może nam jeszcze teraz wejść w szkodę? - mruknął Normanin, powoli odzyskując normalny rytm oddechu. -  Trzeba było go ubić, gdy miałeś okazję.

 

Odpowiedź nie padła od razu. Przewodnik przykucnął przy obu trupach, sprawdzając chyba, czy faktycznie są trupami. W końcu westchnął ciężko.

 

- Zabiłeś już dziś dwóch ludzi Tankredzie z Gisors, nie inaczej - zaczął wreszcie, odgarniając włosy z czoła. -  Wziąłeś sobie wszystkie ich następne dni, a sądząc po nich, mieli ich jeszcze przed sobą niemało. Mało ci?

 

- Przecież nie o to mi chodzi - warknął w odpowiedzi Tankred. - Ogłuchłeś, przewodniku?

 

- Legendarna uprzejmość ludzi Północy! A ja cię przecież słucham i wiem, że jedynie o żądzę krwi ci chodzi. Bo przecież nie obawiasz się jednego, przerażonego Słowianina, który wie już chyba, sądząc po wybałuszonych oczach tego trupa, żeś wołchw.

 

- Zważ na słowa - wycedził Tankred podrywając się na nogi.

 

- Tak, wiem, ci dwaj nie zważali i teraz leżą tu, stygnąc.

 

Przewodnik zamilkł, sięgnął po leżący obok solidny konar, powstał i zaczął ryć nim w ziemi linię za linią. Po chwili, gdy stworzył w ten sposób zaorany płytko prostokąt, spulchnioną ziemię zaczął wybierać rękami.

 

- Chcesz ich pochować? - spytał po chwili Tankred. - I... wybacz mi. To ze... wzburzenia. Ta trójka chciała mnie złupić, a i ubić przy okazji też pewnie... Tyle że... Wybacz. Nie spytałem cię nawet o miano.

 

Nie od razu otrzymał odpowiedź. Tankred westchnął w końcu i wziął się do pomocy przy kopaniu dołu. Gdy głęboki był na jakieś trzy łokcie, wrzucili do niego ciała i przysypali ziemią i leżącymi nieopodal kamieniami. Na szczycie grobu wetknęli między kamienie tarczę z czerwonym kurem. Gdy skończyli, przez jakiś czas potrafili jedynie ciężko oddychać. Oddechy i szum drzew, po chwili dołączyła kukułka.

 

- Ci dwaj pewnie woleliby spłonąć, ale skoro odezwała się zazula, to może i pogrzebanie im odpowiada - powiedział wreszcie przewodnik Tankreda, spoglądając w niebo. - Próbowali cię ograbić, bo po wojnie cesarza z księciem gnieźnieńskim i ostatniej zimie bieda prowadzi tutejszych do rozpaczy, a rozpacz wszystko usprawiedliwia. Tyczy się to tych dwóch, których kamieniami właśnie przywaliliśmy, bo ten który zbiegł to maruder jakiś, który zadomowić się tu chce, nie inaczej. Nie ma się co nim przejmować, bo maruderzy nigdy silniejszego nie popróbują, nigdy go już, daj Chryste, nie zobaczymy.

 

Kukułka ucichła. Naprawdę niesiesz ich dusze? Gdzie je niesiesz, ptaszku?

 

- A moje miano brzmi Lambert Mieszkowic, Tankredzie z Gisors.

 

***

 

No i to na razie tyle :) Większość napisałem w ciągu kilku ostatnich dni, bo trafiła mi się sytuacja, że mam teraz sporo wolnego czasu. Tym niemniej moje tempo pisania jest i tak na tyle wolne, że nie wierzę, bym to kiedykolwiek ukończył (zazdroszczę takim Hajdom i Szkom tego świata ich łatwości w pisaniu, ten tekst ma niecałe 2k znaków a pisany był chyba 6 dni :D ). Generalnie zamysł jest taki, by była to taka „historia sekretna”. Mamy tu tajną organizację magów „nekromantów”, którzy posługują się przechwytywanymi w momencie śmierci ludzkimi duszami. Organizacja ma kilka tysięcy lat i na początku XI wieku jest w rozsypce: głównym czynnikiem jest tu chrześcijaństwo, ale także prywatne ambicje kilku członków oraz stosunek do Miazmatu, głównego zagrożenia fabuły, koszmarnego tworu który powstał ze zmieszania kilkuset tysięcy dusz. Miazmat ma teraz jedną, ogarniętą szaleństwem i furią świadomość i się „zbliża” powoli poprzez eter do dusz żyjących. Jak powstał, czym w istocie jest, jak go pokonać: no to jest quest główny bohaterów. Tych ma być 3 lub 4, jeszcze nie zdecydowałem (w tym ci dwaj powyżej). Quest główny będzie długo mocno na uboczu (jak w ASoIaF :D ), bo protagoniści mają być też uwikłani w politykę środkowoeuropejską (bardziej jako przedmioty niż jej podmioty). Wszystko miałoby się skończyć w czasie powstania pogańskiego w Polsce :)

 

tak przy okazji, najbardziej borykam się z:
* dialogami

* spójnymi wizjami przekonujących bohaterów

* postaciami kobiecymi (do tego stopnia, że jednym z moich pomysłów (już czysto fantasy) jest umierająca cywilizacja, w której kilkanaście lat wcześniej sztucznie wywołana epidemia... uśmierciła je wszystkie (pozornie) :D )

 

Co Wy na taki temat?

  • Lubię! 5
Odnośnik do komentarza

Świetny ten początek! Bardzo mi się podoba. Bardzo fajnie wciągasz czytelnika w opowieść, historia zapowiada się interesująco. Mam nadzieję, że podzielisz się też dalszym ciągiem.

 

Temat fajny, warto taki "kącik pisarski" mieć (zresztą już był ale po rewolucji @verlee, która miała wszystko ułatwiać i czynić lepszym gdzieś zniknął).

Dla tych którzy chcą pisać i czytać mógłby też być takim "kącikiem motywującym" do pracy.

 

Chodzi mi po głowie powieść, ciągle nie do końca wiem jakim gatunkiem się stanie: kryminałem, thrillerem, może horrorem.  

  • Lubię! 1
  • Dzięki! 1
Odnośnik do komentarza
32 minutes ago, tio said:

Temat fajny, warto taki "kącik pisarski" mieć (zresztą już był ale po rewolucji @verlee, która miała wszystko ułatwiać i czynić lepszym gdzieś zniknął).

Dla tych którzy chcą pisać i czytać mógłby też być takim "kącikiem motywującym" do pracy.

Przez ostatnie prawie pół roku nikt tam nic nie napisał. Znajdźcie osoby, które będą chętne, i piszcie regularnie, to możecie sobie dowolnie bez zgody MT założyć swój klub i kącik wróci na swoje miejsce.

Odnośnik do komentarza

Ale wiesz, że w tym Hyde Parku to te teksty tak zostały wrzucone, że nie ma szans by je tam znaleźć? 

Moim zdaniem wygląda to tak: wisiał sobie dział tekstowy, gdzie każdy mógł w osobnym temacie wrzucić swój tekst czy choćby pomysł na takowy. Pojawił się pomysł, że to udoskonalimy i stworzymy "klub" (do dziś nie za bardzo kumam jak te kluby działają i w czym niby są lepsze). Ale po kilku miesiącach modteam postanowił "ukarać" nieaktywne kluby i je zlikwidował wyrzucając całą zawartość bez ładu i składu to Hyde Parku.

Miało być lepiej a jest gorzej.

  • Lubię! 7
Odnośnik do komentarza
1 hour ago, tio said:

(do dziś nie za bardzo kumam jak te kluby działają i w czym niby są lepsze).

No tutaj jest idealny use case klubów — jeśli zbierze się odpowiednio wiele zainteresowanych osób i będą one aktywne, bez pytania kogokolwiek z MT o cokolwiek możecie sobie taki dział znowu założyć. W obecnym kształcie jednak dział tekstowy to był trup i jest to raczej fakt. Było to jedno z najmniej aktywnych miejsc na całym forum. Dlatego być może powinien to być temat, a nie dział. Rozumiem twoją opinię i skąd się ona bierze, ale MT prowadzi całe forum, a nie tylko dział tekstowy. Jakby co, to odpisuję dla nadania kontekstu, a nie w celu ciągnięcia tej dyskusji lub flejmowania, bo to IMO nie ma sensu — jeśli naprawdę chcecie, to droga do założenia nowego klubu jest jak najbardziej otwarta w jakiejś nowej, lepszej formule, a jeśli będzie hulał, to ja wtedy obiecuję, że przeniosę tam stare teksty. Nie widzę żadnego problemu, żeby to zrobić ;) 

 

Wychodzę już z tego tematu, żeby nie zabijać tymi ocenami (starego!) działu nowego twórczego optymizmu :D 

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...